wtorek, 21 lutego 2017

Cud uzdrowienia



  To tak a propos, bo czeka mnie pobyt w szpitalu. Znalazłem  przypadkiem (wierzę tylko w przypadki), artykuł o chorobie i uzdrowieniu. Na katolickim portalu, choć akurat nie o uzdrowienie duszy tam chodzi, a jak najbardziej ciała. Inaczej bym nie pisał.

  Ks. Serafino Falvo tłumaczy mi, że są dwa podejścia do choroby1. Można mówić, że jest się chorym, ale dla niego bardziej poprawnym jest stwierdzenie: „Jestem pełny Boga. Jest we mnie wprawdzie jakieś obce ciało, choroba, ale nie jest mną”2. Próbowałem to rozgryźć, niestety bezskutecznie. Przecież ta choroba jest we mnie, gdybym był wierzącym, uznałbym, że tak samo jak Bóg. Ba!, sorry za sarkazm, na zasadzie zamienności, mógłbym powiedzieć, że Bóg jest we mnie tak samo jak choroba. Ok, we mnie Boga nie ma, nie będę więc rozstrzygał. Choć podoba mi się w tym kontekście powiedzenie „Jak trwoga to do Boga”. Nie mam takiej potrzeby, ale znaczenie tego powiedzenia wyjaśni się na końcu felietonu.

  Bo też ks. Serafino daje mi wskazówkę: „Musimy zdystansować się do swojej choroby, a następnie z wiarą przedstawić Jezusowi ten problem: Jezu, coś złego dzieje się w moim żołądku, w głowie. (...) W imię Jezusa, który żyje we mnie, rozkazuję więc tej chorobie: Odejdź precz ode mnie”. A minister zdrowia kombinuje jak koń pod górkę, jak zatrzymać w Polsce emigrujący personel medyczny, bo nie ma nas kto leczyć. W katolickim kraju, gdzie połowa obywateli ma się za głęboko wierzących, powinno być o połowę mniej pacjentów. A ja w kolejce do tego szpitala, choć odchodzę od zmysłów (pewnie stąd moja zjadliwość), czekałem dwa miesiące (sic!) Nie, nie piszę o tym oczekując współczucia, mam świadomość tego, jakie są realia. I cierpię cierpieniem danym nam od Boga. Jeśli nawet nie danym, to na nie nas skazującym.

  Dalej też jest ciekawie. Aby ta prośba, a raczej żądanie wyleczenia się spełniło, trzeba jednak spełnić pewne warunki, które mają zlikwidować błędy życia: „Są to nie wyspowiadane grzechy, ciężkie grzechy. Jezus wtedy nic nie może zrobić. Innym powodem jest, gdy nie wybaczyliśmy komuś, kto nam coś złego uczynił. Wybaczenie jest konieczne – gniew i zawiść wewnątrz nas są jak trucizna. Jeżeli ktoś nosi w sobie truciznę, na pewno nie wyzdrowieje. Jest jeszcze jedna blokada, oddzielająca nas od uzdrowienia. To brak pragnienia przemiany życia”. I tu znów konsternacja. Z grzechami nie problem, przed takim „leczeniem” zawsze można się wyspowiadać. Gorzej z wybaczaniem, bo patrząc na wielbicieli o. Rydzyka jestem przekonany, że im wybaczanie przychodzi bardzo trudno, jeśli w ogóle przychodzi. A o jakiej przemianie życia może mówić głęboko wierzący i regularnie praktykujący? Czyżby miał stać się ateistą? Raczej nie sądzę, że o to chodziło ks. Serafino.

  Potrzebne jest też wsparcie modlitewne innych. Ale: „(...) tu uważajcie bracia na fałszywych uzdrowicieli. (...) My nie uzdrawiamy nikogo, to Jezus uzdrawia. Módlcie się za chorych. Ale uważajcie na tych, którzy zaledwie otrzymali chrzest w Duchu Świętym, a już idą, aby uzdrawiać”. Tu wyjaśnię, chodzi oczywiście o wszelkiej maści „uzdrawiaczy”, choć to nie do końca jest takie jasne, bo przecież apel „Módlcie się” jest skierowany do wszystkich. Czy chory ma wpływ na to, kto modli się za jego uzdrowienie? Cała „kuracja” może pójść na marne, jeśli wśród tych modlących znajdzie się choć jedna czarna owca, faryzeusz jakiś. Przy czym szczególnie należy uważać na lekarzy i lekarstwa jakie nam przepisują: „(...) nie wierzcie zbytnio jedynie lekarzom i lekarstwom, ponieważ Jezus może uzdrawiać także bez lekarstw. Nie skupiajcie się też na symptomach chorób, ponieważ one nie są ostateczną prawdą. (...) Jezus obiecał nam uzdrowienie i to wystarczy – Jego obietnica”. Kolejny przyczynek do tego, by szpitale i przychodnie świeciły pustkami. Tak jak francuskie i niemieckie kościoły. Bo nam tylko się wydaje, że jesteśmy chorzy, nawet jeśli ciężko.

  Jest tylko jeden szkopuł, o którym ks. Serafino lojalnie wspomina: „W wielu przypadkach uzdrowienie jednak nie jest natychmiastowe. (...) Ktoś przychodzi, modli się, ale nie doznaje uzdrowienia. Wraca do domu i mówi: „Nie zostałem uzdrowiony. Ale zawód, wszystko stracone!” Tu znów mam wątpliwości. Z tego fragmentu wynika, że chory dozna uzdrowienia, jeśli gdzieś przychodzi. Domyślam się, że chodzi o dom modlitewny, ale pewności nie mam. A co, jeśli pójść nie może, a wątpię czy w tych domach modlitewnych jest karetka pogotowia? Ok, to tylko szczegół, bo ks. Serafino zapewnia nas, że jeśli zmienimy myślenie i zamiast „wszystko stracone” powiemy: „Choć tego nie widzę, wierzę, że jestem uzdrowiony”, już jest dobrze. I z tym się w pełni zgodzę. Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze, bo grabarze będą mieli zajęcie, choć oni i tak na jego brak nie narzekają... i ZUS zaoszczędzi.

  Proszę Was, moi Czytelnicy – nie módlcie się o moje wyzdrowienie – bo choć we wszystkim obowiązuje zasada ograniczonego zaufania, ja zdecydowanie bardziej niż modlitwom, ufam lekarzom.

Przypisy:
1 - http://www.katolik.pl/uwierzyc-w-uzdrowienie,27822,416,cz.html
2 – wszystkie cytaty pochodzą z omawianego artykułu.


54 komentarze:

  1. No cóż, ja tam nie wierzę, żeby akurat Bóg wsłuchiwał się w modlitwy i sobie wybierał, Antka uleczę, ale Karola nie. Wierzę natomiast w sugestywną moc wiary, która wspomaga samouleczenie.

    Nawiązując do felietonu, jestem za tym, by księża wypisywali recepty. Na katar nowenna w południe, na przeziębienie 5 zdrowasiek, na grypę 3 razy ojcze raz rano i wieczorem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samouleczyć to się można z kataru (bez nowenny), z przeziębienia (bez zdrowasiek), z grypy jeśli bez powikłań (bez Ojcze nasz), a nawet z lekkich ran na ciele. Chciałbym to jednak widzieć jak księża przepisują recepty na poważniejsze dolegliwości, np., na przewlekłe bóle kręgosłupa – leżenie pokotem na kościelnej posadzce, bóle stawów – klęczenie przed ołtarzem, czy bóle żołądka – płukanie wodą święconą... ;)

      Usuń
  2. Radek rzeczywiście jest chory...

    Asmodeuszu,Tobie ten ksiądz daje rade??? No to jestem w szoku...

    A mnie kiedyś ksiądz powiedział,że jak trwoga to TRZEBA do Boga.
    Anastazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasti, jaki ksiądz i w czym mi daje radę, bo nie rozumiem?
      I dlaczego trzeba?

      Usuń
    2. Bo też ks. Serafino daje mi radę - w Ty napisałeś?Daje mi radę,to chyba chodzi o Ciebie?Czy mój mózg coś źle zinterpretował?

      Jak trwoga to do Boga - zawsze jest to wypowiadane jako przytyk.Wiadomo,ze to zależy od sytuacji ale jak trwoga to trzeba do Boga ale to akurat nie dotyczy Ciebie:)
      A.

      Usuń
    3. Poprawiłem na wskazówkę. Teraz lepiej? ;)

      A wiesz, że często mi się tę trwogę wypomina? Jak amen w pacierzu, będę w ostatniej godzinie chciał w Niego uwierzyć...

      Usuń
    4. Ojjjj Asmodeuszu - skup się! Nie chodziło o to,że ksiądz daje rade czy też wskazówkę ale o to,ze Tobie!No jak Tobie,skoro jesteś ateistą?Chyba daje tę radę,wskazówkę wierzącym?

      Jak rozumiem to ironia?Dzisiaj się gubię...
      A.

      Usuń
    5. Kurde, czyżby nikt nie skumał że mój komentarz to sarkazm?

      Usuń
    6. Kurde,nie.Też wierzę w sugestywną moc wiary:)I nie,to nie jest sarkazm.Są badania dowodzące tego jak ważne jest psychiczne nastawienie do leczenia,a co za tym idzie - można się wspomóc wiarą.
      A.

      Usuń
    7. Miałem na myśli te recepty... Bo już nie wiem po czym widać że jestem chory.

      Usuń
    8. Nie wyłapałeś że ksiądz daje rade Asmodeuszowi.To Ty zawsze wyłapujesz takie niuanse;)
      Wiem,że o to Ci chodziło.Droczę się:)Ale znaleźli by się i tacy co by pomysł podłapali;)
      A.

      Usuń
  3. A ja Ci życzę i cudów, i uzdrowienia, byś w dobrym zdrowiu zrzędził jak najdłużej.
    Trzymam kciuki i wysyłam zapas dobrej energii. Pozdrawiam serdecznie Asmodeuszu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. kurde... to po co księża chodzą do lekarzy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie po co, ale raczej dlaczego? Dlatego, iż nie znają mocy Ducha Świętego...Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Jestem w szpitalu, tu też ksiądz chodzi, co drugi dzień, ale nie jako chory, ale jako ten, który chce wspomóc lekarzy ;)
      Natomiast sami leczą się u lekarzy, bo Bóg, Bogiem, ale lekarz jakby pewniejszy :))) i na miejscu...

      Usuń
  5. Olimpio, czyżbyś do lekarza nawet na wizyty kontrolne nie chodziła, bo uważasz, że natchnął Cię Duch Świety? NIe szukaj sarkazmu, zapytałem całkiem poważnie.
    Odwzajemniam pozdrowienia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wizyty kontrolne chodzę, a jakże ale tylko po to, aby potwierdzić moją pozytywną diagnozę... Hmmm... Wszyscy, którzy żyją w świecie, jakby nie mają innej alternatywy, dlatego leczą się u lekarzy. Ja żyję w Królestwie Bożym, więc mam moc, aby w imieniu Jezusa deptać po "wężach i skorpionach"
      Widzisz Asmodeuszu, Jezus nasze choroby poniósł na krzyż Golgoty, On przeszło 2000 lat temu rozprawił się ze wszystkimi możliwymi chorobami tego świata... Ja w to wierzę, a zatem każda niemoc, która wkracza w moje życie, słyszy ode mnie stanowcze NIE !!! Nie zgadzam się na chorobę, jednocześnie zgadzając się z Bożym Słowem, z Bożą prawdą, a ona mówi: Iz.53:4-5 "Lecz on nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na siebie. A my mniemaliśmy, że jest zraniony, przez Boga zbity i umęczony. Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a JEGO RANAMI JESTEŚMY ULECZENI".
      Ja po prostu sięgam po Bożą moc we mnie (Duch Św.), 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu mam do niej dostęp, dlatego, że jestem dzieckiem Bożym. Duch Święty Asmodeuszu we mnie mieszka i nie dlatego, że jestem jakaś wyjątkowa... Nie! On jest dla każdego, kto zechce Go przyjąć, przez wiarę w Jezusa Chrystusa.
      Psalm 53 "Mówi głupi w sercu swoim -Nie ma Boga" A skoro nie ma Boga, jedynie w lekarzu nadzieja...
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Właśnie mam napisać jeszcze jedną notkę na ten temat (znalazłem ciekawe nowe materiały).

      Cóż, jak wnioskuję, jesteś jeszcze młoda i masz prawo być zdrowa, tego Ci zresztą życzę do samej śmierci. Ale ja mam okazję być w szpitalu, gdzie ludzie czekają tygodniami w kolejce. Dla tych wierzących i ufnych a działanie Ducha Świętego jest nawet kaplica, a jednak bez lekarzy ani rusz. Ja też przez sześćdziesiąt lat cieszyłem się nienagannym zdrowiem, nawet gdy przestałem wierzyć. A jednak, gdy ząb zabolał bez względu na stosunek wiary, szukałem ratunku u dentysty a nie u Ducha Świętego – inaczej byłbym szczerbaty. Gdy złamałem nogę pomocy udzielił mi chirurg, a nie Duch Święty. Fakt, mógłbym poczekać na Jego interwencję, ale pewnie zostałbym „kuternogą”. Gdy do oka wbiła mi się drzazga, mogłem czekać aż w bólu oko wypłynie dzięki pomocy Ducha Świętego, nigdy by mnie już więcej takie nieszczęście nie spotkało.

      Gdzież w takim razie Twoje zaufanie do Ducha Świętego, skoro chodzisz sprawdzać Jego opiekę? Ale rozumiem, wszędzie obowiązuje nas zasada ograniczonego zaufania, czego nigdy nikomu nie miałbym za złe.

      Jeszcze raz życzę samego zdrówka.

      Usuń
    3. To ja już wiem czemu dzieci umierają...
      Anastazja

      Usuń
    4. Myślę, że jednak nie wiesz Anastazjo....Pozdrawiam

      Usuń
    5. No to mi wytłumacz,raz Ci już zadałam to pytanie i nie uzyskałam odpowiedzi.
      A.

      Usuń
    6. Anastazjo, choroby i śmierć to diabelska opresja. To atak "złego", ale każdy nowo narodzony chrześcijanin wie jak z takiej opresji wychodzić, ma moc aby z niej wychodzić..."Zły" atakuje rodziców uśmiercając ich dzieci... Jakże często nie zdajemy sobie sprawy z jego realnej obecności. Ale tak nie musi być...Moc Ducha Świetego uzdalnia nas do mówienia "Złemu" - NIE!!! Zabieraj łapy od mojego dziecka! Zabieraj łapy od mojego zdrowia! To działa, wystarczy zrobić krok wiary, a Bóg zrobi ten krok z Tobą. Ja tak wierzę i dlatego oglądam rezultaty mojego stanowczego przeciwstawiania się Złemu"

      Usuń
    7. Piszesz Asmodeuszu: " A jednak, gdy ząb zabolał bez względu na stosunek wiary, szukałem ratunku u dentysty a nie u Ducha Świętego – inaczej byłbym szczerbaty. Gdy złamałem nogę pomocy udzielił mi chirurg, a nie Duch Święty. Fakt, mógłbym poczekać na Jego interwencję, ale pewnie zostałbym „kuternogą”. Gdy do oka wbiła mi się drzazga, mogłem czekać aż w bólu oko wypłynie dzięki pomocy Ducha Świętego, nigdy by mnie już więcej takie nieszczęście nie spotkało."
      Zapomniałeś Asmodeuszu, a może po prostu tego nie wiesz, że dochodzi jeszcze kwestia Bożej ochrony. Bo gdy jesteś w Chrystusie "Zły" tak naprawdę nie ma do Ciebie dostępu.
      Psalm 91:7-10
      Choć tysiąc padnie u twego boku,
      a dziesięć tysięcy po twojej prawicy:
      ciebie to nie spotka.
      Ty ujrzysz na własne oczy:
      będziesz widział odpłatę daną grzesznikom.
      Albowiem Pan jest twoją ucieczką,
      jako obrońcę wziąłeś sobie Najwyższego.
      Niedola nie przystąpi do ciebie,
      a cios nie spotka twojego namiotu"

      Usuń
    8. Jak to mam rozumieć?Że rodzice umierających dzieci modlą się - bądź wola Twoja?Że się godzą na śmierć swojego dziecka,bo Bóg tak chce?Myślisz,że gdyby tak było jak piszesz to kolejki do lekarza czy na oddział szpitalny tyle by się czekało?I z pewnością szpitalne ściany "słyszały" więcej szczerych modlitw niż ściany w kościele.A może tu nie chodzi o modlitwę?W takim razie o co?Bo póki co zrozumiałam tyle,że rodzice za mało wierzą w uzdrawiającą moc Ducha Świętego.Tylko,że dzieci i ich rodzice to odrębne jednostki.Z tego co wcześniej napisałaś wnioskuję,że dziecko powinno chcieć przyjąć do siebie Ducha Świętego ale ono chyba powinno rozumieć kogo i po co?
      A to co odpisałaś Asmodeuszowi na temat bolącego zęba,to mnie przerosło...
      A.

      Usuń
    9. Odpiszę Ci psalmem na temat:
      „Powstań, o Panie!
      Ocal mnie mój Boże!
      Bo uderzyłeś w szczękę wszystkich moich wrogów
      I wyłamałeś zęby grzeszników” [Psalm 3, 8]
      I jeszcze jeden dość znamienny:
      „Zmiłuj się nade mną bom słaby
      Ulecz mnie Panie, bo kości moje strwożone
      I duszę moją ogarnia wielka trwoga
      Lecz Ty, o Panie, jak długo jeszcze?” [Psalm 6, 3-4], który świadczy tylko o tym, że wiara przed cierpieniem i trwogą Cię nie uchroni. Gdyby ludzie (wierzący) nie cierpieli, nie musieliby wznosić próśb błagalnych. To nie diabeł jest winien naszego cierpienia, a Bóg, który wyłamuje zęby. Taaak, ten dobry i miłosierny Bóg (sic!)

      Usuń
    10. @A i @Asmodeusz
      Bóg w ludzkiej postaci, osobiście przybył na ziemię, aby nas ocalić...Dzielo ocalenia miało miejsce na krzyżu. To już się dokonało... On ocalił tych wszystkich, którzy wierzą w Jego imię...Czytając psalmy, w ogóle cały stary testament musisz spojrzeć z perspektywy krzyża i tego, co się na nim dokonało, wtedy zrozumiesz... Cały ST to cień tego, co miało nadejść wraz z krzyżem Jezusa, to zapowiedż odkupienia...
      Rodzice modlą się, a jakże "Bądż wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi" Ale samo modlenie nic tu jeszcze nie zmienia, zmienia wiara, zmienia nowonarodzenie, zmienia wyznanie Jezusa swoim Panem, zmienia podążanie za Jego słowem...Modlitwa tak, ale jedynie sprawiedliwego, w którym mieszka Duch Świety, gdyż to On, a w zasadzie Jego Boża moc sprawia, że rzeczy się dzieją...
      Co do dzieci...Hmmm...Dziecko, dopóki jest dzieckiem nie potrafi z pełną świadomością uwierzyć, a bez tego obecnosć Ducha Świetego nie jest możliwa...Jednak uleczyć je, czy uchronić od śmierci mogą jego nowonarodzeni rodzice, czy też wszyscy inni, prawdziwie wierzący, którzy jeśli tylko zechcą, mają moc Ducha Św. aby to uczynić.
      Zły, uśmiercając dzieci uderza w naszą najczulszą strunę i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Abyśmy mniemali, że to Boże dzieło. On doskonale wie w kogo ma uderzyć, uderza celnie we wszystkich tych, którzy nie posiadają mocy DŚ, we wszystkich tych, którzy bez Niego są bezbronni.
      Co do zęba...Niewierzących przerasta wszystko to, co wymyka się spod kontroli umysłu... A jednak uzdrowienia mają miejsce i z dnia na dzień jest ich coraz więcej...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    11. Olimpio możesz mi tak po prostu odpowiedzieć na pytanie na które nie odpowiedziała Asmodeuszowi ? Dlaczego sprawdzasz stan swojego zdrowia skoro wierzysz ? Nie do końca jednak ? I czy czepiać się stomatologa masz wszystkie żeby zdrowe ? A jeśli wdaje się w nie próchnica to sama ja sobie zaleczasz bez wizyty u specjalisty ?

      Usuń
    12. Olimpio...na początek ważna sprawa - ja jestem wierząca.
      I nie przekonywuje mnie to co napisałaś.Bo z tego wynika,że tych prawdziwie wierzących jest 1%.Skoro Tobie Duch Święty pomaga to fajnie ale też nie rozumiem po co te kontrolne wizyty u lekarza.To jest już nas troje.Może jednak wytłumaczysz nam jak chłopu na miedzy?
      Powołujesz się na Sary Testament...Tam też się dopatrujesz,że wszystko co złe jest sprawką Złego a nie Boga?
      A Ty Olimpio pojmujesz to wszystko swoim umysłem?
      Anastazja

      Usuń
    13. Olimpio:

      Jeśli Zły zabija dzieci za winy rodziców, a Bóg na to przyzwala, to ten Twój Bóg jest najbardziej potworną istotą jaką człowiek mógł wymyślić. Tak postępowali naziści, gdy za jednego zabitego Niemca, rozstrzeliwano dziesięciu niczemu niewinnych przypadkowych z łapanki. W obliczu takiego Boga nawet aborcjoniści to przysłowiowy pikuś. Podobnie byłoby w przypadku zezwolenia tego Boga na zadawanie przez Szatana człowiekowi fizycznego cierpienia. On wprawdzie bezpośrednio bólu nie zadaje, ale skoro dał taką moc Szatanowi, jest współodpowiedzialny! Tym bardziej, że jest wielu, którzy uwierzyli a i tak cierpią, chorują i spotyka ich niezliczona ilość innych nieszczęść, za które Ty obwiniasz Złego, ale na to dał mu pozwolenie Twój Bóg. Wolna wola staje się w tym przypadku iluzją, bajką dla niegrzecznych dzieci.

      Masz rację, mnie już wiara niematerialny, a podobno sprawcy byt przerasta, szczególnie na podstawie Psalmów, bo znam je niemal na pamięć. Takich sprzeczności nie da się logicznie uzasadnić. Natomiast w narastającą ilość uzdrowień wierzę, ale nie tych cudownych, a tych dokonywanych przez coraz mocniej rozwijającą się medycynę. Nie tak dawno czytałem, że przez ostatnie sto lat naliczono około kilka tysiąca cudownych uzdrowień, które najczęściej nikt nie chce poddać rzeczowej kontroli, a niemal wszystkie mają uzasadnić świętość nowokanonizowanych. W tym samym czasie setki milionów wiernych, mimo pielgrzymek i modłów do Ducha Świętego, może liczyć tylko na fachowy personel medyczny i zdobycze medycyny. Przyznasz, że proporcje i jasność metod prawdziwie leczniczych, dyskredytują cudowność boskich uzdrowień?

      Usuń
    14. Asmodeuszu, widzisz sprzeczności w Psalmach, ponieważ nie czytasz ich przez pryzmat Ewangelii, nie rozumiesz, ponieważ negujesz to wszystko, co na krzyżu miało miejsce. A tak się po prostu nie da tego pojąć. Zły zabija dzieci, a Ty z uporem maniaka twierdzisz, że to Boga należy o to obwiniać, bo nie reaguje... Nie reaguje? On zareagował, tym wszystkim, co miało miejsce na krzyżu. Bóg zrobił już wszystko. On wybawił Cię od chorób, śmierci, ubóstwa, opresji demonicznych itd. Zbawienie jest Ci dane, abyś doświadczał Bożej obfitości na każdym kroku. Jezus dał Ci odkupienie od wszystkiego, co nie jest z Boga. Bóg jest tylko dobry!
      Co do szatana, to nie Bóg dał mu moc, ale człowiek w Edenie. Bóg podarował ziemię i władzę nad życiem na niej człowiekowi. Człowiek wybrał "złego" i tym samym zrzekł się błogosławionego dziedzictwa.
      Jednak przyszedł na Ziemię Jezus i pokonał szatana. Jeśli w to wierzysz, nigdy nie uznasz diabelskiej opresji w żadnej dziedzinie Twojego życia.
      Ty mi tu piszesz o "wierzących", którzy pielgrzymują i wznoszą modły... Gdzie pielgrzymują? W jakim celu to czynią? Bóg wcale nie chce takowej czci... Bóg nie zna takowych "wiernych", bo liczy się to co w głębi serca. Bóg widzi człowieka tylko i wyłącznie przez pryzmat swojego ukochanego Syna. Jeśli nie przyznajesz się do Syna, wielki Bóg po prostu Ciebie nie widzi. Jak ma otoczyć Cię swoją opieką, skoro Ciebie najzwyczajniej nie ma. Jesteś duchowo martwy. I dopóki tkwisz w tym stanie jesteś zdany na siebie, a "zły" ma do Ciebie wolny i nieograniczony dostęp. Ratunkiem jest tylko i wyłącznie Jezus. Nie ma innego imienia danego ludziom. Tylko Jezus, bo tylko w Nim mamy zbawienie od wszelkiej niemocy.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    15. Anastazjo, kontrolne wizyty dodają mi mocy, gdyż potwierdzają siłę, którą posiadam w moim duchu. Idę tam z przekonaniem, że jestem uzdrowiona w imię Jezusa, idę z mocą Ducha Świętego. Czy nie uważasz Anastazjo, że potwierdzenie mojej wiary, sprawia iż rosnę w wierze? Przecież to jest oczywiste...
      Piszesz Anastazjo, że jesteś wierząca...Hmm...Szatan też wierzy w Boga...
      Może spróbuj zweryfikowac swoją wiarę... Może tkwisz w czymś, co tylko z pozoru nią jest... Anastazjo, no bo jeśli nie wierzysz w dzieło Jezusa na krzyżu, to w takim razie w co wierzysz???? Jesteś wierząca, ale jak wierzysz? Czy Bóg jest dla Ciebie żywy i obecny, czy daleki, gdzieś tam, konkretnie nie wiadomo gdzie?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    16. Nie mówimy o moim przypadku ale ogólnie o wierzących.Powinnam Ci opisać przypadki ludzi o mocnej wierze,którzy wierzyli tak jak Ty(chociaż zaczynam mieć wątpliwości...)a i tak ich wiara została wystawiona na próbę.Z tego co piszesz wnioskuję,że za śmierć swoich dzieci odpowiedzialni są ich rodzice...Dla mnie to jest nie do przyjęcia.

      A odpowiesz mi na moje pytanie dotyczące tego czy Ty ogarniasz to swoim umysłem?
      A.

      Usuń
    17. @A
      Hmmm...No to napisz ogólnie....
      Czy co ogarniam moim umysłem????

      Usuń
    18. "Co do zęba...Niewierzących przerasta wszystko to, co wymyka się spod kontroli umysłu... A jednak uzdrowienia mają miejsce i z dnia na dzień jest ich coraz więcej..."
      O te słowa mi chodzi.
      A.

      Usuń
    19. E, no szatan chyba nie musi wierzyć w Boga, bo oglądał (i może nadal ogląda) Go "na żywo".
      No i szatan raju był już przed skuszeniem Ewy, w końcu to on podobno skusił. Zmieniasz Pismo Oliwio?
      I czy przypadkiem nie grzeszysz pychą, kiedy tak "odważnie" tłumaczysz, kogo Pan Bóg widzi, a kogo nie, jakiej czci chce a jakiej nie? Skąd wiadomo, co w sercu mają ci, którzy pielgrzymują do miejsc pielgrzymkowych? Wolno Ci tak osądzać drugiego?
      Maria

      Usuń
    20. @Anonimowy
      Mario, czy grzeszę pychą??? Nie sądzę, ponieważ piszę tylko to, co sama możesz przeczytać w Piśmie Świętym.
      "Skąd wiadomo, co w sercu mają ci, którzy pielgrzymują do miejsc pielgrzymkowych? Wolno Ci tak osądzać drugiego?" Nie wiem, co mają w sercu, ale mogę się jedynie domyślać, że Boga tam nie ma. Do jakich miejsc pielgrzymują? Po co? Jeśli Bóg mieszka w nas, a ja wierzę, że mieszka przez Ducha Świętego, to w jakim celu pielgrzymować mamy??? Czy znasz jakieś specjalne miejsce pobytu Boga? Miejsce uczynione ręką ludzką? Tam mieszka Bóg? To jest ta wiara? Wiara w miejsce, gdzieś tam?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    22. @A
      To przecież umysł, który rozpoznaje okoliczności mówi Ci, że coś boli, że ogladasz symptomy np. choroby. A ja mówię NIEPRAWDA! - mimo, że też rozpoznaję okoliczności. Ja mówię i wierzę tak jak Bóg o mnie mówi w swoim Słowie "Sincami moimi jesteś uzdrowiony" Żadna niemoc nie ma tu racji bytu. Jezus poniósł moją chorobę na krzyż, On mnie od niej zbawił. Więc jak mogę być chora? Umysł pokazuje, że jest inaczej, ale ja wierzę, że to co mówi o moim życiu Bóg jest jedynie prawdziwe. Czytam Słowo Boże, karmię się nim i nim też odpowiadam na diabelskie opresje. Jezus, gdy był na pustyni kuszony przez szatana, odpowiadał tak jak mówiło Słowo Boże (sprawdź to), On nam pokazał jak to czynić, jak się bronić. Warto uczyć się od Niego.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    23. @ Oliwia
      Nie chodzi o wiarę w miejsce "gdzieś tam". Chodzi o to, że idąc "gdzieś tam" z intencją i wiarą "na spotkanie", właśnie wtedy można tego Boga odnaleźć w swoim sercu. Bo np. w miejscu gdzie się stale mieszka nie ma właściwej atmosfery czy wspólnoty. To tak jak Ty idąc do lekarza na badania kontrolne uważasz, że wzmacniasz tym swoją wiarę, tak ktoś idzie w tym samym celu "gdzieś tam".
      No i dobrze, że trochę zmieniłaś już narrację w kom. do A. Bo to nie jest tak, jak pisałaś wcześniej, że Ciebie choroby się nie imają, bo Twoja wiara Cię przed nimi chroni. Owszem, rozpoznajesz okoliczności choroby, wiesz, że też Cię może dotknąć, tyle, że dzięki wierze potrafisz sobie z tym lepiej dawać radę. A to jednak trochę coś innego.
      Przyznaję, że trochę mnie (i nie tylko mnie) drażni taka "pewność" człowieka, który niejako "rządzi" Panem Bogiem, orzekając, co On widzi, albo co myśli, kogo otacza opieką, a kogo nie .... I tylko dlatego, że kiedyś gdzieś tam ktoś tak a nie inaczej przetłumaczył Pismo, że jedne teksty odrzucił, a inne, takie, które jakoś bardzo się ze sobą "nie antagonizowały", wprowadził do "obowiązkowego stosowania".
      Niestety Oliwio, może i serce masz czyste, ale umysł jakoś tak kieruje Twoją ręką, że z klawiatury "wychodzą" Ci teksty "zbyt wyniosłe" wobec drugich. Ja tak to czuję, wydaje mi się, choć może się mylę (w takim przypadku z góry przepraszam), że podobnie odbiera to Asmodeusz, o czym świadczą Jego wcześniejsze notki i komentarze. Może popracuj trochę nad tym??? Będę wdzięczna! :)
      Pozdrawiam
      Maria

      Usuń
    24. Oczywiście, mój komentarz skierowany był do Olimpii, a nie Oliwii. Przepraszam.
      Maria

      Usuń
    25. Olimpio, na początek odrobinę niegrzecznie:

      Masz się za świętą czy jasnowidzkę, która wie jak ja czytałem Biblię i jak do niej jeszcze zaglądam? Napiszę szczerze, drażni mnie Twój belferski ton i mania wyższości Twoich komentarzy. Już Ci tu zwrócono uwagę, że cechuje Cię pycha i arogancja, i ja coraz bardziej do tej opinii się skłaniam. Śmiem twierdzić, że to raczej Ty niczego nie rozumiesz, ba!, nawet nie próbujesz zrozumieć, bo Cię na to autentycznie nie stać. Nie masz w sobie krzty krytycyzmu.

      O negacji krzyża i tego, co się na nim działo.

      Będzie bulwersująco, może nawet bluźnierczo, ale sama się prosisz. Gdyby Jezus umierał na krzyżu, a ja miałbym tę śmierć uznać za zbawczą, to musiałby na nimi umierać nie trzy dni a trzy wieki! I nie za nasze winy a... za winy Boga. Jedynym przewinieniem człowieka wobec Niego, było wykorzystanie wolnej woli jaką podobno człowiek otrzymał od Niego, choć nie tak jak tego oczekiwał, ściślej, za mało człowiek bił Mu pokłonów, za mało składał ofiar, za to za bardzo korzystał z danej mu wolności. Wszystko inne "winy", począwszy od pojawienia się na świecie, poprzez kłamstwa, intrygi, zazdrość o innych (bogów), pychę, poczucie wyższości po mordercze instynkty z ludobójstwem włącznie, człowiek otrzymał w darze od... Stwórcy. „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył” [Rozd 1,27]. Sama kiedyś przytoczyłaś na tym blogu słowa ew. św. Jana: „Wszystko przez Nie (słowo - dopisek mój) się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” [J 1,3] Z tych słów Twojego ulubionego ewangelisty jednoznacznie wynika, że nic w tym świecie widzialnym i niewidzialnym nie mogło się stać bez woli Boga. Również zło, ani tym bardziej Zły. Tylko Bóg ma mieć siłę stwórcy i tego nie możesz zanegować. I są tylko dwa wytłumaczenia tego fenomenu "spapranego" świata. Albo Bóg okazał się marnym twórcą, albo wszystko zostało idealnie zaplanowane, łącznie z buntem aniołów i nieposłuszeństwem człowieka. W najmniejszym szczególiku! Dowodów na to w przyrodzie jest setki milionów, począwszy od pasożytów gnieżdżących się w innych organizmach żywych, po blisko czterdzieści procent umierających płodów w łonach kobiet z przyczyn naturalnych! Nie ma i nie było większego dzieciobójcy niż był nim, jeszcze do niedawna, Bóg. Ostatnio nie splamił rąk, bo dokonał tego za pomocą nazistów i komunistów. Ale od czasów potopu, poprzez ucieczkę z niewoli egipskiej, poprzez Sodomę i Gomorę, poprzez dzieje narodu wybranego w ziemi obiecanej, mordował sąsiadów i swoich wyznawców łącznie z kobietami, starcami dziećmi a nawet bydłem. Bez litości – jak leci, stosując zasadę odpowiedzialności zbiorowej i pokoleniowej.

      Sprawa z Szatanem ma się jeszcze gorzej, właśnie w ujęciu całej Biblii. Piszesz: „Jednak przyszedł na Ziemię Jezus i pokonał szatana.” I każesz mi w to wierzyć (sic?!) Śmiem stwierdzić jeszcze raz, że to Ty nie znasz Biblii. Polecam Ci znów św. Jana [Ap 20, 9-10] gdzie napisano, że Szatan zostanie pokonany dopiero w dniu sądu ostatecznego. W ST Szatan ucieka się tylko do kuszenia, ba!, jest w zasadzie postacią marginalną. Jego ranga, moc i znaczenie rośnie dopiero w NT właśnie wtedy, kiedy Bóg zsyła Syna na ziemię. W miarę jak rośnie moc Jezusa tak samo rośnie moc Szatana. Jezus uzdrawia, Szatan potrafi opętać, Jezus mówi: „Idź precz” a on i tak się pojawi wtedy kiedy zechce. Takie jest rzekome zwycięstwo Jezusa nad Szatanem. Ale Ty tego nie pojmiesz, bo Ty nigdy nie zrozumiesz, że dobro jest nieokreślone, jeśli nie ma odniesienia do zła. Jedno bez drugiego nie może istnieć.

      Już na koniec jeszcze raz o pysze. Jest napisane, również w Biblii, „Kto się wywyższa, będzie poniżony” (Łk 14, 7-14], a Ty beztrosko odbierasz ludziom, wiernym, ich własnej interpretacji znaczenia słów Pisma Świętego, bo tylko Ty masz rację. I wciąż usiłujesz mi narzucić wizję trzech bogów religii monoteistycznej, choć tłumaczyliśmy to sobie kilka razy. Dla wierzących jest tylko Jeden. Strasznie się pogubiłaś w tej wierze na własne kopyto.

      Usuń
    26. Olimpio...
      Pycha – pojęcie i postawa człowieka, charakteryzująca się nadmierną wiarą we własną wartość i możliwości, a także wyniosłością. Człowiek pyszny ma nadmiernie wysoką samoocenę oraz mniemanie o sobie.
      Swoimi komentarzami i tym,że poradziłaś mi w taki a nie inny sposób zweryfikować moją wiarę udowodniłaś,że Maria ma rację.Pycha - nie dość że to paskudna cecha,to jeszcze jest na liście grzechów głównych.Mało tego - odnoszę wrażenie że równasz się z Bogiem...

      Co do naszej dyskusji odnośnie umysłu - wniosek nasuwa mi się następujący:niewierzących przerasta to co im się wymyka spod kontroli umysłu,a wierzących nie.Oczywiście tych wierzących w taki sposób jak Ty,bo cała reszta to gorszy sort...Tylko zastanów się czy to ciało daje sygnał do mózgu,że coś jest nie tak czy odwrotnie.I ciekawa jestem czy miałabyś moralną odwagę wejść na oddział onkologii i powiedzieć umierającym - jesteście chorzy,bo źle wierzycie...Albo przestańcie się leczyć tym świństwem i uwierzcie w moc Ducha Świętego...
      I jeszcze jedno - ja wierzę sercem,a nie umysłem...
      Anastazja

      Usuń
    27. Anastazjo, Asmodeuszu, Mario, Anonimowi@
      Mnie osobiście nigdy nie potrzebne jest specjalne, wyjatkowe miesce, abym mogła przebywać z Bogiem... Ja mam go w swoim duchu, przez Ducha Świętego, w wyniku nowonarodzenia...I nie jest to mój wymysł, o tym mówi Pismo Święte.
      Hmmm... Co mogę napisać? Skoro tak bardzo drażni Was mój sposób wypowiedzi, chociaż ja tu pychy nie dostrzegam, raczej troskę o Was wszystkich, o Wasze zbawienie od wszystkiego złego... bo czyż Jezus nie powiedział "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu, głoście dobrą nowinę uciśnionym" ?
      Asmodeuszu, to przykre, że ty jako gospodarz w taki mało elegancki sposób zwracasz się do mnie, mimo iż zapraszasz do komentowania. Może raczej powinieneś umieścić dopisek: Kto nie podziela mojego zdania,nie ma prawa do komentowania!
      Mogę obiecać, że moich notek już więcej tu u siebie nie zobaczysz. Skoro wyzwalają w Tobie tak wiele złych emocji, komentarzy zaprzestaję.
      Pozdrawiam

      Usuń
    28. To głoś a nie pouczaj.To zasadnicza różnica.
      Zaprzestajesz komentowania bo poczułaś się urażona czy brakło Ci argumentów?A gdzie Twój Duch Święty?Mogłaś podać przykłady z życia,a nie wywyższać się.
      Powiem Ci Olimpio,że wiele razy zgadzałam się z tym co napisałaś ale tym razem coś poszło nie tak...
      Anastazja

      Usuń
    29. @ Asmodeuszu, jak możesz tak bluźnić Bogu? Tym bardziej, że jak twierdzisz, nie wierzysz w Jego istnienie. Tyle jadu wylewasz na kogoś, kogo według Ciebie nie ma? Atakujesz niebyt? To jest jakieś totalne rozdwojenie jaźni. Wybacz, ale Twoje zachowanie zalatuje schizofrenią. Utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, że faktycznie nic tu po mnie.

      Usuń
    30. @Anastazjo, Duch Święty zawsze i wszędzie ma się dobrze...
      Powiedz mi co poszło nie tak? Które moje wywody tak bardzo Ciebie bulwersują? To, że żyję w mocy Ducha Świętego? To, że piszę iż odnalazłam Boga żywego? Nie rozumiem Ciebie Anastazjo. Krytykujesz moje słowa, pełne wiary, a jakoś nie widzę Twojego krytycznego komentarza na temat bluźnierstw, na jakie pozwala sobie w stosunku do Boga Asmodeusz... Tobie się to podoba? Ty się z tym zgadzasz? Czy po prostu nie chcesz zadzierać z gospodarzem? Zarzucasz mi pychę i wywyższanie się, a przystajesz na obrażanie Boga?
      Aaaaa....Ja się nie wywyższam, ja jedynie piszę o tym, co tracimy żyjąc bez Bożej prawdy, żyjąc bez Bożej mocy, którą mamy w Chrystusie. Jest nam dana przez wiarę w dzieło krzyża. Szkoda, że nie chcesz tego zrozumieć, a jeszcze większa szkoda, że nie chcesz tego przyjąć z wiarą. Pozdrawiam :)

      Usuń
    31. Sprytnie uciekasz od odpowiedzi.Ile razy mam Ci napisać,że do mnie to nie przemawia co piszesz.Mało tego - poniekąd "oskarżasz" rodziców umierających dzieci,że to ich wina.Masz tego świadomość?Czy może ja nie potrafię czytać ze zrozumieniem?Trzeba brać odpowiedzialność za swoje słowa.A skoro Ty zapodajesz focha,bo innym nie spodobało się co piszesz,a raczej w jaki sposób,bo to jest istotne w tym przypadku,to o czym i jak tu dyskutować?
      Jeżeli ktoś(w tym wypadku Asmodeusz) pisze,że będzie bulwersująco i może nawet bluźnierczo to zdaje sobie sprawę z tego co pisze.I pozwól,że sama zdecyduję kiedy będę krytykować Gospodarza,a kiedy nie.To Wasza polemika,zbyt poważna żebym się wtrącała.I ja jeszcze będę miała okazję,żeby napisać Asmodeuszowi co myślę o jego poglądach.
      Znasz to?Jeśli jedna osoba mówi Ci,że jesteś pijana - możesz to zignorować.Jeśli mówią Ci to dwie osoby - zacznij się niepokoić.Jeśli powiedzą Ci to trzy osoby,to idź do domu i połóż się do łóżka...
      Anastazja

      Usuń
    32. Olimpio:

      Skoro się odgrażasz, że nigdy więcej, po pierwsze nie wiem, czy piszę do wiatru, po drugie, czy w ogóle zechcesz przeczytać. Mógłbym zmilczeć, bo w gruncie rzeczy nic z mojego ostatniego komentarza nie zrozumiałaś. Nic.

      Odpowiedziałem w ostatnim, osobnym wątku komentarzy.

      Usuń
    33. Jak Olimpia "sprytnie ucieka od odpowiedzi", skoro w ogóle się merytorycznie do zarzutów wyartykułowanych przez Asmodeusza i A nie odnosi?
      Może istnieć dobro bez zła? Nie może, bo wtedy nie wiedzielibyśmy, że dobro jest dobrem, a zło złem. Może istnieć wolna wola, jeśli nie będzie możliwości wyboru między złem a dobrem? Nie może. Ba, na dodatek musi to być świadoma wolna wola, bo jeśli tej świadomości wyboru nie ma, to ani grzechu nie ma, ani tym samym zerwania więzi z Panem Bogiem też nie ma (przy najcięższym grzechu!). Nawet w prawie ziemskim (rzetelnym) takich nieświadomych ludzi nie powinno się karać.
      Na świecie dzieje się wiele zła, cierpienia, krzywdy niewinnych ludzi - z ręki drugiego człowieka i całkowicie od niego niezależnie. Jak to się ma do omnipotencji i dobroci Pana Boga?
      Do tego typu problemów Olimpia w ogóle się nie odnosi, chociaż we własnym przekonaniu jest taka świadoma i mocna w wierze. Szkoda.
      Ale cóż, to jej wiara i jej sprawa.
      Maria

      Usuń
    34. Mario,w ramach wyjaśnienia - A to Anastazja.No nie chce mi się podpisywać jak jest taki ciąg komentarzy...Ale muszę się poprawić.

      Olimpia ma jeden argument - Duch Święty.I to jest ten spryt;)
      Anastazja

      Usuń
  6. No nareszcie się Asmodeuszu odezwałeś! Co znaczy, że żyjesz i masz się w miarę dobrze. No i masz dostęp do internetu, więc jest nadzieja, że może czasami coś nam napiszesz. :)
    Trzymam kciuki. I pozdrawiam :)
    Maria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, z pisaniem notek mm tu problem, bo w czasie kiedy pisze mi się najlepiej, czyli przed południem, mam tu strasznie dużo zajęć. Innym problem jest nadmiar ciekawskich, innymi słowy nie czuję komfortu intymnego sam na sam ;) Ale jest szansa, że długo tu jednak nie pobędę, a kilka notek mam w charakterze "brudnopisu"
      Dziękuję za wizytę, pozdrawiam pięknie i pamięć ;)

      Usuń
  7. Olimpio:

    Naprawdę Cię nie rozumiem. Chcesz być traktowana na prawach specjalnego gościa i uczynić ze mnie hipokrytę, który, nie bardzo wiedząc dla jakiej idei będzie Ci przytakiwał we wszystkim, co wymyślisz? Co to znaczy w „elegancki sposób” zwracam się do Ciebie? Czyżbym używał inwektyw, obelg? Potwierdziłem tylko to, co przeczytałaś od innych, ale z Tobą jest tak, że to tylko Ty masz rację, wszyscy inni się mylą. Traktujesz nas wszystkich jak ćwierćinteligentów, by nie napisać głupków, z poczuciem niczym nieuzasadnionej wyższości i żądasz byśmy Cię traktowali „elegancko”? Nie, ja wyraźnie napisałem, że każdy ma prawo tu napisać cokolwiek zechce, nikomu nie „dostało się” za wyrażane poglądy, nawet całkowicie sprzeczne z moim, choć z oczywistych względów własnych będę bronił (Ty nie robisz nic innego, choć przy okazji poniżasz adwersarzy).

    Czy ja mogę bluźnić na Boga? A co to jest bluźnierstwo? Ja oskarżam, tak jak Jego wyznawcy oskarżają mój ateistyczny światopogląd (w tym również Ty). Dlaczego mnie wolno obrażać, obrażać mój intelekt? I najważniejsze, co zresztą sama słusznie zauważyłaś, nie można obrazić kogoś, kto nie istnieje, więc moje „obrazy” n i k o g o nie dotyczą. Możesz się z tym poglądem na temat winy wyimaginowanego Boga nie zgadzać (zauważ, że zawsze piszę z dużej litery), ale nie potrafisz moich argumentów obalić, bo ich się obalić nie da.

    Za to zapewniam Cię, że bez Boga żyje się dużo lepiej, i nie dlatego, abym uważał, że mi wszystko wolno, a dlatego, że za swoje czyny biorę pełną odpowiedzialność, bez prób zasłaniania się Złym i nie będę się zasłaniał iluzoryczną nadzieją, że Jezus uwolnił mnie na zawsze od grzechu, nawet tego, który kiedyś popełnię. To jest największa z możliwych hipokryzji. Wolno Ci obrażać, wolno Ci się pysznić, wolno Ci traktować wszystkich z góry, bo Jezus już Ci wybaczył (sic!?) Jaką Ty moralnością żyjesz? Chcesz, głoś te Swoje „Słowo”, tylko nie zapominaj, że samym zachwytem, bez przygotowanie merytorycznego, bez przygotowania do rzeczowej dyskusji na każdy wybrany temat Pisma Świętego, możesz najwyżej nawracać ryby w stawie, bo one głosu nie mają, one nigdy niewygodnego pytania Ci nie zadadzą.

    Wreszcie na koniec. Ja nikogo nie zmuszam do komentowania, choć uważam, że każdy komentujący, nawet jeśli się ze mną nie zgadza, ma tu pełne prawo istnieć, choć niech nikt nigdy nie liczy na „ulgową taryfę”, nawet jeśli jest kobietą. Mnie do zmiany zdania jest w stanie przekonać jedynie sensowny i rzeczowy argument. Z brania słów na wiarę, zostałem ostatecznie, raz na zawsze wyleczony.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mam w tej chwili czasu na czytanie wszystkich komentarzy, zostawię tu jednak kilka słów od siebie. To, że wiara jest "opium" dla ludu - mówi wiele osób. Nie chcę do tego ustosunkowywać się. Każdy ma swoje podejście do wyznawania prawd wiary...
    Z moich obserwacji i doświadczeń wynikają takie fakty, których nie da się wyjaśnić na poziomie dotychczasowej wiedzy. Czymże można wytłumaczyć sytuację chorego z rozpoznanym glejakiem w obrębie kręgosłupa, któremu nie dawano przeżycia dłuższego niż trzy miesiące? Żyje już kilkanaście lat od rozpoznania choroby i zabiegu jedynie "odbarczającego". Ten chory - kiedyś leżący, jest dzisiaj samodzielnie funkcjonującym rencistą - oczywiście pozostającym na leczeniu zmniejszającym spastyczność mięśni. Wstał z łóżka kiedy usłyszał, że bliska osoba zmarła nagle na zawał. To dowodzi, jak potężna jest siła naszego umysłu, jak umysł wpływa na naszą odporność (jest ważnym obszarem odpowiedzialnym za stan naszego zdrowia).
    Trzeba tu przywołać również znane "zjawisko placebo"! Z tego punktu widzenia nie jest już czymś dziwnym wyjaśnienie wszelkiego rodzaju uzdrowień na podłożu religijnym. A czymże jest modlenie się za innych, jak nie przesyłaniem pozytywnej energii w stronę osoby za którą się modlimy?
    Jeżeli nawet ktoś nie wierzy w Boga, to trudno nie wierzyć w dobrą i złą energię, która "bije" od ludzi. Nośnikiem tej energii jest dobre lub złe słowo. Czy nie znamy z własnego doświadczenia takich stanów, gdzie jedno słowo, jeden gest potrafi dodać niebywałego uniesienia, wprawić w pozytywny nastrój... bywa też dołującym doświadczeniem, od którego staramy się oddalić.
    Powiedzenie, że wiara czyni cuda - nie wzięła się znikąd, choć przedmiotowe odniesienie wiary może być różne. Wiem również, że osoba prawdziwie wierząca znacznie łatwiej znosi cierpienie towarzyszące chorobie, co nie znaczy, że traktuje to jako karę za grzechy...
    Nie jest mi obce stanowisko ks. Serafino - choć może nie potrafiłabym wyjaśnić uzdrowień wyłącznie na podłożu religijnym. Nie jest przecież wiedzą tajemną, że w wielu sytuacjach, nawet w przypadku chorób nieuleczalnych, o niepomyślnym rokowaniu, dochodzi do SAMOUZDROWIENIA. Szczerze w to wierzę, ale jednocześnie wszystkich zachęcam do korzystania z medycyny akademickiej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń