środa, 14 listopada 2018

Pijany diabeł, czyli krotochwilna przestroga


  Drodzy katolicy, mam dla Was straszliwe wieści. To znaczy nie tyle ja, co zacny ojciec Kościoła – św. Augustyn. Ja tylko pośredniczę, gdyż pewnie nikt już z wiernych w jego Księgi nie zagląda. Przedtem drobny wtręt. Już niejednokrotnie pisałem jak mgliste mamy pojęcie o niebie, ale okazuje się, że bardzo dobrze wiemy, jak będzie wyglądać piekło. To ma swoje logiczne uzasadnienie. Niebo jest od ziemi bardzo daleko, piekło jest całe zawarte w ziemi, od siebie bym dodał, że cała ziemia jest piekłem, ale to być może zbyt daleko posunięta dygresja.

  Nie bardzo wiadomo skąd św. Augustyn zna owo piekło, ale wie o nim niemal wszystko. Wielu mistyków i mistyczek katolickich też, więc nie ma się nad czym rozwodzić. Owe wizje różnią się wprawdzie w szczegółach, szczególnie zaś w tym, kto będzie najbardziej w nim cierpiał, ateiści czy matki abortowanych dzieci, ale nie warto być aż tak drobiazgowym. Wróćmy więc do sedna, czyli do strasznych wieści. Otóż św. Augustyn odkrył, że w tym piekle Jezus zamyka oczy na wołanie o sprawiedliwość dla pogan, którzy uważają, że trafili tam niesłusznie. Nikt nigdy im przecież nie powiedział o religii chrześcijańskiej. Ale wbrew najnowszej doktrynie Kościoła katolickiego, Jezus jest niewzruszony, bo przecież dał poganom prawo naturalne, przeciw któremu niejednokrotnie zgrzeszyli, co dowodzi, że człowiek z natury jest grzeszny, bo takim stworzył go Bóg. Niemniej Bóg w swej łaskawości, aż tak bardzo nie znęca się nad tymi poganami, dla nich piekło nie jest aż tak bardzo uciążliwe, jak dla chrześcijan, co mnie osobiście zdumiewa, bo przez swoją wieczność, najbardziej łagodne piekło i tak jest nieludzkie. Daremne żale, w końcu Bóg jest wielki...

  Otóż, cierpienia tych pogan to przysłowiowy pikuś, wobec cierpień, jakie czekają wszystkich chrześcijan, wszystkich, którzy grzeszyli, a przecież grzeszyli i grzeszą wszyscy. Nie bardzo wiadomo, jak św. Augustyn ustosunkowuje się do czyśćca, bo się do niego nie odnosi, mówi tylko, że piekło jest stopniowane w zależności od ciężkości naszych grzechów. Wśród grzechów, które skończą się ewidentnie piekłem wymienia takie jak: „Sakramenty święte, z których nie skorzystał; modlitwy, które zaniedbał; Msze święte, które opuścił1. Dlaczego chrześcijanie będą mieli gorzej? Ano dlatego, że Bóg wyposażył wiernych we wszystkie argumenty za przestrzeganiem Bożych przykazań, nakazów i ograniczeń. Jeśli więc, któryś z nich naruszyłeś, zrobiłeś to świadomie, wiedząc jak bardzo narażasz się na gniew Boży. Siłą rzeczy ten gniew musi Cię dopaść, gdyż jak twierdzą kaznodzieje, w tym przejawia się miłość Boża. Oczywiście, najgorzej będą mieli tacy jak ja, który nie grzesząc więcej niż wierni, odrzuciłem wiarę w Boga. Za to czekają mnie najbardziej okrutne z okrutnych męki. I mam w związku z tym mieszane uczucia. Na zdrowy rozum, to ja się przynajmniej w tym piekle nie będę nudził, w odróżnieniu od tych mniej grzesznych. Diabeł będzie wymyślał dla mnie coraz bardziej okrutne tortury, kiedy taki mniej torturowany, będzie musiał całą wieczność znosić np. łaskotanie po piętach. Przecież od tak monotonnej tortury można zbzikować... Ale to tylko dywagacje irracjonalnego ateisty, więc jak tam będzie naprawdę, trzeba się opierać na relacjach takich świętych jak św. Augustyn.

  Pozwolę sobie przytoczyć jęki wiernego, które usłyszał ów święty: „O, jak cierpię! Widzę ogień, dotykam go, czuję, sam jestem ogniem! Z własnej winy jestem potępiony. Wiedziałem dobrze, co trzeba było czynić dla zbawienia i miałem wszystko, co było do tego potrzebne. Wiedziałem, że przez grzech tracę Boga, tracę duszę i niebo, narażam się na ogień wieczny. Cierpię te kary, bo sam tego chciałem. Miłosierny Bóg, tyle razy mi przebaczył, tyle razy udzielił mi Swoich łask, tyle razy przez wyrzuty sumienia chciał mnie nakłonić do porzucenia grzechu. Ale pogardziłem nauką Kościoła i mimo, że otrzymałem tak wiele światła, zuchwale grzeszyłem. Karz mnie sprawiedliwy Boże (...)” Ostatnia prośba świadczy niezbicie o tym, że św. Augustyn akurat usłyszał jęki jakiegoś zboczonego masochisty, ale nie wnikam. Bóg też nie lubi zboczonych, najbardziej zaś homoseksualistów.

  Mnie tu zastanawia ów piekielny ogień. Im bardziej się nad nim zastanawiam, wprawdzie irracjonalnie ale zawsze, mam niejakie wątpliwości. Po pierwsze, przechodzi mi na myśl, że są (będą) dwa piekła. Pierwsze, obecne, dla duszy i drugie, przyszłe, dla ciał, kiedy nastąpi ogólne zmartwychwstanie. W związku z tym, powstaje pytanie, czy w tym obecnym jest potrzebny ten ogień piekielny, skoro niematerialna dusza nie może odczuwać materialnych cierpień, w tym oparzeń w ogniu? Wystarczy prosty eksperyment. Poślijcie swoją myśl w najgorętszy ogień. Można sobie wyobrazić, co by się stało gdyby to było ciało, może przejdą Was ciarki po plecach, ale myśl na pewno nie ulegnie poparzeniu. W drugim przypadku, tzn. piekła dla już materialnych ciał, też jest dziwnie. Ciało spali się na popiół i koniec. Ok, Bóg jest zmyślny i szprytny, i z tej kupki popiołu znów się odrodzę, a diabeł znów wsadzi mnie do pieca i tak w nieskończoność. Straszne. Ale bardziej straszne dla tych diabłów obsługujących ten piec dla niezliczonej rzeszy ciał czekających w kolejce. To tak jakby wypić setkę, odłożyć kieliszek, a on znów pełny. Taki diabeł spije się w trupa i przerwa w odbywaniu kary, aż wytrzeźwieje. W końcu dopadnie go delirium i sam gotów wskoczyć do tego ognia, aby skrócić swoją mękę (a jest powiedziane, że diabły skończą marnie). A wtedy Bóg ześle kolejne zastępy aniołów do obsługi tego wiecznego krematorium. Tak sobie, znów irracjonalnie, myślę, że teraz rozumiem z jakich przyczyn część aniołów się zbuntowała... Ok, ok, może nie o ten ogień i spalenie chodzi. Może to chodzi o mękę niespełnionych pragnień i pożądliwości? W takim razie, po co straszną nas tym ogniem piekielnym?

  Kolejny problem. Czy dusza może czegoś pragnąć poza powrotem do swego ciała? W takim ujęciu nawet te duszyczki w niebie będą cierpieć niewypowiedziane męki, czekając na te zmartwychwstanie ciał. Nie będę teraz zdradzał tego, jak widzą kaznodzieje raj po ponownym połączeniu duszy z ciałem, co ma istotny związek z piekłem. To sobie, i Wam, drodzy Czytelnicy, zostawię na później, wszak jestem przekonany, że uwielbiacie różnego rodzaju fantazy czy science fiction. A zapewniam, że jest bardzo ciekawie...






20 komentarzy:

  1. Asmo, przecież ocena naszego życia ma być dopiero wtedy gdy nastąpi koniec świata, Bóg zstąpi na ziemię, umarli powstaną z grobów i dopiero wtedy będą grzesznicy wysyłani do piekła a wierni i wspaniali do nieba. Natomiast nikt nic konkretnego nie powiedział co się dzieje z duszami zmarłych od chwili zgonu do chwili Sądu Ostatecznego. I tu jest miejsce na reinkarnację. Będą tak te duszyczki krążyć i krążyć aż się doczekają tego Sądu i w międzyczasie się w kolejnych wcieleniach doskonalić.
    Wszyscy jasnowidze i mistycy mają nadwyobrażnię - niejaki polski jasnowidz Jackowski przepowiadał w październiku b.r,, że w tym roku 1 listopada będzie na cmentarzach śnieg po kolana i mróz. Może myślał o Alasce? A może Polska i Alaska to jedno i to samo? I jedna nazwa i druga kończy się na "-ska".
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, nie ma tak dobrze. Chrześcijaństwo nie przewiduje żadnej reinkarnacji, a los duszek przed Sądem Ostatecznym, choć jest nie do końca jasny, jest jednak przesądzony. Pewne jest, że święci są już w niebie i chwalą Pana przed Jego obliczem. Pewne jest (wg, Świadków Jehowy), że w niebie 144 tys. najlepszych wiernych pilnuje świata przed grzesznikami. Piekło też już jest pełne duszyczek, bo każdy wielki grzesznik a priory jest tam wysyłany. Cała reszta cierpi męki w czyśćcu. Sąd ostateczny spowoduje zmartwychwstanie ciał i nastąpi Apokalipsa. Błędem jest sądzić, że każdy człowiek z osobna będzie sądzony, Bóg już od dawna wie, kto jest winien, a kto zasługuje na wieczne zbawienie. To będzie raczej przypominać rampę w pewnym obozie zagłady...

      Jackowski to osobny temat. Taki z niego jasnowidz, jak ze mnie gorliwy katolik. On ma taki problem, że chce być zbyt drobiazgowy. Gdyby zastosował metodę Nostradamusa i Biblii, czyli każda interpretacja jest dobra, odnosiłby zdecydowanie więcej sukcesów.

      Usuń
    2. Poczytaj jeszcze ciut historii chrześcijaństwa. Na początku reinkarnacja była jak najbardziej uznawana, ale pośrednikom między Bogiem a ludźmi się nie podobała. Zresztą wg niektórych źródeł Chrystus uważał się za "czyjeś tam" wcielenie.
      Reinkarnacja nie podobała się głównie dlatego, że wg pośredników eliminowała ich osąd co do tego w które to miejsce ma trafić zmarły i nie bardzo było czym maluczkich i głupich straszyć.

      Usuń
    3. To, że wierni próbowali uciec w reinkarnację nie jest dla mnie novum. Ale już chyba św. Paweł potępiał ją w swoich listach do którychś z tworzących się Kościołów (nie chce mi się szukać). Sam pomysł jest jakby chęcią ucieczki przed śmiercią (nawiasem mówiąc idea Zbawienia też). Nawet ja byłbym ją, reinkarnację w stanie uznać, bo skutkuje nirwaną – stanem nieistnienia, ale za dużo w tym science fiction. Lubię ten gatunek literacki, ale tylko jako gatunek literacki. ;)

      Usuń
    4. @Anabell...
      przecież bramini /też pośrednicy/ również straszyli swoich maluczkich i głupich, że jak będą niegrzeczni, to odrodzą się jako jakieś paskudne żyjątko... ale być może chrześcijańskim braminom ta sankcja wydawała się być niezbyt straszna?...

      at Asmo...
      nirwana to nie jest stan nieistnienia, tylko stan, gdy delikwenta kompletnie już nic nie obchodzi, niczym się nie musi przejmować, w pewnym sensie jest to "nieistnienie", ale tylko w pewnym sensie...

      p.jzns :)...

      Usuń
  2. Ja tam jestem zdania, że ateiści - szczególnie onaniści - będą mieć najgorzej. Potem "aborcjoniści", "żydokomuna", masoneria i "ubecja" (ach, jakież piękne polsko-katolickie słownictwo, doceń!).

    * * *

    Piekło sprzedaje się lepiej niż niebo, stąd wizji tego czarownego miejsca skolko ugodno, a co jedna, to lepsza. Gorąco polecam Ci lekturę pewnej wyjątkowo zidiociałej "wizjonerki", o której pisałam już dawno, dawno (w poście "https://fraube2.blogspot.com/2012/10/89-spermopiekowstapienie-i.html). Jest na co rzucić okiem!
    Niebo, w którym "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało", co ma być, jest mdłe i niedopowiedziane. Do tego kojarzy się z "obcowaniem" (ale nie płciowym) ze świętymi i niebytem zwanym bogiem, skąd już tylko krok do kolejnych nudziarstw w stylu nieustającego klepania różańców, nowenn, litanii i zawodzenia "Serdeczna matko". Przyznasz, że brzmi skrajnie niezachęcająco, zatem chwyt marketingowy polega na zachęcaniu do pobożności przez zniechęcanie do piekła.
    A przecież wystarczy pożyć trochę na tym padole, żeby wiedzieć (a nierzadko doświadczyć), że gorzej niż tutaj nigdzie być nie może.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. W pierwszej chwili pomyślałem, że masz na myśli „Dzienniczek” siostry Faustyny. Ale przeczytałem Twoją notkę i jeszcze mnie teraz trzepie :D Sprawdziłem net. Nawet całość (po polsku) znalazłem. Poczytam później, jak będę miał problemy emocjonalne, to znaczy, jak braknie mi alkoholu ;) Są nawet filmiki na YouTube.,,
      Myślę, że te Faustyny, Glorie i im podobne, biorą się z zazdrości i przekonania, że one są w stanie opisać te trzy miejsca przebywania naszych dusz po śmierci, doskonalej i barwniej niż uczeni w piśmie teologowie pokroju św. Augustyna.

      Tu się z Tobą zgodzę, piekło sprzedaje się lepiej, jest barwniejsze i cieplejsze w klimacie... :D

      Usuń
    2. No i towarzystwo w piekle - cymesik! Rozrywek nie braknie do końca nieskończoności.

      Usuń

    3. Też jestem przekonany, że spotkam tam swoich najlepszych przyjaciół i znajomych obojga płci. Kochanki też :D Zostaw mi namiary jak Ciebie znaleźć? Ja będę miał na ramieniu moją czarną Jimi-Jimi.

      Usuń
    4. Mnie obsiądzie cała czwórka: Dwie persice, jeden dachowiec i jedna brytolka :)

      Usuń
    5. Nie do końca potrafię to sobie wyobrazić, ale w piekle podobno wszystko możliwe ;) Jeden kot na lewym ramieniu, drugi na prawym, trzeci na głowie, a gdzie czawrty? ;)

      Usuń
    6. O matko! A czymże ta biedna Jimi-Jimi tak nagrzeszyła, żeby aż do piekła iść? :)

      Usuń
    7. Ona mnie kocha i za Boga nie opuści ;) Ja ją też ...

      Usuń
    8. E tam znowu! Przecież za prawdziwą miłość do piekła się nie idzie. Za grzechy się idzie, za grzechy i to ciężkie! :)

      Usuń
    9. No właśnie! Na przykład za miłość do zwierząt. Wiadomo, że kochać należy wyłącznie bliźniego swego, to jest Polaka-katolika i życie poczęte, cokolwiek to ostatnie oznacza.

      Usuń
    10. Ależ nie o miłość Asmodeusza do Jimi-Jimi tu chodzi, ale odwrotnie. I nadal nie bardzo wiem za co owa kochająca kocina miałaby na męki wieczne do piekła iść. ;)

      Usuń
    11. Jeszcze czas Asmodeuszu żeby jakiś inny znak rozpoznawczy dla Frau Be przygotować, bo ten z Jimi-Jimi na ramieniu wydaje mi się mocno niepewny. :)
      Ja na Twoim miejscu bardziej bym się zastanowiła nad jakimś znamieniem albo cechą charakterystyczną jakiejś widocznej naocznie części ciała, zwłaszcza, że nie można przecież wykluczyć takiej możliwości, że "tam" na golasa będzie się chodzić. ;)

      Usuń
    12. Mario:

      Jest takie powiedzonko: „Cygan dla towarzystwa dał się powiesić”, dlaczego więc Jimi-Jimi miałby z mną nie udać się do piekła? Ona jest bardzo towarzyska, choć tylko dla mnie. I gdzież ja bym ją zostawił na pastwę poniewierki u obcych czy w schronisku dla zwierząt? To byłoby gorsze niez samo piekło.

      Mówisz, że w piekle na golasa? No to tam musi być napradę pięknie... :D

      Usuń
    13. Myślę, że dla kotów piekło to nie jest kara, ale nagroda. Po pierwsze, lubią się smażyć, po drugie - posiadać swoich państwa.

      Usuń