Prawdę mówiąc
ja bym o tej wojnie nawet nie wiedział, gdyby nie stronniczy przegląd mediów w
okresie przedświątecznym i świątecznym. Nie słychać wystrzałów karabinów,
wybuchów bomb, choć pewnie, jak na ironię, w najbliższy poniedziałek usłyszymy
eksplozje fajerwerków na Nowy Rok. Okazuje się, że od drugiej połowy XX wieku,
a nawet i wcześniej, do teraz, trwa prawdziwa wojna, choć bez okopów, frontów i
bez udziału prawdziwego wojska.
Śmierć za to kosi
niby łan dzieci nienarodzone, a teraz i starców, którzy nie chcą w cierpieniu
czekać na śmierć naturalną. Do tego trzeba dodać cierpienie uciśnionych
chrześcijan, przede wszystkim zaś katolików, których odwodzi się od prawdziwej
wiary laicko-ateistyczną propagandą z rzekomą pogardą. Którym burzy się
kościoły lub stawia przy nich burdele. Bardziej niż smog dusi wiernych komercja,
a nawet zdobycze nauki. Najgorzej mają się zaś kapłani, których niesłusznie
oskarża się o klerykalizm, pazerność na bogactwo, o homoseksualizm i pedofilię,
odbierając tym samym Kościołowi blask, chwałę i świętość. Rozwój przemysłowy i
infrastruktury, wspomagany przez gender i sekularyzację, odciąga wiernych od
Kościoła, a już najbardziej niweczy owoce nauki religii w umysłach młodzieży.
Nawet piosenki estradowe, pseudo-świąteczne, zagłuszają prawdziwe, tradycyjne
kolędy bożonarodzeniowe. I wreszcie najgorsze: wierni zamiast szukać osobistej
relacji z Bogiem wolą szukać miłosnych kontaktów z partnerami płci odmiennej,
nie zawsze z zamiarem wejścia w sakramentalny związek małżeński. Człowiek, jak
bożek, stał się ważniejszy od Boga. Święci, których liczy się tysiącach, w
grobach się przewracają.
Abp.
Jędraszewski martwi się poważnie, jaka to też będzie ta Europa bez korzeni i
świadomości chrześcijańskiej: „To byłaby
przestrzeń zamieszkiwana przez ludzi żyjących inną kulturą, mających inną
tożsamość, inny świat wartości. Trudno mi sobie taką Europę wyobrazić, chociaż
jej symptomy są widoczne na Zachodzie”, więc ja mu autentycznie współczuję.
Sobie też, bo obaj mamy marne szanse dożyć Europy wolnej od nachalnej religii,
szczególnie tak agresywnej, jak obecnie w naszym kraju. Gdyby tak arcybiskup
wychylił się poza swoje katolickie postrzeganie, dostrzegłby że ludzie potrafią
być szczęśliwi bez Kościoła, a przez to wolni od nienawiści. Wolni od magii
hokus-pokus, za to otwarcie na nieszczęścia innych, gotowi nieszczęśnikom nieść
nie tylko „duchową” pomoc, ale również taką realną, ludzką. Dostrzegłby też, że
dążenie do szczęścia osobistego tu i teraz, jeśli nie szkodzi innym, ma dużo
więcej z człowieczeństwa, niż cierpienie i umartwianie się dla iluzji szczęścia
wiecznego. Dostrzegłby też, że wolność do wiary nie jest w niczym lepsza od wolności
od wiary.
Tak mnie
w związku z tym naszło, choć alkoholu nie nadużywałem, że całe to gender, laicyzm,
zgnilizna moralna, to dokładnie to samo, co korzenie, tradycja, narodowość,
tylko tym drugim nadano inny, wznioślejszy charakter, aby móc wymusić określone
zachowania i poglądy. W tym wszystkim chodzi tylko o sterownie ludzkimi
umysłami. To wręcz maniakalne straszenie Zachodem ma wybielić wcale nie tak
oczywiste korzenie chrześcijaństwa, wybiórczą tradycję i chory z założenia
nacjonalizm, a do tego wcale nieświęty Kościół. Ostatnimi czasy furorę robi
stwierdzenie, że Kościół to zbór ludzi grzesznych, co sugeruje, że właściwie
jest wszystko w należytym porządku i nie ma się czego czepiać. Zapominają, że w
liście do Efezjan św. Paweł pisał: „(...)
Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby
go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby
osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany” [Ef 5,
25-27]. Aż zapytam: apologeci Kościoła, czy tu jest miejsce na jakiekolwiek
„ale” i usprawiedliwienie? Czy można mówić komuś, jak należy żyć, lub co jest
złe, skoro samemu nie jest się w porządku? Można udawać przed sobą, że jest się
bez skazy, że nie widzi się pazerności, znieczulicy, pedofilii i
homoseksualizmu we własnym gronie, ale choćby zaklinać rzeczywistość, inni i
tak to dostrzegą, czego dowodzi narastająca sekularyzacja. Tę najdłuższą wojnę
nowożytnej Europy – Kościół wypowiedział sobie sam.