niedziela, 14 grudnia 2014

Gwiazdka



Rzecz będzie o gwiazdce. Nie, nie tej bożonarodzeniowej, ale o gwiazdce porno, niejakiej Teresie Carey. 
Trudno uwierzyć, ale taki artykuł rzeczywiście pojawił się na łamach Frondy. Otóż ta gwiazdka uznała, że w wieku bliżej nieokreślonym trzeba zerwać z biznesem porno. Cóż, mnie to specjalnie nie dziwi. Nie wszystkie kobiety, nie w każdym wieku nadają się na rozkładówki (w niczym kobietom nie uwłaczając). Nawet jeśli się prezentuje seks lesbijski. Takie prawa tego biznesu. Dla Frondy jednak to sensacja. Bo pani Teresa Carey „poczuła nagle wyrzuty sumienia” i „całym sercem zwróciła się do Jezusa”. „Teraz podróżuje po świecie dając świadectwo swego nawrócenia”. Dobrze, że mam solidny fotel, bo w tym miejscu lektury targnęły mną niepohamowane spazmy śmiechu. Uniknąłem dzięki temu samookaleczenia.

Gdy już ochłonąłem, zastanawiałem się, czy istnieją jakieś granice hipokryzji? I doszedłem do jedynie słusznego wniosku, że dla Frondy nie ma żadnych granic. Liczy się tylko to, że ktoś, nieważne kto, w końcu się nawrócił. A, że nie ma takich zbyt dużo, liczy się każdy. Nawet gwiazdka porno. Wypisz wymaluj, współczesna wersja biblijnej przypowieści o nawróceniu jawnogrzesznicy. Tylko fakty jakby inne, których autor artykułu nie chce widzieć. Bo Teresa Carey zmieniła jeden biznes na drugi. Wszak pieniądz nie śmierdzi. Mogła sprzedawać swoje ciało, może sprzedać swoją duszę. Teraz za pieniądze opowiada zdumionej i złaknionej cudów publice, jak to natchnął ją sam Jezus. Dla Frondy nawet fakt, że należy do jakieś sekty Marsh Hill Church, nie ma tu żadnego znaczenia. I w tym miejscu naszło mnie skojarzenie. Z niejakim doktorem Chazanem (też bohater Frondy), który w pewnych czasach dokonywał hurtowo aborcji, a dziś jest jej zdecydowanym przeciwnikiem.
 
Gdybym nie był ateistą w tym miejscu krzyknąłbym z całych sił: Boże, Ty czytasz Frondę i nie grzmisz!!!

środa, 10 grudnia 2014

Zamierzałem odpuścić



To znaczy zamierzałem darować portalowi Fronda.pl krytykę jej artykułów na tym blogu. W końcu wystarczało mi pisanie komentarzy pod artykułami, które wywoływały mój sprzeciw. Jaki byłby sens powtarzania tych samych treści? A jednak...

W dniu 9-12 br. pojawił się artykuł zatytułowany: „Uzależnienie od doznań seksualny”. Prawda, że ciekawie? Nie będę przytaczał całej obszernej treści, a jest to podobno tylko pierwsza część. Zainteresowanych odsyłam tutaj. Posłużę się tylko wstępem:
"W środowiskach odrzucających chrześcijańską hierarchię wartości panuje przekonanie, że jedyny sens nadaje życiu przyjemność. Wg tego ujęcia przyjemność uważana jest za zasadniczy element „szczęścia”".
Całość w najbardziej z możliwym skrócie dotyczy oczywiście seksu i wynikających z niego zagrożeń. Wstawiłem dwa komentarze. Pierwszy ironiczny:
Czy autor tych wypocin chce udowodnić, że seksualność, bądź co bądź dana od Boga, to zło? Oczywiście w związku małżeńskim (najlepiej uświęconym) ta sama seksualność już złem nie jest. Chyba, że trzeba to rozumieć inaczej. Zawierając związek małżeński (najlepiej uświęcony), pozbywamy się wszystkich złych cech i zagrożeń seksualności, z pożądaniem włącznie. Liczy się wszak tylko prokreacja. Coś w tym jest na rzeczy bo dziś, moja sześćdziesięcioletnia żona, mnie seksualnie nie pociąga i raczej mi uzależnienie od seksu nie grozi. Szkoda, że ten sposób nie działa na alkohol i papierosy (od narkotyków nie jestem uzależniony). Prawda, żaden urzędnik stanu cywilnego, ani tym bardziej ksiądz, ślubu z tymi używkami mi nie udzieli. ;-)”
Drugi, ostrzejszy i na poważnie nie dotyczył całej treści ile właśnie wstępu do tego artykułu:
Czy ktoś, kto wypowiada takie brednie, kiedykolwiek z środowiskami niechrześcijańskimi dyskutował o sensie życia? Mam nieodparte wrażenie, że ten mit przyjął na wiarę, co zresztą jest całkiem prawdopodobne.
I tyle na temat związany z artykułem. Po jakichś dwóch kwadransach zaglądam ponownie i…
Nie ma moich komentarzy. Sprawdzam inne artykuły, które tego dnia komentowałem, też jak kamfora!!! W pierwszym odruch próbuję się zalogować na portal, ba tam obowiązuje zasada, że aby komentować, trzeba się zarejestrować. Ale to okazuje się niemożliwe. Kilka prób zalogowania kończy się fiaskiem. Powtarzam to późnym wieczorem i nazajutrz. Skutek jest ten sam i nie mam już wątpliwości. Skasowali mi konto!!!
Ktoś powie, że przesadziłem, że naruszyłem regulamin etc. Wystarczy przejrzeć kilka polemik w komentarzach, aby łatwo się przekonać, że moje komentarze, to przysłowiowy pikuś. Jedynie co można im zarzucić, to bezwzględną krytykę wszystkiego, co jest zakłamaniem, impertynencją, indolencją i ignorancją. Nigdy nie dopuściłem się wyszydzania religii i wiary w sensie stricte. Na domiar wszystkiego, żadnej informacji, w którym miejscu ewentualnie złamałem regulamin, a przecież przy rejestracji musiałem podać adres mailowy.
Napisałem do redakcji Fronda.pl, co myślę o ich metodach postępowania, który w podtytule mianuje się „poświęcony”. Nie była to prośba o przywrócenie mi konta, bo to uwłaczałoby mojemu poczuciu wartości. Odpowiedzi się jak na razie nie doczekałem i pewnie się nie doczekam. Płakać nie będę, ale już autorom publikującym na tym portalu nie będę pobłażał.