piątek, 8 listopada 2019

Świadectwo



  Świadectwo kojarzy mi się z papierkiem, który udowadnia zakończenie jakiegoś etapu edukacji. Czasami może to być też świadectwo obowiązkowych szczepień, ale chyba nie o to mi chodzi. Ostatnio jakoś mało cudów się dzieje, skończyły się chyba na cudach o. Pio, bo te eucharystyczne grubymi nićmi szyte. Jest kilka takich za wstawiennictwem, co też budzi wątpliwości. Są jeszcze cuda uzdrowień za sprawą pielgrzymek, i tu jest dopiero ciekawie.

  Pewien gość policzył. Do Lourdes pielgrzymowało tak około 150 mln ludzi w nadziei na cudowne uzdrowienie przez 150 lat. Uznano oficjalnie tych uzdrowień w sumie 65 (słownie: sześćdziesiąt pięć), przy czym brak dokumentacji czym się skończyły te uzdrowienia. To wprawdzie większa szansa niż wylosować szóstkę w Lotto, ale kupon kosztuje 3 złote, wyprawa do tego cudownego miejsca dużo więcej. Jest ciekawiej. Katastrofa lotnicza przytrafia się statystycznie jedna na 1,4 miliony lotów, czyli łatwo zginąć w takiej katastrofie lecąc do Lourdes. Wypadki autobusów zdarzają się zdecydowanie częściej... Innymi słowy, łatwiej o śmierć w tej pielgrzymce niż o wyzdrowienie. Aby dodać smaczku tej wyliczance, w szpitalach też zdarzają się niewyjaśnione uzdrowienia, zaś wyjaśnionych i udokumentowanych jest multum.

  Mnie jednak bardziej niż cuda zainteresowały tak zwane świadectwa. Świadectwa nawrócenia za sprawą których, grzesznicy zmieniają się w świętych. Pisałem niedawno o jednej takiej, Dominice Figurskiej. I jak na zawołanie, coraz częściej czytam o takich świadectwach. Ostatnio jest głośno o filmie „Nieplanowane”, gdzie Abby Johnson daje takie świadectwo nawrócenia. Z dyrektorki kliniki aborcyjnej przeszła do ruchu pro życie, i na podstawie tego świadectwa nakręcono film. Cóż, ci bardziej złośliwi twierdzą, że nawróciła się z powodu problemów finansowych i wyrzucenia jej z pracy za machlojki, ale nie będę wnikał. Przypomina mi innego nawróconego, który też dał świadectwo. I to w Polsce – prof. Chazan. System się zmienił, a wraz z nim on sam. Dokonał około ośmiuset aborcji i się nawrócił dając świadectwo, gdy w asyście policji poszedł na seans tego filmu. Ale on nie jest rekordzistą. Niejaki dr. Levatino, Amerykanin, abortował tysiąc dwieście płodów i też się nawrócił. Innymi słowy, im więcej aborcji tym większe świadectwo. Proste jak amen w pacierzu. Aby dać prawdziwy przykład świadectwa trzeba najpierw być prawdziwie i mocno grzesznym. Mało mi lat zostało, ale zastanawiam się czy nie iść tą drogą, choć nie jako aborter, ani nawet terapeuta.

  Przedwczoraj oglądałem dokument na kanale HBO. Lekarz terapeuta olimpijskiej drużyny amerykańskich gimnastyczek przez kilkanaście lat je molestował i to od najmłodszych lat. Opowiedziano nawet z detalami, ale oszczędzę ich moim Czytelnikom. Ma na sumieniu ponad trzysta dziewcząt, które odważyły się złożyć publicznie zeznania. Też dał świadectwo nawrócenia i skruchy, gdy błagał Boga na sali sądowej, aby mu one wybaczyły. Przyszło mu to o tyle łatwiej, że dostał 140 lat bezwarunkowego więzienia... Mnie molestowanie małoletnich też nie interesuje, ale może zacznę naciągać naiwnych w necie, jak mi tu niedawno zasugerowano? Niekoniecznie na drobne sumy. Na łożu śmierci dam świadectwo. Świadectwo ukończenia kursu gotowania zbiorowego (można kojarzyć ze zbiorowym grilowaniem naiwnych), bo inne mi się w czasie przeprowadzek gdzieś zawieruszyły.



65 komentarzy:

  1. Samo życie. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej cenne na rynku prawniczym są świadectwa(nawet ustne, tfu)o molestowaniu na tle seksualnym.Nie jest ważne,że sprawca może przebywać już dawno w krainie wiecznych łowów(bez podtekstów).Wartość świadectwa na głupotę(obsesja,demencja starcza)wyraźnie spada.Nasze Gwiazdy zaczynają robić koło pióra panu rezyserzu,a do tej pory nie było problemu z dawaniem autografów i nie tylko(coś słyszałem za kulisami).Swoje wspomnienia przekażę potomkom ,też swoim.Pozdrawiam równie serdecznie z teatralnej kasy biletowej miejscowego teatru (pragnę zachować inkoguto).pa

      Usuń
    2. Krystyno, no nie wiem. Ani cuda, ani świadectwa nie zdarzają się na co dzień, i to raczej nic wspólnego z normalnym życiem nie ma.
      Pozdrawiam z przedsionka Opery Śląskiej ;)

      Usuń
  2. No, niestety, wystrzelał się pambuk z cudów. Coś sobie źle obliczył albo co...
    Miałam okazję być w tym cudownym Lourdes - wychodzi na to, że z narażeniem życia. Nie zginęłam w katastrofie, więc jest nieźle. Na miejscu architektoniczny Disneyland i morze ludzkiego nieszczęścia mamionego kłamstwem. Jeżeli masz ochotę, możesz zerknąć:
    https://fraube2.blogspot.com/2017/03/395-ktoredy-do-hiszpanii-przez-lourdes.html
    Niestety, dysponuję jedynie świadectwami szkolnymi począwszy od zerówki aż po maturę. Potem zaczynają się dyplomy. Spektakularnego ani nawet skromnego nawrócenia nie odnotowałam i raczej słabo się na to zanosi... Pewnie dlatego, że nie mam zbyt wiele wspólnego z klinikami aborcyjnymi ani nawet nie jestem podrzędną aktoreczką. Ale co tam ja! Katocelebryci mnożą się w postępie geometrycznym, taka moda teraz. Całkiem poprawna politycznie, powiedziałabym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzę do wskazanej notki na pewno, choć Lourdes nigdy nie budziło moje zachwytu. Świadectwami się nie przejmuj, w pewnym wieku to tylko zbyteczna makulatura ;)
      Tak się cały czas zastanawiam, czy odsetek kobiet, które poddały się aborcji jest większy wśród niewierzących, czy wierzących. Bo, że ilościowo po stronie tych drugich – tu nie mam najmniejszej wątpliwości. A co do mody, masz chyba (i niestety) rację.

      Usuń
  3. otóż to,czas na polski prawdziwy serial na wzór "Opowieści podręcznych"(aktoreczek),należy li tylko poczekać ,jak na światło dzienne zaczną wychodzić niesamowite tajemnice z różnych klasztorów.Świadectwa niegodziwości wypłyną na wierzch,jak przykładowy olej św.Rycyna z Modeny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawróceni to nie żaden cud, ale świadoma decyzja. W motywy nie wnikam. Wielu nawraca się na "ISIS". Czy to też cud?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żaden cud, ani nawet nie nanotechnologia, tylko zwykła kalkulacja... to tak, jak z kupowaniem piwa: tam się kupuje, gdzie jest tańsze, mocniejsze, smaczniejsze, a sprzedawczyni ma fajniejsze cycki...
      (brunatni) lewacy /czyli narodowcy/ nie nawracają się na ISIS, tylko idą tam, gdzie panisko jest bardziej ludzkie i da im kałacha na legalu, którego w Europie (na legalu) nie dostaną... ach, ten zapach kordytu i krzyk gwałconej kurdyjskiej jezydki o poranku... to musi być niezły odjazd :D
      p.jzns :)

      Usuń
    2. Szarabajko, nie napisałem, ze nawrócenie to cud, w moim rozumieniu to tylko zjawisko, odwrotne do tego, kiedy wiarę się porzuca. To, że te przypadki się nagłaśnia, mnie nie dziwi. Ich jest stosunkowo mało w stosunku do postępującej sekularyzacji i ateizacji społeczeństw. Dlatego i nawracania na ISIS nie uważam za cud. To tylko przejście z jednego radykalizmu w drugi.

      Usuń
  5. pisz może po ludzku, że przeszła do ruchu "anty wybór", no, chyba że ironizowałeś, wtedy cofam ten sęk...
    ostatnio tak się zastawiam, jak się ustosunkować do aplikowania wspomnianego filmu dzieciakom w szkołach, ale dopóki sam go nie obejrzę mam zamknięty dziób... gdybym go otworzył /dziób, nie film/ byłbym hipokrytą, niczym hołota ujadająca na spektakl "Klątwa" czy inne ekspresje artystyczne budzące saint anger wśród "obrażooonych"...
    ...
    natomiast co do meritum, to faktycznie można się uśmiać w temacie (selektywnego) używania słowa "świadectwo"... tak się teraz zastanawiam nad tym, czego świadectwem jest, gdy ktoś zaczyna coś robić lub przestaje to robić... o czym może świadczyć, że ktoś przestał być dzbanem i nie jest już "anti choice", a o czym może świadczyć, że ktoś zaczął być dzbanem i nie jest już "pro choice"?... można tylko domniemywać, że ten pierwszy nabrał szacunku do kobiet, a ten drugi go stracił, ale nadal to nic nie wyjaśnia, chyba że sam coś opowie o swoich motywacjach... co zresztą też nic do końca nie wyjaśni, bo może się mylić i opowiadać o swoich iluzjach na ten temat...
    ...
    jest taka anegdota o tym, jak na pewnym koncercie pan Brian Hugh Warner /pseudonim artystyczny Marilyn Manson/ podpalił swojego perkusistę... zapytany o powody odparł: "bo było mu zimno"... fajnie, ale czego to jest świadectwo?... tego, że zepsuło się ogrzewanie na sali, czy tego że perkusista był idiotą i słabo bębnił żeby się rozgrzać?...
    ...
    zaiste napisałeś fascynujący tekst na fascynujący temat...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale po co to narzucać komuś swoją narrację? :)

      Usuń
    2. nie wiemy Radku, anegdota tego nie precyzuje, czy perkusista Mansona wyraził chęć bycia ogrzanym, czy tenże chciał mu tylko zrobić prezent - niespodziankę... ale założymy to drugie, to pewnie to zrobił po to, by poczuć radość dawania... ale jakież to chrześcijańskie, nieprawdaż :)

      Usuń
    3. Piotrze:

      Ruch pro (za) życiem jest też ludzką, polska nazwą ;)

      Czytałem o tej rzekomej akcji nakłaniania dzieci szkolnych do obejrzenia tego filmu. Osobiście mam mieszane uczucia, ale tu liczy się chyba wola rodziców. Mnie kiedyś straszono piekłem (filmami, opisami, relacjami) i dziś budzi to tylko mój uśmiech politowania. Ale, ale, jeśli z tego powodu zmaleje liczba aborcyjnym w podziemiu, nie mam nic przeciw. Niemniej jestem tu sceptyczny. To jest jak z tą akcją Dominiki. Ma przekonać przekonanych.

      Świadectwo ma tylko znaczenie wtedy, gdy się je upublicznia. Tego na szczęście nie ma zbyt wiele, i podobnie jak powyżej, może coś znaczyć tylko dla tych, co są już przekonani, mają swoje mocno ugruntowane postrzeganie. Stosunek do kobiet w tej grupie społecznej jest już taki jaki jest, więc i to jest jakby sprawa marginalna.

      Dzięki za pochwałę notki ;)

      Usuń
    4. at Asmo...
      vide poniżej mój komentarz do Radka, z którego wynika, że rodzice mają tu ostatnie słowo, więc na ten temat nie ma sporu...
      ...
      "jeśli z tego powodu zmaleje liczba aborcyj w podziemi"...
      to jest raczej ewentualny skutek uboczny propagandy antyaborcyjnej, a nie główny cel...
      aczkolwiek można tak skonstruować tą propagandę, by zniechęcała jedynie do poddawania się zabiegom w podziemiu jedynie, nie zniechęcając jednak do poddawania się zabiegom jako takim, gdy miało się pecha, ale ja nie jestem nawet sceptyczny, ja wręcz jestem pewien, że anti - choice takiej akurat propagandy nie prowadzi...
      ...
      natomiast chyba faktycznie jest tak, że większość ludzi ma wykrystalizowane poglądy na temat aborcji, aczkolwiek nadal jest spora grupa nie mających klarownego zdania i o nich warto walczyć, by kiedyś wreszcie obecne prawo w tym temacie znormalizować /czytaj: zliberalizować do poziomu prawnej dopuszczalności aborcji na życzenie/...
      ...
      przecież wiemy, że wszystko, czemu ludzie nadali nazwę jest nazwą ludzką... także nowomowa używana przez anti-choice, która bardziej służy manipulacji, niż przekazywaniu informacji... fraza "mówić po ludzku" jest jedynie pewną metaforą dość popularnie używaną, myślałem że to jest dla Ciebie jasne...
      natomiast wracając do tematu, to owo "pro-życie" /pro-life, prolajf/ zebrało swego czasu paskudne żniwo w postaci zmanipulowania wielu umysłów i zaskutkowało nieludzkim prawem... i dlatego, żeby to odkręcić, trzeba zacząć od naprawiania języka z nowomowy na "po ludzku" :)

      Usuń
    5. p.s. staram się zniechęcać do używania MJ z nieznanych, podejrzanych źródeł, ale ani mi głowie zniechęcanie do kupowania w licencjonowanym coffee shopie /nie zachęcam też nikogo do używania, ale to już osobna sprawa/...
      natomiast marihuanofob nie wnika w kwestie źródła, bo ma napaprane w głowie, że MJ to "zło"...
      analogicznie jest z kwestią aborcji:
      złem nie jest aborcja jako taka, ale ryzyko związane z podziemnymi zabiegami... ale anti choice ma inne zdanie na ten temat /też na skutek napaprania w głowi/ i potępia każdy zabieg aborcji...

      Usuń
    6. Ależ ja mam na myśli tylko skutek uboczny, i to raczej mizernych rozmiarów. Nie sądzę, aby teraz rozpętała się jakaś większa nagonka na aborcję, niż jest. Nawet posłowie PiS nie mają odwagi, a deklaracja PAD ma charakter kiełbasy wyborczej. Zauważ, on chce aby zadecydowali inni, a wtedy się podpisze...

      Niewykrystalizowana grupa? To nie są wybory do parlamentu. Nawet nie wiemy ile jest tych aborcji nielegalnych. Czy dojdzie do takiej liberalizacji? Nie jestem pewien czy prędko. Najpierw Kościół musiałby być zmarginalizowany do jakieś niewiele znaczącej grupy wyznaniowej.

      O znaczeniu poprawności językowej już kiedyś mówiliśmy. Teoretycznie zwolennicy poprawności mają rację, ale akurat tu – życie swoje ;)

      O aborcji można dyskutować li tylko w kategoriach moralnych, choć dobrze by było, aby nikt nikomu na siłę jedynie słusznej moralności nie narzucał, bo takiej nie ma. Niemniej jest coś takiego jak prawo stanowione i tu już raczej dyskusji nie ma.

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    8. at Asmo...
      toć jasne, że nie ma jednej, jedynie słusznej moralności, ale warto dostrzec, że moralność pro choice nikogo nie krzywdzi, zaś moralność anti choice generuje szkody...
      a prawo stanowione nie jest wytworem boskim, dla ateisty powinno być to oczywiste, tylko ludzkim, więc człowiek jest władny je zmienić... i o tym jest właśnie dyskusja, aby możliwie najszybciej dokonać tej zmiany...

      Usuń
    9. Ba!, w tej sytuacji geopolitycznej nie ma mowy o zmianie prawa aborcyjnego. W żadną stronę. Więc zamiast „możliwie najszybciej” trzeba będzie poczekać jeszcze sporo lat.

      Mam jednak problem z tezą, że ruch pro choice nikogo nie krzywdzi, bo ja nie wiem (i nikt tego nie wie), w którym momencie niczego nieświadomy zlepek komórek przestaje nim być. Aby być dobrze zrozumiany, nie dam sobie wmówić, że zapłodniona komórka jajowa, przed zagnieżdżeniem w macicy to już samoistne życie, ale im dalej „w las” tym wątpliwości więcej.

      Usuń
    10. nie wiem, czy to jest dobry pomysł rozkręcać tą dyskusję, ale wspomnę tylko, że do czasu uformowania się i wystartowania mózgu jako siedliska świadomości nie ma mowy o żadnym "kimś", to jest tak około dwunastego tygodnia ciąży...
      prawdziwe schody zaczynają się później, tu już taki za bardzo pro-choice bym nie był, tu już trzeba pewnego uzasadnienia, by taką ciążę skasować...

      Usuń
    11. O nic innego nie idzie, jak o ową precyzję "około".

      Usuń
  6. Nie wiem czy zauważyłeś, że sporo tych pielgrzymkowych wycieczek ma wypadki i to często ze śmiertelnymi ofiarami.
    Co do cudów dziejących się w tych "cudownych miejscach"- jest sporo chorób, których objawy ustępują pod wpływem placebo, gdy pacjent silnie wierzy w cudowne działanie "leku" lub dotyku jakiejś relikwii czy też ręki "cudotwórcy". Nadal nie poznane są do końca wszelakie schorzenia psychosomatyczne, nadal nie znamy do końca możliwości naszych mózgów i ich wpływu na nasz organizm. Wiemy doświadczalnie, że w stanie hipnozy pacjent może sam powstrzymać krwawienie, może być operowany bez leków znoszących ból i bólu nie czuje. Ale nadal nie wiemy dlaczego tak się dzieje.
    Więc prościej jest stan niewiedzy przykryć płaszczykiem cudu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłem Anabell, dlatego poruszyłem watek pielgrzymek ;)

      Z tymi uzdrowieniami jest tak, że może to nie tyle placebo, ale siła własnej woli, oparta na miejscu lub osobie. Gdzieś czytałem, że takie uzdrowienia mają krótki termin ważności. Bez właściwej opieki lekarskiej, wszystko wraca do stanu chorobowej normy. Owszem są przypadki samoistnego wyleczenia, ale do tego wcale nie jest potrzebna religijna, lub znachorska otoczka.

      Usuń
  7. Ciekawy tekst, przyznaję. :) Ciekawe czy utrata wiary jest też jakimś tam świadectwem.

    Dziwi mnie tylko ból tyłka o ten film. Buchnąłem śmiechem np. czytając:

    "Zagrożenie, jakie niosą "Nieplanowane", nie wynika z obnażania jakiejkolwiek niewygodnej prawdy, tylko z celowego przeinaczania faktów. Pod płaszczykiem wzruszającej opowiastki o powrocie do wiary i duchowym odrodzeniu, film wpisuje się w bezlitosną, politycznie motywowaną walkę."

    Nagle ktoś przyznaje, że chodzi o jakąś walkę, a film jest "zagrożeniem". Dla kogo jest zagrożeniem film antyaborcyjny? Komuś przeszkadza przeinaczanie faktów, choć to przecie film fabularny, a nie dokument. Piszesz, że do zmiany poglądów skłoniły ją problemy finansowe, choć chyba nie problemy finansowe są przyczyną tego, że ma ósemkę dzieciaków. o filmie się nie wypowiem, natomiast czytałem wywiad z nią. Faktycznie 13 tygodniowy, przy aborcji którego była, płód to chyba nie "zygota", ani nie "fasolka", więc jakoś mnie nie dziwi, że nią tą wstrząsnęło. Ja widziałem USG wcześniejszego płodu i w ogóle jakoś odmieniło to moje zdanie na temat aborcji - bo wcześniej nie angażowałem się w żadne dyskusje, a temat był mi obojętny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. film antyaborcyjny /załóżmy, że taki jest omawiany/ jest pewnym zagrożeniem dla umysłu dzieciaka, gdyż wciska weń kulawą moralność, jakoby aborcja była "złem"... a jeśli nie zagrożeniem, to kłopotem dla rodziców, którzy muszą dziecku tą bzdurę w domu odkręcać... ja z pewnością bym zrobił o to aferę w szkole, gdybym się dowiedział, że jest używany do celów propagandowych /po uprzednim obejrzeniu rzecz jasna, gdyby to założenie się potwierdziło/... już chyba jakieś dwa lata temu były takie pomysły w resorcie oświaty, by podczas godzin wychowawczych podejmować temat o kryptonimie "ochrona życia", który z pewnością nie oznacza pro-eko, ani innych tematów, które się mogą z nim kojarzyć normalnym ludziom...

      Usuń
    2. p.s. "normalnym" w sensie: zdrowym psychicznie...
      niestety do zrobienia afery nie mam uprawnień, gdyż nie mam dzieciaka w tym wieku, ale mam pełne prawo rozmawiać o tym z rodzicami takich dzieci lub przedsiębrać inne działania...

      Usuń
    3. Radku:

      W Wysokich Obcasach jest tekst: „Ulżyło mi, kiedy przestałam chodzić do kościoła”. Na razie się do tego wywiadu nie odniosę, nie miałem czasu przeczytać. Może więc jest też świadectwo w drugą stronę? ;)

      Nie za bardzo też potrafię się odnieść do treści filmu. Czytałem tylko jedną recenzję (w „Wyborczej”), gdzie wytknięto jej też to, o czym piszę w kwestii finansowych. Jest też zarzut o manipulację, potwierdzony opiniami kilku ginekologów – płód w takim stadium nie reaguje na żadne niebezpieczeństwo, tym bardziej na skalpel. Jest w tym też jeszcze jedno zakłamanie – większość aborcji dokonuje się wcześniej farmakologicznie, a nie chirurgicznie.

      Czy film jest zagrożeniem? Wątpię, ale reakcja feministek wydaje mi się adekwatna do „szturmów modlitewnych” na filmy rzekomo bluźniercze. Nie wierzę Abby. Dyrektorką szpitala aborcyjnego nie zostaje się z łapanki. Tak jak nie wierzę w to, ze to była pierwsza aborcja, której się przyglądała. I bez względu na to ile ma dzieci, jej świadectwo dziwnie się zbiegło z tymi problemami finansowymi. Tak już na marginesie, film w Stanach czy Kanadzie, wzbudził takie oburzenie, ze szybko wycofano go z repertuarów kin. We mnie rodzi się pytanie: dlaczego sprowadzono go do Polski? Coś mi się wydaje, że jesteśmy jedynym krajem w świecie, gdzie takie kontrowersyjne podejście do aborcji ma szansę na jakieś poparcie. Nie wiem, czy to zaszczyt?

      Usuń
    4. Piotrze, w jednym się zgodzę. W Stanach i Kanadzie film był dozwolony od lat 18-tu. W Polsce jest od lat 15-tu... Dość znamienne.

      Usuń
    5. powtórzę jeszcze raz, tylko innymi słowy: nie ma sensu wypowiadanie się o tym KONKRETNYM filmie, jeśli go się nie widziało... sens ma jedynie dyskusja o propagandzie antyaborcyjnej jako takiej, o jej szkodliwości, która to szkodliwość jest (dla mnie) oczywista...

      Usuń
    6. @Piotrze, tak się składa, że nie mam ochoty dyskutować w tym konkretnym kontekście o Twojej wykładni moralności, bo nie ma to większego sensu, tak samo jak nie interesuje mnie już nomenklatura, którą sobie przyswoiłeś na poparcie swoich poglądów.

      @Asmo, czytałem o tym, aczkolwiek ja z kolei nie mam powodów by wierzyć jej antagonistom, na których powołują się artykuły ją krytykujące - choćby z tego powodu że aborcja jest dla nich biznesem. Wycofanie filmu z kina świadczy tylko o potędze lobby, które uwiera on najwyraźniej w zad i kondycji słynnej wolności słowa, ale nie dla każdego.
      Oczywiście trudno na pewno było autorce książki odróżnić ruch przypadkowy, od celowego, napisała co być może widziała, ale z tego co czytam jakieś reakcje płód ma w tym okresie.

      Usuń
    7. Jeśli obaj nie wierzymy, prawda leży gdzieś pośrodku ;)))

      Ale znów uciekasz w jakąś spiskową teorię dziejów. Wszystko na świecie jest biznesem, nawet produkcja chleba, więc tym określeniem za bardzo nie szafuj. Nie wiem kto stał za tym, aby film wycofać z kin, dla mnie jest jasne, że dyskusja na ten temat jest wystarczająco ostra, aby podsycać ją takimi ckliwymi historiami. Bo ja tu jednej rzeczy naprawdę nie zrozumiem – czy ktoś zmusza przeciwników aborcji do przerywania ciąży? Paradoksalnie tu jest pole do popisu dla dawania świadectwa. Niech zwolennicy życia od poczęcia dają świadectwo, że faktycznie im na każdym życiu zależy. Zmuszanie innych do rodzenia kalekich i śmiertelnych chorych akurat świadectwem nie jest.

      Nie jestem ginekologiem, ale masz rację, płód w tym okresie wykonuje pierwsze ruchy, ale nie ma dowodów na to, że w związku z tym odczuwa ból albo strach, lub że te ruchy są wywołane sytuacją zagrożenia z zewnątrz. I w tym temacie ta scena w filmie jest ściemą, obliczoną na wywołanie określonej reakcji u widza. Tak nawiasem mówiąc, ciekaw jestem reakcji widzów, gdyby pokazano okaleczone i śmiertelnie chore, umierające noworodki, oraz reakcje ich rodziców? Zamiast wzruszonych, oglądalibyśmy wychodzących z kina omdlałych..., jeśli ktoś dotrwałby do końca.

      Usuń
    8. Być może...

      Film nie jest narzędziem przymusu. Możesz go obejrzeć albo nie. Strach polega na tym, że pokazuje najwyraźniej taką stronę aborcji, którą jej zwolennicy wolą ze swej świadomości wyrugować. Bo to przecież nic takiego.

      Nie wiem co odczuwa płód, to że jeszcze nie czegoś nie odczuwa jest jakby mało istotne i jest tylko kwestią czasu, wszystko zapisane w genach, począwszy od wyglądu, a na zamiłowania do frytek skończywszy. I tyle.

      Usuń
    9. Sam film nie, ale on jest jednym z elementów mających ugruntować i uzasadnić przymus bezwzględnego zakazu aborcji i po to jest promowany. Nie oszukujmy się, lobby antyaborcyjne temu służy.

      Popełniasz kolosalny błąd myślowy. Z Twoich słów można wnioskować, że kobiety zachodzą w ciążę, bo chcą aborcji. Kierujesz rozmowę na zwolenników aborcji na życzenie, a przecież w obecnej sytuacji w Polsce, taka prawnie nie jest możliwa, mówimy o zakazie aborcji płodów zagrożonych kalectwem lub szybką śmiercią noworodków (tzw. eugeniczną, jedną z trzech wypadków jej dopuszczenia). A to nie jest, jak piszesz „nic takiego”. To jest skazanie przyszłego dziecka na dożywotnie cierpienie, w drastycznych przypadkach powolne umieranie w mękach oraz, o czym nikt nie chce słyszeć, również cierpienie rodziców i najbliższych, w tym rodzeństwa. Nie każdego stać na takie „męczeństwo”, dlatego nie wolno do niego przymuszać. Nikt też nie nakazuje w takim przypadku aborcji.

      Mimo wszystko nawiążę do aborcji „na życzenie”. Nie przyszło Ci na myśl, że za zdecydowaną części przypadków niechcianych ciąż, odpowiedzialni są faceci, którzy de facto nie ponoszą za to odpowiedzialności? Nawet obowiązek alimentacyjny to tylko znikoma część tego, co w przyszłości stanie się obowiązkiem matki. Nie ma dziś skutecznych narzędzi do egzekwowania od ojca obowiązku rodzicielskiego. Więc może zamiast „wieszać psy” na feministkach, które optują za aborcją „na życzenie”, najpierw trzeba by coś zrobić z facetami, którym brak odpowiedzialności za własne potomstwo? Ja na to pomysłu nie mam, i nie znam nikogo, kto by miał.

      Usuń
    10. Nie wypowiem się, czy chodzi o bezwzględny zakaz, dopóki nie będę wiedział o czym jest film. A propos teorii spiskowych - naczytałem się nawet że organizacje antyaborcyjne w USA wspierane są przez jakieś dziwne organizacje, łącznie z "oligarchami rosyjskimi". Szkoda że nie ISIS...

      Nie wiem z której części mojej wypowiedzi tak wynika, bo nic takiego nie powiedziałem. Film nie jest polski i zakazu wyświetlania również nie wprowadzono w Polsce. Mówi się że jest oparty na faktach, a nie jest to prawdą - spoko, nikomu nie przeszkadzało, że hollywodzkie filmy historyczne, biograficzne, obyczajowe i wojenne rzekomo oparte na faktach są w istocie stekiem bzdur i przekłamań. Niestety "oparte na faktach" oznacza zainspirowanie się jakimś wydarzeniem, a nie odtwarzanie go na ekranie toczka w toczkę.
      Poza tym ja nie optuję za całkowitym zakazem aborcji i nigdy nie optowałem, nie wiem też czy takie rozwiązanie sugeruje ów film. Przerwanie płodu ze względu na uszkodzenie płodu jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Natomiast, jeżeli film ma kimś wstrząsnąć i powstrzymać go przed świadomą aborcją zdrowego płodu - to dobrze.

      Nie przyszło mi do głowy, bo nie ma na to żadnych przesłanek. Natomiast ten argument jest absurdalny wobec hasła moja macica moja sprawa, gdzie nagle facet nie ma nic do gadania, chociaż ciąża jest świadomym działaniem dwojga ludzi, a nie tylko strony posiadającej macicę.

      Usuń
    11. Opieram się na zdaniach „Strach polega na tym, że pokazuje najwyraźniej taką stronę aborcji, którą jej zwolennicy wolą ze swej świadomości wyrugować. Bo to przecież nic takiego”. Może nadinterpretuję, może nie to miałeś na myśli, ale tak to odebrałem. Zapytam: jaka to strona aborcji i czy da się ją w ogóle wyrugować z pamięci? Bo nie powiesz mi, że zabieg aborcji podejmuje się dla „sportu czy rozrywki”. Owszem, czytałem o tezie, która mówi, że niektórzy traktują aborcję jako środek antykoncepcyjny, ale włóżmy to między bajki, bo jest to tylko wyolbrzymiony argument przeciw.

      Byłoby ok, gdyby ten film traktowano tylko i wyłącznie w kategoriach produkcji hollywoodzkiej, ale czytając artykuły nie tylko na katolickich, ale i prawicowych portalach, jest dokładnie na odwrót – mówi się o „wstrząsającym dokumencie”. Ja tylko przypomnę wypowiedź Abby Johnson, która mówiła w programie "Warto rozmawiać" na antenie TVP, że "katolicy na świecie potrzebują obecnie silnej Polski". Innymi słowy to nie jest dla nich film fabularny – to jest najzwyklejsza propagandowa agitka.

      Nie ma przesłanek? Akurat tu warto przytoczyć sławne „Bo do tanga trzeba dwojga”. A co Ci mówią dane o tym, że 30 proc. rodzin w Polsce to matki samotnie wychowujące dzieci, i jest to tendencja wzrastająca? Odliczmy wdowy i kobiety, które same się na to zdecydowały, a i tak Ci pozostanie 25 proc. wszystkich rodzin. Natomiast hasło „moja macica, moja sprawa” jest w znacznej mierze odpowiedzią na tę tendencję. Aby był jasność, jestem zbyt stary, aby zmienić poglądy na aborcję, i jakoś nie mogę się pogodzić z tą aborcją „na życzenie”, niemniej coraz bardziej rozumiem sens takich dążeń. Rozumieć, to nie znaczy się na nie godzić, choć z drugiej strony, nie byłem i nie będę kobietą, której jakiś faciol zrobił dziecko i uciekł jeszcze przed porodem.

      Usuń
    12. sorry Radku, ale bez klasy uciąłeś tą dyskusję, bo język pro choice, którego używam istniał wcześniej, zanim anti choice uparli się obrzydzić innym życie i zaczęli gmerać w tym języku tworząc swoją nowomowę, manipulować nią w celu zmiany prawa... chyba uczciwiej byłoby z Twojej strony przyznać, że po prostu nie umiesz rozmawiać w tym języku, bo myślisz w kategoriach nowomowy anti choice, co prawda to trochę obciach, ale chyba mniejszy, niż wciskanie komuś czegoś?... a ja bym się nie pogniewał, bo na te tematy gadam tylko po ludzku i odmawiam rozmowy w nowomowie... byłby podpisany pokojowy protokół rozbieżności zdań po którym nie byłoby tego niesmaku, który zaistniał...

      Usuń
    13. Sorry Piotrze, ale tak Cię to ubodło, że aż uciekłeś się do osobistej wycieczki, to - po pierwsze, określenie "przyswoić" nie oznacza wymyślić, więc nie wyklucza to istnienia tego słowa wcześniej, zanim zacząłeś go używać. Po drugie, nie chodzi o to z kim umiem rozmawiać, tylko z kim mam ochotę rozmawiać - a ponieważ znam już aż nadto dobrze nie tylko Twoje zdanie na temat aborcji, ale także akcentowany na każdym kroku stosunek do osób które mają inny stosunek do aborcji niż Ty, nie powinno Cię dziwić, że nie mam ochoty na ten temat rozmawiać akurat z Tobą - co dałem do zrozumienia aż nadto uczciwie, chcąc uniknąć dalszych przepychanek na które chyba żaden z nas nie ma ochoty.

      Usuń
    14. " chociaż ciąża jest świadomym działaniem dwojga ludzi," - akurat niechciana ciąża tak bardzo świadomym działaniem chyba jednak nie jest, a tylko przypadkową wpadką.
      Świadomy człowiek robi wszystko, żeby do niechcianych ciąż nie dochodziło i się skutecznie zabezpiecza (zarówno kobieta jak i mężczyzna) na różne sposoby (chemiczne, medyczne, fizyczne, a nawet "wstrzemięźliwe"). ;)
      Oczywiście nie jest to łatwe, ale w końcu wyżej powinna być postawiona ochrona życia poczętego niepowtarzalnego człowieka niż chwilowa przyjemność seksualna dwojga osób.

      Usuń
    15. Mario, ździebko przeinaczasz. Ciąża jest skutkiem świadomego działania, choć nie zawsze chcianym. Otóż nie do końca się z Tobą zgodzę, że „świadomy człowiek robi wszystko, żeby do niechcianych ciąż nie dochodziło i się skutecznie zabezpiecza”. Są sytuacje, gdy ta świadomość jest mocno przytępiona, albo polega na stosowaniu magii (kalendarzyki). Konia z rzędem temu, kto zawsze przy seksie myśli o życiu poczętym ;)))

      PS. Nie traktowałbym seksu jako „chwilowa przyjemność”, według mnie to ważny aspekt scalający wzajemne relacje dwojga ludzi.

      Usuń
    16. Znikam do jutra, ach ta opera, opera... ;)

      Usuń
    17. no proszę ,a co ze zbanowaniem ANONIMOWEGO-ach ta operetka,operetka.Również znikam do jutra,ach gdzie ten różaniec na Marsz Niepodległości....

      Usuń
    18. Amo, No tak, ale znaczy to tylko tyle, że akcje typu "aborcja jest ok", taki wizerunek bagatelizujący znaczenie dokonania aborcji tworzą - podsycając bzdurnymi argumentami o zrujnowaniu zdrowia, albo zmarnowanego życia - jakby nie biorąc pod uwagę tego, że niechcianego dziecka można się po prostu zrzec zaraz po jego urodzeniu.

      Nie wiem, gdzie się mówi o "wstrząsającym dokumencie", żadna z recenzji którą czytałem na prawicowych portalach. Co więcej - w jednej z nich wynika, że ruch prolife nie został tam przedstawiony tak kolorowo, ale to będę wiedział po obejrzeniu.

      A przepraszam, skąd te matki mają dzieci? Ktoś je zmuszał do tego, żeby je mieć, zapłodnił na siłę i porzucił? Ja nie mówię, że takie dążenia nie mają społecznego sensu, natomiast nie są one złotym rozwiązaniem problemu - prostym i łatwym, jak chcieliby to niektórzy postrzegać, sprowadzając do prostego "zabiegu".

      Usuń
    19. Mario, sorry ale przypadkowo to można się potknąć i wywrócić a nie zajść w ciążę.

      Usuń
    20. okay Radku, faktycznie trochę ubodło, sorry za tekst "ad personam" w rewanżu, ale nie sądzę, by robić z tego casus belli...
      za to wtrącę się by coś wyjaśnić na temat hasła "aborcja jest okay"... oczywiście nie znaczy ono, że sam zabieg jest okay, tylko wykorzystuje dość popularny zwrot "być za aborcją" lub "przeciw aborcji", gdzie słowo "aborcja" funkcjonuje jako skrót frazy "prawo do legalnej aborcji"... przyznam, że mnie się ten skrót nie podoba, bo powoduje liczne nieporozumienia, ale mimo to funkcjonuje i tak to omawiane hasło należy pojmować...

      Usuń
    21. chyba nie trzeba wielkiej wyobraźni, by wiedzieć, jak kobieta może zajść w ciążę mimo zabezpieczeń, które zresztą nie są stuprocentowo pewne, do ciąży może zresztą dojść nawet bez coitus vaginalis /dlatego zresztą nigdy nie nabijam się z mitu o Maryji Matce Dziewicy (w sensie fizjologicznym)/... daruję więc sobie opisywanie przykładowego scenariusza...
      tak więc nie do przyjęcia jest prawo, które zabrania mieć pecha...
      dodajmy do tego obecną sytuację, w której dostęp do zabezpieczeń jest ograniczany w tym kraju: sztandarowy przykład to "pigułka po" albo mniej znany medialnie, to zniknięcie z polskiego rynku środków plemnikobójczych...
      polskie prawo aborcyjne jest zbudowane na fałszywej przesłance, jakoby kobieta była rzeczą, automatem do rodzenia, jest to kamuflowane wszelkim pierdologiami racjonalizującymi to prawo...
      ...
      jeśli ktoś wynajdzie sposób stuprocentowy na bezpieczny seks, bez skutków ubocznych ubocznych i nieodwracalnych /czyli sterylizacja odpada już na starcie/, do tego powszechnie dostępny, to dopiero wtedy można zacząć mówić o prawie w obecnej wersji zwane /o ironio/ "kompromisem"...

      Usuń
    22. Radku:

      Sam napisałeś w komentarzu wyżej, że film nie jest narzędziem przymusu, jakim cudem hasło „aborcja jest ok”, choć nie jako narzędzie przymusu, ma mieć wpływ na Twoje i innych postrzeganie aborcji? Jeszcze bym rozumiał, gdyby nie było ruchów przeciw aborcji, ale w takiej sytuacji po prostu przesadzasz.

      Cytat z recenzji w tygodniku Niedziela; „Jest wiele scen pełnych napięcia i wstrząsających, ale nie ma tam brutalności. (...) W Stanach Zjednoczonych film wywołał wstrząs, w dziewięciu stanach podjęto prace na rzecz zwiększenia prawnej ochrony dzieci nienarodzonych”.

      Świetnie to ująłeś: „Ktoś je zmuszał do tego, żeby je mieć, zapłodnił na siłę i porzucił?”, ale to dobitnie świadczy o tym jak bardzo nie rozumiesz problemu. Specjalnie wcisnąłem tytuł piosenki, abyś właśnie nie sądził, że do seksu wystarczy jedno (a czasami wystarczy jedno – napalony osiłek). Rzecz tylko w tym, że konsekwencje tego obopólnie chcianego seksu zawsze i przed wszystkim ponosi kobieta, obojętnie czy panna czy mężatka.

      Pełna zgoda, aborcja nie jest „złotym środkiem”, ale akurat nikt tak nie twierdzi, poza fanatycznymi ortodoksami, którzy taką motywację przypisują kobietom poddającym się zabiegowi.

      Usuń
    23. Piotrze:

      Chyba wymagasz perpetuum mobile. Stuprocentowe środki bezpieczeństwa? Idź do drewnianego kościółka, a jak będziesz miał pecha, i tak cegłówka Ci na łeb spadnie (w ramach cudu).
      W określeniu „kompromis” nie ma żadnej ironii, bowiem ma zawsze to do siebie, że nikogo nie zadowala. Taka jest istota i urok kompromisu.

      Usuń
    24. ależ tak Asmo... to jest idea perpetuum mobile /przynajmniej z punktu widzenia naszej obecnej wiedzy/, a to znaczy, że takie prawo nie powinno zaistnieć...
      za to obecnie funkcjonuje erzatz racjonalizujący to nieludzkie prawo, nie tyle perpetuum mobile, co oksymoron zwany "dziecko nienarodzone"... to taki sam nonsens, jak w matematyce "ujemna liczba naturalna" /dla przypomnienia: liczba naturalna to 1, 2 i każda kolejna o 1 większa/...

      Usuń
    25. W prawie nie istnieje pojęcie dziecka nienarodzonego, więc prawo jest jak najbardziej ok. Istnieje wprawdzie pewien konsensus: nasciturus (dziecko nienarodzone), ale ma zastosowanie li tylko w prawie spadkowym. Płód (dziecko jako potomek rodzica) jest traktowany jako pełnoprawny spadkobierca od momentu poczęcia. Przy czym warto tu zaznaczyć różnicę między zapłodnieniem a poczęciem.

      Pisząc o perpetuum mobile miałem na myśli metodę określającą dokładnie moment kiedy zlepek komórek staje się istota ludzką. Jest tu pewien kontrowersyjny paradoks. Podobnie jak komórki rozrastają się do postaci płodu, w każdym organizmie mogą powstać komórki rakowe, których istotą ludzką nikt nie nazwie, a które człowieka mogą zabić. Te komórki się zabija i nikt nie ma o to pretensji. Wiem, wiem, zaraz usłyszę: rak to nie nowy człowiek, ale...

      Usuń
    26. at Asmo...
      jest jeszcze przemycenie tego oksymoronu w obecnej ustawie o rzeczniku praw dziecka, w części definicyjnej... to tak gwoli ścisłości...

      Usuń
    27. W takim razie zwracam honor ;)

      Usuń
    28. Mój drogi, jeśli uważasz, że wpływ na kogoś ogranicza się tylko do przymusu, to chyba całkowicie umykają Ci mechanizmy wpływu w dzisiejszym świecie. Bezpośredni przymus to przeżytek. Wpływ mają reklamy, różne kampanie, filmy, książki i tak dalej i tak dalej.

      No i co w związku z tym? O wiele łatwiej jest przekonać ludzi do zrzucenia z barków odpowiedzialności za niechcianą ciążę, niż jej podjęcia - przekonując go, że przecież jest wolny i może o sobie stanowić.

      Ale co mi tutaj za ciemnotę wciskasz... Ponosi kobieta, która decyduje się na seks na takich zasadach. Ja rozumiem, że może nie zadziałać środek antykoncepcyjny, ale nie oszukujmy się, większość ciąż wynika ze zlekceważenia całkowitego konsekwencji przypadkowego seksu, z których ciąża często jest najmniej groźnym następstwem.
      Wszystkie te przemądrzałe aborcjonistki wolą skupić się na dowolności aborcji, zamiast uczyć młode dziewczyny szacunku do samej siebie, tymczasem ile jest przypadków, że niedoszła mamusia nie pamięta po hucznej imprezie z kim i dlaczego ma dziecko - nawet jeśli to skrajny przykład.

      Usuń
    29. Czyli teraz przyznajesz, że film jest rodzajem przymusu (choć nie bezpośredniego), jako reklama czy kampania? Wiem, wiem, mnie też byłoby się z Twojej pozycji zdecydować ;)))

      Czymże w taki razie jest wolność, jeśli nie prawem decydowania o sobie? Piszesz o odpowiedzialności, i w jakimś stopniu mogę się z Tobą zgodzić, ale tu przekornie zapytam, gdzie będzie ta odpowiedzialność, gdy wprowadzi się całkowity zakaz aborcji, i nie tylko aborcji.

      Ja pierdzielę (tego nie da się inaczej określić). Wynika z tego, że winną przypadkowego seksu jest tylko kobieta, a faceta przy tym nie ma?! Wiesz, nigdy nie miałem się za anioła, ale chyba tylko raz mi się zdarzyło, że to ona nalegała na seks. Inicjatywa zawsze należała do mnie i nie ograniczała się li tylko do dwóch żon... I nie dam sobie nic uciąć za stwierdzenie, że zawsze myślałem o konsekwencjach. Mógłbym chodzić dziś strasznie okaleczony... Jedyne, co mam na swoje usprawiedliwienie to fakt, że mnie też nie edukowano seksualnie. I tu się kłania fragment tekstu pewnej piosenki: „i nie zna życia, kto nie służył w marynarce”. Zawsze lubiłem chodzić w marynarkach ;)

      Zadziwiasz mnie też tym określeniem „szacunku do samej siebie”. Czy to ma oznaczać, że ów szacunek opiera się tylko na cnotliwości? Dziś taką śpiewką zaimponować możesz tylko w przedszkolu... I znów zapytam, dlaczego tego nie wymagasz od facetów? Bo są tak tępi, że wręcz nieodporni na wdzięki płci przeciwnej?

      Usuń
    30. Nie, nie przyznaję, że jest narzędziem przymusu, po przeczytaniu "Chłopów", nie lecisz chyba gnany jakimś przykazem w pole orać? Może najwyżej być narzędziem propagandy, która też sama w sobie przymusem nie jest.

      Ależ decyduj sobie o sobie. Sęk w tym, że usuwanie ciąży nie jest decydowaniem o sobie tylko. Przekornie Ci odpowiem - czy ograniczenie prędkości na drodze też uznajemy za ograniczenie wolności?

      Sorka, ale po co ta manipulacja? Czy ja użyłem słowa "wina"? Natomiast konsekwencje w postaci ciąży ponosi tylko kobieta, jak nie zna ojca, to chyba oczywiste, czy masz wątpliwości?
      Też miałeś wentyl w postaci prawa do aborcji.

      Nie mówię o cnotliwości, tylko oleju w głowie, choć ta pierwsza w granicach rozsądku chyba nikomu nie zaszkodziła? :)

      Usuń
    31. To nie ja napisałem: „chyba całkowicie umykają Ci mechanizmy wpływu w dzisiejszym świecie. Bezpośredni przymus to przeżytek. Wpływ mają reklamy, różne kampanie, filmy, książki i tak dalej i tak dalej”.

      Tu zapytam, w którym momencie płód ma zdolność decydowania sam za siebie, a jeszcze dokładniej, w którym jest zdolny istnieć bez łona matki? Tak ujmując problem, jak go przedstawiasz, należy uznać, że to nie matka decyduje o swoim ciele, a jej płód. Konflikt interesu, w którym ortodoksi dają pierwszeństwo płodowi.
      Nie mieszaj tych pojęć. Ciąża to nie jazda samochodem. Z samochodu możesz w każdej chwili wysiąść, co jest przejawem Twojej wolności. Z ciąży się raczej nie wysiada...

      Ile kobiet nie zna ojca swojego dziecka? Uciekasz w paranoję, obsesję na temat tego, że ona daje gdzie i komu popadnie. Być może miałem ten „wentyl”, ale jakoś nigdy mi na myśl nie przyszło, że z niego kiedykolwiek skorzystam. Przynajmniej nie wtedy, gdy szedłem z kobietą do łóżka.

      Dalej nie wiem, co to jest ten „szacunek do samej siebie”? W dodatku gmatwasz sprawę jeszcze bardziej. To kobieta musi mieć olej w głowie, facet już niekoniecznie?

      Usuń
    32. nie wiem, skąd się bierze ten idiotyzm o stadach kobiet, które walą się z każdym, jak leci i traktujących aborcję jako rutynową antykoncepcję, a w konsekwencji ta niepojęta chęć ukarania ich za to...
      być może istnieje jakaś marginalna ilość takich kobiet, tylko pytanie brzmi, czy od takiej kary staną się odpowiedzialnymi matkami, gdy już urodzą?...
      ...
      aha... i jeszcze na koniec słowo na temat argumentu "przecież dziecko można oddać"... można, ale dlaczego kobieta ma się męczyć i znosić przez 9 miesięcy coś, co jej zdaniem jest przykre i ryzykowne?... a wiemy, że takie bywa...

      Usuń
    33. Ten idiotyzm wymyślili ortodoksi, aby oczernić kobiety w ogóle, a nie tylko te, które poddają się aborcji. Jaki dla niech problem uznać, że każda kobieta poddająca się aborcji to dziwka? Natomiast ta, która rodzi metodą „co rok, to prorok” jest uznawana Matką Polką, nawet jeśli faktycznie nie do końca jest pewna, kto jest ojcem jej dzieci.

      To nie tak z tym oddawaniem. Jeśli mówimy o aborcji eugenicznej, kto weźmie to dziecko? Szpitalna umieralnia? A trauma sto razy gorsza niż po aborcji.

      Usuń
  8. Jeżeli znajdę się w odpowiednim miejscu i czasie to też dam jakieś świadectwo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję knajpę z dużą ilością alkoholu w czasie rocznicy ślubu...

      Usuń
    2. najpierw trzeba o tej rocznicy pamiętać, kukukuahahahaha...

      Usuń
    3. Żony zawsze pamiętają ;)))

      Usuń
    4. Tak.
      A mężowie, którzy nie pamiętają, przestają być mężami.
      Swojego zakopałam w ogródku.

      Usuń
    5. Frau Be, powinnaś się zgłosić na policję ;)

      Usuń
    6. koniecznie na policję, oni wskrzeszą denata i poinformują, że na drugi raz ma pamiętać... bo w sumie, to on to wiedział, ale miał nieuświadomione :)

      Usuń
  9. jak zaufać i zapomnieć żonie po skrobance-jakieś rocznice wskazane?

    OdpowiedzUsuń