niedziela, 31 marca 2019

Droga krzyżowa


  Słyszeliście o syndromie DDA (dorosłe dzieci alkoholików)? Ja tak. Próbowano mi go wmówić, bo faktycznie, jedno z rodziców było alkoholikiem. Aby było jasność, to wymysł amerykańskich uczonych, choć pewnie uczonych, właśnie alkoholików z grup AA (anonimowych alkoholików). Wyszło im, że na ten syndrom cierpi 71 procent DDA i... 63 procent nie-DDA. Różnica minimalna. Tym samym muszę cierpieć i ja. T. Witkowski, epistemolog psychologii twierdzi, że jeśli objawy tego syndromu przedstawić komuś, kto nie miał rodziców alkoholików, on i tak znajdzie te objawy DDA u siebie. Ale to mówi psycholog, więc może nie trzeba mu wierzyć?

  Jak zwykle przypadkowo trafiłem na ciekawy artykuł, przyda się na pewno nie tylko tym, którzy mieli rodziców alkoholików, co wynika ze wstępu. Jest to propozycja przejścia drogi krzyżowej, która może nas z tego nieistniejącego syndromu wyzwolić. Będzie długo, bo też droga krzyżowa jest długim rytuałem, więc proszę o wyrozumiałość.
 
  Stacja I. Pan Jezus skazany na śmierć za niewinność.
Wróć myślą do tych oskarżeń, które niesłusznie padły w Twoim kierunku. Być może to Tobie ktoś zarzucił, że rodzic pije przez Ciebie. Może sam się o to oskarżasz? Czy doznałeś szykan, gdy mówiłeś prawdę o chorobie alkoholowej rodzica?” Jakem ateista powiem prawdę jak na spowiedzi. Nikt mnie nie oskarżał, że rodzic pił przeze mnie i nigdy mi nie przyszło na myśl, że to z mojego powodu. I nigdy obcym nie mówiłem o chorobie alkoholowej. Nie było się czym chwalić.

  Stacja II. Jezus bierze krzyż na swoje ramiona.
Pomyśl o tym, jak ciężkim krzyżem jest dla Ciebie choroba Twojego rodzica. Jak bardzo czujesz się odrzutkiem społecznym, bo wstydzisz się tego, że podchodzisz z takiej rodziny? (...) Nie obwiniaj Boga, On dał Twoim rodzicom wolną wolę a oni przygotowali dla Ciebie Miejsce Czaszki”. Nie wiem jaki związek Golgota ma z alkoholizmem rodzica, faktem jest, że ta choroba alkoholowa była dla mnie problemem, ale nigdy nie czułem się odrzutkiem. Nie obwiniałem też Boga, choć czasami miałem ochotę. Byłem wtedy wierzącym.

  Stacja III. Jezus upada po raz pierwszy pod krzyżem.
Czy był w Twoim życiu taki dzień, gdy upadłeś, kiedy Twoja słabość wyszła na jaw? Może ktoś Cię wtedy wyśmiał, upokorzył?”. Upadłość to cecha rodziców alkoholików, a nie ich potomków. Jeśli mnie ktoś upokorzył to rodzic-alkoholik. Inni uważali, że to temat tabu, więc nawet nie próbowano mnie wyśmiać.

  Stacja IV. Jezus spotyka swoją matkę.
Mama - ta, która zawsze jest blisko dziecka, gdy ono upada. Opatrzy rany, obcałuje obolałe miejsce. Tak byłoby idealnie, ale Ty wiesz, że może być inaczej. A może było jeszcze gorzej, tak jak u mnie - to ona piła. Przyjmij i zaakceptuj ten ból, tę tęsknotę za dobrą, obecną mamą”. Tak było, ale nie rozumiem jaki ból mam zaakceptować? Jaką obecną mamę? Nikt mnie nie adoptował. Nigdy jej alkoholizmu nie rozumiałem i nie potrafiłem usprawiedliwić.

  Stacja V. Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi.
Przypomnij sobie wszystkich tych, którzy pomogli Ci w życiu. Szczególnie wspomnij tych, którzy może spowodowali, że mogłeś uciec z rodzinnego domu i zacząć swoje życie. (...) Zbierz z okruchów pamięci wszystkie drobne gesty życzliwości i współczucia od ludzi, którzy wiedzieli jakie brzemię dźwigasz”.  Uciec z domu jako sześciolatek?! Życzę sukcesów. Raz uciekłem, w wieku siedemnastu lat. W swojej głupocie nie przewidziałem skutków mroźnej zimy. Wytrzymałem trzy dni. Z tych drobnych gestów pamiętam babcię. Kazała mi się modlić, chodzić na pielgrzymki itp. Owszem pomogło, ale tylko babci, bo nic się nie zmieniło.

  Stacja VI. Weronika ociera twarz Jezusa.
Pomyśl, jak choroba alkoholowa oszpeca duszę i ciało Twojego rodzica. Pod tym oszpeceniem jednak nadal jest twarz, jest człowiek. (...) spróbuj dostrzec Jezusa w pijącym rodzicu”. Aż żałuję, że nie dostrzegłem tego Jezusa. Może wcześniej byłbym ateistą, gdyż do alkoholików żywię li tylko pogardę.

  Stacja VII. Jezus upada po raz drugi.
Przypomnij sobie chwile trudne, gdy traciłeś cel z oczu. Kolejne niepowodzenie, może dwa razy ten sam błąd. Znowu żałowałeś sobie czasu i pieniędzy na terapię, znów powieliłeś wzorce z domu” (sic!) Ależ ja nie stałem się alkoholikiem, nie pokazywałem swej przepitej facjaty córce, ani nikomu innemu. Żadna terapia nie była mi potrzebna. Czego jeszcze mam żałować?!

  Stacja VIII. Jezus spotyka płaczące niewiasty.
Przypomnij sobie wszystkie chwile, gdy czułeś, że nie potrafisz przebaczyć swojemu rodzicowi alkoholikowi. Nie zatwardzaj serca”. Ja do dzisiaj nie potrafię przebaczyć. Po prostu przestało mnie to interesować, bo alkoholizm to nie był mój problem. Krótko moim idolem był T. Nalepa, a jego przebój ze słowami: „Głosem serca się nie kieruj, tylko forsa ważna w życiu jest” był mi hymnem. Choć nie forsa, asertywność jest tym, co przeważa w moim życiu. Ile razy poddałem się woli serca, zawsze kończyło się fatalnie.

  Stacja IX. Jezus upada po raz trzeci.
Przypomnij sobie dni, kiedy nie miałeś siły wstać z łóżka. Zmęczony cierpieniem, żalem, bólem nie miałeś już siły iść dalej. [Jezus] Był przy Tobie, gdy cierpiałeś i współcierpiał razem z Tobą”. Szczerze? Jak na spowiedzi? Nigdy Go nie widziałem, ani nie odczuwałem Jego obecności, wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że uciekł, bo okazał się zupełnie bezsilny, czego akurat Mu nie mam za złe. Wszyscy byli bezsilni. Ja bym też uciekł, nie bardzo było gdzie.

  Stacja X. Jezus z szat obnażony.
Jeśli w związku z alkoholizmem rodzica doświadczyłeś przemocy - psychicznej, fizycznej, seksualnej - stań teraz nagi przed Jezusem i pokaż Mu wszystkie swoje rany” (sic!) To już jest jazda po bandzie. Wprawdzie nie doświadczyłem przemocy seksualnej, ale dlaczego miałby stawać przed Nim nagi?! Pamiętam komisję poborową, gdzie też kazano mi stać nago. W życiu nie czułem większego upokorzenia.

  Stacja XI. Pan Jezus przybity do krzyża.
Pomyśl o swoim rodzicu alkoholiku. Czy na pewno krzywdząc Cię, robił to z pełną premedytacją, czy zdawał sobie sprawę, z tego, co naprawdę robi?” Jazda (życie) pod wpływem alkoholu nie jest czynnikiem łagodzącym, wręcz przeciwnie. Alkoholik nie ma krzty rozumu, bo rozum rozpuścił w alkoholu. Cały problem w tym, że nikt mu na siłę w gardło wódki nie leje. Sam po nią sięga.

  Stacja XII. Jezus umiera na krzyżu.
Być może właśnie duchowo umierasz. Może myślisz o samobójstwie, by zakończyć cierpienie - proszę zatrzymaj się na chwilę i popatrz na Jezusa umierającego na krzyżu. On już umarł za Ciebie, już Cię zbawił z miłości. Przytul ten krzyż z martwym Jezusem - On jest źródłem życia”. Nie, duchowo odżyłem gdy od alkoholika się uwolniłem. Nigdy, nawet na moment, nie przyszła mi myśl o samobójstwie. Chciałem żyć, byle szczęśliwie i bez alkoholizmu. Drugiej części wątku nie skomentuję, choć mnie aż świerzbi. Wyjaśnię na końcu.

  Stacja XIII. Pan Jezus zdjęty z krzyża.
Uświadom sobie, że przez alkoholizm rodzica straciłeś dzieciństwo i już nigdy go nie dostaniesz takiego, jakie powinno być. Przyjmij to i opłacz”.  Byłem tego świadomy już w dzieciństwie, ale nie zmierzam z tego powodu płakać. W dzieciństwie też nie płakałem. Byłem wściekły, że to akurat mi się przytrafiło. Dziś nie dręczą mnie z tego powodu żadne emocje ani koszmary.

  Stacja XIV. Pan Jezus złożony do grobu.
Spójrz na swoją pogrzebaną przeszłość i zobacz, jak Chrystus przebóstwia całą Twoją historię życia i wynosi ze sobą w chwale. On wyciąga Cię z otchłani smutku i lęku”. Nie skomentuję z tego samego powodu, co przy stacji XII.

  Żeby nie było wątpliwości. Nie wyśmiewam Drogi Krzyżowej, stąd i brak moich uwag, gdzie musiałbym to zrobić w sposób sarkastyczny. Wyśmiewam taką interpretację i ten sposób uwolnienia się od rzekomego syndromu DDA, przypomnę, którego de facto nie ma. Czasami są wspomnienia, których nie sposób wymazać, ale jeśli ktoś sam nie wpadł w nałóg, to nie jest problem. To raczej tym pseudo-syndromem alkoholik próbuje usprawiedliwić swoje uzależnienie. Bo alkoholik zawsze siebie usprawiedliwi.





wtorek, 26 marca 2019

Szklanka zimnej wody


  Kiedy po raz pierwszy usłyszałem „szklanka zimnej wody zamiast”, a byłem wtedy młody szczawik, nie bardzo wiedziałem po co, na co i dlaczego. Szybko się wyjaśniło, bo koledzy uczynni i bardziej światli, że to ma być najlepszy środek antykoncepcyjny. Czego to kpiarze nie wymyślą? W końcu to to samo, co trzy razy splunąć za plecy przez lewe ramię. Ile nie wypijesz tej zimnej wody, ile się naplujesz to twoje, a skutek żaden.

  Niedawno znalazłem pewniejszy sposób, choć autor miał zupełnie odmienne zamiary. Ostatnio księżą i katolickie portale wręcz propagują seks, pewnie dlatego, że maleją przychody z chrztów, to znaczy spada dzietność. Stąd takie tłumaczenie: „Wielu ludzi uważa, że chrześcijaństwo postrzega seks jako coś nieczystego lub złego. Tymczasem to nieprawda, Kościół od dawna uważa, że seks między małżonkami nie służy tylko poczęciu dziecka, ale buduje głęboką więź między mężczyzną i kobietą. Dlatego ze swojej natury jest dobry i chciany przez Boga1. Nie wiem, co znaczy owo „od dawna”, ale nie będę wnikał. Za to zgodzę się, że seks buduje głęboką więź między mężczyzną a kobietą, szczególnie zaś, gdy skutkiem tego seksu jest poczęcie. W innym artykule tego portalu znalazłem zwierzenia młodej mężatki: „Słyszałam nie raz taki mit: „Jeśli poczekasz z uprawianiem seksu do ślubu, Bóg wynagrodzi cię niesamowitym seksem i magiczną nocą poślubną”. W noc poślubną mój umysł i serce chciały bliskości, ale moje ciało było zamknięte. Czułam całkowitą porażkę, zarówno jako żona, jak i jako kobieta. Zrobiliśmy to (w końcu), ale było to trudnym, frustrującym, zawstydzającym i ogromnym ciosem dla naszej pewności siebie. Czekanie na seks do zawarcia małżeństwa nie gwarantuje, że będziesz miał świetny seks albo że seks będzie łatwy2. Nie wiem czy to mit, ale gdy czytam teksty o wstrzemięźliwości przed ślubem, taki właśnie argument się pojawia. Coś w stylu, że z seksem warto poczekać do nocy poślubnej, bo tylko wtedy będzie cudownie. Widać ta młoda mężatka ewidentnie nie czytała tego pierwszego artykułu...

  To tam anonimowy autor zaleca przed seksem..., nie, nie szklankę zimnej wody, a modlitwę z Księgi Tobiasza (sic!) Wyjaśnię, ta modlitwa miała uchronić  Sarę i Tobiasza przed demonem, który zabijał wszystkich mężów Sary. Ładna musiała być z niej bestyjka, skoro tylu ryzykowało, a ona po tylu nocach poślubnych na pewno wciąż była cnotliwą. I tu pojawia się rada dla świeżo upieczonych małżonków: „Modlitwa ta w realny sposób może sprawić, że małżeński seks będzie jeszcze lepszy i przyniesie więcej duchowych (chodź nie tylko) korzyści3. Krótki jej fragment:
I Ty rzekłeś:
Nie jest dobrze być człowiekowi samemu,
uczyńmy mu pomocnicę podobną do niego.
A teraz nie dla rozpusty
biorę tę siostrę moją za żonę,
ale dla związku prawego
”.
Tu przestrzegam przed traktowaniem tej siostry dosłownie. W wierze wszyscy są braćmi i siostrami. Cóż, może kogoś faktycznie ta modlitwa rozbudzi seksualnie, dla mnie każda modlitwa była jak owa przysłowiowa szklanka zimnej wody zamiast. Przynajmniej na kilka kwadransów. Modlitwa wymaga nabożnego skupienia, seks zaś odrobinę sprośności. Jak to pogodzić?

  Jeśli jednak ktoś chce antykoncepcji na dłużej, polecam fragmenty biblijnego tekstu, przytoczonego przez jednego z komentujących:
Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; (...) Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, (...) A to dlatego, że dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna. A ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą” [Rz 8, 5-9].
Ten fragment listu do Rzymian wyjaśnia też, dlaczego aż siedmiu małżonków Sary zginęło w noc poślubną. Nieskromnie, z lekkim uśmieszkiem na twarzy dodam, że owym demonem dbającym o cnotę Sary był... Asmodeusz. Wszak cnota jest świętością. Niestety. Sam Bóg interweniował przez archanioła Rafaela, aby wreszcie Sara mogła stracić tę cnotę.





wtorek, 19 marca 2019

Paranoiczna ucieczka skauta


  Na pewnym blogu, który często odwiedzam, padło pytanie: „Dokąd ten świat zmierza???”. Ja bym to pytanie zaliczył do retorycznych, gdyż dobrej odpowiedzi nie ma, ale nie byłbym sobą, gdybym nie odpowiedział: „do przodu! Świat zmierza do przodu”. Niestety, przyznaję ze skruchą, moja odpowiedź jest z kilku powodów błędna. Byłaby dobra, gdyby z tego świata wykroić skrawek między Bugiem a Odrą, bo na tym skrawku akurat wszystko cofa się do tyłu. No, może nie tylko tu, dodałbym jeszcze te kraje, gdzie konserwatywny populizm wraz z komunizmem stały się doktryną dominującą. Tyle, że my w tym cofaniu się jesteśmy o krok do przodu, wróć, o krok do tyłu dalej.

  Z kim Wam się kojarzy skaut? Według teorii to młody człowiek pełen cnót, wśród których prym wiodą rzetelność, prawość, prawda, sprawność i odwaga. Te jakże pozytywne cechy, walą się jak przysłowiowy domek z kart, gdy do skautingu dodamy religię. Tu od razu dodam, że sam bym na to nie wpadł, ale mnie właśnie przed chwilą uświadomiono, przy czym owego uświadomienia proszę nie kojarzyć z uświadomieniem seksualnym. Choć nie, właśnie chodzi o tę seksualność. Poważnie o tym zagadnieniu pisałem na blogu Zrzędy, teraz może mniej poważnie. Nim jednak wyjaśnię, zadam jeszcze jedno pytanie: z czym się Wam kojarzy nieczystość: bałagan, brud, brak higieny osobistej, psie kupy na miejskim trawniku? Jesteście naiwni. Najohydniejszą nieczystością jest seksualność, szczególnie ta, która dopada z przyczyn naturalnych młodego człowieka (tu skauta). I wcale nie musi to być jakieś wypaczenie czy zboczenie. Zboczenie, takie jak pedofilia zasługuje wręcz na miłosierdzie, jak zapewnia abp Jędraszewski.

  Podobno ta seksualność (czytaj: nieczystość) przychodzi nie wiadomo skąd, ale rozumiem, nie wszyscy muszą się znać na rozwoju biologicznym człowieka. Nagle ogrania ona młodego człowieka, co objawia się pociągiem do nieprzyzwoitych myśli i żartów. Podnosi niezdrową ciekawość rzeczy nieczystych (czytaj: seksualnych), w dodatku tak silnych, że nieraz najbardziej nieskazitelnie czysty (czytaj: niewinny) chłopak, ulega im, co usypia jego sumienie. Nawet się nie spostrzeże kiedy wstępuje na zgubną drogę, na końcu której tworzy się typ rozpustnika, cynika i nicponia. I jak tu walczyć z tym wrogiem, skoro on za sprawą szatana usadawia się w naszym wnętrzu? Na to są dwa sposoby, choć trudne. Pierwszy polega na tym, by już na samym początku stawić seksualności stanowczy opór. Pierwszemu szatanowi, który próbuje skauta omamić, trzeba powiedzieć bez namysłu i wchodzenia w dyskusję: pal go w łeb (wszelkie nieczyste skojarzenia są bardzo nie na miejscu). To jest postawa godna Polaka, jedyna prawidłowa odpowiedź skauta. Niestety, to jest walka, która skautów bardzo osłabia, stąd pojawia się drugi sposób. Jak dowodzi tradycja chrześcijańska, w tej walce można się salwować ucieczką, i to wcale nie jest hańbiące (ukłony dla Radka). Najwięksi bohaterowie dochodzili do wniosku, że przed nieczystością (czytaj: seksualnością), nie tylko można ale wręcz trzeba uciekać. I to bez chwili wahania.

  Chyba dla każdego jest jasne, kto zna życie, kto rozumie duszę ludzką i niskie strony natury ludzkiej, że jeśli nie zechcesz uciec od pokusy, jesteś już pokonany. Walcząc z pokusą nieczystości de facto napawasz się jej rozkoszą. Narażanie się na walkę jest lekkomyślnością, wręcz szaleństwem, jest truciem duszy przez zadowolenie zmysłów. Gdy oczy skauta napotkają rzecz nieczystą (dobrze, już nie będę pisał, jak to czytać), powinien natychmiast zamknąć oczy! Po to właśnie Pan Bóg dał nam powieki (sic!) by niemoralna zaraza nie weszła przez oko do duszy i nie rozpanoszyła w niej zgnilizny. Jeśli usłyszysz skaucie nieprzyzwoitą melodię – zatkaj uszy, nie słuchaj i się oddal. Przyjdzie ci na myśl nieczysta myśl, złap za różaniec i skup się na modlitwie. Takie zasady walki z nieczystością, to prawdziwa i jedynie słuszna taktyka skauta. Dlatego też skaut nie ogląda nieprzyzwoitych obrazków, nie czyta bluźnierczych i obleśnych książek, i nie zatrzymuję się przed witryną seks-shopu. Skauci powinni zmusić wszystkich do poddania się skautowskiemu poczuciu czystości oraz powinni wyplenić z życia młodzieży nieczystości i plugastwa. Tu są nawet dozwolone ostrzejsze środki przymusu koleżeńskiego, bo to służy przyszłości narodu.

  W odróżnieniu od poprzedniej notki, ta nie jest oparta na wynaturzeniach ortodoksy Mirka Salwowskiego. Te dywagacje całkiem na poważnie propaguje ks. Jan Zawada. I znów wspomnę, że mamy XXI wiek. Aby nie było wątpliwości, wcale nie twierdzę, że skauting ma służyć rozkwitowi seksualności. Tak mi się zdaje, że stworzono go w innym celu, ale czy na pewno tym celem jest walka z seksualnością młodego człowieka? Chyba komuś się tu coś pomyliło. Niemniej od dziś, mijając skauta, będę miał na pewno mieszane uczucia. Czuj duch!



Przypisy:
całość oparta, fragmentami dosłownie przepisana z: https://www.pch24.pl/o-czystosci-,66890,i.html


niedziela, 17 marca 2019

Chrześcijańska miłość bliźniego


  Wybaczcie bracia i siostry w nie mojej wierze, ale dziś nie mogę się powstrzymać, grzeszny bowiem jestem, i znów będę się wyśmiewał. Ale spokojnie, nie z was, ile z pewnych oszołomów, którzy się produkują w waszym gronie. Moim skromnym zdaniem, większość wierzących, szczególnie zaś ta, zwana letnimi, jest całkiem w porządku, to znaczy daleko im do ortodoksji. I bardzo dobrze. Pewną charkterystyczną grupę nazwałbym nadortodoksją, choć tu trudno znaleźć właściwe określenie. Ale do rzeczy, czyli do dwóch arcyciekawych artykułów, na które jak zwykle, trafiłem zupełnie przypadkowo.

  Na wstępie przypomnę znaną przypowieść o nierządnicy, którą Jezus uchronił przed ukamieniowaniem [J 8, 1-11]. Kończy się słowami: „I rzekł do niej Jezus: I ja ciebie nie potępiam”. Według mojego ulubieńca wśród nadortodoksów, Mirka S. - tu Jezus po prostu się pomylił, co w mniemaniu tychże, zdarzało Mu się nader często. Czytam: „Popieranie przez katolików postulatu prawnej karalności niewierności małżeńskiej jest dla nich obowiązkiem religijnego posłuszeństwa serca i rozumu, które należy się zwyczajnemu i autentycznemu nauczaniu Magisterium Kościoła (...) O tym bowiem, że zniesienie karalności niewierności małżeńskiej jest podłym i haniebnym pomysłem jasno nauczał Pius XI w encyklice Castii Connubii1. Jeśli ktoś tych słów nie zrozumiał, przedstawię je prościej: każde cudzołóstwo powinno być karane z pełną bezwzględnością. Niejaki papież Sykstus V nakazał karać cudzołóstwo śmiercią, choć nie wiem, i nie chcę wiedzieć, czy ten nakaz wszedł w życie. Za to mój ulubieniec Mirek S. proponuje, a przypomnę, że mamy XXI wiek: „Summa summarum, osobiście nie zdziwiłbym się, gdyby w przyszłości któryś z papieży korzystając z prerogatywy nieomylności w sposób ostateczny orzekł, iż władzom cywilnym przysługuje moralne prawo do karania cudzołóstwa i że w sposób roztropny i mądry należy dążyć do wprowadzenia takiego prawa, jako najlepszego rozwiązania w tej materii2. Proponuje on takie kary jak: prace społeczne, chłosta, zakucie w dyby, a w przypadku recydywy – kara śmierci. Tu dodam, że według KKK cudzołóstwem jest każdy akt seksualny poza sakramentalnym związkiem małżeńskim. Musiałem sobie ten fragment o karach przeczytać dwa razy, gdyż nie wierzyłem, że coś takiego można dziś napisać i publicznie głosić.

  Niestety, drugi artykuł dowodzi, że ortodoksja religijna bardzo szkodzi na mózg i nie ma w tym krzty przesady. Ten sam autor dochodzi do wniosku, że czyny homoseksualne powinny być prawnie zakazane, a łamanie tych zakazów – tak samo surowo karane. I napiszę szczerze, choć nie ma we mnie krzty geja, padł na mnie blady strach. Bo co, jeśli jakiś gej na torturach wymieni moje imię i nazwisko, albo przynajmniej nick? Jak ja udowodnię, że praktyki homoseksualne są mi całkowicie obce? Na torturach w średniowiecznej, chrześcijańskiej Europie, nie takie rzeczy z torturowanych wyciągano. Kobiety przyznawały się do współżycia z diabłami, choć te, jak wszystkie anioły są i niematerialne, i bezpłciowe. Mirek S. uzasadnia to dziesięcioma punktami, ja tu tylko wybiórczo: „Nie wszystko co jest czynione w sposób dobrowolny przez dorosłych ludzi w sferze prywatnej powinno być legalne i bezkarne3; „To, że dane czyny są popełniane w prywatnej sferze, nie oznacza wcale, że nie będą pozostawiać swego wpływu na tkankę społeczną”; „Papież św. Pius V nakazał przekazywanie winnych czynów homoseksualnych księży władzy świeckiej, by ta skazywała ich na karę śmierci”; „Warto dodać, że czyny homoseksualne są jednymi z tych grzechów, które "wołają o pomstę do Nieba", a w związku z tym ściągają na narody karę Bożą. (...) Bóg sprawiedliwie karze ludy i narody, zsyłając na nie kataklizmy, wojny, głód i zarazę”. I już na koniec prawdziwa perełka: „Prawna karalność homoseksualizmu jest zdobyczą chrześcijańskiej i europejskiej cywilizacji [podkreślenie moje]”. Tu znowu coś moim Czytelnikom przypomnę. Nasi włodarze Rzeczpospolitej Polskiej, chcą na siłę przywrócić tę chrześcijańską cywilizację. I w tym miejscu ogarnie mnie nie strach, a wręcz przerażenie. Inkwizycja to będzie mały pikuś.

  Podobno nawiedzonych nie sieją, sami się rodzą, ale ja mam wątpliwości. Jemu musiała zaszkodzić lektura Starego Testamentu i różnych, nie tylko średniowiecznych, oficjalnych dokumentów papieskich. Bo według Mirka S. karanie czynów homoseksualnych i cudzołóstwa nie jest przejawem dyskryminacji i uciemiężenia. To po prostu przejaw szczerej, chrześcijańskiej miłości. Jakem niewierzący Asmo, zawołam w tym miejscu całą siłą mego głosu: Boże!, chroń mnie przed tą chrześcijańską miłością na wieki wieków. Amen.