To wręcz niewiarygodna historia. Facebook, gdzie „produkuję się” niezwykle rzadko i to zazwyczaj tylko w sprawach opery i koncertów, czy ogólnie pojmowanej sztuki, zaproponował mi przystąpienie do grupy „Dwie Księgi”1. Spokojnie, znam mechanizm takich działań, ta platforma społecznościowa pilne śledzi moje ruchy w sieci. Tylko skąd im przyszło na myśl, że ateista zechce się zainteresować czymś, co da się umiejscowić w jednym szeregu z kreacjonizmem i Inteligentnym Projektem? Dalibóg nie wiem, bo warunkiem wstępnym akcesu do tej grupy jest uznanie, że Bóg jedynie prawdziwy jest Stworzycielem wszechrzeczy. To dowodzi tylko tego, że rzadko zaglądam na strony ateistów.
Za to śledząc intensywnie strony prawicowo-konserwatywne i religijne dochodzę do wniosku, że następuje silne zjawisko wstecznictwa, tęsknoty za czymś, co już bezpowrotnie minęło. Szczególnie w krajach, gdzie u władzy są populiści, choć tu trudno doszukać się związku. Niemal na siłę próbuje się pogodzić wodę z ogniem, ściślej – wodę święconą z ogniem piekielnym, jeszcze dokładniej – religię z nauką – zaś całość jest podlana pikantnym sosem wielowiekowej tradycji chrześcijańskiej. Aby to zobrazować posłużę się znalezioną kiedyś anegdotką, choć akurat niezwiązaną z religią chrześcijańską. Antropologowie odkryli plemiona wenezuelskie gdzie panuje głębokie przekonanie, że aby spłodzić zdrowe dziecko potrzeba kilku ojców. Efektem tej tradycji jest fakt, że każde dziecko ma kilku prawowitych ojców, którzy muszą o niego dbać. To daje jedną niezaprzeczalną korzyść – dzieciak ma zapewnioną bezpieczną przyszłość. To jak w tytule notki – najbardziej seksowny ZUS na świecie (Zwielokrotnione Usługi Seksualne). I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że z powodu postępującej nawet w dżungli cywilizacji, te dzieciaki muszą chodzić do szkoły, a niektóre nawet na uniwersytety. A tam dowiadują się, ojciec może być tylko jeden, co w natłoku tych potencjalnych ojców i tak da się medycznie ustalić. Dla tych wenezuelskich Indian świat tradycji ich ojców – po prostu się zawalił.
Bez względu na to jak bardzo anegdotyczna jest ta historia, ją da się przenieść na nasze rodzime podwórko. Medycyna ustaliła ponad wszelką wątpliwość, że aby powstał ludzki zarodek musi być komórka jajowa i plemnik. Tego nawet lobby LGBT nie podważy, choć podważa Biblia uznając, że pierwsi rodzice zostali ulepieni, a nie spłodzeni. Nie ma w tym też żadnej interwencji boskiej. Dzieci płodzą nawet małżeństwa niewierzących. Wiem, wiem, wierzący i tak powiedzą, że Bóg daje życie nawet tym, którzy w Niego nie wierzą, tylko, że tego dowieść empirycznie się nie da. Właściwie to to samo, co wiara w konieczność wielu ojców, spółkujących z jedną matką. Ja tam przynajmniej żadnej różnicy nie widzę. Problem w tym, że na tym sprawa się nie kończy. Bo choć program edukacyjny tego nie przewiduje, dziś dzieciom na lekcjach religii tę bajkę o boskim udziale w zapłodnienie i tak się wciska. To znaczy Bóg wciska nam duszę, bez której podobno nie moglibyśmy żyć jak ludzie, choć nikt nigdy tej duszy nie widział. Przez to Bóg, jako Ojciec jest ważniejszy od ojca rodzonego, bo tak mówi głęboko zakorzeniona tradycja cywilizacji chrześcijańskiej.
Pośrednim skutkami tej tradycji jest deprecjonowanie małżeństw niesakramentalnych, o wolnych związkach czy singlach nie wspomnę. Że przesadzam? Może, ale tylko trochę, skoro na poznańskim sympozjum, rzekomo naukowym „Małżeństwo i rodzina dobrem ludzkości” pani kurator Barbara Nowak mówi: „My, chrześcijanie, zawsze musimy bronić wartości przed jakąś szaleńczą rewolucją, przed jakimiś wielkimi próbami nacisku. Pomysł na to, co chce się wprowadzić, to nauczanie seksualizujące typu B, czyli z każdym wszystko ci wolno. Jeśli chodzi o stosunek do korzeni, wartości, zachodnia Europa upadła całkowicie na twarz. W tej chwili, przy tej nowej rewolucji trwającej w Europie (...) chodzi o to, żeby dokonać totalnej inżynierii społecznej, zamienić to społeczeństwo z takiego, które funkcjonowało ze starym rytem wychowania rodzinnego, stworzyć coś, co będzie realizacją kolejnej, chorej, dystopijnej wizji społeczeństwa totalnie podporządkowanego”2. Nie bardzo rozumiem tego „z każdym wszystko ci wolno”, bo przecież w myśl prawa nie wolno, ale domyślam się, że prawicowi konserwatyści mają skłonności do przesady, co wyklucza naukowość tego sympozjum. Tak mimochodem zapytam, czy społeczeństwo chrześcijańskie nie jest totalnie podporządkowane? Należałby się zastanowić, po co nam w ogóle jest potrzebna nowoczesność, skoro z niej wynikają same problemy dla polskiego Kościoła katolickiego i kuratorów oświaty? Wszak wszystko było kiedyś tak pięknie poukładane. Rodzina w ujęciu tradycji chrześcijańskiej była najwyższym dobrem i nigdy nic jej szczęściu nie zagrażało, przynajmniej do czasu rewolucji francuskiej, później rewolucji seksualnej końca lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, czy wreszcie przez to straszliwe, współczesne gender.
Mnie w tej katolickiej narracji nie dziwi akcja portalu Pch24.pl, gdzie serią ostrych w tonie artykułów walczy się z laicyzacją. Współczesność tak im się nie podoba, że wychwalają to, co było dawniej – z korzeniami tradycyjnie chrześcijańskimi. I tu też nie potrafię odmówić sobie zacytowania znamiennego i zdumiewającego fragmentu pewnego artykułu: „Przez jakieś półtora tysiąca lat Kościół w Europie dzierżył swoisty monopol na piękno. W miastach katedry i bazyliki oszałamiały wielkością, nadludzkimi proporcjami naw, barwami obrazów i witraży. Na prowincji drewniane świątynie stanowiły szczytowe osiągnięcie kunsztu lokalnych cieśli, snycerzy i stolarzy. Idąc do kościoła, zakładano najlepsze – „niedzielne” – ubranie. Biedniejsi, by zaoszczędzić obuwie, szli boso, ale przed kościołem wzuwali buty. Przed wyjściem do kościoła wypadało się umyć, wyczesać włosy z nadmiaru „zwierzyny”, wyszorować zęby i pazury. W kościele było z reguły jasno (tam nie oszczędzano świec); zimą zaś było ciepło – wprawdzie o ogrzewaniu nikt jeszcze nie myślał, ale obecność tłumu ludzi nagrzewała wnętrze. Latem, dla odmiany, w nawie panował miły chłód. W ponurym świecie pełnym codziennego znoju świątynia stanowiła inną, lepszą rzeczywistość”3 (sic!)
Znam takich, co to uważając się za agnostyków, gotowi taką przeszłość również chwalić. Cóż ja teraz mogę rzec? Ano rzeknę coś w stylu: pewnie kobiety i dzieci wenezuelskich plemion wołają dziś z rozpaczy – cywilizacjo odejdź precz! Podobnie dzieje się w Polsce. Katolicy (zaznaczam, że nie mam na myśli wszystkich) modlą się: chrześcijańskie średniowiecze wróć! Tak, jak co niektórzy tęsknią za komuną. Nam potrzeba tamtej dawnej, lepszej i piękniejszej rzeczywistości. Lepiej nam było chodzić boso do kościoła i hodować wszy czy pielęgnować brudne pazury...
Przypisy:
1 - https://www.dwieksiegi.pl/
2 - https://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,26344326,kurator-barbara-nowak-alarmuje-w-poznaniu-ze-mlodzi-nauczyciele.html
3 - https://www.pch24.pl/andrzej-pilipiuk--utracony-monopol-na-piekno,78675,pch.html