sobota, 8 września 2018

UFO-nici i panspermia


  Wreszcie dopadli ateistów. Może zabrzmi to sarkastycznie, ale pewna publicystka udowodniła, że ateiści nie są lepsi od wierzących. Ba!, można wysnuć niepodważalny wniosek (bez obrazy), że są tak samo głupi (sic!) Okazało się bowiem, że część ateistów jest UFO-nitami, co niekoniecznie wiąże się z wiarą w istnienie niezidentyfikowanych obiektów latających. Ta ostatnia opcja charakteryzuje UFO-nickich ortodoksów. By być określonym jako członek tej nowej religii, wystarczy wierzyć w istnienie życia poza naszą planetą. I tu już pierwsza dziwna kwestia, ilu katolików też w to wierzy?

  Do grupy zwykłych UFO-nitów zaliczono takie tuzy nauki jak: Stephen Hawking - astrofizyk, Richard Dawkins – biolog, sir Francis Crick – współodkrywca DNA oraz całe rzesze pomniejszych. Ich wiara opiera się na złożeniu, że gdzieś we Wszechświecie istnieje życie podobne do naszego i być może powstało w dziwny sposób, tak samo jak i nasze – przez panspermię – kosmiczną spermę, którą nie należy mylić ze spermą ludzi i zwierząt na ziemi. Coś jak sperma rafy koralowej, wydalanej bezładnie w bezkresny ocean. Przypadkowo trafi na odpowiednie jajeczko to je zapłodni. Więc jeśli ta kosmiczna sperma, niesiona pyłem gwiezdnym trafi na odpowiednią planetę, tam powstaje życie. Hipoteza dość śmiała, choć prawdopodobna, to jednak nieudowodniona. Tylko proszę nie zapominać, że póki co, to tylko hipoteza, czyli nawet nie teoria.

  Tę hipotezę, Maria Patynowska przyrównuje do wiary w Boga jako stwórcę życia na ziemi, strzelając sobie sama w stopę. Stwierdza bowiem zdziwiona, że UFO-nici nie mają problemu z tą panspermią, ale już w żadnym razie nie chcą uwierzyć w Boga jako inicjatora życia, czego, wg niej, nie da się udowodnić w obu przypadkach (sic!) I tu by trzeba wreszcie wyjaśnić jaka jest różnica między hipotezą a wiarą. Hipoteza to pomysł na wyjaśnienie czegoś, który wcale nie musi być prawdziwy, wiara to taki sam pomysł tyle, że uznany za niepodważalny dogmat Prawdy, któremu towarzyszy religia ze swą obrzędowością. To prawie tak samo jak z tym często spotykanym stwierdzeniem: „niewiara jest również wiarą”, które samo w sobie zawiera sprzeczność, gdyż niewiara jest antonimem wiary i z automatu zaprzecza drugiemu podmiotowi zdania. Tak na marginesie, gdyby ta panspermia miała prawo istnieć w naszej świadomości od zarania dziejów ludzkości, ileż problemów ta ludzkość by uniknęła... Ludzie nie szukaliby Boga stwórcy życia.

  Patynowska ewidentnie z UFO-nitami sobie nie radzi, skoro pisze tak: „(...) kiedy ludzie widzą niezidentyfikowany obiekt latający na niebie (...)” (sic!). Czyżby na pewno widzieli? Ale nawet gdyby, mieliby mocniejsze podstawy wierzyć w życie pozaziemskie niż wierni w Boga, którego nie widzą i nie zobaczą. Podobnie jest ze sprawą literatury science-fiction (w wolnym tłumaczeniu naukowo-fikcyjna), której autorka przypisuje takie samo oddziaływanie na ludzi, jak... Biblia. A w jej odczuciu jest to oddziaływanie pejoratywne. Tyle, że czytelnik biorący taką literaturę do ręki wie, że to fikcja, wierzący, takie same treści zwarte w Biblii, uznają za prawdziwe. Gdybym wszem i wobec głosił, że Biblia to tylko mity-fiction, pewnie musiałbym odpowiadać za obrazę uczuć religijnych. Za to z tym UFO jest trochę inaczej. Gdy jakiś nawiedzony wierny zobaczy aniołka, diabełka, świętego, a nawet i Matkę Bożą, wg Patynowskiej „trudno zaprzeczyć ich doświadczeniu, podawanemu nam w szczerze wyglądającej relacji” (sic!) I strzela po raz drugi w tę samą stopę: „A skąd się biorą owe UFO-ludki, zwane Elochim?”. Wprawdzie tylko sugeruje, że od Boga, ale ta sugestia wystarczy by uprawomocnić UFO-nitów na równi z chrześcijaństwem, judaizmem i islamem.

  Konkluzja jest rewelacyjna, wręcz prawdziwy odlot. „Literatura science-fiction jest odpowiedzialna za utratę chrześcijańskich wartości i chrześcijańskiego spojrzenia na świat (...) Stała się ona potężnym środkiem rozpowszechniania niechrześcijańskiej filozofii oraz poglądów na życie i na historię, pozostając w gruncie rzeczy pod nieskrywanym lub zamaskowanym wpływem okultyzmu i wschodnich religii”. I kiedy wydawało mi się, że już gorzej być nie może..., okazuje się, że „UFO-nici, ulegając podszeptom szatana otwierają oczy i tak jak Bóg będą znali, co to dobro i zło”. Nie mogę uwierzyć, jakem ateista, czyżby wszyscy wierni chrześcijanie ulegli podszeptom szatana, skoro też chcą widzieć dobro i zło oczami Boga? Bo przecież chcą, mimo strasznych doświadczeń z Edenu.

  A na koniec przypomnę, że panspermia jest ledwie hipotezą, dość naiwną, i aż dziw bierze. że Patynowska porównuje ją do chrześcijaństwa. A może to ono, chrześcijaństwo jest de facto takie samo? Rzecz w tym, że ci UFO-nici wiedzą, że opierają się na domysłach i tak też panspermię traktują. Chrześcijanie podobne przypuszczenia traktują jako Prawdę.





37 komentarzy:

  1. Ale Dawkins faktycznie wierzy w panspermię, jako źródło życia na Ziemi, co jakby potwierdza pierwsze słowa tej notki, że część z ateistów to idioci. Co do tego ostatniego zresztą nigdy nie miałem wątpliwości, bo ostatecznie jaka może być różnica między człowiekiem wierzącym, że Boga nie ma, a wierzącym że Bóg jest?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trzymaj się właściwego słownictwa. Dawkins nie tyle wierzy w panspermię, ile uznaje ja za możliwą tak samo jak ową „zupę”, gzie powstało życie.

      I popełniasz ten sam błąd logiczny jak powyżej. Nie można wierzyć, że Boga nie ma. W nic nie da się wierzyć, że czegoś nie ma, bo trzeba by a priori przyjąć najpierw, ze takie coś może istnieć. Zapytam: czy bezrobotny, który nie przepracował ani minuty WIERZY w to, że wypłaty niedostanie, czy WIE, że jej niedostanie?

      Usuń
    2. Uznawanie za możliwe, to inaczej wiara że coś mogło nastąpić, więc jak gdyby nie widzę tu konfliktu z właściwym słownictwem, tylko dlatego, że masz jakąś fiksację związaną z tym słowem. Ja nie mam nic przeciwko temu, natomiast jest to absurd, gdy zaczyna się panspermią zastępować Boga.

      Tak, tak... Jak w coś nie wierzysz, musisz zakładać że istnieje... z pewnością jest to argument nie pozbawiony błędu logicznego. :D Mam propozycję, żebyś przestał zakładać że istnieje PIS, może znikną?

      Usuń
    3. Dla uściślenia tej wiary Dawkinsa w panspermię:
      W jednej swych książek o powstaniu życia tak pisze o tych teoriach (również swoich): „Opis powstania życia, który zaprezentuję, jest z konieczności spekulatywny; z oczywistych przyczyn nie było wtedy nikogo, kto mógłby obserwować przebieg wydarzeń”
      I gdzie tu masz wiarę?

      Usuń
    4. Ale już nie jest absurdem dla Ciebie, że metodę panspermii zastosował Bóg? :D
      Chyba Ci się już miesza realność z nierealnością, skoro uznajesz, że skoro nie będę wierzył w PiS to on przestanie istnieć. To Twoja logika mnie powala...

      Usuń
    5. Inaczej - skoro życie na ziemi wzięło się z zarodków w kosmosie, nie od Boga, skąd w kosmosie wzięły się jakieś zarodki? Można wierzyć że oczywiście powstały bez udziału Boga, ale podawanie takiej teorii jako dowód jego nieistnienia to już absurd. Zresztą im dłużej czytam tego Dawkinsa, tym bardziej się upewniam, że to pajac. Jego naukowa krucjata obalająca Boga to walka z wiatrakami, jedyne co można w ten sposób osiągnąć to obalić ludzkie wyobrażenie o Bogu...

      Ale logika Twoja jest taka sama. Definicja wiary jest niezmienna - "nadawanie dużego prawdopodobieństwa prawdziwości twierdzenia w warunkach braku wystarczającej wiedzy" Z oczywistych względów nie masz żadnej wiedzy o niematerialnych bytach, możesz tylko zakładać że ich nie ma bo ich nie widzisz.
      Porównanie z wypłatą jest o tyle kretyńskie, że dotyczy logicznego ciągu przyczynowo skutkowego. Wiesz skąd się bierze wypłata.

      Usuń
    6. Kompletnie tego nie rozumiesz. Jeśli bym twierdził, że nie wierzę w Boga, to musiałbym uzasadnić dlaczego. Wtedy nawet twierdzeniu, że wiara w Boga nie ma podstaw, można mi zarzucić, że powinienem się odwołać do jakiegoś argumentu i danych – tu: do założenia, że taki byt jest możliwy, tylko ja nie wierzę tym danym. Bóg nie istnieje dlatego, że ja w Niego nie wierzę, Bóg nie istnieje dlatego, że nie ma żadnych danych na Jego istnienie. Tu nie ma mowy o żadnym dużym prawdopodobieństwie. Wiara nie jest brakiem wystarczającej wiedzy, wiara oparta jest na przypuszczeniach nie popartych żadną wiedzą.

      Wypłata jest, ale nie dla bezrobotnego. Ale mnie w tym przypadku chodzi o różnicę miedzy wiarą a wiedzą. Rozumiesz?

      Mnie nie pytaj o panspermię, dla mnie to taka sama hipoteza jak ta, że Bóg jest. HIPOTEZA.

      Usuń
    7. Odwołam się do moich ulubionych krasnoludków. Obaj wiemy, że ich istnienie jest hipotezą niepopartą żadnymi danymi ani dowodami. I nagle Cię dopada święta myśl, że w krasnoludki trzeba wierzyć, i to z dużym prawdopodobieństwem, choć nic się nie zmieniło. :D

      Usuń
    8. Czyli w sumie możesz na takiej zasadzie założyć nieistnienie czegokolwiek, czego nie widziałeś i nie masz wiarygodnych danych. :) Albo masz takie w które: cytuję "nie wierzysz". :) TYlko że jest to nadal Argumentum ad ignorantiam.

      Naprawdę? :D

      Usuń
    9. Wciąż nie rozumiem dlaczego przekręcasz? Ja nie mówię, że nie wierzę tym danym – ja twierdzę, że nie ma żadnych danych. Tłumaczę Ci dlaczego nie mogę mówić, że nie wierzę w Boga i dlatego użyłem zwrotu „nie wierzę” (ale tylko jako przykładu).

      Jeśli chodzi o krasnuludki to tak naprawdę wygląda :D

      Usuń
    10. Pedofilów w sutannach w akcji nie widziałem, nie mam też wiarygodnych danych ilu ich jest w Kościele. Ale nie będę zaprzeczał, że ich nie ma. Wiesz dlaczego? Bo choć te dane nie są wiarygodne, to jednak są i świadczą o tym wyroki sądów oparte na dowodach. Wiara w Boga nie ma nawet tego.

      Usuń
    11. Była kiedyś o tym mowa - krasnoludki są wymysłem, ale ich istnienie opiera się o sferę materialną - mały kurdupel w zielonej czapce, z krwi i kości. Zatem nie da się udowodnić ich istnienia, ale da się określić niemal z pewnością że ich nie ma.

      Bóg natomiast nie jest z założenia bytem materialnym, którego istnienie bądź nieistnienie da się potwierdzić naukowo, wobec tego nauka nie bawi się w udowadnianie bądź obalanie tez dotyczących istnienia Boga. Naukowcy typu Dawkinsa, którzy bawią się w takie duperele są niespełna rozumu. Już lepiej się prezentują ci, którzy chcą udowodnić istnienie Boga, choć oni z kolei są skazani na porażkę.
      Tak w ogóle to nawet owa kwestia czajniczka Russela, z której czerpiesz swoje wywody nie jest ostatecznym argumentem w dyskusji, tylko przerzuceniem gorącego kartofla w ręce oponentów, bo logicznie może być argumentem i za i przeciw...

      Natomiast w Twoje indywidualne rozumowanie słów "wierzę" i "wiem", czy co tam jeszcze nie będę dłużej wnikał, bo jak widzę jest to kolejną, do niczego nie prowadzącą stratą czasu.

      Usuń
    12. Nie było moim zamiarem się z Tobą sprzeczać o te krasnoludki, chciałem Ci tylko pokazać schemat, na jakim opiera się wiara. A tak swoją drogą, Jezus, osoba materialna a i od biedy historyczna, została uznana za Boga i swojego syna jednocześnie, więc te krasnoludki nie są tak do końca oderwane od rzeczywistości.
      W moim odczuciu Dawkins nie kreuje żadnych nowych religii, on ewidentnie wyśmiewa się z kreacjonistów (a tym samym z wiary sensu stricte), którzy „napadli” na niego z powodu ewolucjonizmu, który swymi badaniami udowadnia. Im bardziej kreacjoniści, a po części zwolennicy Inteligentnego Projektu podważają ewolucjonizm, tym jego szydzenie z wiary jest większe, co mnie wcale nie dziwi.
      Irracjonalizm wiary staje się coraz bardziej widoczny właśnie w próbach udowodnienia istnienia Boga, a jeszcze większy, gdy próbuje podważyć zdobycze nauki. Religie same odrzuciły falsyfikowalność, ale domagają się jej od nauki w każdym najmniejszym calu, ba! mają pretensje, że nauka nie zajmuje się poszukiwaniem Boga, lub czegokolwiek, co mogłoby potwierdzić Jego istnienie. Innymi słowy problem nie w tym, czy Bóg jest czy nie, tylko w tym, że nauka niejako mimochodem obdziera Boga z Jego boskości. I to jest ta „kość niezgody”, dla której wiara gotowa jest przyrównać naukę do diabła wcielonego.

      Usuń
    13. No i czego niby chcesz dowieść tą materialnością Chrystusa? Przecież istniał w przeciwieństwie do krasnoludków.

      Ja rozumiem, że się wyśmiewa, tylko samo wyśmiewanie jest domeną błaznów. Trzeba coś dać w zamian. A tymczasem pan Dawkins wyskakuje z panspermią, jako alternatywą dla Boga... Doprawdy słabe.
      Tu się o dziwo zgodzę. Dowodzenie naukowo kwestii opartych na wierze jest irracjonalne i jako takie może budzić naturalną krytykę i żądanie dowodów. Nie ma sensu również podważanie zdobyczy naukowych dogmatami wiary.
      Z kolei zdania jakoby religie "mają pretensje, że nauka nie zajmuje się poszukiwaniem Boga, lub czegokolwiek, co mogłoby potwierdzić Jego istnienie" - nie rozumiem. Możesz jakiś przykład podać?

      Nie jestem też przekonany, czy nauka obdziera Boga z boskości. Wręcz przeciwnie, dla osoby wierzącej może być dowodem na boską przemyślność, bo wszak będzie ona miała w ręku argument, że to właśnie On tak wszystko zaplanował.

      Usuń
    14. Niczego nie chcę dowodzić człowieczeństwem Jezusa, pokazuję tylko, co wiara może z tego człowieczeństwa zrobić.

      Idziesz na całość. W którym miejscu Dawkins uznaje panspermię za dowód przeciw Bogu? Stawia hipotezę, że jest taka możliwość rozprzestrzeniania się życia w kosmosie. Ba, nigdzie też nie wyczytałem o jakiś hipotezie, skąd się ta kosmiczna sperma wzięła. I może to do Ciebie nie dociera, nigdy nie twierdził, że na to są dowody. Chyba jak każdy inny ma prawo snuć takie hipotezy, a ponieważ jest człowiekiem znanym, siłą rzeczy ta hipoteza ma prawo zyskiwać zwolenników jak i przeciwników. Przy czym dla wszystkich powinno być jasne, że jest to tylko hipoteza, zresztą w niczym nie gorsza, niż ta, która mówi, że to Bóg zapłodnił ziemię życiem.

      Nie będę teraz szukał, tym bardziej, że w książce nie sposób powiększyć liter. Polecam: „50 mitów o ateizmie”. Tam jest wiele takich cytatów.

      Przypominasz mi tym stwierdzeniem Olimpię. Ona też we wszystkim widzi Boga i jego piękne dzieło, ale jak spytałem o pająki, myszy i szczury, jakoś pominęła ten wątek. Dwa najważniejsze mity zostały Bogu odebrane: pierwszy, wszechświat nie jest doskonałą i uporządkowaną harmonią a w swej wielkości daleko nieprzyjazny człowiekowi a i ziemia nie jest jego pępkiem. Drugi, rozwój życia na ziemi nie potrzebuje Boga, gorzej, nawet gdyby uznać, że to Jego udział, okazuje się, że mu się to dzieło wyjątkowo nie udało.

      Usuń
    15. A jaki cel mają, przepraszam bardzo, dzieła Dawkinsa, jak nie rozprawę z kreacjonizmem i w ogóle z istnieniem Boga?

      Taa, czytałem i nic mi ta książka w zadanym pytaniu nie pomaga. Myślałem że wiesz o czym piszesz...

      A ja mam całkowicie inne zdanie na ten temat, samo istnienie i rozwój życia jest dla mnie przykładem harmonii, a piękno i użyteczność szczurów, myszy i pająków jest pojęciem względnym. Jakby ziemia była taka nieprzyjazna człowiekowi to by wyginął jak dinozaury.

      Usuń
    16. Fajnie;)

      Asmo WIE ze Boga nie ma. Jakis wyzszy stopien wtajemniczenia osiagnal- pfu co ja gadam on przeciez nie wtajemniczony, on WIE, bo tajemnice, wtajemiczania to sie z siodmym zmyslem kojarza, jakims przeczuciem wewnetrznym, obrzedami. KTOS musial mu to pokazac, objawic, opowiedziec… Nie, nie... Asmo sam dotknal! Cholera toz nie mogl dotknac bo tego nie ma. On wie jak sprawy wygladja.
      Inni wierza ze Bog istnieje- NIE WIEDZA tylko wierza. Ewntualnie nie wierza w opowiesci drugiej strony , ze Bog istnieje.. nie wiedza, bo nie doznali, nie doztkneli, nie polizali- o ilew ogole mozna to zrobic.


      Masze zycie to ciagla niewiedza, ale Asmo przeciez wie.
      Dlatego mi chyba odpowiada ta forma leicht. Jedni wierza, ze Bog jest, drudzy nie wierza, ze istnieje. To daje nikla Linie porozumienia, bo nie jest oparte na ortodoksji zwiazanej z wiedzeniem cos o tych sprawach

      Usuń
    17. Aniu:

      Ha, ha, ha... Zapytam nieśmiało, a skąd Ty wiesz, że ja wiem? ;)
      Trochę Ci się pomieszały te pojęcia wiara-wiedza. Otóż ja nie wiem czy jest Bóg, więc nie mogę powiedzieć, że On jest. Paradoksalnie nikt nie wie. Są tacy. co wierzą, że jest, a co nie jest równoznaczne z wiedzą (nie mylić z wiedzą naukową). Wierzący mają nawet głębokie przekonanie, ale wciąż to jest tylko wiara. Ponieważ nie dostrzegam żadnych dowodów, ani realnych przesłanek za Jego istnieniem, obstaję przy tym, że nie wiem czy jest, co jest tożsame z tym, że Go nie ma. Nie mam obowiązku wierzyć, tylko dlatego, że ktoś inny ma takie przekonania.

      Oczywiście, że nasze życie jest nie do końca poznane, Pewne jest też to, że nasza wiedza i tak nie ogarnie wszystkiego, gdyż każda odpowiedź na jedno pytanie, natychmiast rodzi następne – nie pytanie – ale pytania. Najzabawniejsze jest to, że tego są świadomi ateiści. Wierzący uważają się zwolnieni z zadawania pytań. Wszystko im wyjaśni Bóg, po ich śmierci.

      Usuń
    18. Radku:

      A co ma robić Dawkins? Spuścić głowę i posypać się popiołem? Nie zapominaj też, że nie wszystkie jego książki są poświęcone walce z Bogiem.

      Oczywiście, że wiem o czym piszę. A Ty na pewno ją dokładnie przeczytałeś? Tam znajdziesz setki cytatów, najczęściej protestanckich kaznodziei wyszydzające ewolucję.

      Wiesz jaki największy feler ma to cudowne i harmonijne życie? Nie pająki czy szczury. Podstawową funkcją życia jest jedzenie. Aby jeść trzeba zabijać… I to nie dotyczy tylko ludzi. Z tymi dinozaurami to spokojnie. Istniały dłużej niż ludzie, a wyginęły na skutek katastrofy. Nie wiadomo, czy nas taka nie uraczy wcześniej. A może sami się unicestwimy przez przypadek? Zapas arsenału już do tego mamy...

      Usuń
    19. Asmo.

      Czyli jezeli pewnosc nie mamy, wiedzy w temacie brak, to nie wiemy. Czy wielkim bledem jest stwierdzenie, ze wierzysz, ze Boga nie ma? Tam gdzie konczy sie wiedza zaczyna chyba wchodzi w gre wiara.
      Twoj 7 zmysl podpowiada ci , ze Boga nie ma? Musimy to chyba przyjac na wiare.

      Usuń
    20. Oczywiście, że to wielki błąd. Gdybym stwierdził, że w Boga nie wierzę, mogłabyś tę moją niewiarę podważać tak jak ja podważam wiarę w Jego istnienie. Ateizm nie daje Ci takiej szansy. Ja po prostu nie wiem czy Bóg jest, bo nic na Jego istnienie nie wskazuje. I tu nie wchodzi żaden siódmy zmysł, to czysta matematyka i logika. Nie wiem czy jest Bóg, czyli mam zero. Nie widzę też niczego, co by świadczyło o Jego istnieniu, też zero. Zarówno suma arytmetyczna daje zero i logiczna alternatywa dwuargumentowa daje prawdę, czyli Boga nie ma. ;) Ale jak Ty to przyjmiesz, to już Twoja sprawa...

      A teraz kombinuj, gdzie jest błąd tej sumy, czy logiki? :D

      Usuń
    21. Błąd leży już w samym założeniu tego równania. Niewiadoma w matematyce to x a nie zero.

      Usuń
    22. Asmo:)

      W takim razie … slyszalam o innym nazwenictwie, podziale w tych rzeczach.

      "Ja po prostu nie wiem czy Bóg jest, bo nic na Jego istnienie nie wskazuje."

      Ponoc, ale nie wiem jak to jest, "nie wiem" tym posluguja sie agnostycy. Oni tak mowia.
      -Nie wiem, czy Bog jest. Nie wiem czy go nie ma. Moze b<c, moze go nie byc. Wielka niewiadoma.

      Ateisci zas mowia, ze Boga nie ma. U nich nie ma, tak, jak u agnostykow. Jest, Albo nie... poczekamy na rozwiaznie zagadki. Rownie dobrze mogloby go nie byc, ale kto wie? Moze istnieje?

      Teraz dopiero zamet zobaczylam w tym twoim ateizmie.

      Usuń
    23. https://pl.wikipedia.org/wiki/Agnostycyzm

      Usuń
    24. Z matmy to byś dostał pałę, skoro "nie wiem" równa się u Ciebie 0. A może to jakaś rewolucyjna matematyka asmodeuszowa? Po prostu pod wszystkie równania z niewiadomymi podstawić trzeba zero... Wszystko wychodzi...

      Usuń
    25. Aniu:

      Agnostycyzm cechuje to określenie: „może jest, może nie ma”, które rzutuje na stosunek do sprawy Boga: „ja ten problem olewam, jest mi to zupełnie obojętne”.
      Owo ateistyczne twierdzenie „nie ma Boga” wynika z nieznajomości faktów, które by istnienie Boga potwierdzały. Radkowi tłumaczyłem to na przykładzie bezrobotnego, który wie, że wypłaty nie dostanie, bo nie przepracował ani minutki. Tobie może inaczej. Nie wiem czy płetwa rekina jest dobra. Znaczenie ma tu smak nie płetwa. Ponieważ nie miałem okazji skosztować, ani się na to nie zanosi – dla mnie smak płetwy rekina nie istnieje! Ale w obu przypadkach mówimy o rzeczach realnych, które na pewno istnieją, a tego nie da się zastosować od istnienia Boga. Bo o ile inni poznali smak pieniądza za pracę lub smak płetwy rekina – Boga nikt nie widział. Nawiasem mówiąc jest gorzej, ale nie będę mącił.

      A teraz owo równanie, bo z oczywistych względów nie jestem geniuszem, który odkrył coś tak prostego, dowodzącego nieistnienia Boga.

      Są trzy możliwości: nie wiem czy jest Bóg; może jest, może nie ma (agnostycyzm); wierzę, że Bóg jest (mimo braku dowodów). Ponieważ drugi składnik na dziś jest równy zeru (brak dowodów) wynikiem równania jest wartość pierwszego składnika. Czyli nie, że Boga nie ma, a dalej tylko: nie wiem czy Bóg jest. Innymi słowy Radek trafił w sedno. Pierwszy składnik jest niewiadomą, czyli nie zerem a „x”.
      W równaniu logicznym jest tak samo, choć bardziej skomplikowanie, więc sobie i Tobie daruję.

      Usuń
    26. Radku:

      Masz rację dostałbym pałę ;) To pewnie przez nierozbudzenie. Skasowałem komentarz nim przeczytałem Twoje wyjaśnienie i ocenę a to znaczy, że się obudziłem :D

      Usuń
    27. dyskusja o krasnoludkach nie została ostatecznie spuentowana...
      a puenta jest taka, że krasnoludki istnieją lub nie zależnie od ich definicji... najbardziej znana jest definicja grimmowska, a według niej krasnoludki istnieją, oczywiście nie te konkretne z "Królewny Śnieżki", bo są tylko fikcją literacką, ale jako istoty jak najbardziej:
      https://pl.wikipedia.org/wiki/Niedob%C3%B3r_wzrostu
      właśnie takich krasnoludków spotkała Śnieżka... ba, nie można też wykluczyć istnienia jakiegoś pierwowzoru w formie mieszkającej w lesie małej społeczności ludzi wykluczonych, odrzuconych od tzw. "społeczeństwa", które w dawnych czasach było szalenie nietolerancyjne, ksenofobiczne /ciekaw jestem, jakby się wtedy żyło lewakom (brunatnym), toć to świat ich marzeń/... jedyna ścieżka kariery dla krasnoludka to była praca w branży kuglarskiej, cyrkowej, czasem taki znajdywał pracę w gangu, a co z resztą?... mogli niektórzy założyć leśną komunę?... mogli...
      ...
      oczywiście, że jest błąd matematyczny, logiczny: zdanie -p v p /znak "-" tu oznacza funktor negacji, zaś "v" funktor alternatywy/ co prawda zawsze ma wartość boolowską "1" /prawda/, ale NIC nie mówi o wartości boolowskiej samego zdania "p"...
      dotyczy to także zdania "bóg istnieje"...
      /bóg taki czy inny, bardziej lub mniej doprecyzowany, ale to już kompletnie nie ma znaczenia/...
      p.jzns :)...

      Usuń
    28. Piotrze:

      Moje krasnoludki to nie kalekie karły. To rozróżnienie jest dość istotne.

      Zadanie od początku było celowo błędne, a raczej podchwytliwe. Chyba nie myślisz, że choć przez moment miałem się za geniusza, który raz na zawsze i w prosty sposób rozwiąże dylemat „być albo nie być” Boga :D

      Usuń
    29. Jeny!
      Mnie wyklad o karsnoludkach, ktory wylozyl kanalia okropnie umeczyl:)
      Nie na moga biedna glowe… pojde do kuchni i lepiej stluke schab na kotlety :))

      Usuń
  2. Dla mnie osobiście każdy może sobie wierzyć w co chce- mało mnie to tak naprawdę wzrusza.
    Musi być tylko spełniony jeden warunek - niech wierzy, ale niech mnie nie namawia bym jego wiarę podzielała- niezależnie co lub kto jest przedmiotem owej wiary.
    Co do UFO /NOL - nie bardzo wciąż mogę zrozumieć dlaczego jeśli kilkaset osób na danym obszarze widzi taki obiekt, to władze ten fakt nazywają zbiorową halucynacją. Dlaczego więc gdy kilka setek osób widzi na niebie np. Matkę Boską to wtedy owe zjawisko nie jest zbiorową halucynacją, ale wydarzeniem prawdziwym.
    Czytałeś o Medjugorie? Tak naprawdę to nie bardzo wiadomo co tam się ukazywało, ale ukazująca się postać bardzo nie pasowała do kościelnych wymogów a i dziwne rzeczy przekazywała. No ale biznes nadal się kręci.
    Nie sądzę byśmy się kiedykolwiek dowiedzieli skąd się wzięło życie na Ziemi.
    Poza tym nie wiadomo czy ta wiadomość jest nam potrzebna - czasem lepiej jest wiedzieć mniej niż więcej, bo prawda może nas niemile zaskoczyć.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie ten warunek odpowiada, choć uzupełniłbym go o jeszcze jeden – niech nawiedzeni publicznie nie podważają i nie wyszydzają ateizmu. Jak przestaną, i ja przestanę się czepiać, bo nie będę miał czego.
      O Medjugorie czytałem, a nawet kiedyś pisałem, w kontekście odgłosów diabła w czasie, gdy piątka nawiedzonych wpatrywała się w widmo Maryi. To dopiero był kabaret. Bawi mnie konsternacja Kościoła, który oficjalnie podobno nie może orzekać o prawdziwości tych objawień, dopóki się nie skończą (sic!) A się nie kończą, bo to biznes.
      Natomiast, co do halucynacji UFO czy objawień (w Fatimie chodziło o drżenie Słońca, bo Maryi, poza trojgiem pastuszków, nikt nie widział), to o ile wiem, żadna władza świecka nie uznaje ani jednego ani drugiego za prawdziwe. Watykan uznaje objawienia, bo to leży w jego interesie, zjawiska UFO, wręcz przeciwnie.

      Usuń
  3. Autorka frondowych mądrości twierdzi, że jedna fikcja wypiera inną, jej ulubioną fikcję i jest jej z tego powodu przykro. Ale zwróć uwagę w ile słów to opakowuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze to ujęłaś z tym wypieraniem jednej fikcji przez drugą. Ta autorka jest publicystka w miesięczniku „Egzorcysta”, więc ta rozwlekłość mnie w zasadzie nie dziwi.

      Usuń
  4. Com się uśmiała, to moje, amen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież to poważne sprawy ;) Jak można się z nich śmiać?

      Użyję eufemizmu: błogosławiony ten ateizm – nie ma w sobie takich problemów ;)

      Usuń
    2. Taaak... poważne dla ludzi, którzy nie mają nic lepszego do roboty, więc zajmują się wymyślaniem pierdół :)

      Usuń