środa, 16 września 2020

Polski Kościele, kocham cię jak Irlandię

 

  Na początek zagadka. Kto wie czyje to słowa: „katolicy w Polsce są dziś mniejszością, niestety niezbyt znaczącą intelektualnie czy duchowo”? Ja się pod tymi słowami podpisuję, mając przede wszystkim na uwadze słowa abp Jędraszewskiego. Tym razem nie będę się nad nim personalnie pastwił. Co miałem na jego temat do powiedzenie wyraziłem w notce na blogu Zrzędy. Za to odniosę się do słów Jarosława Kaczyńskiego, w których straszy nas Irlandią, jako pustynią religijności katolickiej. Wprawdzie nie wiem, jak to tam jest, ale diagnoza guru polityki w naszym kraju jest całkowicie błędna. Ta pustynia to nie efekt wrogich katolicyzmowi ideologii, to Kościół tego katolickiego kraju sam sobie pustynię zgotował. 

  Irlandzcy wierni poczuli się oszukani i zmanipulowani przez instytucjonalny Kościół i polityków z Nim sympatyzujących, szczególnie w temacie pedofilii, choć nie tylko. Jeśli Kaczyński szuka przykładu z irlandzkiego społeczeństwa narodowo-katolickiego, to jest on zupełnie inny, niż sugeruje: to tolerowanie grzechów, zaniedbań, zaniechań i całej kultury milczenia wokół Kościoła. I tu mam złą wiadomość dla Jarosława. W Polsce, choć nie tak dynamicznie, dzieje się dokładnie to samo. Skutek będzie taki sam, staniemy się pustynią religijną, co akurat mnie nie martwi. Może jakaś oaza się ostanie, może nawet dwie... Na nic się zdadzą napomina, co bardziej trzeźwo myślących kapłanów, aby porzucić język konfrontacji i stygmatyzowania, aby zerwać z narodowo-katolicką ortodoksją, i aby odrzucić pseudonauki ultrakatolickich propagatorów kontrkultury. Te tendencje już tak wrosły w Kościół, że ich wyplenić się nie da. Trzeba by zaorać Kościół głęboką orką, spryskać środkami chwastobójczymi, co przy okazji wypleni ludowy katolicyzm. Też bez żalu, bo to jest skarłowaciała odmiana katolicyzmu.

  W tym miejscu trzeba mi się odnieść do sławetnego określenia Kościół, jako zgromadzenia wszystkich wiernych, bez względu na zajmowaną w Nim pozycję. Zadałbym każdemu katolikowi, razem i osobno, trzy zasadnicze pytania. Pierwsze: czy czujesz się częścią tego Kościoła, który jest podobno jednym ciałem? Drugie: czy masz świadomość tego, co się w nim złego dzieje? I wreszcie trzecie: co zrobiłeś z tą świadomością? O ile na dwa pierwsze pytania odpowiedź jest przewidywalna i byłaby tylko potwierdzeniem, o tyle trzecie jest już bardziej niż kłopotliwe. Jeśli sobie odpowiesz zgodnie z prawdą, że nic z tym nie robisz – to masz problem. Dowodzi bowiem, że sumienia, które chciałbyś chronić jakąś dziwaczną klauzulą nie masz wcale. Jeśli odpowiesz, że się na taki stan rzeczy nie zgadzasz i zatrzymujesz to dla siebie – niewiele to zmienia. To już młodzi, masowo ignorując instytucjonalny Kościół i jego obrzędowość postępują bardziej uczciwie. Jeśli zasłaniasz Kościół wskazując na grzeszność innych, jest jeszcze gorzej – stajesz się faryzeuszem, twarzą nie tyle całego Kościoła, ile właśnie tej jego zepsutej moralnie części. Uczestniczysz każdej niedzieli w mszy świętej, starasz się rozwijać duchowo przyjmując sakramenty, tylko czy na pewno jesteś częścią wspólnoty, czy tylko snobem, dbającym o własne zbawienie? Nie znam żadnych statystyk, ale śmiem twierdzić, że ci drudzy stanowią zdecydowaną większość, w tej mniejszości, o której mówi zacytowane zdanie we wstępie tej notki. Gdyby było inaczej już dziś w polskim Kościele nie byłoby problemu pedofilii, jej krycia i odpowiedzialności. Gdyby było inaczej, dziś abp Jędraszewski łykałby ze wstydu swoje własne słowa o ideologiach, podobno zagrażających Kościołowi. Niestety, nic takiego się nie dzieje.

  Na koniec jak zwykle odrobina sarkazmu. Dla zdecydowanej większości wiernych kościół, jako budynek sakralny, jest czymś na wzór supermarketu. Idzie na mszę, bo tam czuje się dobrze, czasami skorzysta z eucharystii niczym z hamburgera na stoisku Mac Donalda, albo wsłucha się w słowo boże kaznodziei, niczym w nachalną reklamę. Że w nich często o prawicowej poprawności politycznej, czy o owych wyimaginowanych zagrożeniach, kto by się tym przejmował, wszak i w supermarkecie trafi się wybrakowany towar w wyjątkowej promocji. Pójdę dalej w swym sarkazmie i zaapeluję: Jezu! Zrób rozpierduchę w tym Kościele1, bo to się skończy pustynią niczym w Irlandii.

  Należy się moim czytelnikom odpowiedź na zadane pytanie we wstępie. To zdanie wypowiedział sam Tomasz P. Terlikowski na łamach Dziennika Gazeta Prawna, a które przedrukował portal Deon.pl2. Przypomnę, ten pan do niedawna należał do grupy najbardziej ortodoksyjnych katolików. Coś w nim pękło, skoro porzucił swoje dziecko Frondę i coraz częściej pisze krytycznie o Kościele w Polsce.

 

Przypisy:
1 - autorem tego apelu jest Tomasz Kwaśniewski, redaktor „Wyborczej”.
2 - https://deon.pl/kosciol/terlikowski-katolicy-w-polsce-sa-dzisiaj-mniejszoscia,991856

34 komentarze:

  1. No ale ze co niby? O co ci biega? Chcesz ratowac kosciol? Lezyc i na sercu jego przemiana, aby kwitl dlugo i dorodnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę niewiele. Chcę, aby Kościół był normalny, to znaczy taki, który będąc obok mnie, w końcu ateisty, nie będzie powodował zażenowania i irytacji swoimi poczynaniami i żądaniami wobec tych, którzy Jego światopoglądu i religii nie podzielają. To w końcu niewiele...

      Usuń
  2. katolików jest mniejszość /pi razy drzwi 40%/, z tym nie ma co polemizować, ale na temat ich znaczenia intelektualnego i duchowego już się nie wypowiem, bo mnie to za bardzo nie interesuje...
    ale na pustynię religijną w Polsce to jeszcze długo poczekamy... niewielu jest takich, którzy odbijając od K.Rz-kat. stają się areligijni, bezwyznaniowi... większość nadal wyznaje jakąś religię, a gdy odliczyć buddystów /w sensie religijnym/ wierzą w jakąś bozię... ale zakładając, że ominą na drodze swojego rozwoju wszelkie rafy, zwykle utykają na ostatniej, o której nieraz już wspominałem, a nazywa się "chrystianocentryzm"... to akurat nie jest religia, ale pewien stan umysłu, który mocno ten rozwój hamuje... spoko, to nie jest wycieczka osobista, tylko konstatacja pewnego faktu :)
    ale wróćmy do tematu... większość wśród 60% niekatolików stanowią tzw. "własnowiercy chrześcijańscy" i pozytyw tego zjawiska jest w tym, że jest zgodne z zasadą "religia to sprawa prywatna"... i w takim kierunku moi zdaniem to będzie szło, czyli o "pustyni religijnej" w najbliższej przyszłości nie ma mowy...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co masz na myśli pisząc „jeszcze długo poczekamy”. W mojej ocenie to kwestia jednego pokolenia, co odnosząc do dwu-tysiącletniej tradycji jest ledwie mgnieniem oka ;)
      Jeśli piszesz zaś o „własnowiercach chrześcijańskich”, to musisz mieć świadomość, że to już nie jest Kościół w sensie, w jakim dziś jest rozumiany. A to, kto w co i jak wierzy, jest już bez znaczenia.

      Usuń
    2. mowa jest o religii, a nie o instytucji wyznaniowej, ani też jakiejś mniej lub bardziej określonej wspólnocie wyznawców... religia to jest coś, co siedzi w umyśle, nie jakiś tam kościół /obojętnie jaki i co pod słowem "kościół" rozumieć/... dlatego nawet gdy Kościół Rz-kat. szlag trafi w Polsce w ciągu jednego pokolenia /co zresztą jest mało prawdopodobne/, to wcale nie oznacza zaniku potrzeby jakiejś religii wśród większości ludzi w tym kraju... i tą religijną większością będą własnowiercy właśnie, a inne religie, te "zrzeszone" /abrahamiczne i pozostałe/ będą pewnym drobnym odsetkiem, tak jak obecnie z jakimiś drobnymi przetasowaniami na granicy błędu statystycznego...

      Usuń
    3. Kształt danej religii nadaje instytucjonalny Kościół swoim dogmatyzmem i dyrektywami. Tego nie da się rozdzielić. Natomiast to, o czym Ty piszesz, nazwałbym wiarą, a ona sama w sobie nie jest groźna, ba! dla wielu stanowi sens życia i tego nie wolno im odbierać, bo stalibyśmy się tyranami.
      Powinienem wyjaśnić. Wiara jest osobistym przekonaniem, religijność nadaje tej wierze charakter wspólnotowy, rytualny, a w konsekwencji instytucjonalno-dogmatyczny. Dlatego uważam, że wiara może mieć charakter pozytywny. Niebezpieczna staje się w momencie, gdy przeradza się w religię instytucjonalną i ekspansyjną.

      Usuń
    4. aha... tak to rozdzieliłeś i nazwałeś: "religia" to aspekt społeczny religii, a "wiara" to aspekt indywidualny, osobisty tejże...
      można i tak do tego podejść, dla mnie jednak każdy /np./ filatelista jest filatelistą, obojętnie czy należy do związku hobbystów, czy nie, w końcu chodzi o zbieranie znaczków, a nie o "przynależenie"... tak samo jest z religią: chodzi w niej o pewien zbiór przekonań /np. wiarę w jakiegoś boga lub jakąś koncepcję eschatologiczną/, jakieś rytuały z tym związane, realizację tych przekonań w życiu itp., a przynależenie do grupy to sprawa dodatkowa...
      pomyśl zresztą tak: przypuśćmy że wyznawca jakiejś zinstytucjonalizowanej, zorganizowanej religii wyjeżdża na obcy teren i nie ma kontaktu ze swoim kościołem /sanghą, zborem/(firmą i wspólnotą)... ale nadal wyznaje swoją religię... własnowierca działa podobnie: "wyjeżdża" /nie w sensie fizycznym/ i nie ma kontaktu z żadnym kościołem... jedyna różnica jest taka, że nie ma żadnego kontaktu z "autorytetami duchowymi" tej jego religii, bo skoro nie ma kościoła, to tacy nie istnieją i wyznaje swoją religię "po swojemu"...
      /to tak szkicowo, bo w rzeczywistości sprawa jest bardziej skomplikowana, ale chodziło o pokazanie zasady, jak to działa/...

      Usuń
    5. Nawet Twój przykład filatelisty jest wymowny, bo zapytam: z czym się wiąże przynależność do związku filatelistów? Za drobną opłatą (kiedyś należałem) figurujesz oficjalnie w tym związku, co przynosi pewien profit – masz abonament na wszystkie nowości, nawet te, które w normalnym obiegu nie są łatwo dostępne (bloczki, arkusze, okolicznościowe koperty i pieczęcie). Amator filatelista też może to mieć, o ile ma szczęści trafić, ale za wyższą opłatą.

      Podobnie jest z wiarą. Jeśli czujesz się częścią Kościoła masz pewne przywileje – przyjmujesz sakramenty w zamian za co deklarujesz uczestnictwo w rytuałach religijnych, stajesz się osobą religijną. Na potrzeby owego Kościoła wymyślono epitet dla wierzącego w Boga, a nie praktykującego – letni katolik, bardziej oficjalnie: katolik zsekularyzowany, czyli taki, który nie bierze udziału (albo bierze, choć bardziej niż sporadycznie i tylko częściowo) w rytuałach religijnych. I choć obie postawy opierają się na tym samym, na wierze w Boga, istotnym czynnikiem opisowym jest tu właśnie religijność, lub jej brak. Trochę mąci sprawę ów podobno niezmywalny sakrament chrztu przypisujący do Kościoła, ale to już odrębne zagadnienie.

      Usuń
    6. No tak, katolików w Polsce podobno ubywa, a dzieci nowonarodzonych ciągle chrzci się na poziomie ponad 90 % … :)
      Do pierwszej Komunii św. i bierzmowania też przystępuje daleko więcej młodych ludzi niż owe 40 % liczonych w jedną październikową niedzielę "dominicantes".
      Tak że spokojnie, Kościół będzie trwał choć pewnie musi się trochę zmienić. Być może właśnie w stronę tego "własnowierstwa", ale w końcu na tym polega prawdziwa wiara w Boga, jako indywidualne doświadczenie, a nie zbiorcza praktyka. :)

      Usuń
    7. Mario, chrzest i pierwsza komunia powoli stają się czymś na wzór pogańskich oczepin. Delikwent nic z tego nie rozumie, ale skoro tradycja każe, to się jej poddaje. Ilu z tych 90 procent zostanie katolikami z prawdziwego zdarzenia? Dwadzieścia procent w wariancie optymistycznym? To będzie mniej więcej tyle ile jest w innych krajach Europy, a wtedy katolicyzm w Polsce ma szanse przybrać „ludzką twarz” ;)))

      He, he, powiedz o tej indywidualności biskupom... ;)

      Usuń
    8. Asmo

      "He, he, powiedz o tej indywidualności biskupom..."

      A ja bym w tym momencie polemizowala. Chyba szarabajka napisala cos takiego, ze nie ma kosciola polskiego, nie ma kosciola rydzykowego... Wydaje mi sie, ze jest i ze ta cala wiara to wlasnie cos w stylu wlasnowierstwa.

      Moje pierwsze doswiadczenie z innoscia pojmowania katolicyzmu przezylam w Niemczech. Kiedy spojrzalam na wiare mojego meza i na moja to stwierdzilam, ze niemiecki katolicyzm to calkiem cos innego niz polski. Przede wszystkim na zachodzie ( w Niemczech, moze lepiej doprecyzowac) nie ma kazan o grzechu. Ludzie sa cacy- bezgrzeszni.. Wierni maja wyrabane na pojecie "grzech" . Przy czym robia sporo swinstw , zeby jednak nie zwalac na nich- jako i inni , ale brak w tym wszystkim refleksji, ze to troche nie tak. Nie tedy droga.
      Pamietam jak moja tesciowa pojechala na wycieczke do Lourdes. Mieli tam ksiedza, ktory wspomnial im o mozliwosci skorzystania ze spowiedzi. Tesciowa poddenerwowala sie i udzielila mu prywatnej lekcji, ze co on wymysla? Zadziwila mnie wowczas wiara mojej tesciowej, lub tez sposob jej wierzenia ( nie opuscila zadnej Mszy Sw.). Ona byla wychowywana przed kosciol przedsoborowy. Spowiedz , w tamytch czasach, u wiernych powinna byc na porzadku dziennym. Nic z tego, swiekra tego skaramentu nie praktykowala. Dla niej bylo to cos tak obcego, jak chinskie posilki w jej kuchni. Tesciowa nie byla w takim pojmowaniu spraw i niepraktykowaniu sakramentu osamotniona. Prawie wszyscy tak tu maja. Jezeli ktos praktykuje spowiedz , to jest chyba wyzej wtajemniczony, poszukuje, jezdzi na seminaria. Zwykly katolik nie jest do tego zmuszany, instruowany. Pamietam jak nie mogli sie kaplani niemieccy dogadac z polskimi w sprawie spowiedzi przedslubnej mojego meza. Z tymi karteczkami, ktore musial moj maz przywiezc podpisane przez tutejszych ksiezy... Oni nie rozumieli o co chodzi. Moj maz nie kumal , ze musimy zaplacic za slub.

      Od pewnego misjonarza slyszalam, ze zmora w Ameryce Poludniowej np.: w Ekwadorze jest notoryczne zycie ludzi, w tym katolikow, na tzw. kocia lape. Oni przychodza do kaplanow po slub kiedy sa juz starzy i wiedza na bank, ze sie im nic innego nie trafi, ze ich sytuacja uczuciowa jest juz ustabilizowana. Postepuja na zasadzie : " Teraz to ja moge tej kobiecie ( temu mezczyznie) przysiadz, ze wytrwam przy niej az do smierci".

      Papiez Franciszek odwala wiec czasami, w przekonaniu wiernych w Europie, ogromne petardy slownych nieporozumien , kiedy o wiare biega. On po prostu patrzy przez pryzmat mentalnosci ludzie Ameryki Poludniowej. Przez pryzmat tego czego tam zaznal, jak zderzal sie z argumentami tamtejszych wiernych. Stad jego pomysly dotyczace udzielania Komunii ludziom rozwiedzionym zyjacym w drugich zwiazkach. Stad rozlam pogladowy na posiedzeniach, czy zebraniach biskupow ( kardynalow) w Watykanie.

      My Polacy mamy taka mentalnosc, ze dla nas Matka Boska to dziewictwo, niepokalanie i swietosc najwyzszej jakosci. Niewatpliwie tak jest, ale np.: w Meksyku nie maja obiekcji aby rzezbic figury Matki Boskiej bedacej w ciazy. Nie widza w tym czegos niewlasciwego. Przeciez musiala ci ona miec duzy brzuch. Nosila Jezusa w sobie. U nas nie uswiadczysz takowych figurek z Matka Jezusa. Nie do pomyslenia, aby przed Bozym Narodzeniem gdzies w sklepach z dewocjonaliami pojawily sie takie figurki Niepokalanej:))
      Co kraj to katolicyzm, co czlowiek to w sumie wlasnowierstwo:)) Co prawda w glownych wytycznych zblizone do wymogow instytucji, ale w sobie kazdy nosi wlasna wiare:)) A kiedy biega o realizacje owej wiary, to ... otwiera sie przed nami drugie nieskonczone poletka do dyskusji:))


      Usuń
    9. Ja się z Tobą zgodzę. Jest jeden Kościół katolicki, a wszystkie jego odmiany narodowo-lokalne to herezje. Niemniej trzeba rozróżniać katolików trwających w rytualności (a ta jest wymagana), od tych, którzy od tej rytualności uciekają (bez względu na przyczyny). I tu rodzi się pytanie, czy ci drudzy mają prawo nazywać się członkami Kościoła? Jeśli ów ma pewne wymagania, a ktoś ich nie przestrzega, to może o sobie mówić wierzący/ca, ale nie jest członkiem Kościoła, nawet jeśli w takich Niemczech płaci podatek na Kościół.

      Skoro wspomniałaś o religijności w Ameryce Południowej, to masz tu do czynienia z katolicyzmem ludowym. Taki istnieje również w Polsce, choć z oczywistych względów ma inny charakter. Jak to traktują księżą, to też inna sprawa. W końcu istnieje dość dziwna zasada, że możesz grzeszyć całe życie, ale jak na starość wyznasz winy i skruchę – wszystko będzie ci wybaczone. Najwyżej pocierpisz trochę w czyśćcu ;))) Mnie osobiście to śmieszy i zdumiewa, ale nie będę się w to wtrącał. Nie moja bajka.

      Papież Franciszek jest wprawdzie zarażony Ameryką Południową, ale bądźmy szczerzy, gdyby nie był z przekonania ortodoksem, papieżem by nie był. On jest ortodoksem, choć nie konserwatywnym. Widzi potrzebę zmian i chwała mu za to. Ale jak na mój gust jest i tak za mało postępowy, a za dużo uległy konserwatystom. Aha, owo własnowierstwo nazywa się sekularyzacją ;)

      Usuń
    10. Wiesz co Asmo? :)) Katolickim ortodoksem to jestes raczej ty:)) Chcesz aby kosciol byl normalny- to twoje slowa z jednego z komentarzy. Kiedy ci sie udawadnia, ze bywa normalnie, to jestes w kropce i zaczynasz wowczas na odwrot... ze kosciol katolicki to obecnie saMi heretycy:)))

      Usuń
    11. Masz chyba ten sam feler, co Radek ;))) Przypisujesz mi coś, czego nie powiedziałem, natomiast na pewno zrodziło się w Twojej głowie.
      Tak, w jakieś części Kościół jest „normalny”, ale mam wątpliwości, czy ta „normalność” stanowi dziś większość. I wciąż jest we mnie dylemat: czy Kościół jest jednością (jednym ciałem), na jaką często się powołuje? Powtórzę pytanie z notki: co robią ze swoją świadomością ci normalni, wiedząc, że w tym „jednym ciele” jest tylu nienormalnych?

      Usuń
  3. Przemianę Terlikowskiego też zauważyłam i nawet sprawdziłam, czy to TEN Terlikowski ;)

    Co zrobiłam jako katoliczka? Wyszłam fizycznie z kościoła: nie chodzę na msze, nie przyjmuje kolędy i powiedziałam księdzu, dlaczego. Nie opuszczam mojego kościoła, bo są w nim także tacy księża jak Lemański, czy Boniecki. Kościół nie jest jednorodny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zamiaru Cię oceniać, ale coś mi tu nie gra ;) Przestałaś chodzić do kościoła, ale wciąż czujesz się częścią Kościoła? Kolędę pomijam, bo to szczegół. Kościół, ten przez duże „K” nakazuje uczestnictwo w mszy świętej i eucharystii (tej drugiej minimum raz w roku). Jest wprawdzie dyspensa, ale dotyczy wyjątkowych przypadków, np. choroba. Twoje uwielbienie księży Lemańskiego i Bonieckiego nie zmienia faktu, że jesteś wierzącą niepraktykującą, czyli nie istniejesz w Kościele.

      Usuń
    2. @Szarabajka...
      oczywiście każdy może się etykietkować jak chce, np. że jest "katoliczką", ale tak bardziej obiektywnie, to Asmo ma trochę racji, bliżej Ci do własnowierstwa, niż do katolicyzmu, tak jedna noga tu, druga tu... to jest jak najbardziej możliwe, identyfikacja "częściowa", wybiórcza z kościołem /K.Rz-kat./, dlatego właśnie tak bardzo trudno, wręcz niemożliwe jest dokładnie oszacować procent katolików, te 40% jest grubym przybliżeniem jedynie, bo nie wiadomo, jak zaszufladkować takie osoby...
      za to Asmo za bardzo uprościł sprawę pisząc "nie istniejesz w Kościele /Rz-kat./", bo to Ty decydujesz, czy i na ile się z nim identyfikujesz, do Ciebie należy ostatnie słowo... za to sam ten kościół też nie ma jednoznacznego zdania /bo jest właśnie niejednorodny/, jedni Cię uznają za "katoliczkę", inni Cię mentalnie wykluczą z tego grona...
      p.jzns :)

      Usuń
    3. Piszesz: „kościół też nie ma jednoznacznego zdania” i tu się mylisz, czego nie mam Ci za złe, skoro w temacie nie siedzisz ;) Zarówno deklaracja Szarabajki, jak i nie przyjmowanie kolędy jest przez tenże Kościół starannie odnotowane. On jej nie wypisze ze swoich kartotek, ale może być zdziwko przy pogrzebie, kiedy jakiś upierdliwy ksiądz nie zgodzi się na katolicki pogrzeb z mszą św. Jestem przekonany, że za pewną dodatkową a sutą opłatą i tę trudność da się pokonać, ale już jakieś konsekwencje postawy Szarabajki będą ;)

      Inną konsekwencją może być np. odmowa tytularnej matki chrzestnej, a to jest już zdecydowania trudniejsze do obejścia.

      Usuń
    4. okay, ale tak jest z oficjalnego punktu widzenia tego kościoła, jako instytucji, natomiast gdy mówimy o wspólnocie wiernych /do których należą też kapłani/, to ich zdania w temacie Szarabajki będą podzielone...
      ...
      co do bycia chrzestnym to nie jestem taki pewien... kiedyś miałem pomysł dokonania apostazji według ówczesnej procedury kościelnej... potem zmieniłem plany i zrobiłem to po swojemu, ale mniejsza z tym... pojechałem wtedy do rodzinnego miasta po odpis świadectwa chrztu... gdy sekretarka urszulanka zapytała mnie po co mi ono, nie chciałem się wdawać w dyskusje o prawdziwym celu, więc skłamałem, że mam być chrzestnym... na co ona stwierdziła, że do tego żadne potwierdzenie chrztu nie jest potrzebne(!)...
      wyszło głupio, ale ja uciąłem rozmowę... za to kobitka zrobiła mi kawał /świadomie lub przez pomyłkę/ i zauważyłem to dopiero w domu... zamiast daty "maj" wpisała "marzec", tylko rzecz w tym, że ja się urodziłem w kwietniu...
      w sumie ten kwit był mi zbędny, chyba leży gdzieś u mnie w papierach jako ciekawostka :)

      Usuń
    5. Dokumenty potrzebne do bycia chrzestnym:
      - zaświadczenie z parafii zamieszkania, że dana osoba może pełnić funkcję matki lub ojca chrzestnego.
      Warunki:
      - sakrament bierzmowania, bycie katolikiem.

      Drobna uwaga: katolik (ojciec chrzestny) nie powinien kłamać ;)))

      Usuń
    6. Panowie, ja to widzę tak: nie ma czegoś takiego, jak kościół polski, czy Rydzykowy; najważniejszą postacią kościoła jest Papież, obecnie Franciszek; jego posługa i przekonania są mi bliskie, czego nie mogę powiedzieć o kościele kreowanym przez polski episkopat; nie mogą jako wierząca katoliczka uczestniczyć w mszach odprawianych przez teologicznych nieuków lub wręcz hochsztaplerów, a to czy większym grzechem w takiej sytuacji jest moja absencja na mszy czy obecność, to już sprawa mojego sumienia.
      I z kwestią kumostwa :) i pogrzebem już się zmierzyłam. Księża pełnią POSŁUGĘ, nie są ani święci, ani nieomylni. Tak wychowałam dzieci i tak będę uczyła wnuczkę. Niech się zachowują zgodnie z przykazaniami Bożymi i ewangelią, inaczej nie będzie nam po drodze.
      Czy coś ze mną jest nie tak?

      Usuń
    7. Zapytam retorycznie: czy papież Franciszek dał Ci dyspensę od uczestnictwa w niedzielnej mszy? Bo na mszę masz patrzeć przez pryzmat wiary, a nie jako własność (czytaj: widzimisię) księdza. Nie tylko możesz brać udział w takiej mszy, ale wręcz od Ciebie się tego wymaga. Z tym, co mówi ksiądz w kazaniu nie musisz się zgadzać, ale masz wysłuchać słowa z ewangelii przeznaczone na daną niedzielę.

      Ja w Twoje sumienie nie mam zamiaru zaglądać, tak jak nie mam zamiaru oceniać Twojego postępowania (pisałem wcześniej). Ja tylko upieram się przy tym, co od katolika, członka Kościoła ogólnego jest wymagane. To prawda, księża nie są święci, ani nieomylni, niemniej w samym rytuale mszy obowiązują ich pewne liturgiczne zasady, od których nie ma odstępstwa. Kazanie zaś jest jego osobistą refleksją na jakiś temat, i tu go nie obowiązuje już tak sztywne reguły. Ale też i Ciebie nie obowiązuje zasada zgadzania się z treścią kazania.

      Usuń
    8. Asmo

      "Zapytam retorycznie: czy papież Franciszek dał Ci dyspensę od uczestnictwa w niedzielnej mszy?"
      A ja znam takich kaplanow, ktorzy mowia: "ok, nie byles w niedziele, ale byles za to w poniedzialek. Poswieciles dzien Panu, wiec spoko". Oczywiscie zaraz zleca sie tacy, ktorzy zaczna takiego kaplana prostowac- chociazby ty, ktory zacznie wytykac herezje duchownemu... tutaj ( Niemcy) zas nikt na to nie zwraca uwagi, wazne ze jestes, a kiedy ? Nieistotne:))

      Z tymi nakazami, ze musza konkretnie tak wierni postepowac i ze to Franciszek wszystko ( papiez wszystko): Bardzo czesto papieze daja wolna reke w sprawach organizacji kultu miejscowym wladzom. Pamietam jak mialam dwadziescia pare lat i na zachodzie wprowadzono Komunie Sw podawana na reke. Pamietam jak na seminarium w Polsce ow pomysl krytykowano, omawiano ilez to naduzyc moze powodowac, ze Komunia Sw zostanie wyniesiona z kosciola do celow satanistycznych rytualow... jak nas straszono - jedna wielka olaboga. I zebysmy nie ulegali i zebysmy nigdy nie brali Hostii na reke, tylko jak bedziemy na zachodzie to powinnismy dobrym przykladem swiecic i Komunie przyjmowac do buzi. Okazalo sie , ze przyzwolenie na nowy sposob przyjmowania sakramentu pochodzilo od samego papieza , na dodatek od JPII, z pozostawieniem autonomii miejscowym kosciolom na podejscie do tej sprawy. Na zachodzie nie ma problemu- jezeli wyciagnie sie reke podadza na reke, jezeli wystawi sie jezyk podadza do ust. Wierzacy polski turysta na zachodzie, ktoremu zdarzylo sie uczestniczyc w Mszy Sw. nie musial wiec swoja postawa niczego tutejszym udawadniac.
      Tesciowa mi tez opowiadala, ze kiedy weszlo to przyzwolenie to ich ksiadz byl przeciwny. Zaczal sie stawiac i ignorowal wyciagniete rece do przyjecia Oplatka. Wtedy wierni mu zagrozili, ze nie beda przychodzic na Msze prowadzone przez niego. I ci sie wydaje, ze wierzacy nic nie moga? Moga i to bardzo wiele. W sumie to owi kaplani czesto dzialaja pod wiernych. Na wsiach nie ma zwyczaju nie pracowania w niedziele. Kiedy rolnik ma super podode w niedziele i chce zwozic siano to ksiadz blogoslawi mu jego prace. I nie ma tak, ze papiez nie pozwolil i nakazal dzien swiety swieci, albo, ze tak w Biblii jest zapisane, a tym dniem swietym jest akurat niedziela. Slyszalam takie blogoslawienstwo na koncu niedzielnej Mszy w pewnej wsi. Daj zyc. Podstosowuja sie ci ksieza i to bardzo, pod ow ludyczny rytm zycia i obyczajowosci.
      Wydaje mi sie tez, ze to co wiesz ( jak zyja wierni) jest bardzo oderwane w twoim przypadku od wiedzy , jak to za kulisami wygada.

      Usuń
    9. Piszesz: „A ja znam takich kapłanów, którzy mówią: ok, nie byłeś w niedziele, ale byleś za to w poniedziałek”, ja też znam, i nie widzę w tym problemu, choć przykazanie mówi, że masz święcić dzień święty. Tylko nie o to tu chodzi. Szarabjka pisze, że do kościoła nie chodzi wcale. Ja dodałem tylko, że ten „grzech”, jak to w tej katolickiej religii bywa, nie niesie ze sobą żadnych poważnych konsekwencji. Dodam jeszcze: praktycznie każdy grzech ;)

      Piszesz: „Bardzo często papieże dają wolną rękę w sprawach organizacji kultu miejscowym władzom”. To prawda, ale jeszcze żaden papież nie zawiesił praw Katechizmu. A tam nie ma napisane, w jaki sposób należy przyjmować komunię świętą. Przyjmowanie do ust wynika z tradycji, niestety, w Polsce dla wielu tradycja ważniejsza jest od zdrowego rozsądku, dlatego nawet dziś, w dobie pandemii, niektórzy mają straszny problem. Chyba wczoraj czytałem o pewnym zdarzeniu, gdy ksiądz oburzył tych tradycjonalistów, wysyłając pomocnika do komunikowania tych, którzy ze względu na strach przez zarażeniem wolą stać przed główną bramą kościoła.

      Nic mi się nie wydaje. Wierzący, jeśli nie „nic nie mogą”, to mogą niewiele. Przypomnij sobie spór o ks. Lemańskiego. Przyszedł „rozkaz” z góry i żadne modły błagalne nie pomogły. Już nie pamiętam gdzie, ale w pewnej parafii nie mogli się pozbyć złośliwego proboszcza. Trzy lata trwało, nim mu w końcu udowodniono czarno na białym jakieś przekręty. Czy stała się mu jakaś krzywda? Żadna, został proboszczem w innej parafii. Właśnie czytam książkę „Czarni” Pawła Reszka, gdzie sami księża piszą, jak to u nich wygląda „od kuchni”. Mocno byś się zdziwiła. I powiem Ci w sekrecie, żyjąc dwadzieścia lat na zapadłej wsi, nawet jako ateista, nie da się nie zauważyć, jak to życie Kościoła wygląda właśnie od tej strony, od strony kuchni. Sam mógłbym książkę napisać ;)

      Usuń
    10. Asmo, nie, nie miałam zaszczytu rozmowy z Papieżem na temat dyspensy od mszy, ale też nie słyszałam, żeby to był główny warunek bycia katolikiem. Przynajmniej ja tego tak nie odbieram. Przykazanie boskie są ponad kościelnymi.
      Wiesz, kiedy przedostatni raz byłam na mszy? Kiedy w 1-wszy dzień Świąt Bożego Narodzenia w kościele wionęło wódą. Kościół to nie szynk. A ostatni, taka kropka nad i, kiedy w w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3-go Maja proboszcz w kazaniu zaczął dyskutować z Michnikiem. Nie tylko ja wyszłam wtedy z kościoła. Ludzie przyszli na mszę za ojczyznę, a nie wysłuchiwać żali zdemenciałego klechy. Co to miało być? Przegląd prasy? Czy to ja jestem złą katoliczką, czy ksiądz?
      Moja kuzynka (wychowywałyśmy się razem) po wyjeździe do Niemiec przeszła do ewangelików. A ja się nie dam wygnać z kościoła, który jest mi bliski, tylko dlatego, że chwilowo został opanowany przez bezbożników. Basta.

      Usuń
    11. Asmo

      Przerwę tą rozmowę, bo jesteś niekonskwentny w wypowiedzi. Mowisz do Szarabajki, czy papież dał jej dyspensę na niechodzenie na NIEDZIELNĄ Msze Św. ? Ja podane ci przykład kapłanów traktujących owa niedziele dość na luzie. Ty zaś, że to nie o niedziele biega, ale o to że szarabajka nie chodzi wcale.
      To o co w końcu tobie chodzi?
      O dyspensę papieską na niedziele, czy o coś innego?

      Kiedy chodzi o ortodoksje Franciszka i ze dzięki temu został papieżem. On nie jest absolutnie ortodoksyjny, ortodoksyjny był Benedykt, który nadal , gdzieś tam w kuluarach stoi ma strazy czystości wiary i wydaje mi się, pewna nie jestem, że upomina swego następcę (zastępce).

      Usuń
    12. Mnie chodzi o KKK, gdzie w pkt 2180 napisano: „W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy Świętej”. Do tego dochodzi kanon 1249 KPK: „Nakazowi uczestniczenia we Mszy Świętej czyni zadość ten, kto bierze w niej udział, gdziekolwiek jest odprawiana w obrządku katolickim bądź w sam dzień świąteczny, bądź też wieczorem dnia poprzedzającego” oraz objaśnienie w KKKW kanon 881: „Aby chrześcijanie mogli łatwiej wypełnić ten obowiązek, ustanawia się czas użyteczny, biegnący od nieszporów wigilii aż do zakończenia niedzieli lub święta nakazanego” – więc nie poniedziałek, a sobota. Dodam jeszcze kanon KKK 2181: „Ci, którzy dobrowolnie zaniedbują ten obowiązek, popełniają grzech ciężki” oraz przywołam słowa JP II: „Ci wierni, którzy z powodu choroby, niesprawności lub innej ważnej przyczyny nie mogą wziąć udziału w Eucharystii, winni dołożyć starań, aby jak najpełniej uczestniczyć z oddalenia w liturgii niedzielnej Mszy Świętej, najlepiej przez lekturę czytań i modlitw mszalnych przewidzianych na ten dzień, a także przez wzbudzenie w sobie pragnienia Eucharystii. Cenną pomoc może stanowić telewizyjna, internetowa czy radiowa transmisja Mszy Świętej, zwłaszcza połączona z posługą nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej, którzy przynoszą im Eucharystię”.

      Mnie o nic nie chodzi, ja tylko odwołuję się do kanonów Katechizmu.

      Usuń
    13. No tak KKK jest niesamowicie istotny. Katolicy to przede wszystkim wyznawcy nauk Jezusa , a nie katechizmu. Katechizm mozna zmieniac, ustalenia tam zawarte moga podlegac modyfikacji. Nie mozna modyfikowac tekstow Boblii. Nie mozna tam kombinowac z przecinkami, kropkami, myslnikami... trescia.
      Postawisz mi pulk duchownych , ktorzy zyja tak, jak katechizm przykazal i tego wymagaja od wiernych- na zasadzie ilez to krokow mozna zrobic w szabat... a ja ci jako kontre postawie pulk duchownych , ktorzy powiedza, ze to nie czlowiek dla szabatu, a szabat dla czlowieka i katechizm odstawia na regal.

      Usuń
    14. Jakby na to nie patrzeć, nie ja wymyśliłem Katechizm. ;))) Wymyślili go wierni, ci bardziej, zwani teologami. Powiadasz, że postawisz mi pułk duchownych, którzy olewają ten Katechizm? Nie będę zaprzeczał, ale to dowodzi, jak niespójna jest ta religia. Jest takie brzydkie przysłowie na ten temat, ale je sobie daruję. Zapytam tylko: jak w tym religijno-obrzędowym galimatiasie ma się odnaleźć zwykły wierzący?

      PS. Biblia w dzisiejszym kształcie jest właśnie Księgą pełną poprawek, i to nie tylko, co do umiejscowienia przecinków. Całe rzesze kopistów ją zmieniało, a resztę dopełniło tłumaczenie na języki nowożytne.

      Usuń
    15. A mi odpowiada, ze nie jest tak siermieznie:))

      Usuń
  4. No tak,co do KRK to nie mam złudzeń, zawsze będzie miał sporą trzódkę wielbicieli, bo popiera po prostu ciasnotę pod sklepieniem czaszki.Co do Irlandii- nie wywołuje we mnie żadnych uczuć- nigdy tam nie byłam i jest w 100% pewne, że nie będę, a uczuciami możemy darzyć tylko coś lub kogoś, kogo znamy (niezalsżnie o jakich uczuciach mowa)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, i ta „ciasnota umysłowa” jest zjawiskiem coraz mniej powszechnym, nawet we wiosce zabitej dechami. Tam wprawdzie istnieje obawa przed ostracyzmem, ale i tu Kościół może być pełen obaw, bo młodzi się tym ostracyzmem coraz mniej przejmują.

      Usuń
  5. Obawiam sie Asmodeo, ze minie jeszcze kilka pokolen, zanim Polska stanie sie pustynia religijnosci katolickiej. Polacy tak bardzo wrosli w swoja religie, tak bardzo sie z nia utozsamili, ze, jak twierdzi wielu, "nie wyobrazaja sobie niedzieli bez mszy, bez pojscia do kosciola". A jednak, jak mowi dominikanin Adam Szustak, tylko 20% sposrod nich prawdziwie wierzy, 80% wyznaje tzw. religie chodzona /"chodze do kosciola"/. Swego czasu mieszkalam w Gliwicach w sasiedztwie kk, dzielilo mnie od niego jakies 25 metrow. Zawsze na osciez otwarte wrota zapraszaly wiernych, ktorzy nie omijali tak goscinnych gospodarzy. Wielu mlodych ludzi z dziecmi, rowniez duzo mlodziezy. W samym srodku dzielnicy akademickiej stoi niewielki kosciol, w ktorego mszach uczestnicza studenci Politechniki Slaskiej. To ludzie swiatli, a jednak ... czy nie widza, czy nie chca widziec zla, jakie opanowalo kosciol katolicki? A moze, jak wiekszosc katolikow, uprawiaja religie chodzona? Dobrze, ze rozdzielasz religie i jej obrzedy od wiary w Boga. I slusznie twierdzisz, ze kk sam przyklada reke do faktu coraz czestszego opuszczania go przez ludzi. Kiedys na pewno nastapi krach w kk, ktory stanie sie duchowa pustynia i oby dotyczyl on samej religii, nie wiary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc i ta niedzielna rytualność mi nie przeszkadza. Z lekka prześmiewczo, kto jest w kościele zbytnio nie grzeszy, nawet nie przeklina ;) Niemniej przesadziłaś, tych „chodzonych” katolików w Polsce jest już tylko trochę ponad 40 procent, co wykazują statystyki samego Kościoła. Reszta to wierzący ale niepraktykujący, przy czym wierzący jest pojęciem względnym i różnym.

      Usuń