niedziela, 23 września 2018

Drobiażdżek religijny, a nawet dwa...


  Nie tak dawno głośno było o Dekalogu wymurowanym przy wejściu w jednej ze szkół w gminie Tuszów Narodowy. Pisałem o tym wydarzeniu krytycznie i część moich adwersarzy uznała, że przesadzam, że się czepiam, etc., etc. Okazuje się jednak, że to nie do końca tak, zupełnie bez znaczenia. Inicjatorowi tamtego „religijnego ekscesu”, działaczowi PiS, a zarazem wójtowi Andrzejowi Głazowi totalnie odbiło, co powoli przestaje mnie w tym kraju dziwić.

  Wysłał do Senatu RP petycję takiej treści: „W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny – brzmi początek preambuły Konstytucji RP z 1997 roku. Preambuła powstała wskutek kompromisu wielu grup politycznych, więc jest w niej mowa o obywatelach „zarówno wierzących w Boga, będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i niepodzielających tej wiary". Zamiast niej wystarczyłby Dekalog (...) Dekalog to fundament życia jednostek, społeczeństw i narodów, jego przykazania chronią człowieka przez niszczącą siłą egoizmu, nienawiści i fałszu. (...) Istotne jest więc, aby w tych czasach stanowił on podstawę praw i działań każdego z nas1. Petycje do Senatu każdy pisać może, nawet jakiś religijny oszołom, ale zdumiewająca jest odpowiedź pisowskiego szefa Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji, Roberta Mamątowa: „O ile ja sam uznaję Dekalog za podstawę ładu i porządku, o tyle nie każdy musi się z tym zgadzać. Poza tym nie jesteśmy dobrym adresatem petycji, bo obecnie nie ma większości potrzebnej do zmiany Konstytucji RP2. Innymi słowy, tak naprawdę przed zmianą preambuły Konstytucji w Dekalog, a w nim przykazanie: nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną, uchroniło nas tylko to, że PiS nie ma wymaganej większości w Sejmie, ale gdy miał – to kto wie...

  A sytuacja zaczyna być naprawdę niebezpieczna, gdyż nasi katoliccy ortodoksi na dobre oczadzieli, bardziej dobitnie, z powodu tegorocznych upałów – mózgi im się w ser domowy zmieniają (gdyby ktoś nie wiedział, to taki ser robiony w domu na bazie mleka, galaretowata masa z kminkiem, a śmierdzi jakby się koza do spółki z kotem zesrała). Oto niejaki dr Bartosz Lewandowski na łamach portalu Pch24.pl3 gorąco namawia wiernych katolickich do korzystania z artykułu 196 Kodeksu Karnego i wszczynania z powództwa cywilnego, w razie obrazy uczuć religijnych, postępowania sądowego. Nie może być tak, że ktoś źle mówi o Panu Bogu, albo twierdzi, że Go nie ma, albo bezcześci symbole religijne, jak np. ciasteczka upieczone w kształcie krzyża, karmiąc nimi swojego psa, jak to znów zrobił Norgal. Tylko diabli wiedzą ilu w Polsce jest takich oszołomów jak ów Andrzej Głaz i teraz już żaden Ziobro, zablokowanych takimi pozwami sądów, nie odblokuje. Tych religijnych oszołomów nie powstrzyma wysoka opłata pozwu, a w razie przegranej dodatkowe koszty postępowania sądowego (ekspertyzy) i nawiązka na rzecz pozwanego (zwrot kosztów za adwokata, a nawet przejazdy). Ów pan dr Lewandowski, przedstawiciel Ordo Iuris, na pewno tym się nie będzie przejmował, bo ta Instytucja zaoszczędzi w ten sposób na własnych kosztach, a i zarobi, oferując odpłatnie usługi swoich prawników. Tak więc katolicy w bój!, ze wszelkimi przejawami obrazy uczuć religijnych i bezczeszczenia reliktów kultu religijnego. Polski katolicyzm potrzebuje nowych męczenników za wiarę.

  Już sam nie wiem, czy jak w restauracji mi się na talerzu skrzyżuje nóż z widelcem, to czy ja mogę nimi dalej jeść obiad bez odmówienia modlitwy przebłagalnej? Obok mnie może siedzieć taki pomylony A. Głaz, albo jeszcze bardziej oczadziały dr Lewandowski, i mogę mieć przerąbane, gdybym dalej kontynuował konsumpcję, burząc ten święty znak chrześcijaństwa. Pewnie sąd mnie uniewinni, ale przecież samo przebywanie w nim w charakterze oskarżonego, do przyjemności nie należy.






czwartek, 20 września 2018

Modlitwa o moje nawrócenie


  Miałem już tego nigdy nie robić, nigdy już wyśmiewać się z modlitwy, ale tym razem nie mogę się powstrzymać przed złamanie danej obietnicy. Boże – wybacz mi! A może im, że wodzą mnie na pokuszenie? Oto fragment autentycznej modlitwy z pewnymi skrótami, zalecaną dziś wiernym:

Maryjo, Matko Boża nie gardź moją pokorną prośbą,
o nawrócenie grzesznika, któremu grozi wieczne potępienie.
Ty, Dobra i Miłosierna Matko znasz jego nieuporządkowany tryb życia.
Bóg dał Ci moc nawracania nawet najbardziej zatwardziałych serc ludzkich,
aby wszelkie wysiłki zmierzające ku poprawie nie poszły na marne,
i Jeśli Ty mu nie pomożesz, będzie się staczał ku wiecznej ruinie.
Wyjednaj mu łaskę, by poruszyła jego serce
i zawróciła na drogę Bożych przykazań.
Jeśli to konieczne, ześlij jakieś cierpienie lub niepowodzenie,
celem opamiętania i położenia kresu jego grzesznemu postępowaniu
1.

  Autorami tej nowej modlitwy jest zespół Frondy, mocno zatroskany ateistami, którzy są „zakałą naszego narodu”. Mój tekst nie będzie atakiem na modlitwę w jej właściwym znaczeniu, a jedynie na parodię modlitwy redaktorów Frondy. Przy okazji ta redakcja wpycha w to grono grzesznych również wierzących, którzy pałają nienawiścią do duchownych Kościoła katolickiego, jedynego, umiłowanego Bogu. Nie mogło też nie być najważniejszej postaci, reżysera filmu „Kler” – W. Samrzewskiego. Właściwie nie ma się co dziwić za taką treść, skoro sam dobry, wręcz dobrotliwy i miłosierny Jezus rzekł: „Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach” [Łk 19, 27] (a mówi się, że Jezus był lepszy od Allacha). Dziś dobrzy katolicy są bardziej wyrozumiali, proszą Matkę Bożą by zesłała na nich cierpienie i nieszczęścia. Tak jest po matczynemu. Dobra matka ma ukarać swoje krnąbrne dzieci, jak mniemam, tak według tradycji polskiej i katolickiej rodziny.

  A propos filmu „Kler”. Wymyślili wręcz szatański plan, choć filmu jeszcze nikt nie widział poza festiwalem. Te szturmy modlitewne nie zdały egzaminu, więc uknuli nową taktyke. Wyliczę w punktach:
- „Modlitwa o nawrócenie ateistów (patrz wyżej);
- Pięć razy dziesiątka różańca za księży (to popieram, choć skutków się nie spodziewam);
- Udział w Mszy Świętej (w intencji zesłania cierpienia na bezbożników);
- Lektura Pisma Świętego (by znaleźć paragrafy na twórców filmu);
- Obejrzeć film prawdziwie religijny (jeśli takie są);
- Spełnienie przynajmniej jednego uczynku miłosiernego (dać kasę na tacę);
- Lektura książki o tematyce religijnej (proponuję „Lękajcie się. Ofiary pedofili w polskim Kościele mówią”)
2.
 
  Co o tym sadzić? Chyba tylko krótka modlitwa: „Daj im Boże zdrowie, bo o rozum za późno”. Jacy z nich katolicy? I nasuwa mi się jedyne możliwe określenie – katolicy z Bożej łaski  Autorzy Frondy przytaczają słowa Ewangelii: „Bramy piekielne go [Kościoła katolickiego – dopisek mój] nie przemogą”. I mnie się zdaje, że to jest prawda. Te tłumy w tej bramie piekielnej się nie zmieszczą, korek się zrobi jak przy otwarciu nowego supermarketu z okazją..., na odpust nadzwyczajny. Największymi hamulcowymi będą hierarchowie obładowani bogactwem, jakiego Rockefeller by im pozazdrościł. Na koniec proponuję parafrazę jeszcze jednej modlitwy, też z artykułu Frondy. Tak w rewanżu za pierwszą i w niekłamanej trosce o portal Fronda:

Panie miłujący bogactwo Twojego Kościoła,
nieprzyzwoitości Jego świętych,
założycieli zbrojnych w ogień i miecz zakonów,
zapał i gorliwość duchowieństwa w zbieraniu dóbr materialnych,
fanatyzm jego bojowników, żarliwość misjonarzy.
Panie, oczyść nas z grzechów nie naszych,
ażeby Kościół lepiej świadczył w imię wiary.
Wybacz tym, co gwałcą najmłodszych,
to nie z winy gorliwych sług Twoich, a gejowskich sodomitów.
Pomnóż nasze bogactwo, aby dom Twój  lśnił od złota,
Wcielaj innych do naszego Kościoła,
abyśmy mogli udźwignąć to bogactwo.
Amen
”.



poniedziałek, 17 września 2018

Nominacja do książki roku. Ku chwale profesury.


  Tekst notki jest przedrukiem mojego artykułu, opublikowanego na portalu Seniorzy24.pl

  Zawsze miałem sceptyczny stosunek do amerykańskich uczonych, to znaczy takich, co to udowadniają coś, co jest nie do udowodnienia. Często się zastanawiałem, dlaczego u nas takich nie ma? Na szczęście okazało się, że są, więc tym samym dorównaliśmy czołówce światowej. Wszystko za sprawą książki prof. Tomasza Rudowskiego z Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji UW, zatytułowanej „Resocjalizacja przez sztukę sakralną w kontekście fizyki kwantowej”1. Uff...

  Tytuł książki wydaje się mądry, bo i ta resocjalizacja przez sztukę sakralną może się wydawać możliwa, a fizyka kwantowa czyni olbrzymie postępy. Choć z drugiej strony, nie bardzo rozumiem, co ma jedno do drugiego? Na moje nieszczęście nie znam się na resocjalizacji, ani tym bardziej na fizyce kwantowej. Totalny laik jestem, więc te moje poniższe dywagacje opierają się na tak zwanym chłopskim rozumie. W końcu mieszkam od jakiegoś czasu na wsi. Tu wyjaśnię, piszę o polskich uczonych, gdyż tę książkę zaopiniowało dwóch innych profesorów tej samej uczelni. Zaopiniowało pozytywnie...

  Uspokoję też, nie będę tych dwóch tematów przewodnich rozwijał, więc nie zanudzę tą resocjalizacją ani, tym bardziej, fizyką kwantową. Książkę onegdaj dorwałem w czytelni mojej ulubionej biblioteki i po dwóch godzinach wertowania, odłożyłem na półkę z mieszanymi uczuciami. Teraz trafiłem  na  tekst o tej książce, dziwnie podobny z moimi wrażeniami. Tu odniosę się tylko do podobno naukowych wniosków w niej zawartych, bo jak długo żyję i jak długo czytam, z takimi bredniami spod pióra profesora nie miałem do czynienia. Jakem naukowe beztalencie, będę się czasami podpierał opiniami innych2. Na początek o samym tytule. Pewien znany krytyk bredni naukowych, Tomasz Witkowski, pisze o nim tak: „Albo mamy do czynienia z przełomowym odkryciem naukowym XXI wieku, starannie skrywanym przed światem, albo z marnotrawieniem publicznych pieniędzy”. I jest w tym sporo racji, bo ja nigdzie nie znalazłem informacji o tym, by fizyka kwantowa zajmowała się psychologią lub socjologią.

  Warto posłużyć się kilkoma „rodzynkami” umieszczonymi w pseudonaukowej papce. Na początek coś takiego: „Na dzień dzisiejszy zweryfikowana naukowo teoria kwantowa, w tym zasada nieoznaczoności Heisenberga, wskazuje na niemożliwość poznania wiary względem jej wielkości”(sic!). Ktoś coś z tego zrozumiał? Spokojnie, ja też nie, ba!, nawet nie próbuję zgadnąć, co to jest ta zasada nieoznaczoności kogoś tam. Inny fragment jest już bardziej zrozumiały, choć tylko pozornie: „(...) zatem wszystko to, co znamy jako nasz świat, w ostatecznym rozrachunku składa się z tej samej substancji, maleńkich porcji światła (kwantów) wibrujących z różną prędkością. Część światła wibruje tak wolno, że wydaje się skałami i minerałami”. A mnie do tej pory wydawało się, że materia jest zbudowana z atomów a nie z światła, ale co ja tam wiem. Nasuwa mi się tylko pytanie, co decyduje o tej prędkości wibracji, że to nienamacalne światło staje sie skałą? A teraz to: „Pole mające charakter kwantowy stanowi bezkresną sieć połączeń między istotami ożywionymi a ich środowiskiem. W świecie połączeń ogromne znaczenie ma ludzka świadomość będąca emisją fotonów”. Nawet jeśli by to uznać za prawdę, niech mi ktoś wytłumaczy, co było przed istotami ożywionymi skoro kiedyś ludzkiej świadomości nie było? Nawet uwzględniając dinozaury i pierwotniaki a nawet jednokomórkowce, przed istnieniem człowieka świat nie istniał? Bo tu jest mowa o ludzkiej świadomości. Jeszcze coś lepszego. Polski uczony twierdzi, że: „jedna cząstka może się jednocześnie znajdować w 3000 miejsc”. To jakby udowadnia możliwość bilokacji. Pomyśleć, że mogę być w trzech tysiącach miejsc naraz, a biura podróży i komunikacja zdzierają ze mnie tyle kasy na wojaże nie tylko zagraniczne.

  Ten profesor obala też jeden z elementów teorii ewolucji. Sorry, nie, nie on, a fizycy kwantowi, na których się powołuje. Pisze tak: „Fizycy kwantowi udowodnili, że rozwój świadomości odbywa się nie tyle na drodze ewolucji Darwina, co reinkarnacji myślenia [podkreślenie moje] w polu kwantowej świadomości, wraz z wiarą i nadzieją. (...) Zgodnie z fizyką kwantową… daje się wykreślić hipotetyczne krzywe będące falami odpowiadającymi wierze i nadziei w przestrzeni…”. Tu już nawet mnie ręce opadły, choć jestem niespotykanie spokojnym czytelnikiem. Kiedyś czytałem książkę Michała Hellera „Sens życia i sens wszechświata”3, w której autor próbuje przystosować fizykę kwantową do zagadnień wiary, ale robi to w sposób subtelny i w kategoriach luźnych skojarzeń i przypuszczeń, przy czym nie wciska owych fizyków kwantowych do grona poszukujących Boga. W książce Rudowskiego mamy ewidentnie do czynienia z manipulacją i dezinformacją. Panie profesorze, fizyka kwantowa nie zajmuje się wiarą, miłością i nadzieją. Tym bardziej reinkarnacją!

  Liczba podobnych bzdur do tych zaprezentowanych powyżej jest zdecydowanie większa i równie kontrowersyjna. I powinienem zakończyć, ale nie mogę się oprzeć pokusie zacytowania jeszcze jednej, którą umieściłbym w kategorii wisienki na torcie: „Zdolność jasnowidzenia też jest wyjaśniona w pełni na gruncie mechaniki kwantowej: Dysponenci tych zdolności za pośrednictwem przedmiotów mających związek np. z poszukiwaną ofiarą, w świetle zasady nieoznaczoności i splątania kwantowego Heisenberga mają dostęp do ich właściciela” (sic!) Musiałem się uszczypnąć i spojrzeć na kalendarz, choć nie po to, by sprawdzić, jaki mamy dziś dzień. Chciałem sprawdzić, w którym wieku my żyjemy. Na moje nieszczęście wszystko się zgadzało. Jest XXI i profesor Rudowski właśnie uwierzytelnił Krzysztofa Jackowskiego – polskiego jasnowidza, hochsztaplera i szarlatana.

  Gdyby to ode mnie zależało, nominowałbym tę książkę do nagrody za największą bzdurę naukową roku 2017. Gdybym jeszcze potrafił się rozdzielić na te trzy tysiące sobowtórów jednocześnie – ta nominacja otrzymałaby główną nagrodę.


Przypisy:
1 – „Resocjalizacja przez sztukę sakralną w kontekście fizyki kwantowej”, Tomasz Rudowski, Wydawnictwo Dyfin, Warszawa 2017;
2
Całość oparta na, a cytaty zaczerpnięte z  http://pauza.krakow.pl/435_2018.pdf
3 – „Sens życia i sens wszechświata”, Michał Heller, Wydawnictwo Kraków, 2014 rok;


sobota, 15 września 2018

Nie wybielam katolicyzmu


  Od niepamiętnych czasów „prawie że się wkurzyłem”. Krytykuję pewne poczynania Kościoła katolickiego tyko dlatego, że w naszym kraju katolicyzm jest bezsprzecznie religią wiodącą, a katolików jest około 90 procent. Siłą rzeczy inne Kościoły stanowią li tylko margines chrześcijaństwa. „Wkurza” mnie to, że ktoś tę moją krytykę traktuje opacznie i wykorzystuje jako oręż przeciw katolicyzmowi dla swoich religijnych celów. Jestem niesłychanie spokojny człowiek, więc grzecznie swoje stanowisko wyjaśnię.

  Nietzsche pisząc, że Bóg umarł, miał na myśli Boga i bogów wszystkich religii. Jeśli dziś się mówi, że religie nie chronią przed wynaturzeniami, to mowa jest o wszystkich religiach, również protestanckich. Szczerze mówiąc w tych ostatnich się totalnie gubię, bo różnic w obrębie protestantyzmu nie sposób ogarnąć. Trzeba chyba posiadać przynajmniej tytu magistra religioznawstwa, by się w tym wszystkim połapać. I już jest pierwszy feler protestantyzmu – niespójność doktrynalna, która dowodzi jednego: Pismo Święte jest tak niejednoznaczne, że wystarczy jeden nawiedzony i... mamy nowy odłam chrześcijaństwa. Tu trzeba dodać, że każdy z odłamów rości sobie niezaprzeczalne prawo do własnej, nieomylnej interpretacji Biblii. Klasycznym przykładem protestanta, zielonoświątkowca, była barwna postać posła Johna Godsona. Facet, który miotał się między Zachodnimi odłamami protestantyzmu a... katolicyzmem. Był zagorzałym zwolennikiem zaostrzenia aborcji, a jednocześnie nie bardzo mógł się zdecydować, co myśleć o homoseksualistach w jego Kościele. Nie uznawał Kultu Maryjnego, ale też mu w niesmak było, że kobiety mogą być pastorami czy biskupami.

  Polskie, protestanckie Kościoły wręcz prześcigają się w wytykaniu katolickiemu Kościołowi pazerności na kasę, ale jednocześnie ostro sprzeciwiają się likwidacji Funduszu Kościelnego, który zapewnia im stały dopływ gotówki, zwolnione są też z konieczności płacenia różnorakich podatków. Mają te same przywileje jak KK, który bezpardonowo atakują. Z innymi zagadnieniami nie jest lepiej, i nie mam tu na myśli tylko wojny religijnej". Czytałem wypowiedź pewnego redaktora „Miesięcznika ewangelickiego” o pedofilii w Kościele katolickim w dość niecodziennym kontekście. Otóż ten redaktor zastanawia się jak, wobec doświadczeń KK, zabezpieczyć finansowo Kościoły protestanckie przed żądaniami odszkodowań za szkody moralne ofiar pedofilii w obrębie tychże Kościołów (sic!) Chyba nie powinienem tłumaczyć, co owe dywagacje znaczą, ale bez wątpienia ów redaktor wie, że to zjawisko również istnieje w protestantyzmie. Okazuje się, że również tam pedofilia jest starannie ukrywane, a jej rozmiary są zastrasające. W Polsce w ogóle nie ma danych na ten temat, stąd muszę się uciec do danych ze Stanów Zjednoczonych, gdzie oficjalnie mówi się o około stu sprawach wykorzystywania nieletnich – rocznie przez ostatnich dziesięć lat. To chyba dużo więcej niż w KK w tym samym kraju. Z małą poprawką, te dane są w wykazie tylko jednej firmy ubezpieczeniowej Church Mutual. A to nie jest jedyna firma działająca w obrębie Kościołów protestanckich. Stany Zjednoczone to specyficzny kraj, ale nie trudno dowieść, że protestantyzm w innych krajach wcale nie jest lepszy. W takich Niemczech trwa aktualnie śledztwo w sprawie molestowania wychowanków Domu Dziecka w Westfalii. Aby była jasność, prowadzonego przez protestantów. Nie będę tu robił wyliczanki, bo przecież nie o wskazanie tego haniebnego prymatu mi chodzi.

  Wrócę na koniec do posła Godsona. To on kiedyś powiedział: „Jestem ewangelicznym wierzącym zielonoświątkowcem charyzmatycznym. My uważamy, że każdy [podkreślenie moje] wierzący człowiek jest święty. Ja jestem święty John Godson1. Aż mi się chce zapytać, z pełną świadomością, że to nieukrywany sarkazm: czy wierzący pedofil Kościoła zielonoświątkowego też robi za świętego?