czwartek, 4 października 2018

Szpilką w in vitro

  Moja żona stwierdziła autorytatywnie, że z moją seksualnością jest coś nie tak. Nie będę zdradzał szczegółów, dodam tylko, że przed ślubem nie miała żadnych zastrzeżeń. W dwa lata po ślubie już się zepsułem. Czy może być większa plama na honorze dla mężczyzny, niż opinia, że w łóżku jest do niczego? Nie było wyjścia, musiałem coś z tym zrobić.

  Jedynym sensownym wyjściem wydawało mi się pójść do seksuologa i choć nigdy nie miałem problemów z rozmową na temat seksu, tym razem poczułem się gorzej niż na spowiedzi. Na szczęście to był facet i jakoś mi poszło z przyznaniem się do „winy”. I napiszę szczerze, że pożałowałem natychmiast. Problem wydawał mi się natury psychicznej, a on mnie skierował na badanie ejakulatu. Nie mogłem zrozumieć, co ma piernik do wiatraka? Niestety wyjścia nie było. Wtedy spotkała mnie kolejna porażka. Tam same kobiety. Jedna z nich wręcza mi plastikowy kieliszek i żąda, abym przyniósł w niej nasienie. Możliwie dużo i natychmiast. Widząc moje zdumienie graniczące z przerażeniem wyjaśniła, że mam iść do ubikacji i zrobić sobie dobrze... I to był juz prawdziwy horror. Nie żebym się wcześniej nie masturbował, ale w ubikacji w przychodni?! Bez żadnych bodźców erotycznych, bo nawet kudłate myśli było trudno przywołać. A już nic bardziej poniżającego mnie nie spotkało, jak konieczność oddanie „owocu” tych niecnych praktyk, laborantkom. Nie wiedziałem gdzie mam patrzeć. Dodam tylko, że już po wszystkim, okazało się, że to nie ja miałem problem z seksualnością a... żona.

  To wydarzenie przypomniało mi się w związku z pewnym artykułem1, i tak szczerze mówiąc, nie wiem, które zabawniejsze. Pewnie już wszyscy słyszeli o metodzie „leczenia” niepłodności, zwaną naukowo naprotechnologią. To w kontrze do metody in vitro. Ogólnie i oględnie wiadomo też, że chodzi o pewne badania i metody obserwacji na zajście w ciążę w naturalny sposób. To się kojarzy przede wszystkim z obserwacją cyklu miesiączkowania u kobiety. Ale mało kto wie, że badaniom poddaje się również nasienie jej partnera. I tu zaczynają się prawdziwe schody dla prawdziwego katolika. Sposób opisany powyżej, a stosowany w latach siedemdziesiątych, jest w stu procentach grzeszny. Nie usprawiedliwia tego grzechu nawet cel. Masturbacja to masturbacja i nie ma: Boże zlituj się!. Pewna klinika naprotechnologii wpadła na nowatorskie zastosowania szczególnej prezerwatywy do pozyskiwania tego nasienie w czasie stosunku płciowego, uświęconego sakramentem małżeńskim, co pozwala uniknąć owej masturbacji. Bagatelka – dwadzieścia złotych polskich sztuka. No dobrze, ale antykoncepcji w postaci prezerwatywy też nie wolno w świecie katolickim stosować, więc do zestawu dołączona jest... szpilka, aby przed stosunkiem tę prezerwatywę przekłuć (sic!) Nasienie się wyleje, ale zostanie go tyle w tej prezerwatywie, że jest co badać. Tak proste, że aż genialne, i pewnie dlatego to badanie w sumie kosztuje pięćset złotych plus ta prezerwatywa z szpilką w zestawie.

  Tak się zastanawiam, czy to nie jest przerost formy nad treścią. Skoro ta para jest niepłodna i nawet bez prezerwatywy nie jest w stanie spłodzić dziecka, ki diabeł jej nakłuwanie? Czyżby w ten sposób chciano oszukać Boga? Aha, przed konfesjonałem nie trzeba się będzie spowiadać z użycia gumki. Jestem przekonany, że to jest oszukiwanie się samego siebie, co właściwie mnie nie dziwi w kontekście dogmatów Kościoła katolickiego.




9 komentarzy:

  1. Zabawne aż do bólu, tylko nie wiem dlaczego kwestia niepłodności jest wciśnięta w seksualność. A fakt, że nasienie jest "pełnosprawne" nie jest gwarantem, że partnerka zajdzie w ciążę, bowiem niektóre panie posiadają "zabójczy" śluz szyjkowy i równo, bez pardonu zabija on plemniki.A wtedy należy nasienie pana męża wprowadzić do macicy w strzykawce, by plemniki nie miały kontaktu z tym zabójczym śluzem.
    Wiesz, mnie akurat te infantylne zabiegi z prezerwatywą i szpilką nawet nie dziwią- polscy katolicy wierzą, że wierzą, szkoda tylko że na ogól nie bardzo wiedzą w co wierzą. No ale może idzie o to, żeby było zabawniej???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo w katolicyzmie "bycie do niczego w łóżku" jest wtedy, gdy nie ma poczęcia, jak że tylko o to seksie ma chodzić... stąd to dziwne przełożenie, że problem z seksualnością polega na problemie z płodnością, innych po prostu nie ma, nie rozważa się ich... no chyba, że któraś strona ma inny pomysł na finisz, ale z tym się nie idzie do seksuologa, tylko do spowiednika, więc znowu nie jest to problem z seksualnością, tylko z ichnią moralnością...
      p.jzns :)...

      Usuń
    2. Anabell:

      Kwestia seksualności i niepłodności to dwie różne sprawy – łączy je tylko badanie spermy, a raczej sposób jej pozyskiwania do badania. W mojej ocenie jednakowo krępujący, tylko nie rozumiem po co dopinać do tego ideologię, co prowadzi to absurdalnych, dodatkowych problemów moralnych. Mimo, że samo badanie ma służyć prokreacji, zalecanej przez Kościół, tenże sam, potępia w czambuł metody pozyskiwania materiału do badań. Być może ten materiał jest w porządku i wtedy badanie byłoby niepotrzebne, ale tu chodzi nie tylko o stwierdzenie faktu, ile o wykluczenie takiej przyczyny niepłodności. Gdzieś wyczytałem, że dwadzieścia pięć procent mężczyzn jest bezpłodnych, więc te badania to nie bagatelka.

      Metoda „na szpilkę” wskazuje na kompletne pomieszanie z poplątaniem. Ale się z Tobą w pełni zgodzę – wiara, a szczególnie katolicka, prowadzi do nieprawdopodobnych absurdów, o czym chciałbym jeszcze napisać, na ile mi wzrok pozwoli.

      Pozdrawiam :).

      Usuń
    3. Piotrze:

      Ja już tę zależność wytłumaczyłem Anabell. Popełniasz drobny błąd. Kościół nie ma nic przeciw seksualności, przecież nie zabrania seksu parze, w której jeden z partnerów jest niepłodny, i kiedy wiadomo, że do zapłodnienia nie dojdzie. Inna sprawwa, że finał męski ma mieć miejsce w, a nie poza. Cały absurd opiera się na przesłance, że para może korzystać z kalendarzyka (rosyjskiej ruletki), czyli ĄWIADOMIE unikać zapłodnienia, ale żaden inny sposób jest niedopuszczalny.

      Usuń
    4. @Asmo...
      okay, ja to rozumiem... nie można zakazać seksu parze /po ślubie, rzecz jasna!/ w której ujawnił się przypadek niepłodności, gdyż w tej ideologii istnieje pojęcie "cud", więc tzw. "grzechem" byłoby bozi przeszkadzać, utrudniać... ale z drugiej strony, cóż to za utrudnienie dla bozi, która może wszystko?... jak się bozia uprze, że kobieta ma począć, to pocznie i żaden chłop nie jest potrzebny, jak w tej bajce o sierotce Marysi... wróć!... coś pokręciłem, ale imię się zgadza...
      ...
      co do finału "w" to kiedyś czytałem wywody pani Królikowskiej... wróć!... pani Terlikowskiej, z których wynikało jasno, że lodzik - tak, pod warunkiem, że z połykiem, żadnych zabiegów kosmetycznych, to już jest be...

      Usuń
  2. Proste rozwiązanie, genialne rozwiązanie, a Tobie się nie podoba, Asmodeuszu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest kwestia podobania się, czy nie. To kwestia kabaretalnej hipokryzji.

      Usuń
  3. O borze!
    Znam parę fajnych, inteligentnych katolików, i zawsze w takim przypadku zastanawiam się, czy oni ze swoim wysokim IQ nie czują zażenowania, gdy trochę do nich przecieka ta rzeczywistość, którą trzeba wykreować, tylko dlatego, że uwierzyło się wcześniej w jedną bajkę mającą zapewnić nieśmiertelność, sensowność i wyzbycie się lęku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W realu mam tylko wierzących znajomych i też stwierdzam, że są wśród nich fajni ludzie. Nie pytany, nie wypowiadam się wśród nich na tematy sensowności ich wiary. Raz tylko miałem bliskie spotkanie ze Świadkami Jehowy, których pytałem o racjonalność ich wiary. Obiecali się zastanowić nad odpowiedzią. I tak się zastanawiają od dwóch lat.
      W mojej ocenie mamy dziś do czynienia z wiernymi, mocno zsekularyzowanymi, co pozwala pewnie wygodnie funkcjonować w świecie bez dogmatów.

      Usuń