Udając się
na spoczynek puściłem wodze fantazji. Czarnej fantazji. Mamy oto rok 2020 i
od kilku miesięcy obowiązuje nowa Konstytucja, w myśl której, Polska jako drugi
w Europie kraj, po Malcie, staje się państwem wyznaniowym. O ile to pierwsze
jest nim praktycznie tylko z nazwy, o tyle w naszym kraju już nie tylko o nazwę
chodzi. Religia katolicka stają się oficjalnie religią, jako jedynie słuszną i
nie ma już niezależności między nią a polityką. Nie ma już rozgraniczenie
między tym, co świeckie, a co boskie. W końcu to kraj, gdzie 95 procent
społeczeństwa deklaruje się jako katolicy. Ściślej, tylu przyjęło chrzest w tej
wierze, a aktu chrztu w żaden sposób wymazać nie sposób.
Konsekwencją
tego mariażu religii i polityki, przynajmniej w kilku kwestiach, demokracja
staje się zbyteczna. Nie trzeba już wybierać Prezydenta, bo tę funkcję w
naturalnej konsekwencji wyznaniowości przejmuje niemal z automatu Prymas
Polski. Również z automatu Episkopat Polski przejmuje rolę Senatu. Jedynym
demokratycznym elementem życia politycznego są wybory do Sejmu, obwarowane
jednak podstawowym warunkiem, kandydaci muszą być głęboko wierzącymi
katolikami, przy czym minimum czwartą część musieliby stanowić księżą. To z
tego gremium prezydent vel prymas tworzy rząd Rzeczpospolitej Polski Katolickiej.
W sferze
publicznej też następują poważne zmiany. Oprócz istniejących służb specjalnych
i policji cywilnej powołuje się tzw. policję religijną zajmującą się przede
wszystkim eliminowaniem zagrożeń antyreligijnych i łamaniu Dekalogu ze
wskazaniem na pierwsze trzy i szóste przykazanie. A w związku z tymi
przykazaniami uczestnictwo w niedzielnej mszy świętej stałoby się obowiązkowe,
istniałby kategoryczny zakaz rozwodów, ślub tylko kościelny, o zakzie związków
nieformalnych nie muszę wspominać. Dodatkowo istniałby obowiązek trzech
modlitw. Na przykład rano Pater Noster,
w południe Anioł Pański, wieczorem Koronka
do Bożego miłosierdzia. W tym czasie, powiedzmy na pięciu minut, zamiera
jakiekolwiek życie, np. wszystkie światła na skrzyżowaniach zapalają się na
czerwono. Aby nie było tragicznie, pojazdy uprzywilejowane miałyby dyspensę,
gdy chodzi o ratowanie życia poczętego.
W sferze
medialnej istniałyby tylko te media, które wyznają wartości katolickie.
Internet też da się ograniczyć (ocenzurować) do treści ściśle związanych z
wartościami katolickimi, a ponieważ inwigilacja byłaby prawnie usankcjonowana,
każda próba dotarcia do innych stref, kończyłaby się minimum tygodniowy
więzieniem (patrz pomysł pana Ziobry) i dożywotnim pozbawieniem możliwości
dostępu do netu. O edukacji nie trzeba wiele pisać. Religia, religia i jeszcze
raz religia. Podstawową ideologią nauczania stałby się Inteligentny Projekt z
możliwością dopuszczenia jako alternatywy – kreacjonizmu. Biblia byłaby
podręcznikiem obowiązkowym. W końcu religia nie uczy niczego złego. W sferze
kultury i sztuki w miejsce dawnego socrealizmu powstałby religiorealizm, piękna
sprawa, bo religijne obrazy i muzyka wzruszają...
Pewnie
istnienie innych religii i ateizmu byłoby dopuszczalne, ale tylko w takich
przypadkach, kiedy te odziedziczyłoby się po rodzicach. Samoistne przejście na
inną religię czy ateizm byłoby już karane, jako sprzeczne z ideą państwa
katolickiego. Przy czym te mniejszości miałyby ograniczone prawa (np.
pozbawienie praw wyborczych, zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk, możliwość
otrzymywania jakichkolwiek zasiłków, itp.)
Się
obudziłem z tego koszmaru, zlany zimnym potem. To w końcu tylko nierealny sen,
bo przecież Sobór Watykański II zabronił mieszania się sacrum z profanum.
Taaak, ale niedawno znalazłem takie oto komentarze: „Wolność religijna oraz
rozdział Kościoła od państwa wywodzi się z masońskich ideologii, które chcą
zrównać prawdę z fałszem, czemu Kościół ze swoim Magisterium zawsze się
przeciwstawiał. Dopiero zwycięstwo tych masońskich i modernistycznych błędów na
Soborze Watykańskim II doprowadziło do sytuacji obecnej, gdzie Prawda zrównana
jest z kłamstwem, a Chrystus postawiony na równi z Beliarem.*”, oraz „Stąd pochodzi nieuporządkowanie umysłów,
stąd w młodzieży coraz większe zepsucie, stąd u ludu pogarda najświętszych praw
i rzeczy duchowych, stąd słowem: zaraza w państwie szkodliwsza nad wszystkie,
ponieważ wiadomo na podstawie doświadczenia opartego na całym starożytnym
dorobku, że państwa kwitnące potęgą, sławą i zamożnością upadły tylko z powodu
tego jednego nieszczęścia, nieumiarkowanej dowolności opinii, wolności
wypowiedzi i żądzy coraz to nowych zmian.(Encyklika Grzegorza XVI Mirari Vos
pkt. 14)”.
I już nie
wiem czy mam się bać, czy może lepiej do jakiegoś psychiatry po psychotropy,
które uwolnią mnie od takich koszmarów? Gwoli wyjaśnienia, ten sen oparty jest
na wzorcach państw stricte
wyznaniowych, choć innych religii.
Przypisy:
* - Beliar – mroczny bóg śmierci.