poniedziałek, 17 września 2018

Nominacja do książki roku. Ku chwale profesury.


  Tekst notki jest przedrukiem mojego artykułu, opublikowanego na portalu Seniorzy24.pl

  Zawsze miałem sceptyczny stosunek do amerykańskich uczonych, to znaczy takich, co to udowadniają coś, co jest nie do udowodnienia. Często się zastanawiałem, dlaczego u nas takich nie ma? Na szczęście okazało się, że są, więc tym samym dorównaliśmy czołówce światowej. Wszystko za sprawą książki prof. Tomasza Rudowskiego z Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji UW, zatytułowanej „Resocjalizacja przez sztukę sakralną w kontekście fizyki kwantowej”1. Uff...

  Tytuł książki wydaje się mądry, bo i ta resocjalizacja przez sztukę sakralną może się wydawać możliwa, a fizyka kwantowa czyni olbrzymie postępy. Choć z drugiej strony, nie bardzo rozumiem, co ma jedno do drugiego? Na moje nieszczęście nie znam się na resocjalizacji, ani tym bardziej na fizyce kwantowej. Totalny laik jestem, więc te moje poniższe dywagacje opierają się na tak zwanym chłopskim rozumie. W końcu mieszkam od jakiegoś czasu na wsi. Tu wyjaśnię, piszę o polskich uczonych, gdyż tę książkę zaopiniowało dwóch innych profesorów tej samej uczelni. Zaopiniowało pozytywnie...

  Uspokoję też, nie będę tych dwóch tematów przewodnich rozwijał, więc nie zanudzę tą resocjalizacją ani, tym bardziej, fizyką kwantową. Książkę onegdaj dorwałem w czytelni mojej ulubionej biblioteki i po dwóch godzinach wertowania, odłożyłem na półkę z mieszanymi uczuciami. Teraz trafiłem  na  tekst o tej książce, dziwnie podobny z moimi wrażeniami. Tu odniosę się tylko do podobno naukowych wniosków w niej zawartych, bo jak długo żyję i jak długo czytam, z takimi bredniami spod pióra profesora nie miałem do czynienia. Jakem naukowe beztalencie, będę się czasami podpierał opiniami innych2. Na początek o samym tytule. Pewien znany krytyk bredni naukowych, Tomasz Witkowski, pisze o nim tak: „Albo mamy do czynienia z przełomowym odkryciem naukowym XXI wieku, starannie skrywanym przed światem, albo z marnotrawieniem publicznych pieniędzy”. I jest w tym sporo racji, bo ja nigdzie nie znalazłem informacji o tym, by fizyka kwantowa zajmowała się psychologią lub socjologią.

  Warto posłużyć się kilkoma „rodzynkami” umieszczonymi w pseudonaukowej papce. Na początek coś takiego: „Na dzień dzisiejszy zweryfikowana naukowo teoria kwantowa, w tym zasada nieoznaczoności Heisenberga, wskazuje na niemożliwość poznania wiary względem jej wielkości”(sic!). Ktoś coś z tego zrozumiał? Spokojnie, ja też nie, ba!, nawet nie próbuję zgadnąć, co to jest ta zasada nieoznaczoności kogoś tam. Inny fragment jest już bardziej zrozumiały, choć tylko pozornie: „(...) zatem wszystko to, co znamy jako nasz świat, w ostatecznym rozrachunku składa się z tej samej substancji, maleńkich porcji światła (kwantów) wibrujących z różną prędkością. Część światła wibruje tak wolno, że wydaje się skałami i minerałami”. A mnie do tej pory wydawało się, że materia jest zbudowana z atomów a nie z światła, ale co ja tam wiem. Nasuwa mi się tylko pytanie, co decyduje o tej prędkości wibracji, że to nienamacalne światło staje sie skałą? A teraz to: „Pole mające charakter kwantowy stanowi bezkresną sieć połączeń między istotami ożywionymi a ich środowiskiem. W świecie połączeń ogromne znaczenie ma ludzka świadomość będąca emisją fotonów”. Nawet jeśli by to uznać za prawdę, niech mi ktoś wytłumaczy, co było przed istotami ożywionymi skoro kiedyś ludzkiej świadomości nie było? Nawet uwzględniając dinozaury i pierwotniaki a nawet jednokomórkowce, przed istnieniem człowieka świat nie istniał? Bo tu jest mowa o ludzkiej świadomości. Jeszcze coś lepszego. Polski uczony twierdzi, że: „jedna cząstka może się jednocześnie znajdować w 3000 miejsc”. To jakby udowadnia możliwość bilokacji. Pomyśleć, że mogę być w trzech tysiącach miejsc naraz, a biura podróży i komunikacja zdzierają ze mnie tyle kasy na wojaże nie tylko zagraniczne.

  Ten profesor obala też jeden z elementów teorii ewolucji. Sorry, nie, nie on, a fizycy kwantowi, na których się powołuje. Pisze tak: „Fizycy kwantowi udowodnili, że rozwój świadomości odbywa się nie tyle na drodze ewolucji Darwina, co reinkarnacji myślenia [podkreślenie moje] w polu kwantowej świadomości, wraz z wiarą i nadzieją. (...) Zgodnie z fizyką kwantową… daje się wykreślić hipotetyczne krzywe będące falami odpowiadającymi wierze i nadziei w przestrzeni…”. Tu już nawet mnie ręce opadły, choć jestem niespotykanie spokojnym czytelnikiem. Kiedyś czytałem książkę Michała Hellera „Sens życia i sens wszechświata”3, w której autor próbuje przystosować fizykę kwantową do zagadnień wiary, ale robi to w sposób subtelny i w kategoriach luźnych skojarzeń i przypuszczeń, przy czym nie wciska owych fizyków kwantowych do grona poszukujących Boga. W książce Rudowskiego mamy ewidentnie do czynienia z manipulacją i dezinformacją. Panie profesorze, fizyka kwantowa nie zajmuje się wiarą, miłością i nadzieją. Tym bardziej reinkarnacją!

  Liczba podobnych bzdur do tych zaprezentowanych powyżej jest zdecydowanie większa i równie kontrowersyjna. I powinienem zakończyć, ale nie mogę się oprzeć pokusie zacytowania jeszcze jednej, którą umieściłbym w kategorii wisienki na torcie: „Zdolność jasnowidzenia też jest wyjaśniona w pełni na gruncie mechaniki kwantowej: Dysponenci tych zdolności za pośrednictwem przedmiotów mających związek np. z poszukiwaną ofiarą, w świetle zasady nieoznaczoności i splątania kwantowego Heisenberga mają dostęp do ich właściciela” (sic!) Musiałem się uszczypnąć i spojrzeć na kalendarz, choć nie po to, by sprawdzić, jaki mamy dziś dzień. Chciałem sprawdzić, w którym wieku my żyjemy. Na moje nieszczęście wszystko się zgadzało. Jest XXI i profesor Rudowski właśnie uwierzytelnił Krzysztofa Jackowskiego – polskiego jasnowidza, hochsztaplera i szarlatana.

  Gdyby to ode mnie zależało, nominowałbym tę książkę do nagrody za największą bzdurę naukową roku 2017. Gdybym jeszcze potrafił się rozdzielić na te trzy tysiące sobowtórów jednocześnie – ta nominacja otrzymałaby główną nagrodę.


Przypisy:
1 – „Resocjalizacja przez sztukę sakralną w kontekście fizyki kwantowej”, Tomasz Rudowski, Wydawnictwo Dyfin, Warszawa 2017;
2
Całość oparta na, a cytaty zaczerpnięte z  http://pauza.krakow.pl/435_2018.pdf
3 – „Sens życia i sens wszechświata”, Michał Heller, Wydawnictwo Kraków, 2014 rok;


17 komentarzy:

  1. Trapi mnie pytanie - naprawdę czytałeś taką książkę??? Śmiem wątpić, bo pozycja o podanym przez Ciebie tytule nie istnieje.

    Ale mnie już na początku zastanawia co innego.
    Pan "znany krytyk bredni naukowych", Tomasz Witkowski w zasadzie znany jest JEDYNIE z krytyki dokonań innych i samopromocji, a uwziął się zwłaszcza na psychologię. Generalnie pan w środowisku naukowym nie ma również dobrej prasy - ze względu na brak zaplecza merytorycznego.
    Generalnie nie twierdzę, że z tego powodu książka Rudowskiego a priori jest mądra, ale cytowanie Witkowskiego to jak obalanie głupoty bzdurą.

    No i te kwanty... Asmo, weź Ty trochę poczytaj na ten temat, co to są fotony i kwanty, bo nic mądrego nie napisałeś popisując się swoją wiedzą o atomach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie istnieje? Raczej nakład jest wyczerpany, albo i wycofany z powodu miażdżącej krytyki. Nie, nie czytałem tej książki tak jakby to należało rozumieć. Miałem z książką do czynienia w czytelni przez dwie godziny. I to przedtem niż dopadała mnie zaćma. Teraz natknąłem się na jej recenzję.

      Mnie zdumiewasz. A z czego ma być znany krytyk literacki jeśli nie z samych krytyk? Nie wnikam na ile są słuszne jego krytyki, z tą akurat w pełni się zgadzam. Innych dokonań Witkowskiego nie będę sprawdzał, chyba, że znów kiedyś natknę się na niego przypadkowo.

      Kwanty i fotony – przecież jak byk stoi w notce, że na fizyce kwantowej się nie znam. Ze szkoły pamiętam, że kwant to najmniejsza wartość (porcja) o jaką może się zmienić jakaś wielkość fizyczna, np. energii Co to ma wspólnego z atomem? Fant to zaś nośnik światła widzialnego o masie równej zero. W notce odnoszę się do materii zbudowanej z atomów. I teraz zagwozdka: światło pokazuje mi materialny kształt np. głazu, czy też ten głaz tworzy?

      Usuń
    2. A ja twierdzę nadal, że nie istnieje, a książka Rudowskiego o której mowa nosi tytuł "Resocjalizacja przez sztukę sakralną w kontekście PSYCHOLOGII kwantowej".
      Gdzie owa "miażdżąca krytyka"? Na temat tej książki wypowiadają się 3 osoby na krzyż, choć fakt że krytycznie. Zresztą w środowisku naukowym zawsze znajdzie się ktoś, kto taką bzdurę chlapnie.

      Witkowski nie jest krytykiem literackim, tylko ponoć psychologiem i pisarzem. Zarzut polega na tym, że jego krytyki są niemerytoryczne, a przez co on sam niewiarygodny.

      Wiesz mnie trudno się odnieść do wyrwanego z kontekstu fragmentu, natomiast nie wiem co to ma wspólnego z atomem, bo o atomie mowa dopiero w Twoim komentarzu, do cytatu.

      Usuń
    3. Abstrahując - słabe, a nawet średnio etyczne, jest pisanie recenzji książki, której się nie czytało. Co to za recenzja, która przytacza recenzje innych?

      Usuń
    4. Tu mnie złapałeś, faktycznie tytuł jest taki jaki cytujesz Błąd zostawię ku pamięci, aby było jasne, że Asmo jest też omylny.

      Przecież nie wkłada w usta autora słowa „atom”. To jest moje skojarzenie, a chyba mam prawo do skojarzeń?

      Gdyby to miała być recenzja z prawdziwego zdarzenia, w pełni się z Tobą zgodzę, byłoby to nie etyczne. Ale nie to jest zamiarem tej notki, odnoszę się tylko do rewelacji niby naukowych w niej zawartych.

      Powiadasz tylko trzy osoby? Przejrzyj net...

      Usuń
    5. Ja rozumiem, że skojarzenie... tylko w sumie nie wiem czy ta konstrukcja którą on opisuje jest akurat jakimś wielkim błędem, ale moją mocną stroną również nie jest fizyka.

      Rozumiem, faktycznie trudno się męczyć z każdą taką pozycją... Ja bym chyba jej nie przetrawił. Natomiast przejrzałem net i widzę trzy powtarzające się głosy - Witkowskiego, Duszyńskiego i jeszcze jakiegoś blogera o ksywie "młody fizyk". Nie mniej jednak znalazłem przy okazji książkę p.t. Psychologia Kwantowa. :)

      Usuń
    6. Nawet dla mnie laika, próba dowiedzenia, że kamień jest tworem światła przypomina alchemię z próbą znalezienia sposobu na wytwarzanie złota, o czym świadczy również przykład z Jackowskim. Czy naprawdę nie widać w tym próby udowodnienia, że wszystko jest iluzją światła? Przecież nawet dla jaszczurki, która widzi wszystko inaczej, kamień kamieniem pozostaje.

      Aż sprawdziłem tę „Psychologię kwantową”. Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale psychologia to taka nauka o czymś czego nie widać. Dotyczy skutków działania naszego mózgu, o działaniach których prawie nic nie wiemy. Nazwanie jej kwantową niczego nie zmienia. Wiesz jak jest w ogóle z fizyką kwantową? Teoretycznie wszystko się zgadza, ale w zderzeniu z rzeczywistością, wszystko się w niej wali. I to nie jest moja opinia.

      Usuń
    7. Chyba nie o to dokładnie w tym chodzi, ale dalipan, nie mam pojęcia co facet chciał dowieść w swojej książce i nie zamierzam się dowiadywać więc nie podejmę tematu. :)

      Zabawne - czytałem o kwantach światła - teorii wymyślonej przez Einsteina, ale nie przytoczyłem bo po pierwsze niewiele zrozumiałem, a po drugie konkluzja była taka sama, że niby wzór był ok, ale w rzeczywistości nie trzymało się to kupy... :D

      Co do samej psychologii kwantowej nie wiem również co to za czort i po co to komu, takie rozbijanie g. na atomy. :D Po prostu bym przez to nie tykał tematu tej książki. :D

      Usuń
    8. "Nazwanie jej kwantową (psychologii - przyp. mój) niczego nie zmienia" - nie byłabym tego taka pewna, biorąc pod uwagę, że nasz mózg (jak i cały organizm) zbudowany jest z atomów, będących w nieustannym "ruchu" (przemiany fizykochemiczne), bądź to pobierających, bądź wydzielających jakąś energię, a więc owe kwanty.

      Swego czasu za ministrowania Macierewicza pojawiały się w mediach pogłoski o tzw. broni czy wręcz wojnie elektromagnetycznej, która przecież z promieniowaniem, a więc owymi kwantami energii przynajmniej mi się jakoś dziwnie kojarzy. :)
      Broń, której nie widać ani czuć, możliwe, że ze względu na częstotliwości czy wielkość przesyłanej energii niezauważalnej przez klasycznie urządzenia radarowe, a oddziaływującej na nasze myśli czyli psyche.
      Nie wykluczam, że być może najbardziej na tzw. ciemny lud, który ma umysły mniej obciążone tzw. myśleniem abstrakcyjnym, a więc posiadającym więcej wolnej przestrzeni do absorpcji owych "bombardujących" kwantów. :)
      Czym być może dałoby się wytłumaczyć owe stałe wysokie poparcie sondażowe partii rządzącej od sympatyków, nie reagujących ani na te miliony, które się przecież należą (arogancko i bezwstydnie kasowane przez polityków w świetle jasnego dnia z państwowej kasy, tak na marginesie oglądaliście wczorajsze "Czarno na białym"? Polecam!), ani na te kłamstwa wykrzykiwane przez rządzących do narodu, ani pogarszającej się własnej sytuacji materialnej. :)
      Co stwierdzam jako niezależny obserwator nie obciążony ani wykształceniem w zakresie fizyki, zwłaszcza kwantowej :), tudzież psychologii, zwłaszcza kwantowej :), ani też znajomością owych przywołanych wyżej pozycji książkowych. :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    9. Mario:

      Pewien znany fizyk, fizyk od fizyki kwantowej, powiedział, że kto twierdzi, że wie na czym fizyka kwantowa polega – ten kłamie. ;) I ja się tego trzymam!
      Mnie owo działanie broni elektromagnetycznej kojarzą się z gazem bojowym, zastosowanym w czasie I wojny światowej. Wiatr się zmienił i własnych żołnierzy potruli. Tu inaczej, nie sposób tej kwantowej energii ukierunkować, w efekcie w mózgach sprzymierzeńców mogłyby zajść niekorzystne zmiany, odwrotne do oczekiwanych. Dopiero by się porobiło :D
      Natomiast skłaniam się ku temu, że przekaz dla „ciemnego luda” ma jakieś podprogowe działanie, dzięki czemu są odporni na oczywistą oczywistość.

      Ciekawy komentarz. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Coś, co ma w tytule przymiotnik "sakralny", a do tego łączy się z "psychologią kwantową" (że o "resocjalizacji" nie wspomnę, bo jej efektywność jest beznadziejna) z gruntu eliminuje się samo z kręgu moich zainteresowań. Na świecie jest tak dużo wartościowej literatury, a życie jest tak krótkie, że marnowanie czasu na bzdety jest niesłychaną rozrzutnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaką rozrzutnością? Wiesz ile się trzeba natrudzić, aby takie głupoty wyłapać – ku potomności? To chyba Einstein powiedział: wszechświat jest nieskończony, tak jak jest nieskończona głupota ludzka. Wszechświat może jednak ulec unicestwieniu... ;)

      Usuń
    2. To tym bardziej rozrzutność - zaprawdę powiadam Ci! Wobec niezniszczalności głupoty i jej bezmiaru szkoda trudzić się dla potomnych bezowocnie. Niech się głupi troszczy sam o siebie, a my... Hej, użyjmy żywota! Wszak żyjem tylko raz...

      Usuń
    3. Był taki chrześcijańsko-buddyjski filozof – Osho – który stwierdził, że dla faceta po sześćdziesiątce kończy się czas używania życia – zaczyna się czas mądrości :D

      Jak ja mam używać życia, skoro dwudziestolatki mnie nie chcą, co mnie nawet nie dziwi?

      Usuń
    4. No to może jakoś inaczej używaj? Wina się napij, zaśpiewaj...

      Usuń
    5. Do czego Ty mnie namawiasz?! ;)

      Usuń
    6. Do pójścia na mszę. Tam i wino, i kobiety, i śpiew masz na miejscu :))

      Usuń