piątek, 11 maja 2018

Single i singielki wszystkich krajów – łączcie się!



  Tej mniej więcej treści komentarz palnąłem na blogu Królowej Karo, zadeklarowanej singielki, i wcale nie miałem na myśli łączenia się w związki małżeński. Rocznicę urodzin twórcy komunizmu mamy w maju (będę o tym pisał na blogu Zrzędy) i tak się to hasło w mojej łepetynie urodziło. Nie ma w tym poparciu instytucji singli, singielek zaś w szczególności, żadnych podtekstów. Za stary jestem by ten trend wykorzystać dla własnych i niecnych zachcianek. Żal tylko tyłek ściska, że to zjawisko nie przypadło na czasy mojej młodości. Uległy na niewieście wdzięki byłem strasznie, a pęd niewiast do zawierania związków małżeńskich – jeszcze straszniejszy. I tak, znając dziś swoje usposobienie na wylot, mogę napisać, że zostałem złowiony w sidła moralności, potępiającej stare panny i starych kawalerów. A szkoda...

  O narracji potępiającej zgniły Zachód i wieszczej upadek Europy, po oderwaniu się od chrześcijańskich korzeni, można pisać na wiele sposobów, dziś przeważa straszenie Armagedonem ze wskazaniem na unicestwienie rasy europejskiej i zalaniem Europy przez islam. Do tego upadek obyczajów i szerzenie się zarazy gender. A ja Wam powiem, ze to brednie na miarę tych o zastępach diabłów, które mają już czelność kusić i deprawować nawet najbardziej gorliwych wierzących, ich pasterzy nie wyłączając. Najprostszy przykład zakłamania takiej narracji o końcu Europy to... Mało kto wie, że w tej jeszcze katolickiej Polsce, co czwarte dziecko pochodzi z „nieprawego łoża”. Ten archaizm użyłem celowo, dla nadania suspensu, dziś powszechnie używa się określenie „nieślubne dziecko”, co też jest w jakiś sposób określeniem, jeśli nie obelżywym, to na pewno o zabarwienie pejoratywnym. A takie instytucje jak konserwatywny rząd, i jeszcze bardziej konserwatywny Kościół biją na alarm, że dzietność spada, więc dwoją się i troją, aby te małżeństwa do rodzenia dzieci zapędzić kijem i marchewką. Bądźmy szczerzy - bezskutecznie. Przecież gdyby nie te „nieślubne dzieci” sytuacja byłaby jeszcze bardziej tragiczna. Pomyśleć, w takiej Szwecji już pięćdziesiąt procent dzieci rodzi się w nieformalnych układach damsko-męskich. I może to dziwne, ale Szwecja jeszcze nie upadła! A tak, raz na jakiś czas, wielce rzadki, czytam o jakichś incydentach, z naszego, polskiego podwórka uważanych za amoralne – ale to są incydenty i wcale nie jest ich więcej niż w naszym, na wskroś prawidłowo moralnym kraju.  I o dziwo, rodzice niepełnosprawnych Szwedów nie okupują szwedzkiego parlamentu. Nie mają powodów.

  Ok, ta Szwecja to pewnie nie taki raj, jakby się mogło wydawać. Europa Zachodnia też, tylko jakoś nie widać na horyzoncie fali uchodźców (nie tylko muzułmańskich) szturmujących granice naszej ukochanej i moralnej Polski. Ale za to pojawia się grupa ludzi, warto zaznaczyć, że młodych, którzy chcą zerwać ze stereotypem rodziny, jako wartości nadrzędnej, która to wartość staje się wręcz narzędziem w rękach dzisiejszych ideologów do zdeprecjonowania jednostki. Bo samodzielną jednostką trudno jest „zarządzać” odgórnie, ona ma zdecydowanie mniej do stracenia niż gdyby była uzależniona od rodziny. Choć w innej formie, przeżywaliśmy taką rewolucję obyczajową ma przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Wtedy też był bunt przeciw stereotypom, choć w jakiś sposób spaczony przez eksplozję seksu czy narkomanii. I ja chylę głowę przed dzisiejszymi singlowymi buntownikami. Są zdecydowanie bardziej odpowiedzialni, daleko mniej podatni na szał zbzikowanych idoli. Dbają nie tylko o w miarę wygodne życie, ile o własny status społeczny i materialny, któremu właściwie trudno cokolwiek zarzucić. Nie jest to łatwe, gdy inni wciąż kierują do nich pozornie niewinne pytania o to, czy jest już narzeczony/-a, kiedy ślub, kiedy potomek, czy najbardziej brutalne: kiedy się wreszcie ustatkujesz? Nie jest to łatwe, gdy większości nie mieści się w głowie, że można żyć na własny rachunek, że można decydować z kim i kiedy chce się iść do łóżka, a z kim tylko na kawę, czy do kina, i nie zawsze jest to jedna i ta sama osoba. Nie do pomyślenia jest fakt, że ktoś może kochać kota, a jednocześnie nie ma się ochoty tłoczyć  w przedpokoju z innym człowiekiem, dzielić sraczykiem lub łazienką. Jak to tak można poddawać się spokojowi przymilnego mruczenia Mruczka, a jednocześnie nie godzić się na gderanie, a nawet wrzaski partnera/-ki, gdy dopadają ich „muchy w nosie”. A już najbardziej niezrozumiałym jest, gdy singielka zarabia wystarczająco dużo na swoje utrzymanie i mieszkanie, choć jej zarobki i tak są mniejsze niżby osiągnął facet na tym samym stanowisku. U singla mniej to drażni, ale za to można mu zarzucić, że nie chce się dzielić. Jak amen w pacierzu, odbiło im na punkcie własnego „ego”, bo to „ego” to wciąż prawdziwy diabeł wcielony. W nas wciąż tkwi pragnienie poddaństwa graniczącego z niewolnictwem, zarówno w kwestii bycia panem jak i poddanym.

  Nie wyrokuję końca rodziny ani tym bardziej kresu dla takich wartości jak społeczność akceptowana na różnych płaszczyznach. Śmiem jednak twierdzić, że grupa ludzi, dla których te wartości nie stanowią sensu życia, które nie są potrzebami, za które warto cierpieć, ustabilizuje się na znacznym, niedającym się zbagatelizować poziomie. I choć jeszcze długo będzie im grozić pewien rodzaj społecznego ostracyzmu, trzeba się będzie z nimi nie tylko pogodzić, ale ich za ten ostracyzm przeprosić. W tym miejscu pewnie mogę się spodziewać argumentu o samotności na starość. Od razu odpowiem: dziś, mimo że żyjemy w kraju sakramentalnych małżeństw, ludzi samotnych, i to nie tylko z przyczyn losowych, jest na kopy. Nie brak ich nawet w podobno szczęśliwych rodzinach. Kolejki do psychiatrów i psychoterapeutów, ludzi z problemami depresji wynikłej z takiej samotności, są nie mniejsze niż do innych specjalistów, a terapia nie kończy się na jednej wizycie. Single mają w tej materii zdecydowaną przewagę, oni kochają niezależność, oni potrafią kochać sami siebie, czego w rodzinie nie da się tak łatwo nauczyć, a na starość jest już za późno na taką naukę.

  Jeszcze raz sobie napiszę: „single i singielki wszystkich krajów – łączcie się!”. Ja wam kibicuję...



52 komentarze:

  1. „single i singielki wszystkich krajów – łączcie się!”. Tak jestem za tym abysmy/abyscie byli JEDNO! I moze wtedy uznacie, ze milosc jest spoko, kiedy ta jednosc dusz nastapi:))

    Dlugo bylam singielka i fajnie bylo, oprocz walsnie momentow kiedy chcialo sie np.: do kina a nikt w okolicy ( ze znajomych) nie mogl. Nawet nie szkodzi, ze nie mogl, ale w obyczajowosci naszej, samemu do kina to jakos tak glupio. Bywaly momenty, ze pomimo wszystko szlam do kina sama . I tez bylo mi dziwnie, bo z nikim po seansie pogadac o tym nie szlo. Podzielic sie wrazeniami. Kompa wtedy nie znalam na taka skale jak to obecnie ( sluzyl tylko do pracy ), wiec napisanie chocby recenzji bylo jak psu na bude. Jestem za zmiana obyczajowosci w tym przypadku. Choc powiem ci, ze w krajach zachodu, pomimo istnienia singielstwa wiekszego niz w POlsce, tez jakos tak nie teges jest samemu isc na disco. Ludzie jednak zmawiaja sie wieksza grupa. Pomimo ze disco jest dostepne nawet dla tych 30 +. 40+... Bo kiedy czlwoiek idzie sie bawic, cos ogladac, podziwiac, jesc do restauracji...to co to za radocha byc w tym samemu? Trzeba wtedy miec kogos obok.

    Nigdy nie bylo u mnie w rodzinie pedu do zamazpojscia. Zadnej presji ze strony rodzicow, szczegolnie matki, ktorej nieudane malzenstwo dalo tak w kosci, ze chyba pozostanie jej corek "starymi pannami" przyjelaby jako Boze Blogoslawienstwo. Czesto mowila , ze zazdrosci samotnym. Natomiast presje robila nam dalsza rodzina, jakies tam piate ciotki po kisielu, i sasiedztwo blokowe. Szczegolnie somsiadka pietro nizej, ktora miala dwie mlodsze od nas corki na wydaniu. I uwazala chyba, ze one nas "gonia". Ze jak sie nie zakrecimy w wieku 17- 19 lat ( na moja dziewietnastke skladala mi owa somsiadka kondolencje, zem samotna i olaboga, zadnego stalego faceta przy boku , a tylko kolegow- a tu nowe meisiwo na swiat sie pcha , ku doroslosci zmierza) to kaplica po nas. To bym tez w obyczajowosci ludziej zmienila. Obijalysmy sie niemozebnie , siostra jedna wyszla za maz w wieku 28 lat, ja w pierwszej polowie 30 , choc dobijalam juz owej polowy- tak sie z decyzja o zamazpojsciu szarpalam, ze matka ma myslala, iz w ostatniej minucie powiem "Nie. Nie wchodze w to".
    Weszlam. Mam rodzine. Jest trudno i jest latwo. Pod wzgledem materialnym o wiele lepiej niz kiedy bylam owa singielka. Zapomnialam jak zalatwia sie mnostwo spraw, bo jest ktos obok kto to przejal na siebie. Nie wiem gdzie lezy w domu mlotek, srubokret, gwozdzie i jaki kurek w piwnicy co zakreca. Strasznie mi z tym wygodnie. Woda cieknie i nie ja sie wokol tego zwijam, kibel w Polsce wywala i ... jest ktos , kto to ogarnie( a kiedys ogarnialam sama i pamietam jeszcze jak nam kible w Polandii sie zastopowaly, a sasiad z boku przyszedl, rozlozyl rece i rzekl: "Pani. Zrob cos z tym." No i zrobilam). Samochod mnie nie interesuje, ma jezdzic..... i kupa innych rzeczy.
    Finansowo jestem tak samo niezalezna jak bylam w Polsce, ale ja do tego akurat konsekwentnie dazylam, bo tego potrzebowalam. Zarabiam wiecej niz maz... to on przychodzi i wyciaga reke po kase na gume do zucia (p). Nie... zartuje. Zadne z nas reki po kase nie wyciaga. Zalatwiamy sprawy we dwojke, wychodzimy razem, jest sie z kim przezyciami podzielic, oprocz jego sportowych i moich np.: z baletu. Ale na koncerty wszelakie walimy razem..


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w okolicy sasiadke singielke. Niby jej dobrze, ale niedobrze. Szczegolnie z dorastajaca corka. Mloda dojrzewa, stawia sie, buntuje przeciwko calemu swiatu, a najbardziej przeciwko sytuacji ze zyje bez ojca. Kiedy ojciec sie zjawia aby swa powinnisc wykonac- mloda wtedy ma do niego zale, ze jej kolezanki i koledzy maja ojcow a ona takiego weekendowego. Na dodatek tatus ow ma nowa dupemncje , dupencja owa ma dziecko i ... tausiowi starcza tych uczuc ojcowskich na dziecko nowej dupencji a o swym z "prawego loza" jakos tak niekoneicznie mysli. To jest takie typowo meskie - rodzina jest przy tej , ktora aktualnie daje, wiec jej dziecko jest niejako jego dzieckiem, a ta ktora odeszla niech sie buja, lacznie ze swym przychowkiem. Albo niech se zalatwi ojca do dziecka. Czytalam ostatnio o Kopiczynskim, ktory zostawil swa zone z corka , odszedl do mowej partnerki i ... zapomnial o dawnej rodzinie i ojcowskich powinnosciach, a zajal sie przychowkiem swej nowej kobiety. To takie ponoc samczo - normalne. Bywaja jednak ojcowie, ktorzy jakos tam ( lepiej lub gorzej ) z obowiazkow ojcowskich sie wywiazuja, ale ogolnie zycie singielki z dzieckiem nie nalezy do latwych.
      Wracajac do tej mlodej zbuntowanej naszej sasiadeczki. byl taki czas, ze dawala sie- zdarza sie nadal, ze daje - we znaki mojej mlodej, bo moja ma tate, a ona nie...

      No coz w takiej sytuacji jak najbardziej trzeba optowac za tym, ze rodziny to przezytek i nie keke. Jak dla mnie nie ma bezpeiczniejszej formy ( o ile ludzie sa normalni , nie jacys zwichrowani osobowosciowo) na wychowywanie dzieci, dopoki ludzie chca sie macierzynsko i ojcowsko spelniac, jak stabilna rodzina.



      Natomiast co z tego singielstwa, jak zyje sie przy mamusi ( a takich singlow jest kupa), bo samemu na utrzymanie do styka? To nie samodzielnosc i stabilizacja nawet w pojedynke, a wymog ekonomiczny. Poza tym ja takiego singielstwa za luksus i super opcje bym nie przyjela.

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że bycie singlem nie wyklucza miłości. Nieformalnych związków też jest mutum, nawet jeśli to umowa na czas ograniczony. ;)

      Nie przesadzaj z tym pójściem do kina, czy do knajpy. Pominę kwestię, że to jeszcze jest kwestia źle pojętej tradycji, ale jeśli się zastanowić, większość małżeństw, szczególnie dzietnych, dość szybko zapomina o takich „rozrywkach” na rzecz, najczęściej zakrapianych, spotkań towarzyskich we własnym domu i to w mocno ograniczonej ilości. By móc sobie pozwolić na „wyjścia” trzeba by zatrudnić nianię, co w naszych warunkach na szeroką skalę jest kwestią bardzo odległej przyszłości. Narzuca mi się też pytanie, czy bycie singlem z wyboru optuje częstą chęcią bywania na disco.

      To, co opisujesz w odniesieniu do własnych przeżyć, specjalnie mnie nie dziwi. Ja to nazywam mianem dulszczyzny, wciąż jeszcze wszędobylskiej, postawa godna najcięższej krytyki. Wpajanie dziewczynom, że MUSZĄ szybko wyjść za mąż jest czymś bardziej niż okrutnym. Kurcze, przecież kobiety, w zdecydowanej przewadze, są najpiękniejsze właśnie w wieku 30 - 40 lat. Problem w tym, że wtedy mąż traci już jakby wigor do tej, co ma i zaczyna się oglądać za innymi.

      Odnośnie singielki sąsiadki. Nikt nie zagwarantuje singlom, że zawsze będzie idylla. Aż tak dobrze jeszcze na tym świecie nie ma, tyle że małżonkom też tego nikt nie zagwarantuje, a ryzyko jakby większe. Jest problem drobnych napraw awaryjnych w domu. Tyle, że ja pamiętam sąsiadkę z dołu, gdy mieszkałem w bloku, mężatkę, której mąż niby Schwarzenegger, a i tak mia dwie lewe ręce do takich robótek ręcznych, i to on przychodził z prośbą o pomoc. Singielki raczej nie mieszkają na bezludziu i pewnie zawsze może się znaleźć usłużny sąsiad. Przyjdzie, naprawi za kawę lub piwo, za uśmiech, pogada a i reklamacje uwzględni ;) Mąż nie zawsze…

      Masz rację, co do życia przy mamusi, ale bez przesady, nie każdego singla stać od razu na nowe mieszkanie i nie każda mamusia jest tym oburzona.

      Usuń
    3. Toz sama ci napisalam o sasiedzie, ktory przychodzil do mnie ( taka niezaradna wolowa dupa) i mowil ze mam cos zrobic z tymi wybijajacymi kiblami w bloku. Zona mu gledzila, ze ma cos z tym zrobic to chlop cos z tym robi. "Pani nauczycielka to sie pani szybciej niz ja z ludzmi dpgada"- tak mi prawil. Z ta pomoca sasiedzka, szczegolnie od obcego meza dla singielki, to bylabym tez ostrozna, bo kobiety pilnuja swoich facetow. Nie znam az tak wyrozumialej zony, ktora pozwoli wlasnemu facetowi ot tak za friko do obcej samotnej pojsc i cieknac kran naprawic. Moze raz, dwa...zalezy jeszcze jak obie panie jako sasiadki ze soba zyja ( ale i tak zawsze bedzie tzw. reke na pulsie trzymala). Z reguly tez kobiety , im miniej wyksztalcona tym gorzej- choc to akurat nie jest koniecznoscia, moze byc wyksztalcona ale tak zostala wyuczona, do zycia przysposobiona- kiedy sie hajtaja to odsuwaja od siebie niezamezne kolezanki. Dopuszczaja do siebie tylko takie, ktorym ufaja. Czyli singielki pod wzgledem towarzyskim maja w polskiej obyczajowosci w plecy.

      Z tym wychodzeniem, zapomnialam , ze w Polsce jest inaczej. W Niemczech Niemcy wychodza, nie bawia sie w domach. W domu jest robota przy gosciach, trzeba podac talerzyk, zrobic kawe, herbate... biegac przy gosciach...Oni wychodza, ida do knajp, do ogrodkow piwnych, na imprezy w miescie. Zamawiaja sie wieksza grupa i to traktuja jako swoje rozrywki. Disco tez jest popularne...

      Mieszkanie przy kims zawsze ogranicza. Nie jest to super opcja ani dla singla, ani dla malzenstwa.

      Usuń
    4. Rozbawiłaś mnie tymi mężatkami odsuwającymi singielki (żeby nie było – w sensie pozytywnym) Bo ja się całe życie zastanawiałem, o co moja żona pokłóciła się ze swoją, równie atrakcyjną, najlepszą przyjaciółką :D
      A Radek się minie pyta, jaki to ostracyzm spotyka singli ;)))
      Musisz mi to jeszcze opisać jak to jest z tymi relacjami kobiet, gdy chodzi o męża jednej z nich. Czyta się naprawdę doskonale.

      Może takie zwyczaje też do nas trafią. Już wesele, stypy i komunie organizuje się w knajpach, co kiedyś, w czasach mojej młodości, było wyrazem wywyższania się nad innych.

      Usuń
    5. Chocby ci kobieta mowial, ze ona jest taka super. Do przodu pod wzgledem obyczajow, bo wylamuje sie np .: i singlielka jest. I jakie to ech, i och, i super... A mezatka bedzie gledzila, ze tez jest taka obyczajowo do przodu, ze nawet mezem sie podzieli i koldra go z obca baba okryje, aby im zimno nie bylo, to lze i nic wiecej. Zdarzaja sie moze i takie przypadki, ale ... nie sa nagminne.

      Ludzkie instynkty to instynkty i nie latwo je z siebie wykorzenic. Co prawda moja matka mawiala czetso, ze modli sie o taka kobite dla mojego ojca, ktora by go zaslepila i jak w dym by za nia poszedl. Zobacz jaka dobra. Wyzwolona kobieta z mojej matki byla.:)) Nawet sie o super kochanke dla swego starego modlila. Problem tylko w tym, ze umieszczesliwila by takim darem jakas inna kobiete:)) A to tylko wszystko z jej dobrego, wyzwolonego serca. Toz kobiet jest wiecej na swiecie, niech wiec kazda ma okazje nacieszyc sie chlopem. Moja mama chetnie by sie podzielila. Nie dodawala tylko, ( w podteksicie to bylo), ze towarem zlej jakosci.
      Takie, wyzwolone kobiety tez istnieja, nie powiem. Taka tez, poprzez to, ze mi matkowala, miala wplyw na moje wychowanie:))

      Teraz jednak do rzeczy. Kobiety piluja swych chlopow. Nawet nie wiesz , ze ona widzi i czuwa. Chocby sie facetowi wydawalo, ze ..e tam, nie jego luba.
      Istneija tez fajne przyjaznie miedzy kobeitami. Ja mam taka przyjaciolke. Nas akurat facet polaczyl, ktory probowal szczescia ktoras z ans, a ze chcial dwie sroki za ogon zlapac, to mu sie te sroki wymknely i sojusz przeciwko niemu zawiazaly (p). Z kolezankami wszelkimi miewalam dobre, bywalo, ze super uklady, ale zawsze znalam granice... choc ich mezowie niekoniecznie te granice znali i probowali je przekraczac. Mezom swym , byc moze, moje kolezanki nie do konca ufaly, ale mi jakos ufaly. Bylam ich baba. Nie kojarzyc z donosicielka.
      No w koncu z kims sztame trza bylo trzymac.
      Kobiety bywaja jednak rozne, niekoniecznie trzymajace sztame z kobiecym rodem, albo ... czesto sie wylamuja, kiedy biega o sprawy potrzeb seksualnych i ich zaspokojenia. Zreszta co tu gadac. Wiadomo jak jest. Faceci nie sa lepsi. Potrafia przespac sie z kobieta kolegi, dobrego kumpla, etc...

      Usuń
    6. Nagminne? Uważam, że tu już posuwasz się do science fiction. Aż tak źle ze znajomością psychiki kobiet nie jest u mnie źle ;) Moje kobiety może i by mnie przykryły kołderką, ale gdybym się położył w łóżku z osiemdziesięcioletnią babcią i to pod warunkiem, że rodzoną...

      Cóż, pewnie i istnieją fajne przyjaźnie między kobietami, ja mam tylko jedną obiekcję. Za bardzo nie godzą się na fajne przyjaźnie między facetami. Bywają tez irracjonalne. Moja „znajoma” nagminnie sprawdzała mój telefon, ale niechby sięgnął po jej. Mogłoby się skończyć rozstaniem. Na wszelki wypadek wyłączałem swój, aby go nie wyciągać w zasięgu jej rąk ;) i to nie dlatego, żebym miał coś do ukrycia, ile to było dość irytujące. Natomiast największe problemy mam z tym pilnowaniem „swoich facetów”. Raz, wyjątkowy przejaw braku zaufania, dwa, gdy ma dojść do czegoś i tak dojdzie. Po cholerę pilnować faceta, któremu się nie ufa? To nie ma związku z tym, że kobieta łatwiej wyczuje zdradę, jeszcze łatwiej zdobędzie dowody. Nie na darmo rogi przypina się tylko facetom, oni tacy „doskonali” nie bywają. Wiesz, różnorodność charakterów, czy to kobiet czy facetów, za bardzo mnie nie dziwi.

      A co myślisz o przyjaźni damsko-męskiej?

      Usuń
    7. W zyciu wszystko jest mozliwe. Moze taka przyjazn istnieje. Kobuszewski kiedys powiedzial cos takiego, ze przyjazn miedzy kobieta i mezczyzna istnieje w przypadku kiedy on ma 30 lat , a ona 80.

      Mi sie nie zdarzylo przyjaznic z facetem, bo zawsze w takie uklady mieszal sie seks, z reguly chec dojscia do takiego momentu przez meska strone.
      Przyjazn , wedlug mnie, pomiedzy mezczyzna i kobieta istnieje w ukladzie, kiedy dziela z soba loze, no i oczywiscie jest im z soba dobrze.

      Usuń
    8. I dodam moze jeszce, bo obawiam sie odwrocenoia przez ciebie sytuacji, ze przyjaznie sie ze swoim mezem.

      Usuń
  2. Nie wiem co mają na celu te peany pod adresem singli.
    Ci ludzie, dla których sensu nie stanowi rodzina, tylko status społeczny, w końcu wyginą również, na razie doprowadzili do tego, że Europa jest kontynentem na którym rodzima rasa wymiera i fakt, że tego nie widzisz, tego nie zmieni, ani tym bardziej żadne dzieci z nieprawego łoża (sic!). Są na to statystyki - Centrum Badań Politycznych i Strategicznych im. Machiavelliego oszacowało że do 2100 roku liczba Europejczyków na świecie zmniejszy się z 22% do 7%, podczas gdy liczebność Afrykańczyków wzrośnie z 9% do 40%. Zresztą za ich migracją do Europy stoi właśnie wzrost demograficzny, który nawet zdołał przechylić tendencje spadkowe krajów Europy Zachodniej, po tym jak tu przybyli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zresztą za ich migracją do Europy stoi właśnie wzrost demograficzny, który nawet zdołał przechylić tendencje spadkowe krajów Europy Zachodniej, po tym jak tu przybyli."

      Dokladnie . W Niemczech zarejestrowano wzrost narodzin dzieci, zbieglo sie to wlasnie z naplywem uchodzcow. A statystyki grzmialy wczesniej na alarm. Starczy powiedziec, ze corka ma rodzila sie w okolicznym miejskim szpitalu ( dodam, ze powiatowym) i numer jej kartoteki, a rodzila sie pod koniec listopada ( koniec roku) byl oznaczony liczba 51. Jak na taka okolice to cienko, nedznie. tendencje spadkowe byly spore, bo co to za wynik, powiedzmy , ze niecale 60 dzieciakow narodzonych w roku w okolicy.

      Usuń
    2. Radku:
      Domyślam się, że gdybym pisał peony na cześć rodziny, pewnie nie miałbyś nic przeciw ;) Szkoda, że nie chcesz dostrzec, że w żadnym razie nie potępiam życia w rodzinie. Uważam, że to kwestia osobistego wyboru i dlatego krytykuję (osobiście nawet potępiam) ostracyzm z jakim spotykają się single.

      Nie przekonują mnie Twoje argumenty. Nawet ten, że jakiś singiel wymrze bez potomstwa. Na jego miejscu pojawią się nowi. Pominę też fakt, że 2100 roku nie dożyję ii te 7% ani mnie razi, ani gnębi, samo wyginięcie rasy europejskiej, jak to czarno widzisz, jakby poza zasięgiem moich trosk. Neandertalczycy też wyginęli i jakoś nikt po nich nie płacze – to żart, ale tak naprawdę nie ma we mnie krzty rasizmu, by się przejmować tym, że przewagę na tym kontynencie będą miały inne rasy. Nie będę nawet płakał, gdy na tym kontynencie będzie więcej wiernych islamistów, niż katolickich, czy protestanckich. Od kilku dekad uważam, że religia to zły pomysł, bez względu jakimi zasadami się kieruje (inna sprawa, że musieliśmy ten etap przejść).

      Usuń
    3. Jaki ostracyzm? Gdzie niby się z tym ostracyzmem spotykają? Na jakichś zabitych dechami wiochach może jeszcze.

      Pewnie że nie ma się czym przejmować, bo ginięcie cywilizacji jest cyklem naturalnym i powtarzalnym. Natomiast tylko głupiec się z tego cieszy.
      Akurat religia tu nie ma nic do rzeczy, wyginą też ateiści. :P

      Usuń
    4. Poczytaj też Królowej Karo, a będziesz wiedział o jaki ostracyzm chodzi. Przecież nie napisałem, że na ulicy wytyka się ich palcami...

      Cieszę się z istnienia singli, a nie z tego, że biała rasa wymiera. Jest też pewna sprawa, o której zdajesz się zapominać, strasząc tym wymarciem. Zjawisko mieszania się ras, które też nie traktuję w kategoriach katastrofy, wręcz przeciwnie. Ubędzie argument na temat rasy panów.
      Zapytam nieśmiało, a kto najbardziej krzyczy z powodu tego zanikania czystej rasy Europejczyków w połączeniu z oderwaniem od chrześcijańskich korzeni? Czyż nie przedstawiciele jedynie prawdziwej i słusznej religii? Fakt, ateiści też mają szansę wyginąć, tym bardziej, że ich dużo mniej do wymarcia, tylko że tym też nie potrafię się przejąć.

      Usuń

    5. "Ubędzie argument na temat rasy panów."
      Akurat tego nie bylabym taka pewna. Zawsze znajdziesz takich, ktorzy beda swoja "mieszanke" wywyzszac. Bo taki uklad genow, czy tez takie pomieszanie jest najlepsze.
      Twoj argument nic nie zalatwia w materii " ludzkiej checi dominacji"

      Nie przejmujmy sie swiatem. Po nas chocby potop- mowic slowami kochanki Ludwika XV. Tylko wiesz- moze jak sie jest singlem to nie ma o co sie martwic(?)- ale jak ma sie potomstwo to czlowiek chcialby ow swiat zostawic dla dzieci ( swego dziecka) przyjaznym. Czyli zeby nie bylo wiekszego religijnego ujarzmienia niz to obecne. Aby te dzieci nie cierpial z powodu swej obyczajowosci... nieprawdaz? Tamci chca tego samego i ... jest o co sie trzec.
      Czyli co Asmo? Rodzina, plodzenie dzieci to przezytek? Bardzo niebezpieczna sprawa, bo ciagle ten swiat bedzie martwil sie o swoich a innych traktowal jako zagrozenie?

      Usuń
    6. Aniu, bądźmy szczerzy. Tylko dwa rodzaje ludzi emanują wyższością: wielbiciele rasy białej oraz fanatycy religijni. Mieszanie ras wyeliminuje pierwszych jeśli nie będzie się w stanie udowodnić jaka rasa w nas dominuje, drugich nic nie wyeliminuje.

      Ja Cię nawet rozumie, choć nie do końca. Twoje chciejstwo, niestety, chciejstwem w każdych okolicznościach pozostanie. Nawet jeśli żadnych zagrożeń nie będzie. Twoja rola kończy się w momencie, kiedy Twoje dziecko staje się samodzielne. Więc to od nich będzie zależeć jaką rzeczywistością się otoczą. Skoro wierzysz w życie po życiu, będziesz mogła najwyżej obserwować bezczynnie. W mojej wersji, w ogóle nie będę miał świadomości tego, co się dzieje, więc czym mam się przejmować? Równie dobrze mógłbym się martwić tym, że tak mało śniegu było tej zimy.

      Uważasz, ze ten świat teraz jest przyjazny dla wszystkich? Albo jesteś niepoprawną optymistką, albo nie wierzysz w to, co piszesz. Nie napisałem, że rodzina i płodzenie to przeżytek, choć przyznaję, że mnie naprawdę korciło. Ja nie chce nikomu nic narzucać, jeśli ktoś uważa, że rodzina i dzieci to prawdziwy sens życia, nie mam żadnych praw do tego, by nawet sugerować, że się myli. Jeśli czegoś chcę, to prawdziwej tolerancji dla takich postaw, które innym nie zagrażają. Single nie zagrażają nikomu, jeśli już to tylko pewnym ideom, które chcą nas uczynić swoimi niewolnikami. Ty tego tam nie czujesz, ale tu religia wciska się już praktycznie we wszystkie aspekty życia człowieka, piętnując wszystkie postawy niezgodne z jej ideologią. Przyznaję, niewiele z nich dotyka mnie bezpośrednio,mierzi mnie styl i zachłanność.

      Usuń
    7. Nie bardzo wiem o co tej kobiecie chodzi. Owszem gdzieniegdzie pokutują jakieś stereotypy na temat staropanieństwa, ale nikt z tego nie robi wielkiego aj waj.

      Taaak, ubędzie argument rasy panów na rzecz wyznawców Allaha. :D Oni też są bardzo przekonywujący w propagowaniu jedynej racji.

      No co nie mają racji może? Generalnie, wyobraź sobie, że są ludzie, którym zależy na dzieciach i wnukach, nie wszyscy chcą skończyć jak samotne stetryczałe pierdziele po pełnym wrażeń i luksusów życiu.


      Usuń
    8. Radku:

      Poczytaj też komentarz Ani z 18:42 w wątku powyżej. Naprawdę myślisz, że tylko wielkie aj-waj może być problemem?

      Już Ci pisałem, mnie tam obojętnie czy to katolicyzm czy islam, obie religie mają podobne ciągoty.

      A kto im broni mieć dzieci i wnuki? Nie sądzę aby kiedykolwiek bycie singlem lub bezdzietność były nakazowe. Bardziej obawiam się w tym kraju skrajnie przeciwnej tendencji. Zakaz singlowania i konieczność posiadania minimum czwórki dzieci. Na dobrą sprawę już są tego niepokojące sygnały (emerytura dla matki czworga dzieci) tak jakby wychowywanie troje lub niepełnosprawnego było mniej wyczerpujące.

      Usuń
    9. Wiesz, tak się składa, że kobieta ma problem, w ogóle z chodzeniem swego męża do innej kobiety, nawet jeśli jest to mężatka. Także sorry, ale opisana w komentarzu sytuacja to efekt wyboru takiego życia a nie ostracyzm.

      Do rąbania łbów liberałom? Nie sądzę.

      Typowe ostatnio. Jak już argumentów brakuje, trzeba chlapnąć jakąś bzdurą... O to się rozchodzi, że życie singla nie wiąże się z posiadaniem dzieci na ogół. Ktoś po prostu ma inne priorytety. Chyba że mówimy o samotnych matkach, których facet poszedł w siną dal, albo go pogoniły, ale one raczej nie mieszczą się w kategoriach singielki z wyboru.

      Usuń
    10. Ja wiem, jak ktoś komuś łba nie urwie, to będziesz twierdził, że przecież nie ma żadnego problemu. Za to jest problem, jak ktoś ma inne zdanie niż Ty, szczególnie singiel, w dodatku nie katolik i nie... zmilczę. ;)

      Do niewolenia ludzi. Prawdę mówiąc niewiele się różni od Twojej wersji.

      To taka sama bzdura gdy piszesz: „(...) nie wszyscy chcą skończyć jak samotne stetryczałe pierdziele po pełnym wrażeń i luksusów życiu”. Jesteś pewien, że nie skończysz jak ów stetryczały pierdziel? Zapytam, czy single zabraniają innym zakładać rodziny i mieć dzieci?

      Usuń
    11. Ale jakie inne zdanie? Ja nie mam nic przeciw singlom. Natomiast gloryfikowanie takiego stylu życia to głupota.

      Zapewne znasz sprawę z autopsji. :D Od jakiej mojej wersji co się rożni, bo nie załapałem?

      Ja nie jestem pewien, oni mogą mieć tą pewność. Końcówka akapitu jest zaś z dupy wzięta. Co to jakaś wojna ideologiczna się toczy między singlami, a parami? Bykowe ktoś płaci?
      Wiele osób jest samotnych z wyboru, czy z musu. Moja siostra cioteczna np. Generalnie ani słowa nic jej nie powiedziałem, żeby sobie kogoś tam znajdywała, a uwagi na ten temat to jakieś sporadyczne rady starszych cioć. Nie mniej jednak człowiek sam dziwaczeje prędzej czy później, samotność wcale nie jest zdrowa na dłuższą metę...

      Usuń
    12. Pełna tolerancja singli to gloryfikacja? Ja sobie w notce mogę pozwolić na aprobatę takich wyborów, bo akurat dziś znam zalety bycia singlem, choć z musu. Pisząc o ostracyzmie, chodzi o te ciocie, choć nie zawsze stare.

      Od ucinania łbów liberałom.

      Nie między parami a singlami. Jeśli już jest jakaś wojna ze singlami to prowadzona przez opiniotwórcze środowiska konserwatywne. Natomiast z powodu tradycyjnego pojmowania ról społecznych, single nie cieszą się zrozumieniem, bo przecież nie o pochwały chodzi. W temacie bykowego – od kilku lat prawica (kiedyś nawet PO z PSL) chętnie by go wprowadziła: http://superbiz.se.pl/wiadomosci-biz/wraca-bykowe-bezdzietni-zaplaca-podatek-poprawic-demografie_991178.html.

      Czasami nie rozumiem Twoich insynuacji. Skąd Ty wiesz, że „samotność wcale nie jest zdrowa na dłuższą metę”? A może to tylko efekt starzenia się, dotyczący nie tylko samotnych? Mnie zawsze czynisz zarzut za każde niepotwierdzone stwierdzenie. Sam sypiesz nimi jak z rękawa.

      Usuń
    13. Mówisz, jakby to była jakaś prześladowana strasznie grupa. Czyli że niedługo będziesz podwójna persona non grata, jako ateista i singiel. :D

      Tak robią. Ale fakt, przypomniałem sobie, że dla Ciebie większym afrontem jest, jak ktoś się za Ciebie pomodli. :D

      Jakiś przykład walki tych "opiniotówrczych środowisk konserwatywnych?"
      Tylko coś poważniejszego, niż ten rewelacyjnie wiarygodny link o tym, że ktoś gdzieś piardnął.

      Bo widzę po ludziach, swoich znajomych, którzy żyją sami i wcale nie są jeszcze starzy. Robią się dziwni.


      Usuń
    14. Nie wiem Asmo dlaczego czepiasz sie przykladu tyczacego sie niepozwalania mezowi przez zone lazenia do obcej samotnej aby jej np.: kran naprawic, ze to ostracyzm singli. Facet podobnie mialby (chyba ) gdyby mu zona latala do sasiada sprzatac, albo gacie prac.. Mysle ze by sie zainteresowal.
      Druga sprawa to taka, ze facet pojdzie moze i ow kran naprawi jezeli trafi mu sie sasiadka atrakcyjna fizycznie, pociaga go, bo jak jakas singielka brzydota, to bedzie wkurzony , ze on tu chce sie na kanapie pobyczyc a jakis obcy babiszon go do pomocy sasiedzkiej wyciaga i wkreca. To jest dopiero ostracyzm, ale ze wzgledu na atrakcyjnosc fizyczna. Tym powinienes sie zajac. Nie dosc , ze sie facet narobi po godzinach to na dodatek sie nie napatrzy. Jak mloda singielka to samemu sie chce te krany jej naprawiac. Pamietam jak na studiach pewien pan wykladowca wkurzal sie na jakas stara samotna w bloku, bo go o naprawe spluczki w kiblu molestowala.

      Zajmij sie takim ostracyzmem, takim ze wzgledu na wiek, urode, aparycje...

      Usuń
    15. Radku:

      Już bardziej na polski Ci nie potrafię przetłumaczyć, co mam na myśli pisząc o ostracyzmie/ Z tą personą non grata to zależy jak dla kogo. Poza kilkoma blogowymi znajomymi (nie będę wskazywał palcem) nikt mi nie realnie nie robi problemu z moim ateizmem i bycia singlem. :D

      Tu się z Tobą w pełni zgodzę, choć nie reaguję jak Ty, gdy Ci wytknę Twój światopogląd ;)

      Jak znajdę czas poszukam i zapewniam, że nie będzie to Fronda. Tak przy okazji. Zauważyłem, że masz jeden dla mnie niezrozumiały problem. Albo wszystko jest idealnie białe, albo czarne. Stany pośrednie dla Ciebie nie istnieją.

      A może to Ty robisz się dziwny? Gdyby mnie ktoś zapytał, w Twoim przypadku bym to potwierdził.;)

      Usuń
    16. Aniu:

      Rzekłbym, znów to samo ;))) Czepiam się jednego a mógłbym się czepiać czegoś innego. Piszę o jednym, ale lepiej by było gdyby pisał o innym... Wątek naprawy kranu, to Twój wątek.

      Rozumujesz w typowo feministyczny sposób. Byłoby by dobrze, gdybym potępiał życzliwych facetów gotowym nieść pomoc singielkom, w Twojej wersji, tylko młodym i zgrabnym. Ja już to gdzieś na blogu czytałem. Facet ewidentnie na widok zgrabnej kobiety natychmiast przenosi myślenie na tę mniejszą główkę. I to była opinia wysnuta w czasie spotkania grona przyjaciółek, plotkujących relaksująco o facetach (relacja jednej z nich). O tyle to zabawne, że gdy pisałem o pomocy sąsiadce, której w życiu bym nie zaprosił do łóżka, ani zaprosić bym się nie dał, i tak podśmiechujek nie uniknąłem :D Jest jeden problem, o którym się rzadko mówi. Nie wiem skąd taka zależność, ale im bardziej atrakcyjna kobieta, tym ma większy problem ze znalezieniem uczciwego a zarazem przystojnego faceta, chyba że przybierze postawę dziwki. I to nie ja sobie wymyśliłem, zdarzało mi się o tym niejednokrotnie czytać. Natomiast często sam słyszałem na własne uszy takie zdanie: gdzie ten (w domyśle: przystojny) facet miał oczy, że taką maszkarę sobie wybrał?

      Ostracyzm starych i brzydkich? Niewątpliwie takie zjawisko istnieje, ale po pierwsze, problem wcale nie jest taki wymowny i częsty, po drugie, to temat na obszerną pracę socjologiczną, który nijak pasuje na blog. Ale pod jednym przejawem ostracyzmu starych i ze względu na aparycję, sam bym się podpisał. Robi mi się niedobrze na widok podstarzałego tatusia, metr pięćdziesiąt w kapeluszu i sto trzydzieści kilo żywej wagi, w slipkach na plaży czy innym kąpielisku. Podobnie mamuśki o takiej samej aparycji w bikini.

      Usuń
    17. Nie potrafisz, bo jest to ostracyzm urojony.

      No popatrz. A ja mam wrażenie, że to Ty masz z tym problem. :D

      Dopóki jest to Twoje odosobnione zdanie, nie ma się co przejmować. :D Natomiast zauważyłem, że nie tylko ja mam problem z dyskusją na tym blogu, więc raczej zastanów się nad sobą, zamiast martwić o mnie.

      Usuń
    18. Dobra zajmuj sie czym chcesz, to bylo niemile z mojej strony choc wcale niemila nie zamierzalam byc.
      Wkurza mnie ten brak porozumienia z toba... tak jakbys specjalnie nie chcial przyjac innej opcji spojrzenia na problem.
      Podales Rademenesowi moj komntarz jako przyklad ostracyzmu singli, a ja w tym moim komentarzu , wydaje mi sie, ze nie zawarlam nic co moze swiadczyc o ostracyzmie singli ( zona , ktora interesuje sie do kogo lazi jej maz naprawiac to i owo to chybs jeszcze nei sotracyzm?). Mowilam o naszej obyczajowosci. o tym jakie bywaja kobiety i jacy bywaja mezczyzni... To nie ostracyzm singli. Gdyby moj maz naprawial kran zameznej kobiecie, albo takiej, ktora ma partnera, jeszcze bardziej by mnie to dziwilo.
      Mowisz o ewolucji , no to chce ci ewolucyjnie do tematu podejsc, nie po bozemu i wedlug bozej milosci blizniego- czyli patrzenie na ludzi przez pryzmat ich instynktow, atawizmow ( moje nie doytkac i te inne)... PPomimo XXI wieku i takich niby ewolucyjnych zmian, czlwoiek nadal posiada stare w sobie.

      Przyklad z doktorkiem z uniwerku, ktory na dodatek wykladal nam dosc ciekawie etyke jest autentyczny. Chlop sie wsciekal na samotna sasiadke, ktora uzurpowala sobie prawo do rozporzadzania jego wolnym czasem bo... wmawiala mu, ze sasiad taki mily wiec jej naprawi... ciagle musial jej cos naprawiac, bo ona bez faceta byla. I wtedy jakos tak pomyslalam sobie, ze to nauka na przyszlosc. Jakbym ostala sie sama to, w razie jakby cos sie zepsulo brac ekipe i nie meczyc obcych facetow zajetych swoimi rodzinami i stadlami, aby mi cos naprawili.
      Poza tym kiedy ktos jest zaangazowany w swoja kobiete to nie bedzie innej wykonywal jakichs tam uslug. Oczywiscie czasami moze, czemu nie, jezeli jest zyczliwy, ale nie na pelny etat , a nawet nie na pol etatu, ani na 1/3


      Kiedy biega o singli. Wydaje mi sie, ze sprawa kiedys tam, kiedy zaczynalam prowadzic bloga , byla na topie. Obszernie na ten temat gawedzilo sie na rozmaitych portalach. Jak grzyby po deszczu wyrastaly posty na blogach o tym, ze lepiej byc singlem niz zyc w malzenstwie... jakaz to niezaleznosc i jak ludzie singli dyskryminuja. Posty owe byly prowokacjyne , jak te o aborcji. Wywolywaly multum dyskusji. Wydaje mi sie, ze temat zostal przegadany. Bo w tym temacie , jak w kazdym innym nie dojdzie sie do konsensusu. Kazdy bedzie chwalil swoje i dobrze, ze tak jest. Natomiast owa dyskryminacja, czy tez ostracyzm... przeciez nikt nie pali singli na stosie. Nie wypisuje obelzywych tekstow na ich temat...ciotki, sasiadki - szczegolnie te ze starego pokolenia niedkugo wymra, ale poki jeszcze sa, to za ich czasow singielstwo bylo oznaka nieudanego zycia, niepowodzenia uczuciowego ... i raczej nic w danym temacie u nch juz nie zmeinisz. W takiej obyczajowosci wyrosly. Nadchodzi nowe pokolenie i zyje sobie ianczej. Singiel musi czuc sie dobrze sam ze soba, ze swoja decyzja lub tez tym co go , byc moze niezamierzenie z jego strony, spotkalo i bedzie git. Bedzie mial w nosie owe ciocie, wscibskie stare sasiadki. bedzie mial w nosie to, ze sam siedzi w kinie i nie ma sie z kim podzielic wrazeniami, lub je samotnie kolacje w restauracji. Jak mu bedzie dobrze, to swiat i jego zdanie nie bedzie go interesowalo.
      Tak jak single maja ludzie z nadwaga w Polsce, ludzie oszpeceni ... ale ja widze pozytyw- to sie zmienia.

      Na zachodzie sztrasze kobiety i stasi faceci ida se na basem i maja w nosie, ze estetycznie to nie ten czas , kiedy sie mialo 20- 30 lat... dbaja o swa sprawosc. Nikt nikomu nie czyni uwag tyczacych sie wygladu.

      Usuń
    19. Nie wiem skąd u Ciebie ten pesymizm. Jestem przekonany, że doskonale się rozumiemy (w sensie porozumiewania się ze sobą). A to, że pozostajesz przy swoim zdaniu, że potrafisz je bronić, mam Ci akurat za plus.

      Nie wiem też dlaczego ograniczasz problem do małżeństwa i singielki. Mnie nie o taki ostracyzm chodziło. Miałem na myśli sytuację, kiedy piszesz, że mężatki pozbywają się przyjaciółek stanu wolnego, a nawet jeśli nie, są do nich z miejsca podejrzliwe. Nie rozumiem też tego negatywnego odwołania do ewolucji ludzkiej moralności. Przecież nikt nie proponuje złamania pewnych reguł dotyczących wzajemnego szacunku, Ba!, na ostrzu noża stawiana jest sprawa różnych form molestowania i za daleko posuniętej poufałości.

      To, że ten profesor jest autentyczny nie będę podważał, natomiast nie mogę sobie wyobrazić, że tej sąsiadce ciągle się coś psuło (chyba, ze sama specjalnie psuła). Bo dziś jest tak, że niewiele rzeczy, urządzeń daje się w ogóle naprawić. Naprawa bywa droższa niż nowe urządzenie. Wiem, zepsuła się mi lodówka. Silnik sprawny tylko gdzieś mikroskopijna dziurka w instalacji chłodzącej. Kupno tej części i koszty naprawy są większe niż nowa! Jeśli nawet takie sąsiadki istnieją, to tak nie możemy mówić o wszystkich singielkach.

      Idziesz tropem Radka, dla którego tylko skrajności mają znaczenie. Ja zainteresowałem się tematem przypadkowo i to raczej poprzez własną sytuację. Moje singlostwo jest wynikiem zbiegu okoliczności. Minie ostracyzm nie dotyka, bo jestem za stary, by się nim ktoś przejmował, ale niestety, często się jeszcze zdarza, że ktoś mi insynuuje, aby jakąś kobietę przysposobił. Podobnie jak Ciebie w młodości, mnie to dotyka w wieku mocno zaawansowanym. Nie, nie popadam z tego powodu w depresję, ale mnie to denerwuje. Przywykłem do samotności, doskonale sobie radzę ze sprzątaniem, gotowaniem, praniem a nawet prasowaniem, którego autentycznie nie cierpię. Jak sobie nie będę radził, najmę dorywczą pomoc, albo pójdę do domu starców. I zapewniam, na kino czy kolację w restauracji, któraś ze znajomych da się zaprosić, byle jej to nie wpadło w nawyk. Jest jeszcze jedno wyjście, ale o tym w następnej notce.

      Ja też nie czynię nikomu uwag o jego wyglądzie, co nie zmienia faktu, że wspomniana sytuacja na plaży napawa mnie niesmakiem. Szczerze mówiąc teraz nie chodzę, ze względu na pewną dolegliwość, choć to nie jest otyłość.

      Usuń
    20. Po pierwsze nie przytaczam przykladow skrajnych. Pisze o tym co przeszlam na wlasnej skorze. Dlugo bylam singielka i wiem o czym mowie, to nie bylo singielstwo w stylu siedemnastolatki, dwudziestojednolatki, ktora prawi, ze nigdy za maz nie wyjdzie, bo tak jak jest, jest jej super. Wolnosc, mlodosc i te inne.
      Ja bylam singielka, ktora zakonczyla owe singielstwo po trzydziestce. I na dodatek przezylam sporo sytuacji z kolezankami i ich mezami. Czesto niefajnych i tylko trzymanie pewnych samcow na dystans powodowalo, ze kolezenstwo jako tako przetrwalo.
      Kurcze ten seks to sila , ze hej... i potrzeba, ktora powoduje, ze faktycznie strona tym omotana nie mysli logicznie.

      Nie wychodzilam za maz z powodu braku kandydatow do tego wydarzenia, ale ze strachu, ze nie poradze sobie z facetem w malzenstwie. Nie bede umiala zyc z mezczyzna w takim ukladzie, nawet w partnerstwie bez slubu, bo przyklad domu nie zachecal i nie nauczyl. Uwazalam, ze nie bede dobra partnerka. Poza tym naprzygladalam sie owym malzenstwom ze stazem. JA bylam "niebezpieczna" samotna kobieta, bo faceci lgneli, szukali okazji. Gdybym nie miala wpojonych regul od matki , w stylu facet zajety ( majacy zone, dziewczyne) to swietosc- nie dotykac, nie pchac sie, unikac. To mialabym wypas i pastwisko jak sie nalezy. Pisales, ze kobiety najfajniesze sa po trzydziestce, czterdziestce. I mialam wlasnie wtedy niezly czas- mowiac jezykiem potocznym- mialam niezle branie.
      Pamietam , ze nawet jak zamezna kolezanka podsuwala mi meza do jakiejs naprawy ( gdzie nawet o to nie prosilam) to przychodzila ze swym facetem. On sie z naprawa zwijal a ona ze mna pogawedke ucinala. Pamietam tez, jak kumpela z pracy przyjechala niezapowiedzianie, wraz ze swym mezem, pomoc mi drzewo do schowka wrzucic. Chyba w pracy na przerwie cos tam nieopatrznie palnelam, ze mi dzisiaj na zime zwiaza opal i trzeba uporac sie przed zmierzchem z upchaniem tego do piwniczki. No i zajechali, akurat w tym przypadku jej obecnosc konieczna nie byla... na jej meza nie dzialalam. Facet byl w porzadku...
      Nie uwazam takowych zachowan kolezanek za dyskryminowanie mnie jako singielki. Poza tym zaufanie to nie taka hop siup sprawa, to sie buduje w zwiazku dlugo. W niektorych momentach bylam wdzieczna, ze nie przysylaly mi swojego chlopa do pomocy samego, a ze przyszly wraz z nim. Bo sytaucje sam na sam z tymi panami bylwaly niemile. Z mjego punktu widzenia niemile. Czasami sama proponowalam, ze ok, niech tak bedzie, ale ty przychodzisz z nim.

      Usuń
    21. Te rozne sytuacje damsko meskie, ktore przeszlam na wlasnej skorze, powodowaly ze coraz bardziej zatwardzalam sie w decyzji, ze bede sama. Stan singla nie jest stanem komfortowym, nie oszukujmy sie. Mowie to z perspektywy kogos kto przeszedl ( przechodzi) jedno i drugie na sobie. Czasami jednak bycie singlem jest konieczniscia ( choc marna mi to koniecznosc), moze byc wyborem. Ludzie z roznych powodow pozostaja sami. Mnie to ani grzeje ani ziebi. Wazne aby czuli sie w tym co sobie zafundowali dobrze, bo swiat nie jest poblazliwy. Jedni kopia drugich. Samotni tych w zwiazkach, stare pokolenie nie wyuczone nie wtykania paluchow w nie swoje sprawy np.: pytaniami : " a kiedy slub?", albo " to wy juz tak dlugo po slubie i dzidziusia nie macie, co z wami jest?", "o rety to ty po trzydziestce i ... sama zostalas, nie zakrecilas sie jak nalezy przy ktoryms?", "Ale utylas- utyles. Ostatnim razem, kiedy cie widzialem/ widzialam bylas / byles pare kilogramow mniejszy/ mniejsza".

      To nie jest sprawa dyskryminacji singli, to jest nasza obyczajowosc. Ludzie po prostu dyskryminuja to, co nie jest ich, znane, lubiane, bezpieczne.

      Powiem tak, ja jako singielka czulam sie bezpiecznie. Natomiast bywaly sytuacje, ze singielstwo doskwierala mi bardzo. Wejscie w malzenstwo przerabialam w sobie dlugo, miotalam sie z decyzja czy to zrobic, czy nie... mnie akurat wszystko wokol do tego kroku nie zachecalo. Ale sie stalo. I nie jest zle. o dziwo - myslalam ze sobie nei poradze z byciem z facetem bo po prostu nie widzialam jak powinna zdrowa rodzinna relacja pomiedzy mezczyzna i kobieta wygladac. Moje kolezanki z owych dobrych rodzinnych stadel sa po rozwodach, a moj zwiazek jak na razie trwa. I powiem ci, ze nie wiem jak to sie zakonczy. Dotrwamy, spierniczy sie cos po drodze(?), bo przeciez chyba jeszcze troche przed soba mamy tego czasu, ale uwazam , ze warto bylo- jak na ten moment , ma sie rozumiec.

      Usuń
    22. Komentarz zostal rozbity na wiecej bo nie chcial wejsc w calosci.

      Sprawa pani , ktora szukala okazji aby pan naukowiec cos jej naprawial. No bywaja takie damy, ktore siedza i patrza co tu w domu przydaloby sie jeszcze ulepszyc, naprawic, plan napraw i remontow obmyslaja, i jezeli maja mezczyzne to go w to angazuja, a jezeli nie maja to szukaja, podbieraja od kolezanbek, z sasiedztwa wylapuja... Teraz raczej domena starszych singli z czasow kiedy rzeczy sie ejszcze naprawialo, a nie wymienialo.
      Pan naukowiec zamiast se zasiasc w fotelu i oblozyc sie ksiazkami byl widocznie dreczony remontowo naprawyczym planem samotnej sasiadki. Poza tym jak na naukowca przystalo , szedl chlop do przodu, wyprzedzal myslnie pokolenie ( w tym ukladzie chyba pokolenia) i chcial sasiadke wyemancypowac. Wez kobieto mlotek, srubokret i poznaj jego obsluge. Przysiadz przy zepsutej spluczce i sprobuj poznac jej funkcjonowanie... wsluchaj sie w ta spluczke. Wszystko jest do ogarniecia. facet moze nauczyc sie gotowac, prac, sprzatac, kobieta zas naprawic samochod...:)

      Usuń
    23. Nie to w skrajności mam na myśli. Raczej tylko to, że Ty i Radek macie skłonności wartościować coś na zasadzie zera i jedynki – tak jakby stanów pośrednich nie było. Czy ostracyzm nie istniej dopóki nie przyjmie formy rzucania w kogoś kamieniem?
      Waszym (przyjaciółek) manipulacjom też można zarzucić ostracyzm, mimo że ograniczał się tylko do trzymania na dystans, singielek. W pełni się z Tobą zgodzę, seks to siła, przecież wiem, nie byłem nigdy impotentem. I tylko od sytuacji zależało, czy nad nim panuję czy nie. Nigdy nie w wymykał mi się spod kontroli, gdy byłem emocjonalnie związany z jakąś partnerką.

      Mierzi mnie ten stereotyp – facet to świnia i szuka tylko okazji. Nie wiem jak teraz, ale rozumiem, że byłaś nim na wskroś przesiąknięta w młodości. A może to tylko fobia na tym punkcie? Mąż koleżanki, Tobie pannie, powie, że ładnie wyglądasz, a zapala Ci się czerwone światełko – chce mnie przelecieć! To oczywiście przejaskrawiony przykład. Natomiast jak koleżanka Ci powie, że ładnie wyglądasz, jesteś wniebowzięta, choć nie znasz intencji tego komplementu, i nie mam na myśli lesbijki. Sama w końcu piszesz, że mąż koleżanki przeszedł Ci pomóc i był w porządku, ale i tak ogólnie – facet świnią pozostaje. Sądzę, że w tym naszym społeczeństwie wciąż tkwi niezdrowe przekonanie, że jeśli facet lub kobieta, chce normalnie pogadać, bez podtekstów i tak będziemy podejrzewać seksualne intencje. Ja twierdzę, że one faktycznie mogą się pojawić, ale wszystko jest w gestii samokontroli i stanowczego protestu, gdyby się uzewnętrzniły, a ona, czy on nie ma na to ochoty.

      Ty nie uważasz tego za dyskryminowanie (bardziej ostracyzm) bo w końcu nie zerwały z Tobą kontaktu. Ale to był ostracyzm, choć w bardzo łagodnej formie. Skoro twierdzisz, że sytuacje sam na sam z tymi panami były niemiłe, to należało takich sytuacji unikać, albo jednoznacznie się im (tym panom) określić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaki taki „zimny prysznic” jest skuteczny, wiem, sam zostałem nim poczęstowany, choć nie w układach małżeńskich. Raz powiedziane „zupełnie nie jesteś w moim typie” załatwia sprawę na długie lata. Jest jeszcze skuteczniejszy sposób. W naszym towarzystwie kilku małżeństw, jedna z mężatek na głos i przy wszystkich całkiem spokojnie oznajmiła, że X się do niej dobierał. Nie mam pojęcia czym się to dla niego skończyło, już nigdy go później nie widziałem.
      Cdn...

      Usuń
    24. Cd:
      Się z Tobą zgodzę – bycie, szczególnie singielką, jest bez wątpienia trudne., przynajmniej do czasu aż singielka uporządkuje takie życie, polubi je, a jeszcze bardziej polubi siebie. Mam na myśli przede wszystkim singli z wyboru, choć pewnie jak każdy wybór, i ten jest czymś stymulowany (np. chęcią kariery zawodowej, niechęcią do zawierania formalnych związków, itp.) Gorzej, gdy przytrafi się jako konieczność, mus a przy okazji wcale nie jest singlowi łatwo finansowo. Aniu, śmiem jednak twierdzić, że ta (stara) obyczajowość właśnie kreuje ostracyzm. Dla kogoś te niby niewinne i pełne troski pytania są mało, że denerwujące to często mają charakter fałszywości (czemu masz się mieć lepiej niż ja? Bo nie masz obowiązków żony, męża, matki, ojca). Wiesz, można się w postawie singli doszukiwać sprzeciwu wobec praw natury, ale na Boga!, kto w swoim życiu myśli o prawach natury?!

      Zapytam przekornie: czy bycie mężatką nigdy Ci nie doskwierało? O ile pamiętam pisałaś o jakimś kryzysie. Oczywiście, że singlostwo może doskwierać, ale w takim samy stopniu jak życie w związku, choć całkowicie inaczej. Natomiast skutki doskwierania w związku bywają niestety dużo bardziej tragiczne, bo zamiast jednej osoby, cierpią przynajmniej dwie, a jeśli są dzieci, to i więcej. Ja Ci ze zrozumiałych względów niczego złego nie życzę, wręcz przeciwnie, tylko Tobie do spełnienia potrzebna jest druga osoba, na którą pewnie masz wpływ, ale przecież nie zupełny. Może w tym i trochę egoizmu, życie singla na tej płaszczyźnie jest jakby bardziej komfortowe, zależy tylko od niego.

      Z tezami w ostatnim akapicie w pełni się zgadzam. Jak równouprawnienie to we wszystkim ;) Choć na dobrą sprawę, ileż to razy w roku trzeba przybić gwóźdź, czy naprawić spłuczkę? Mycie garów, podłogi, gotowanie – są czynnościami codziennymi.

      Usuń
    25. I jeszcze drobna uwaga, która umknęła mi wcześniej. Wnioskuję na podstawie Twoich przeżyć singielki, że tak naprawdę nie byłaś przekonana do bycia singielką, ani do bycia mężatką. Mnie taka postawa w ogóle nie dziwi, uważam, że miałaś pełne prawo je mieć. Tyle tylko, że nie każda singielka/singiel stał/-a się nią/nim dlatego, że takich dylematów nie potrafiła rozstrzygnąć. Czasami są to wybory całkowicie świadome.

      Usuń
  3. Nie chce Asmo opisywac ilez to i jak , ale propozycji lozkowych, bo to byly tylko propzycje romansu, w czasach kiedy singielka bylam mialam kupe i to wlasnie od zonatych gosci. Utarlo sie mowic, ze jak kobieta dobije do trzydziestki to najfajniesi faceci sa juz zajeci, pozostaje na swiecie meski zlom. To tez taki stereotyp... Niestety mnie sie tykal , lub chcial sie tknac ow meski zlom tkwiac w malzenstwach.
    I to nie tylko moje doswiadczenie. Pamietam jak kolezanka singielka przychodzila do mnie i dywagowala co tu z sytuacja smierdzaca poczac, bo maz Jadzki, ktorego wszyscy przez to ze tacy dotarci z soba byli i ponoc sie kochali, nazywali Jadzwing. Probowal dobrac sie do niej ( do kolezanki singielki) pod swym wlasnym dachem , kiedy ta przychodzila ich odwiedzic. Zaczynalo sie od garazu, bo przez zazylosc z Jadzka mogla owa moja kolezanka singielka parkowac u nich w garazu. Zamin dotarla na gore to byla juz obmacana, obsciskana, obsliniona.... A taki ponoc porzadny chlop ten Jadzwing. Ja nie mowie, ze faceci to swinie, ale ... niektorzy po swinsku postepuja. Niesprawiedliwa bym byla mowiac, ze wszyscy. Akurat ta moja kumpela, pomimo bardzo nieudanych relacji z super malzenstwem Jadzki i Jadzwinga nie byla do instytucji malzenstwa zrazona, bo ona miala swietny porzyklad z domu. Super kochajacych sie rodzicow. Kiedy ojciec zmarl , a byl wojskowym, po pol roku po wydarzeniu zadzwonil do niego dawno nie widzacy go kolega z armii, ale z innej jednostki, kiedys razem pracowali . Matka zdziwiona , ze on nic o tym, ze Stefan nie zyje, nie wie. Nie wiedzial, ale opowiedzial jej takowa historyjke, jak na poligonie akurat byli , ow poligon trwal juz chyba 8 miesiac i sie panom oficerom kobiet zachcialo. Bylo ich 11, postanowili sobie na baby pojsc. A ojciec mojej kumpeli jako jedyny sie wylamal i powiedzial, ze on nie idzie, ze wytrzyma, ze kocha zone... Fajne. Mnie wtedy ow przyklad przygnebil, bo na 11 tylko JEDEN sie wylamal. Moja kumpela weszla w malzenstwo z czystym , niezmaconym brudem swiata umyslem, a malzenstwo jej rozadlo sie po 15 latach wspolnego pozycia. On wymienil ja na nowszy model, 12 lat od niego mlodsza.

    Dlatego w zyciu nie ma na nic regul. Przy takim swinstwie panujacym wokol nie dziwi mnie, ze co niektore kobiety trzymaja reke na tzw. pulsie. Pilnuja swego... boja sie po prostu. Moze to i nie keke, bo jak pojsc ma to i tak pojdzie, ale tkwi w nas cos wlasnie takiego atawistycznego. Niech pilnuja o ile uwazaja , ze to im pomoze. I nie czulam sie absolutnie pod obstrazlem ostracyzmu. One w sumie nie zapominaly o mnie... tylko , jakby to nazwac... przygladaly sie na poczatku (?), pilnowaly swojego (?).... Trzeba bylo taki etap tez z kolezankami przejsc.
    Poza tym nie oszukujmy sie...samotna , potrzebujaca kobita tez moze pojsc jak w dym na meza kolezanki, malo takich przypadkow?


    "Mąż koleżanki, Tobie pannie, powie, że ładnie wyglądasz, a zapala Ci się czerwone światełko – chce mnie przelecieć!"
    Nie , nie ... takich nie biore w ogole pod uwage, ze cos ode mnie chcieli. ja mowie o konkret sytuacjach. jak np.: zatrzymuje sie maz znajomej samochodem na ulicy, proponuje podwiezienie do domu, a ladujemy calkiem gdzies indziej bo ma dla mnie propozycje... i nied szlo o sprzedaz lodowki, pralki czy fakt ze wylosowalam na loterii fantowej mikrofalowke.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ale to był ostracyzm, choć w bardzo łagodnej formie. Skoro twierdzisz, że sytuacje sam na sam z tymi panami były niemiłe, to należało takich sytuacji unikać, albo jednoznacznie się im (tym panom) określić. "

      To nie takie latwe. Najpopularniejsza metoda bywa zerwanie kontaktow z taka para, ale ... pamietam jak wlasnie owa moja kumpela probowala unikac odwiedzania ich, a przynajmniej odwiedzania kiedy byl maz kolezanki w domu.. Kiedy zaprzestala owych odwiedzin to ja kiedys Jadzka zaczepila i zadala pytanie : "Co jest?". Bo to azczelo rzucac sie w oczy i zastanawialo.
      Powiedzeic kolezance jawnie ze ma meza swinie to niebezpieczne i glupie. Oni sie dogadaja, oj jej cos tam wklepie do glowy a ta trzecia strona zostanie posadzona o niecne zamiary. Pamietam tez i taka sytuacje jak sie baby w szkole ugadaly aby kolezance powiedziec ze jej maz pewna wdowke w okolicy odwiedza. Nagraly cala sytuacje tak, aby kolezanka tylko weszla i sie "przekonala". Ta zas pobiegla do domu . Uderzyla w placze ze co tez one mwoia...no i kobiety zostaly na lodzie, tamci sie JAKOS dogadali, przy czym ow niewierny malzonek procederu zdrady nie zaprzestal... wdowke na moment odstawil i sie tylko lepiej zaczal kryc. Po smierci zony legalnie wprowadzil swa wtedy juz nie kochanke na salony. Dziewczyny chcialy dobrze, a wyszlo jak zawsze. Solidarnosc kobieca probowaly wykazac, ale trafily na kumpele glupola.

      " bycie, szczególnie singielką, jest bez wątpienia trudne., przynajmniej do czasu aż singielka uporządkuje takie życie, polubi je, a jeszcze bardziej polubi siebie."
      Dokladnie,o to w tym wszystkim chodzi. POlubisz siebie i klocki zycia nagle ci sie czlwoieku ladnie ukladaja. Ma sie gdzies swiat z jego zwierzecymi zasadami. Najwazniejsze aby samemu moc spojrzec w lustro.

      "Mam na myśli przede wszystkim singli z wyboru, choć pewnie jak każdy wybór, i ten jest czymś stymulowany (np. chęcią kariery zawodowej, niechęcią do zawierania formalnych związków, itp.) Gorzej, gdy przytrafi się jako konieczność, mus a przy okazji wcale nie jest singlowi łatwo finansowo."

      Kazdy wbor jest czyms symulowany. Nawet tym, ze nie trafil sie nikt z kim warto bylo wejsc w zwiazek.

      Oczywiscie , ze stara obyczajowosc bywa wkur*****ca. Singiel lubiacy siebie znajdzie na tego typu pytanka trafne riposty, odgryzie sie i jezeli trafi na myslacego typka to moze zmienic czlwoieka.

      "czy bycie mężatką nigdy Ci nie doskwierało? O ile pamiętam pisałaś o jakimś kryzysie."
      Bycie w malzenstwie doskwieralo mi na poczatku, bo trzeba bylo pozbyc sie starych nawykow, brak niezaleznosci finansowej a siedzenie na garnuszku meza, choc on mi nigdy nic nie wypomnial. Bycie w niwym, innym srodowisku, ale maz mnie wspieral. bardzo czesto jezdzilismy do Polski, w sumie do czasu dopoki dziecko sie nie urodzilo. Wtedy czestotliwosc wyjazdow sie zmniejszyla. I ja jakos osiadlam.
      I czas kiedy tesciowa umierala, to bylo hard core, ale nie ze zdardy, lub ktores z nas chetnie by se poszlo w cholere, a zmeczenie i przeciazenie materialu tu nastapilo. Jezeli o czyms takim pisalam to juz chyba wyjasnilam. Myslisz ze jak jest sie samemu to latwiej przechodzi sie kryzysy np.: ze strata matki lub kogos bliskiego? Albo ze zmiana miejsca zamieszkania?

      Mi do spelnienia sie nie jst potrzeban druga osoba. Do spelnienia seksualnego oczywiscie, ze jest mi potrzebna druga osoba, ale poza tym.. ja sie w zyciu sama ze soba jeszcze nigdy nie nudzilam:)) Jakby ta sfere seksualna w zyciu ludziom wyciapac to jest git byc samemu. No mi np.: jest tez wygodnie byc akurat z moim mezem, bo sporo spraw zeszlo mi z karku, takich, ktorymi zajmowalam sie kiedy bylam sama. Teraz on przejal te sprawy na siebie, ale to nie zanczy, ze ja tego bym nie umiala, czy tez nie zrobilabym. Po co jednak pchac sie kiedy on to fajnie ogarnie- niech tez ma swe poletko w tym zwiazku za ktore odpowiada.

      Usuń
    2. "I jeszcze drobna uwaga, która umknęła mi wcześniej. Wnioskuję na podstawie Twoich przeżyć singielki, że tak naprawdę nie byłaś przekonana do bycia singielką, ani do bycia mężatką. Mnie taka postawa w ogóle nie dziwi, uważam, że miałaś pełne prawo je mieć. Tyle tylko, że nie każda singielka/singiel stał/-a się nią/nim dlatego, że takich dylematów nie potrafiła rozstrzygnąć. Czasami są to wybory całkowicie świadome."

      Hm... jakby ci to powiedziec. Do bycia singlem poprzez to co widzialam bylam bardziej przekonana, niz do zawarcia malzenstwa. Trafil mi sie typ, ktory wiedzial czego chce i parl do przodu, dazyl konsekwentnie do celu. A ja sie obawialam podjecia zlej decyzji.

      Usuń
    3. Trzeba chyba odchudzić wątki, skoro dzielimy komentarze na części. Moja propozycja nie jest wiążąca, jeśli uważasz, któryś za ważny – żaden problem.

      Problem stosunków damsko-męskich był, jest i będzie skomplikowany. To, że faceci bywają obskurni, chamscy a nawet odrażający, nie jest dla mnie jakimś novum, więc nie będę temu zaprzeczał. Tyle, że w mojej ocenie to „zjawisko” dotyka w taki sam sposób mężatki jak i singielki. Tylko jakoś tak nie sądzę, aby to zjawisko udało się szybko wyeliminować z naszego życia. Natomiast z tym „trzymanie ręki na pulsie” to niby ok, ale jakoś nie tak do końca mnie przekonuje. Raz, że to nie zawsze jest skuteczne, dwa, łatwo popaść w drugą skrajność (ograniczanie czyjejś wolności), wreszcie trzy, czy jest naprawdę czego pilnować?

      Tego „Powiedzieć koleżance jawnie ze ma męża świnię to niebezpieczne i głupie”, przyznam, że nie rozumiem. Wiesz, to tak jak ze zdradą, z reguły, zdradzana osoba o zdradzie dowiaduje się ostatnia, narażając się na upokorzenie i na pośmiewisko. Mało tego, oskarżam!, bo to narażanie innych na takie samo działanie. Jeśli Twoja koleżanka na taką wiadomość się na Ciebie obrazi, to według mnie na miano koleżanki nie zasługuje. Jeśli dodatkowo zacznie działać przeciw Tobie (obmowa, plotki) tym bardziej należałoby o niej zapomnieć. Co z tego, że oni się dogadają, to nawet dobrze, byle tylko ten jej mąż sobie uświadomił, że takie świństwa nie ujdą mu płazem.

      Piszesz „Mi do spełnienia się nie jest potrzebna druga osoba. Do spełnienia seksualnego oczywiście, ze jest mi potrzebna druga osoba”. Chyba za bardzo spłycasz problem, albo nie do końca się rozumiemy. To Ty pisałaś, że on czasami przydaje się do tego, aby pomilczeć lub pogadać, że odgaduje Twoje potrzeby czy coś podobnie. Ja wiem, to nie są nasze najważniejsze potrzeby, ale nawet seks trudno uznać za ten najważniejszy. Na bycie razem składa się wiele elementów, a ubytek któregokolwiek, musi to bycie zawężać. Paruje jak woda na palącym słońcu. Być może ja przesadzam, ale ja w obu związkach odczuwałem to bardzo silnie i nie dało się nic zrobić, bo do tanga trzeba dwojga.

      Usuń
  4. na wstępie: Twój komentarz u mnie był w zamrażarce moderacyjnej z uwagi na moją nieobecność w necie, ale już nie jest...
    ...
    co do meritum: obawiam się, że problem jest z samą definicją "singla"... według wykładni katolickiej /a może raczej konserwatywnej, bez wzgledu na umocowanie religijne/ "singiel" to krótsza zbiorcza nazwa "starego kawalera", "starej panny", tudzież wdowom i wdowcom obojga płci /jeśli postanowili być "wiernymi" swoim nieboszczkom/ykom partner(k)om/... okay, ale co to znaczy "singiel(ka)" tak "po normalnemu"?... intuicja podpowiada, że to ktoś, kto nie jest w związku... można jeszcze zapytać "w jakim związku?"... bo trzeba pamiętać, że np. związek typu "fuckin' friends" /z paktem na wyłączność obcowania cielesnego lub bez tego paktu/ to też jest związek...
    żeby jeszcze skomplikować, to są takie pary, które ze względu na prawie zerowe libido wcale cieleśnie tego związku nie realizują, więc nazwanie osoby "singlem/ielką" będącą w takiej relacji jest nieuprawnione...
    czyli jest niezła zabawa z tym pojęciem "singiel(ka)"... tedy jest do wyboru (w tym kraju), albo być mułem i podporządkować się definicji katolickiej, albo ruszyć mózgiem i zrozumieć, że pojęcie "singiel(ka)" jest względne, zależne od tego, jak pojmujemy "bycie z w związku", innymi słowy, od jakiego momentu pewne relacje międzyludzkie nazywamy "związkiem", a które nie...
    p.jzns :)..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie sprawa jest prosta. Rozpatrzmy do ta singlu, by uniknąć łamańców gramatycznych.
      Tak więc singiel to osoba, która nie jest w żadnym związku małżeńskim, ani nawet w związku nieformalnym, czyli partnerskim. Przyjaźń, nawet z elementami sporadycznego seksu, nie jest związkiem – nie łączy wspólne zamieszkanie, wspólne gospodarstwo czy wspólne plany. Z reguły singlostwo wynika z wyboru, bardziej lub mnie wspomaganego okolicznościami życiowymi. Nie mieszałbym do tego wdowców, nawet bardzo młodych, gotowych szybko wstąpić w nowy związek małżeński.

      Stary kawaler nie bardzo pasuje. W znaczeniu dosłownym, oznaczał kogoś, kto nie może znaleźć sobie partnerki, choć bardzo tego chce. Czasami udaje, że nie chce, ale to tylko udawanie. Ponieważ jest już grupa ludzi, która świadomie wybiera i trwa w takim stanie, starokawalerstwo jest raczej określeniem archaicznym i nie do końca adekwatnym do tego stanu.

      Usuń
    2. owszem, "stary kawaler/panna" nosi w sobie domniemanie, że ten ktoś nie jest singlem z wyboru, choć niekoniecznie jest to prawda, która zresztą może się zmieniać w czasie... z taką odmianą singla jest też trochę jak z bezdomnym, który wylądował pod przysłowiowym mostem niedobrowolnie, jednak po pewnym czasie przepracowuje to w sobie pod kątem ratowania poczucia własnej wartości i w końcu sam zaczyna wierzyć, że to jest jego wybór...
      chyba właśnie dlatego (m.in.) powstał termin "singiel", który wspomnianego domniemania w sobie nie zawiera...
      "m.in.", gdyż trzeba do tego dołączyć do tego osoby mające doświadczenia bycia w związku, ale po jego zakończeniu nie wchodzą w następny, zaś kwestia, czy dlatego że nie chcą, nie mogą, czy nie potrafią jest tu bez znaczenia...
      z pewnością nie można utożsamiać stanu "singla" z samotnictwem, ani z samotnością... tu akurat często funkcjonują takie nieporozumienia...
      czyli faktycznie sprawa jest dość prosta, singiel to prostu osoba nie będąca w związku w danym momencie, zaś typ związku nie jest tu istotny... wspomniałem tylko o tym dlatego, że w tradycyjnej, konserwatywnej obyczajowości pewne rodzaje związków nie są postrzegane jako związki i czasem bywają wręcz uznawane za coś "złego", a krąg związków uznawanych za "związki" poszerza się w miarę oddalania się od fundamentalizmu...
      ja akurat prywatnie rozwiązuję tą kwestię tak, że skoro jakiś zestaw osób /niekoniecznie para, niekoniecznie różnych płci/ uważa, że są w związku, to znaczy, że tak po prostu jest :)...

      Usuń
    3. Cokolwiek by nie mówić o osobach samotnych, w moim odczuciu, miano singiel/singielka determinuje chęć być samemu, chęć pełnej samodzielności. Pewnym jest też, ze owa „chęć” nie nosi żadnych znamion przysięgi. Jeśli singiel wpadnie w sidła związku, żadnej przysięgi nie lamie, bo jej oficjalnie nie składał.
      Jeśli zaś o konserwatywną obyczajowość chodzi w znaczeniu wartościowania singli, to jest to to, co uważam za ostracyzm.
      I w jednym, i w drugim przypadku właściwie dochodzimy do konsensusu.

      Usuń
    4. bywają ludzie, którzy po zakończeniu bycia w związku postanawiają sobie, że "już nigdy więcej", ale ze złamania takiego postanowienia rozliczają się sami ze sobą, więc innym nic do tego...
      consensus już prawie jest... może taka różnica, że nie postrzegam istnienia ostracyzmu wobec singli, nie można jednak zaprzeczyć istnieniu pewnych nacisków otoczenia na nich, by coś zmienili ze sobą w tej kwestii... środowiska bardziej konserwatywne cisną mocniej, do tego na konkretny model tego związku /np. małżeństwo "sakramentalne"/, środowiska bardziej liberalne takiej formy już nie wymagają, zaś nacisk wyrażają czasem dość delikatnie, np. żartobliwym zdziwieniem, że ktoś jest owym singlem, zaś te najbardziej liberalne /moim zdaniem najzdrowsze/ szanują cudzą prywatność i o żadnych naciskach nie ma mowy, co najwyżej ktoś zapyta /z czystej ciekawości/: "masz kogoś?" akceptując każdą odpowiedź...

      Usuń
    5. Sprecyzuj zatem czym są owe naciski, czasami mocniejsze, jeśli nie ostracyzmem. Właściwie dałoby się je określić jako antysingielizm, tyle, że takie słowo nie istnieje. Jeśli zauważasz coś takiego jak akceptacja, czym jest brak akceptacji poparty deprymującymi pytaniami?

      Usuń
    6. wszystko zależy od tego, co nazywasz "ostracyzmem"... ja to słowo pojmuję dość hardcore'owo, jako wykluczenie z pewnych aktywności grupowych jakichś osób /tu akurat singli/... ale można to słowo rozumieć bardziej lajtowo, jako okazywanie pewnej niechęci do nich w sytuacjach towarzyskich... jednak to są raczej zachowania pojedynczych osób, reszta takie zachowanie postrzega jako co najmniej drobne buractwo, czyli mamy zjawisko odwrotne, że ostracyzmowi podlega osoba próbująca ostracyzować :)...
      okay, ale nasze ewentualne różnice zdań mogą wynikać z odmiennych doświadczeń w odmiennych środowiskach, towarzystwach, w których się funkcjonuje, a w kręgach, w których ja zwykłem funkcjonować ostracyzmu singli nie zaobserwowałem, co najwyżej niezbyt taktowne pytania lub komentarze pod ich adresem kierowane przez pojedyncze osoby... takich pytań nie nazwę jednak "ostracyzmem", bo do ostracyzmu konieczna jest jakaś grupa, która zachowuje się z grubsza podobnie...

      Usuń
    7. SJP: wykluczenie z towarzystwa lub środowiska osoby, która mu się naraziła; też: atmosfera niechęci lub wrogości otaczająca taką osobę;
      Wiki: ostracyzm oznacza bojkot towarzyski (nieprzyjęcie lub wykluczenie kogoś przez otoczenie)
      Która z tych definicji jest dla Ciebie hardcorowa?

      Mnie osobiście nigdy ostracyzm nie dotknął, choć w dzieciństwie miałem takie wrażenie. Ale miałem w tamtym czasie kalekiego kumpla, czy drugiego, którego rodzice się rozwiedli. Żaden z nich wprawdzie z tego powodu w depresję nie popadł trochę żalów się nasłuchałem. Jeśli zaś potrzebna Ci jest grupa jako przejaw ostracyzmu singli, musiałbyś poczytać trochę tekstów na portalach katolickich ;)

      Usuń
    8. obie są hardcore'owe /a jednocześnie prawidłowe/ w stosunku do definicji obejmującej także owe wspomniane niezbyt taktowne pytania... ale zauważ, że w obu cytowanych przez Ciebie definicjach są słowa "towarzystwo", "towarzyski", "środowisko", "otoczenie", a to oznacza że wychodzi na moje: ostracyzm jest zachowaniem zbiorowym, konieczna jest jakaś grupa, bez grupy ostracyzm zaistnieć nie może...
      ...
      też nie doświadczyłem nigdy na sobie ostracyzmu, nie tylko z powodu singlowstwa, ale też z żadnego innego... co prawda miałem taki okres upartego singlowania między jednym związkiem a drugim, gdy po tym wcześniejszym postanowiłem "never more" /czego zresztą nie dotrzymałem/, wtedy zdarzało mi się doświadczać czasem czyjejś niechęci, ale to były pojedyncze zachowania, czyli nie ostracyzm... zresztą nie chodziło tu akurat o singlowstwo, lecz powodowała tymi ludźmi zwykła zawiść... zawiść o kobiety, które dość licznie się przy mnie kłębiły, pojawiały i znikały, bo jakby nie było singlowstwo polega na niewikłaniu się w związek, a nie na rezygnacji ze spraw zasadniczych...

      Usuń
    9. p.s. w dzieciństwie doświadczałem za to czegoś nieco odwrotnego do ostracyzmu, gdy przestałem się pojawiać na religii... to był raczej podziw połączony z pewnym zaciekawieniem, ale nigdy nie było mowy o niechętnym traktowaniu... były za to próby naśladownictwa, ale jak to było z nimi do końca, tego nie wiem dokładnie, bo nie obchodziło mnie, kto z rówieśników chadza na tą religię, a kto nie... ja do tego budynku /plebania z salką katechetyczną/ chadzałem wymieniać książki, bo mieściła się tam też w suterenie biblioteka parafialna, obficie zaopatrzona, lepiej od publicznej miejskiej...

      Usuń
    10. Mówisz o pojedynczych przypadkach, tak jakby ów ostracyzm rozumiany jako środowisko, otoczenie miał przypominać szturm modlitewny. Jeśli w ciągu kilku tygodni kilka osób uzna Twoją postawę za dziwną, niewłaściwą – to już masz do czynienia z otoczeniem, środowiskiem czy towarzystwem. Owo „czasami doświadczyć” spełnia wymogi grupowego ostracyzmu.

      Ja podejrzewałem ostracyzm otoczenia (klasy szkolnej w szczególności), gdy traktowano mnie z lekką dozą litością z powodów sytuacji w mojej rodzinie. Ale o tym cicho, o tym sza.

      Usuń
    11. u mnie w szkole podstawowej jakoś nikt nie wnikał i nie okazywał zbytniego zainteresowania cudzymi sytuacjami rodzinnymi... relacje w grupie rówieśniczej nie miały żadnego żadnego związku z tymi sytuacjami... a jak pamiętam, bywało różnie... jacyś czyiś rodzice się rozeszli, któreś z nich owdowiało, czy jakieś tam inne akcje... to kompletnie było dla nas, dzieciaków bez znaczenia... pamiętam tylko dwie sensacje, ale trwające tylko jeden dzień:
      - do nowych bloków sprowadziła się rodzina: mąż i żona z dziećmi z poprzednich związków... dzieciaki (dziewczyna i chłopak) miały różne nazwiska, nie pamiętam już dokładnie detali tej konfiguracji i w ogóle po tym jednym dniu rozkminki nikogo ten temat nie interesował... chłopak okazał się być fajnym kumplem, dobrze grał w piłę i to było istotne, zaś dziewczyna była obiektem westchnień i adoracji wielu chłopaków, ale czy ktoś ją "zaliczył", tego nie wiadomo, to jeszcze nie był wtedy ten wiek na "zaliczenia"...
      - druga to przypadek chłopaka, którego matka rozeszła się z jego ojcem i z zamieszkała z drugim... jedyne co nas interesowało, to dlaczego temu chłopakowi zmieniono nazwisko na nazwisko ojczyma, ale to zainteresowanie także trwało jeden dzień...
      ...
      jakby nie było, tytułem puenty, o żadnych ostracyzmach z tytułu sytuacji rodzinnej wśród nas dzieciaków mowy nie było... ostracyzm pamiętam tylko jeden z tych czasów... ktoś nas zakapował na okoliczność jakiegoś nielegalu, a gdy wykryliśmy kto, nie było litości, bo kapować nie wolno... był za to porządny łomot i bojkot do końca roku szkolnego... a potem?... tego już nie wiem, bo po ukończeniu ósmej klasy wyjechałem z rodzinnego miasta...

      Usuń
    12. Nie mam pewności, ale coś mi się zdaje, że dzieli nas przynajmniej jedno pokolenie. W latach pięćdziesiątych tego typu „sensacje” nie znikały po jednym dniu. Telewizja była dopiero w powijakach, więc ludzie interesowało coś innego niż opery mydlane.
      Trudno oczekiwać, by tamte zachowania przetrwały do dziś, ale skoro ja żyję, pewnie jeszcze żyją ci, którym „afery życiowe” innych, nie sprawiałyby takiej „przyjemności” jak kiedyś ;)

      Usuń