niedziela, 23 grudnia 2018

Ki diabeł tkwi we mnie?


  Miałem pisać o okołoświątecznej atmosferze, od której zbiera mi się na wymioty, o Kevinie samym w domu, który niby zmora, raz do roku wyłania się z ekranu telewizora, czy wreszcie o kolędzie „Jezu malusieńki” w wykonaniu sióstr Godlewskich, absolutny hit tegorocznych świąt Bożego Narodzenia (można znaleźć na YouTube). Notka była gotowa, już nawet zaordynowana na blogu Zrzędy, kiedy niespodziewanie naszła mnie zupełnie inna refleksja. Ki diabeł?

  Zastanawiam się właśnie nad tym, co skłania mnie do tego, że tak często zaglądam na portale katolickie, czy jeszcze do niedawana, do lektury książek autorów katolickich (już lada dzień do książek wrócę). Za zmianą światopoglądu nie tęsknię, nawet się na to nie zanosi, na łono Kościoła wrócić nie mam najmniejszego zamiaru, bo jeśli już, wybieram się najwyżej na łono Abrahama. Pesel mi się strasznie zestarzał. Mógłby ktoś pomyśleć, że szukam zwady, gdyż te katolickie teksty poddaję ostrej krytyce, ale choć może jest w tym odrobina prawdy, nie o to mi chodzi. Bardziej szukam ostrej krytyki tego mojego światopoglądu, która nomen omen umacnia mnie „w wierze” (nie mylić z wiarą w ateizm), że wybrałem słusznie. Bardziej adekwatnym byłoby nadanie mi cech masochisty, który dręczy się tekstami, niejednokrotnie tak durnymi, że głowa boli. Jeśli przyjąć, że znajduję jeden taki tekst, obśmiewający ateizm, raz na dzień, to wychodzi trzydzieści tekstów na miesiąc (sic!) A jednak, ten mój masochizm ma się nijak do męki (nie mylić z Pańską) katolickich publicystów, którzy nieświadomi własnej hipokryzji, szukają przysłowiowego źdźbła trawy w oku ateistów, by mieć powód powiedzieć światu: Patrzcie jaka nędza! Trzeba się przed nimi bronić!

  GUS opublikował dane na temat wiary w Polsce. Niespełna trzy procent ateistów śmiertelnie zagraża naszemu, polskiemu Kościołowi!!! Koń by się uśmiał, tym bardziej, że tenże Kościół ma dziś wszystkie narzędzia, aby kształtować umysły moich rodaków. No, może poza kilkoma mediami, które próbuje się na wszystkie sposoby ubezwłasnowolnić, na szczęście jeszcze nieskutecznie. Ale ja nie o tej wojnie na śmierć i życie, wojnie już chyba przez Kościół przegranej, skoro jeden z katolickich portali umieszcza taki tytuł: „Ostatnia wyspa prawdziwej wiary katolickiej” i ma na myśli Polskę. Ale spokojnie, to nie będzie klęska jak pod Stalingradem. Ateiści to z reguły ludzie tolerancyjni, no, może poza ateistycznymi feministkami. Kościół będzie zawsze istniał, chyba że sam się unicestwi. Mnie bardziej zależy na próbie zrozumienia, co takiego w tym Kościele się porobiło, że On nienawidzi innych – każdych innych, nie tylko ateistów. Dlaczego, zamiast próbować zapoznać się i zrozumieć postawy tych innych, tworzy i propaguje fałszywe mity, by z tych innych uczynić wrogów nie tylko Kościoła i wiernych, ale nawet samego Jezusa? Gdy ja znajduję tekst, że ateista nienawidzi Boga, szczególnie zaś Jezusa, to ja mam absolutną pewność, że pisze nawiedzony oszołom, który nic o ateizmie nie wie. Nic, poza tym, co usłyszy od hierarchy, czy nawiedzonego kaznodziei, który wmawia owieczkom, że żyją w oblężonej twierdzy. A takich jest niestety, zdecydowana większość. W absolutne zdumienie wprawia mnie tekst typu: ateista odrzucił Boga, Jezusa Chrystusa. Jak on mógł tak potraktować naszego Boga?!

  Tymczasem, niejako dla kontrastu, czytam u ks. Bonieckiego, który dzieli spowiadających się wiernych (to trzon polskiego katolicyzmu) na trzy grupy: „Pierwsza to recytatorzy, którzy przez całe życie wyznają w konfesjonale: szczypię, kopię, pluję, drapię, więcej grzechów nie pamiętam. Druga grupa to ci, którzy tylko wpadają do konfesjonału - przed ślubem, chrztem dziecka, pogrzebem babci. Wreszcie grupa trzecia - formaliści, którzy biegną do spowiedzi, gdy np. spadnie im na nogę odważnik, więc krzykną: „O k...!”1. Sam nie wiem jak jest naprawdę, bo ani ze mnie spowiednik, ani spowiadający się, choć przyznam szczerze, jak na spowiedzi, chyba należałem do pierwszej grupy, szczególnie z tym „więcej grzechów nie pamiętam”. Skoro jestem przy ks. Bonieckim, oddaję prawdzie, jest w tym Kościele wielu publicystów, których da się czytać bez podwyższonego ciśnienia. Moim ulubieńcem jest ks. T. Halik, czeski kaznodzieja, który w młodości zaznawszy ateizmu, wie o czym pisze. Dziś ateizmu nie podziela, ale nie widzi w nim wroga, raczej nurt, który zmusza do prawdziwego, odartego z bajek, cudów i rytualnych obrzędów, myślenia o Bogu.

  I znów zdobędę się na szczerość. Gdyby zdecydowaną większość stanowili tacy kapłani jak Tischner, Boniecki, Halik, moje pisanie Kościół z dużej litery wynikałoby zdecydowanie bardziej z szacunku, niż z prawideł gramatyki. Tymczasem dziś, po lekturze takich autorów jak Zatwardnicki, Wolak, Terlikowski i im podobni, te proporcje są odwrotne, liczy się tylko gramatyka. Jest gorzej. Po ich tekstach mam wrażenie, ze Kościół jest dziś bożkiem, by nie pisać - cielcem. Na potwierdzenie tego wniosku przytoczę słowa abp. Gądeckiego, mające być skierowane do ofiary księdza pedofila, co jest ważne, jeśli chodzi o kontekst: Świat się nie kończy na grzechu, jest coś ważniejszego aniżeli grzech, istnieje odkupienie i przebaczenie, i możliwość tego, co nazywamy cierpieniem za kogoś innego. Kościół potrzebuje też cierpienia za swoją egzystencję2. I te zdumiewające słowa niech posłużą za puentę.



Przypisy:
1 – „Boniecki. Rozmowy o życiu”, ks. Adam Boniecki, Anna Goc;
2 – https://oko.press/nocna-akcja-w-warszawie-na-przystankach-zawisly-plakaty-stop-koscielnej-pedofilii-zobacz-film/



6 komentarzy:

  1. Wesołych świąt, że tak przewrotnie napiszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przewrotnie, czy nie – trafiałaś w sedno. Potrzeba mi trochę wesołości.

      Usuń
  2. Uważam, że osoby piszące o wierze - to ludzie
    wciąż poszukujący bardziej siebie, niż Boga,
    nieustannie szukający potwierdzenia swoich
    poglądów, szukający "spokoju duszy"...

    Wszystkiego, co dobre dla Ciebie, Asmo
    - na najbliższy i dalszy czas!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgodzę się z Tobą, Ninel. Czy człowiek piszący horrory o duchach, jest poszukującym duchów? Czy K. May poszukiwał ostatniego Apacza? A może St. Lem poszukiwał kosmicznych bogów? Bądźmy szczerzy, żadne bóstwo nie ułatwi nam poszukiwań samego siebie, to poszukiwanie daleko wykracza poza jego możliwości. Napiszę szczerze, nie rozumiem, dlaczego moje zainteresowanie wiarą, religią i Kościołem, nie może być traktowane w kategoriach hobby, choć to brzmi dość pretensjonalnie?

      Dziękuję za życzenia :)

      Usuń
  3. ponieważ Twój tekst wprowadza czytelników w błąd, pozwolę sobie uściślić dwa punkty:

    1/ jeśli mówimy o tym samym badaniu GUS, to nie jest podany procent ateistów, ale procent nie należących do żadnego wyznania i wynosi on 3,1% /rok 2015 i 2018/... czyli ateistów jest więcej, bo do tej liczby trzeba dodać buddystów /0,04% wg. GUS, dane z roku 2011/ i ewentualnie dżinistów... "ewentualnie", gdyż nie jest jasne, czy ankieta obejmuje wszystkie religie, czy tylko te, które w Polsce mają zarejestrowane związki wyznaniowe, a dżinizm nie ma w Polsce swojego związku...
    /osobną sprawą jest brak rzetelności naukowej podanych liczb, ale to już jest osobna sprawa, do Ciebie nie można mieć pretensji, bo nie Ty sfabrykowałeś te liczby, lecz GUS/...

    2/ jeśli chodzi o feministki z nurtu proseksualnego to akurat są one jak najbardziej tolerancyjne... natomiast można się zgodzić, że feministki "oziębłe" faktycznie nadmiarem tolerancji pochwalić się nie mogą...
    ...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam poważny problem z tymi niewiernymi. Nie bardzo wiem, kogo to określenie dotyczy. Mnie pasuje najbardziej to określeni do niewiernego męża lub żony, czasami, choć tylko w specyficznych warunkach, można być niewierny partii politycznej, ale tu chyba nie o to chodzi. Z punktu widzenia wyznawców New Age w Polsce chyba wszyscy są niewiernymi(?) A co z takimi wiernymi, którzy nie wierzą w Zmartwychwstanie (nie pamiętam, ale to chyba z 35 proc.)? Ale ja nie z tych upartych, o promile nie będę się wykłócał, bo ze statystykami to jak z piciem alkoholu (skojarzyło mi się z tymi promilami). Nawet abstynenci wypijają na rok sześć litrów czystego spirytusu...

      Pozostają te nieszczęsne feministki. A słyszałeś już o takim nurcie jak katolickie feministki? Dla mnie ateistyczne feministki walczące to te, które latają z gołymi cyckami (sorry czytające panie, ale piersi w tym komentarzu nie byłyby tak ekspresyjne) i malujące obraźliwe teksty na murach kościołów, oraz te, które twierdzą, że Bóg był kobietą. Może pomyliło mi się z Kopernikiem, ale to nieważne.

      Tak więc Piotrze, te drobiazgi wydają mi się mało istotne ;), co nie znaczy, że bagatelizuję Twoje informacje na temat GUS i feministek.

      Usuń