sobota, 29 maja 2021

Co ze mną jest nie tak?

 

  Zanim przejdę do sedna muszę zwrócić honor mojej wiernej Czytelniczce Marii. Mój hurra optymizm w sprawie emerytury w wersji „Polskiego Ładu” legł w gruzach niczym dwie wieże, nie, nie te WTC, a te srebrne, które chciał postawić Kaczyński. Maria studziła mój zapał, a ja uwierzyłem w wyliczenia z sufitu wzięte. Na całej tej operacji propagandowo-wyborczej w wariancie optymistycznym mogę zyskać od pięciu do dziesięciu złotych miesięcznie, o ile tyle właśnie nie stracę, co też mieści się w wariancie optymistyczny. Zawsze może być gorzej. Tak mnie to sfrustrowało, że pozwolę sobie na wyjątkowo refleksyjno-osobistą notkę, ściśle związaną z „Polskim Ładem”.

  Spróbuję się wznieść na wyżyny literackiego sarkazmu, języka wzniosłości i uniesień, tak charakterystyczny dla kościelnych kazań czy patosu nowomowy polityczno-socjalnych obiecanek. Doszedłem do wniosku, że ów „Polski Ład” jest wyrazem sentymentu do Wschodu z jego dążeniem do satrapii, społecznego i politycznego zamordyzmu, choć werbalnie jesteśmy antyrosyjscy. Bo to jest tak, że ten Zachód mało, że degrengolada moralna, to jeszcze kompletny brak duchowości, zaś duchowość jest na Wschodzie, dlatego „dusza polska” z tęsknotą spogląda w tamtą stronę. Mistyka i dumki sentymentalne jak ta ballada kresowa „O obrońcach Rzeczpospolitej, czy jak ta „W stepie szerokim”, choć ten sentyment to w rzeczywistości nie jest wolny i bezkresny step, a bagno, gdzie grzęźnie indywidualna wolność i topi się swoboda racjonalnego myślenia. Niczego się nauczyliśmy. Nie pomogły rozbiory, nie pomógł Katyń ani pół wieku radzieckiej okupacji. Nam się podoba ten Wschód, choć w wersji narodowo-polskiej. Wychowany w duchu polskości, choć socjalistycznej, dziś przygniatany szantażem emocjonalnym, który każe mi się utożsamiać, przeżywać, współuczestniczyć w budowie Wielkiej Polski, na którą kiedyś będą zwrócone oczy całego świata. Mam identyfikować się z tą ideą, która paradoksalnie powoduje, że jestem coraz bardziej zmęczony tym krajem, który koniecznie chce być feudalną monarchią, którą króluje Jezus Chrystus za pośrednictwem intelektualnie miałkiej elity politycznej, wspieranej przez zdemoralizowanych hierarchów, co ma wynikać z ponad tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej na naszych ziemiach. Tradycji, która czyniła nas zaściankiem Europy niemal przez wszystkie wieki z kilka krótkimi wyjątkami. I dziś „Oni” gloryfikują tę wschodnią wielkopańską dumę narażając nas na miano fundamentalistycznych oszołomów i izolacjonizm, a przy okazji dziwią się, że Zachód nie chce czerpać z nas przykładu. Wschód zresztą też nie chce. Uff...

  Ja się teraz często łapię na myśli o tym, że gdybym miał tak ze trzydzieści lat mniej to bym zwiał z tego skrawka ziemi nad Wisłą upstrzonego pomnikami i krzyżami, głośnego dźwiękami furgonetek antyaborcyjnych czy wreszcie opluwaniem się nawzajem, w czym prym wiodą państwowa telewizja, homilie biskupów lub kazania, co bardziej nawiedzonych kaznodziei w randze proboszczów. A przecież do tej pory nigdy mi taka myśl do głowy nie przychodziła. Nigdy, choć czasami bywało ciężko. Przyznam się w sekrecie, że jeśli dziś komuś czegoś zazdroszczę to tylko młodym emigrantom, że się zdecydowali i porzucili ten narodowy, typowo polski, typowo katolicki i wrzeszczący sentymentalizm. Jak daleko można się w tym posunąć? Otóż okazuje się, że nie ma żadnych granic. Katolickie media dziś trwają w dziwnej ekstazie. Szykuje się kanonizacja kardynała Wyszyńskiego, najczęściej dodając – Kardynała Tysiąclecia, który to epitet mnie przez usta nie przechodzi. To będzie ogólnokrajowa pompa! A może jedynie bufonada? Cokolwiek o Wyszyńskim mówić, był typowym antysemitą. Marzył głośno o tym, aby Żydów wyekspediować na Madagaskar i abyśmy byli jednorodnie głęboko wierzącym narodem. Nie będę się czepiał tego antysemityzmu, to dziś mały pikuś w porównaniu z tym, jakich on wraz z Janem Pawłem II wyhodował biskupów. Już czterech z nich zostało „ukaranych” przez Watykan, a to chyba nie koniec, skoro w październiku wszyscy mają się stawić przed obliczem papieża Franciszka. Z „zaproszenia” wynika, że to raczej nie będzie kurtuazyjna wizyta. Choć z drugiej strony nie przewiduję trzęsienia ziemi w polskim Kościele instytucjonalnym, właśnie ze względu rodzaj „kar”, jakie do tej pory zastosowano.

  W tym miejscu mam dla wierzących pewien dziwny dylemat do rozstrzygnięcia, zdecydowanie jako prośba, broń Panie Boże ironia. Jednym z elementów „kary” dla bp Tadeusza Rakoczego jest: „nakaz prowadzenia życia w duchu pokuty i modlitwy” (sic!) Czujecie bluesa? Wynika z tego, że biskupów ani modlitwa, ani pokuta nie obowiązuje, bo oni takiego nakazu nie mają dopóki im Watykan imiennie nie nakaże. Podkreślę – pierwszy biskup w Polsce taki nakaz dostał i to za poważne przewinienie. Normalny wierzący katolik też jakieś grzeszki popełnia i każdy ma taki nakaz a priori, choć pewnie nikt tego jako kary nie postrzega, wręcz przeciwnie, raczej jako przywilej. I choć to nie moja bajka, i nie moje krasnoludki, cały dzień zachodzę w głowę, o co tu biega? Minęło już kilka dni a wciąż nie znajduję wyjaśnienia. Pocieszam się, że nie muszą wszystkiego wiedzieć, na wszystkim się znać, gdyż według tychże biskupów – to ze mną jest coś nie tak.

 

 

czwartek, 27 maja 2021

Trzy błogosławieństwa prezerwatywy

 

  Nie, nie będę reklamował tej formy antykoncepcji, jaką jest prezerwatywa. Nie mam w tym interesu, cokolwiek to znaczy. Kiedyś w młodości, zresztą krótko eksperymentowałem, ale z fatalnym skutkiem. Podobno teraz ich jakość jest dużo wyższa, ale szczerze mówiąc tak nie za bardzo widzę okazji by to sprawdzić w praktyce. A szkoda. O tej prezerwatywie będzie w zupełnie innym kontekście, na podstawie polemiki dwóch kaznodziejów, w dodatku teologów. Owa polemika dotyczy spraw wyższych, wątek prezerwatywy jest jakby wątkiem pobocznym. Poszło o interpretację opinii byłego papieża Benedykta XVI na temat tego środka antykoncepcji, która przypomnę, jest przez Kościół bezwzględnie potępiana nie tylko w tej formie.

  Chodzi o słowa: „Mogą występować pojedyncze usprawiedliwione przypadki, na przykład kiedy prezerwatywy używa prostytutka i może to stanowić pierwszy krok w kierunku moralizacji, pierwszy odruch odpowiedzialności, by rozwinąć nową świadomość faktu, że nie wszystko wolno i że nie można robić wszystkiego, na co ma się ochotę1. Można tę wypowiedź rozumieć na trzy sposoby, przy czym od razu uprzedzę, żaden z tych „sposobów rozumienia” nie jest mojego autorstwa. To polemiczne wersje ks. Jarosława Kupczaka OP2.

  Pierwsza interpretacja opiera się na tezie, że używanie prezerwatyw czy innych środków antykoncepcyjnych przez osoby uprawiające prostytucję nie jest rzeczą niemoralną, bowiem jak mówi encyklika Humanae vitae papieża Pawła VI z 1968 roku, tylko w stosunkach małżeńskich antykoncepcja jest niedopuszczalna. Nie wszyscy katolicy o tym wiedzą, ja do tej pory też nie wiedziałem. Jest jednak ciekawiej. Ks. Kupczak ripostuje dość zabawnie: „zapytano mnie, czy w czasie seksu homoseksualnego można używać prezerwatywy. Jeśli dobrze pamiętam, odpowiedziałem, że można używać dowolnej formy antykoncepcji”, niemniej nawet ta ironia nie przesłania faktu, że w seksie pozamałżeńskim antykoncepcja ma rację bytu. Nawet to, że Katechizm KK nie akceptuje seksu pozamałżeńskiego ma tu niewielkie znaczenie. Z takiego grzechu można się zawsze wyspowiadać, a rozgrzeszenie wraz z pokutą ma się jak w banku. Mam na myśli stosowny przelew, który ma niejednokrotnie wpływ na spowiednika.

  Drugi sposób zrozumienia słów Benedykta XVI też zaskakuje. Załóżmy, że małżonek zrobił tak zwany „skok w bok” i w poczuciu odpowiedzialności o zdrowie żony od tego momentu współżyje z nią zabezpieczając się prezerwatywą. W końcu, przy odrobinie dobrej woli to da się podciągnąć pod pojedyncze usprawiedliwione przypadki, o jakich mówi były papież. Bo prezerwatywa nie służy wtedy jako środek antykoncepcyjny, lecz jest środkiem zabezpieczającym przed zarażeniem HIV. Że temu brak sensu? No, nie do końca. Jeśli kobiecie lekarz przepisze lek, którego jednym ze składników jest środek antykoncepcyjny, ale ratujący jej zdrowie, to przecież mamy do czynienia z tak zwaną wyższą  koniecznością i jest to moralnie dopuszczalne. Podobnie jak szczepionki przeciw Covid-19, o czym niedawno zapewniało Magisterium KK.

  Trzecie rozumowanie mnie najbardziej przekonuje. Używanie prezerwatywy przez mężczyznę, niekoniecznie żonatego, a korzystającego z dobrodziejstw prostytucji i okazjonalnego seksu może być wyrazem szczególnej ostrożności i wrażliwości czy dbania o higienę osobistą, co należy szczególnie docenić, i to z praktycznego punktu widzenia. Fakt, że Katechizm KK potępia seks przedmałżeński, pozamałżeński i prostytucję, co jeszcze raz podkreślę, ma tu drugorzędne znaczenie. Owo Magisterium Kościoła może potępiać w czambuł, ale tych zjawisk nie da się w żaden sposób wyeliminować. Nie ma takich mocnych. W tym miejscu muszę dodać, że choć ks. Kupczak OP te interpretacje sam przywołał, to się z nimi nie zgadza. Po prostu sam pokłócił się ze sobą, mnie się to też niejednokrotnie zdarza, więc niech nikt mnie nie posądza o to, że się wyśmiewam.

  Lekka ironia będzie dopiero teraz. Jak się do tego ma moje osobiste rozumienie słów Benedykta? Cóż, on się po prostu lekko zafiksował z powodu podchwytliwego pytania dziennikarza i ja papieżowi to akurat wspaniałomyślnie wybaczam. Kościół w swym stanowczym sprzeciwie wobec antykoncepcji oparł się tylko na jednym przekazie biblijnym: „Idź do żony twego brata i dopełnij z nią obo­wiązku swego brata, a tak sprawisz, że twój brat będzie miał potomstwo. Onan wiedząc, że potomstwo nie będzie jego, ilekroć zbliżał się do żony swego brata, unikał zapłodnienia, aby nie dać potomstwa swemu bratu. Złe było w oczach Pana to, co on czynił, i dlatego także zesłał na niego śmierć” [Rdz 38, 8-10]. Tak na marginesie, zawsze się zastanawiałem, dlaczego Bóg nie uchronił Era, brata Onana przed śmiercią, a przecież mógł? Widać strasznie lubił komplikować życie ludziom. Z punktu widzenia prawa, również kanonicznego, związek z bratową jest to przypadek powinowactwa w linii bocznej, czyli legalny. Jednak w tej historii Bóg zaznacza, że potomstwo Onana nie będzie jego. To tak jakbym ja pracował ciężko w pocie czoła na dole kopalni, a zarobek, o żonie już nawet nie wspomnę, będzie się należał memu bratu, stojącemu całymi dniami pod budką z piwem. Zaiste godne to i sprawiedliwe, i wyjątkowo logiczne. I chyba w tym sprzeciwie wobec antykoncepcji najważniejsza jest właśnie ta logika. Nic dziwnego, że i sam papież się pogubił.

 

Przypisy:
1 - https://info.wiara.pl/doc/674798.Papiez-o-stosowaniu-prezerwatyw
2 - https://wiez.pl/2021/05/21/kto-ma-racje-o-kupczak-czy-ks-tykfer-polemika/