środa, 30 sierpnia 2017

Ateizm z przymrużeniem oka



  Zamiast wstępu pewien niedawno znaleziony dowcip:
Dwóch ateistów homoseksualistów przyjechało do zabytkowego miasteczka i lokują się w miejscowym hotelu. Jeden dostaje pokój 21, drugi 25. Idą zwiedzić jedyną atrakcję, czyli miejscowy kościół i trafiają na mszę. Kiedy kapłan mówi „przekażcie sobie znak pokoju”, mówią do siebie:
- Dwadzieścia jeden
- Dwadzieścia pięć...

  Przyznam, że mnie autentycznie rozbawił. Takie mam spaczone poczucie humoru. Na pewno nie będę krzyczeć: „Odczepcie się od mojego ateizmu!”. Za to na pewnym katolickim portalu (tym razem nie wskażę, na którym) trafiłem na artykuł „Ateiści mają dziwne mózgi – czas się nawrócić!”. Już sam tytuł omal nie zwalił mnie z krzesła. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Wynika bowiem z niego, że człowiek ma zdolność fizycznej zmiany mózgu bez ingerencji chirurgicznej, i to zarówno przez nawrócenie, jak i przez odejście od wiary. Śmiała hipoteza, ale ja mogę się nie znać. Z trudem przebrnąłem przez wstęp, bo śmiech się tylko potęgował. Przytoczę w całości, bo krótki: „Swoje spostrzeżenia naukowcy opublikowali na łamach naukowego pisma Journal of the American Medical Association (JAMA) Psychiatry. Tajemnica kryje się w korze mózgowej. Jej grubość i struktura ma związek z duchowością osoby, do której należy. Im grubsza kora, tym bardziej podatny na wpływ religii mózg – piszą naukowcy”. Wydawałoby się, że powinno być odwrotnie, gruba kora mózgowa powinna nas chronić przed indoktrynacją religijną, tak jak gruba skóra chroni przed urazami organy wewnętrzne (patrz: żółw). Ale też nie będę wnikał, choć mnie uczono, że ta część mózgu jest odpowiedzialna z początkowe przetwarzanie bodźców i informacji. Z artykułu wynika pewna ciekawostka, bo tak jak już wcześniej udowodniono, że osoby wierzące mają niższe ryzyko do popadania w depresję. Teraz dodatkowo powiązano grubość tej kory z mniejszymi skłonnościami do występowania nastrojów depresyjnych. Całość kończy się równie dobrze jak wstęp: „Wniosek jest prosty: osoby religijne mają prawidłową strukturę mózgu! Osoby niewierzące, jeśli chcą polepszyć swoją kondycję zdrowotną powinny się nawrócić”.

  Muszę to przemyśleć, choć mam wątpliwości, czy w moim wieku wiara w Boga, bogów, wróżki, wszelkiej maści magów i moich ulubionych krasnoludków, wpłynie na grubość mojej kory mózgowej. Nigdzie bowiem nie piszą, jak długi jest okres jej znaczącego i odpowiedniego przyrostu.

  Na zakończenie jeszcze jeden dowcip:
Oldbojowy hardrockowiec ze Stanów (wiadomo – ateista-satanista) ma koncert (chałturzy) w zapadłej gminie, gdzieś na polskich kresach wschodnich. Wita go para w strojach ludowych, tradycyjnym chlebem i solą.
- Yeees! Okeeey! Tak mnie jeszcze nie witano! – po czym wyciąga lufkę, wkłada do dziurki od nosa i pochyla się nad solą...


PS. Dowcipy (ale nie przytoczony artykuł), dla potrzeb notki lekko „podrasowałem”, a pochodzą z portalu katolik.pl


49 komentarzy:

  1. Pierwszy dowcip bardziej mnie ubawił.
    I po co ci Asmodeuszu na portal (wiadomo jaki) zaglądać.Jestem ciekawa jaką u mnie grubość kory mózgowej by stwierdzono

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam obawy, w niczym Ci nie urągając, że zbliżona do mojej ;)
      Kocham ten portal :)

      Usuń
  2. Ja mam złe wieści dla Ciebie. Faktycznie istnieje związek między korą mózgową a inteligencją. Im kora ma bardziej złożone połączenia nerwowe, co przekłada się na zdolności umysłowe - innymi słowy im grubsza, tym człowiek inteligentniejszy. :)

    W ten sposób chyba naukowcy udowodnili, że ateiści są głupsi od wierzących. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież o tym piszę, że są głupsi.

      Mnie się wydawało do tej pory, że inteligencja nie idzie w parze z wiarą, ale teraz już nie wiem :) Problem ma dla mnie kapitalne znaczenie, skoro przez tak długi czas (2/3 mojego życia) byłem wierzącym. Dochodzę do smutnego wniosku, że narastanie tej kory mózgowej jest wolniejsze w czasie religijności, niż degradacja w czasie ateizacji. Naprawdę jestem niepocieszony, że ci naukowcy nie obliczyli czasu dla tych procesów. Wiedziałbym, przynajmniej gdy jeszcze potrafię liczyć, na jakim etapie jestem :)

      Usuń
  3. ten dowcip na pewno znasz:
    - puk puk...
    - kto tam?
    - satanista
    - nie wierzę
    - jakbogakocham!!!
    ...
    tak swoją drogą, nieco już poważniej, to kiedyś uważałem, że bardzo bym nie chciał wyłapać na starość syndromu "jak trwoga to do boga", czyli trzeba pracować nad sobą, by wszystkie klepki grały pod kopułą... ale ktoś mnie zaczął przekonywać, że to jest zmiana na podłożu organicznym, nie ma się na to wpływu, pocieszył mnie jednak, że to nie boli, bo i tak się traci wgląd... okay, jak traci się wgląd, to faktycznie nie ma czym się przejmować, niemniej jednak z tym brakiem wpływu to już mi nie pasuje, więc wolę jednak próbować to opóźniać na wszelki wypadek /taki "Zakład Pascala" na odwrót/...
    p.jzns :)
    załączam bonus, najlepszy dowcip, jaki znam na te tematy... długi, więc będzie osobno... aha, wierna kopia, więc bez korekty redakcyjnej, nie miałem na to czasu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy dobrze zrozumiałe (kora mózgowa mi cienieje), nie chcesz tej trwogi i do Boga? ;) Alzheimer faktycznie nie boli, ale też nie widzę możliwości, aby wtedy do Boga. Podobno trzeba świadomie przyznać się do grzesznego życia.
      Myślisz, że zakład Pascala do się odwrócić?

      Usuń
    2. akurat Alzheimer boli, nie fizycznie co prawda, ale chory /jeśli miał wgląd, bo niekoniecznie musiał mieć/ cierpi widząc, że coś z nim nie tak, bo jest to dysfunkcja neurologiczna, ewentualne zaburzenia psychiatryczne to już dalsza bajka... natomiast syndrom "jak trwoga to do boga" jest przypadłością psychiatryczną na podłożu organicznym /to zresztą nie jest do końca zbadane/, to trochę coś innego...
      a z tym moim niechceniem to ujmę to najprościej /choć może zbyt prymitywnie/: po prostu mając świadomość, że i tak jakoś zgłupieję na starość, to nie chcę zgłupieć aż tak, by uwierzyć w jakąś bozię...
      ...
      w sumie "odwrotny zakład Pascala" to jest zwykły "zakład Pascala", odwrotny jest jedynie bilans spodziewanych strat i zysków... trochę to ma związek z pewnym wariantem "Eksperymentu Marshmallow" oraz kawałem o racjonalnym bacy, który da owce i krowę na obiecany przez partię pegieer, ale kozy nie da, bo ma...

      Usuń
    3. Dla mnie zakład Pascala to alternatywa dla nierozgarniętych. Jest tylko pozornie logiczny, więc szczerze powiedziawszy dalej nie rozumiem tej odwrotności. Test pianki jest jednak zdecydowanie bardziej precyzyjny – albo jedno ciastko, albo dwa.

      Ja często słyszę o tej „trwodze” z zapewnieniem, że mnie to spotka, więc na wszelki wypadek nakazałem najbliższym (za pomocą groźby wiecznej klątwy :D) właśnie test pianki. Albo oddają mnie studentom do krojenia, albo skremują ;). I żadnego pogrzebu!

      Usuń
    4. też chciałbym być skremowany /z krojeniem lub bez/, zdaję jednak sobie przy okazji sprawę z tego, że taki testament jest kompletnie bez sensu...

      Usuń
    5. c.d.
      po mojemu, to z tą "trwogą" to jest tak, że różne religie "podpowiadają" pewien sposób na ogarnięcie w umyśle problemu nieuchronnej śmierci... gdy ktoś wyłapuje syndrom "trwogi", to znaczy, że nie ogarnął tego problemu, nie wyrobił się sam w tym temacie i przyjmuje jakiś sposób z zewnątrz... w Polsce najczęściej będzie to wersja katolicka /chrześcijańska/, w takim "sosie kulturowym" najczęściej się porusza, mimo ateizmu i niewiary w jakiekolwiek życie pozagrobowe jest tym chrześcijaństwem upaprany, czy chce, czy nie chce... być może w Japonii taki niewierzący wujek nawróciłby się na shinto, zaś w Indiach na jakiś wariant hinduizmu...
      tu trzeba dodać, że dookoła ludzi mających śmierć w najbliższej perspektywie /szpitale, hospicja, domy opieki społecznej/ często kręcą się "sępy": klechy i innego sortu nawracacze tropiąc różne przypadki wahliwe, by je subtelnie "popchnąć" w "jedynym słusznym" kierunku... niekoniecznie im chodzi o profity materialne, lecz o satysfakcję czysto psychiczną...
      ...
      tu wypada zaznaczyć /trochę wyskakując poza temat/, że ateizm nie wyklucza wiary w "życie po śmierci" według jakiejś innej koncepcji, na przykład w reinkarnację /jakąś jej odmianę/...

      Usuń
    6. Faktycznie bez sensu, bo rodzina i tak zrobi po swojemu. Ale umierając, będę miał czyste sumienie :D

      Chyba Dawkins kiedyś wspomniał o tych „sępach” przy dogorywającym. Wystarczyłoby sytuację odwrócić i np. do umierającego podchodzi ktoś i go przekonuje, że ta wiara jest „bajeczką dla grzecznych dzieci”, a po śmierci nie ma nic. Przynajmniej w naszym kraju, taki „kaznodzieja” miałby zaraz na karku oddział prewencyjny i prokuratora.

      Nie, ateizm z założenia nie może przyjąć również koncepcji reinkarnacji – musiałby uznać istnienie bytu niematerialnego zdolnego istnieć samodzielnie (dusza w ujęciu religii). Buddyzm po jakimś czasie przyjął taką koncepcję, ale z miejsca przestał być ateistyczną „religią”.

      Usuń
    7. okay, można tak na to spojrzeć, oczywiście przez "czyste sumienie" rozumiem bycie w porządku wobec siebie...
      ...
      nie do końca... owa "dusza" nie ma właściwości "boskich"... niewidzialność lub przenikalność przez znaną nam materię, to nieco za mało, by uznać ją za istotę "boską"... to prawda, że buddyzm /w rozumieniu religijnym/ podłapał koncept reinkarnacji, ale nic nie mówi na temat osobowego "sędziego" czy innego decydenta, co dalej z tą duszą ma się dziać... to się dzieje niejako "samo", żadna bozia za ten proces nie odpowiada... co prawda są pewne nurty buddyzmu, które faktycznie /wbrew pierwotnym naukom mistrza/ zdeifikowały Buddę i być może to on ma się tym zajmować, ale na ich temat wiem akurat najmniej...

      Usuń
    8. Nie inaczej...

      Ja nie piszę o „duszy” z boskimi właściwościami. Mam na myśli duszę ludzką, której podobno nie da się traktować jako dwuosobowość (ciało-dusza), ale która, jakimś cudem po śmierci ciała, staje się wolnym (prawie wolnym), niematerialnym bytem. Dusza w moim rozumieniu to osobowość, samoświadomość, zdolność poznawania i tworzenia pewnych wartości. Ta osobowość nie może istnieć bez ciała, konkretnie, bez rozwiniętego mózgu.

      Usuń
  4. bonus:

    Ewangelia wg. Św. Ralucha, przypowieść Dwudziesta Trzecia
    Tego poranka ktos zapukal do mych drzwi. Kiedy je otworzylem, ujrzalem zadbana, ladnie ubrana pare ludzi. Mezczyzna odezwal sie pierwszy:
    - Czesc! Ja jestem Jan, a to Maria.
    Maria: - Czesc! Przyszlismy by zaprosic cie bys pocalowal z nami dupe Henryka.
    Ja: - Przepraszam?! O czym wy mowicie? Kim jest Henryk, i dlaczego mialbym chciec calowac jego dupe?
    Jan: - Jesli pocalujesz Henryka w dupe, da ci on milion dolarow; a jesli nie, spierze cie na kwasne jablko.
    Ja: - Co? Czy to jakas wariackie rozruchy?
    Jan: - Henryk jest miliarderem i filantropem. Henryk zbudowal to miasto. Henryk posiada je cale. On moze zrobic wszystko co zechce, i chce ci akurat dac milion dolarow, ale nie moze poki nie pocalujesz go w dupe.
    Ja: - To zupelnie bez sensu. Dlaczego...
    Maria: - Kim jestes by podawac w watpliwosc dar Henryka? Nie chcesz miliona dolarow? Czy nie sa one warte malego pocalunku w dupe?
    Ja: - No coz, moze, jesli to prawda, ale...
    Jan: - A wiec chodz pocalowac z nami dupe Henryka.
    Ja: - Czy czesto ja calujecie?
    Maria: O tak, caly czas...
    Ja: - I dal wam juz te milion dolarow?
    Jan: - No coz, nie, nie mozna dostac pieniedzy poki nie wyjedzie sie z miasta.
    Ja: - A wiec czemu jeszcze z niego nie wyjechaliscie?
    Maria: - Nie mozesz wyjechac poki Henryk ci nie pozwoli, albo on nie da ci pieniedzy i stlucze na kwasne jablko.
    Ja: - Czy znacie kogokolwiek kto pocalowal Henryka w dupe, wyjechal z miasta i dostal milion dolarow?
    Jan: - Moja matka calowala Go w dupe cale lata. Rok temu wyjechala, i jestem pewien ze dostala pieniadze.
    Ja: - Nie rozmawiales z nia od tamtej pory?
    Jan: - Oczywiscie ze nie, Henryk nie pozwala na to.
    Ja: - Dlaczego wiec sadzicie ze ktokolwiek dostaje pieniadze, skoro nigdy z nikim takim nie rozmawialiscie?
    Maria: - No coz, dostajesz troszke przed wyjazdem. Moze bedzie to podwyzka, moze wygrasz cos na loterii, moze po prostu znajdziesz dwudziestaka na ulicy.
    Ja: - A co to ma wspolnego z Henrykiem?
    Jan: - Henryk ma pewne znajomosci.
    Ja: - Przykro mi, ale pachnie mi to jakims monstrualnym oszustwem.
    Jan: - Ale to przeciez milion dolarow, czy mozesz przepuscic taka szanse? Poza tym, pamietaj ze jesli nie pocalujesz Henryka w dupe, zbije cie on na kwasne jablko.
    Ja: - Moze jesli bym mogl zobaczyc Henryka, pogadac z nim, uzyskac wiecej bezposrednich informacji...
    Maria: - Nikt nie widzial Henryka, nikt z nim jeszcze nie rozmawial.
    Ja: - A wiec jak calujecie go w dupe?
    Jan: - Czasem posylamy po prostu calusa, myslac o jego dupie. Czasem calujemy w dupe Karola, i on przekazuje to dalej.
    Ja: - Kim jest Karol?
    Maria: - Naszym przyjacielem. To on nauczyl nas wszystkiego o calowaniu dupy Henryka. Wszystko co musielismy zrobic, to po prostu zaprosic go do nas kilka razy na obiad.
    Ja: - I tak po prostu uwierzyliscie mu na slowo, kiedy powiedzial ze jest Henryk, ze Henryk chce byscie pocalowali go w dupe, i ze zostaniecie za to wynagrodzeni?
    Jan: - O nie, Karol mial list ktory Henryk wyslal mu wiele lat temu, w ktorym wszystko zostalo wyjasnione. Tutaj jest jest jego kopia, sam ja zobacz.

    OdpowiedzUsuń
  5. cd:

    Jan podal mi kserokopie recznie zapisanej kartki, w ktorej naglowku stalo: "Z notatnika Karola". Bylo tam wypisanych jedenascie punktow.

    1. Pocaluj Henryka w dupe, a dostaniesz milion dolarow gdy opuscisz miasto.
    2. Uzywaj alkoholu z wstrzemiezliwoscia.
    3. Bij na kwasne jablko kazdego kto jest inny od ciebie.
    4. Zdrowo jadaj.
    5. Henryk osobiscie podyktowal ten list.
    6. Ksiezyc jest zrobiony z zielonego sera.
    7. Wszystko co Henryk powiedzial jest prawda.
    8. Myj rece po skorzystaniu z toalety.
    9. Nie pij
    10. Jadaj swe parowki wylacznie w bulkach, bez zadnych dodatkow.
    11. Pocaluj Henryka w dupe, albo zbije cie on na kwasne jablko.

    Ja: - Ale to wyglada na pisane w notatniku Karola.
    Maria: - Henryk akurat nie mial papieru.
    Ja: - Mam wrazenie ze gdybysmy sprawdzili, okazaloby sie to pismem Karola.
    Jan: - Oczywiscie, ale to Henryk to podyktowal.
    Ja: - Mowiliscie przeciez ze nikt Henryka nie widzial?
    Maria: - Teraz nie, ale wiele lat temu przemawial on do niektorych ludzi.
    Ja: - Mowiliscie ze jest on filantropem. Co za filantrop bije ludzi na kwasne jablko tylko za to ze sa inni?
    Maria: - Tego chce Henryk, a ma on zawsze racje.
    Ja: - Skad to wiecie?
    Maria: - Punkt 7 mowi ze 'Wszystko co Henryk powiedzial jest prawda'. To mi wystarczy!
    Ja: - Moze wasz przyjaciel Henryk po prostu zmyslil to wszystko?
    Jan: - Nie ma mowy! Punkt 5 mowi 'Henryk osobiscie podyktowal ten list'. Poza tym, punkt 2 mowi 'Uzywaj alkoholu z wstrzemiezliwoscia', punkt 4 'Zdrowo jadaj', i punkt 8 'Myj rece po skorzystaniu z toalety'. Kazdy wie ze te stwierdzenia sa prawdziwe, a wiec i reszta taka musi byc.
    Ja: - Ale punkt 9 stwierdza 'Nie pij', co nie pasuje zbytnio do punktu 2. Punkt 6 zas mowi 'Ksiezyc jest zrobiony z zielonego sera', a to jest totalna bzdura.
    Jan: - Nie ma sprzecznosci miedzy 9 i 2; 9 po prostu uscisla 2. A co do 6, to przeciez nigdy nie byles na Ksiezycu, a wiec nie mozesz wiedziec na pewno.
    Ja: - Naukowcy udowodnili przeciez ze ksiezyc jest zrobiony ze skal... Maria: - Ale nie wiedza czy przybyly one z Ziemi, czy z glebi kosmosu, wiec rownie dobrze moze to byc zielony ser.
    Ja: - Naprawde nie jestem tu ekspertem, ale wydawalo mi sie ze teoria iz Ksiezyc powstal z fragmentow Ziemi zostala obalona. Poza tym, niewiedza skad skala przybyla nie czyni jej jeszcze zielonym serem.
    Jan: - Aha! Wlasnie przyznales ze naukowcy czesto sie myla, lecz my wiemy ze Henryk zawsze ma racje!
    Ja: - My wiemy?
    Maria: - Oczywiscie ze tak, Punkt 5 przeciez tak mowi.
    Ja: - Mowicie ze Henryk zawsze ma racje poniewaz tak mowi list, a list jest prawdziwy poniewaz Henryk go podyktowal, poniewaz tak mowi list. To okrezna logika, w niczym nie rozniaca sie od stwierdzenia: 'Henryk ma racje, poniewaz powiedzial ze ma racje'.
    Jan: - Wreszcie zaczynasz rozumiec! To takie radosne widziec kogos przyblizajacego sie do mysli Henryka.
    Ja: - Ale... eh, niewazne. A co z parowkami?

    Maria sie zarumienila. Jan mi zas odpowiedzial:
    - Parowki, w bulkach, bez dodatkow. To po Henrykowemu. Kazdy inny sposob jest zly.
    Ja: - A co jesli nie mam bulki?
    Jan: - Nie ma bulki, nie ma parowki. Parowka bez bulki jest zla!
    Ja: - Bez przypraw? Bez musztardy?

    Maria zamarla porazona. Jan krzyknal: - Jak ci nie wstyd uzywac takich slow! Wszelkie dodatki sa zle!
    Ja: - A wiec wielki stos kiszonej kapusty z kawaleczkami parowek jest nie do przyjecia?

    Maria zatkala sobie uszy palcami, mruczac: - Nie slysze tego, la la la, la la, la la la.
    Jan: - To obrzydliwe. Tylko jakis potworny zboczeniec moglby to jesc...
    Ja: - To dobrze! Ja jem to bardzo czesto.

    Maria omdlala. Jan zdazyl ja pochwycic i wysyczal: - Jeslibym wiedzial ze jestes jednym z tych, nie marnowalbym swego czasu. Kiedy Henryk zbije cie na kwasne jablko, ja tam bede, liczac swe pieniadze i glosno sie smiejac. Na razie jednak pocaluje Henryka w dupe za ciebie, ty bezbulkowy, parowkokrojacy pozeraczu kapusty!

    Mowiac to, pociagnal Marie do ich czekajacego samochodu, i odjechal.

    Robert Anton Wilson
    Tlumaczenie: Eimi Kion

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałem, ale na koniec już z niezbędnymi skrótami. Niby parodia, ale nie wiem czy mnie śmieszy. Kiedyś bawił mnie latający czajniczek, nawet zastanawiałem się nad tym latającym potworem spaghetti, ale i to jest bez sensu dlatego, że zniżamy się do poziomu takich argumentów jak ten, o którym piszę w notce. A wiesz, z głupcem (nie mam tu na myśli wierzącego) nie da się dyskutować, musisz najpierw zniżyć się do jego poziomy, a w głupocie on zawsze będzie lepszy.

      Usuń
    2. sam potwór może jest bez sensu /akurat ja wolę ryż od makaronu, a najchętniej kaszę gryczaną/, ale to, co proponuje wydaje się być niegłupie...

      Usuń
    3. Potwór czy Wilson? ;)
      Tworzenie jakiegokolwiek Kościoła tylko dlatego, aby udowodnić irracjonalność religii monoteistycznej, w tym praw Kościoła do jakichś przywilejów? Przecież wystarczą racjonalne argumenty (choć też nie przejdą). Póki co, a pewnie jeszcze dłużej, nie sposób podważyć sensu samej wiary w Boga, bo ta jest osobistym wyborem wierzącego. Wiara opiera się przekonaniu, które nie wymaga dowodu w sensie naukowym.

      Usuń
    4. nie myślałem o kościele, tylko o ideologii /te 8 punktów, "pobożnych życzeń"/:
      https://klps.pl/o-nas.html#osiem
      natomiast faktem jest, że kontr-system do jakiegoś systemu także jest systemem i formalna organizacja oparta o ten kontr-system będzie cierpiała na te same dolegliwości, co każda inna...
      nie znam nikogo, kto by się deklarował jako pastafarianin, ale mam takie intuicyjne przeczucie, że im /pastafarianom/ wcale nie chodzi o formalną rejestrację ich kościoła, lecz o to całe zamieszanie z nią związane i gdyby wreszcie dla świętego spokoju zostałby on zarejestrowany, to zepsuto by im zabawę... ot, taka kolejna wersja "gonienia króliczka"...

      Usuń
    5. Kościół pastafarian jest parodią, paszkwilem na każde inne Kościoły i jako taki pewnie ma sens, ale tylko do czasu próby jego zarejestrowania. Wtedy staje się głupotą. Myślę, że nikt w rejestrację nie wierzył, chodziło o medialny szum. Problem w tym, że taka próba ośmiesza jednocześnie ateizm, rodząc całkiem realne i słuszne przeświadczenie, że tworzą go ateiści-idioci.

      Usuń
    6. z tym się nie mogę zgodzić... co prawda spotyka się pogląd, że idiotyzmem jest posiadanie poczucia humoru /czyli między innymi dystans do siebie i swoich poczynań/, ale wyznają go właśnie... idioci... a kogo obchodzi opinia idiotów?...

      Usuń
    7. Zastanów się. Jeśli ktoś chce zalegalizować Kościół, który jest parodią Kościoła – to o czym to może świadczyć? To tak, jakbym widząc obok siebie głupców w krótkich spodenkach w mroźny poranek, chciał zostać głupcem w krótkiej spódniczce. Kto jest wtedy większym głupcem? ;

      Usuń
    8. coś mi się wydaje naciągana ta analogia, głównie ze względu na ukryte założenie /według mnie chybione/, że tu tylko o samą parodię chodzi... poza tym, trzymając się jednak tejże analogii, wspomniałem już, że ten w spódniczce wcale nie chce wyjść na dwór i dołączyć do tych w króciakach, tylko udaje, że chce, a odźwierny nie chce go wypuścić, bo sam się boi wyjść na idiotę... na tym ta cała gra polega i gdybym był tym odźwiernym, otworzyłbym mu te drzwi mówiąc "sprawdzam"... oczywiście teraz teoretyzuję, gdyż nie piszę się na funkcję odźwiernego, gdyż mam wątpliwości co do sensu istnienia samych drzwi /przynajmniej w takim kształcie i o takiej konstrukcji, jakie są/...

      Usuń
    9. A czymże miałby być Kościół Latającego Potwora Spaghetti? Prawdziwym Kościołem, religią (sic?!) Jeśliby przyjąć, że tak, ci, którzy go chcą stworzyć z automatu przestają być ateistami, stają się wyznawcami nowej wiary. Jeśli ktoś chce być głupcem, z miejsca przestaje być mądrym, jeśli te pojęcia traktować tak, jakie mają znaczenie.

      Usuń
    10. okay, tylko kto powiedział, że pastafarianie są ateistami?... nie znalazłem w ich publikacjach takiej deklaracji... oczywiście nie wierzę, że oni wierzą w swoją bozię FSM/LPS i być może nikt z nich w żadną inną, tylko nie bardzo rozumiem, dlaczego mieliby swoimi działaniami ośmieszać ateizm?... bo czy to znaczy, że ateista musi być taki sjerjoznyj, równo sztywno, z bukietem w ręku i z kołkiem w dupie?...
      dla mnie działalność pastafarian to nie tylko kpina z religii /kwestię chrystianocentryzmu na razie odpuszczam/, ale także kpina z systemu samej rejestracji /"legalizacji"/ klubów hobbystycznych, który wyróżnia pewną ich kategorię... ale jest to oczywiście tylko mój odbiór... summa summarum jednak /pomijając ten chrystianocentryzm/ to mnie to bawi...
      aha... jedyny kontakt z nimi miałem swojego czasu pod "krzyżem smoleńskim" /pewnie pamiętasz te akcje/... przysiadłem się do nich pogadać, poczęstowali mnie podwieczorkiem, pogadaliśmy o dupach, o muzyce, o słoniach, hohoniach, etc... zero dysput religijnych, zero nawiedzenia, czysty zen... i o to (kurwa) chodziło :)...

      Usuń
    11. Sprawa wynikła w czasie gdy zwolennicy inteligentnego projektu domagali się równouprawnienia w nauczaniu w szkołach w stosunku do teorii ewolucji (w stanie Kansas). Według dr. P. Bonieckiego deklarowanie wiary w LPS zyskało aprobatę właśnie wśród ateistów i agnostyków. Ja tę sprawę jakiś czas śledziłem na portalu racjonalista.pl. Tam inspirację utworzenia KLPS też przyznawano grupie bardziej wojowniczych ateistów.

      Wiesz, że jest nagroda 250 tys. dolarów (ciągle do zdobycia) dla tego, kto udowodni, że Jezus nie jest synem Latającego Potwora Spaghetti?

      Usuń
    12. a ile dają za dowód, że nie JEST córką?...

      Usuń
    13. p.s. bo w sumie nie jest takie pewne, jakiej orientacji była Magda Magdalena...

      Usuń
    14. To, jakiej orientacji była Maria Magdalena jest tu bez znaczenia, On był synem, nie córką ;)

      Usuń
  6. No coż Asmodeuszu, otworzyłeś furtkę do mojego ogródka. Odniosę się zatem do omawianego przez Ciebie cytatu: "Tajemnica kryje się w korze mózgowej. Jej grubość i struktura ma związek z duchowością osoby, do której należy. Im grubsza kora, tym bardziej podatny na wpływ religii mózg – piszą naukowcy”
    Według mnie, coś w tych wnioskach jest na rzeczy. Żeby jednak dojść do sedna, trzeba chociaż pokrótce prześledzić sam rozwój kory mózgowej, czyli cofnąć się do pierwszych miesięcy po urodzeniu, gdzie ilość połaczeń neuronalnych naszego mózgu jest niewielka, gdyż reprezentują one jedynie te najbardziej podstawowe potrzeby, aby dziecko mogło jedynie zafunkcjonować w otaczajacym swiecie. Od tego momentu mamy do czynienia z szybkim przyrostem połączeń neuronalnych, aby w wieku 4-5 lat osiagnać najwiekszy potencjał konektywny. I co najciekawsze, owy błyskawiczny przyrost konczy się ok 5 roku życia. Niestety bariery biologiczne sprawiają, że w rozwoju połączen, nie możemy już pójsć dalej, przy czym sam proces tworzenia się kory mózgowej ciągle trwa, mimo że bez przyrostu połączeń neuronalnych. Mało tego, zaczyna się wręcz lawinowa ich wycinka (zanikanie) Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że jak wiadomo mózg zużywa aż 50% energii, jaką organizm dziecka jest w stanie wyprodukować, a przecież dziecko musi dodatkowo rosnąć. To własnie konieczność posiadania dorosłych ciał sprawia, że nie nie jest ono w stanie wyprodukować większej ilości energii, żeby utrzymać dalszy rozwój kory mózgowej przy jednoczesnym wzrastaniu. No i cóż, w kontekście biologicznym, trzeba zrezygnować z 50%-80% połączeń neuronalnych w korze przedczołowej. Kazdego dnia znikają nam połączenia miedzy poszczególnymi częściami systemu przetwarzającego informacje. Ta lawinowa wycinka kończy się między 17 a 21 rokiem życia. I tu możemy odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego nastolatki zachowują się często nieracjonalnie. Nie może być inaczej, skoro niektóre nabyte wzorce po prostu zanikają poprzez wycinkę. Dzisiaj jeszcze są, a jutro już może ich nie być. (Czesto 10-20 razy powtarzamy coś nastolatkowi, a on i tak zrobi to, co w danej chwili uważa)
    Wiedzę, że przeholowałam z długością wpisu, więc muszę dołaczyć komentarz w częściach :)

    OdpowiedzUsuń
  7. CD.
    Dla lepszego zobrazowania owego spustoszenia, posłużę się symbolicznie -liczbami ( nie są to oczywiście liczby rzeczywiste)
    dziecko 2 miesięczne - 5 połączeń neuronalnych
    4-5 latek - 100 połączeń
    17-21 latek - 30-50 połaczeń
    Gdy konczy się okres wycinania połączeń, kora mózgowa osiaga stan względnej stabilizacji. Objawiem tego stanu jest kontrola nad podejmowaniem decyzji, nad planowaniem, do głosu dochodzą nasze zdolności umysłowe. Mamy już względnie stabilny układ konektywny.
    Równolegle (od momentu narodzin) następuje drugi proces. Włókna nieustannie otaczane są kolejnymi warstwami osłonki mielinowej, aby tempo i precyzja przekazu informacji w tych włóknach rosła. Trwa to do ok. 35-40 roku życia. Teraz mamy już dojrzałe poszczególne partie kory mózgowej, a komunikacja między nimi jest maksymalna. Wydawałoby się, że proces rozwoju kory mózgowej dobiega końca, ale nic badziej mylnego, ponieważ system stale przetwarzajacy informacje, musi jeszcze się sam siebie nauczyć, utrwalić pewne wzorce. I tu Asmodeuszu, pora aby odpowiedzieć na pytanie: Kiedy wreszcie nasze mózgi są w pełni dojrzałe? Odpowiedź może zadziwić, gdyż w pełni zoptymalizowane i sprawne mózgi mamy ok. 50 roku życia. Biorąc pod uwagę rynek pracy, głupotą jest stopniowe odstawianie 50-latków na boczny tor, raczej powinno się wykorzystywać ich najwyzszy z możliwych potencjał. Ale zostawmy to...
    Powtorzmy, że ok 50 roku życia nasze mózgi są w pełni dojrzałe, a proces mielinizacji jest zakończony (najgrubsza kora mózgowa)
    Chciałabym pójść trochę dalej i rozważyć tę informację z punktu widzenia ewolucji, pod którą Ty Asmodeuszu, jak wiadomo się podpisujesz.
    Gdy nasze mózgi, jako elementy ciała zostały wytwarzane na poziomie ewolucyjnym, żyliśmy średnio 35-37 lat. Czyli nikt, albo prawie nikt w tych populacjach, o których mowa, nie miał w pełni zoptymalizowanego mózgu (a więc nie mógł używać go w takiej pełnej postaci) Nie wiem, czy nadążasz :) ale to oznacza, że w pełni rozwiniety mózg osoby dorosłej nie jest produktem ewolucji, gdyż jego cechy nie wynikają z systemu przystosowawczego, ponieważ nie mogły być widziane przez dobór naturalny (wtedy ich zwyczajnie jeszcze nie było) Są rodzajem prezentu. Od kogo? To już jest kwestia światopogladowa.
    " Tajemnica kryje się w korze mózgowej. Jej grubość i struktura ma związek z duchowością osoby, do której należy. Im grubsza kora, tym bardziej podatny na wpływ religii mózg – piszą naukowcy”
    Grubość i struktura kory mózgowej w odniesieniu do optymalnej grubości osłonki mielinowej (bo tak to chyba należy rozumieć) może oznaczać, że jesteśmy bardziej podatni na Boży rodzaj życia. Ja osobiście nie odnosiłabym tego do religijności, chociaż pewnie i tak można to rozumieć. Bóg wie co robi i przykłada wielu starań, aby przyciągnąć do siebie zagubione dzieci.
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za pobudzajacy wpis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam proces rozwoju kory mózgowej przedstawiłaś wystarczająco jasno i precyzyjnie.

      Będę się jednak upierał przy ewolucyjnym rozwoju mózgu, w tym kory mózgowej. W dużym uproszczeniu: Rozwój mózgu wynikał z coraz większych wyzwań. A te to: rozwój narzędzi wynikający z doskonalenia metod łowieckich i zbieractwa, oraz rozwój mowy – kwestia porozumiewania się gwarantowała większą szansę przetrwania grupy, zarówno w sensie bezpieczeństwa, jak i zdobywania żywności. W efekcie wydłuża się długość życia i czas na dalszy rozwój zdolności rozumowych. Innymi słowy to ewolucja wytworzyła specyficzne struktury mózgu odpowiedzialne za jakieś zachowanie. O tym, że mózg rozrastał się ewolucyjnie, świadczy coraz większa pojemność czaszki mózgowej.
      Inny przykład: były eksperymenty wychowywania dzieci przez głuchoniemych. Dzieci nie nauczyły się mówić. Wniosek: wszystkiego musimy się uczyć, wiary też. Ja nie neguję tezy, że nasze mózgi łatwiej przyjmują wiarę, gdzieś to kiedyś podobno udowodniono, chociaż nie znalazłem potwierdzenia tej tezy. Ale to może wynikać z faktu, że prościej i mniej skomplikowanie jest wierzyć?

      Cały ten fragment notki (o korze mózgowej) dotyczy absurdalnej tezy, że jej rozwój jest zależny od wiary w konkretnego Boga, lub niewiary w żadnego.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Asmodeuszu, ale jak może się rozwijać coś, co nie jest widziane przez dobór naturalny? Przecież system przystosowawczy nie może bazować na braku wzorców. Chodzi o to, że wzorce są kodowane i trwale zapisywane w mózgu, a jak wzorca brak, to nie można go wykorzystać, przejąć, a już tym bardziej wdrukować do systemu przechowywania informacji. Przecież dopiero od połowy XX wieku ludzie żyją średnio dłużej niż 50 lat. To oznacza jedynie jakieś 1-2 pokolenia, które korzystają z w pełni rozwinietego mózgu. Skad się zatem wzięła ta cecha? Aby jakaś cecha mogła byc wdrukowana, populacja musi stopniowo, na przestrzeni wielu pokoleń przechodzić przez poszczególne etapy rozwoju. To nie jest kwesta 1-2 pokoleń.
      Jak Twoim zdaniem dobór naturalny może zobaczyć coś, czego jeszcze nigdy nie było i na dodatek zaadoptować to w przeciągu kilkudziesięciu lat?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Po pierwsze nie dobór naturalny a ewolucja. Po drugie, nie traktuje jej jak Boga, to nie jest byt a proces. Proces nie musi nic widzieć, ani o niczym decydować! Jeśli w procesie rozwoju, jest coś korzystne, zostaje zachowane i podlega następnym procesom udoskonalania. Jeśli niekorzystne, lub niepotrzebne - odrzucone. I zasadnicza rzecz – te procesy nie zachodzą na przestrzeni kilku, kilkunastu pokoleń a zdecydowanie dłużej.

      Źle interpretujesz tą średnią długość życia. Bo to jest średnia, a nie jakaś sztywna granica. Jeśli kiedyś wynosiła 50 lat, to biorąc pod uwagę wysoką śmiertelność dzieci, spora część ludzi musiała dożywać wieku 80 a nawet 90 lat. To dzięki rozwojowi medycyny ta śmiertelność maleje, stąd średnia rośnie, co nijak ma się do górnej granicy życia. Faktyczna długość życia jest ograniczona zdolnością reprodukcji komórek. Jeśli Ty będziesz abstynentką a ja alkoholikiem, średnia wykaże, że oboje jesteśmy uzależnieni. Niemniej właściwy wniosek jest zupełnie inny – nadmiar alkoholu szkodzi.

      Usuń
    4. Asmodeuszu, dobór naturalny jest jednym z mechanizmów ewolucji biologicznej i prowadzi do ukierunkowanych zmian przystosowawczych organizmów. Użyte przeze mnie słowo "widzieć"odnosi się do cechy, która zaistniała i jest przystosowawczo korzystna. W moim komentarzu nie chodzi o procesy, które zachodzą na przestrzeni kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu pokoleń, bo gdyby tak było, w pełni rozwiniety mózg 50-latka, o którym cały czas mowa byłby czyms oczywistym. jednak zauważ Asmodeuszu, że chodzi tu o zmiany, jakie zaszły w ciągu zaledwie 1-2 pokoleń. Przystosowawczo nie jest to możliwe, gdyż jak sam stwierdzasz ten proces musi być o wiele dłuższy i adaptuje się w ciagu kilkudziesięciu czy nawet kilkuset pokoleniach. Tu nie chodzi o to Asmodeuszu, że śmiertelnosc maleje, a średnia życia człowieka rośnie. Chodzi o to, że pojawiło się cos, co nie powinno było się pojawić, gdyż ewolucyjnie nie jest to możliwe. 1-2 pokolenia to zdecydowanie za mało na adaptację jakiejkolwiek cechy organizmu. Kropka!

      Usuń
    5. Wciąż mylisz pojęcia. Dobór naturalny to tylko jeden z elementów ewolucji, a ta jest procesem zmian zachodzących w czasie, dziś utożsamianym z procesem biologicznym. To również zmiany zachodzące w strukturach DNA i przystosowanie się do środowiska. Tylko trzeba pamiętać o jednym, te procesy są trwałe tylko w ujęciu bardzo długiego okresu czasu, liczonym w tysiącach lat.

      Żadne zmiany zachodzące w jednym czy dwóch pokoleniach nie są ewolucją. Bo niby co takiego się pojawiło przez te ostatnie dwa pokolenia, że statystycznie żyjemy dłużej? Tylko i wyłącznie postęp nauk medycznych oraz statystyki, które potwierdzają skuteczność nowych metod leczenia. O jakiej Ty adaptacji piszesz? To, że człowiek się sprawniej uczy? Przecież to wynika tylko z rosnącego zasobu zdobywanej wiedzy. Postęp w dawnych latach był niezauważalny, gdyż większość populacji ludzi była analfabetami. Dopiero po wprowadzeniu powszechnego obowiązku nauczania, dostępności do szkół wyższych, postęp technologiczny i edukacyjny nabrał przyspieszenia – ale to nie ma nic wspólnego z ewolucją – chyba, że masz na myśli ewolucję przemysłową.

      Usuń
    6. Daruj Asmodeuszu, ale powtarzasz dokładnie to samo, co piszę ja, tylko z tą róznicą, że wybrzmiewa tu nuta swoistej dla Ciebie negacji. Piszesz "Żadne zmiany zachodzące w jednym czy dwóch pokoleniach nie są ewolucją" A o czym ja u diabła piszę, jak nie o tym??? Dokładnie tak!!! Gdyż zmiany ewolucyjne powinny trwać znacznie dłużej. Dlatego dziwi fakt, że jednak zaszły w dużo krótszym czasie (1-2 pokolenia) czyli nie są produktem ewolucji. A zatem skąd się wzięły??? Z nieba???
      Zupełnie odchodzisz od sedna sprawy. Proponuję dokładniej wczytać się w moje pierwsze komentarze, gdyż zupełnie odbiegasz od temu.

      Usuń
    7. Otóż to, nie było żadnych zmian ewolucyjnych w ostatnich dwóch pokoleniach, ba, trzech, czterech..., dziesięciu. Wymień choć jedną, bo to, co piszesz o rozwoju mózgu pięćdziesięciolatka jest totalnym nieporozumieniem. Na jakiej podstawie opierasz takie przekonania, masz dostęp do jakichś badań, o których nikt nie wie?

      Usuń
    8. Dodam, że udowodniono, iż realnie wykorzystujemy tylko niewielką część naszego mózgu.

      Usuń
    9. To znaczy jedynie, że na archaicznych badaniach bazujesz Asmodeuszu...

      Usuń
    10. noch ein mal po korekcie:
      to nie do końca jest tak z tym "niewykorzystywaniem" większej części mózgu, bo to brzmi tak /porównam do sieci Internetu/, jakby cześć serwerów była sobie, aby tylko być, a to jest nieprawda... tu rzecz w tym, że większa ich część nigdy się ze sobą nie komunikuje... znowu porównanie do Internetu /a raczej do blogosfery/: to jest tak, jak jeden bloger mając możliwość ze swojego komputera zajrzeć do wszystkich blogów zagląda tylko do jakiejś drobnej ich części... trochę to wynika z faktu, że nie jest w stanie do wszystkich zajrzeć, ale głównie dlatego, że przyzwyczaił się do zaglądania do jedynie drobnej ich części, a do reszty mu się nie chce, albo go one nie ciekawią...
      ergo...
      dokładnie należy ująć to tak:
      realnie wykorzystujemy tylko niewielką część potencjału naszego mózgu...
      natomiast generalnie, to wykorzystanie /w sensie ilościowym/ tego potencjału ma się nijak do wiary w jakieś bozie, lub jej braku... mózg osoby wierzącej może przerzucać pomiędzy komórkami mnóstwo bitów informacyjnych śmieci, zaś mózg niewierzącej ograniczać się do wymiany mniejszej ilości, ale wartościowszych, sensowniejszych... może być też całkiem odwrotnie, że mózg wierzącego wykorzystuje tylko niezbędne minimum możliwych połączeń między neuronami, zaś w mózgu "ateistycznym" może panować ruch bitów niczym na ulicach wielkiego miasta...
      bayo :)... do poniedziałku...

      Usuń
    11. Olimpio:
      Prosiłem o wskazanie tych nowych i co? A może to Ty bazujesz na czymś, co się nazywa science fiction?
      Jeden, jedyny link bym mógł sprawdzić, o czym Ty mówisz.

      Usuń
    12. Piotrze:
      Pisałem o realnym wykorzystaniu. To, że mózg przetwarza śmieci, to ja wiem od dawna ;)
      Udanego weekendu :)

      Usuń
  8. Jeszcze jeden dowód świadczący o wyższości wiary nad ateizmem. Dowcipy o księżach są śmieszniejsze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyśmy opierali się na takich „dowodach” świat byłby miejscem dla głupców. Pierwszy bym emigrował :D
      Śmieszność to rzecz gustów. Ale na portalu katolik.pl nie znajdziesz dowcipów o księżach ;)

      Usuń
  9. Gdy słyszę: przekażcie sobie znak pokoju, mam ochotę uciekać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też Ci kiedyś podano numer pokoju hotelowego? :D

      Usuń
  10. nnnoooo nniieee.... nie dość, że jestem blondynką a to podobno świadczy o problemach z ĘtElYgencją... to jeszcze mam mózg wypaczony i chyba jakiś niedorozwinięty, bo nie wierzę, że jakiś Facet kiedyś po wodzie chodził i wodę w trunek zamieniał... a jeszcze z jednej z Twoich wcześniejszych notek wynikało, że mogę być szkodliwym niemieckim elementem...
    aż zaczynam się bać ile i jakich prawd o sobie mogę się u Ciebie dowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę Cię martwić, mam się za kopalnię (takie skrzywienie zawodowe) wiedzy o innych :D

      Usuń