niedziela, 2 czerwca 2019

Człowiek ostatniej nadziei


  Natchnął mnie dr Woland, swoim komentarzem o pielgrzymkach. Jak to zwykle u mnie bywa, dziwnym zbiegiem okoliczności i całkiem przypadkiem, natknąłem się na artykuł... Tym razem nie na żadnym katolickim, oświeconym portalu. Wręcz przeciwnie, na łamach diabelskiej „Wyborczej”, która zawsze kłamie. Na szczęście po nitce do kłębka, dotarłem do strony, która potwierdza, że tym razem „Wyborcza” nie okłamała. Ale po kolei...

  Woland stwierdził, że te pielgrzymki do miejsc jakże świętych po uzdrowienie, to tak naprawdę samobójstwo, z czym się w pełni zgadzam, nie pasuje mi natomiast przyrównanie ich do świadomej eutanazji. Wprawdzie pielgrzymom chodzi o pozbycie się cierpienia, co samo w sobie jest jakby bluźnierstwem, gdyż jak twierdzą kaznodzieje, przez to cierpienie Bóg nas uszlachetnia (jakże tak więc tę szlachetność odrzucać?), niemniej pielgrzymom chodzi o uzdrowienie, a nie o śmierć. Podobno jeden na dwa miliony pielgrzymów czasami ogłosi, że pielgrzymka go uzdrowiła, tylko ja jeszcze nie słyszałem nic o dalszych losach cudownie uzdrowionych tym sposobem. Natomiast jestem w stu procentach pewny, że każdy i tak umrze..., nawet gdyby dwa, trzy razy do roku tę pielgrzymkę uskuteczniał. Po co się zresztą tłuc taki kawał drogi na drugi kraniec Europy? I męczące to, i kosztowne, a biorąc statystykę cudownych uzdrowień, wielce ryzykowne.

  Właśnie „Wyborcza” podsuwa nam zdecydowanie bliższe miejsce i skuteczniejsze rozwiązanie. Niejaki prof. dr. hab. Andrzej Szyszka-Bohusz to potwierdza, ks. Antoni Stycha też. Czytam tego profesora: „O skuteczności metody uzdrawiania Ryszarda Bąka świadczą zarówno lekarze jak i sami uzdrowieni ludzie: Ryszard Bąk czterokrotnie, w latach 1994, 1995, 1996 oraz 1997 uzyskał zdecydowane zwycięstwo w plebiscycie na najlepszego uzdrowiciela, organizowanym przez ogólnopolski miesięcznik „Uzdrawiacz”, a stanowiącym podsumowanie opinii tysięcy ludzi uzdrowionych1. Właśnie, tysiące uzdrowionych, więc takie Lourdes i Medjugorie razem wzięte, temu Ryszardowi Bąkowi nawet do pięt nie sięgają. Tym bardziej, że Ryszard Bąk wzmocnił siłę leczenia synem, który ma takie same zdolności cudownego uzdrawiania jak ojciec. A co dwóch, to niejeden. Ks. Antoni Stycha w wideoklipie mówi: „Miej oczy otwarte i patrzaj. Miej umysł trzeźwy i chciej go wykorzystać. Ale nas prowadzi Chrystus. I dlatego na tej drodze, na mojej drodze stanął mój przyjaciel Andrzej Bąk. Potrzebuję go dla swojego zdrowia2. Czy należy przez to rozumieć, że przez ręce Ryszarda i jego syna działa Chrystus? Tu przypomnę dla ścisłości - Kościół potępia bioenergoterapię.

  Wyborcza” opisuje jak to wygląda w praktyce i ja zacytuję dwa fragmenty:
Podsłuchany dialog:
„- Mireczku, ty w to wierzysz? Wiesz, ja tam nie wiem, że taka wata leczy? [opakowanie waty, w którą dmuchnął R. Bąk za jedyne „co łaska” – dopisek mój]
- Barbarko, po owocach ich poznacie.
- A ty jakie owoce masz?
- Jak będziesz wątpić, to nie będzie na pewno żadnych. Zobacz ilu tu ludzi.
- Ludzi pełno, bo bierze co łaska. Inni mają cenniki to i ludzi na to nie stać”.
Opis zabiegu:
„- Pierwszy raz u nas? To, kochana, widzę, że ty to masz problem z nerwami i macicą - mężczyzna kładzie mi dłoń na podbrzusze i masuje. Jego syn kładzie mi ręce na czoło i plecy. Chcę powiedzieć, że wcale nie mam problemu z macicą, ale nie mogę dojść do słowa...”3
Na stronie internetowej tych bioenergoterapeutów jest informacja o zakresie usług:
Regeneruję wątrobę i trzustkę, pobudzam krążenie krwi, płyn mózgowo-rdzeniowy i sympatyczny układ nerwowy. Łagodzę kłopoty z nerwami zmysłowymi: słuchu, smaku, powonienia, wzroku i dotyku. Zwiększam przemianę materii i procesy oczyszczania z toksyn w organizmie. Rozpuszczam zatory, rozszerzam naczynia krwionośne i pobudzam wytwarzanie krwi”. Jeden człowiek, sorry, już dwóch, i tyle specjalności! Ludzie!!! Gdyby nam przyszło czekać w kolejkach do takiej ilości specjalistów, bez wątpienia człowiek by oszalał. A tu proszę, w jednodobową kolejkę, której ktoś pilnuje społecznie, wszystko od ręki, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, za niewygórowaną opłatą „co łaska” – wszystko za jednym razem. A dla rekonwalescencji warto nabyć też tę watę..., i drobne kawałeczki wtykać do nosa, aby wchłaniać chuch cudotwórcy.

  Ja tylko żałuję, że nie leczy mojej dolegliwości, pewnie bym się wybrał. Nie, nie po to, aby mnie uzdrowił, chętnie bym sobie zobaczył jak wygląda cudotwórca z bliska. Do tej pory nawet z daleka nie widziałem, a tu proszę, facet w ilości uzdrowień lepszy od Jezusa. W tę watę też bym się zaopatrzył, ale nie po to, aby wtykać ją do nosa. Normalnie marnotrawstwo. Wodę bym przez nią przepuścił, może by się ta woda w wino weselne zamieniła...







67 komentarzy:

  1. To nie szkodzi, że cierpisz na to, co cierpisz, a Bąk nie leczy. Podać możesz inne objawy, a potem napisać naprawdę dobry tekst :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Się zastanowię, w końcu teraz nie mam tak daleko. Tylko nie wiem, czy jestem dobry w reportażu, bo to jakby nie moja forma pisaniny ;)

      Usuń
  2. Nie znam się, więc się nie wypowiem, ale mam niejasne przeczucie, że w leczeniu ważna jest też wiara w skuteczność terapii - czego przykładem skuteczność placebo. Na TVNie był program o szeptuchach, na trzy odwiedzone przez reportera żadna nie wzięła pieniędzy - więc nie każdy to hochsztapler żerujący na ludzkiej naiwności - ci ludzie często wierzą w swoje zdolności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Placebo nie ma żadnej skuteczności, ja już kiedyś i to opisałem w oparciu o eksperyment z modlitwą za chorych. Szeptuchy tym bardziej nie są uzdrowicielkami, nawet jeśli „leczą” za darmo. Wiesz, wiara w swoje „zdolności” cudów nie czyni, raczej powoduje śmierć – śmierć innych.

      Usuń
    2. Siła sugestii,olbrzymia chęć wyjścia z choroby mogą wpłynąć na poprawę stanu zdrowia.Z tym niestety,że chyba krótkotrwałą.

      O ludziach w stylu pana Bąka raczej nie mam dobrego zdania.Co innego szeptuchy. Dotyczy to tylko tych co nie zmieniają się w celebrytki.

      Usuń
    3. Greto:

      Siła sugestii? Czyjej? Olbrzymia chęć wyjścia z choroby już bardziej mnie przekonuje, o ile jest wzmacniana prawdziwą medycyną.

      Na szeptuchy też mnie nie weźmiesz, nawet jeśli nie celebrytki ;)

      Usuń
    4. Sławny niegdyś Kaszpirowski miał taki wpływ na ludzi,że co niektórzy wierzyli w poprawę zdrowia.
      Do szeptuch mam lekki sentyment.Ale niestety teraz już prawdopodobnie zostały tylko jakieś pojedyncze,ukryte osoby.

      Usuń
    5. Greta ma rację - możliwości ludzkiego umysłu są w tym względzie nieodgadnione.

      Usuń
    6. Wychodzi facet z gmachu, gdzie Kaszpirowski uzdrawiał i krzyczy:
      - Ludzie, Ludzie! Teraz już będę chodził!
      - Kaszpirowski pana wyleczył?
      - Nie, auto mi z parkingu podp…li !

      Usuń
    7. Pewnie, że nieodgadnione. Jeszcze nikt w temacie bioterapeutki niczego nie odgadł…

      Usuń
    8. Prawie każdy w typie Kaszpirowskiego i wymienionego przez Ciebie pana Bąka to oszust o cechach manipulatora.
      Ja odnoszę się do ludzi chorych,cierpiących,którzy poprzez sugestie i wiarę doznają poprawy swojego stanu.Jest to na moment,na chwilę,ale tak się zdarza.Byłam tego osobiście świadkiem

      Usuń
    9. Nie wiem czy na chwilę. Zdarzają się ludzie, którzy po prostu zdrowieją, choć teoretycznie nie mają prawa.

      Usuń
    10. placebo działa... aczkolwiek nie zawsze, nie na każdą chorobę i nie na każdego... wyjaśnienie tego zjawiska jest prostsze, niż puszczenie bąka...
      no, ale są uparciuchy, którzy nie wierzą nawet w istnienie elektronów, które są istotą placebo, więc istoty owego bąka nie pojmą... więc po cholerę się napinać?... jak uparciuch się uprze, że bąki nie istnieją, to można sobie pierdzieć do krwi z dupy ostatniej, nawet jeśli jakaś kupa z tego wyniknie...
      bo jak jest kupa, to i tak jej nie ma... spędziwszy nieco czasu w pokracznej pozycji i wyjarawszy nieco zioła nabrałem zrozumienia dla takich uparciuchów, ale empatii ni wała... chyba mi się nie chce tej empatii, ale to już jest zupełnie osobna sprawa, temat do obgadania pomiędzy mną i moimi elektronami, których zresztą nie ma... tak?...
      p.jzns :)...

      Usuń
    11. Piotrze:

      To zdanie: „placebo działa... aczkolwiek nie zawsze, nie na każdą chorobę i nie na każdego” to ja sobie zapiszę do annałów złotych myśli, które zbieram ;) obok wańkowiczowskiego „cukier krzepi – nie zawsze, nie każdego, a czasami wywołuje cukrzycę”.

      Moja żona miała chorą na raka matkę, której podawała już tylko morfinę. Ponieważ chora chciała jej coraz więcej i więcej, lekarz zalecił sól fizjologiczną (jako placebo) między jednym zastrzykiem morfiny a drugim. Chora dawała się oszukiwać przez dwa dni, ale nie to jest istotne. Owo placebo mało, że nie leczy choroby, to nawet nie uśmierza bólu.

      Usuń
    12. No Asmo, chyba sobie trochę przechlapałeś u Piotra. :D

      Właśnie tak, nawet niektórzy tacy bioenergoterapuci (uzdrawiacze?) otwarcie mówią, że oni nie leczą, tylko wyzwalają w chorym jego naturalne mechanizmy, by leczył się sam - czyli ich działalność jest takim "placebo", którego skuteczność jest wypadkową różnych czynników, choć ich wystąpienie może być ruletką.

      Usuń
    13. Już nie chciałem się pastwić nad „elektronami, które mają być istotą placebo”, które Piotr nazywa bąkami :D Wiesz, jak ja puszczę bąka, poczuję ulgę, ale ten, kto stałby obok... Wcale mu nie zazdroszczę.

      Jeśli by istniała jakaś moc, to bądźmy precyzyjni, nie nazywałaby się placebo. Placebo z definicji nie robi nic, oszukuje podświadomość, ale w tylko w ten sposób, że ma cię uspokoić, bo spokój czasami sprzyja leczeniu. Ale leczeniu w dosłownym tego słowa znaczeniu, zaś czary-mary, hokus-pokus nie jest leczeniem – jest w stu procentach oszustwem.

      Usuń
    14. A może po prostu czegoś nie rozumiesz. To się zdarza, wiesz? :)

      Usuń
    15. Piszesz: „otwarcie mówią, że oni nie leczą, tylko wyzwalają w chorym jego naturalne mechanizmy, by leczył się sam”. To w gruncie rzeczy oszukańcze tłumaczenie własnej indolencji energoterapeutów. Owo „wyzwolenie naturalnych mechanizmów” zawsze dokonuje się przez dotyk, czyli wierzą, że mają w sobie jakąś tajemniczą moc, a skoro mają i przekazują – to jest to forma terapii (leczenia). Jeśli masażysta masując jakiś mięsień spowoduje ulgę, zanik skurczu, to też jest terapia, ale w pełni udowodniona. Jeśli „uzdrawiacz” przez dotyk przekazuje Ci jakąś bliżej niesprecyzowaną moc – to jest to oszustwo bazując na niemożliwości udowodnienia istnienia takiej mocy.

      Ludzkość, chyba od zarania swego istnienia, marzyła o takiej cudownej mocy, która wyzwoli ją z cierpienia. Miały ją uwolnić różne rytuały, magia, formułki a nawet ćwiczenia. I tych marzeń nie pozbyła się do dziś, stąd takie rzesze chętnych poddania się magicznym zabiegom energoterapeutów lub innej maści pseudo-uzdrowicieli. Dopóki jest popyt, ich nie zabraknie, choć zdecydowanie bardziej szkodzą niż pomagają.

      Usuń
    16. Czyli nie rozumiesz, a się mądrzysz. :)

      Efekt placebo, jest efektem opartym na działaniu psychologicznym. Uzdrawiacz chcąc uruchomić go w człowieku musi sprawić, że ten uwierzy w jego lecznicze właściwości - nie czyni tego po to, żeby, co? - bla bla bla tłumaczyć własną indolencję. :) Ba, jak już wspomniałem często sam wierzy, że jest zdolny leczyć (uzdrawiać, czy co tam jeszcze) innych.

      Inną sprawą może być skuteczność takiej terapii (iluzoryczna, tymczasowa, czy też stała). Nie mniej jednak badania oparte na efekcie placebo prowadzą firmy farmaceutyczne, a terapię stosują lekarze - ludzie deczko mądrzejsi od Ciebie, o ile Twoje ego jest w stanie przełknąć, że tacy istnieją. :D
      Zresztą nie śmiałbym się w tym miejscu z naszego Piotra, myślę, że ma o wiele większe kompetencję do oceny zjawiska niż Ty, naprawdę. I raczej na Twoim miejscu poprosił Go o wyjaśnienie co mają z tym wspólnego elektrony.

      Usuń
    17. Skoro jestem taki niedouczony, Ciebie poproszę o wyjaśnienie. Czy owi „uzdrawiacze” mówią o placebo, czy o jakieś mocy uzdrawiania? Przeczytaj jeszcze raz zakres usług pana Bąka oraz opinię prof. Szyszka-Bohusz. Tam jest wyraźnie mowa o leczeniu, a nie o efekcie placebo. To Wy nagle próbujecie tłumaczyć „uzdrawiaczy” efektem placebo. Zajrzyj do Wiki, tam Ci wytłumaczą czym jest placebo. Placebo niczego nie uruchamia, na pewno zaś nie uruchamia procesów leczniczych, placebo oddziałuje na psychikę w sensie uspokojenia, w dodatku na zasadzie oszustwa, bo pacjentowi wmawia się, że podano mu prawdziwy lek. Na tym też opiera się idea placebo w badaniach farmaceutycznych.
      I teraz ja zapytam: który z nas nie rozumie istoty placebo, nawet jeśli ja uznam (zawsze uznawałem i nie mam z tym najmniejszych problemów), że lekarze są mądrzejsi ode mnie?

      Nie mam zamiaru odbierać żadnych kompetencji Piotrowi, nawet go podziwiam, że miał chęć zajmować się takimi sprawami. Mam tylko wrażenie, że on czasami zapomina, że nie jestem jego podopiecznym.

      Usuń
    18. Zabawny jesteś. Więc Twoim zdaniem, jeżeli działanie takiego terapeuty opiera się na efekcie placebo (tak jak mi się zdaje, bo do końca nie wiem), powinien o tym chorego ponformować? :D

      Usuń
    19. Tym razem ja napiszę, że niczego nie rozumiesz. „Uzdrawiacze” to oszuści, a nie placebo. Nawet jeśli nieświadomi swego oszustwa (choć w taką opcję nie wierzę). Który oszust przyzna się do tego, że oszukuje? Ja nigdzie nie napisałem, że bioenergoterapeuta stosuje placebo - to Ty tak stwierdziłeś.

      Usuń
    20. Bo kużwa odrobinę czytałem na ten temat i nauki medyczne przypisują ewentualne (powtarzam - ewentualne) działanie bioenergoterapii sile sugestii, czyli jest to ten sam mechanizm co placebo - dlatego użyłem tego porównania - Piotr mówił być może o czymś jeszcze innym, czyli oddziaływaniu na pole energetyczne człowieka, zresztą nie jestem pewien, bo nie doprecyzował.
      Widzę jednak, że wszelka dyskusja przerasta Twoje możliwości w chwili, gdy nie posuwa się przyjętą przez Ciebie linią rozumowania - w tym wypadku ograniczoną do tępego powtarzania "oszustwo" "oszustwo" i uważania wszystkich wokół za półgłówków. Pozostaje Ci prowadzić monologi, zrozumiesz się nawet bez słów.

      Usuń
    21. Po co się tak denerwujesz? Stres wpływa bardziej na nasze zdrowie niż cudotwórcze możliwości bioenergoterapeutów :D

      Przecież w swoim komentarzu sam zaprzeczasz sobie, i dziwię się, że tego nie dostrzegasz. Piszesz o sile sugestii (która ma zapoczątkować proces samoleczenie(?)) i porównujesz to do placebo, które nic nie robi, poza tym, że oszukuje pacjenta. Jeśli chcesz mnie przekonać, a mnie zawsze można przekonać, wskaż mi choć jeden artykuł w miarę wiarygodnego medyka, który potwierdzi Twoją tezę, że placebo przez swoją sugestię, jest w stanie (albo ewentualnie) cokolwiek wyleczyć, może być nawet katar.

      Usuń
    22. Poszukaj sobie - jest w necie multum artykułów kiedy i dlaczego LEKARZE podają placebo. Są artykuły też na stronach medycznych - jesteś na tyle inteligentny by sobie to znaleźć sam - natomiast nie wiem jaki medyk jest dla Ciebie wiarygodny, ale jest taka książka:

      "Doktor Ty. O wewnętrznej sile organizmu i zdolności do samouzdrawiania."
      dr. Jeremy Howick
      https://en.wikipedia.org/wiki/Jeremy_Howick

      Dr Jeremy Howick - naukowiec z Uniwersytetu Oksfordzkiego, który specjalizuje się w filozofii nauki i epidemiologii klinicznej. W swoich badaniach skupił się na efekcie placebo – zarówno w wersji farmakologicznej, jak i chirurgicznej. Udowodnił, że stosowanie go może być tak samo skuteczne jak „prawdziwe” leki, a nawet zabiegi. Prowadzi również programy w sieci BBC, również o placebo.

      Jak sobie poczytasz, to może Ci się rozjaśni w głowie co to jest placebo, jak działa i co ma wspólnego z bioenergoterapią.

      Usuń
    23. Radku, ja się chyba na Ciebie obrażę, jeśli będziesz mi polecał takie „autorytety” jak Jeremy Howick. ;)

      Znalazłem cytowany przez Ciebie fragment. I bez kozery napiszę, ten Howick jest lepszy niż Ty z Piotrem razem wzięci. Tak się zastanawiam, po cholerę nam ta farmaceutyka, skoro wszystkie leki zastąpić może placebo (wystarczą tylko ładne i różnorodne opakowania)? Bo to nie placebo oszukuje a farmacja.
      Cokolwiek chcę znaleźć na jego temat wszystko zaczyna się od sakramentalnego zdania: „Statystyczny Polak zjada cztery tabletki dziennie (...)” i to ma być powód..., aby żreć w zamian placebo i szukać w sobie mocy regeneracyjnej! Ja pierdziele...
      I na koniec to: „A ponieważ wiele osób sceptycznie podchodzi do niektórych badań – bo też wiele z nich JEST NACIĄGANYCH – [Howick] uczy jak zweryfikować wiarygodność konkretnego badania, czy też konkretnej tezy” – no kuźwa, rewelacja!!!
      To, że on występuje w BBC i mówi o „dobroczynnych” skutkach wpieprzania placebo, naprawdę czyni go w Twoich oczach autorytetem? Naprawdę nie wierzę!!!, co w tym wypadku nie ma żadnego związku z moim ateizmem.

      Tobie się to nie kojarzy z ruchem antyszczepieńkowców? Albo z homeopatią? Bo mnie ewidentnie.

      Usuń
    24. Polecam Ci ten niewielki artykuł:
      https://pulsmedycyny.pl/czy-lekarz-moze-ordynowac-placebo-881061

      Usuń
    25. A się obrażaj. W przeciwieństwie do Ciebie jest chociaż lekarzem, a nie znachorem więc sorry i tak to co tu sobie piszesz nie znosi konkurencji z tym co on pisze. Za to Ty sobie znalazłeś autorytet w postaci magistra farmacji, no naprawdę robi wrażenie. :D
      Ale nawet w podanym przez Ciebie artykule jest takie zdanie:

      "Wyniki badań prowadzonych nad aktywnością i mechanizmem działania placebo wykazują jego stosunkowo wysoką skuteczność w terapii bólu, depresji, lęku, zaburzeń ruchowych w przebiegu choroby Parkinsona, a nawet niektórych chorób układu pokarmowego, np. w zespole jelita nadwrażliwego."

      Farmaceutyka jest po to, byś napieprzał do końca życia kasę na leki, które Cię nie leczą, podtrzymują przy życiu. Oczywiście wiedziałem, że Howick Ci się nie spodoba - bo nie podziela Twojego punktu widzenia. Jakie masz podstawy by podważać jego zdanie - żadne, oprócz swojego "nie bo nie".

      Usuń
    26. Ale tam dalej jest napisane: „W większości sytuacji efekt ten jest jednak słabszy i w porównaniu do leków zwykle stosowanych w danej jednostce chorobowej krótkotrwały. Związane jest to z tym, iż POPRAWA stanu pacjenta po zastosowaniu placebo jest jego SUBIEKTYWNYM odczuciem, nie wynikającym jednak z likwidacji rzeczywistej przyczyny choroby. (...) Stosowanie placebo w celach terapeutycznych w czasach EBM, czyli medycyny opartej na faktach jest NIEDOPUSZCZALNE do momentu dokładniejszego zbadania mechanizmów jego działania”.
      Tak, mgr farmacji, będzie dla mnie więcej znaczył niż doktor nie wiadomo od czego. W notce przedstawiłem nawet profesora, który potwierdza skuteczność „uzdrowiciela”.

      Ja jestem ciekaw, czy zrezygnujesz z farmaceutyki, gdy sam kiedyś poważnie zachorujesz, albo ktoś z Twoich najbliższych (choć Ci tego nie życzę). A może skorzystasz z usług tego Bąka?

      Daj mi prawdziwe argumenty, a nie życiorysy nawiedzonych, może mnie wtedy przekonasz.

      Usuń
    27. Dokładniejszego zbadania - czyli tym właśnie zajmuje się ten Howick, i jak sprawdzisz w wikipedii, nie wypadł sroce spod ogona, jest badaczem na jednym z wydziałów medycznych w Oxfordzie, więc mnie on wystarczy, że by ZAKŁADAĆ, że coś więcej jest na rzeczy niż oszustwo.
      Ale ja nie zamierzam się neptyczyć z Tobą, bo to nie ma sensu. Są przykłady działania placebo w czasopismach medycznych, wystarczy gały otworzyć i czytać. :)

      A tak, ostatnio znajomi się dzięki niekonwencjonalnej medycynie wyleczyli z nadciśnienia. Ja biorę proszki, bo chcę najpierw wagę zrzucić, ale nie wykluczam że spróbuję - oni już nie biorą prochów od trzech lat.

      Usuń
    28. Aha, już rozumiem. Ten Howick poświęca lata badań na to, jak nie działa placebo. No rewelacja !!! Szkoda, że mam już za mało czasu, sam bym się podjął naukowych badań, dlaczego ludzie nie potrafią czynić cudów, np. bez trzymanki chodzić po wodzie... Możesz nieopatrznie zrozumieć, więc od razu wyjaśnię: bez trzymanki czyli bez żadnych urządzeń pomocniczych.

      Wiesz ilu oszołomów opuściło Oksford? Taki Sikorski jest uznawany za idiotę, a Oksford skończył... A taki kreacjonista Maciej Giertych, też po tej uczelni.

      To ostatnie nie skomentuję. Mógłbyś się obrazić ;)

      Usuń
    29. Gdzieżbym miał się obrażać, przecież nie należy brać tego co piszesz na poważnie. :)

      Natomiast powinieneś rozważyć karierę badacza, tym bardziej że z tego co wiem, nie kończyłeś Oxfordu z potencjalnymi oszołomami i idiotami, tylko szanowane technikum górnicze. :)

      Usuń
    30. Zapomniałeś o informatyce, ale się nie gniewam ;))) Niemniej masz rację, owo technikum górnicze było szanowane. Politechnika Gliwicka i AGH w Krakowie, brały naszych absolwentów niemal w ciemno. Ważniejsze jest jednak to, że wyperswadowano nam wiarę w Skarbnika, oraz wszelkich innych nawiedzonych oszołomów. Mieliśmy polegać tylko na wiedzy i nabytej praktyce.

      Usuń
    31. Słuszne podejście ja też nie pokładam wiary w skarbnikach. :D

      Usuń
  3. Bąk ma moc uzdrawiającą? Czas nagotować fasolki po bretońsku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bąków jest dwóch, więc gotuj dwie porcje. I nie zapomnij o wacie, aby łapać „chuch”.

      Usuń
  4. https://youtu.be/cZlfqD5pTC4

    https://youtu.be/QV2Gbuxm-yE

    A tu kolejni magicy.

    Wez pod uwage, ze Jezus mowil tym, ktorzy zrzucali na niego sukces swoich uzdrowien, ze " Twoja wiara cie uzdrowila".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chcesz wierzyć w możliwości tego Brunona i takich uzdrowicieli, nie mogę Ci zabronić. Ale mam dwie uwagi.
      Pierwsza dotyczy owych świadków, tu dwóch pań (więcej nie wytrwałem), które słownie potwierdzają autentyczność uzdrowień. Dla mnie to tak jak ten profesor czy ten ksiądz, których opisuję w notce. Bo dla mnie to bardziej ciekawe socjologicznie zjawisko niż owe rzekome uzdrowienia. Skąd bierze się ich przekonanie, skoro brak jakichkolwiek dowodów na skuteczność tych uzdrowicieli?
      Druga uwaga, to brak dokumentacji tychże cudownych uzdrowień. Zauważ, że każdy chwali się skutecznością, ale nie potrafi jej udokumentować.

      Wszystkie te rzekome uzdrowienia to efekt pewnego automatyzmu, a ich liczbę mierzy się..., tłumem gotowym dopiero poddać się „zabiegowi”. Im większy tłum oczekujących na wyzdrowienie, tym większa liczba rzekomo uzdrowionych. Oczywiście tłum jest tak wielki, że nie ma czasu niczego dokumentować. Problem zaczyna się wtedy, gdy taki uzdrowiciel ma udowodnić swoje „zdolności”, bo w warunkach, nazwijmy to laboratoryjnych, on nagle traci swoją moc. Utratę tej mocy da się oczywiście wytłumaczyć – prostacko i jak w przedszkolu (ale to już inna sprawa). A skuteczność jest taka, że nawet tego Brunona z linku oskarżono o spowodowanie śmierci jednej z pacjentek (Ruth Kuhfuß). Oczywiście, owo oskarżenie jest zawsze zmową zazdrosnych o sukces lekarzy.

      Usuń
    2. Bla, bla bla ...jak zwykle. Jezeli cos nie przydarza sie Asmo, to nie ma prawa przytrafic sie komukolwiek innemu. Nie istnieje. Zostan przy swojej logice i pozwol mi trwac przy moim braku logiki.

      Ogladales drugi film? W sumie tez nie dla ciebie, bo tam sparalizowani wstaja.

      Pamietam jak ciotka ma na raka umierala. Mialam wtedy 23 lata. Posluchala lekarza, ktory doradzil jej, aby nie pozwolila sie kroic. No to nie pozwolila i zeszla z tego lez padolu. Co prawda, mozna by bylo powiedziec, ze swoje juz przezyla. Nazbierala mnostwo potrzebnych jej doswiadczen zyciowych, wiec szkody wielkiej swiat nie poniosl. Osiagnela sluszny wiek 60 lat. Przymajmniej eutanazja sie jeszcze w jej czasach nie poslugiwali. Bo przy takiej wierze rodziny w jej wyzdrowienie, to faktycznie mogliby chciec skrocic jej cierpienia i szast prast. Ona w sumie wcale nie cierpiala, cos tam jej zrobili, ze ja nic nie bolalo. Slabla tylko okropnie.
      To fajna ciocia byla. Bardzo jej smierc przezylam. Pamietam jak lekarze ( trzech ich bylo) gawedzili sobie z rodzina umierajacej. Ze oni wszystko co w ich mocach bylo juz zrobili ( jedna z siostr sypala niezla kasa, wiec moce byly nadzwyczajne) : lekarstwa, umiejetnosci, wiedza, technika ( w drodze byl co prawda jeszcze jeden lek sprowadzany z Holandii, jakas nowoczesna chemioterapia, ale chora nie doczekala). Teraz juz poszostalo rodzinie sie modlic i czekac na cud.
      Lekarze spotykaja sie z takowymi niewyjasnionymi nazwijmy to "cudami". Zdarza sie, ze komus udalo sie zwiac spod lopaty grabarza. Nie wiadomo dlaczego tak sie dzieje, ale bywa. Nie zaprzeczysz chyba? Jezeli lekarze wystawiaja papiery, ze czlowiek z diagnoza raka nagle jest zdrowy. Asygnuja to swoimi pieczatkami, to o czym tu dyskutowac Asmo?
      Moze to faktycznie cos niewytlumaczalnego jeszcze w nas. Nasze moce zwiazane z autoleczeniem, regeneracja komorek? Kto tam wie, skoro przednie medyczne glowy nie potrafia jeszcze niektorych rzeczy nazwac? Bo jak opowiada ow pan na drugim filmie, wszystko co zyje ma umiejetnosc regeneracji.
      A Jezus mowil jasno. Twoja wiara cie uzdrowila. No tak, ale co ma zrobic niewierzacy? Jakie wiary sie chwycic?

      Usuń
    3. Obejrzałem ten drugi film i przyznam, że zadałaś mi straszny ból. Szczególnie z tą regeneracją ludzkiego organizmu. Ciekawe, czy gdybym ja temu gościowi odciął palec, ten by mu się zregenerował? Podobno dla człowieka nie ma nic niemożliwego, on sam tak twierdzi. Zacznijmy od tego, że konwencjonalna medycyna też pozwala sparaliżowanym chorym odzyskać ruchliwość, choć oczywiście nie wszystkim.

      Nie sądzę, żeby lekarze spotykali się z czymś niewytłumaczalnym. Tak się bowiem dziwnie składa, że o zdumionych lekarzach piszą li tylko ci „cudownie” uzdrowieni, albo tacy jak ten z mojej notki. Lekarz może nie wiedzieć jak doszło do poprawy stanu zdrowia tylko wtedy, jeśli ten uzdrowiony nie podda się kontroli lekarskiej, albo np. laryngolog, który nie jest w stanie określić jak doszło do cofnięcia się zmian onkologicznych, bo to nie jego specjalność. Obaj lekarze, ale chora na raka nie pójdziesz do laryngologa.

      Nie mieszałbym wiary w lecznictwo, bo tak się składa, że nawet papież w stanach krytycznych idzie do lekarza, choć pewnie przedtem odmówi modlitwę. Niejaki abp Głódź prosił wiernych o modlitwę za swoje zdrowie, ale nie zapomniał, że musi się poddać opiece specjalistów medycznych.

      Usuń
    4. Wątroba się regeneruje.

      Usuń
    5. Szczególnie po przeszczepie ;))) Wszystkie organy się regenerują, średnio co siedem lat, nie ma w Tobie żadnej starej komórki. Rzecz w tym, że to nie dzieje się na Twoje życzenie, a jest normalnym procesem żywego organizmu. Dlatego w końcu umrzesz, bo tę zdolność Twój organizm straci.

      Usuń
    6. No popatrz, regeneracja jest normalnym procesem żywego organizmu...

      Usuń
    7. Wydaje mi sie, ze ow pan na filmie jest z wyksztalcenia neurologiem, wiec jezeli mowi o jakiejs regeneracji to nie chodzi mu chyba o odrost konczyny (?), a o zregenerowanie nerwow- jezeli cos takiego cudownego moze nastapic.

      Ale , ale … ponoc jest cos takiego jak medcyna regeneracyjna...uwaga Asmo, to niewatpliwie kolejni magicy.
      Podaje namiar na wiki , w necie znajdziesz sporo na ten temat.

      https://pl.wikipedia.org/wiki/Medycyna_regeneracyjna

      Nie mozesz jednak zaprzeczyc, ze czasami zdarza sie nam zetknac z czyms ( glusi slysza, niewidomi widza, sparalizowani wstaja, ci z rakiem zdrowieja….) czego na obecny poziom posiadanej wiedzy nie jestesmy w stanie logicznie i sensownie wyjasnic?
      Nie przytrafilo sie to byc moze tobie, mnie osobiscie, ale nie mozna zaprzeczyc i zarzucac ludziom , ze ci ktorzy czegos podobnego doswiadczyli klamia i sa oszustami?

      Mam w rodzinie przypadek kuzynki, mlodej dziewczyny, chorej na chlonniaka. Medycyna medycyna, ale miala tez niesamowite wsparcie modlitewne ( moze to wiara mnostwa ludzi tez jej pomogla? ) . Kiedy widzialam jej zdjecia z najciezszej fazy choroby bo bylam zdziwiona, ze mozna ze stadium kosciotrupa wyjsc i … nadal zyc, funkcjonowac, intensywnie pracowac - sedzina byla, wiec praca byla niesamowicie intensywna- po nocach sleczala w papierach.
      Kiedy lekarze uznali ja za wyleczona, odczekala dwa lata i zaadaptowal dwojke dzieci ( rodzenstwo). Zaadaptowala wbrew negatywnym, odradzajacym jej to posuniecie opiniom bliskich i dobrych znajomych… Odchowala te dzieci, ale jak to sie mowi nic nie jest na Ziemi trwale i wieczne. Wszystko sie zmienia, "panta rhei". No i teraz - czy nalezaloby krecic nosem i powiedziec, ze uzdrowienie owej mojej kuzynki trwajace jakies dobre 16 lat to byla chwilowka? Na chwile ja zregenerowano, cos tam jej pomglo- chociazby super modlitewne fluidy energetyczne wysylane przez tabuny wierzacych w jej uzdrowienie ( ta to miala szczescie, znac takie tabuny napalonych wierzacych, ktorzy jeszcze poswiecili swoj czas i odmawiali w intencji jej uzdrowienia modly- nieprawdaz , ze to niezle szczescie? ). Ta energia styknela jej na dobre 16 latek!!
      Matko moja ! Co ja tu klepie??! Przeciez Asmo mnie zezre biczem swojej krytyki i ironii:)) Az w gacie z wrazenia robie:))

      Zeby dac ci jednak, Asmo pozywke to....
      Odeszla owa kuzynka do Pana. Dzieci odchowala i pozostawila ich majacych osiagniety wiek 20 i 18 lat. Mysle ze sobie poradza i beda oparciem na starosc dla swego niebiologicznego ojca, a meza zmarlej:)) No i owe odejscie jest niezbitym dowodem ze "uzdrawiajaca energia", regeneracja, wiara czy cus tam innego to zwykle pospolite oszustwo. Zadna tam nauka… zadne logiczne wyjasnienie spraw, kompletna magia …
      A moze to tylko dotkniecie progu naszych mozliwosci poznawczych. Niemoznosc ( moze tylko na dany czas, tak na chwile) zrozumienia, pojecia, zbadania, opisania?


      Usuń
    8. Ależ Aniu, to wszystko nic - Asmo wie lepiej i sam Michnik go być może nawet nie przekona, bo jak on w coś nie wierzy to kaplica. :D
      Ja się boję co się stanie jak Asmo przestanie wierzyć w nasze istnienie - znikniemy chyba. :D

      Usuń
    9. Radku: trzy w jednym

      Ano właśnie, regeneracja jest czymś normalnym. Nie trzeba do tego żadnego znachora, sorry, energoterapeuty.

      Tak naprawdę jesteście dla mnie tylko wirtualni, więc z tą wiarą w Wasze istnienie może być różnie :D

      Jeśli masz na myśli durność, że placebo leczy, nie, też nikt się ze mną nie zgodził, ale to bardziej ja się nie zgadzam ;)

      Usuń
    10. Aniu:

      Tylko o czym mówi strona Wiki? Bo ja tam nie znalazłem ani jednego zdania, że regenerację tkanek można wywołać chuchem, dotknięciem czy modlitwą. Strzeliłaś sobie w stopę.
      Odrośnięty palec jest tym samym, co odrost rdzenia kręgosłupa bez interwencji chirurgii.

      Oczywiście, zdarza mi się spotkać głuchego, który słyszy (wymyślono już takie aparaty słuchowe), sam byłem prawie niewidomy a dziś widzę bardzo dobrze, znam też takich, co po sparaliżowaniu odzyskali możliwość ruchów, po długiej i uciążliwej rekonwalescencji polegających na ćwiczeniach pod okiem specjalistów-trenerów. Innych, cudownie uzdrowionych nie znam. Na temat tych, co podobno dają świadectwo takich uzdrowień mam swoje zdanie, i zapewniam Cię, że nie jest pochlebne. Większość jest dla mnie tymi, którym takich właśnie epitetów wzbraniasz.

      O tej kuzynce. Nie zerżniesz się w gacie, jeśli choć trochę pomyślisz. Czy bez tej medycyny, o której tak wzgardliwie i mimochodem wzmiankujesz, te modlitwy by ją wyleczyły? Nie, nie będę szydził z tej modlitwy, ale nie przypisuj jej tego, do czego nie jest zdolna. Gdyby modlitwa leczyła, lekarze już dawno poszliby z torbami, a my nie wiedzielibyśmy o istnieniu wielu chorób.

      Usuń
    11. @ Asmo:)

      "Bo ja tam nie znalazłem ani jednego zdania, że regenerację tkanek można wywołać chuchem, dotknięciem czy modlitwą. Strzeliłaś sobie w stopę."

      Przypatruje sie tej mojej, niby postrzelonej, stopie i … widze, ze wszystko z nia w porzadku. Zadnego postrzalu, ale skoro mowisz, ze sobie strzelilam, to byc moze mam zaniki i nie wiem co czynie i faktycznie … postrzelona jestem:)) Reprezentujemy rozne sposoby postrzegania mojej stopy, czy co?

      Asmo. Mnie nie interesuje jak zostaja wyzwolone moce regeneracji w nas. Czy uruchomi je to nasza wiara w chuch, w moc kogos innego , czy wiara innych w nasza samoistna moc regeneracji, czy podanie leku, notabene jednemu pomaga drugiemu niekoniecznie. Naprawde, czy to az tak istotne czy jakis pan chuchnal, charchnal, czy pogadal ze mna o Bogu i nagle zadzialalo? Czy to faktycznie ma znaczenie ? Wazne , ze cos tam zostalo pobudzone. Na kazdego inna marchewka dziala. Nazwijmy to po twojemu: "inna medycyna". Jednemu polopiryna ulge przynosi, drugiemu swiadomosc otrzymania leku a jest nim np.: sol fizjologiczna.

      Nie rechocze z medycyny. Gdzie bym smiala, ale wiem ze i lekarze potrafia myslec czy tez rzucac zwrotami w stylu "Tylko cud jej/mu pomoze" , albo "Pozostala juz tylko modlitwa. Modlcie sie panstwo". Tak jeden z lekarzy ozwal sie do matki tej mojej chorej kuzynki. Sa lekarze, ktorzy nie wykluczaja swiadomosci , pomocy samego pacjenta w leczeniu. Pomocy otoczenia ludzi, ktore ma wplyw na chorego. Jego nastawienia.
      Nigdy bym nie zaproponowala nikomu aby odrzucil medycyne i udal sie do pana ktory dmucha w wate, ale tez nie zabronilabym nikomu isc do takowego pana. Nie wysmiewalabym takiego pasuniecia lub wiary w chuch.
      Kazdemu cos innego pomaga, przynosi ulge.
      Ty natomiast zadnych skrupulow nie masz. Nie pomyslales ze czasami moglbys choremu niezle przeszkadzac?

      Usuń
    12. http://instytutboczarska.pl/neurologia-i-medycyna-regeneracyjna/#NEURO-WSKAZANIA

      Zajrzyj do rubryki specjalisci. Byc moze sie zdziwisz :))
      Poza tym polecam ryubryke metody leczenia. Tam jest taka zwana kranio-sakralna. Polega na lekkich uciskach. Moze to nie chuch w odpowiednie miejsce energetyczne, ale … lekki ucisk. Jakby chuch lekko uciskal to w sumie nie wazne czym to zrobiono:))

      Usuń
    13. I tak w ogole to owe srodowisko leczace to moga byc tez niezli szarlatani, uzywajac twoich okreslen. zdajesz sobie z tego sprawe. Tamci, wysmiewani przez ciebie to przynajmniej co laska mowia. Troche skromniejsi sa , u tych po uczelniach to odpowiednie cenniki funkcjonuja. A pomoc w wyleczeniu czasami nijaka. Bo ponoc wyleczenie to niezbyt intratne posuniecie, ale leczenie i to dlugotrwale … to juz niezla lokata finansowa.

      Usuń
    14. Aniu:

      No właśnie, o czym my polemizujemy? O tym czy regeneracja tkanek jest czymś tak naturalnym dla organizmu jak wdech i wydech, czy też o szarlatanach, którzy ten naturalny proces regeneracji wkombinowli w swoje oszustwo? To nie ja Tobie podsunąłem link o tym, co każe wierzyć w regenerację brakujących części ciała. Ja to sarkastycznie określę - wmawia ludziom, że woda jest do picia, bo on to naukowo potwierdził.

      Tak, to jest istotne czy ktoś Ci każe wdychać czyjś chuch, bo to jest najzwyklejsza ściema. Jeśli ktoś mu uwierzył i zaniedbuje właściwe leczenie, to jest to nawet zbrodnia. Bo niby co zostało pobudzone przez ten chuch, przez placebo, jeśli nie tylko fałszywa nadzieja? Lekarz Ci przynajmniej powie, że nie może nic więcej, ten szarlatan każe Ci dmuchać i łykać placebo do usranej śmierci, a nim skonasz, wykrzyczy Ci, że sama jesteś sobie winna, bo niezbyt gorliwie wdychałaś ten chuch, czy za mało zeżarłaś placebo. Nie pisz mi, że sól fizjologiczna jest lekiem, bo to rozpuszczony chlorek sodu. Roztwór wody i soli, a sól przez niektórych nazywana jest białą śmiercią (w nadmiarze szkodzi).

      Nie twierdzę, że rechoczesz z medycyny – Ty ją deprecjonujesz w opowieści o kuzynce – i tylko do tego się odniosłem. Nie, faktycznie nie mam skrupułów dla tych, którzy chorobę oddają w ręce szarlatanów. Może i chorym przeszkadzam, ale nie oszukuję, ba wręcz namawiam do prawidłowego leczenia. Masz mi to za złe?

      Nie bardzo rozumiem, co ma mi ta strona wyjaśnić? Że są fizjoterapeuci? Akurat w tym szarlatanii nie widzę. Gdyby mi lekarz taką terapię zapisał, nie miałbym żadnych problemów. Zaznaczam, wtedy, gdy mi to zleci lekarz. Tylko co to ma wspólnego z placebo, z chuchem czy uleczającym dotykiem „uzdrowiciela”?

      Chyba wstawię notkę o różnicach między lekarzami a szarlatanami. Może wtedy nabierzesz właściwego stosunku do tych drugich.

      Usuń
    15. Nie mogę się oprzeć. Podam Ci przykład na własnej skórze. Byłem w szpitalu i zaordynowano mi lek, ale przedtem musiałem wyrazić pisemną zgodę. Jak każdy chory, chciałem nie tyle się wyleczyć, bo to niemożliwe, ile odczuć poprawę. I poprawa była. Wprawdzie zobowiązano mnie do comiesięcznych badań krwi i monitorowania samopoczucia, czy przypadkiem nie ma skutków ubocznych, ale to nie było tak uciążliwe, jak dotychczasowe leczenie. Istotnym jest to, że lekarz mnie uprzedził o możliwych skutkach ubocznych i zalecił, gdyby się pojawiły, abym lek odstawił i zgłosił się do szpitala.

      Widziałaś kiedyś takie standardy u szarlatanów? Najwyżej Ci da zjobki, że za mało wierzysz w „terapię” (sic!)

      Usuń
    16. Tyle tylko Asmo, ze ja nie wierze , ze komus brakujaca konczyna odrosnie, ale ze ktos przykuty do lozka, komu lekarze polecaja pokochanie wozka inwalidzkiego, wstaje- w to wierze. Moja wiara nie jest az tak bezgraniczna i pozbawiona chocby resztek rozumu. W Pismie Sw jest powiedziane, ze jakbysmy mieli wiary tyle ( chodzi o wielkosc w porownaniu) jak ziarnko gorczycy to bysmy gory przenosili. Kilku w historii z taka wiara w slusznosc swoich racji moznaby bylo znalezc. No i przeniesli tych pare przyslowiowych gor. Nie lecewazylabym wiec owego niewyjasnialnego zjawiska jakim jest wiara.
      Ja ci powiem jak ja deprecjonuje medycyne. Na dodatek ta z wysokiej polki. Ogladales "Botoks"? Looknij sobie na ow film. Dosc pouczajacy.
      Kiedy bylam mloda nauczycielka , zaraz po studiach, zapadalam kilka razy w roku na zapalenie krtani. Nikt nas nie nauczyl emisji glosu. Lazilam do lekarza prywatnie , bo na kase chorych do przychodni trudno sie bylo do laryngologa dostac. Pan doktor leczyl mnie nowymi antybiotykami . To byl szanowany w okolicy specjalista laryngolog , na dodatek szef dzialu laryngologicznego w szpitalu. Wizyta byla bardzo kosztowna, pan sie cenil- leki zas kosztowaly drugie tyle . Pomagaly na dwa miesiace i potem znowu ta sama spiewka. Kiedys pojawila sie w okolicy nowa pani laryngolog. tania byla bo poczatkowala w tej materii, Klientele chciala zdobyc. Za namowa kolezanki przy ktoryms z kolei zapaleniu krtani udalam sie do owej pani. Za leki zabulilam 10 zl ( 10 ampulek wapna z witamina C.W porownaniu z owymi antybiotykami to cena byla jak za bochenek chleba. Przyjelam to dozylnie. Do ucha zaaplikowala mi masc za 1.50 zl. Od tamtej pory jak reka odjal. Raz porzadnie za grosze.
      Po latach trafilam znowu do starego laryngologa, tego drogiego ( na kontrolne badania w zawodzie) i zdiwiony byl, ze wyzdrowialam z moich dolegliwosci. Jak mu powiedzialam co dostalam to sie nasluchalam najpierw jakie to szkodliwe- to, co mi zaaplikowano. Jakie nieskuteczne i ryzykowne. Minelo ponad 20 lat od leczenia i zadnych objawow ubocznych do tej pory nie zaobserwowalam. No a takie to niby nieskuteczne jak ow chuch szarlatana:)))

      Usuń
    17. Przez pięćdziesiąt lat mieszkałem na Śląsku i nie było roku abym nie zapadał na grypę i przynajmniej dwa przeziębienia. Antybiotyków nie dałem sobie aplikować...
      Sławetnego roku 50-tych urodzin wyjechałem pod Puszczę Notecką i chuch tej puszczy mnie wyleczył ;) Raz tylko dopadła mnie grypa, gdy odwiedziłem siostrę w Katowicach w okresie licznych zachorowań. I sławiłbym ten uzdrawiający chuch puszczy, gdyby nie pewien drobiazg. Na takim zadupiu, gdzie ludzi jak na lekarstwo, grypa nie miała się jak rozprzestrzeniać, więc i mnie nie dopadała.
      A teraz zapytam nieśmiało: przyjmowałaś placebo, czy jednak jakieś leki od tej taniej lekarki? ;)

      O modlitwie w tej kwestii jednak nie będę się wypowiadał. Niemniej ta przypowieść o ziarenku gorczycy to chyba o czymś innym niż przenoszenie gór? W dodatku jej autor nie może się zdecydować czy gorczyca to jarzyna, czy drzewo, choć faktycznie wyrasta tam wysoko ;)

      Usuń
    18. Sprawdziłem. Jest przypowieść o wierze, co góry przenosi. Ale nie przenosi tylko rzuca je w morze. To ma mieć odniesienie do drzewa figowego (a nie gorczycy). Problem w tym, że wiara nie uczyniła owo drzewo owocującym, a spowodowała jego uschnięcie [Mt 21,21]. I to uschnięcie, i to utopienie góry ma tu kapitalne znaczenie. Wiara nie leczy, ale uśmierca (?!) Weź poprawkę na to, że to żart ;)))

      Usuń
  5. Ja tylko odnotowałam, że większość kraks autokarowych jest z udziałem pielgrzymujących do miejsc świętych. Znajomy zawsze wtedy mówi- kara boska za durnotę.
    A nie wiem czy wiesz, ale choroba Parkinsona jest jedną z nielicznych, której objawy można pokonać właśnie przy pomocy placebo, oczywiście na samym początku tej choroby.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby to była „kara za durnotę” należałoby uznać, że pielgrzymki mają też sens, bo ta kara też durnowata ;)
      Nie wiem (a raczej nie wierzę) czy placebo leczy chorobę Parkinsona, na obojętnie jakim etapie. Masz jakiś namiar na tekst, który to chociaż sugeruje? Chętnie poczytam.

      Usuń
    2. Asmo,
      A tak poważnie mówiąc, to w ogóle ktoś z komentujących się zgodził z Twoją durną teorią o placebo? :D

      Usuń
    3. Nie mam najmniejsze wątpliwości, która teoria jest durna, ale na pewno nie jest to moja ;)

      Usuń
    4. Na pewno to Kopernik nie żyje. :D

      Usuń
    5. I na pewno była kobietą...

      Usuń
    6. i Niemcem...

      Usuń
    7. "A tak poważnie mówiąc, to w ogóle ktoś z komentujących się zgodził z Twoją durną teorią o placebo? :D"
      Ja na razie nie komentowałam, bo nie mam za bardzo czasu, ale tak ogólnie to się z Asmo w większości zgadzam (jak zwykle zresztą). :)

      Człowiek jest zbyt skomplikowaną istotą fizyczno-duchową będącą w nieustannym "ruchu" przemian ustrojowych i stale narażoną na szkodliwe czynniki zewnętrzne, żeby można było tak jednoznacznie stwierdzić co i do końca może mu pomóc zwłaszcza na początku zakłócenia tej równowagi (będącej de facto ogólnie rozumianym zdrowiem).

      Jest naprawdę wiele chorób, kiedy ani farmakologiczne placebo ani "szarlatański chuch" z pewnością nie pomogą (chociaż mogą pozytywnie wpływać na psychikę chorego), a nawet nie pomogą najbardziej specjalistyczne leki. Ale też jest wiele chorób, kiedy to właśnie (i tylko!) leki farmakologiczne albo inne specjalistyczne terapie mogą to zdrowie czy życie uratować.
      Ważne, żeby przez jakieś "chuchy" nie zaniedbywać leczenia wskazywanego przez medycynę. I tej tezy próbował chyba bronić Asmo. :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    8. I miała kochankę...

      Usuń
    9. Mario:

      Ja też muszę się z Tobą zgodzić. Tego właśnie chciałem dowieść, że ani chuchy, ani placebo nie leczy. Mniemam, że moi oponenci są, wbrew pozorom, tego świadomi, choć nie chcą sobie zamykać furtki przed czymś, co nazywa się cudem. Wbrew pozorom, ja rozumiem tych, którzy w sytuacjach beznadziejnych szukają tego cudu. Ale to usprawiedliwia tylko tych w beznadziejnym stanie. Ci zaś, którzy wykorzystują ich beznadziejny stan, nawet tylko za „co łaska”, zasługują na miano hochsztaplerów.

      Mam już gotowy tekst, takie ogólne spojrzenie na medycynę niekonwencjonalną, ale to nieco później.

      Usuń
    10. Asmodeuszu:
      Ja bym nie była aż tak rygorystyczna co do tej medycyny niekonwencjonalnej, byle nie stosowanej z a m i a s t (podkreśliłam to zamiast, bo tu już z "rygoru" nie popuszczę) medycyny klasycznej, ale jako jej uzupełnienie, zwłaszcza, jeśli nie szkodzi, a daje jakąś nadzieję (nawet na ten cud) i przyczynia się do poprawy nastroju psychicznego chorego.
      W końcu ten "chuch", jeśli "cudotwórca" sam jest zdrowy, zaszkodzić choremu nie powinien, a skoro daje nadzieję na wyzdrowienie …. :)

      Usuń
    11. Logicznie rzecz ujmując, każdy z nas żywi się nadzieją i to nie tylko w kwestii zdrowia. Nawet sławetne „jakoś to będzie” też ma prawo bytu. Jednak we mnie za dużo sceptycyzmu. O ile nie mam nic przeciw nadziei, o tyle w żadnej mierze nie potrafię się zgodzić na tych, co dają fałszywą nadzieję. Może się mylę, ale kłamstwo, szczególnie te związane z naszym zdrowiem, jest godne tylko potępienia. Można pewne sprawy przemilczeć, gdy pacjent „nie nadaje się” się na prawdę, tylko czemu ma służyć mamienie uzdrowieniem?

      Usuń