wtorek, 3 lipca 2018

Lepiej wierzyć


  Jak podaje brytyjski The Independent, badania amerykańskich uczonych na Ohio University wykazały, że osoby wierzące żyją przeciętnie cztery lata dłużej niż agnostycy i ateiści. To znaczy jeszcze nie wykazały – na razie postawili taką hipotezę. Według nich za dłuższe życie może odpowiadać wsparcie wspólnoty (szczególnie stan małżeński), modlitwa i unikanie nałogów. Tę hipotezę postawiono po przeanalizowaniu 1500 nekrologów, stanu cywilnego zmarłych oraz ich religijności. I biorąc pod uwagę tylko ostatni czynnik – religijność – można wydłużyć sobie życie aż o sześć lat!

  Mój wrodzony sceptycyzm podpowiada mi, że z tych trzech aspektów mających wydłużać życie, tak naprawdę liczy się tylko unikanie nałogów, ale ja tam nie jestem amerykańskim uczonym, mogę się mylić. Udowodniono ponad wszelką wątpliwość szkodliwość palenia (choć i tu znalazłoby się jakieś „ale”). Natomiast z tym piciem bywa też różnie. Wprawdzie nie mam już wśród znajomych żadnego nałogowego alkoholika będącego moim rówieśnikiem, ale sam nie stronię od piwka i okazjonalnie – kieliszeczka czego mocniejszego. Niemniej nie protestuję, gdy mi ktoś mówi, że nałogi szkodzą. Jak wspomniałem powyżej, nie prowadziłem badań, które miałyby wykazać, że jest inaczej. Mam wątpliwości, co do tego wsparcia wspólnoty. Nie żebym negował znaczenie tego zjawiska, ale tak jakoś, na bazie nie tylko własnych doświadczeń, wiem że to wsparcie jest bardzo intensywne do czasu osiągnięcia samodzielności, później jakby od nas oczekuje się wsparcia, by wreszcie na starość (również w kalectwie) wręcz o to wsparcie żebrać. Tu dygresja, jeszcze o wsparcie nie błagam i mimo zaawansowanego wieku trudno mi mówić o takiej starości. Wszystko przede mną...

  Najtrudniej pojąć mi ten zbawienny wpływ modlitwy na długowieczność. Znów opieram się li tylko na bazie własnych doświadczeń, więc nie ma mowy o dowodach naukowych. Nie modlę się tak około czterdzieści lat i... żyję, czego już w żaden sposób nie może powiedzieć liczne grono moich modlących się rówieśników. Tak gdzieś od ćwierćwiecza chodzę na pogrzeby coraz częściej i nigdy jeszcze nie miałem okazji być na pogrzebie agnostyka czy ateisty. Prędzej trafiłbym na mniej praktykujących, mniej modlących się, więc trudno mi jednoznacznie orzec, że brak modlitwy wydłuża życie. W jednej z notek wspomniałem o litanii do św. Huberta, czy Duchowej Adopcji Piłkarzy reprezentacji Polski, co okazało się totalnie bezskuteczne, więc tym bardziej mnie ten argument nie przekonuje. A przecież modliły się tuzy polskiego katolicyzmu...

  Miałem za sąsiada faceta starszego od siebie o trzydzieści lat z małym okładem. Miałem, gdyż przed dwoma laty był jego pogrzeb. Kiedyś go zapytałem, jakie jest jego największe marzenie. Odparł, że chce dożyć stu lat, co w jego przypadku akurat nie było takie niemożliwe. Cieszył się doskonałym zdrowiem, nawet na trzy miesiące przed śmiercią. Zmarł w przededniu 99 rocznicy swoich urodzin. Tu lojalnie przyznaję, był człowiekiem wierzącym, nie opuścił żadnej niedzielnej czy świątecznej mszy świętej. Na dodatek się modlił, choć jak mi wyznał, tylko w kościele, gdyż w domu działy się czasami, jak to określił – „bezecne rzeczy”, więc nie chciał obrażać Boga modlitwą w takim miejscu. Ja tej jego filozofii nie rozumiałem, ale też nie muszę wszystkiego rozumieć. Mówił do mnie synku, choć już byłem grubo po pięćdziesiątce, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. To od niego usłyszałem czym jest życie. Dzieciństwo i młodość to wspinanie się na szczyty Karkonoszy, wiek średni to piękna wycieczka szlakiem tych szczytów, starość to schodzenie w niziny. Jest dobrze, jeśli możesz zejść o własnych siłach. Na nieszczęście nie wszyscy mogą i wtedy żadna modlitwa nie pomoże. Albo cię zniosą na noszach, albo spadniesz w przepaść. Niemniej, jakakolwiek by to była wersja z tych trzech i tak kończy się jednym – dojdziesz, doniosą cię, spadniesz – do kresu życia. Tu przypomina mi się fraszka Sztaudyngera:
"Dotąd spędzamy czas
Aż on w końcu spędzi nas
."

  Dodałbym od siebie, bo już mam uprawnienia do filozofowania z racji wieku, że i tak wszystko zależy od szczęścia. Albo będziesz miał szczęście i w zdrowiu dożyjesz stu lat, albo tego szczęścia mieć nie będziesz. Czasami temu szczęściu możesz pomóc, i może Cię zdziwię mój czytelniku, jeśli uważasz, że temu pomoże modlitwa, nie będę ci tego mieć za złe, o ile nie modlisz się o nieszczęście bliźniego, lub nie odczyniasz jakichś czarów...




5 komentarzy:

  1. A badania innych uczonych, socjologów nie amerykańskich wykazały, że żonaci żyją dłużej niż rozwiedzeni lub kawalerowie.I ponoć na domiar dobrego/złego mają lepsze samopoczucie.I, być może, bo tego nie badano , umierają wcześniej od kobiet by nie cierpieć samotności;)))))))
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te badania amerykańskich uczonych raczej mi pachną zakładem Pascala niż rzetelną wiedzą.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie wnioski są tu ciekawe, lecz przesłanki... na przykład taka właśnie "religijność"?... po czym ją rozpoznawano u nieboszczyka?... po religijnym pogrzebie?... tiaaa... np. taki generał Jaruzelski...
    teraz stan cywilny... w jakim państwie (stanie) prowadzono badania?... pewnie Ohio, bo najbliżej... pytam pod kątem prawnej łatwości uzyskania rozwodu w danym rejonie, którą trzeba uwzględnić przy takim badaniu...
    jedziemy dalej: zła, bo niereprezentatywna jest próbka statystyczna, gdyż obejmuje tylko tą cześć populacji, których krewni lub znajomi mieli czas i hajc, by opublikować nekrolog...
    pytanie puentujące, to kto finansuje Ohio University, że pracownicy takie yellow mellow produkują?... akurat wiem, że gen. Jaruzelski nie umarł w Ohio, ale nie jestem taki pewien, czy oni wiedzą...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, jak to jest dokładnie z nałogami, bo sama żadnego nie praktykuję, jednak znam osobę, która jak zaczęła poważnie pić (wręcz "chlać") i to alkohol raczej marnej jakości, tak robi to do dziś (a ma jakieś 81-81 lat). czyli jednych alkohol przedwcześnie zabija, innych konserwuje i odstrasza "złe" - wspomniana osoba nigdy po pijaku nie wpadła po auto, czy też nie zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Zawsze też znalazł się "dobry kumpel", który dotransportował ją do domu w stanie skrajnego upojenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Osoba, o której mowa pije odkąd skończyła lat 40, czyli przez połowę swojego zycia

      Usuń