Dasz
się postraszyć mój Czytelniku? To wypróbowana metoda na dobry dzień. Nawet
jeśli się nic szczególnego nie wydarzy i tak będziesz szczęśliwy, że nie
stało się to najgorsze. W pewnych kręgach straszą, na ten przykład, piekłem ze
strasznymi mękami. Ty spełniasz jeden drobny warunek – uwierzysz – i już jest ok, to piekło ci nie grozi.
Najwyżej czyściec, ale to przysłowiowy mały pikuś, bo czyściec kiedyś się
kończy, piekło nigdy. Przy okazji możesz grzeszyć, bo Kościół to ludzie wierni
ale grzeszni, dla których nie liczą się uczynki, liczy się tylko wiara1.
Mnie
dziś postraszono, choć nie dosłownie tak jak tym piekłem. Postraszono mnie
szpitalem, choć tylko hipotetycznie, bo na razie się nie wybieram. Kazano mi
sobie wyobrazić sterylną salę, z krystalicznie czystymi ścianami, lekko chłodną,
w której zażywam nie tyle spokoju, ile cierpienia jako stary człowiek.
Podchodzi do mnie medyk w białym kitlu z życzliwym uśmiechem na twarzy i z
niewielką strzykawką w dłoni. W drugiej ma kartkę, którą mam tylko podpisać, a
w zamian zapewnią mi ulgę w tym cierpieniu raz na zawsze. Ten dokument, to
zgoda na rzekomo dobrowolną eutanazję. Tak ma podobno wyglądać niedaleka
przyszłość w polskich szpitalach i to wcale nie z powodu coraz dłuższych kolejek.
Tak się będzie działo, gdy liberalizm dojdzie do władzy... Bo liberalizm to
kultura śmierci, tak przynajmniej zapewniają nasi chrześcijańscy współbracia. Dla
liberalizmu przez laicyzm ważne jest zabijanie nazwane wspaniałomyślnością,
uznawanie naturalnej śmierci jako pozbawienie godności, zaś współczucie jest
tylko ciężarem i marnowaniem zasobów emocjonalnych i finansowych. Pewnie stąd
taka popularność bioetyki, prawdziwego diabelstwa, jakie mógł wymyślić tylko szatan.
Od
jakiegoś czasu postępuje diabelska laicyzacja, od niedawna jest diabelskie
gender, rodem z piekła aborcja, i jakby tego było mało, na scenę wchodzi
diabelska bioetyka. Można by rzec: tak powstają „szatańskie wersety”, tym razem
skierowane przeciw chrześcijaństwu. Wróćmy do tej bioetyki, którą próbuje się
też zakwalifikować do ideologii, gdyż wszem i wobec wiadomo, że każda ideologia,
jeśli nie skierowana na Boga jedynego, jest diabelstwem. Otóż „(...) program bioetyczny okazuje się koniec
końców zdumiewająco radyklany: pogrzebać wartości i obyczaje naszej kultury i
wypracować nowy konsensus etyczny na swój (bioetyki) samodzielnie stworzony
obraz i podobieństwo. Mamy słowo na określenie tak szeroko zakrojonego
programu. To właśnie ideologia. (...) Oznacza to, że lekarze właśnie od
bioetyków czerpią „wiedzę” o moralnym wymiarze uprawianej przez nich sztuki
Asklepiosa. To zaś może mieć dla pacjentów śmiertelne konsekwencje. Dosłownie”2. Od niejakiego Wesleya Smith’a dowiadujemy się konkretnie
jaka jest definicja bioetyki: „Bioetyka
natomiast koncentruje się na związku pomiędzy medycyną i zdrowiem i
społeczeństwem. Ten ostatni element pozwala bioetykom snuć projekty
wykraczające daleko poza dobro jednostki i przypisywać sobie moralne
kompetencje, które zdumiewają ambicją i pychą”3, po której jest
się czego naprawdę bać, wszak to pod pewnymi względami wręcz przypomina marksizm.
Przecież nie ma innego dobra, innej, lepszej moralności, innej kompetencji, niż ta
chrześcijańska.
W
porównaniu z opisem szpitala w drugim akapicie, jakże lepiej wypada hospicjum
inspirowane chrześcijańskimi wartościami. To lekki sarkazm, choć nie mam nic
przeciw, ba!, jestem za, gdyż umieranie nie jest łatwe, a umieranie w
samotności jeszcze trudniejsze. Mimo to mam z tymi chrześcijańskimi wartościami
problem. W pewnym dokumencie4, poświęconym Cicely Saunders,
twórczyni hospicjów, znalazłem trzy fragmenty, które budzą mój najwyższy niepokój.
Dodam, że to mój osobisty niepokój. Oto one:
- Naszym najlepszym środkiem uspokajającym, zwłaszcza u ludzi w podeszłym wieku, jest alkohol. Większość z nas czuje się lepiej po małym drinku: dlaczego nie miałoby to dotyczyć pacjentów? Wolno nam z urzędu podawać alkohol, pozwolono nam też stosować dżin jako składnik naszego ulubionego koktajlu przeciwbólowego;
- Naszym najlepszym środkiem uspokajającym, zwłaszcza u ludzi w podeszłym wieku, jest alkohol. Większość z nas czuje się lepiej po małym drinku: dlaczego nie miałoby to dotyczyć pacjentów? Wolno nam z urzędu podawać alkohol, pozwolono nam też stosować dżin jako składnik naszego ulubionego koktajlu przeciwbólowego;
- W przypadku cierpienia związanego z rozstaniem, poczuciem słabości, rozpaczą przegranego życia [dlaczego przegranego? - dopisek mój], świadomością bliskości śmierci nie można twierdzić, że zna się odpowiedź. (...) Jestem jednak
przekonana, że cierpiący – co niekoniecznie mu powiem, nie jest sam, ponieważ
odpowiedzią na cierpienie jest tak naprawdę obecność Boga w obrębie cierpienia;
- Moje obiekcje wobec jakiejkolwiek zalegalizowanej formy „wspomaganego samobójstwa” czy eutanazji wynikają stąd, że zapis prawny umożliwiający takie zabiegi podważa prawo słabych do opieki [ciekawe w którym miejscu? – dopisek mój]. (...) posługuję się argumentacją ściśle socjologiczną, osobiście uważam, że człowiek nie ma prawa odbierać sobie życia, bo jest ono w rękach Boga.
- Moje obiekcje wobec jakiejkolwiek zalegalizowanej formy „wspomaganego samobójstwa” czy eutanazji wynikają stąd, że zapis prawny umożliwiający takie zabiegi podważa prawo słabych do opieki [ciekawe w którym miejscu? – dopisek mój]. (...) posługuję się argumentacją ściśle socjologiczną, osobiście uważam, że człowiek nie ma prawa odbierać sobie życia, bo jest ono w rękach Boga.
Odpowiem
krótko. Nawet w obliczu śmierci nie mam ochoty popaść w alkoholizm, a obecność
Boga w cierpieniu na trzeźwo jest bardziej iluzoryczna niż to się może
niektórym wydawać. Gdybym bowiem uznał, że Bóg uczestniczy w tym cierpieniu,
musiałbym go przed śmiercią znienawidzić. A co, gdy nie przyjmuję Jego
istnienia za możliwe? Mam w Niego uwierzyć, aby było mi rzekomo lżej znosić to bezsensowne
cierpienie? Trzeci fragment jest w oryginale obszerniejszy, wyłuszczyłem z
niego tylko to, co uważam za znaczące. Wynika z niego jednoznacznie, i znów
ucieknę się do sarkazmu, że moja śmierć nie będzie moją „własnością”, stanie się
sadystycznym przedstawieniem dla wierzących gapiów, bez względu na to, czy tego
chcę, czy nie.
Dlatego
też uważam, że każdy ma prawo umierać tak jak zechce. To nie bioetyka będzie
skazywała umierających na śmierć, to wiara chrześcijańska skazuje nas, w
obliczu nieuniknionej śmierci, na bezsensowne cierpienie. Przynajmniej tych,
którzy nie mają na to ochoty. Do strachu przed cierpieniem śmierci, dochodzi
strach przed chrześcijańską etyką śmierci. Nie wiem jak kto, ja się
przestraszyłem.
Przypisy:
1 - Terlikowski uznaje, że pelagianizm (dobroludzizm) to herezja: http://www.fronda.pl/a/tomasz-terlikowski-czas-zerwac-z-herezjami,127376.html
2 - https://www.pch24.pl/kultura-smierci---wstrzasajaca-ksiazka-o-tym-co-nas-czeka-na-starosc,68409,i.html
3 - ibidem
4 - https://www.hospicjum.waw.pl/pliki/Artykul/1142_cicelysaunders.pdf
1 - Terlikowski uznaje, że pelagianizm (dobroludzizm) to herezja: http://www.fronda.pl/a/tomasz-terlikowski-czas-zerwac-z-herezjami,127376.html
2 - https://www.pch24.pl/kultura-smierci---wstrzasajaca-ksiazka-o-tym-co-nas-czeka-na-starosc,68409,i.html
3 - ibidem
4 - https://www.hospicjum.waw.pl/pliki/Artykul/1142_cicelysaunders.pdf