środa, 29 kwietnia 2020

Rola diabła w życiu intymnym


  Bynajmniej nie chodzi tylko o życie intymne, ale o pokusę, przez niektórych zwaną pożądaniem. Ja to wyjaśnię na podstawie dwóch artykułów, z dwóch różnych portali katolickich i przyznam się jak na spowiedzi, że takiego obrazu Boga jeszcze nikt mi nie namalował. Chyba jakieś specjalne czytanie jest – pomyślałem. Szukam i znajduję: święto św. Katarzyny z Sieny. Analfabetka, a mimo to została Doktorem Kościoła, i to w dodatku druga z najmłodszych po św. Teresie z Lisieux, gdyż dokonała żywota w wieku lat trzydzieści trzy. Jak Jezus. Nie wnikam, wszak niezbadane są ścieżki, po których chodzi Kościół. Za to posiadała charyzmat wypędzania diabłów z niewiernych. Mimo swego analfabetyzmy napisała wspaniałe dzieło „Dialog o Bożej Opatrzności”. I na to dzieło powołują się dziś kaznodzieje w swoich naukach, choć akurat nie o kaznodziejach będę pisał.

  Najpierw ta łagodniejsza wersja z portalu Katolik.pl, w moim mniemaniu, jedyny sensowny, niezbzikowany do końca portal katolicki. Tytuł z lekka bulwersujący „Myśli nieuczesane, czyli o kłopotach z pożądaniem”1. Zresztą treść, na swój sposób jest również intrygująca. Z oczywistych względów nie odniosę się do całego artykułu (ciekawym polecam, bo napisane lekko i bez odniesień do straszliwych diabłów). Właściwie samo życie, choć odnosi się przede wszystkim do natury mężczyzny, ale za to napisany przez kobietę. One więcej wiedzą o męskiej naturze niż my sami. Mowa oczywiście o naturze męskiej seksualności, ściślej – o pożądaniu. Autorka Podaje przykład męża, który utrudzony pracą kładzie się spać, jak przystało na katolika, po wieczornym paciorku. Budzi się w środku nocy, właśnie z powodu nieuczesanych myśli, które wywołują pożądanie. Jest bezsilny, wie, że pożądanie to wróg, który bierze w niewolę jego ciało. Ów religijny facet rezygnuje z dalszej walki, wstaje z łóżka i..., i idzie włączyć komputer (?!)  W drugiej wersji, tej prawidłowej, owo pożądanie nie jest już wrogiem, jest czymś, czym obdarzył go Bóg na swoje podobieństwo.  Owo pożądanie sprawia, że „znowu czuje się silny i męski, ma chęć do działania, zdobywania świata, działania na większą chwałę Bożą. Więc wstaje, robi sobie herbatę, włącza muzykę, relaksuje się. Poczyta książkę, potem idzie spać. Spokojny i szczęśliwy2... Zdradzę puentę artykułu: „nie zapomnijmy, że pożądanie też do Boga należy3.

  Do innej, choć w gruncie rzeczy podobnej konkluzji, dochodzi wspomniana we wstępie św. Katarzyna z Sieny. Opisuje to portal Pch24.pl w artykule „Diabeł wykonawcą woli Boga”4. Tekst w całości jest ostry, bardziej obrazowy i jednoznaczny w swym moralizatorskim przekazie. Tak jak przystało na ortodoksję. Odnosi się ogólnie do wszystkich pokus, co nie wyklucza pokus cielesnych, wszak dziś Kościół widzi w seksualnym pożadaniu największe zagrożenie. Zawsze twierdziłem, że Bóg jest również twórcą zła, ale nikt z wierzących nie chciał mi w tym przyznać racji. Kto by zresztą wierzył Asmodeuszowi? Przecież to diabeł wcielony ateizmu. Tymczasem ta święta z tytułem Doktora Kościoła w pełni to potwierdza. To jej Bóg powiedział, że „Diabeł został wykonawcą sprawiedliwości mojej, ażeby dręczyć dusze, które nędznie Mnie obraziły. Umieściłem go w tym życiu, iżby kusił stworzenia moje. (...) Do cnoty dochodzi się jedynie przez poznanie samego siebie i przez poznanie Mnie. Poznanie to zdobywa się przede wszystkim w czasie pokusy. Widzisz więc, że diabli są moimi sługami, aby dręczyć potępionych w piekle, a w tym życiu ćwiczyć i doświadczać cnotę w duszy5. Zdania wprawdzie są wyrwane z kontekstu, ale to nie zmienia ich sensu. Bóg dręczy nas pokusami, wysługując się diabłem...

  Cóż nam nędznym pozostaje? Walczyć z każdą pokusą do upadłego, bo liczy się tylko dość dziwaczna miłość Boga do swego stworzenia. Nie wiem jak komu, mnie się to kojarzy z sadyzmem i perwersją. W prawie karnym takie znęcanie się jest karalne, że przypomnę odpowiedni artykuł KK: „207 k.k. §1. Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5, [oraz] §2. Jeżeli czyn określony w § 1 połączony jest ze stosowaniem szczególnego okrucieństwa, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 106. Ciekawe, czy ktoś odważy się oskarżyć i osądzić Boga, bo według mnie Jego działanie z wykorzystaniem diabłów, jak to opisuje św. Katarzyna z Sieny, spełnia kryteria obu paragrafów. Uspokoję wierzących. Ponieważ nie wierzę w tego Boga, z mojej strony nic Mu nie grozi...  






piątek, 24 kwietnia 2020

Kwalifikowany ateista


  Muszę przyznać z ręką na sercu, że ja w zdecydowanej przewadze narzekam na kler i to ten katolicki. Czasami na nawiedzonych świeckich ortodoksów. Tak skromnie licząc to 99,9 procent moich notek. Te pozostałe 0,1 dotyczy opery. Wynik jest wręcz druzgocący i może świadczyć o braku obiektywizmu. Wprawdzie jedna notka tego nie zmieni, ale przynajmniej uspokoi moje... sumienie. Obiecałem sobie, że w podobnym stylu potraktuję jakiegoś nawiedzonego ateistę. Prawda jest taka, że bycie ateistą samo z siebie nie chroni przed głupotą, co ma odzwierciedlenie również w każdej dziedzinie życia, że wspomnę moich ulubionych amerykańskich uczonych, czy gości z tytułami profesorskimi.

  Właśnie nie tak dawno doznałem prawdziwego szoku i to z powodu ateisty. Kwalifikowanego ateisty. Przeczesując platformę YouTube natrafiłem na dyskurs... ateisty z abp. Jędraszewskim, i to w kościele wypełnionym wiernymi (sic!). Mogłoby się wydawać, że będzie ciekawie, ale okazało się, że było makabrycznie żenująco i to właśnie z powodu tego kwalifikowanego ateisty. Choć prawdę powiedziawszy arcybiskup w pełni dorównywał mu poziomem. Jeśli ktoś nie ma cierpliwości, aby obejrzeć całość, proponuję sprawdzić choćby pierwsze minuty, a wtedy zrozumiecie mój ból i niewypowiedziane cierpienie, jaki towarzyszyło oglądaniu tej relacji.


  Jakbym oglądał jaskiniowca i to nie tylko ze względu wygląd. Ja już pominę to wazeliniarstwo na wstępie, mnie oburza fakt, że on ma się za przedstawiciela wszystkich ateistów. Jeszcze gorzej, gdy on przedstawia Jana Pawła II jako obrońcę ewolucjonizmu (sic!). A już zupełną tragedią są jego odwołania do Biblii. Nie da się bowiem ukryć, że nawet przeciętny intelektualnie „myśliciel” znajdzie w niej przykłady irracjonalizmu pozbawionego wszelkiej logiki. Jednak nie tędy droga, sam miałem z tym problem i takie zapędy. Trzeba bowiem sobie uzmysłowić fakt, że autorzy Biblii tworzyli dwa tysiące lat przed nami, a nawet zdecydowanie dawniej. Żyli w innym świecie i mieli całkowicie odmienne zapatrywania na rzeczywistość niż my dziś, co wynikało z niewiedzy. Wyśmiewanie tych autorów i ich tekstów przypomina nastoletniego wyrostka, który trzeci raz powtarza ósmą klasę, a który bije przedszkolaka i to z grupy młodszych, za to, że nie rozumie teorii kwantowej, choć nawiasem mówiąc, sam jej nie rozumie. I to dokładnie robi ów kwalifikowany ateista. Abp. Jędraszewski nie ma problemu z takim oponentem, choć jak dla mnie, jego argumentacja niczym swym poziomem nie ustępuje argumentom kwalifikowanego. W pierwszej chwili pomyślałem nawet, że arcybiskup sam sobie go znalazł i pouczył go, co ma mówić, aby tym mocniej ośmieszyć ateizm. Wyszło z tego przedstawienie dwóch klaunów.

  Niejako przy okazji rodzi się pytanie, czy w takim razie Biblię można poddać krytyce? Oczywiście, że można, o ile na Jej treści powołuje się jakiś kwalifikowany kaznodzieja moralista (tu: abp Jędraszewski), chcący uzasadnić swoje widzimisię na tematy związane z współczesną moralnością i obyczajowością, które są daleko różne od tych sprzed tysiącleci. To tak jakbym ja dziś swoją wizję świata oparł na dziełach Homera z całym tabunem podstępnych bogów, wyuzdanych nimf, wróżek, mściwych czarodziejek i kogo tam jeszcze. De facto różnicy by nie było, jeśli tę naszą wspaniałą współczesność odnosimy do Biblii, zarówno Starego jak i Nowego Testamentu. Homer i autorzy Biblii wielkimi twórcami byli, choć na dziś, tak metaforycznie, zalatuje od nich jarmarkiem staroci.

  Reasumując: Biblia fajną książką jest, choć trudną w odbiorze, tylko na Boga! nie traktujmy jej jako poradnika na dobre, udane i moralne życie. Jeśli mnie natchnie, może odniosę się tylko do wypowiedzi abp. Jędraszewskiego, tylko wcześniej muszę z tego wideoklipu wyciąć tego ateistę kwalifikowanego, gdyż jak go widzę i słyszę, to mi się wszystkiego odechciewa... 



wtorek, 21 kwietnia 2020

Wiara i zabobon


  Jak stwierdził kard. Godfried Danneels: „Dziś nie ma alternatywy między wiarą a ateizmem, tylko między wiarą a zabobonem”, i choć nie lubię się zgadzać z hierarchami, akurat temu (pewnie dlatego, że nie jest polskim hierarchą) jestem gotów przyznać pełną rację. Ateizm nie jest zagrożeniem wiary, choć jest jej totalnym przeciwieństwem. Zagrożeniem dla wiary jest zabobon. Niemniej uczciwie przyznam, że zdanie jest wyrwane z kontekstu, a ów kontekst ma charakter oskarżający. Oskarżający ludzkość. Ja tam jednak całej ludzkości bym nie oskarżał, za to niektórych hierarchów już zdecydowanie bardziej. Religijnych oszołomów również.

  Zabobon, w ogólnym znaczeniu to religia bałwochwalcza, kult fałszywych bogów. Z pośród wielu definicji, można przyjąć, że zabobon to irracjonalne, zbliżone do religijnego, ustosunkowanie się do nieosobowych mocy. I tu zaczynają się schody. Dla Kościołów chrześcijańskich zabobonem jest wszystko to, co jest niezgodne z tą religią, przy czym samych religii chrześcijańskich jest multum. Problem w tym, że i w tej religii zabobonów nie brak, patrząc na nie obiektywnie, to znaczy z boku. Są tacy, którzy uważają, że cała religia, nie tylko chrześcijańska, to zabobon, ale ja aż tak daleko bym nie poszedł. Fakt, że wiara w Boga, bogów wzięła się z niewiedzy, lecz jednocześnie chęć poznania tego Boga (bogów) stała się napędem do poznawania naukowego. Nie ma więc sensu deprecjonować samej wiary, która de facto jest skutkiem umiejętności myślenia abstrakcyjnego. Trzeba za to pilnie strzec, aby nie stawała się zabobonem, a to już nie jest takie proste.

  Teologowie chętnie odwołują się do Cycerona, według którego postawa zabobonna oznaczała paraliżujący lęk wobec bóstw. Jego zdaniem, zabobon polega na  bezpodstawnym lęku, natomiast religia wiąże się z prawidłowym kultem. Chrześcijaństwo obrało za prawidłowy kult postać Jezusa. Wszystko jest jeszcze w należytym porządku, gdyby nie fakt, że stoi On w niejakiej sprzeczności do Boga Starego Testamentu, ale to też jeszcze nie sposób uznać za zabobon. Każda religia, wiara ma prawo ewoluować. Tyle, że akurat tej religii i tego było za mało. Powstawały różne szkoły teologiczne rodząc różnego rodzaju herezje, przy czym trudno jednoznacznie dziś orzec, czy obecny kurs katolicyzmu, też nie jest herezją. W końcu to tylko on sam, katolicyzm decyduje o sobie. Coś jak sędzia we własnej sprawie. Aby to zobrazować, dwa przykłady. Zdaniem św. Augustyna zabobon miał przystęp do człowieka, który po grzechu pierworodnym miał zaćmiony umysł i był pozbawiony wiedzy. Innymi słowy, człowiek był zabobonny od zarania swoich dziejów. Czy tworząc religię chrześcijańską też? Tak by przynajmniej z tego twierdzenia św. Augustyna wynikało. Z kolei św. Tomasza z Akwinu uważał, że zabobon oznaczał kult oddawany Bogu w niewłaściwy sposób. Zabobon mógł przyjmować postać oddawania czci przesadnie fałszywego kultu, oddawanego Bogu prawdziwemu. Z dzisiejszej perspektywy, trudno mu racji nie przyznać, gdyż ów kult coraz bardziej kładzie nacisk na obrzędowość niż samą wiarę.

  Tu warto wskazać owe zabobony towarzyszące szczególnie religii chrześcijańskiej. Zacznijmy od średniowiecznych polowań na czarownice. Bądźmy szczerzy, trudno o bardziej dobitny przykład zabobonnego myślenia w historii chrześcijaństwa, nawet jeśli przyjąć, że zrodził się z pogańskich wierzeń i obyczajów. Nawiasem mówiąc, miał się ten zabobon całkiem dobrze jeszcze w dwudziestym wieku. Równie dobrze, jeśli nie lepiej, ma się zabobon z personifikacją zła do postaci diabła. Mocno zakorzeniony w dzisiejszej religii. Któryś z hierarchów jeszcze nie tak dawno ośmielił się nazwać rzecz po imieniu (diabeł jest nieuprawnioną personifikacją zła) i musiał się z tego mocno i gęsto tłumaczyć, by w końcu się wycofać. Wprawdzie to nie jest już postać z kopytem, rogami i ogonem, a wręcz inteligentny i przystojny facet, ale zawsze. Chciałoby się rzec: jakie czasy taki diabeł, o czym zaświadczają zacni egzorcyści. Dodałbym od siebie jeszcze trzy zabobony ściśle ze sobą powiązane. Wiara w cuda, w cudowną moc modlitwy, oraz w moc przedmiotów (relikwie, święte obrazy i medaliki, uzdrawiające źródełek, czy święconą wodę).

  Ostatnio natknąłem się na kolejny, drastyczny przykład rosnącego zabobonu. Prymas Polski, abp Wojciech Polak apelował o modlitwę w Niedzielę Miłosierdzia Bożego w intencji ustania pandemii. Sam fakt specjalnie nie dziwi, wierni modlą się o coś pozytywnego i czego się tu czepiać? A jednak, proponuje się, aby tą modlitwą była Koronka do Miłosierdzia Bożego, autorstwa s. Faustyny, która ma wizje prywatne, w które nikt nie ma obowiązku wierzyć. A skoro ta jej modlitwa oparta jest na wizjach, które trudno nie nazwać herezją, to już pod paragraf zabobonu podchodzi. Gdzieś wyczytałem, że ta ma największą moc (sic!). Jestem ciekaw, kto moce tych modlitw zmierzył? I to firmuje swoim autorytetem prymas Polski. Ale spokojnie, nie zamierzam protestować w Watykanie, jak owi oburzeni na wysokie opłaty za pogrzeby parafianie.


piątek, 17 kwietnia 2020

Wróżby i zabobony


  Ostatnio na kilku blogach pojawiło się posty na temat książek opisujących zjawiska zawarte w tytule. Kościół je wszystkie oficjalnie potępia. Osobiście, jakem ateista, może nie tyle potępiam, ile uznając ich irracjonalność, traktuję je w kategoriach humoru. Ponieważ mamy czas nic-nierobienia, postanowiłem sprawę „naukowo” niektóre z nich przedstawić, przynajmniej te, które mimo tejże irracjonalności wydają się być zabawne, a przy tym są całkowicie nieszkodliwe. 

  Będzie alfabetycznie, abym się w tej wyliczance nie pogubił.

Biedronka (boża krówka) – przynosi szczęście, jeśli usiądzie na kimś, szczęście dotknie takiego prawie natychmiast;
Biurko – nie należy przy nim siadać plecami do drzwi, bo zwiastuje to śmierć (choć nie wiem komu);
Buty – nie wolno ich stawiać na stole bo to zapowiada kłótnię. Za zły znak uważa się obdarowanie kogoś butami w prezencie gwiazdkowym, nawet kapcie nie są wskazane;
Chusteczki do nosa – jeśli chcesz stracić przyjaciela lub przyjaciółkę, albo zakończyć miłość, wystarczy obdarować taką osobę chusteczką lub pakietem chusteczek;
Chrząszcz – nadepnięcie na niego oznacza deszcz. Tak się zastanawiam, dlaczego w czasie suszy nie stosuje się tego sposobu?;
Drabina – powszechnie znane przekonanie, że przechodzenie pod nią oznacza niebezpieczeństwo lub nieszczęście;
Dziecko – jeśli zaciska pięści we śnie, to znak, że będzie skąpe;
Guzik – szczególnie ten od kominiarza przynosi szczęście. Znaleźć guzik lub dostać od kogoś, to wielkie powodzenie;
Gwizd, gwizdanie – nie wolno gwizdać w kopalni, jest to zły omen;
Halka – już niemodna, jeśli dziewczynie wystawała spod sukienki, oznaczało to, że jest bardziej córką tatusia niż mamusi;
Herbata – jeśli przypadkiem zaparzysz przyjaciółce/przyjacielowi herbatę słabszą niż zazwyczaj, może to oznaczać koniec przyjaźni (to raczej realna możliwość niż zabobon);
Jabłko – jeśli nie jesteś pewien miłości ukochanej osoby, spal pestki jabłka w ogniu, będziesz miał gwarancję jego dozgonnej miłości (że ja tego wcześniej nie znałem);
Jajko – nie wolno wrzucać do ognia skorupek z jajka, bo kura przestanie się nieść;
Kolor żółty – jest kolorem zazdrości. Jeśli dziewczyna wkłada na siebie wiele dodatków w tym kolorze, to chłopak może być pewien, że ma do czynienia z zazdrośnicą (lepiej nie ryzykować);
Kot - jeśli kot jest niespokojny oznacza to, że nadciąga wichura lub w domu są duchy! Nie wolno kotu nadepnąć na ogon, to niesamowite nieszczęście (to drugie też umieściłbym w realiach, a nie zabobonach);
Krzaki - jeśli zaczepisz się o gałąź krzewu, a nawet uszkodzisz sobie ubranie, przed tobą korzystne zmiany finansowe (a ja głupi omijałem kolczaste krzewy);
Krzesło – nie należy wsuwać pod stół krzesła po obiedzie, będąc u kogoś z wizytą, bo oznacza to, że nie chce się tam przyjść ponownie;
Liść – złapanie liścia, nim spadnie, oznacza wielkie szczęście;
Mocz – dawne wierzenia mówiły, że w domu lub mieszkaniu skropionym moczem nigdy nie zagnieżdżą się złe duchy;

  Ciąg dalszy nastąpi, albo może ktoś z Czytelników zechce tę listę uzupełnić. Ja mam w rękawie jeszcze ze dwadzieścia. Temat zabobonów „pociągnę”, choć w innym kontekście. Jakim? Chyba wielu z Was już się domyśla...