czwartek, 29 grudnia 2016

Nawiedzeni



  Ostatnio znalazłem artykuł1, w którym nawiedzony autor „rozprawia się” z całą wiedzą medyczną jaką udało się do tej pory zebrać na temat nowotworów. Główna teza brzmi: wszystko na temat raka to kłamstwo, za którym stoi onkologia i firmy farmaceutyczne, aby zachować nieprzerwany strumień pieniędzy do swych kieszeni. (sic!) Ponieważ autor tej tezy podpisuje się nic nieznaczącym nickiem „daug”, można wysnuć tylko jeden wniosek. Jest świadom własnej indolencji i szkody jaką może uczynić. Zdumiewające jest jednak to, że tych „sensacji” nie publikuje w piśmie medycznym lub z medycyną związanym, a na katolickim portalu.

  Nie będę streszczał wszystkich dwadzieścia prawd o raku (mowa jest o kłamstwach, które demaskuje autor), którymi „błyszczy” ów nawiedzony. Wybiorę ledwie kilka. Onkolodzy w poszukiwaniu przyczyn powstania raka stosują voo-doo i magię. Najbardziej kuriozalna „prawda” – nasze ciało wie jak sobie poradzić z rakiem i potrzebuje tylko odpowiednich środków (sic!), którymi nie są ani chemioterapia, ani naświetlania, ani żadna inna metoda lecznicza. Kolejna teza, chemioterapia służy tylko zatruwaniu organizmu, aby... zmniejszyć naszą odporność właśnie na raka i stąd nawroty. Istnieje tysiące składników przeciwrakowych, wystarczy tylko wejść do sklepu z żywnością nieprzetworzoną (sic!) Onkolodzy zarabiają takie krocie na chemioterapii, operacjach i radioterapii, że w ich interesie leży, aby rak powracał. Firmy farmaceutyczne chcą utrzymać swoją „dojną krowę”, więc nie mają interesu likwidować tak dochodowego biznesu. Rak to w gruncie rzeczy nasze osobiste komórki, więc próbując zabić raka próbujesz zabić samego siebie (sic!) Mastektomia to wątek seksistowski w onkologii. Lepsza od niej jest witamina D, nawet w nadmiarze. Wystarczy? Jeśli nie, odsyłam do artykułu...

  Pierwsze, co mi przyszło na myśl, to refleksja, że w gruncie rzeczy cała profesjonalna medycyna działa podobnie, czyli zamiast leczyć, aplikuje nam choroby, bo to przecież dla niej biznes. Im więcej chorych tym większe pieniądze dla lekarzy. Jeszcze większe dla farmaceutów, więc te wszystkie leki, jakimi się faszerujemy, właściwie służą tylko temu, abyśmy nigdy nie wyzdrowieli. Więc co nas wyleczy? Tylko zioła i naturalne witaminy, pozyskane z jedzenia odpowiednich produktów, ale uchowaj panie – z apteki. Tu mi się przypomina pewna zasłyszana „oczywistość”. Kilkanaście tysięcy lat temu ludzie jedli tylko zdrową żywność, pili tylko zdrową wodę, oddychali super czystym powietrzem i..., żyli przeciętnie trzydzieści, góra czterdzieści lat. Idiotów nie sieją i w zasadzie nie byłoby się czym przejmować gdyby... Ano właśnie to gdyby.

  Oto już poważniej, podpierając się „badaniami naukowymi” na portalu pch24.pl2 Bogna Białecka udowadnia, że przy stanach depresyjnych i ciężkich uzależnień (alkoholizm, narkomania)  wcale nie trzeba szukać pomocy u psychoterapeuty??? (wyjaśnię: psychoterapeuta to nie zawsze profesjonalny psychiatra czy psycholog). Podobną pomocą służy przewodnik duchowy, jako podręcznik a nie osoba. Może nawet jest skuteczniejszy, jeśli połączy się go z rachunkiem sumienia (nie mylić z szukaniem usprawiedliwienia), poznaniem grzechu (nie mylić z szukaniem przyczyn) i spowiedź generalna (nie mylić z lekarstwem). Byłbym niesprawiedliwy, słyszałem, że przy parafiach istnieją grupy odwykowe i mogą się pochwalić sukcesami. Słyszałem, choć przypadku wyleczenia ze wspomnianych nałogów osobiście nie znam wcale, tak jak mało znam, ale już znam, wyleczonych w odwykach przy szpitalach psychiatrycznych. Tyle, że ten przewodnik duchowy jest terapią stricte indywidualną.

  Poniższa konkluzja może wydawać się bez związku, ja jednak go dostrzegam. Jeśli dziś propaguje się naprotechnologię jako metodę skutecznego leczenia niepłodności (sic!), jeśli dziś w MEN na eksperta ds. wychowania seksualnego i wychowania w rodzinie powołuje się kogoś, kto twierdzi, że antykoncepcja wywołuje hedonizm, instrumentalne traktowanie człowieka i skłonność do zdrady, a prezerwatywa pozbawia kobietę dobroczynnego wpływu nasienia, jeśli dziś pewne kręgi próbują nas przekonać, że cierpienie jest błogosławieństwem i przez to uszlachetnia, to ten oszołom od spiskowej teorii dziejów onkologów i farmaceutów, wcale taki dziwny się nie wydaje.

wtorek, 27 grudnia 2016

Degeneracja



  Nie powinienem czytać tekstów sprzecznych z moim poglądami. Ale to jest silniejsze ode mnie, coś jak uzależnienie od używek, wyłączając narkomanię, bo narkotyku nigdy nawet nie spróbowałem. A jak zgadnąć, że tekst jest sprzeczny z moimi poglądami? Właściwie nie powinienem i z tym mieć problemów, wystarczy sprawdzić kto jest jego autorem. Problem w tym, że sam tytuł działa jak bodziec, na który nie potrafię nie zareagować. I czytam... Tak było i tym razem.

  Tytuł zawierał stwierdzenie: „Kościół na Zachodzie poddał się. Czy Polskę ominie kryzys?”* Autorem jest abp Jędraszewski, już po nominacji na metropolitę diecezji krakowskiej. Wiedziałem, że będzie kontrowersyjnie. Oto krótki fragment: „Nie wolno nam zapomnieć o tej fundamentalnej prawdzie, (...) jeśli w demokracji zabraknie odniesienia do trwałych wartości, to może stać się ona jawnym lub zakamuflowanym totalitaryzmem [wszystkie cytaty pochodzą z omawianego artykułu].” Rozumiem, faszyzm, komunizm to bez wątpienia systemy totalitarne, natomiast monarchia i to, co dziś proponuje nam PiS wspierany przez Kościół, to autorytaryzm, któremu bardzo blisko do totalitaryzmu. Zdecydowanie bliżej niż liberalizmowi, który ma na myśli abp Jędraszewski. I stawia diagnozę, że np. taki faszyzm zrodził się i doszedł do władzy w wyniku odrzucenia wartości (sic!) Arcybiskupie, faszyzm doszedł do władzy dzięki kreowaniu wartości i tożsamości narodowej, czyli dokładnie na tym, na czym Pan chce budować jakąś ideę „dobra wspólnego” Aby nie być gołosłownym przytoczę jeszcze jeden fragment: „Nasz spór, który jest bardzo zacięty i niedobry, wynika bardzo często z tego, że brakuje w nim – w moim przekonaniu – dwóch podstawowych elementów: spojrzenia na dobro wspólne, za które wszyscy są odpowiedzialni, a jest nim Rzeczpospolita Polska, oraz odniesienia do wartości (…) są podstawowe kryteria, dzięki którym można to dobro wspólne właściwie zdefiniować. Na przykład kwestia obrony każdego życia ludzkiego, tożsamość naszego narodu, jego kultura, sprawne państwo, jego obronność.”. Wystarczy w tym opisie zmienić dwie podkreślone przeze mnie kwestie na: „Trzecia Rzesza” i „obrony każdego niemieckiego życia”, a wszystko idealnie się zgadza w odniesieniu do niemieckiego nazizmu.

  Powinienem w tym miejscu wyjaśnić. Ja żadnej z tych „wartości” nie neguję pod warunkiem, że nie odnoszą się do jakiegoś wyimaginowanego dobra wspólnego. Dobrem wspólnym można nazwać jakiś majątek, z którego wszyscy korzystamy (zdobycze kultury i nauki, piękno krajobrazów i cuda przyrody), ale już na pewno nie jest nim etyka, religia czy dążenie do ideologicznej jedności i świadomej wspólnoty. O tym decyduje jednostka i jej dobro, takie, jak je sama postrzega. Jakiekolwiek naciski na te sfery życia jednostki noszą znamiona autorytaryzmu a w szczególnych przypadkach – totalitaryzmu.

  Czytam, że według arcybiskupa Jędraszewskiego najważniejsze dziś to porozumieć się, co do świętości ludzkiego życia, co do historii i przyszłości naszego narodu, odpowiedzialności za Polskę. Ja bym w tym miejscu chciał wiedzieć, co arcybiskup rozumie pod pojęciem „świętości życia”. I gdzieś podświadomie przychodzi mi na myśl życie poczęte, ale jeszcze nienarodzone, a w najlepszym razie... nieochrzczone. Później z tą „świętością” bywa bardzo różnie, to znaczy, już za bardzo nikogo nie obchodzi. Idee fixe jest próba porozumienia się w sprawach historii, przyszłości i odpowiedzialności. Ostatni wiek udowodnił, że to nie jest możliwe. Co ekipa rządząca to zmiana i niewyobrażalne wręcz zidiocenie, czego klasycznym przykładem jest na dziś katastrofa smoleńska i obchody dziesiętnicy... pogrzebu (sic!) Tego ostatniego nie było w żadnej, nawet najbardziej religijnej tradycji. Ta dziesiętnica staje się równie ważna jak rokrocznie obchodzone Święta Wielkanocne i to już arcybiskupom nie przeszkadza.

  Jeszcze jeden wątek. Abp Jędraszewski stwierdza: „Współczesna Europa odeszła od swoich korzeni, zarzuciła Europę poetów, malarzy, wspaniałych muzyków, wielkich idei. Odwróciła się od nich.” Tu już mnie specjalnie nie zdziwił, bo on tę tezę lansuje od lat. Naprawdę nie wiem czemu ma służyć to oczywiste kłamstwo? W końcu są gusta i guściki, ale niech arcybiskup, już jak zwykły, szary człowiek spróbuje się dostać w sezonie do Luwru bez odbębnienia kilku godzin w kolejce. Niech w ten sam sposób spróbuje znaleźć się wśród widzów Koncertu Noworocznego w Filharmonii Wiedeńskiej, gdzie już nawet zasobny portfel nie wystarczy, niech mi powie, której klasycznej powieści nie jest w stanie kupić lub wypożyczyć by sobie poczytać, kto mu wreszcie broni wyznawać jakąkolwiek wielką ideę? Jest tylko jeden mały szczegół, który arcybiskupowi bardzo nie odpowiada. Ta Europa jest również otwarta na nowe trendy, na nowe idee, ale co może zdumiewać, nikogo na siłę do nich nie przymusza. Owszem, istnieje pojęcie mody, nie tylko w sensie ubioru, ale każda moda ma to do siebie, że szybko lub bardzo szybko przemija. Ale ja rozumiem, o co naprawdę arcybiskupowi chodzi. On ubolewa nad tym, że ta Europa odchodzi od wiary, szczególnie tej katolickiej. Tylko bądźmy szczerzy. Winę za to nie ponosi Europa, ze swoimi, czasami zwariowanymi ideami i nowinkami, winien temu zjawisku jest sam Kościół, nawet nie tyle przez swój konserwatyzm, bo taki był zawsze, ile przez afery zarówno obyczajowe jak i finansowe, i przez próbę ich nieudolnego tuszowania. Kościół okazał się nie taki „święty” na jaki się kreuje. A najbardziej zdumiewające jest to, że papież Franciszek, próbujący przywrócić  „dobre” oblicze Kościoła, napotyka ze strony hierarchów (w Polsce szczególnie) na zdecydowany opór.

środa, 21 grudnia 2016

Plebiscyt



  Katolicki portal pch24.pl1 prowadzi wespół z Fundacją Pro-prawo do życia, plebiscyt na Heroda roku 2016. Jak łatwo się domyślić jest to katolicki odpowiednik plebiscytu na „hienę roku”. Wśród nominowanych byli: Romuald Dębski (ginekolog, przeciwnik prof. Chazana); Barbara Nowacka (feministka); Jarosław Kaczyński (polityk PiS); Natalia Przybysz (piosenkarka, która przyznała się do aborcji). Jak nietrudno zgadnąć plebiscyt wygrał bezapelacyjnie..., Jarosław Kaczyński! Oczywiście nie za całokształt, a za odrzucenie projektu ustawy o całkowitym zakazie aborcji. Tyle tytułem wstępu.

  Ja bym jednak chętnie zobaczył plebiscyt na najbardziej spektakularny cud świata, w sensie pejoratywnym. Nominacji byłoby według mnie dużo, ja się ograniczę do dwóch, choć jestem otwarty na inne propozycje. Pierwszą jest cud św. Januarego. Chodzi o grudkę zakrzepłej krwi owego świętego, która z okazji pewnych dat przemienia się w stan płynny. Towarzyszy temu niemała celebra. Otóż, 16-go grudnia br. zdarzył się antycud – wbrew oczekiwaniom, cudu nie było. Większość mediów, które o tym cudzie rokrocznie wspominały, tym razem skrzętnie ten fakt pominęły, co też można by za cud uznać. Z tym cudem jest pewien dość spektakularny problem. Ta zmiana zakrzepłej krwi w stan płynny miała gwarantować dobry rok. I choć cud się dokonywał, światu i tak towarzyszyły kataklizmy, wojny i choroby. Czyżby w nadchodzącym 2017 roku miało być inaczej? Ale wyjaśnijmy, w 1991 roku naukowcy z włoskiego Uniwersytetu w Pawii argumentowali, że substancja w fiolce prawdopodobnie podlega znanemu zjawisku, tak zwanej tiksotropii i sami taką substancję wyprodukowali. Wszelkie wątpliwości mogłoby wyjaśnić przebadanie tej zakrzepłej krwi św. Januarego, ale Kościół się na to nie zgadza, co de facto mnie nie dziwi.

  Na drugim miejscu stawiam cud eucharystyczny w Legnicy. Jak podaje portal wPolityce.pl2 „W celu wyjaśnienia rodzaju tej materii [czerwonych zabarwień na hostii – dopisek mój] Komisja zleciła pobranie próbek i przeprowadzenie stosownych badań przez różne kompetentne instytucje.” Tu zdumiewają dwie sprawy. Hostia była badana we wrocławskim Uniwersytecie Medycznym, gdzie nic nie stwierdzono, a następnie w  Szczecinie, gdzie już stwierdzono istnienie śladów tkanki mięśnia sercowego. Problem w tym, że to materiał do badań nie był w pełni oryginalny. Nie bardzo też wiadomo, czemu ten „cud” ma służyć. Poza tym, że hostia jest zabarwiona na czerwono, nic się w związku z tym nie wydarzyło. Naukowcy mają wytłumaczenie, to zabarwienie wynika z działania pewnej baterii serratia marcescens, z polskiego pałeczka krwawa, ale aby to stwierdzić trzeba mieć oryginał, na co znów Kościół się nie godzi.

  Marzy mi się jeszcze jeden plebiscyt, na najbardziej spektakularnego świętego, czy nawet błogosławionego. Ale to już sobie zostawię na inną okazję. Zakończę inną konkluzją. Sensem myślenia magicznego jest przekonanie, że możliwe jest działanie sprzeczne z prawami natury.  W tej kategorii śmiało można umieścić wszystkie, podobno potwierdzone cuda. A magia jest przez Kościół uznawana za grzech...


niedziela, 11 grudnia 2016

Cierpienie



  Ja tego nie robię, nie piszę notek na zamówienie, a jednak ten jeden, jedyny raz odstąpię od tej zasady, gdyż ta tematyka zawsze budzi kontrowersje, ze względu na to, że cierpienie dotyka nas wszystkich niemal bez wyjątku, choć w różnym stopniu. I nie mam tu na myśli li tylko cierpienia fizycznego. Nie wiadomo, które gorsze, bo dziś cierpienie wywołane chorobą czy bólem, da się farmakologicznie, przynajmniej na jakiś czas, złagodzić. Gorzej z psychicznym. Że jest źle, niech o tym świadczy liczba samobójstw, coraz bardziej głośne upominanie się o eutanazję na życzenie, czy wreszcie rozwój działu medycyny pozwalający niwelować ból fizyczny, a i psychiatria w jakieś części pomaga nam znieść cierpienia psychiczno-moralne.

  Ten esej nie o rodzajach bólu, bardziej o jego przyczynach. Zetknąłem się ze stwierdzeniem, które zawsze wywołuje u mnie zdumienie: „to nie Bóg sprowadza na nas cierpienie, za nasze cierpienie odpowiedzialny jest Zły.” Ja, jako ateista, takiego dylematu nie mam. Dla mnie oczywistym jest, że przyczyny cierpienia są dwie. Pierwsza to niedoskonałość nas samych i otaczającego nas świata, druga to niedoskonałość naszej psychiki, przejawiająca się w zadawaniu bólu innym i to nie zawsze z premedytacją. Wróćmy jednak do twierdzenia, na które moja Zleceniodawczyni oczekuje odpowiedzi, inaczej – rzeczowej argumentacji, bo ośmielam się twierdzić, że skoro uważa się Boga za stwórcę wszystkiego, to jest również Stwórcę cierpienia.

  Jak dla mnie, najprościej odpowiedzi poszukać w samej Biblii. Na plan pierwszy wysuwa się, pewnie wszystkim znana, historia Hioba1,2. Uprzedzę, ja czytałem wiele tekstów, próbujących tą historią udowodnić, że ona niczego innego nie dowodzi, jak tylko wielkości Boga. Karkołomne to wyjaśnienia i zazwyczaj kończą się stwierdzeniem, że ta Księga jest przykładem nieugiętej wiary Hioba w swego Boga, którą należy powielać w naszym, osobistym życiu. Nie złamały jej żadne cierpienia ani żadne nieszczęścia, które..., zsyła na niego Bóg [Ks Hioba 1,20]. Koronnym argumentem jest wystąpienie w tej historii Szatana, którego intrygom ulega Bóg [Ks Hioba 1, 6-12], co już w samo w sobie jest niedorzeczne, gdyż gloryfikuje Szatana do postaci równej Jemu. W nagrodę za wierność Hiob odzyskuje szczęście i bogactwo. Jeśli odzyskuje, to ktoś mu je na jakiś czas odebrał. Podszepty Szatana podszeptami, ale cierpienie na Hioba sprowadza Bóg3. Ta historia dowodzi jeszcze jednej prawdy, której nikt jakby nie zauważa. Jednym z największych mankamentów ludzkiej psyche jest podobno to, że ulega podszeptom Szatana [Ks Hioba 2, 4-6]. Nie powinniśmy mieć z tego powodu żadnych kompleksów, wszak w tej historii Bóg też uległ...

  Przytoczę jeszcze jedną znaną historię biblijną. Dotyczy wyprowadzenia Żydów z niewoli egipskiej. Bóg zsyła cierpienia na lud egipski za winy faraona, który nie chce wypuścić Izraelitów, a którego serce czyni nieugiętym [Ks. Wyj. 9, 12]; [Ks. Wyj. 10 - 1, 20 i 27]. W mnie rodzą się pytania: czy każdy Egipcjanin był winien niewoli Żydów? I czy na pewno odpowiedzialnymi za to było bydło, wszyscy Egipcjanie (plaga wrzodów), czy wreszcie wszyscy pierworodni [Ks. Wyj. 11, 5]? Typowy przykład odpowiedzialności zbiorowej, na domiar wszystkiego, mającej tylko dać szansę Bogu pokazać swoją okrutną moc, choć wcześniej nieraz ją pokazywał w równie okrutny sposób. Tu warto dodać, że historia świata według Biblii zmienia podejście do takiej odpowie- dzialności. W miarę upływu czasu Bóg rezygnuje z tej niezrozumiałej odpowiedzialność zbiorowej na rzecz odpowiedzialności indywidualnej. Kolejny przykład to dzieje Izraela, któremu dostało się za swoje. Fakt, ten lud był niesforny, co chwila wymyślał sobie różnych bożków i spotykała go za to kara w postaci cierpienia i przedwczesnej śmierci. Nie wnikam już w to, czy słusznie i sprawiedliwie w stosunku do winy, nie będę też przytaczał kolejnych odnośników do tekstów Starego Testamentu (polecam Księgę Sędziów), ale to cierpienie zsyła na nich Bóg, który według mojej Oponentki podobno nie jest winny ludzkiego cierpienia. Raz pozwolę sobie ironicznie: a podobno Bóg kocha swoich wiernych poddanych (a nawet i niewiernych) i nie mógłby ich skrzywdzić.

  W Nowym Testamencie cierpieniu przypisuje się już zupełnie inne znaczenie. Nie jest już skutkiem zła, ma być drogą do zbawienia. Tym samym twierdzenie, że cierpienie człowieka to „robota” Złego jest jakby sprzeczna z intencją Boga Jezusa. Ma to swoje logiczne uzasadnienie. Przecież Szatan przez cierpienie ułatwiłby wiernym drogę do wiecznego zbawienia, co nijak ma się do jego intencji. Wabi ludzi obiecankami, szczęściem (nawet Jezusa [Łk 4, 6]), cierpienie odkładając na czas wiecznego pobytu w piekle. Jezus, swoją męką na krzyżu miał udowodnić, że cierpienie jest szlachetne i nie należy go traktować w kategoriach dobra i zła. Jan Paweł II powiedział:(...) cierpienie jest takim wymiarem życia, w którym łaska odkupienia zaszczepia się w ludzkim sercu głębiej niż kiedykolwiek.4,z czego można wysnuć wniosek, że „cierpienie jest czynnikiem współdziałającym na rzecz większego dobra.5 Takie rozumienie cierpienia jest wymuszone niemożliwością pogodzenia go z działaniem dobrego Boga, bo nie każde cierpienie wynika z winy cierpiącego. Większość cudów Jezusa polega na uwolnieniu od cierpienia niezawinionego, cierpienia, które jest efektem ułomności naszego ciała i rozumu. I tu narzuca się pytanie, jeśli stworzył nas Bóg, to dlaczego tak felernych? Odpowiedź najczęściej jest prosta, choć bardziej niż naiwna. Bóg stworzył nas doskonałymi, to człowiek sam sprowadził na siebie nieszczęście cierpienia. I tu bym polemizował, bo gdyby rzeczywiście uznać, że prarodzice byli doskonałymi, to skąd grzech pierworodny? Człowiek doskonały nie uległby podszeptom Szatana, podobnie jak nie uległ im Jezus.

  Jestem sceptykiem, stąd mnie rozważania biblijne i teologiczne nie przekonują. Człowiek wolny od religijnych przekonań uznaje, że cierpienie jest nieodłącznym elementem życia, i to nie tylko ludzi, którego kwintesencją jest czekająca nas śmierci. Nie uciekniemy od niego, tak jak nie uciekniemy Kostusze. I nie ma w nim nic szlachetnego, ani wzniosłego, ani nie ma w nim Szatana, którym chcemy cierpienie uzasadnić. Jest za to przyczyną rozpaczy, która w ekstremalnym natężeniu prowadzi do samobójstwa. Starożytnych wierzących w jedynego, sprawiedliwego i dobrego Boga, też cierpienie nie omijało. Usiłując wytłumaczyć sobie sens cierpienia, którego właściwie trudno się gdziekolwiek doszukać, zrzucili winę na człowieka i Złego, tak jakby miało to cierpieniu ulżyć lub je usprawiedliwić. Wpadli w pułapkę własnej wiary, bo cierpienie dotyka również ludzi dobrych, zupełnie niewinnych, a niejednokrotnie omija złych i podłych. Wiara usiłuje nadać wszystkiemu wzniosły sens i to przekonanie pokutuje nieraz do dziś.


Przypisy:
1 – Księga Hioba http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=431
2  – Wszystkie odniesienia do Biblii dotyczą: http://biblia.deon.pl/index.php
3 – „Działalność szatana w stosunku do ludzi objawia się przede wszystkim w kuszeniu do zła. Zły duch usiłuje wpłynąć na człowieka, na jego wyobraźnię oraz wyższe władze jego duszy”. Jan Paweł II, audiencja generalna 13 sierpnia 1986
4 – cytat za „Nauczanie papieskie”, IV, 2, Poznań 1989, s. 39.
5 – ibidem s. 39