Może nie tyle samego Boga, ile miejsca
dla Niego. Ja się nie chwalę, ja mam talent – że znów użyję tego narcystycznego
zwrotu, co nie powinno dziwić moich stałych Czytelników. Już nie pamiętam z
kim, już nie pamiętam kiedy, choć na pewno w tym roku, polemizując o początkach
Wszechświata wysunąłem śmiałą tezę, że tenże Wszechświat wcale nie musiał mieć
początku, nawet jeśli było Wielkie Buuum.
Judaistyczno-chrześcijańska teoria stworzenia
owe wielkie buuum przysposobiła na swoje potrzeby, jako dowód dzieła stworzenia, tak zwany dowód
kosmologiczny na istnienie Boga stwórcy. Ktoś w końcu musiał odpalić tę bombę,
czyli zainicjować ten wybuch, i do tego ten Bóg się idealnie nadawał. Choć jednocześnie nikt nie chce powiedzieć, kto
odpalił inną bombę, która stworzyła Boga. Jeśli wszystko ma mieć swój początek,
ale już niekoniecznie koniec, dlaczego początku nie ma Bóg? Św. Jan ewangelista
pisze: „Na początku było Słowo” [J
1, 1], co sugeruje, że on też nie wyobrażał sobie niczego bez początku, ale kto
bym tam wnikał w takie szczegóły. Zasugerowałem, że Wszechświat jest cyklem, od Wielkiego Buuum, przez rozszerzanie do momentu osiągnięcia poziomu krytycznego,
po którym zacznie się kurczyć (zmieni się w promieniowanie), aż osiągnie taką
masę punktu, która wywoła nowe buuum. Inna sprawa, że „pamięć” Wszechświata
ulegnie unicestwieniu lub bardziej obrazowo - resetowi (w tym inteligencja), ale nie znika materia,
ani nie znikną prawa matematyki, fizyki i dynamiki. Ba, ale do tej pory dowodu na taką
cykliczność nie było.
Z kolei, na dowód swojej niekłamanej skromności przyznam, że dziś
mi przypomniano, że tę teorię wymyślił niejaki sir Roger Penrose, jeden z
najwybitniejszych fizyków i matematyków wszechczasów, kolega niedawno zmarłego Hawkinga. Inna sprawa, że nikt mu specjalnie
nie wierzył, przynajmniej do teraz. Tak na marginesie, to on odważył się zapytać Boga (jakkolwiek
dziwacznie to nie brzmi), po co nam wielkie liczby. Odpowiedzi nie dostał, co
wydaje się zrozumiałe, bo Bóg nigdy nie odpowiada nam na nasze pytania. To my
nasze odpowiedzi wkładamy Mu do ust, gdyż te nasze, ludzkie odpowiedzi są po prostu
boskie, w znaczeniu skali piękności i mądrości (z tym drugim można, czami trzeba polemizować). To przecież my podpowiedzieliśmy Bogu, by powiedział sakramentalne: „Niechaj stanie się światłość”, bo przecież na dobrą sprawę On tego nawet nie musiał powiedzieć na głos. Nas nawet przy tym nie było...
Skąd więc ta moja materialistyczno-matematyczna
euforia? Otóż mocno upraszczając, najnowsze sondy kosmiczne wykrywają ślady
zjawisk poprzedniego Wszechświata. Wprawdzie
wciąż można mieć wątpliwość, ale my ich przecież nigdy się nie
pozbędziemy. I dlatego nauka, generująca te wątpliwości, jest zdecydowanie
bardziej interesująca i pociągająca, niż niepodważalne i nie wymagające empiryzmu
dogmaty wiary. Śmiało można powiedzieć, że teoria Penrose obala jeden z tych
dogmatów – Bóg nie musiał stworzyć Wszechświata, Wszechświat istniał od zawsze,
choć w cyklicznej formie. Paradoksalnie przeczy też nieskończonej szczęśliwości, jak
i tej piekielnej wieczności, gdzie mam się smażyć na wieki wieków, amen. Choć z drugiej strony, ta piekielnie (celowo użyłem tego przymiotnika) ścieśniona materia piekła nie eliminuje, natomiast na pewno unicestwia wieczny Raj.
Na nic się zdają pobożne życzenia św. Tomasza z Akwinu, przypomniane dziś w pewnym artykule: „Wiedza dostępna samemu rozumowi jest niewystarczająca. Człowiek domaga się jakieś nauki pochodzącej z objawienia Boga”. Ja się tam nie domagam tego boskiego objawienia. Wszystko, co wiemy o świecie rzeczywistym i nierzeczywistym, objawili nam mądrzy, a czasami niemądrzy ludzie. W mojej ocenie, w słowach św. Tomasza kryje się niechęć od odkrywczych zdolności rozumu człowieka. Skrywając wiedzę za bliżej nieokreśloną Tajemnicą, łatwiej jest człowieka trzymać w ryzach, które ograniczają jego wolność. Fakt, to odkrycie niczego nie zmienia w naszym codziennym życiu, ono nas tylko uwalnia od niepojętości woli Bożej.
Na nic się zdają pobożne życzenia św. Tomasza z Akwinu, przypomniane dziś w pewnym artykule: „Wiedza dostępna samemu rozumowi jest niewystarczająca. Człowiek domaga się jakieś nauki pochodzącej z objawienia Boga”. Ja się tam nie domagam tego boskiego objawienia. Wszystko, co wiemy o świecie rzeczywistym i nierzeczywistym, objawili nam mądrzy, a czasami niemądrzy ludzie. W mojej ocenie, w słowach św. Tomasza kryje się niechęć od odkrywczych zdolności rozumu człowieka. Skrywając wiedzę za bliżej nieokreśloną Tajemnicą, łatwiej jest człowieka trzymać w ryzach, które ograniczają jego wolność. Fakt, to odkrycie niczego nie zmienia w naszym codziennym życiu, ono nas tylko uwalnia od niepojętości woli Bożej.