Uprzedzam już na wstępie. Notka będzie o
homilii, a kto takich nie lubi, może spokojnie sobie ją darować. Druga sprawa
dotyczy pytania: dlaczego się czepiam arcybiskupa Stanisława Gądeckiego? Odnioszę się tylko do tej części jego homilii1,
wygłoszonej w Poznaniu, która dotyczy przemian społeczno-kulturowych, nie tylko
w naszym kraju, a która mnie po prostu bulwersuje.
Zacznę z wysokiego „C”: „(...) totalitaryzm komunistyczny ustąpił
miejsca ponowoczesności, gdzie w miejsce ustępującego komunizmu weszło
społeczeństwo konsumpcyjne. Łatwo zauważyć, że obie te formy posiadają podobny
do siebie materialistyczny charakter; obie eliminują sferę duchową człowieka”.
Nie wiem do koga ta mowa, ale nie rozumiem jak można porównywać peerlowski
komunizm do demokracji po 1989 roku? W
PRL-u Kościół spotykał się z prześladowaniami, po jego upadku mógł się w pełni
odrodzić i rozwijać, co Mu się udało z nawiązką, zarówno poprzez odzyskanie
dóbr materialnych, jak i wpływu katechetycznego na całe rzesze katolików,
wreszcie na profitach wynikających z klerykalizmu kończąc. Jeśli już coś złego
się stało, to tylko na życzenie samego Kościoła, który okazał się bezradny
wobec rosnącego poczucia wolności obywateli (w tym wiernych). Nie potrafił
znaleźć lekarstwa przeciw prawu do decydowania o sobie. Kolejny kwiatek: „(...) poprzez dyktaturę materii, przez umasowienie i pozbawianie
osoby jej tożsamości i odpowiedzialności, prowadzi do podobnego celu”.
Aż zapytam: jaki cel niesie w sobie dyktatura chrześcijańskiej duchowości, za którą optuje Kościół,
zaś Kościół katolicki w szczególności? W mojej ocenie to nie jest tak, że
materializm ma silniejsze podstawy niż wiara, choć różne – są takie same,
problem jest taki, że Kościół nie ma już nic atrakcyjnego do zaofiarowania i
wbrew słowom arcybiskupa, to On dobiera człowiekowi zarówno tożsamość
jak i poczucie odpowiedzialność za siebie. W religii chrześcijańskiej człowiek to nie uniklana osobowość – człowiek to dzieło boże i Jemu przynależne.
Dalej jest tak: „Idee, obyczaje i normy kulturowe zdają się dzisiaj być
zaprzeczeniem tego, co obowiązywało jeszcze pół wieku temu”. I tu już
wyraźnie widać jak bardzo arcybiskup nie rozumie pojęcie ewolucyjnego rozwoju
społeczeństw. To nie jest zaprzeczenie przeszłości, szczególnie tej sprzed pół wieku, to jest rozwój. I choć trudno
powiedzieć, że we wszystkich aspektach jest pozytywny, on się nie wziął z niczego,
jeszcze inaczej, wbrew pozorom wcale nie wywrócił naszego życia do góry nogami, on pozwala ludziom mocniej na własnych nogach stanąć.
Pół wieku temu w Polsce kwitł komunistyczny zamordyzm, którego doświadczył sam
Kościół w całej Wschodniej Europie i nie chce mi się wierzyć, że arcybiskup
tęskni za tymi czasami. A może jednak? Dyskryminowany i prześladowany Kościół cieszył się
zdecydowanie większym poparciem niż dziś, kiedy nikt i nic nie przeszkadza Mu
działać w obrębie obowiązującego prawa.
Jeszcze jedno: „Rewolucja europejska rozpoczęła się od zmiany kultury, z której
uczyniono narzędzie ideologii. Cała energia tej nowej ideologii jest przeznaczona
na zniszczenie tradycyjnych struktur, które mają – rzekomo
– zniewalać i alienować człowieka. (...) Religię np. pragnie
się zredukować do sfery prywatnej, czyli zmienić ją w zespół
poglądów znaczących tyle co np. wegetarianizm”. I tu rodzą się się dwa
pytania: Czy kultura chrześcijańska nie była narzędziem ideologii, podobno jedynie
słusznej? I kiedy ta rewolucja nastąpiła, bo tego arcybiskup nie uściśla? Nasuwa się data: rok 1968, kiedy to na
gruncie sprzeciwu wobec wojnom i buntu przeciw konserwatywnym ideom ubezwłasnowolnienia jednostki, uzewnętrzniło
się pokolenie dzieci kwiatów. Po zrzuceniu jarzma komunizmu, również za namową Jana Pawła II,
chcieliśmy ku ideałom wolnej i zjednoczonej Europy. Przypomnę, już po dokonaniu się tej rewolucji obyczajowej. Tak to prawda, nauki
Kościoła katolickiego przypominają dziś namowę na wegetarianizm, czyli do ascezy,
tak jakby owa asceza miał nas w jakiś cudowny sposób uczynić szczęśliwszymi.
Teraz coś mocnego, jakby na potwierdzenie ostatniego zdania poprzedniego akapitu: „Kulturę wyrzeczenia oraz ideały ma zastąpić kultura natychmiastowego
spełnienia i przyjemności. Wolność ma odtąd oznaczać wyłącznie
oswobodzenie się od nakazów i norm, skutkiem czego ma nastąpić zdanie się
człowieka na władzę jego popędów, które będą nim rządzić, redukując go do stanu
zwierzęcego”. Podobną frazę opisałem już w innej notce na tym blogu, ale tam
została wypowiedziana przez jakiegoś nawiedzonego fanatyka religijnego.
Usłyszeć takie słowa z ust arcybiskupa graniczy, nomen omen, z cudem. To jest po prostu odlot, świadczący o tym jak
bardzo arcybiskup opiera się na wirtualnym świecie pobożnych życzeń, przy czym nie mam tu na
myśli netu. I znów zapytam: czy Kościół uchronił się przed zezwierzęceniem,
skoro szarpią nim do dziś skandale pedofilskie, homoseksualne i finansowe? Czym
się Kościół różni od współczesnego społeczeństwa w pazerności na dobra
doczesne? Chyba tylko w tym, że ta pazerność jest co najmniej dwójnasób większa...
Już na koniec: „Tym razem narzędziem do osiągnięcia tego celu nie jest już tradycyjny terror, ale jego miękki odpowiednik, czyli coraz szczelniejszy system prawny stojący na straży ideologii oraz przemoc symboliczna, uprawiana przez media i ośrodki opiniotwórcze. Europa staje się miejscem miękkiej wersji totalitaryzmu”. Zaczynam rozumieć, choć ta narracja jest wręcz nie do pojęcia, więc z konieczności daję upust swojej fantazji. Arcybiskup ma żal, że w obliczu prawa stanowionego, nie ma już miejsca na tradycyjny terror – którym mógłby się posłużyć, mając w pamięci praktyki mienionych wieków. Tęskni też za przemocą symboliczną, kiedy to Kościół miał monopol na media (ambony) i Indeks Ksiąg Zakazanych, i co najważniejsze – za miękkim terrorem ideologii chrześcijańskiej, który tak nawiasem mówiąc – stosuje bez kozery..
Już na koniec: „Tym razem narzędziem do osiągnięcia tego celu nie jest już tradycyjny terror, ale jego miękki odpowiednik, czyli coraz szczelniejszy system prawny stojący na straży ideologii oraz przemoc symboliczna, uprawiana przez media i ośrodki opiniotwórcze. Europa staje się miejscem miękkiej wersji totalitaryzmu”. Zaczynam rozumieć, choć ta narracja jest wręcz nie do pojęcia, więc z konieczności daję upust swojej fantazji. Arcybiskup ma żal, że w obliczu prawa stanowionego, nie ma już miejsca na tradycyjny terror – którym mógłby się posłużyć, mając w pamięci praktyki mienionych wieków. Tęskni też za przemocą symboliczną, kiedy to Kościół miał monopol na media (ambony) i Indeks Ksiąg Zakazanych, i co najważniejsze – za miękkim terrorem ideologii chrześcijańskiej, który tak nawiasem mówiąc – stosuje bez kozery..
Przypisy:
1 - https://archpoznan.pl/pl/web/homilia/view/id/polonia-coepit-habere-episcopum - wszystkie cytaty pochodzą też z tej strony.
1 - https://archpoznan.pl/pl/web/homilia/view/id/polonia-coepit-habere-episcopum - wszystkie cytaty pochodzą też z tej strony.