Rzecz będzie o gwiazdce. Nie, nie tej bożonarodzeniowej,
ale o gwiazdce porno, niejakiej Teresie Carey.
Trudno uwierzyć, ale taki
artykuł rzeczywiście pojawił się na łamach Frondy. Otóż ta gwiazdka uznała, że
w wieku bliżej nieokreślonym trzeba zerwać z biznesem porno. Cóż, mnie to
specjalnie nie dziwi. Nie wszystkie kobiety, nie w każdym wieku nadają się na
rozkładówki (w niczym kobietom nie uwłaczając). Nawet jeśli się prezentuje seks
lesbijski. Takie prawa tego biznesu. Dla Frondy jednak to sensacja. Bo pani
Teresa Carey „poczuła nagle wyrzuty sumienia” i „całym sercem zwróciła się do
Jezusa”. „Teraz podróżuje po świecie dając świadectwo swego nawrócenia”.
Dobrze, że mam solidny fotel, bo w tym miejscu lektury targnęły mną niepohamowane spazmy
śmiechu. Uniknąłem dzięki temu samookaleczenia.
Gdy już ochłonąłem, zastanawiałem się, czy istnieją
jakieś granice hipokryzji? I doszedłem do jedynie słusznego wniosku, że dla Frondy nie
ma żadnych granic. Liczy się tylko to, że ktoś, nieważne kto, w końcu się
nawrócił. A, że nie ma takich zbyt dużo, liczy się każdy. Nawet gwiazdka porno.
Wypisz wymaluj, współczesna wersja biblijnej przypowieści o nawróceniu
jawnogrzesznicy. Tylko fakty jakby inne, których autor artykułu nie chce
widzieć. Bo Teresa Carey zmieniła jeden biznes na drugi. Wszak pieniądz nie
śmierdzi. Mogła sprzedawać swoje ciało, może sprzedać swoją duszę. Teraz za
pieniądze opowiada zdumionej i złaknionej cudów publice, jak to natchnął ją sam
Jezus. Dla Frondy nawet fakt, że należy do jakieś sekty Marsh Hill Church, nie
ma tu żadnego znaczenia. I w tym miejscu naszło mnie skojarzenie. Z niejakim
doktorem Chazanem (też bohater Frondy), który w pewnych czasach dokonywał
hurtowo aborcji, a dziś jest jej zdecydowanym przeciwnikiem.
Gdybym nie był ateistą w tym miejscu krzyknąłbym z całych sił: Boże, Ty czytasz Frondę i nie grzmisz!!!