poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Bluźniercy, idziemy po was!




  Prof. Pawłowski twierdzi, że „Z natury jesteśmy teistami, wiarę mamy wdrukowaną w mózg. To bycie ateistą wymaga dużego wysiłku, niejako zerwania z naturą”1. I dodaje, że „(...) ci, którzy się nie boją Boga muszą być chyba nienormalni”. I ja się pod tymi stwierdzeniami podpisuję, nawet o tej nienormalności, bo normalność nie zawsze znaczy poprawność czy prawdziwość, czasami jest nią li tylko stereotypowość.

  Nie tak dawno Jarosław Kaczyński spotkał się z ks. Rydzykiem na antenie Telewizji Trwam, gdzie wypowiedział dość znamienne słowa: „Obronimy Polskę, ojcze dyrektorze! My to traktujemy jako swoją misję [podkreślenie moje]. (...) Jesteśmy rzeczywiście ostatni [prawdziwi chrześcijanie – dopisek mój], ale to nie oznacza, że nasza twierdza zostanie kiedykolwiek zdobyta. Musimy ją obronić dla Polski, dla Polaków i dla Europy. Po prostu dla ludzkości. Nie chcę wchodzić w nieswoją rolę, no ale szatan chodzi po świecie”2. I tu już zaczynam mieć problem z tą wdrukowaną wiarą w nasz mózg. Po prostu ta misja mnie osobiście przeraża. Dla większości wierzących katolików szatanem to nie tylko upadły anioł, ale również wszyscy ci, którzy są niewierzącymi lub wierzącymi inaczej, gdyż w nich szatan wstąpił. Łatwo stąd wyciągnąć wniosek, że J. Kaczyński, wespół z swymi poplecznikami, oraz T. Rydzyk z swymi fanami (fanatykami), będą bronić Polski przed takimi jak ja i mnie podobnymi. Rodzi się pytanie o metody tej obrony. Pewnie do masowej eksterminacji nie dojdzie, choć w kontekście słów z tego samego wywiadu: „Mam nadzieję, że te starania nam przyniosą ostatecznie efekty”, to wcale nie jest takie pewne. Mnie się to dziwnie, choć przypadkowo, kojarzy z „ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej”. Bardziej realne wydają się być dwa inne rozwiązania: masowa deportacja, co już niektórzy posłowie i posłanki PiS publicznie sugerowali, czy zamykanie w obozach resocjalizacyjnych. Można powiedzieć, że fantazjuję i szczerze powiedziawszy sam bym chciał, aby to było science fiction.

  Problem w tym, że na pewnym portalu katolickim natrafiłem na dwa dziwne w swej wymowie artykuły. Pierwszy nosi tytuł „Deus vult albo śmierć Europie”, drugi „Bluźniercy, idziemy po was!”. Wprawdzie hasło „Deus volt” jest ściśle związane z krucjatą wobec islamu, jednak autor, Michał Wałach ewidentnie nawołuje do przywrócenia rycerski ideałów zbrojnej walki z niewiernymi. Pisze: „Daleko od ideałów rycerskich są liczni katolicy, od wiernych, przez księży i biskupów, na papieżu skończywszy. A przecież zwołujący I krucjatę Ojciec Święty Urban II jest dzisiaj błogosławionym, a twórca zwycięskiej pod Lepanto Ligi Świętej Pius V – świętym”3. Nic innego, szlachetna i zbrojna walka z niewiernymi prowadzi do świętości. W podobnym stylu, już bez odniesienia do islamu lecz konkretnie do niewiernych-bluźnierców, odnosi się Krystian Kratiuk: „Gdybyśmy byli społeczeństwem prawdziwie katolickim, nie umieścilibyśmy w naszym kodeksie karnym absurdalnego przepisu o obrazie uczuć religijnych, ale zawarlibyśmy zapis mówiący o ściganiu z urzędu bluźnierstwa – obrazy Pana Boga!”4. Wprawdzie po tym tekście nasuwa mi się pewna wątpliwość, gdyż najpierw należałoby udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że Bóg istnieje, co jeszcze nikomu się nie udało, nawet najwybitniejszym teologom. Wiara w Boga już z definicji jest domniemaniem. Nawet będąc najbardziej przekonanym, wciąż jest to tylko domniemanie. Powinienem się cieszyć, że gorliwy katolik wreszcie mówi prawdę o obrazie uczyć religijnych, mówiąc o absurdzie tej konstrukcji, rzecz w tym, że pobudki takiej oceny są zupełne odmienne od moich. Dla niego ten zapis jest po prostu zbyt mało restrykcyjno-represyjny.

  Na tym samym portalu pojawił się wczoraj jeszcze jeden, ciekawy w treści artykuł: „Chrześcijanie potrzebują ducha Wandei, aby przeciwstawić się ateizmowi”5. Przypomnę niezorientowanym. W departamencie Wandei wybuchło zbrojne powstanie przeciw Rewolucji Francuskiej. Samo krwawe, równie krwawo i brutalnie stłumione. Czytamy: „Kiedy chodzi o Boga, nie może być żadnego kompromisu. Wandejczycy nauczyli nas stawiać opór wszystkim rewolucjom”. Autor tych słów, kard. Robert Sarah mówi wprawdzie, że ten opór ma polegać na modlitwie, ale ów brak kompromisu brzmi dość dwuznacznie, tym bardziej, że podobno „praktyczny ateizm tłumi w nas życie” (sic!). Tylko we mnie rodzi się przekonanie, że jest akurat na odwrót. To religie tłumią w nas prawo do życia zgodnie z naszymi potrzebami i pragnieniami.

  Za epilog niech posłuży krótka historia, związana z moim pobytem w szpitalu. Do sześcioosobowej sali „ładuje się” się ksiądz z pytaniem, czy ktoś chce przyjąć komunię św. Ja to rozumiem, choć nie do końca, bo w szpitalu jest kaplica, gdzie co drugi dzień odprawia się mszę św., a wszyscy chorzy na sali są osobami „na chodzie”, przynajmniej w kwestii palenia papierosów. Ja zaś nie za bardzo przez pierwsze dni. Jest dwóch chętnych, reszta przynajmniej udaje – wstają, jeden klęka. Tylko ja, ta czarna owca, nie reaguję w ogóle i przeglądam sobie net, co przecież w niczym nikomu nie powinno przeszkadzać. Już po całej ceremonii mój wzrok napotkał wzrok księdza. Zapewniam, że ani miłości, ani współczucia w nim nie było, wręcz przeciwnie. Niemal słyszałem jak z wyrazem oburzenia chce mi powiedzieć, że mógłbym się chociaż przeżegnać. I tak co drugi dzień. Nawet miałem ochotę wychodzić na ten czas, tylko niby dlaczego? Z nas dwóch, to on był intruzem, bo szpitalna sala dla chorych nie jest kościołem, choć dziś do końca wcale nie jestem tego taki pewien.



 

30 komentarzy:

  1. Moje poglądy na temat wiary katolickiej i jej obrony chyba są Ci znane, nie będę nimi epatował. Natomiast można mieć różne rzeczy wprane w mózg, w Twoim wypadku też są to czasem wypadkowe różnych ideologii, związanych z czczonym przez Ciebie liberalizmem. Zacinasz się na nich i nie ma zmiłuj... :D

    Natomiast bardzo wymowna jest scenka z księdzem i śmieszy mnie nawet trochę ta interpretacja jego wzroku... "niemal słyszałem"... spodziewałeś się takiej właśnie reakcji, która utrwali Twój stereotyp podejścia do ateistów. Z całej sali tak naprawę tylko Tobie przeszkadzała jego obecność, co też jest znamienne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje „zacięcie” jest tylko pochodną zacięcia religijnych przeciwników ateizmu i liberalizmu. Gdyby nie ta zmasowana nagonka, nie miałbym powodów się zacinać :D

      W pełni się z Tobą zgodzę. Moje odczytanie wzroku i myśli księdza jest moim subiektywnym odbiorem, tyle że my wszyscy „czytamy w myślach” innych, właśnie poprzez spojrzenie. To jedna z podstawowych, po słowach i gestach forma komunikowania się. To, że tylko mnie to przeszkadzało, wynika zaś z proporcji wiernych i niewiernych w naszym kraju. W Twojej ocenie brak mi ustosunkowania się do pytania, czy sala szpitalna jest kościołem, czy nie. Innymi słowy, to o czym we wstępie: czy „normalność” zawsze jest poprawna?

      Usuń
  2. Jak ja byłam w szpitalu to jakoś tak się składało,że wizyty księdza raczej przesypiałam.Ale trafiło mi się leżeć obok słuchaczki wiadomego radia,która przez przeszło tydzień próbowała mnie na właściwą drogę nawrócić.A konkretnie chodziło o "zamach" smoleński.Ja tego dzień w dzień musiałam wysłuchiwać.Nie chciałam wchodzić w konkretne dyskusje,bo kobieta niestety na serce chorowała.Nie chciałam jej zdenerwować,chociaż ona mnie dołowała maksymalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wprawdzie tylko trzy dni towarzyszył mi wielbiciel radia, choć nie tego wiadomego, który namiętnie słuchał i zmuszał nas do słuchania RFM FM. Jeśli ktoś słucha, to wie, że tam puszczają tylko stare przeboje, dzień po dniu te same, przeplatane reklamami, od czego normalny człowiek po jakimś czasie wymiotuje. Ale najbardziej przeraziło mnie to, gdy jeden z leżących zaczął ubolewać, że nie ma telewizji i zaczął się zastanawiać, czy taki przenośny sobie nie zażyczyć. Na szczęście wtedy mnie wypisali. ;)

      Usuń
  3. Ostatnio wszyscy szermują pojęciem "zmasowany atak" ew. "zmasowana nagonka". Kościół, władza, opozycja, ateiści zmagają się ze zmasowanym atakiem!Tak się zastanawiam, gdzież te masy są co tak wszystkich atakują? Chyba trzeba będzie wprowadzić pojęcie "masy urojone"...
    Moim zdaniem, jedyna prawdziwie zmasowana nagonka dotyczy palaczy papierosów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś szczęśliwcem, bo chyba nie jesteś na bieżąco. Wystarczy przejrzeć prawicowe, nie tylko religijne portale, by się przekonać, że nagonka na niewierzących wcale nie jest urojeniem. Gdybyś chodził do kościoła, albo przynajmniej poczytał treść homilii naszych hierarchów, jeszcze bardziej utwierdziłbyś się w tym przekonaniu.

      To nagonka na palaczy jest raczej urojona. Ot, wprowadzono zakazy i po bólu. Raz i skutecznie ucięto hybrydzie łeb, uwalniając niepalących od konieczności wdychania tytoniowego dymu. ;)

      Usuń
    2. Teraz zrozumiałem. Na palaczy ot, wprowadzono zakazy i nie ma nagonki. Na ateistów ot, nie wprowadzano zakazów i jest nagonka. Proste i logiczne!

      Usuń
    3. Nawet to trafnie ująłeś ;)

      Usuń
  4. zastanawiam się, jakie dotacje w ramach nowej polityki /w ramach podłej zmiany/ dotyczącej organizacji pozarządowych otrzyma niejaki Nowak, czyli jednoosobowy komitet do walki z tzw, "sektami" i czy zagra jeszcze kiedyś w Polsce Gorgoroth...
    co do wspomnień szpitalnych, to kilka lat temu /jeszcze przed "podłozmianem"/ spędziłem trzy dni w ramach badań, na które zresztą śmiało mogłem podjechać z domu i zajęło by mi to raptem trzy godziny na krzyż /nie bójmy się tego słowa, katole nie mają nań monopolu/... gdy zalogowałem się na 4- osobowej sali, przywitałem z innymi, przedstawiłem, jedną z pierwszych rzeczy było zdjęcie zatkniętych za mój kinkiet nocny takich obrazków kolekcjonerskich, które klechy rozdają przy różnych okazjach, podobno są to jakieś bóstwa zwane "świętymi", których pełno w henoteistycznym panteonie katolickim... na nieme pytanie gościa obok wyjaśniłem: "bo jak już leżeć, to leżeć ładnie"... uśmiechnął się z aprobatą i na tym wątek się skończył... aha, obrazki poszły do kosza, tak jak by poszły każde inne śmieci, które by nie miały mojej aprobaty jako ozdoby...
    za to był wątek jabłkowy... bynajmniej nie z mitologii biblijnej wzięty... po prostu na innym łóżku leżał sadownik, który non stop raczył swojego vis a vis opowieściami o problematyce jego dziedziny... trochę się ratowałem, a to radio lub muza na słuchawki, a to spacery po terenie zielonym okołoszpitalnym, mimo to jednak po powrocie do domu na jabłka nie mogłem patrzeć przez kilka dni...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tak btw... czy wiesz, jaką pensję od państwa pobiera kapelan szpitalny?... bo ja tego nie wiem, ale mogę Ci powiedzieć jaką pobiera kapelan kryminalny... już bez wnikania w konkretne sumy /liczby się zmieniają przez lata, ale zasada ta sama/, jego pensja wynosi tyle, ile funkcjonariusza SW ze stopniem oficerskim na stanowisku "wychowawcy"... rzecz w tym, że ów funkcjonariusz zasuwa min. 8 godzin w dniu roboczym plus dyżury plus pełna dyspozycyjność na wypadek jakiejś sytuacji kryzysowej... zaś klecha wpada do roboty na jakieś dwie godziny dziennie, fakt, że prawie codziennie, ale to chyba niewiele zmienia...

      Usuń
    2. Pewnie masz na myśli Jerzego Roberta Nowaka, jednego z ideologów Radia Maryja i chodzi Ci o ocenzurowanie sztuki Spiró? Dotacje owego Radia są już powszechnie znane, przynajmniej te z MON-u i myślę, że on się na nie załapał.

      Historia sadownika bardzo mi się podoba, gdyż przypomina mi podobnego, który stale gadał o żarciu, przez co cierpiałem straszliwe katusze (jedzenie nie było złe ale ilościowo mało), więc straciłem sporo kasy na dożywianie w pobliskim barze ;)

      Jeśli zaś chodzi o zarobki księdza przyznam, że mnie to w zasadzie nie interesuje. Nigdy nikomu nie zazdrościłem, nawet gdyby były zbyt wygórowane w stosunku do tego, co ktoś robi. Bardziej mierzi mnie pensja szkolnych katechetów, ale bardziej za to, że wciskają kit młodzieży w placówce, dumnie zwanej oświatową. Bo do dziś nie wiem, co katecheza ma z nią wspólnego?

      Usuń
    3. nie ten Nowak... chodziło o tego, co tak zażarcie ścigał muzyka Adama Darskiego /"afera makulaturowa"/...
      ...
      nie rzecz w zazdrości o wysokość zarobków, tego akurat nigdy nikomu nie zazdroszczę, tylko o ich źródło, że dokładają się do nich wszyscy, a powinni tylko członkowie /mowa o członkostwie realnym/ jednej organizacji wyznaniowej lub jacyś inni sponsorzy prywatni na zasadzie pełnej dobrowolności... dotyczy to też katechetów, rzecz jasna, zaś Twoje zdanie na temat "katecheza, a oświata" podzielam w stu procentach...
      katecheza w szkołach publicznych?... okay... ale w tym sensie, że zainteresowani wynajmują od państwa sale w budynkach szkolnych do tych celów... to jest jeszcze do przyjęcia...
      ...
      wiesz, nie skomentowałem meritum posta, tylko tak pobocznie jedynie, bo na temat nawiedzonych czubków nie chce mi się gadać... z drugiej jednak strony problem jest, bo takie czubki coraz śmielej sobie poczynają i co ciekawe, sporo jest takich, którzy biorą ich na poważnie...

      Usuń
    4. Nowaków jest dużo, ale w końcu odnalazłem tego właściwego, Ryszarda (choć też jest dwóch różnych). Jeśli chodzi o źródła finansowania takich oszołomów, nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawiałem, niemniej przyznaję, obecny klimat polityczny takim sprzyja i mam tu również na myśli czasy poprzedniej koalicji rządowej. Teoretycznie, jako zwolennik demokracji i liberalizmu powinienem się godzić na finansowanie nawet takich jednoosobowych organizacji. Dla mnie jednak istnieje problem praktycznie martwego artykułu Konstytucji mówiący o wolności wyznania oraz idiotyczna konstrukcje zwane obrazą uczuć religijnych i klauzula sumienia.

      Z istnieniem w szkołach publicznych katechezy też mam problem, nawet w takim ujęciu jaki Ty proponujesz. Problem wynikający z niedawnych „afer”, związanych z wynajmem sal uniwersyteckich kontrowersyjnym prelegentom. Ciekawe czy Kościół użyczyłby swoich ambon propagatorom antykoncepcji, aborcji, genderyzmu czy metody in vitro? Trudno to sobie nawet wyobrazić ;)

      Jeśli dziś, w tak ostentacyjny sposób, piętnuje się te nurty sztuki, które nie są zgodne z linią partii i Kościoła, chyba jednak czas piętnować oszołomów.

      Usuń
    5. ad.2 akapit... trudno mi tworzyć porównania, skoro szkoła publiczna to instytucja publiczna /państwowa/, zaś K.Rz-kat. to instytucja prywatna, więc zasady wynajmowania miejsc w pomieszczeniach państwowych i prywatnych są z założenia inne... ale porównanie z salami uniwersyteckimi jest jak najbardziej na miejscu... tylko w tym przypadku jest jeszcze jedna sprawa... czy ktoś te sale wynajmuje, czy Uniwersytet udostępnia je za darmo w ramach ułatwiania dostępu do poznania czyjejś myśli bez względu na jej barwy ideologiczne?... tu naprawdę można się pogubić w niuansach...
      genderyzm?... co to jest?... czy chodzi o genderystykę /zwaną w skrócie "gender"/?... co prawda słyszałem też zwrot "ideologia gender", ale tylko z ust tych, którzy sobie taką ideologię uroili, by mieć jakiegoś wroga do zwalczania...

      Usuń
    6. */errata...
      ma być: "czy chodzi o genderystykę /naukę zwaną w skrócie "gender"/?"...

      Usuń
    7. Miałem na myśli tylko uniwersytety państwowe. Formy ich wynajmowania (opłata) nie znam, to jest zresztą bez znaczenia. Dla mnie problem są przypadki gdy np. uniwersytet medyczny służy prelegentom propagującym homeopatię, albo uniwersytet w teorii humanistyczny, służy propagatorom antyaborcjonistom. W drugim przypadku, na szczęście w porę się opamiętano.

      Przyznaję, użycie określenie genderyzm nie do końca jest poprawne, chodziło mi o gender. Niemniej ta obraźliwa nazwa funkcjonuje pełnoprawnie w środowiskach przeciwnych gender, co niejako uwypukla sprzeczność jego propagowania w kościołach.

      Usuń
    8. bo ja wiem... wykład z homeopatii mógłby być ciekawym ćwiczeniem dla studentów medycyny, ale jako element zajęć... ale jako wykład otwarty byłby czym faktycznie dziwnym...
      ...
      kiedyś miałem zabawną przygodę z motywem homeopatii... zapytałem w aptece o krople do nosa RADYKALNIE udrażniające ten nos... wtedy były w sprzedaży takie spraye pod dużym ciśnieniem... faktycznie udrażniały radykalnie, ale tylko na chwilę i w końcu zniknęły z rynku... na to panienka z okienka proponuje mi krople homeopatyczne... to już nawet nie chodzi o to, czy się wierzy w homeopatię, czy nie, ale RADYKALNIE działająca homeopatia to była zaiste ciekawostka... kontrolnie zapytałem o cenę i wszystko stało się jasne, że w niej tkwiła istota radykalności...

      Usuń
    9. :) „Ciekawe ćwiczenie dla studentów medycyny” :D W poprzedniej notce „Z dedykacją dla KD i OW, w komentarzach jest wątek o egzaminie (podobno) profesora(?) Einsteina, zainicjowany przez Boja. Też ciekawe ćwiczenie dla studentów logiki :D

      Ja, przezornie, gdy nie znam leku, zawsze pytam czy to przypadkiem nie lek homeopatyczny. Ostatnio dałem się mimo wszystko nabrać. To wprawdzie nie był lek homeopatyczny, a tylko suplement diety (które też uważam za oszustwo), ale lepiej nie pytaj ile wybuliłem na niego kasy ;) Teraz już muszę zadawać dwa pytania w aptece.

      Usuń
    10. sytuacja z farmaceutykami /to chyba najogólniejsze określenie/, zwłaszcza w odniesieniu do terminologii /popularnej, formalnej i fachowej/ jest naprawdę zawikłana... od kilku lat karierę robi fraza "suplement diety"... efekt jest taki, że mnóstwo ludzi wydaje mnóstwo kasy na produkty, które wcale nie działają na to, na co by chcieli, aby działały, nawet jako placebo...
      za to z pewną dozą rozrzewnienia wspominam czasy, gdy w aptekach były także leki tzw. "robione", zaś Pani Magister znała się na rzeczy... obecne apteki to są kompletnie inne apteki, wymagają więc zupełnie innej strategii obcowania z nimi... tak to ogólnie ujmę...
      co wcale rzecz jasna nie oznacza, że wszystkie produkty sprzedawane w aptekach pod nazwą "suplement diety" są bezwartościowe, tego nie powiedziałem...

      Usuń
    11. Nie tak dawno była modna lewoskrętna witamina C. Podobno rewelacja, gdyby nie fakt, że w aptece nie znajdziesz witaminy prawoskrętnej (nie ma żadnych właściwości leczniczych ani wzmacniających, nie jest nawet wchłaniana przez ludzki organizm). I taką lewoskrętną zaleca mi pani mgr farmaceutka. Okazuje się, że te, które mają tę nazwę w opisie są po prostu droższe.

      Czytam w ulotce suplementu, który przepisuje mi szpitalny lekarza: poprawia krążenie krwi, pracę serca i rozszerza naczynia włoskowate. Poszperałem w necie. Ów podstawowy składnik w nadmiernych ilościach ma dokładnie odwrotne działania (sic!). Upewniłem się u innego lekarza, który moje obawy potwierdził... ten środek, w takich ilościach jaki mi przepisano jako suplement, stosuje się pod ścisłą kontrolą lekarza, najlepiej w szpitalu.

      Usuń
  5. Zastanawiam się, czy kiedyś nadejdzie w Polsce taki czas, że nikt nie będzie się pytał innych czy wierzą i w co wierzą. Mnie to naprawdę nie obchodzi kto w co wierzy i dlaczego - to wielce osobista sprawa każdego człowieka.Byleby ktoś nie usiłował mnie "przerobić na własne kopyto".
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam za sobą lekturę kilka książkowych opracowań na temat sekularyzacji. Można z nich wnioskować, że ta jest nieunikniona, choć bywa to proces mocno w czasie rozciągnięty. W tym upatruję szansę na normalność, choć gdzieś mi krąży po łbie, że jej skutków to ja jednak nie dożyję. ;)

      Usuń
  6. wiesz Asmo... kiedyś, po ostatnich wyborach parlamentarnych napisałam kilka "czarnych wizji" a Ty stwierdziłeś, że tak źle nie będzie...
    coś mi się w głowie tłucze, że tak coś kliknęliśmy na ten temat...

    czasami nawet nie chce mi się już klikać o tym, że niestety jesteśmy państwem wyznaniowym. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może być, że tak było. Mam w sobie sporą dozę optymizmu i raczej nie dopuszczam do siebie skrajnych myśli czy wizji. Inna sprawa, że czasami rzeczywistość nas przerasta. Wiesz, w moim opisie jest pewna zamierzona stronniczość, choć pominąłem takie zagadnienia jak szkolna indoktrynacja, czyli nowy program nauczania, oraz stosunek ministra zdrowia do pewnych form antykoncepcji, noszących już znamiona państwa w pełni wyznaniowego.

      Usuń
  7. Chyba nie wiesz co to znaczy żyć w państwie wyznaniowym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, praktycznie nie wiem, jak to jest żyć w państwie wyznaniowym, mam natomiast spory staż życia w państwie totalitarnym, a to się chyba za bardzo nie różni. Natomiast jeśli puścić wodze fantazji i odnieść się do tego, co się dzieje w państwach faktycznie wyznaniowych, nie mam żadnych problemów takie życie sobie wyobrazić.

      Usuń
    2. spotyka się dwóch sąsiadów:
      - panie, zobacz pan, jak nasrane jest na podwórku...
      - co się pan przejmujesz, na drugim jest jeszcze bardziej nasrane...
      ...
      no, i właśnie... naprawdę porażające jest rozumowanie/?/, że skoro inne państwo jest bardziej wyznaniowe, to trzeba akceptować to państwo wyznaniowe, które ma miejsce w Polsce...
      bo widzisz, Anonimie, tu nie chodzi o to, by było mniej nasrane... chodzi o to, by wcale nie było nasrane...

      Usuń
    3. PKanalia - w punkt napisane!

      Usuń
    4. @Dor ota...
      no toć baaa...
      https://youtu.be/UX4F9MBfEls

      Usuń
    5. aha, bo tak mi się zapomina czasem:
      p.jzns :)...

      Usuń