środa, 19 czerwca 2019

Największy paradoks chrześcijańskiej wiary


  Nie tak dawno była niedziela Najświętszej Trójcy. Gdy byłem wierzącym nigdy się nad tym zagadnieniem nie zastanawiałem. Przyjmowałem bez zastrzeżeń, że skoro święte oficjum tak mówi, tak musi być. Kiedyś, dużo później, przyszło mi się zmierzyć z tym dogmatem już nie tylko na zasadzie orzecznictwa Kościoła, ale przez próbę zrozumienia. I natknąłem się na przysłowiową ścianę, z której wynika, że prawdziwość dogmatu o Trójcy Świętej wykracza poza granicę... ziemskiej logiki. Nawet nie pomaga stwierdzenie, że człowiek nie jest w stanie poznać natury Boga.

  Jako ateista, z tym ostatnim stwierdzeniem akurat się zgodzę. Nie można poznać natury czegoś, czego nie ma i paradoksalnie jest to najlepszy dowód na to, że Bóg nie istnieje. Niestety Asmo, nie ma tak dobrze, o czym pewnie przekonywałby mnie mój ulubiony adwersarz Mirek, spec od zagadnień teologicznych, a który stracił już ochotę do polemik ze mną. Wcale mu się nie dziwię, czasami nawet mój kot, w końcu też ateista, wytrzymać nie może, a ma przecież do dyspozycji ostre kły i strasznie zaczepne pazury. Ale wróćmy do sedna, czyli do Trójcy Świętej. Wielu kaznodziei tłumaczy, że istnienie tej Trójcy da się wywieść z Ewangelii, szczególnie zaś z dwóch wersów: „Ja i Ojciec jesteśmy jedno” [J 10, 30] oraz „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” [Mt 28:19]. Rzekłbym, tonący brzytwy się chwyta, bo z tych słów też nic nie wynika, a na pewno nie to, że jest jeden Bóg w trzech osobach. Gdyby tak zapytać ewangelistów Jana i Mateusza o Boga w Trójcy Jedynego i poprosić o wyjaśnienie tego fenomenu, to albo pukali by się znacząco w czoło, albo... podarliby swoje rękopisy.

  Głównymi orędownikami tego logicznego paradoksu byli August z Hippony, Hilary z Poitiers oraz słynny już św. Tomasz z Akwinu. Niemniej i z ich rozważań da się wysnuć tylko jeden wniosek: Trójca Święta jest uważana za nieprzeniknioną dla ludzkiego umysłu tajemnicą jako bytu. Mnie się podoba, w sensie lekko humorystycznym, uzasadnienie szkockiego teologa Ryszarda od św. Wiktora. To mniej więcej tak, że Bóg, ucieleśnienie miłości, nie jest i nie może być egoistą, więc powołał do istnienia swoje dwie nowe postacie, aby się w trzech nawzajem miłowały (sic!) Taki duchowy trójkącik homoseksualny. Szukając wyjaśnień trafiłem na porównanie do cząsteczki wody H2O, trzy atomy w jednym, mogące występować pod postacią pary, wody i lodu. Niby ok, ale to dowodzi istnienia dwóch bogów (wodór i tlen), którzy mogą dopiero występować w trzech formach. A Bóg jest przecież jedyny. Przeciwnicy dogmatu o Trójcy uznali, że jest on treteizmem, wariantem religii politeistycznych, lecz jak to zwykle w życiu bywa, zostali zagłuszeni przez większość, której koncepcja nielogiczności tej Trójcy bardzo się podobała. Im bardziej tajemniczy Bóg, tym lepiej, a przy okazji dowodzi, że Jezus był jednak Bogiem, w dodatku tym samym, który dokonał dzieła stworzenia.

  Skoro już jestem przy temacie, mam dla Was swoją wersję powstania Trójcy Świętej, opartej na motywach mojej ulubionej gry – szachy – przy czym poproszę o lekki dystans do tych wywodów. Bóg, choć teoretycznie mocno zapracowany sprawami ziemskimi miał i tak sporo czasu, z którym nie wiedzieć, co robić. Mógł wprawdzie uciec w przyszłość i pooglądać Telewizję Trwam, tylko nie sądzę, aby i On to wytrzymał na dłuższą metę. Miał coś ze mnie (wszak stworzył mnie na swoje podobieństwo), a ja w takich razach (nudy) siadałem nad szachownicą i grałem sam ze sobą. To ćwiczyło koncentrację i intuicję. Problem jest w tym, że grając sam ze sobą, obojętnie którymi bierkami, zawsze się wygrywa, a to w końcu przestaje dawać satysfakcję. Na szczęście Bóg zawsze znajduje rozwiązanie, więc podzielił się na dwóch, stworzył Syna (jak nie przymierzając mój ojciec, też zapalony szachista, stworzył mnie), z którym mógł grać do woli. Dla niepoznaki, dał mu na imię Jezus, by aniołowie nie myśleli, że wciąż gra sam ze sobą. Aby gra była sprawiedliwa, obaj dali cząstkę z siebie powołując sędziego szachowego – Ducha Świętego. I tak powstał Bóg w Trójcy Jedyny. Był sobie partnerem do gry i jednocześnie sędzią. 

  Ta idylla nie mogła trwać wiecznie. Po pierwsze, Bóg zaabsorbowany grą, zaniedbywał sprawy ziemskie, gdzie grzech szerzył się jak zaraza. Po drugie, Jezus okazał się lepszym graczem i coraz częściej ogrywał Ojca, co musiało skutkować Gniewem Bożym, a Gniew Boży bywa straszny. Wiem, widziałem to u mojego ojca, gdy zacząłem z nim coraz częściej wygrywać. Bóg najpierw odesłał na ziemię Ducha Świętego, aby przygotował grunt (czytaj: łono), gdzie miała się zrodzić człowiecza postać Syna. To na tym ziemskim padole Jezus miał się nauczyć synowskiej pokory, aby zrozumiał, że Ojcu też czasami trzeba dać wygrać w szachy. To była straszna nauczka z ukrzyżowaniem włącznie. Niestety, ludzie, świadkowie kary na jaką Ojciec skazał Syna, opatrznie ją zrozumieli. Nic dziwnego, nie znali jeszcze tej boskiej gry. Jezus próbował ratować sytuację, więc zesłał tego Ducha Świętego, aby nauczył apostołów gry w szachy opartej przede wszystkim na logice. Ten jednak doszedł do słusznego wniosku, że ta gra niczego dobrego nie przyniesie, ojcowie poróżnią się z synami, więc tak na wszelki wypadek odebrał im możliwość logicznego myślenia. Zamiast więc doskonalić się w boskiej grze, stworzyli nową religię, gdzie logika jest niewskazana, sorry!, nie zawsze konieczna.


Przypisy:
- cytaty z Biblii za Biblią Tysiąclecia w wersji netowej


10 komentarzy:

  1. Asmo, litości! Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie jest nad-upał jak na moje możliwości
    i rozwiązywanie zagadek teologicznych z całą pewnością mnie nie ochłodzi, w przeciwieństwie do lodów, na które zaraz się wybiorę.:)
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też jest nad-upał, choć dziś jakby słońce nie pali zza chmur, ale mi to nie przeszkadza, zrobiłem sobie klimę w mieszkaniu, a ponieważ mieszkam sam mogę chodzić w samych spodenkach.

      A co do zagadki teologicznej. Daremny Twój trud, nawet nie próbuj jej rozwiązać, bo jest nierozwiązywalna.

      Udanego dnia z wnukami ;)

      Usuń
  2. Ja tak jak unitarianie nie uznaję Trójcy Świętej.

    J 10,30
    https://blog.antytrynitarianie.pl/ja-i-ojciec-jedno-jestesmy/

    Zawsze słyszę,że Trójcy nie muszę zrozumieć,powinnam ją przyjąć przez wiarę.

    Żeby chrześcijaństwo mogło oddzielić się od judaizmu,musiały zaistnieć jakieś różnice.Dlatego z Jezusa uczyniono Boga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za link. Faktycznie dobry (ciekawy) tekst.

      Ja sądzę, po lekturze kilku książek religioznawczych, że chrześcijaństwo już u swego zarania, ba! choć go oficjalnie nie było za życia Jezusa, już było heretycką sektą dla judaizmu. Herezje mają to do siebie, że w miarę upływu czasu stają się jeszcze bardziej heretyckie. Dogmat Świętej Trójcy to tylko jeden z etapów tego zjawiska.

      Usuń
  3. Nie można poznać natury czegoś, czego nie ma i paradoksalnie jest to najlepszy dowód na to, że Bóg nie istnieje. :D - to zdanie to przykład reductio ad absurdum.

    Tak czytam i kojarzy mi się pewna przypadłość - rozszczepienie jaźni inaczej osobowość wieloraka. Człowiek niby jeden, ale jednak wielu... i tu masz już do czynienia z faktami, a gdyby do nich przyłożyć Twoje rozmyślania - trzeba by było stwierdzić, że coś takiego nie powinno istnieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz coś przeciw dowodowi apagogicznemu (sokratejskiemu)? Po pierwsze, jest użyty sarkastycznie w felietonie (znów przypomnij sobie definicję felietonu), po drugie, użyłem zbitki: „paradoksalnie najlepszy”. Paradoks zaś to: twierdzenie logiczne prowadzące do zaskakujących lub sprzecznych wniosków.

      W moim odczucie wielorakość poglądów i ocen, zależnych li tylko od kontekstu, jest wręcz doskonałą cechą dla tych, którzy wiedzą jak z niej prawidłowo skorzystać, wręcz nieosiągalną dla niektórych. Rzekłbym: nie mam się czego wstydzić ;)

      Usuń
  4. Strasznie wszystko komplikujesz, a to przecież proste jest. Podam przykład. Swój :) Jestem matką i córką i jakiś duch się we mnie kołacze, a przecież żadna ze mnie bogini. To, czy to nie może być możliwe w przypadku Boga?

    Mam wrażenie, że uporczywie starasz się siebie przekonać, że to dobre i uzasadnione, że okazałeś się ateistą. Odpuść sobie, jako i my Ci odpuszczamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W notce przywołuję podobny przykład do Twojego – relacja mojego ojca do mnie, ale to nie tak ;) Idąc takim tropem dojdziesz do wniosku, że wszyscy ludzie są elementem nie tyle Trójcy ile miliardo(trójcy). Każdy w końcu ma matkę i ojca, ale narodziny Ciebie nie dają Ci możliwości zaistnienia w momencie, kiedy oni zaistnieli.

      Nie muszę siebie przekonywać, bo jestem już przekonany ;) Niestety, nie wszyscy mi odpuszczają, jako ja im (kiedyś) odpuszczałem. :D

      Usuń
  5. No tak. Wszystkiemu winni cykliści i szachiści (no i Tusk, oczywiście).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tusk juz odchodzi do lamusa. Chyba, że szachiści wyciągną go z szafy.

      Usuń