poniedziałek, 24 czerwca 2019

Pobożność i ekspiacja


  Temat jak najbardziej na czasie. W ostatnią niedzielę było o tym w kościołach. Wiem, zaglądam na portale katolickie. Ale zanim przejdę do sedna, drobny wstęp. Pisałem wielokrotnie, że przyczyn odejścia od wiary było dużo. Jedną z nich była źle rozumiana pobożność. Taka na pokaz, wręcz bigoteria. Ponieważ miałem to szczęście żyć tylko wśród katolików, w końcu okazało się, że większość z nich to pobożnisie, bigoci, wręcz molierowskie świętoszki. Stąd też przekorny tytuł bloga.

  Inaczej niż zwykle, tym razem będę się odwoływał do dwóch artykułów z portali katolickich, z treściami których po części się zgadzam. Zacznijmy od stwierdzenia, że „pobożność kojarzy się nam z modlitwą, z nabożeństwami, z przyjmowaniem sakramentów. Ogólnie mówiąc, kiedy myślimy o pobożności, chodzi nam o związanie swojego życia z Kościołem, parafią, organizacjami religijnymi1, co według moich doświadczeń, jest nie tylko zbyt mało precyzyjnym określeniem, ale również z lekka wypaczonym. Nawet autor artykułu, ks. Stroyanowski zauważa: „to wszystko nie stanowi istoty pobożności. To są sprawy zewnętrzne i jeśli ktoś poprzestaje tylko na nich, to taki człowiek drażni, jest odpychający, nieautentyczny2. Ja, z oczywistych względów nie będę tu wyłuszczał, z czym mi się kojarzy prawdziwa pobożność, kto chce niech doczyta z zalinkowanego w przypisach artykułu, jedno jest dla mnie pewne – pobożnością nie jest publiczne, wręcz widowiskowe okazywanie przez magiczne rytuały swojego uwielbienia dla Boga. Mam tu na myśli ową ekspiację, przebłaganie za bluźnierstwa innych, która przetoczyła się przez polskie kościoły – obrzęd fałszywej pobożności. Widać polscy hierarchowie po raz kolejny nie rozumieją słów Jezusa, który nakazywał przebaczać innym, Boga zaś prosić o przebaczenie za swoje, i tylko swoje grzechy. Tu przydaje się wytłumaczenie słów Jezusa w czasie drogi krzyżowej: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” [Łk 23, 34]. Był podobno Synem Boga i tylko On mógł oto prosić. Potwierdza to inny fragment tego samego rozdziału, tej samej ewangelii, a którego nikt nie chce przytoczyć, ani o nim pamiętać: „Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!” [Łk 23, 27], co można zinterpretować tylko w jeden sposób na współczesny język: nie płaczcie nad tym, że ktoś bluźni na Jezusa, płaczcie nad tym, jacy sami jesteście. Zapytam sarkastycznie: gdzie jesteście hierarchowie ze swoją znajomością Biblii?

  W drugim artykule3, autorstwa Dariusza Piórkowskiego SJ, już na wstępie jest jeszcze jeden znamienny cytat z tej ewangelii: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” [Łk 9, 23]. Z tych słów wynika jedna absolutna prawda dla wierzących – masz nieść swój krzyż (to alegoria), a nie nim wymachiwać (tak właśnie postępują). Jak to ujął szczególnie trafnie ks. Piórkowski: „Jako Jego uczniowie, wstawszy z rana, mamy każdego dnia coś w sobie unieruchamiać, wyrzekać się, zapierać się samych siebie. Całe Kazanie na Górze to zaproszenie do tracenia drogich nam rzeczy: dobrego imienia (obelgi i wyśmianie), wzajemności (miłość nieprzyjaciół), pełnego niepokoju gromadzenia dóbr na rzecz zaufania Ojcu, unikania odwetu (rezygnacja z wyrównania krzywdy)4. I znów zapytam: hierarchowie, gdzie jesteście ze swoją znajomością ewangelii? Na pewno pobożność polega na tym, aby szydzić z innych i ich piętnować? Tymczasem jedyne, co dobrze wychodzi biskupom, to epatować rzekomym zagrożeniem i robić z tego cyrkowe widowiska.

  Mam pełną świadomość, że mój tekst, tekst ateisty, można odebrać jako atak na wierzących, szczególnie zaś tych, którzy tyle krzyczą o obrazie uczuć religijnych. Właściwie niewiele mnie to powinno obchodzić, to nie mój Bóg, nie mój Jezus. Mógłbym wymienić jeszcze wiele innych aspektów fałszywej pobożności, ale nie ma ich odniesienia we wspomnianych artykułach. Niemniej i to wystarcza, aby pisać o fałszywej pobożności, postawie świętoszków od siedmiu boleści, która aż szczypie po oczach, w efekcie czego powoli tracę szacunek dla współczesnych wiernych, który długo w sobie pielęgnowałem, a który wynikał z faktu, że byłem kiedyś jednym z nich.





12 komentarzy:

  1. "Tymczasem jedyne, co dobrze wychodzi biskupom, to epatować rzekomym zagrożeniem i robić z tego cyrkowe widowiska..." O antysemityzmie te kazania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłeś gdzieś słówko o antysemityzmie? Chyba blogi Ci się pomyliły ;)

      Usuń
  2. Chyba masz rację, Asmo. Nie warto szanować wierzących. Tacy ciągle łażą do kościoła, modlą się bezczelnie za tych co modlitwy nie chcą i jeszcze kler utrzymują. A kler? Właśnie udowodniłeś, że jeżeli kler czymś nie grzeszy, to jedynie znajomością Pisma Świętego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę wyrokować, chyba jednak niektórych zabolało. Tak to już jest, że prawda zawsze boli. W notce jest zdanie odnośnie kleru, które chyba przeoczyłeś, więc powtórzę: „tym razem będę się odwoływał do dwóch artykułów z portali katolickich, z treściami których po części się zgadzam”. Autorami tych artykułów są przedstawiciele kleru...

      Usuń
  3. Wiesz, niektórym to się zdaje, że gdy raz po raz wzdychają "O mój Boże" to już są pobożni. Taki stan pobożności odnotowałam lata temu u mego ślubnego gdy spity w Bułgarii przez jakiegoś czeskiego drwala trzymał w objęciach miskę sedesową i gubił wnętrzności przez jamę ustną.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby Twój mąż miał się za pobożnego? ;)))
      Znam coś takiego: „Mój Boże, jak dobrze – westchnęła dziewczyna do chłopaka po seksualnych doznaniach”.
      A ja: mój Boże, znów idą straszne upały!
      Udanego dnia ;)

      Usuń
    2. No coś Ty, nikt pobożny nie byłby mężem takiego czarciego nasienia jak ja;)Ale w grzesznej młodości ślubny chyba z rok należał do grona młodzieży katolickiej przy kościele św.Anny w Warszawie i skutecznie pobyt tam zadusił w nim wszelkie ślady pobożności, choć nawet ministrantem był.
      Nawet sami ci co to prowadzili, księża po dobrych studiach, stanu kapłańskiego nie nazywali "powołaniem" a zawodem.
      No właśnie - z powodu tego upału robię NIC. I nawet sporo piję, głównie wodę
      z cytryną i zimną kawę.Za oknem +31, w domu + 26. A sama myśl o jakimkolwiek jedzeniu mnie przeraża.
      To ja Ci nieco chłodniejszego dnia życzę;)

      Usuń
    3. Dziś znalazłem wiadomość, że już drugi ksiądz w tym tygodniu popełnił samobójstwo (nie mam na myśli tych, co porzucili stan kapłański). Samo zdarzenie jest bez wątpienia tragiczne, i nie znając powodów, trudno tu wyciągać jakiekolwiek wnioski. Jeden da się wysnuć – coś szczególnego dzieje się wśród kleru. Jeśli do tego dodać postępującą sekularyzację, instytucjonalny Kościół faktycznie przechodzi kryzys.

      Chłody za trzy dni mają być. Może przetrzymam. Na wszelki wypadek nie wychodzę z domu chłodząc się wiatraczkiem.

      Usuń
    4. Możesz wyjśż między 7 a 8 rano, czyli do najbliższego spożywczaka.
      Trzymaj się;)

      Usuń
    5. Myślisz, że o tej porze, na emeryturze, jest ktoś w stanie mnie wywalić z łóżka? ;)))

      Usuń
  4. I coz mi tu komentowac, jesli powiedziales wszystko to, co mam na mysli? Mam wyjatkowe "szczescie" Asmodeo; mieszkam naprzeciwko kosciola. Kilkakrotnie w ciagu kazdego dnia slysze, bo musze; dwa potezne glosniki pozwalaja slyszec calej niemal dzielnicy. Po mszy wszyscy swieci wychodza z tego domu i musza na zebrach przejsc na druga strone ulicy. I tu zaczyna sie cyrk i przeklinania. Slysze, po piesniach religijnych, wszystkie slowa rozpoczynajace sie na litery K i H. "Straszni" sa ci kierowcy! Nie przepuszcza pielgrzymek pomalutku ciagnacych sie tyraliera! Pielgrzymka sklada sie z samych siwych glow, ale pod czaszka mlodosc w stylu ulicznych zuli, co przeklada sie na mowe tych ostatnich. Wydawaloby sie, ze ci siwoglowi powinni z kosciola wyjsc lepsi, niz weszli. Nic podobnego.
    Odnosnie hierarchow kk; czy mozesz mi wytlumaczyc, jak sie ma ich wizerunek do wizerunku Jezusa? Nikt z katolikow, ktorych o to pytam, nie potrafi mi na to pytanie odpowiedziec. Podpisuje sie pod Twoim felietonem Asmodeo, czytam je, lecz nie smiem komentowac, bo o co zapytac mistrza piora?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mistrz pióra? Błagam, nie przesadzaj Alenko, bo popadnę w szpetny samozachwyt ;)))

      Miałem podobnie z tym mieszkaniem naprzeciw kościoła, i też kilka razy w niedzielę musiałem wysłuchać Mszy świętej. Uciekłem na wieś, tam się kościołów nie nagłaśnia. Teraz wróciłem w rodzinne strony, ale szukając nowego domu, sprawdzałem jak blisko jest kościół. I nie dlatego, żeby mi się architektura nie podobała. Ja tam cierpliwie czekam, aż ten wywalający się tłum z kościoła się przewinął, nie będę prowokował przekleństw, za którymi nie przepadam, choć tak między nami, rzecz w przestrzeganiu przepisów ruchu drogowego – pieszy na pasach ma pierwszeństwo.

      Inna sprawa, że masz rację, co do tego tłumu. Właśnie na tej wsi, o której wspomniałem powyżej, widziałem to zjawisko metamorfozy wiernych. Większość mężczyzn musiała po Mszy świętej wstąpić do baru „po drodze”. A tam niekościelna łacina była językiem urzędowym. Gorzej, niejeden się nawalił jak messerschmitt i prawie na klęczkach wracał do domu na niedzielny, świąteczny obiadek.

      Pozdrawiam.

      PS. Tu nie ma obowiązku komentowania, miło mi nawet wtedy, gdy ktoś li tylko przeczyta.

      Usuń