Słyszeliście
o syndromie DDA (dorosłe dzieci alkoholików)? Ja tak. Próbowano mi go wmówić,
bo faktycznie, jedno z rodziców było alkoholikiem. Aby było jasność, to wymysł amerykańskich uczonych, choć pewnie uczonych, właśnie alkoholików z grup AA (anonimowych alkoholików). Wyszło im, że na ten
syndrom cierpi 71 procent DDA i... 63 procent nie-DDA. Różnica minimalna. Tym samym muszę cierpieć i ja. T. Witkowski, epistemolog
psychologii twierdzi, że jeśli objawy tego syndromu przedstawić komuś, kto nie miał
rodziców alkoholików, on i tak znajdzie te objawy DDA u siebie. Ale to mówi
psycholog, więc może nie trzeba mu wierzyć?
Jak
zwykle przypadkowo trafiłem na ciekawy artykuł, przyda się na pewno nie tylko
tym, którzy mieli rodziców alkoholików, co wynika ze wstępu. Jest to propozycja
przejścia drogi krzyżowej, która może nas z tego nieistniejącego syndromu
wyzwolić. Będzie długo, bo też droga krzyżowa jest długim rytuałem, więc proszę
o wyrozumiałość.
Stacja I. Pan Jezus skazany na śmierć za
niewinność.
„Wróć myślą do tych oskarżeń, które niesłusznie padły w Twoim kierunku. Być może to Tobie ktoś zarzucił, że rodzic pije przez Ciebie. Może sam się o to oskarżasz? Czy doznałeś szykan, gdy mówiłeś prawdę o chorobie alkoholowej rodzica?” Jakem ateista powiem prawdę jak na spowiedzi. Nikt mnie nie oskarżał, że rodzic pił przeze mnie i nigdy mi nie przyszło na myśl, że to z mojego powodu. I nigdy obcym nie mówiłem o chorobie alkoholowej. Nie było się czym chwalić.
„Wróć myślą do tych oskarżeń, które niesłusznie padły w Twoim kierunku. Być może to Tobie ktoś zarzucił, że rodzic pije przez Ciebie. Może sam się o to oskarżasz? Czy doznałeś szykan, gdy mówiłeś prawdę o chorobie alkoholowej rodzica?” Jakem ateista powiem prawdę jak na spowiedzi. Nikt mnie nie oskarżał, że rodzic pił przeze mnie i nigdy mi nie przyszło na myśl, że to z mojego powodu. I nigdy obcym nie mówiłem o chorobie alkoholowej. Nie było się czym chwalić.
Stacja II. Jezus bierze krzyż na swoje ramiona.
„Pomyśl o tym, jak ciężkim krzyżem jest dla Ciebie choroba Twojego rodzica. Jak bardzo czujesz się odrzutkiem społecznym, bo wstydzisz się tego, że podchodzisz z takiej rodziny? (...) Nie obwiniaj Boga, On dał Twoim rodzicom wolną wolę a oni przygotowali dla Ciebie Miejsce Czaszki”. Nie wiem jaki związek Golgota ma z alkoholizmem rodzica, faktem jest, że ta choroba alkoholowa była dla mnie problemem, ale nigdy nie czułem się odrzutkiem. Nie obwiniałem też Boga, choć czasami miałem ochotę. Byłem wtedy wierzącym.
Stacja III. Jezus upada po raz pierwszy pod krzyżem.
„Czy był w Twoim życiu taki dzień, gdy upadłeś, kiedy Twoja słabość wyszła na jaw? Może ktoś Cię wtedy wyśmiał, upokorzył?”. Upadłość to cecha rodziców alkoholików, a nie ich potomków. Jeśli mnie ktoś upokorzył to rodzic-alkoholik. Inni uważali, że to temat tabu, więc nawet nie próbowano mnie wyśmiać.
Stacja IV. Jezus spotyka swoją matkę.
„Mama - ta, która zawsze jest blisko dziecka, gdy ono upada. Opatrzy rany, obcałuje obolałe miejsce. Tak byłoby idealnie, ale Ty wiesz, że może być inaczej. A może było jeszcze gorzej, tak jak u mnie - to ona piła. Przyjmij i zaakceptuj ten ból, tę tęsknotę za dobrą, obecną mamą”. Tak było, ale nie rozumiem jaki ból mam zaakceptować? Jaką obecną mamę? Nikt mnie nie adoptował. Nigdy jej alkoholizmu nie rozumiałem i nie potrafiłem usprawiedliwić.
Stacja V. Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi.
„Przypomnij sobie wszystkich tych, którzy pomogli Ci w życiu. Szczególnie wspomnij tych, którzy może spowodowali, że mogłeś uciec z rodzinnego domu i zacząć swoje życie. (...) Zbierz z okruchów pamięci wszystkie drobne gesty życzliwości i współczucia od ludzi, którzy wiedzieli jakie brzemię dźwigasz”. Uciec z domu jako sześciolatek?! Życzę sukcesów. Raz uciekłem, w wieku siedemnastu lat. W swojej głupocie nie przewidziałem skutków mroźnej zimy. Wytrzymałem trzy dni. Z tych drobnych gestów pamiętam babcię. Kazała mi się modlić, chodzić na pielgrzymki itp. Owszem pomogło, ale tylko babci, bo nic się nie zmieniło.
Stacja VI. Weronika ociera twarz Jezusa.
„Pomyśl, jak choroba alkoholowa oszpeca duszę i ciało Twojego rodzica. Pod tym oszpeceniem jednak nadal jest twarz, jest człowiek. (...) spróbuj dostrzec Jezusa w pijącym rodzicu”. Aż żałuję, że nie dostrzegłem tego Jezusa. Może wcześniej byłbym ateistą, gdyż do alkoholików żywię li tylko pogardę.
Stacja VII. Jezus upada po raz drugi.
„Przypomnij sobie chwile trudne, gdy traciłeś cel z oczu. Kolejne niepowodzenie, może dwa razy ten sam błąd. Znowu żałowałeś sobie czasu i pieniędzy na terapię, znów powieliłeś wzorce z domu” (sic!) Ależ ja nie stałem się alkoholikiem, nie pokazywałem swej przepitej facjaty córce, ani nikomu innemu. Żadna terapia nie była mi potrzebna. Czego jeszcze mam żałować?!
Stacja VIII. Jezus spotyka płaczące niewiasty.
„Przypomnij sobie wszystkie chwile, gdy czułeś, że nie potrafisz przebaczyć swojemu rodzicowi alkoholikowi. Nie zatwardzaj serca”. Ja do dzisiaj nie potrafię przebaczyć. Po prostu przestało mnie to interesować, bo alkoholizm to nie był mój problem. Krótko moim idolem był T. Nalepa, a jego przebój ze słowami: „Głosem serca się nie kieruj, tylko forsa ważna w życiu jest” był mi hymnem. Choć nie forsa, asertywność jest tym, co przeważa w moim życiu. Ile razy poddałem się woli serca, zawsze kończyło się fatalnie.
Stacja IX. Jezus upada po raz trzeci.
„Przypomnij sobie dni, kiedy nie miałeś siły wstać z łóżka. Zmęczony cierpieniem, żalem, bólem nie miałeś już siły iść dalej. [Jezus] Był przy Tobie, gdy cierpiałeś i współcierpiał razem z Tobą”. Szczerze? Jak na spowiedzi? Nigdy Go nie widziałem, ani nie odczuwałem Jego obecności, wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że uciekł, bo okazał się zupełnie bezsilny, czego akurat Mu nie mam za złe. Wszyscy byli bezsilni. Ja bym też uciekł, nie bardzo było gdzie.
Stacja X. Jezus z szat obnażony.
„Jeśli w związku z alkoholizmem rodzica doświadczyłeś przemocy - psychicznej, fizycznej, seksualnej - stań teraz nagi przed Jezusem i pokaż Mu wszystkie swoje rany” (sic!) To już jest jazda po bandzie. Wprawdzie nie doświadczyłem przemocy seksualnej, ale dlaczego miałby stawać przed Nim nagi?! Pamiętam komisję poborową, gdzie też kazano mi stać nago. W życiu nie czułem większego upokorzenia.
Stacja XI. Pan Jezus przybity do krzyża.
„Pomyśl o swoim rodzicu alkoholiku. Czy na pewno krzywdząc Cię, robił to z pełną premedytacją, czy zdawał sobie sprawę, z tego, co naprawdę robi?” Jazda (życie) pod wpływem alkoholu nie jest czynnikiem łagodzącym, wręcz przeciwnie. Alkoholik nie ma krzty rozumu, bo rozum rozpuścił w alkoholu. Cały problem w tym, że nikt mu na siłę w gardło wódki nie leje. Sam po nią sięga.
Stacja XII. Jezus umiera na krzyżu.
„Być może właśnie duchowo umierasz. Może myślisz o samobójstwie, by zakończyć cierpienie - proszę zatrzymaj się na chwilę i popatrz na Jezusa umierającego na krzyżu. On już umarł za Ciebie, już Cię zbawił z miłości. Przytul ten krzyż z martwym Jezusem - On jest źródłem życia”. Nie, duchowo odżyłem gdy od alkoholika się uwolniłem. Nigdy, nawet na moment, nie przyszła mi myśl o samobójstwie. Chciałem żyć, byle szczęśliwie i bez alkoholizmu. Drugiej części wątku nie skomentuję, choć mnie aż świerzbi. Wyjaśnię na końcu.
Stacja XIII. Pan Jezus zdjęty z krzyża.
„Uświadom sobie, że przez alkoholizm rodzica straciłeś dzieciństwo i już nigdy go nie dostaniesz takiego, jakie powinno być. Przyjmij to i opłacz”. Byłem tego świadomy już w dzieciństwie, ale nie zmierzam z tego powodu płakać. W dzieciństwie też nie płakałem. Byłem wściekły, że to akurat mi się przytrafiło. Dziś nie dręczą mnie z tego powodu żadne emocje ani koszmary.
Stacja XIV. Pan Jezus złożony do grobu.
„Spójrz na swoją pogrzebaną przeszłość i zobacz, jak Chrystus przebóstwia całą Twoją historię życia i wynosi ze sobą w chwale. On wyciąga Cię z otchłani smutku i lęku”. Nie skomentuję z tego samego powodu, co przy stacji XII.
Żeby
nie było wątpliwości. Nie wyśmiewam Drogi Krzyżowej, stąd i brak moich uwag,
gdzie musiałbym to zrobić w sposób sarkastyczny. Wyśmiewam taką interpretację i
ten sposób uwolnienia się od rzekomego syndromu DDA, przypomnę, którego de facto nie ma. Czasami są wspomnienia,
których nie sposób wymazać, ale jeśli ktoś sam nie wpadł w nałóg, to nie jest
problem. To raczej tym pseudo-syndromem alkoholik próbuje usprawiedliwić swoje
uzależnienie. Bo alkoholik zawsze siebie usprawiedliwi.
Przypisy:
całość za: https://www.deon.pl/spolecznosc/blogerzy-deonpl/art,228,droga-krzyzowa-dla-doroslych-dzieci-alkoholikow.html
całość za: https://www.deon.pl/spolecznosc/blogerzy-deonpl/art,228,droga-krzyzowa-dla-doroslych-dzieci-alkoholikow.html
Po pierwsze - część psychologów uważa, że skoro dolegliwości związane z DDA nie dają się określić jako zespół konkretnych dolegliwości, to coś takiego jak syndrom DDA nie istnieje. Natomiast inni są zdania, że wychowanie w rodzinie dysfunkcjonalnej ma wpływ na zdrowie psychiczne człowieka dorosłego i taki wpływ nazywają syndromem DDA. Więc tak naprawdę syndrom DDA nie istnieje, ale tylko jako konkretna jednostka chorobowa. To tak dla ścisłości.
OdpowiedzUsuńCelu Twojego komentarza do tej Drogi Krzyżowej nie rozumiem. Chciałeś się uzewnętrznić jako byłe dziecko alkoholika?
Nie tylko alkoholizm rodziców może mieć negatywny wpływ na zdrowie psychiczne już dorosłego człowieka. Jeśli nie ma istotnej różnicy między dziećmi alkoholików, a dziećmi nie-alkoholików – DDA jest tylko mitem. Wierni lubią mity ;)
UsuńSwego czasu jeden z komentujących mi zarzucił, że moje treści i ich forma, wynikają z tego syndromu. Ten artykuł idealnie się wpisał w ten zarzut. I żadne tam uzewnętrznienie, to krytyka próby połączenia tego rzekomego syndromu z wiarą, która ma „leczyć”. Nie chcę być złośliwy, wydaje mi się bowiem, że to ta autorka, żona i matka, domorosła psycholożka i księgowa, powinna się leczyć.
@ Asmo
Usuń"Wierni lubią mity" przeciez DDA czy tez DDD nie zostal wymyslony przez kosciol i wiernych.
Co bys Asmo nie wykrecal, to skad pochodzimy, ten kto nas wychowuje ma wielki wplyw na nas a przez to na nasze wybory, nasze zdrowie psychiczne, nasza przyzslosc. Dobrze by bylo gdyby dzieci wychowywali zdrowi pod wzgledem psychicznym ludzie.
Wiem, ze lubisz myslec o sobie jako o tym, kto sam soba kieruje, nikt na niego nie wplynal, nikt go nie uksztaltowal… wszystko to psu na bude. Sam sobie byles, i jestes sterem, zeglarzem, okretem.
W jedenj z tych stacji jest nowa o cierpieniu, a ty probujesz jakos wymknac sie, umknac. Mam takie wrazenie, ze wedlug ciebie cierpienia nie ma… Skoro nawiales z domu, to cos cie w srodku ( wewnetrznie) meczylo- niewatpliwie cierpiales.
Aniu:
UsuńDDA wymyślili „amerykańscy uczeni” z grupy AA. Bardzo szybko dla celów DDA przystosowano metodę 12 kroków, metodę praktykowaną w środowiskach wierzących. Autorka tego artykułu jest osobą bardzo religijną (polecam sprawdzić), i ja tu zdania nie zmienię. Wierni lubią mity, szczególnie takie, których nie sposób udowodnić. ;)
Ależ ja nie twierdzę, że nie ukształtowała mnie katolicka rodzina, z matką alkoholiczką. Sobie, i tylko sobie zawdzięczam, że z tego ukształtowania się wyrwałem. Jakiś wpływ na to miała moja babcia, sama będąca pod pręgieżem męża alkoholika, tyle, że jej się stosunkowo wcześnie zmarło.
Ja tam się nie znam, ale z tej wymyślonej choroby leczą w Instytucie Polskiego Towarzystwa Psychologicznego nie w kościele.
UsuńZa pomocą Drogi Krzyżowej i metody dwunastu kroków? Sam napisałeś, że syndrom DDA nie istnieje jako jednostka chorobowa. A jestem ciekaw gdzieś to znalazł, że IPZ zajmuje się tym syndromem? Ja Ci polecam moją ulubioną „Wyborczą”:
Usuńhttp://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13897097,_W_psychologii_jest_mnostwo_szarlatanerii__wrozenia.html?as=1
Gdzie indziej czytam: „Bezradność, poczucie winy i wstyd to tylko niektóre uczucia, które dominowały w dzieciństwie osób z syndromem DDA. I choć dziś, w dorosłym życiu wiele z tych osób stara się wyprzeć przeszłość, zbagatelizować lub usprawiedliwić swoich rodziców; nieświadomie popełnia błędy, które są następstwem problemu alkoholowego w domu rodzinnym np. popada w ten sam nałóg czy też lgnie do ludzi uzależnionych od alkoholu. Ponadto takie osoby mogą cierpieć na zaburzenia osobowości” (sic!) To możesz powiedzieć o dużej liczbie dorosłych, i to takich, których rodzice nie pili.
Spuentuję tak: syndrom DDA mnie się w pełni kojarzy z „zespołem niespokojnych nóg”. To też wymyślili psychologowie ;)))
@ Asmo
UsuńSyndrom DDa nie istnieje?
Rozmawialam kiedys z pewnym alkoholikiem, ktory uwazal podobnie jak i ty. Ze DDA to jakis pokurcz slowny . Nic takiego nie ma. AA to on wie, przeszedl rozumie, ale DDA ? Co to za kurestwo?
Chujek ( powinnam przeprosic za brzydkie slowo, ale nie mam ochoty) mial troje dzieci , ktore nerwowo wykonczyl poprzez swoje picie. Zdruzgotal rodzine, pozostawil zgliszcza emocjonalno-uczuciowe. ale scierwo ( znowu powinnam przeprosic, ale nie zrobie tego) jedne jest niewinne. Nikomu w zyciu nie dokuczyl. Nikomu nic nie zrobil . A te nieprzespane noce, ktore fundowal bliskim ….? A wstyd ? A niestabilnosc emocjonalna i zycie jego bliskich w zagrozeniu , ze im cos zrobi? Zycie w dlugotrwalej traumie
Pomyslmy, czyzby takie cos moglo zostawic w bliskich jakis syndrom, slad psychiczny? Brak poczucia bezpieczenstwa, leki i nerwice? A gdziez tam…
Jest tez cos takiego jak sydrom KZ. Moze tez nie istnieje Asmo? Toz zycie w ekstremalnych warunkach to pryszcz. Czlowiek wychodzi z takich warunkow, otrzepie sie i ma spoko:)
Wiesz jak leczy sie alki? Kiedy oni zaczynaja na trzezwo wracac wspomieniami do tego co robili, z reguly opowiadaja to na wesolo- takie tam nic, ale kiedy dochodzi do nich , ze to co robili to nie bylo takie tam nic. Przypominaja sobie jak dzieciaki nie spaly nocami, jak zona byla chodzacym Zombie, jak tlukli bliskich ( kiedys slyszalam taka zartobliwa opowiesc jednego z alkoholikow o kopaniu corki po brzuchu, alez to zabawne bylo, ja pitole), okradali rodzine… To czesto tacy kolesie nie potrafia sobie poradzic ze wspomieniami, przebaczyc samym sobie. Wtedy wkracza do akcji madry psycholog- terapeuta i prowadzi ich w kierunku zapominania tego co bylo. Bo jeszcze takie wspomienia moglyby zle skonczyc sie dla pacjenta- samobojstwem(?). Lepiej niech wiec zostanie to wyparte. DDA nie ma, nie istnieje. KONIEC KROPKA.
Zycie w dlugoletniej traumie, w zagrozenu zycia ( rodzina alkoholicka, oboz koncentracyjny, rodzice chorzy psychicznie…) zawsze zostawia slad.
Nie wiem czy syndrom to choroba. Ale nie wmawiaj mi , ze po dlugoletnim zyciu z kims dysfunkcyjnym, mozna tak z dnia na dzien , obudzic sie rano, przeciagnac sie i stwierdzic ze nic mi nie dolega. Zycie nie boli. Czasu na wszystko trzeba.
Nie zapominaj Asmo, ze napisales tekst o tym co bylo kiedys …. o bardzo dawnych sprawach ( patrzac z perspektywy twojego szanownego wieku). Mamy tendencje do zapominania jak to bylo zaraz po np. : w twoim przypadku po opuszczeniu toksycznej rodziny. No i znowu w twoich czasach mlodzienczych nie mowilo sie o syndromach jakichkolwiek.
Wiem Asmo...to tez bajka i wymysly wszelakie.
UsuńTrudno, nie jest to Wyborcza, ale zawsze warto czytac tez cos poza Wyborcza
https://kobieta.onet.pl/zdrowie/psychologia/syndrom-kz-czym-jest-przyczyny-objawy/z3v7kb
Dodam moze jeszcze jedno. Syndrom DDA- to nie jest nieuleczalne. Bardzo pomaga odejscie z toksycznych warunkow, im szybciej ( im mlodsi jestesmy) tym lepiej. Jednak aby ow Syndrom odpuscil , zostal "wyleczony", trzeba czasu i pomocy innych zdrowych ludzi. Zmiany srodowiska zycia:) Jezeli obecnie go nie zauwazasz u siebie to tak wlasnie powinno byc. Ilez to w koncu latek jak opusciles domowe pielesze?
UsuńAniu:
UsuńBędę uparty jak osioł ;))) Nie ma syndromu DDA. Specjalnie dla ciebie poszukałem objawów tego rzekomego syndromu:
1 - lęk przed zmianami;
2 - niska samoocena;
3 - poczucie osamotnienia;
4 - przeżywanie silnych lęków pomimo braku rzeczywistych zagrożeń;
5 - trudności w relacjach z osobami, które cieszą się autorytetem (np. szefami);
6 - lęk przed odrzuceniem;
7 - brak akceptacji siebie;
8 - problemy ze stworzeniem udanego związku oraz trwałej przyjaźni;
9 - ukrywanie emocji;
10 - silna potrzeba kontrolowania siebie i innych;
11 - niezdolność do zachowań spontanicznych.
Podobno wystarczy kilka, by stwierdzić ten syndrom. I tu ja zapytam, czy te objawy nie mogą w nas występować z zupełnie innych powodów niż alkoholizm rodziców? Jak na spowiedzi, ja żadnego z tych objawów u siebie nie widzę, a przecież przez osiemnaście lat (świadomy tego, co się dzieje) byłem w pełni zależny od rodziców. Gdyby w tych punktach ujęto złość na alkoholika, to może bym się zastanowił, co nie znaczy, że ten syndrom uznał za prawdziwy. Zastanów się, pkt 1; 2; 3; 5; 6; 7; 8; 9; 11 to typowe objawy wstępujące podczas zawodu miłosnego, albo zdrady małżeńskiej. Innymi słowy, nic nie dowodzi, że któreś z tych objawów jest typowo charakterystyczny dla DDA.
Odnośnie syndromu KZ. W technikum mechaniki uczył nas były więzień Auschwitz. Bardzo zabawny gość i miał tylko jedną przywarę – nigdy nie dał się naciągnąć na wspomnienia z pobytu. Odsyłał nas do literatury martyrologicznej. Otóż, żadne życie w ekstremalnych warunkach nie jest pryszczem, ale twierdzenie, że owe warunki odbiją się na naszym przyszłym życiu to mit na użytek psychoterapeutów. Tak się bowiem dzieje, że przeciętnie po pięciu latach przestajemy z tego robić tragedię. Chyba, że ktoś jest naprawdę słaby psychicznie, ale wtedy nawet życie w luksusie mu zaszkodzi. Dla mnie wyjście z domu i usamodzielnienie się było czymś na wzór niesamowitej ulgi, zrzuceniem z siebie straszliwego ciężaru, ale oba warianty nie mają w sobie nic z wieloletniej traumy.
Twoje stwierdzenie, że uwolnienie się z syndromu jest uleczalne, gdy odejdziemy z toksycznych warunków paradoksalnie dowodzi, że tego syndromu nie ma. Przecież on się podobno pojawia w dorosłym życiu. Czyż nie tak?
Usuń@ Asmo
UsuńProblem w tym, ze to ty sam oceniasz samego siebie. Siebie samych widzimy z reguly inaczej niz spostrzega nas swiat. Ciekawe jak twoi bliscy ocenialiby ciebie samego? Byla zona, dzieci... bliski nie zaklamany przyjaciel-taki, ktory mowi co w nas widzi nie teges.
Ty sam nie widzisz i problemu nie masz.
Kazdemu cos tam dolega, ale znam dziewczyny ze spokojnych domow rodzinnych i takie, w ktorych bylo nieciekawie wlasnie chociazby z powodu alkoholizmu. Te z tych spokojnych domow jakos tak spokojniej, ciszej, zrownowazenie zyja…. I pamietam tez kolege, ktory kiedys mi opowiadal o swojej dziewczynie, ze ja bardzo kocha, ale tej zmiennosci emocjonalnej ( nabytej w domu, poprzez zycie z toksycznym tatusiem) nie wytrzyma. Nie przejdzie tego. zdawal sobie sprawe, ze kupa lasek bywa jeszcze w takim wieku (19 lat) niezbyt rowna w emocjach, ale tamta to ponoc jak w kalejdoskopie. Na dodatek miala okropne problemy z zaufaniem, no dawala sie koledze we znaki- pewnie ze nie przetrwali. On ze zdrowej rodziny, ona z dysfunkcyjnej.
jednak co by tobie nie tluamczyc bedziesz to bagatelizowal, ze inni tez tak maja, ze innym podobne sprawy dokuczaja.
Co bys nie geldzil, roznica jest. Zycie w domu ustabilizowanym ( przespane noce, spokojny rytm zycia, przewidywalnosc zachowania rodzicow....) i zycie w ciaglym zagrozeniu ( rodzic o zmiennych nastrojach i to w ciagu jednego dnia, nawet godziny, nieprzewidywalny w swoich reakcjach, nieprzespane noce…) daja kolosane roznice w zyciu psychicznym czlowieka.
Najpierw o linku.
UsuńWlazłem na tę stronę i wyjść z podziwu nie mogę. Czytałaś ostatnie zdanie? „tłumaczy, że wyliczone objawy nie są charakterystyczne dla każdego uwięzionego w obozie”. Mój wujek, a dożył sędziwego wieku, który nie był w żadnym obozie, na starość też maniakalnie zbierał chleb po śmietnikach. I nie można go było z tego wyleczyć. Przeszło mu, gdy nie mógł już o własnych siłach chodzić.
Jasne, że moja ocena samego siebie jest subiektywna i na pewno nie wszyscy bliscy by się ze mną zgodzili. Jest małe „ale”, ja nie opisuję swoich zachowań, ja opisuję swój stan psychiczny, stan swoich myśli i spostrzeżeń, do których nikt poza mną nie ma dostępu. Więc jak ma ktoś mnie w tym oceniać? To, że mi się nie wszystko w życiu udało, też niczego nie dowodzi. Nie znam takich, którzy trwaliby w permanentnym sukcesie. Ty znasz takich, bo ja nie? A znasz takich z idealnych rodzin, pełnych miłości i miodu, którzy stali się wykoleńcami? Tych drugich dla odmiany znam.
A skąd pewność, że te objawy nie są jednak wynikiem traumy spowodowanej patologiczną sytuacją w rodzinie? Asmo, zapętlasz się. W obliczu różnych przeżyć organizm ludzki wykształca szereg takich syndromów, więc po co się upierać, że wychowanie w alkocholwej nie ma wpływu na to, jaki będzie człowiek gdy dorośnie?
UsuńChyba jednak nie zrozumiałeś. Nie twierdzę, że życie w patologicznej rodzinie nie wywołuje żadnych skutków. U mnie wywołało wstręt do pijaków. Stwierdzam tyko fakt – nie ma syndromu DDA, tylko dlatego, że nie sposób sprecyzować określonych przyczyn, które powodują te, a nie inne skutki.
UsuńJak już mi się całkiem w łepetynie porąbie to się z tym syndromem zapoznam. Na razie muszę "wrócić do siebie" fizycznie po tym szpitalu, bo jest zupełnie kiepsko ze mną. Po prostu nie mam za 5 polskich groszy kondycji.
OdpowiedzUsuńNa wszelki wypadek trzymam się z daleka od psychologów - większość z nich sama ma wielkie problemy z własną psyche. Znam panią psycholog, która cierpi na chorobę dwubiegunową, więc psychicznie tez wzorem zdrowia nie jest.
Miłej niedzieli;)
A co? Marzy Ci się biegać jak kozica na grani? ;))) Dobrze robisz, że trzymasz się od nich z daleka, jeśli nie są do niczego potrzebni.
UsuńRównie udanego popołudnia ;)
psycholog nie musi być wzorem zdrowia psychicznego... musi jedynie umieć robić, to co robi... nie napiszę, że ma być skuteczny, żeby nie rozwijać dysputy na czym ma polegać ta "skuteczność", bo to jest władny zdefiniować i ocenić jedynie pacjent...
Usuńjest całe mnóstwo psychologów porąbanych do białej kości, ale mimo to wielu ich pacjentów twierdzi, że im pomogli... a o to przecież chodzi, tak?...
:) Piotrze:
Usuń„Nie trzeba zdrowych (psychicznie?) psychologów”. Oglądałem kilka filmów (czego nie uważam za fakty), w których bardziej niż pacjenci, leczenia wymagali lekarze. Niemniej historia zna kilka takich przykładów.
at Asmo...
Usuńokay, sam znam wiele przypadków, gdy pacjent robił wrażenie zdrowszego od swojego psychoterapeuty, chodziło tylko o właściwe wyważenie akcentu... ujmę to tak, że skoro szewc robi dobre buty, klienci są zadowoleni, to co mnie obchodzi, że sam chodzi boso, bo dla siebie nie potrafi ich sklecić?...
To nie do końca takie proste. 20 lat wstecz kupiłem dom od hydraulika. W domu nie było wody (studnia na podwórku) ani kanalizacji (sracz z gatunku wygódki). Dla mnie to były dodatkowe koszty adaptacji dla własnych potrzeb.
Usuńdlaczego "dodatkowe"?... przecież wiedziałeś, co kupujesz...
Usuńgdyby dom miał bieżącą wodę plus kanalizację to z pewnością byłby droższy i wtedy to też byłyby "dodatkowe" koszty?...
To, ze nikt ciebie nie upokorzyl z powodu alkoholizmu rodzica , to tylko dlatego ze zyles w panstwie, w ktorym alkoholizm byl akceptowany. Akceptowalo sie taki styl zycia. Akceptowala sie sasiada robiacego burdy zza sciana.
OdpowiedzUsuń-"czasami wypije, ale dobry chlop z niego"
Pijak to byl obrazek codzienny w Polsce. Tak zyla kupa ludzi. Dziwne bylo keidy ktos na imprezach odmawial wypicia wodki. A szczegolnie kiedy tym niepijacym byl mezczyzna: "Co chory jestes, ze nie pijesz?". W ogole w czasach mlodosci mojej mamy nie bylo pojecia "alkoholik".
Nasza sasiadka niezle grzala, w koncu skonczyla na melinie. Miala fajnego meza i syna. Chlop ja w koncu zostawil i odszedl z dzieckiem. Pamietam jak ludzie o niej mowili. Dobra, gospodarna kobieta, ale … Dlatego tez nikt jej syna nie tepil , nie upokarzal, bo dla wielu takie "cus" to byl chleb powszedni.
To może być prawda z tymi czasami, sprzyjającymi alkoholizmowi. Ale ja jako dzieciak, a później młodzieniec, alkoholikom nie sprzyjałem, nie byłem ich też w stanie tolerować, co mi pozostało do dziś. Nie czułem się dobrze w takim domu, nie potrafiłem obok tego przechodzić obojętnie, a przecież w takim wieku dziecko nic nie jest w stanie zrobić. Ale przecież nie o to chodzi. To autorka sugeruje, że mnie ktoś upokarzał, że czułem się społecznym odrzutkiem, i ja mam mieć dziś z tego powodu wyimaginowane przez nią problemy. Czemu ma służyć wmawianie komuś syndromu DDA?
Usuńto obecne czasy już nie sprzyjają?...
Usuńdo tej pory nabździany w dupę kierowca u którego stwierdzono śmiertelny promil traktowany jest w mediach jak bohater... aż się dziwię, że do tej pory nie powstał jeszcze pomnik "moczymordy wyklętego", czy coś w tym stylu...
wciąż to społeczeństwo jest współuzależnione od tego narkotyku, nic się nie zmieniło od lat w tym temacie... aż mi się nie chce sypać przykładami na potwierdzenie tego, bo jak zacznę to nie skończę...
/żeby nie było, to "współzuzależnienie społeczne" to nie jest termin naukowy, tylko metafora taka, mój skrót myślowy opisujący zjawisko/...
p.jzns :)...
To prawda, alkoholizm istniał chyba od zawsze. Ale nie o to biega, a raczej o stosunek do alkoholizmu. Nie wiem, który to pijany bohater był uwielbiany w mediach, ale chyba większość dziś jest zdecydowanie przeciw. Inna sprawa, że to się nie przenosi na problem alkoholizmu.
Usuńnie, nie o to biega... słowo "współuzależnienie" jest nieco mylące dla laika, kojarzy się z kompanem do kielicha, ale oznacza ono zupełnie coś innego... to po prostu permanentny stan, sytuacja przebywania, obcowania z osobą uzależnioną i wynikłe z tego dysfunkcje oraz patologicznie zmieniony stan postrzegania osoby uzależnionej... zastrzegam, że to jest definicja naprędce sformułowana, ale z grubsza się zgadza z bardziej naukową... najczęściej używa się słowa "współuzależnienie" w przypadku alkoholizmu, ale czasem także w przypadkach innych uzależnień od innych narkotyków lub uzależnień behawioralnych /np. hazard/...
Usuńnatomiast jak wspomniałem wcześniej "uzależnienie społeczne" to mój własny pomysł, per analogiam, na nazwanie szczególnego stosunku do tego konkretnego uzależnienia od alkoholu i do zjawiska jego nadużywania... czym się objawia?... na przykład większym pobłażaniem wobec bałwaństw osób uzależnionych i nadużywających w porównaniu z bałwaństwami związanymi z innymi narkotykami... nie wspomnę już o typowym syndromie zaprzeczania, że "alkohol to nie narkotyk", który często objawiają także abstynenci, osoby niepijące...
czy dużo się zmieniło od czasów np. 30 lat temu?... zewnętrznie, pozornie zapewne tak, choćby mniej się widzi pijanych na ulicach, a w zakładach pracy mniej się toleruje picie, ale w mentalności ludzkiej raczej nic się nie zmieniło...
to zjawisko jest bardzo skomplikowane, nie sposób go zreferować w kilku zdaniach, poza tym wielopoziomowe, bo towarzyszy mu duża obłuda... np. gadki typu "ja piję, ale tylko dla smaku" słyszałeś pewnie nieraz, tymczasem 90% tych "smakoszy" po prostu kłamie...
Sam piję „dla smaku” ;) Moja przyjaciółka i tak twierdzi, że jestem alkoholik, ona zaś pije tylko okazjonalnie, choć dla odmiany wręcz na umór. A prawda, jak zwykle, leży pośrodku. Alkohol, pewnie jak każdy inny narkotyk, jest dla ludzi, ale ludzi myślących. Jeśli wiesz, że nadmiar albo systematyczność prowadzi do nałogu, z którego nie sposób się wyrwać, a mimo to się w to pchasz, to znaczy, że zaliczasz się też do grona ludzi myślących, tyle że myślących inaczej.
UsuńTak nie do końca mogę się zgodzić z tezą, że obcowanie z osobą uzależnioną, zmienia stan postrzegania osoby uzależnionej. Bo niby na jaki? Na tolerowanie?
No tak, na ulicach nie widać pijanych, w zakładach pracy mniej się toleruje picie, a statystycznie "na głowę" chyba jeszcze tyle nie wypijaliśmy co w ostatnich czasach (podobno ponad 11 l spirytusu rocznie). I to tego "rejestrowanego", a przecież trochę jeszcze jest tego "nieakcyzowego". :)
UsuńTo kto, kiedy i gdzie te "litry" wypija?
@Maria...
Usuńpo prosty zmienił się model picia i zachowań związanych z tym piciem...
ale wzrost spożycia nie świadczy o niczym... bo nie chodzi o to, by ludzie mniej pili, tylko żeby umieli pić... a o tym czy umieją świadczyć mogą jedynie statystyki szkód wynikłych z nieumienia /dane policji i służby zdrowia/... szczerze mówiąc, to nie wiem, czy ktoś takie badania robił, bo to jest naprawdę gigantyczna robota opracować takie ogólnopolskie podsumowanie...
tylko suchy rejestr szkód ma jakąś wartość naukową... bo na przykład badania procentu alkoholików, albo ludzi pijących ryzykownie /co jeszcze nie musi oznaczać alkoholizmu/ będą obarczone błędami diagnozy, która zwykle jest oparta na subiektywnej ocenie... są oczywiście pewne kryteria oparte o tzw. "objawy osiowe", ale to nigdy nie będzie zbyt dokładne...
at Asmo...
czyli sugerujesz, że Twoja przyjaciółka ma dipsomanię?... zwane jest to też "alkoholizmem typu epsilon" i w sumie nie wiem, czy naukowcy dogadali się do końca jak to nazywać i jak do tego podchodzić... to właśnie tak wygląda, że na co dzień nic, abstynencja, ale raz na jakiś czas /kwartał, pół roku/ "zapoja po całości - do deda"...
ja uważam, że nadużywanie, czy picie ryzykowne nie oznacza jeszcze alkoholizmu /uzależnienia/, ale jak najbardziej może ten alkoholizm wywołać... to nie jest takie czarno - białe: "alkoholik vs. abstynent", tylko istnieje cała gama odcieni kolorów i stopnia szarości pomiędzy tymi końcami... i to jest tak, że jedni bagatelizują istniejący problem, a drudzy widzą go tam, gdzie go wcale nie ma... a prawda leży gdzieś pośrodku i w tym temacie mamy dogadane :)...
...
może źle to ująłem z tym obcowaniem... tu chodzi raczej o relacje emocjonalne łączące z osobą uzależnioną, które powodują to zniekształcenie jej postrzegania...
unikam terminu DDA bo uważam go za nienaukowy... po prostu ludzia tak ma, że gdy coś nazwie, to wydaje się jej, że już to pojęła...
OdpowiedzUsuńaczkolwiek jest też druga strona medalu... ten termin może być przydatny, gdy mamy do czynienia z ludźmi, którzy przejawiają podobne dysfunkcje, a równocześnie pochodzą z rodzin w których uzależnienie, czy jakiś inne problemy w tym narkotykiem miały miejsce... np. do celów terapii grupowej, gdy tworzy się grupy spotkaniowe pacjentów o podobnej charakterystyce... ale cały czas mając świadomość tego, że podobne zaburzenia mogą występować u ludzi pochodzących z rodzin, w których mowy nie było o takich problemach... czyli, zgodnie z tym, co Radku zauważył, nie ma takiego rozpoznania w spisie ICD i tak niech pozostanie...
...
natomiast co do tematu posta, tak jak ja go widzę, to sprawa jest prosta... za leczenie ludzi biorą się nieraz instytucje i organizacje religijne, co nie jest niczym złym jeśli robią to fachowo... natomiast wiele takich leczących zapomina o tym, co ma robić i zamiast leczyć nawraca na swoją religię /mniej lub bardziej otwarcie/, korzystając z okazji, że człowiek cierpiący na takie czy inne dysfunkcje jest bardziej podatny na indoktrynację religijną... i przykład takiego działania właśnie został w tekście zaprezentowany...
dodatkowa sprawa to jeszcze wmawianie ludziom pewnych dysfunkcji, ale to już jest szerszy temat, wykraczający poza meritum...
p.jzns :)...
Kiedy dla mnie jest najważniejsze to, jak takimi ludźmi się manipuluje. Wmawia się wciąż dość mocno ludziom, niekoniecznie chorym, że większość naszych problemów bierze się z dzieciństwa, czasami nawet bardzo udanego. To była koncepcja Freuda, do której dołożył jeszcze seksualność, i dziś większość psychiatrów, psychologów uważa tę koncepcję za mylną. W końcu każdego z nas dotykają jedne i drugie sprawy, ale czy wszyscy mają z tym problem? Może przyczyna leży gdzieś zupełnie indziej?
Usuńw skrócie rozumiem, że chodzi o używanie pewnych słów, terminów bez wnikania w ich znaczenie, tylko po to by kimś manipulować lub mu prozaicznie dopieprzyć...
Usuńo tym temacie nie mamy co dyskutować, bo zgadzam się z Twoją oceną, że jest to działanie "niżej wora"...
dla mnie chlanie nigdy nie będzie miało usprawiedliwienia.
OdpowiedzUsuńa jak słyszę, że alkoholizm to choroba... to mnie ku***wica bierze.
myślę, że na każdym rodzic alkoholik zostawia ślady w psychice. wszystko jest osobniczo zmienne.
wrażliwcy z natury zawsze będą bardziej "przetrąceni" na psychice.
inaczej na ojca alkoholika reagował mój brat a inaczej ja.
... brat jest abstynentem, ja sobie czasami pozwolę wysączyć piwko z soczkiem lub jakieś martini. ale jakby zakazali pić alkohol - to jakoś specjalnie bym się tym nie przejęła.
nie mylmy pojęć... alkoholizm, tak jak każdy inny rodzaj narkomanii to JEST choroba... to stwierdzenie nie wyjaśnia jednak kwestii odpowiedzialności za fakt bycia chorym, ani za różne akcje będące konsekwencją tej choroby...
Usuńmnie qrvica zaczyna brać, gdy człowiek chory używa swej choroby jako narzędzia do zwolnienia się z jakiejkolwiek odpowiedzialności... tu jest istota sprawy...
...
co prawda istnieją choroby powodujące niepoczytalność, ale tak się dziwnie jako składa, że człowiek niepoczytalny tak swoich bałwaństw nie argumentuje, bo uważa się za zdrowego, więc ten temat można odłożyć na bok...
...
nawet gdy kompletny abstynent nie przejmuje się ewentualnym zakazem używania takiego, czy innego narkotyku, to jest to słabe... dziś zakażą używania czegoś, co nie wszystkim szkodzi, bo wielu umie się tym posługiwać, jutro zakażą czegokolwiek, co nikomu zaszkodzić nie ma jak... tak właśnie działa i takie ma skutki mentalność niewolnika, którego ulubionym sportem jest coraz niższe zginanie karku...
p.jzns :)...
p.s. rzadko jeżdżę autem, bo raz, że jestem eko, a dwa, że nigdy nie miałem ambicji bycia mistrzem kierownicy... auta używam jedynie w razie istotnej potrzeby... i wyobraź sobie sytuację /czysto teoretyczną/, że walę tekstem, iż specjalnie bym się nie przejął zakazem używania aut...
Usuńto jest dokładnie ta sama sytuacja...
Piotrze:
UsuńDorota chyba nie ma na myśli pochwały prohibicji, raczej określa swój osobisty stosunek do takiego aktu.
Tu dodam, że dla niej zakaz używania samochodu byłby zbrodnią ;)
at Asmo...
Usuńrozumiem, że to była tylko "metafora taka", nie ma co robić z tego zagadnienia, ale jakby nie było, dość egocentryczna w swojej wymowie :)...
Fajnie to wszystko zostało tu opisane.
OdpowiedzUsuń