Piękny artykuł znalazłem... Działając pod
wpływem, nomen omen – ateistycznego
natchnienia – oraz niejakiego rozbawienia (choć sprawa jest poważna),
postanowiłem się podzielić częścią treści i refleksji. Tytułowa „porażka” jest
oceną artykułu, ale dotyczy (w opinii anonimowego autora), również porażki
rozwodów. Na wstępie z czymś się jednak zgodzę. Tak, rozwód jest porażką
małżeństwa, ale jednocześnie wybawieniem z toksycznego związku, gdy zawodzą
metody lecznicze, choć osobiście
uważam, że terapia tych związków jest w fazie sprzed raczkowania, czyli na
etapie prób i błędów, czyli błędnych prób. Psychologowie, kaznodzieje, a nawet
politycy próbują znaleźć lekarstwo, ale tu sprawa jest bardziej beznadziejna
niż w odniesieniu do pandemii Covid-19. W drugim przpadku przynajmniej widać
światełko w tunelu
Ów anonim stwierdza wprost, że rozwód jest
powodem smutku. Też racja, choć podobno zdarzają się już uroczystości na wzór
ślubnych, świętujących to wydarzenie. To coś jak ze mną. Gdy pozbędę się
jakiegoś kłopotu, zmartwienia, a nawet cierpienia, robię sobie drinka,
najczęściej gin z tonikiem i wermutem, z dodatkiem plasterka cytrynu i kostki
lodu. Pychotka, byle nie przesadzić. Ale wróćmy do tematu. Anonim przedstawia
osiem argumentów, które mają nami wstrząsnąć jak ów drink wstrząsany,
niemieszany. By to się jednak stało trzeba z drinkiem przesadzić i to mocno. Co
ja piszę, co ja piszę..., jaki drink?, chodzi o argumenty.
„Rozwód stanowi złamanie przyrzeczenia danego przy
ołtarzu. Przyrzeczenie to ma charakter publiczny. W związku z tym jego złamanie
obniża wartość przysięgi i zaufania społecznego”1. Aż chciałoby się
napisać: przysięgi, podobnie jak przepisy są po to, aby je łamać. Szczególnie
te przed ołtarzem. Wiecie ilu kapłanów i zakonników przed ołtarzem przysięga
służyć Jezusowi miłością, niezłomną wiarą, przykładem moralnego i cnotliwego
życia, świętością, prawością i ubóstwem?
W s z y s c y! Sami sobie
odpowiedzcie, ilu tej przysięgi dotrzymuje? Jestem skłonny uznać, że proporcje
są takie same jak przy przysiędze małżeńskiej. Mogę się mylić. Tych pierwszych
może być więcej.
„Rozwód stanowi przejaw słabości woli. Decyzja
rozwodowa nierzadko zostaje podjęta pod wpływem emocji, gniewu czy triumfu
namiętności”. Tu właściwie
mógłbym się zgodzić z małym zastrzeżeniem. Zdecydowanie większa część decyzji o
małżeństwie też zostaje podjęta pod wpływem emocji i tryumfu namiętności (choć bez
elementu gniewu), przy czym znów mogę się mylić, być może zdarzają się
małżeństwa z rozsądku, gdy na przykład parze przytrafi się dzieciątko przed zamiarem ślubu. Inny przykład takiego rozsądkowego
małżeństwa, zdecydowanie rzadszy, to takie z programów „Rolnik szuka żony”.
„Rozwody upowszechniają kulturę niestabilnych,
wolnych związków. Nie dąży się w nich do posiadania dzieci. Nie pozostaje to
bez konsekwencji społecznych, skutkuje groźnym kryzysem
demograficznym”.
I tu mam również wątpliwości, bo jak widać na
załączonym obrazku, małżeństwo też nie gwarantuje stabilności, a już tym
bardziej wielodzietności. Tej ostatniej nawet zachęta materialna w postaci 500
plus nie pomogła.
„Rozwód jest szkodliwy dla dzieci - potrzebują one
bowiem obojga rodziców, a małżeństwo powinno to zapewniać”. Ten koronny argument, jest tak głupi, jako
owo podkreślenie „powinno”. Już o tym wspominałem wiele razy i nie widzę sensu
się powtarzać na temat „dobra dziecka”. Natomiast śmiem twierdzić, że jedyne,
co się powinno, to nie nadużywać drinków, nawet tych po 4,50 zł za flaszkę. O
ileż byłoby mniej rozwodów.
„Rozwód upowszechnia mentalność egoistyczną. Często
stanowi przejaw dążenia do samorealizacji kosztem zobowiązań wobec Boga,
współmałżonka i dzieci”. I znów będę ironiczny. Jeśli ktoś tu jest nad
wyraz egoistyczny, to przede wszystkim ów Bóg, którego stawia się za przykład.
Nasz egoizm, o ile nie jest snobizmem – to jak najbardziej zdrowe podejście do
życia. Jakby na to nie patrzeć, właśnie biorąc ślub wyrażamy swój egoizm licząc
na profity, tylko trochę różne dla poszczególnych ról w małżeństwie. Owymi profitami zachęcają przede wszystkim
nasi kaznodzieje, namawiając do zawierania małżeństw sakramentalnych.
„Rozwód nie jest jedyną alternatywą. W wielu
systemach prawnych istnieje bowiem możliwość separacji. W uzasadnionych
przypadkach jest ona też dopuszczana przez Kościół”. Taaa, jeszcze inną
alternatywą jest unieważnienie małżeństwa, na co naciskał niedawno sam abp
Jędraszewski, choć uzasadnienia nie podał. Nawet dzieci się nie liczyły. Czym
się różni rozwód od unieważnienia, dalibóg nie wiem. Chyba tylko jedynie językiem
prawno-teologicznym.
„Rozwód zwiększa ryzyko zawarcia grzesznego nowego
związku opartego na niedozwolonym współżyciu seksualnym”. No i masz babo
placek! Współżycie seksualne jest niedozwolone, choć niby jest, byle tylko w uświęconym
sakramentem związku małżeńskim. Klasyczny przykład owej mentalności
egoistycznej Boga i Jego emisariuszy ziemskich. Oni narzucili sobie ten zakaz,
od którego jedynym dopuszczalnym odstępstwem jest ślub przed ołtarzem z
przysięgą, że dzieci będzie wychowywać się po katolicku, czyli w jedynie
słusznej wierze. Tu nie ma żadnego pola manewru, ale skoro się ktoś zdecydował,
nie będę protestował.
„Rozwód stanowi zaprzeczenie pierwotnego Bożego
planu dla człowieka. Skoro Bóg pragnie szczęścia człowieka, to podważanie Jego
planu prowadzi do nieszczęścia”. Tu już muszę prawie na poważnie, bo tego
argumentu nijak pojąć nie mogę. Różne są wersje. Kreacjoniści twierdzą, ze Adam
i Ewa byli w Raju jeden dzień, pobożni Żydzi, że przynajmniej tyle lat, ile
trzeba, by od zasadzenia drzewa pojawiły się pierwsze jabłka. Mam
doświadczenie, sam zasadzałem sad. To około trzy, cztery lata w zależności od
gatunku. Przez taki czas Adam i Ewa żyli bez katolickiego ślubu i nie ma też wzmianki w Biblii, by w tym czasie
mieli dzieci. Raj, jak sama nazwa wskazuje był miejscem szczęścia i oni byli
szczęśliwi, bo taki był plan Boży dla człowieka. Prawda, człowiek ten plan spartolił
na swoje nieszczęście i dlatego musiał się żenić (czasami z wieloma żonami, co
owo nieszczęście potęgowało), a kobiety musiały rodzić dzieci. Rodzić w bólach.
Na koniec jak zwykle puenta. Niech nikt nie myśli, że
jestem propagatorem rozwodów jako takich, dla samego rozwodu, aby sobie życie
urozmaicić. Monogamia ma swoje zalety, rodzicielstwo też. Nie będę się kopał z
koniem, bo akurat ja się rozwiodłem. Tylko niech ten anonimowy autor te
argumenty zachowa dla siebie, bo obraża nimi ludzki intelekt.
Przypisy:
1 – wszystkie cytaty za: https://www.pch24.pl/rozwody-to-porazka--8-argumentow-,78057,i.html