niedziela, 23 maja 2021

Altruizm po misjonarsku


  „Altruizm, postawa bezinteresownej troski o dobro innych ludzi, abstrahująca od interesów własnych, przeciwstawna egoizmowi” – encyklopedia PWN.

  Oj, nie mają ostatnio dobrej passy Dominikanie, oj, nie mają. Ledwie przycichła afera z grupą charyzmatyczną, którą kierował dominikanin zboczeniec, a tu masz, jak dla mnie afera równie poważna, też z dominikaninem w roli głównej. A zacznę od tego, że pewnego altruistę zafascynowała dobroczynność, którą postanowił zrealizować jakże miłą Bogu postawą misjonarza. 26 grudnia 2020 r. w programie „W tyle wizji” w TVP Info, prowadząca zapowiada: „Niektórym w Polsce teksty polskich kolęd wydają się niestosowne, ale w dalekiej Afryce dzieciakom i misjonarzom wydają się stosowne jak najbardziej. Połączymy się z doskonale znaną Państwu misją w Jaunde, gdzie jest ojciec Dariusz Godawa i jego podopieczni z sierocińca1. Dwa miesiące później, czyli w lutym 2021 r. ów Dariusz Godawa OP w TVP Polonia chwali się, że jego podopieczni znają aż 12 kolęd po polsku, hymn polski, i wiedzą kim jest Zenek Martyniuk. Chce się rzec: chwalmy Pana i misjonarstwo, które szerzy nie tylko jedynie słuszną wiarę katolicką, ale również najbardziej wartościowe elementy kultury polskiej. Wszystko w interesie afrykański sierot.

  Tymczasem w połowie kwietnia bieżącego roku o. Paweł Kozacki, prowincjał polskich dominikanów, publikuje oświadczenie: „Dariusz Godawa nie jest już dominikaninem i używanie przez niego habitu lub skrótu OP po nazwisku jest bezprawne2. Dodam – od dwóch lat nim nie jest, i zapytam w tym miejscu, kogo i co promuje TVP Info i TVP Polonia? 

Ucywilizowana polskim misjonarstwem rdzenna kultura afrykańska

  4 maja 2009 r. w mieście Bertoua we wschodnim Kamerunie, w wyniku nocnej ulewy zawalił się niewielki betonowy budynek, a jego betonowe bloki zabiły dwóch nastolatków zamkniętych w toaletach. Jak ustaliła policja, tkwili w nich za karę, bo nie nakarmili psów hodowanych przez ks. Godawę. Księdza aresztowano, wyznaczono termin rozprawy, ale go wypuszczono za kaucją. Pod pretekstem choroby udało mu się wrócić do Polski, przez co uniknął rozprawy sądowej. Jakim cudem w Polsce zyskał sławę dobrego i zaangażowanego misjonarza, tego nie wie nikt, ale jak to w Kościele bywa, tam się nie takie cuda dzieją. Po dwóch latach wraca do Kamerunu by opiekować się innym sierocińcem. Tyle, że z tą opieką sierocińca to zdecydowanie za dużo powiedziane. De facto ks. Godawa buduje rezydencję dla siebie z darów dla sierot. Afrykańskie sieroty są tu tylko przykrywką misjonarskiego biznesu. Mówi o nich wprost: „Gdzie ja je kocham? Ja ich nawet nie dotykam. Ja się ich brzydzę”, choć chętnie się z nimi fotografuje, aby zaskarbić sobie zaufanie sponsorów.

  „Serial” o Dariuszu Godawie w „Wyborczej” nie wszystkim się spodobał, co mnie specjalnie nie dziwi.  W reakcji pojawia się na prawicowym portalu artykuł3 współtwórczyni programy „W tyle wizji” Doroty Łosiewicz, który usiłuje wybielić nauczyciela polskich kolęd, tak bardzo potrzebnych w afrykańskim buszu. Podaje fragmenty starego wywiadu z Godawą dla tygodnika „Sieci”. Jest tam też wypowiedź wychowanki sierocińca, która obecnie studiuje w Polsce. Z pewnymi skrótami za to w pisowni oryginalnej: „Stajemy rano o 4 każdy wie już co ma zrobić. My sami sprzątamy. Mamy msza święta o 6 rano. Czasami starsza dziewczyny gotują. Każdy ma swoje dyżur. Oprócz to mamy 2  starsi dziewczyny w domu która jest ślepa, głucha i też pomagają w kuchni. Dzieci wracają z szkoły o 14 – 15.00, starsi około 16.00. mamy różaniec o 17.30 . kolacja o 19.00 o 20.00 uczymy się . Idziemy spać o 22 godz.”. Ani słowa o śniadaniu czy obiedzie. Na pytanie o jedzenie na podłodze odpowiada: „Co?! wiecie jak tęsknię za to? Właśnie to jest to co mi brakuje w Polsce. U nas w Kamerunie jest normalnie. Zawsze jemy razem! Dzieci jedzą na podłogi, kobiety jedzą w kuchni, a mężczyźni jedzą na stole. Na początku moim pobyt w Polsce było mi ciężko zjeść śniadanie, dopiero po kilka tygodniu zaczynałam jeść jak w Polsce”. Razem, ale osobno i tylko raz dziennie. Zaś co do resztek z posiłków Godawy tłumaczy: „Nie! W naszej tradycji dzieci jedzą na ostatnie miejsca. Ojciec wie o tym wiec bierze dużo jedzenia , je połowa i daje reszta dla tej mały który dostali tylko ryż. Dlatego dzieci cieszą jak ojciec daje to, bo wiedzą że tam jest dużo jedzenia”. Jeszcze tylko fragment o tym jaki był Godawa: „Nauczył nam dużo wartości np. modlić się, dbać o mały dzieci, pracować razem, pomaga nam planować dzień np. każdy wie co ma robić codziennie. Wymaga dużo o nauki. Mamy ustalony godzina żeby się uczyć, modlić, pracować i spać. To dobry bo pomaga nam rozumiem życia. Zachowywał nam jako ojciec z dzieckiem. Przez siedem lat w sierociniec nigdy nie widziałam ojciec bić ni komu. Kary mieliśmy modlitwę, sprzątanie, przesunięcie kolacje. Jak przygotowałam się do matura ojciec mi budził każdą noc o 3 żeby się uczyć”. Tego się już nawet nie chce komentować.

  Na koniec tego artykułu autorka zadaje znamienne pytanie: „A czy ktoś pomyślał jak koszmarne byłoby życie tych dzieci, gdyby nie było w Kamerunie sierocińca prowadzonego przez ks. Godawę?”. Szczera indolencja i bezgraniczna głupota tego pytania mnie rozbraja. Przecież ta dziewczyna z sierocińca wszystko w tym wywiadzie potwierdza. A teraz pytanie: jeśli było tak dobrze to dlaczego było tak źle, skoro dominikanie się go w końcu pozbyli? Misjonarstwo, dobroczynność Godawy nie ma nic wspólnego z ulżeniem doli dzieciom, jest przykładem kolonialnego traktowania tubylców w wersji polskiej, przez białego pana i władcę. Jest oparte na sloganie, który sam wymyślił: „Czarny się do Europy nie nadaje póki co".

Biały misjonarz, krzewiciel katolickiej cywilizacji

  Okazuje się, że sprawa ma swoje reperkusje w samym zakonie dominikanów, którzy się teraz nawzajem oskarżają o to, jak można było dopuścić do sytuacji, że odpowiedzialny za śmierć dwóch swoich podopiecznych Godawa, miał ich poparcie i pomoc4, choć dysponowali raportami i dokumentami. Ale to już nie mój dylemat.  

 

Przypisy:
1 - całość za „Wyborczą”, cykl czerech artykułów śledczych przy współpracy francuskich dziennikarzy, a pierwszy z nich tu: https://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,27105579,odkrylismy-w-kamerunie-polskie-jadro-ciemnosci-koszmar.html#S.DT-K.C-B.2-L.1.duzy:undefined
2 - https://wiez.pl/2021/05/18/ks-dariusz-godawa-w-sledztwie-gazety-wyborczej/
3 - https://wpolityce.pl/polityka/551808-koszmar-dzieci-z-kamerunu-a-co-by-bylo-bez-sierocinca
4 - https://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,27115442,dominikanie-kloca-sie-o-koszmarny-sierociniec-i-role-mediow.html?&_ga=2.222898523.1323078321.1621658074-177405801.1621658074#S.main_topic-K.C-B.4-L.1.duzy

 

 

78 komentarzy:

  1. altruizm to tylko odmiana egoizmu, aczkolwiek na tyle szczególna, że chyba nawet nie dziwi mnie, iż jest uważana za jego przeciwieństwo... ale polemika z takim "autorytetem" jak Encyklopedia PWN nie ma zbytniego sensu, do tego jest nie na temat, a poza tym uzus to uzus, walczenie z nim na siłę to zwykle porywanie się z motyką na Słońce...
    tedy do meritum i moje główne uwagi są takie:
    - sam bym jakoś ukarał własne dzieciaki, gdyby zaniedbały powierzone im obowiązki przy domowych zwierzakach, co prawda nie wiem chwilowo jak, ale na pewno nie w tak kretyński sposób, jak zamykanie ich w haźlu... tylko tu jest jeden szkopuł: jak wynika z tekstu psy nie były "sierocińcowe", lecz prywatne, pana Godawy, więc z jakiego tytułu te dzieciaki miały się nimi zajmować?... ale to już pytanie do wspomnianego pana Godawy...
    - słowa "Ja się ich brzydzę" kojarzą mi się z niejakim Dawidem B., zwanym kiedyś "królem polskich dopalaczy", który w wywiadach w dość dosadny sposób wypowiadał się o swoich klientach, a także pewnym gitarzystą rockowym (RIP), który jeszcze dosadniej o swoich fanach... czemu mi się tak skojarzyło?... nie wiem, moje skojarzenia czasem chadzają własnymi drogami...
    - pytanie pani Łosiewicz w tabloidzie "wPolityce" ma pewien swój sens, bo dzieci w Kamerunie ponoć faktycznie zwykle mają przechlapane, tylko rzecz w tym, że tu służy ono do zwykłej manipulacji... ale taki już jest styl "dziennikarstwa" uprawianego przez neokomunę i media jej sprzyjające, więc raczej dziwić nie powinno...
    - kwestia obyczajów "przy stole", to jak rozumiem element strategii misjonarzy, którzy dostosowują pewne standardy do zwyczajów miejscowych... żeby nie było, to moje stwierdzenie ma charakter jak najbardziej ironiczny...
    - no, i puenta, czyli co firma pana Godawy /czyli zakon dominikanów/ zrobiła z tym wszystkim?... jak zwykle to samo, zgodnie z kościelną zasadą "murwa murwie łba nie urwie"... bo co innego z tych reperkusji w zakonie może wyniknąć?...
    p.jzns :)
    p.s. techniczne: z tego bloga system łączy prawidłowo linki do artykułów w przypisach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do dwóch kwestii:
      - Psy były hodowane prywatnie na terenie sierocińca. Jak pewnie wiesz, terapia ze zwierzętami przynosi rewelacyjne skutki i pewni z takiego założenia wychodził misjonarz.
      - Na chwilę dzisiejszą nic nie zrobiła, bo Godawa już dominikanom nie podlega, zaś sama misja oficjalnie należy i jest kierowana przez rodowitych Kameruńczyków (na papierze).

      Nie wiem w czy rzecz z tym linkiem. Ustawienia obu blogów są identyczne, zaś sam link wpisany w przeglądarkę działa bez zarzutu. Pozostaje jeszcze jedna możliwość, ale to wymaga żmudnych eksperymentów. Może w poniedziałek, gdy będzie dzień przerwy w Giro ;)

      Usuń
  2. Biała człowiek współczuje tym, którzy nie rozumieć. Wiadomo bowiem powszechnie, że gdy się wchodzi do rodziny patologicznej, to ta rodzina ma pewne zwyczaje i po prostu się je kontynuuje. Najważniejsze bowiem, żeby nauczyć ich pacierza, a po pacierzu to już co tam kto lubi. I jeśli w rodzinie jest taki zwyczaj, że po obiedzie ojciec z synem dają matce w odbyt, to w zasadzie kultura wymaga, żeby się dołączyć. I to jest proste do zrozumienia, tylko naród w Polsce ogłupiony Wyborczą. Daj piniążka na misje, żeby Biała Człowiek uczył pacierza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jednak filozofia tego rodzaju „działalności dobroczynnej” jest inna i całkiem prosta – wydoić jak najwięcej kasy z darczyńców jak najmniejszym kosztem. Katolicy w Polsce są sentymentalni, ich wzrusza poranny i wieczorny paciorek murzynka Bambo. A jeśli dodatkowo po polsku...

      Usuń
    2. Chyba o jakąś inną Wyborczą niż Gazeta Wyborcza chodzi? Akurat GW chyba nie zbiera pieniążków na misje katolickie ani nie uczy pacierza i jest moim zdaniem jedną z niewielu gazet w Polsce, które starają się "prostować" naszą PISowsko-kościelną rzeczywistość.

      Usuń
    3. Mario ależ widzę Cię zaniepokoiła myśl, że Wyborcza może ogłupiać. :) A ten wdzięk przy ładowaniu im laurki wręcz mnie wzruszył, nawet nie zauważyłaś drwiny w tym komentarzu. :D

      Usuń
    4. Istotnie Rademenesie drwiny nie zauważyłam.
      Wszystko pewnie przez to zaniepokojenie możliwym ukrzywdzeniem GW. Było nie było jestem w ten interes zaangażowana materialnie poprzez abonament, więc chyba rozumiesz... :)

      Usuń
  3. Sprawa nie jest jednoznaczna.
    Oczywiście, z naszego punktu widzenia, tj. człowieka europejskiego, dodajmy dość dobrze sytuowanego w kategoriach światowych, sposób organizacji i działania ośrodka misyjnego przez ks. Godawę wydaje się być trochę szokujący. My tak nie żyjemy.
    Tyle, że tam jest inny świat, inna hierarchia ważności osób w rodzinie i społeczeństwie.
    O ile u nas dziecko jest w rodzinie wręcz bogiem i wszystko mu się podporządkowuje, o tyle w Kamerunie dziecko jest na równi, a niekiedy może nawet niżej niż pies. Mężczyzna (ojciec?) jest najwyżej, kobieta znacząco niżej, a dzieci najniżej.
    Może te dzieci Godawy nie jadły śniadania, może nawet tylko jeden posiłek dziennie, ale nie zapominajmy, że może obok sierocińca były inne dzieci, które nawet tego nie miały i tylko mogły zazdrościć tym szczęściarzom z ośrodka.
    Dodam tylko, że Godawa chyba nie prowadzi już tego ośrodka, ale kk nadal kieruje tam swoją pomoc i kontynuuje działalność utworzonej przez Godawę placówki. Miejmy nadzieję, że może trochę mniej bulwersująco według naszych standardów. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę Cię obrazić, ale prezentujesz pogląd Doroty Łosiewicz. To prawda, życie dzieci w Kamerunie jest daleko różne od tego jak żyją dzieci w Polsce, tym bardziej sieroty w sierocińcu. Zauważ już jednak na wstępie, że w Polsce nie ma dziś sierocińców, są Domy Dziecka. Próbowałem znaleźć jakiś materiał, który by realnie opisywał jak tym dzieciom w Kamerunie faktycznie się żyję. Niestety, do dyspozycji są tylko relacje misjonarzy i misjonarek, którzy we własnym interesie muszą dramatyzować sytuację. Tymczasem ogólny poziom życia Kameruńczyków, choć jest niższy niż w Polsce, nie jest wcale tak tragiczny, może jedynie na płaszczyźnie zdrowia jest fatalnie, szczególnie na głębokiej prowincji. Sieroctwo i stosunek do niego to spuścizna epoki kolonialnej, rzekłbym – mało chwalebna spuścizna.
      A teraz pytanie zasadnicze: czy zadaniem misjonarstwa jest podtrzymywanie tej kolonialnej spuścizny i czy poza nauką polskich kolęd tym dzieciom nie należałby się jednak coś więcej, tym bardziej, że płynie tam strumień pieniędzy? Miałem w notce poruszyć problem adopcji tych dzieci, bo są chętni, ale za mało miejsca. Otóż Godawa nie dawał takiej możliwości, możliwa była tylko adopcja duchowo-finansowa (kasa do jego kieszeni). Jakakolwiek obrona tego rodzaju „altruizmu” kłóci się z rozsądkiem, a już na pewno nie tłumaczy tego pojęcie „innego świata”.

      Oficjalnie Godawa nigdy nie prowadził tego ośrodka. Formalnie prowadzi go małżeństwo Kameruńczyków, ale to tylko przykrywka. Coś jak bankowe „słupy”, więc KK nawet gdyby chciał, niewiele tu teraz może. Właściwie nic nie może.

      Usuń
    2. W dużej mierze zgadzam się z Marią.
      Duże wrazenie wywarła na mnie książka Emma's War - https://www.theguardian.com/books/2003/mar/09/biography.features
      Bohaterka, bardzo cywilizowana Angielka siedzi w środku konfliktu w Sudanie i to nie jako kibic, ale osoba zaangażowana w politykę i wojnę.
      Jej obserwacja akcji humanitarnych ONZ - obozy ratunkowe dla najsłabszych - kobit i dzieci.
      NONSENS, chyba ze wszystkich podopiecznych zabierzecie do Holandii czy gdzie tam.
      Jeśli chcecie ratować tu, na miejscu, to róbcie obozy dla najsilniejszych, sprawnych mężczyzn. Jak taki przetrwa wojnę, to szybko uratuje dla siebie jakąś kobietę a dzieci to oczywiste następstwo.
      Nie komentuję tu specyficznego, dominikańskiego, aspektu całej sprawy, ale nie karćmy, nie dawajmy wskazówek, w sytuacjach całkiem dla nas obcych.

      Usuń
    3. Lechu, to nie jest tak, że ja opieram się tylko na artykułach „Wyborczej”. Zawsz mówię – sprawdzam. Przeczytałem kilkanaście artykułów o sierocińcach w Afryce, prowadzonych przez misjonarzy i misjonarki. Teraz pominę kwestę misji w znaczeniu krzewienia wiary. To osobne zagadnienie. Otóż w zdecydowanej większości jest mowa o barku luksusów (w rozumieniu europejskim), ale...
      - zapewnia się przynajmniej trzy, choć skromne posiłki na dobę;
      - istnieje jakiś rygor, ale nie istnieje system kar, jaki stosuje Godawa;
      - finansowanie tych misji jest transparentne i przejrzyste;
      - pomoc nie ogranicza się li tylko dla dzieci sierocińca, również dla ludności żyjącej w najbliższej okolicy.
      - istnieją metody samo-dofinansowania, ale zysk jest przeznaczony na poprawę bytu w sierocińcu, a nie na zasilanie prywatnego konta misjonarza.

      Usuń
    4. Ale to jest fakt, można krytycznie oceniać Godawę, któremu zabrakło - nie wiem, pokory, empatii ale tak naprawdę nikt tym ludziom na taką skalę nie odmienił losu na lepsze niż KK. I nieważne że kobiety jedzą w kuchni, dla nich ważne jest że mają co jeść. Zawsze zresztą zamiast się oburzać można zabrać tyłek w troki i jechać samemu się przekonać jak to wygląda naprawdę i z czym muszą się borykać misjonarze. Bo ja bym się z Godawą na te niezwykłe profity, które czerpał z misji nie wymienił.

      Usuń
    5. Radku, przecież nie umniejszam skali misjonarstwa, ani ich dokonań, choć ze względu na swój światopogląd mógłbym mieć pretensje.

      Piszesz: „nieważne że kobiety jedzą w kuchni, dla nich ważne jest że mają co jeść”, a ja myślę, że to ważne, jeśli nie bardzo ważne. Takie traktowanie sprawy to myślenie czysto kolonialne. Wiesz, moja matka przy wspólnym stole zawsze dawała sobie mikroskopijne porcje. W kuchnie się wcześniej objadła. Ona nigdy w kuchni nie rozmawiała, bo zawsze miała pełne usta. I to było zrozumiałe. Lecz jeśli dzieciom każe się jeść na podłodze, to to nie jest już normalne w kontekście cywilizowania. Bo jak to jest? Czyżby cywilizacja polegała na umiejętności śpiewania kolęd i to po polsku? Całkiem ciekawa koncepcja. Oczywiście, jeśli afrykańska tradycja zakazuje dzieciom jeść razem z ojcem przy stole, to niech i tak będzie. Tylko pokaż mi gdzie i kiedy w tradycji afrykańskiej było śpiewanie hymnu polskiego lub pieśni legionów?

      Po co zaraz jechać do Afryki podpatrywać misję katolicką? Chętnych do działalności misyjnej jakoś nie brakuje. Wystarczy poczytać ich zawsze dramatyzujące relacje. Gdyby pojechał, mógłbym się rozczarować, że nie jest aż tak źle. Czytałem relację pewnej podróżniczki, która płakała ze wzruszenia widząc jak dzieci pewnej wioski pigmejów pędzą bimber (wynalazek kolonizatorów) swoim ojcom. I były uśmiechnięte.

      Usuń
    6. "Każe się jeść na podłodze." Nie wiem czy się każe, czy po prostu jest ich tyle, że normalne jest, że jedzą na podłodze, ostatecznie nie sądzę, żeby w wioskach siadały do stołu. Więc tu akurat ten fakt nie oburza mnie jakoś szczególnie, równie dobrze można się bulwersować że chodzą boso.
      Co do kolęd, to jeżeli uczy się ich tylko śpiewania kolęd w innym języku, to faktycznie takie sobie. Jeżeli jest to jedna z wielu innych umiejętności - nie widzę w tym nic złego.
      A wiesz że w polskich przedszkolach dzieci często śpią na podłodze? :)

      Usuń
    7. Stół Godawa miał duży, często gościł turystów i częstował ich obiadem (odpłatnie). Resztki jedzenia z talerzy były dla dzieci. Ok, faktycznie w wioskach je się na podłodze. Wszyscy, ojciec, matka i dzieci. Tylko ja wciąż stawiam jedno i to samo pytanie: czy cywilizacja Afrykanów ma polegać na tym, by kultywowali taką tradycję, czy na tym by śpiewały polskie kolędy? Ja popieram każdą pomoc dla dzieci Afryki (choć nie misyjną), która ma na celu poprawę ich bytu. To już mi bardziej odpowiada pomoc jakiegoś klubu z Gliwic, który zakupił kilkaset par obuwia sportowego.

      Taaa, przedszkolaki w Polsce śpią na podłodze. Na dywanach i kocach. Wiem z relacji własnej córki, przedszkolanki. Choć nie tyle śpią, co leżą w południe, po obiedzie. Dzieci w sierocińcu Godawy nie miały obiadu i nie spały w dzień.

      Usuń
    8. Nie wiem, nie było mnie tam. Tak twierdzi jedna z wolontariuszek, myślę że należałoby przeprowadzić najpierw śledztwo w tej sprawie.

      Czytam natomiast że uczył ich piosenek Zenka Martyniuka i to go ostatecznie skreśla w moich oczach z kretesem, bo nic gorszego nie mogło ich spotkać. :D

      Na dywanach i kocach, nie mniej jednak jak ktoś napisze że na podłodze nie pomyli się. Japończycy jedzą również siedząc na podłodze, przy czym kobieta i mężczyzna mają narzucony sposób siedzenia, więc akurat to nie jest moim zdaniem główny problem w tej sprawie.

      Usuń
    9. Trzeba dodać, że ta wolontariuszka złożyła pisemny raport prowincjałowi dominikanów, który ten raport zamknął bezpiecznie w archiwum na wieki wieków amen, dodając, że „a cóż ja mogę zrobić”? Następca mógł coś z tym zrobić, choć tylko prowizorycznie, bo już było za późno.

      Ja nie piszę, że się pomyliłeś, ja tylko stwierdzam, że spać na podłodze a spać na podłodze to mogą być dwie różne rzeczy. Natomiast jedzenia na podłodze nie da się porównać już w żaden sposób do spania na podłodze. Ona nawet nie miały ku temu okazji, spały od 22-gie do 4-tej w piętrowych łóżkach ;))

      Usuń
    10. Ależ DeLu, te dzieci nie jadły "z podłogi", one tylko siedziały na podłodze, a jadły z misek, nawet nie z jednej wspólnej, ale każde ze swojej.
      Sama nieraz siedziałam (razem z innymi) nawet nie na podłodze, ale na ziemi i jadłam posiłek, np. przy pracach polowych. Nikt nie czuł się tym upokorzony, takie były warunki. Komu by to przeszkadzało mógł stać... :))
      No widzisz, może siedziały na podłodze podczas posiłku, ale za to spały w łóżkach! A przecież mogły na tej podłodze też spać … :)

      Usuń
    11. Nie napisałem o jedzeniu z podłogi a na podłodze. ;) Chyba, że mi się gdzieś nieopatrznie wymsknęło ;)
      Przypomniałaś mi autentyczną anegdotę. Zrobiliśmy rajd pieszy po Beskidzie Śląskim. Gdzieś tak w połowie drogi poczuliśmy głód, ale nigdzie nawet ławeczki, aby usiąść. Usiedliśmy więc na trawie. Moja kuzynka powiedziała, że jeść nie będzie, bo przy jedzeniu nie ma gdzie opuścić nóg. I nie jadła. ;)) A tak na poważnie. Nie poczułabyś się upokorzona gdyby Twój ojciec jadł po pańsku przy stole, a ty na podłodze jak sierota?

      A jak myślisz Mario, po co są piętrowe łóżka? Otóż spieszę wyjaśnić ;)) Na tej samej powierzchni może spać więcej niż jedna osoba.

      Usuń
    12. Na szczęście nie dane mi były takie upokorzenia (nawet tylko z widzenia), żeby ktoś "za karę" jadł na podłodze. No ale ja nie pochodzę z Kamerunu...
      Tyle, że tam nie je się tak "za karę" ale tak się je normalnie i codziennie.

      Łóżka to łóżka, nawet jeśli piętrowe. Myślę, że w wielu polskich domach takie jeszcze są. Można je kupić w sklepach meblowych. Napisz "łóżka piętrowe" i kliknij, zobaczysz jaką szeroką ofertę dostaniesz … :)

      Usuń
    13. Otóż to, tam się tak je całą rodziną, jeśli ona biedna, albo za mała chata na stół. A teraz pytanko czy na tym polega ucywilizowanie, aby dzieci jadłu resztki z pańskiego (ojcowskiego) stołu?

      Ja w dzieciństwie marzyłem o takim łóżku, choć nie wiem dlaczego, skoro każde z nas miało swoje jednopoziomowe łóżko? ;))

      Usuń
    14. Są różne cywilizacje i różne zwyczaje.
      Z tego co mi się kojarzy (ale nie będę tego już sprawdzać) te dzieci które jadły na podłodze dostawały swoje należne porcje do swoich miseczek. Z ojcowskiego stołu były dodatkowe porcje czy smakołyki, którymi ów zechciał się z dziećmi podzielić. I to jest u nich normalne.
      A dziwne dla nich zapewne są nasze obyczaje, że rodzic sobie od ust odejmuje, żeby swojemu dziecku, nieraz już dorosłemu się przypochlebić. Mało jest u nas takich przypadków, że matka emerytka utrzymuje swoje dorosłe dziecię? I to jest ta "światła" nasza cywilizacja???

      Usuń
    15. Jeśli Ty uważasz, że ości ryby i kości z kurczaka to są smakołyki (a to jadły te dzieci ze stołu Godawy), to ja już nie będę dyskutował. Przeczytaj jeszcze raz relację Soni. Wynika z niej, że dzieci dostawały na jedyny posiłek ryż i to w małej ilości.
      To, w jakiej kulturze żyły te dzieci, jakie miały zwyczaje, nie ma tu nic do rzeczy. Zapytam bowiem przekornie i oczekuję jasnej odpowiedzi: czy misjonarstwo ma służyć tylko krzewieniu wiary, a już w żadnej mierze poprawie bytu? W necie jest sporo reportaży z różnych innych misji, gdzie obie intencje idą w parze. Jasne, żadna misja nie jest w stanie zapewnić tym dzieciom takich warunków, jakie mają dzieci w Polsce, ale tu w grę wchodzą fundusze, których nikt nie gromadzi na kontach, ani w kasie pancernej na własny, prywatny użytek misjonarzy.

      Problem wykorzystywanie przez młodych swoich rodziców jest tak stary jak kultura Polska. Rodzic, nawet jeśli nie miał nic, i tak pomagał młodym, dopóki jeszcze mógł się w miarę sprawnie poruszać.

      Usuń
    16. Mam nadzieję, że na tych ościach i kościach jakieś resztki jednak były, bo jakoś nie wyobrażam sobie, żeby dzieci tak dosłownie jadły ości i kości...
      Nie bronię Godawy za złe czyny, ale też nie można tak w czambuł potępiać go za całość. Bo jednak jakieś dobre rzeczy dla tamtej społeczności robił. I to też trzeba w ogólnym rozrachunku uwzględnić. Amen. ;)

      Usuń
    17. Jedyna dobra rzecz, jaką robił, to zapewnienie im edukacji szkolnej. Rzecz w tym, że nawet w Kamerunie istnieje obowiązek edukacji szkolnej, więc Mario, jakby na to nie patrzeć, nikomu łaski nie robił. Gdyby ich do szkoły nie posyłał, sierociniec w ogóle nie mógłby istnieć, więc i nie było by z czego czerpać profitów.

      Usuń
    18. Ile tych profitów dla siebie się naczerpał? Bo jadł ryby i kurczaki zamiast siedzieć na podłodze z dziećmi i jak one jeść ryż z miseczki rękami?? :o
      Bo wybudował lepszy dom, w którym mieszkał? Zabrał ten dom ze sobą do Polski czy zostawił na miejscu dla potrzeb misji? A może sprzedał i pieniądze przehulał z ladacznicami?
      Zapewnił tym dzieciom dach nad głową i jakieś wyżywienie, wysyłał do szkoły, wychowywał do obowiązku, przestrzegania zasad współżycia w grupie i robienia porządku wokół siebie. To dość dużo jak dla opuszczonych sierot w biednym afrykańskim kraju.
      I wydaje mi się, że wielu z tych wychowanków Godawy wyszło/wyjdzie "na dobrych ludzi" w znacznie większym stopniu niż wychodzą dzieci z naszych bidulów. Mimo wielokrotnie większych kosztów przeznaczonych na ich utrzymanie i wychowanie.

      Jeżeli naprawdę by im taką krzywdę robił, to się pytam, gdzie były tamtejsze władze, że na to pozwalały. Przecież te dzieci nie były zamknięte w jakimś obozie w głębi puszczy, one normalnie chodziły do szkoły, jeździły z opiekunami na targ czy do sklepu, występowały w filmikach zamieszczanych na YT itd.

      I jeszcze jedno - takie "breweryje" wyczyniasz i tak Cię boli, że pieniędzmi misyjnymi źle zarządzał więc zapytam - dałeś choć złotówkę na te misje? A może GW dała?
      Dla jasności dodam, ja od czasu do czasu na misje jakieś niewielkie kwoty, choć na parę tych miseczek ryżu przeznaczam i jako darczyńca jestem skłonna wybaczyć Godawie te jego upadki, bo ciągle w moim przekonaniu rejestr korzyści znacznie przewyższa rejestr strat w tej sprawie.
      Oczywiście nie znaczy to, że nie trzeba wiele ujawnionych usterek poprawić dla lepszej działalności misji, ale cóż uczmy się na błędach. Bo jak mówi przysłowie - ludzką rzeczą jest robić błędy, diabelską w nich trwać … ;)

      Usuń
    19. Z tytułu własności (przez słupy) willa należy do niego, dla sierot są baraki. Nie musi jej sprzedawać, ani go opuszczać, bo już nie podlega zakonowi i choć wciąż jest księdzem właściwie nie podlega nikomu.

      Piszesz: „Zapewnił tym dzieciom dach nad głową i jakieś wyżywienie, wysyłał do szkoły, wychowywał do obowiązku, przestrzegania zasad współżycia w grupie i robienia porządku wokół siebie”, a mnie ogrania przerażenie. Naprawdę satysfakcjonuje Cię fakt, że prymityw jaki oferuje Godawa sierotom, przy takich dochodach, jakie posiada, to szczyt altruizmu? A gdzie ubóstwo, które ślubuje każdy zakonnik dominikanin? Zacytuję tłumaczenie z łaciny: „Objąwszy ubóstwo i życie zakonne, jesteście wolni dla zachęty przepowiadania słowa Bożego, rozgłaszając po świecie imię Pana Naszego Jezusa Chrystusa”. Więc ja proszę, Ty mi tu nie broń tego pazernego pozoranta. W misjach jest zasada, że opiekunowie sierocińców zbytnio nie wynoszą się ponad swoich podopiecznych.

      Piszesz: „I wydaje mi się, że wielu z tych wychowanków Godawy wyszło/wyjdzie "na dobrych ludzi" w znacznie większym stopniu niż wychodzą dzieci z naszych bidulów”. To tylko Twoje pobożne życzenie, rzeknę wręcz, obrażasz opiekunów „Domu Dziecka”. Miałem bliski kontakt z takim DD i wiem jaki tam jest poziom życia sierot, wiem też jak trzeba się starać o sponsorów, aby ten poziom utrzymać (daję na ten konkretny Dom Dziecka jeden procent odpisu podatkowego). Kim się staną po opuszczeniu tego przybytku nie zawsze decydują opiekunowie. Ich opieka kończy się w momencie ukończenia edukacji. W przypadku Godawy wiemy tylko, o dwóch dziewczynach, które studiują (tu akurat w Polsce). Czy jest to zasługa Godawy? Mam poważne wątpliwości. Natomiast nigdy nie słyszałem, aby ostry rygor, wymyślny system kar i klepanie zdrowasiek kształtował same wybitne jednostki.

      Usuń
    20. Czyli jednak powinien jeść na tej podłodze …. I tylko ryż z miseczki... Najlepiej samą ręką ... :(
      Oj DeLU DeLU.
      Nie bierzesz pod uwagę faktu, że prawdopodobnie nie było stać tego sierocińca na to, żeby wszystkim dzieciom zapewniać te ryby i kurczaki do syta. A Godawa był mężczyzną w sile wieku, który potrzebował zjeść, żeby mieć siłę ogarnąć to wszystko - od zaopatrzenia przez remonty i organizację ośrodka po modlitwy i kształtowanie charakterów podopiecznych. I także, tyle, że pewnie w szerszym niż w Polsce zakresie, na starania o pozyskanie sponsorów.
      Czy ja napisałam "same wybitne jednostki"? Po co DeLu te słowne manipulacje? :(
      Zwyczajna uczciwość nakazuje przy takich ocenach "widzieć szerzej" i nie tylko same złe strony całej sprawy.

      Usuń
    21. Naprawdę myślisz, że nie było go stać? Już mi się nie chce wracać do tych artykułów „Wyborczej” gdzie podano, że jego roczny dochód to około 800 tys. złotych polskich. Wrócę jak mnie zmusisz. W przeliczeniu na walutę kameruńską i ceny tam obowiązujące to niebotyczna kwota. Dzieci mogłyby jeść nie tylko trzy razy dziennie i nie tylko sam ryż, a jemu i na rybach, i na mięsie nic by nie ubyło.

      Piszesz: „A Godawa był mężczyzną w sile wieku, który potrzebował zjeść, żeby mieć siłę ogarnąć to wszystko” i ja nie wiem, czy Ty przypadkiem ze mnie nie drwisz? Taka postura jak jego w mundurze nie przychodzi z wysiłku, stresu i nadmiaru obowiązków. Ja zacząłem tyć, gdy byłem na emeryturze i już nie imałem się żadnej dodatkowej pracy.

      Nie, to ja napisałem „same wybitne jednostki” i jest to odpowiedź na Twoją opinię, że „I wydaje mi się, że wielu z tych wychowanków Godawy wyszło/wyjdzie "na dobrych ludzi" w znacznie większym stopniu niż wychodzą dzieci z naszych bidulów”. Wydaje Ci się, czy wiesz?
      W poprzednim komentarzu zadałaś też pytanie: „gdzie były tamtejsze władze, że na to pozwalały”. Pozwolę sobie teraz odpowiedzieć w tonie lekkiej, przyjacielskiej wręcz ironii. Ano były tam, gdzie miały być, czyli w swoich urzędach. Podobnie jest w Polsce, władza działa dopiero wtedy, gdy dzieje się nie tyle krzywda, ile tragedia. Gdy zginęło dwoje chłopców zamkniętych w ubikacji, ta władza zareagowała, tylko Godawa im się podstępnie wymknął.

      Ja się z Tobą zgodzę, gdy piszesz: „Zwyczajna uczciwość nakazuje przy takich ocenach "widzieć szerzej"”, ale znów przekornie zapytam, dlaczego nie patrzysz i widzisz tylko rzekomo „dobre strony”, przy czy te, w przypadku Godawy ograniczają się do nauki religii i śpiewania polskich kolęd? W tym wypadku trzeba patrzeć uczciwie i obiektywnie. Ilość „dobrych stron” nawet w jednej czwartej nie rekompensuje „złych stron”.

      Usuń
    22. Nie przesadzaj z tą posturą, to tylko taka pyzata uroda. :)
      Myślisz, że taki biedny osiołek udźwignął by "ciężkiego spaślaka"?
      Tak po prawdzie przeoczyłam, że ten zasłużony wojskowy to też Godawa...:)
      Sam widzisz jakim poważaniem cieszył się w tym Kamerunie, :)))

      Dlaczego zawężasz dobrą działalność Godawy tylko do śpiewania polskich kolęd i nauki religii? Przyczepiłeś się do tych kolęd jak rzep do psiego ogona.
      Więc Cię zgorszę jeszcze bardziej - obawiam się, że oni nie tylko te polskie kolędy śpiewali, oni nawet Gorzkie żale mogli śpiewać, bo chyba się zgodzisz, że trudno kolędy śpiewać w Wielkim Poście. A o czym GW nie doniosła.
      Może rzeczywiście Rademenes ma rację, że oni tacy rzetelni w tej GW nie są.... :))

      A tak z ciekawości - ilu wychowanków z "Twojego" bidula studiowało/studiuje na zagranicznych uczelniach?? ;)

      Usuń
    23. Widzisz tę różnicę między Godawą na osiołku a w mundurze? Osiołek idzie rześki, bo niewiele ma do dźwigania, widać nasz misjonarz dopiero co z kraju wrócił. Młody jest i zabiedzony. Dopiero na tej misji się wypasł dużo ponad miarę ;))

      Nie wiem, czy on je nauczył gorzkich żalów, podobno przebojów Zenka Martyniuka chętnie słuchali ;))

      Zaraz, zaraz, nigdzie nie napisałem, że byłem opiekunem w Domu Dziecka. Dostarczałem im intelektualnej rozrywki mając okazję przyglądać się ich życiu. Oni mnie interesowali, gdy przychodzili na szachy lub na zajęcia z literatury, które prowadziła już nauczycielka, a ja się po prostu na te zajęcia dodatkowo załapałem. Za szachy nie brałem ani złotóweczki, podobnie jak w DPSie. Nauczycielka miał dodatkowy etat. Z gminnej oświaty, nie z Domu Dziecka.

      Ilu studiuje na zagranicznych uczelniach? Musiałbym się skontaktować z dyrektorką, może zechce mi udzielić takiej informacji. Wiem natomiast, że wielu studiowało w kraju w tym i „moi” szachiści, co nie znaczy, że to moja zasługa.

      Usuń
    24. Ja też nigdzie nie pisałam, że byłeś opiekunem w DD. Użyłam tylko sformułowania z "Twojego bidula", na dodatek w cudzysłowie... W domyśle, że tego, w którym pracowałeś (a nie dowolnego), bo o nim mogłeś mieć sprawdzone informacje.
      Cieszy informacja, że tak wielu wychowanków naszych DD studiuje.
      W mediach natomiast często pojawiają się informacje, że taki wychowanek kończy 18 lat i wychodzi z DD z niczym prosto na ulicę albo do noclegowni, bo nie ma się gdzie podziać. I to w kraju znajdującym się na 36 miejscu wśród najzamożniejszych tego świata!
      Zaś co do bogactwa Kameruńczyków znalazłam taką informację "Bezrobocie w roku 2001 sięgało 30% populacji, a trzecia część społeczeństwa żyła poniżej progu ubóstwa obliczanego na 1,25 USD dziennie w roku 2009" !
      Jak myślisz, ilu Polaków, w tym dzieci żyje w Polsce za 1,25 USD dziennie?
      Może ta miseczka ryżu i dach nad głową to jednak nie taki znowu skandal w tym Kamerunie??? ;)

      Usuń
    25. Bo tak jest po części prawda, część wychowanków DD ma problem z wejściem w normalne życie, nie mają nikogo bliskiego, kto by im w tym pomógł. Ale to nie jest tak, że one lądują na ulicy lub w noclegowni. Mario, to już nie te czasy. W „mojej” gminie, tam gdzie jest ów DD pomaga im się w dwóch sprawach. Raz w znalezieniu pracy (na ten czas wciąż przebywają w DD), dwa gmina dostarcza im lokum komunalne z czynszem (tymczasowe mieszkanie dla dwóch, czterech wychowanków) na czas aż się faktycznie usamodzielnią i stać je np. na wynajem.

      2001 rok powiadasz? Mogło tak być. Znalazłem inne dane z 2018 r. (1550 USD na rok, co daje 4,3 na dzień) i jest to na warunki afrykańskie całkiem niemało. Tam statystyczną biedę i sieroctwo generują na północy kraju stałe wojny, problem de facto nie do rozwiązania. Natomiast w reszcie kraju nie jest już tak źle, nawet na prowincji. Obiad w restauracji dla turystów kosztuje w przeliczeniu 14 zł, ile może w takim razie kosztować w zbiorowym żywieniu, dla dzieci w sierocińcu? A teraz, jeśli jesteś dobra w matematyce, policz ile obiadów może zafundować Godawa za swój roczny dochód (około 800 tys. zł rocznie, z samego 1 proc. podatku 200 tys.) dzieciom. Mnie wychodzi około 450 obiadów na dzień (wariant dla żywienia zbiorowego). Wątpię czy w całej szkole w tej mieścinie (nie myl z sierocińcem) jest tyle uczniów. Nie da się porównać standardów życia w Polsce i Kamerunie, więc tak mnie też nie przekonasz.

      Usuń
    26. Co to znaczy swój roczny dochód? Na co przeznaczał ten swój dochód? Zostawił w Kamerunie te pieniądze czy przywiózł do Polski?
      Poza tym jeżeli był to jego dochód, z jego dodatkowej, poza stricte misyjnej pracy, natomiast placówkę prowadził z funduszy misyjnych i jej nie okradał, to też nie jest taki znowu skandal. Może trzeba rozdzielić to co służbowe od tego co prywatne nie uważasz? ;)
      No i nie przekonuje mnie ten przykład z kosztem obiadu w restauracji, bo na koszt normalnego pobytu w sierocińcu składa się wiele innych czynników niż jedzenie jak utrzymanie ośrodka (np. media, urządzenia i wyposażenie, środki czystości itd.) czy i samego pensjonariusza (ubranie, przedmioty szkolne, leki itd.).

      Od kiedy to 1 % z 800 tys. wynosi 200 tys. (czegokolwiek!)?
      Mnie kiedyś uczono matematyki, ale wtedy 1 % to była 1 setna część całości, więc 1 % z 800 tys. wynosił wtedy 8 tys. :)))

      Usuń
  4. No to właśnie autor tej książki o Afryce co ostatnio czytałem, zauważył że jadą tam cwaniacy, którzy implikują wiarę przy pomocy metod, które w Europie nigdy by im nie przeszły.

    Ale co do promowania takich autorytetów to Twoja GW też ma kilka wpadek, w postaci aferzystów, którzy nagle stali się prześladowanymi działaczami LGBT albo tego eksperta od korzyści od przytulania nieletnich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkich misjonarzy nie pakowałbym do worka cwaniaków, bo trudno tej pomocy nie docenić. Mierzi mnie owa misyjność pod względem wyznania, ale to jakby nie na temat.

      Nie dam się wciągnąć w takie wątki poboczne ;))

      Usuń
    2. Nie, pewnie że nie, rzekłbym że to margines. Ale tacy tam są niestety. Albo takimi się stają...

      He he.

      Usuń
    3. Ja się zapytam, gdzie jest kontrola ze strony zakonu?

      Usuń
    4. Chyba go skontrolowali i wywalili?

      Usuń
    5. Ale nie za działalność misyjno-oświatową ile za przekręty finansowe.

      Usuń
  5. Jak to czytalam to mnie "zemglilo". :) Ty i Godawa- zobaczylam was na przeciwnych biegunach, czyli niedostosowanych totalnie.

    Afryka nie lubic bialy czlowiek, Bliski Wschod nie lubic bialy czlowiek a to z powodow takowych, ze bialy czlowiek kiedy przyjezdza w te tereny to chcialby wprowadzic wlasna kulture, czyli najlepiej posadzic wszystkich przy stole. Dac widelce do reki i noze - jestescie ludzmi i posilajcie sie tak, jak Bog przykazal. Nie daj panie jak malpy!:))
    Bliski Wschod nazywa takie zachowania arogancja bialego czlowieka, ktory wie lepiej jak kultura powinna wygladac.
    Trzeba, jezeli chce sie cokolwiek w funkcjonowaniu tamtych ludzi zmienic, zaczac od szanowania ich tradycji. Jezeli jedza w okreslonej hierarchii , dzieci na podlogach, kobiety w kuchni, mezczyzni przy stole wiec tak nalezy postepowac.
    Kiedys czytalam jak misjonarze wypowiadali sie o plemionach afrykanskich dokonujacych rytualnych obrzezan kobiet. Nie mozna im tego zabronic , bo bedziesz zly, obcy, arogancki.. nie zaufaja. Jezeli juz to powinno sie ich zmieniac malymi kroczkami. Nauczyc ich na poczatku robienia owych obrzezan w sterylnych warunkach, ze sterylnymi narzedziami- jezeli tak mozna to cos, czym sie posluguja nazwac.. Potem wejsc w proby wplyniecia na ich mentalnosc i uswiadamiania, ze ow rytual jest szkodliwy... ale to jest dlugotrwaly proces. Tego nie zrobi sie hop- siup. :)

    Druga sprawa zaniedbane przez dzieciaki zwierzeta. Kurcze i to tam, gdzie oni w ogole w powijakach sa kiedy o dbanie o psa, czy kota domowego chodzi. Jakas kare trzeba bylo wymyslec. Zamknal ich w toaletach... hm... no nie wiem. Mogl wytarmosic za uszy. Nakazac lezec krzyzem, kleczec na grochu z uniesionymi do gory rekami i zmawiac rozaniec. Dac kilka batow pejczem. Odstawic przyslugujacy im posilek... a on zamknal ich w kozie- coz za podly bialas! Mogl jakas kare psychologiczna zastosowac, ale tez rwetes by podniesiono, ze dyskryminacja , albo cus takiego. Skoro to ich zwierzeta ( sierocincowe) ma to wplywac na rozwoj dzieciakow, nalezy wyrobic w nich nawyk dbania o to co jest ich.
    A dlaczego zakon pozbyl sie kontrowersyjnego misjonarza? Za te praktyki? Bo biali ocenili je z wlasnych cieplych foteli i kapciuszkow?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba dziś będę świętował Twój powrót na moje blogi ;)

      Bardzo mi się podoba, i to bez żadnej ironii, to zdanie: „Trzeba, jeżeli chce się cokolwiek w funkcjonowaniu tamtych ludzi zmienić, zacząć od szanowania ich tradycji”. I jeżeli możesz, proszę o odpowiedź. Czy tradycją afrykańskich dzieci jest śpiewanie polskich kolęd, polskiego hymnu, pieśni legionów, przebojów Martyniuka nie pomijając? Czy tradycyjnym, odświętnym strojem afrykańskich chłopców jest strój ministranta?

      Zaś, co do psów. Tu trzeba zacząć od czegoś innego. W wielu misjach próbuje się „łatać” budżet jakąś dochodową pracą. Czytałem o szydełkowaniu, robieniu na drutach, czy produkcji przetworów mlecznych. Uważam, że to wspaniała inicjatywa. Tymczasem psy Godawy były jego prywatną własnością (a nie sierocińcową), stanowiły element hodowli, która przynosiła spory zysk. Zysk w całości przeznaczony do prywatnej kieszeni katolickiego misjonarza, dominikanina.

      Dominikanie nie chcą się przyznać, za co odsunęli Godawę. Z informacji innych zakonników wynika, że chodziło TYLKO o przekręty finansowo-własnościowe. Kogo by tam obchodziły afrykańskie dzieci.

      Usuń
    2. Ale żeś się DeLu przyczepił do tych kolęd czy polskiego hymnu. A czego miał uczyć Godawa, jeśli nie znał tych kolęd w tamtejszym języku, a sam nie potrafił odpowiednio przetłumaczyć? Też mi problem!
      Dobrze, że nie uczył np. "Pije Kuba do Jakuba" albo innych podobnych. :))
      Podobnie, jeśli chodzi o stroje ministranta. A co jeśli takie właśnie stroje otrzymał z Polski w ramach pomocy misyjnej. Miał wyrzucić i dać tylko liście figowe? ;)
      Coś się czepiasz drobiazgów pomijając prawdziwe problemy. :(

      Usuń
    3. "Czy tradycją afrykańskich dzieci jest śpiewanie polskich kolęd, polskiego hymnu, pieśni legionów, przebojów Martyniuka nie pomijając? Czy tradycyjnym, odświętnym strojem afrykańskich chłopców jest strój ministranta?"

      Och jej, alez pytanko. Wbilo mnie w scianke:)
      A moze to przenikanie sie kultur, co? Ja jako Polka wnioslam pewne rzeczy do mojej niemieckiej rodzinki. Polska muzyka jest tu w Niemczech niepopularna i nieznana, a u mnie w domu sluchano np.: Krawczyka ( no tak, ale Krawczyk to jak Martyniuk, tak uwazaja wielce wyrobieni kulturalnie lewicowcy :)) ; nie wiedzieli jaka flage ma Polska i sie dowiedzieli. Tesc sie smial, ze od tej pory kiedy na swieta wszelakie ( regionalne) wywiesza przed domem flage to jest to flaga polska ( bialo czerwona- tak kiedys tu mieli, czy tez bialo zielona...). Nauczylam ich jesc kopytek, bigosu... no totalnie nie po niemiecku.
      Gdyby owa misje prowadzily siostry zakonne z Niemiec czy Francji byc moze dzieciaki znalyby hymn Francji, albo Niemiec. Orientowalyby sie kto jest prezydentem danych krajow. Uczylyby sie fakultatywnie jezyka francuskiego lub niemieckiego, jako bonus na mozliwosc wyjazdu na studia do danych krajach... umialy by jesc curry wurst czy tez bagietke:)

      Jezeli za malwersacje finansowe to dostal Godawa sprawiedliwie po lapach.

      Usuń
    4. I tez nie wiem czy sie orientujesz. Ostatnio ( w tamtym roku) zauwazylam u mlodocianych chlopakow wsrod znajomych w Polsce, absolutnie nie majacych zwiazeku z posiadaniem rodziny zza granica ( 13, 14, 15 latkow...) sluchanie zolnierskich piesni defiladowych z calego swiata. Slyszalam jak zapodawali sobie np.: niemiecka "Erika" , z Wloch jakies, ale ja sie nie znam... rosyjskie tez szly, cos tam czeskiego pierwszy raz uslyszalam...

      Usuń
    5. Mario, ale nauczył ich również tradycyjnie najlepszego przekleństwa polskiego „kurwa mać”. Mógł te dzieci uczyć posługiwać się tam-tamem, aby to przekleństwo wybić na bębnach, i byłaby to kultywowanie prawdziwie afrykańskiej tradycji. ;))
      Zaś, co do tej podłogi, skoro już, sam też mógł jeść na podłodze, dając przykład dzieciom. Ja bym mu nawet srebrny talerz darował, byle jadł palcami.

      Usuń
    6. A wiesz DeLu, te dzieci nie tylko po polsku śpiewają? Ale też po hiszpańsku, rosyjsku a nawet aramejsku? Tak przynajmniej wynika z tego artykułu p. Łosiewicz.
      I nie dziwię się, że "k.mać" też znają, bo to akurat także zna wiele polskich dzieci... :))

      Usuń
    7. "sam też mógł jeść na podłodze, dając przykład dzieciom"
      Mieszasz, nie mógł dawać takiego przykładu, bo sam był z innej kultury, gdzie co do zasady jada się przy stole. Co najwyżej mógł taki przykład wziąć od tych dzieci, tylko po co? Przyjmij wreszcie do wiadomości, że tam w Kamerunie tak się po prostu jada... ;)

      Usuń
    8. Aniu:

      Powiadasz przenikanie się kultur? A co niby z kultury afrykańskiej przeniknęło do Godawy? Zamykanie niepokornych dzieciaków w ubikacji? Przecież na tych wsiach to chyba nie znają ubikacji, skoro betonowa konstrukcja się zawaliła.

      Tym Krawczykiem mnie dobiłaś. ;) Jeszcze rozumiem ten bigos, ale Krawczyk!!! Toż to poprzednie wcielenie Martyniuka. ;)) Ale ok, o gustach się nie dyskutuje. Już tak lekko ironicznie, za co z góry proszę o wybaczenie, to teraz wszyscy Niemcy, w ramach przenikania kultur, zachwycają się tym bigosem? ;) W ramach rewanżu za choinkę bożonarodzeniową...? ;)

      Niestety, zupełnie nie orientuje się w tej modzie na marsze żołnierskie. U nas w Bytomiu jeszcze takich nie słyszałem. Czasami słychać orkiestry dęte, ale oprócz młodych w orkiestrze, innych fanów w tym wieku nie widać

      Usuń
    9. Mario:

      A tak, czytałem ;)) Szkoda tylko, że po chińsku jeszcze śpiewać nie umieją.

      Ależ tak, pojmuję, ale jest takie przysłowie: jeśli wejdziesz między wrony...” ;)) Tylko Ty mi tu nie szklij oczu ;)) skoro w notce podałem jego własne słowa: „Gdzie ja je kocham? Ja ich nawet nie dotykam. Ja się ich brzydzę”.

      Usuń
    10. Jeszcze by tylko brakowało, żeby powiedział, że je kocha i dotyka … Ale by się jazgot o pedofilstwie podniósł. ;)

      Usuń
    11. DeLu

      Bigos? Tutaj z niego jestesmy znani. Bigos to Polacy, choc i Rumunii go ponoc tez jadaja u siebie. Jezeli jakis Niemiec lubi potrawy z kapusty to naszym bigosem sie zachwyca:) Ale Niemcy jadaja tez Kebaby, Dönner, wloska pizze, spaghetti... kultury sie przenikaja. O dziwo , nie zauwazylam Turkow jadajacych niemieckie Sauerbraten. :(

      A, ze napisal iz on tymi dziecmi sie brzydzi... no wlasnie, nieladnie napisal, ale z drugiej strony jakby napisal to, co Maria zuwazyla dopiero bylby szum.
      U nas byla pewna uposledzona X. Widac specjalnie tego nie bylo, ale jak sie pogadalo z nia wtedy mozna bylo zauwazyc, ze cos nie teges z dziewczyna jest. X miala tubalny glos i zwyczaj wyrazania glosno swej milosci do ludzi, albo nienawisci. KIedys naszego dyrektora na cel wziela i ciagle za nim krzyczala : "Panie Jarku, jak ja pana kocham!!". tak chlop uciekal , ze malo co butow nie pogubil. Bal sie, bo to byly czasy oskarzania o molestowanie dzieci.

      Usuń
    12. Do obu Pań:
      Tylko kto mu każe mówić, że kocha dzieci? Wystarczyło nie mówić, że się nimi brzydzi.

      Do Ani:
      Moja druga żona próbowała zachwycić swoich niemieckich pracodawców bigosem. Żadnego zachwytu nie było ;))
      W Polsce swego czasu znany był cykl radiowych skeczy „Kocham pana, pnie Sułku”. Nikt wtedy nie myślał o żadnym molestowaniu, nie tylko dzieci.

      Usuń
    13. Wiesz ja kiedys posadzilam w ogrodku szczaw. Tesciowa znala to jako chwast lakowy. Oni tego nie jedza. zapytala mnie dlaczego to wsadzilam, ja na to, ze z tego mozna zupy gotowac ( teraz dodaje sie to do salat). Rozesmiala sie i stwierdzila, ze oni tym czyms swinie karmili. Ugotowalam szczawiowke z tego szczawiu i jej zanioslam do sprobowania , a wyszla mi ze palce lizac- zanioslam jej do sprobowania z komentarzem zeby zoabczyla jak to swinskie jedzenie przednio smakuje:)
      Moze ta twoja zona trafila na niekapustnych szefow, takich co nie zachwycaja sie potrawami z kapuchy:)

      Usuń
    14. ale chyba odpuszczasz w stosunku do tych, ktorzy go jedza komentarz w stylu, ze to swinskie zarcie?

      Usuń
    15. Ja Polak a też szczawiu nie przełknę.
      Za to moja sąsiadka... Często ją widzę jak wyszukuje w trawniku przed domem i nie mogę tego pojąć. Psy szczają, gołębie srają, a ona w tym pożywienia dla siebie szuka ;)

      Sorry, że znów zmieniłem kolejność.
      Nic mnie nie obchodzi, co kto je. ;)

      Usuń
    16. W ogrodku tez nie wiadomo czy dzikie koty, ptaki nie narobily... to sie przeciez przed spozyciem myje.
      Czy cos sugerujesz opisem poszukujacej szczawiu sasiadki?

      Usuń
    17. Nic nie sugeruję, przecież napisałem, że mnie nie obchodzi, co kto je. Kiedyś widziałem, jak się robi cynaderki. Trzy dni je trzeba płukać aby nie śmierdziały moczem. A przepadam za nimi, tylko teraz ciężko dostać.

      Usuń
    18. at TheLoo...
      trzy dni to gruba przesada i nie płukać, tylko zagotować w trzech wodach, każdą oczywiście wylać, a potem już można przyrządzać... kiedyś to robiłem sam, faktycznie trochę kłopotliwe z uwagi na konieczność wietrzenia kuchni i całej chałupy... obecnie w handlu bywają pod prozaiczną nazwą "nerki wieprzowe", do tego już są oczyszczone gorącą parą...

      Usuń
    19. Nie wiem DeLu kto i jakie mu zadał takie pytanie, na które zaczął odpowiadać "Gdzie ja je kocham? …"
      Tak na logikę raczej chyba nie było to pytanie typu, czy dzieci jadły dzisiaj śniadanie, zgoda? ;)
      Bardzo niestosowne i smutne natomiast było to zakończenie o brzydzeniu się. Ktoś, kto się brzydzi drugim człowiekiem, a zwłaszcza dzieckiem w żadnym razie nie powinien się nim opiekować. A już w szczególności ksiądz... :(

      Usuń
    20. Mario, te pytanie zadała wolontariuszka (świecka, katoliczka), która wytrzymała tam trzy miesiące, a to znajduje się w pierwszym artykule „Wyborczej”, potwierdzonej przez „Więź”. A o tym, że to nie jest wyssane z palce, dowodzi obecny spór w środowisku dominikanów.
      Pytanie związane było z tym, że Godawa daje do jedzenia dzieciom resztki przez siebie zjedzonej ryby (głowa, ości i skórka).

      Nawet jeśli takie praktyki są stosowane w kameruńskich rodzinach, w mojej ocenie to jest po prostu skandal.

      Usuń
    21. Widziałam w dzisiejszej GW, że się kłócą Dostatni z Kozackim. Ciekawe, który bardziej winny w sprawie Godawy, bo Dostatni był też swego czasu przełożonym Dominikanów...
      Szkoda tylko, że się kłócą na łamach GW, a nie w ciszy celi zakonnej. Na uciechę żądnej sensacji gawiedzi? :(

      Usuń
    22. O tym powinno być głośno nie tylko w Polsce. Być może już taka sytuacja się nie powtórzy.

      Usuń
  6. Rozmawiałam kiedyś z zakonnicą, która była na misji w Kamerunie. Nie ukrywała celu tych misji- w Europie jest coraz mniej chętnych wstępujących do klasztorów, więc ta misja to między innymi werbowanie nowych chętnych.Niewątpliwie są w dalszym ciągu miejsca na świecie, gdzie jest w naszym, zwłaszcza europejskim pojęciu straszliwa bieda, gdzie larwy pewnego owada są najwspanialszym posiłkiem.I do dziś są rejony,(i to wcale nie w Afryce), gdzie pożywieniem ludzi są głównie różne owady względnie ich larwy, co nie wynika ze skrajnej biedy ale....wielowiekowej tradycji i praktyczności-upolowanie tego rodzaju proteiny jest po prostu łatwiejsze.
    Jak widzę ci podopieczni tego misjonarza są lepiej wyedukowani ode mnie- nie mam pojęcia kto to jest ten Zenek Martyniuk, na oczy go nie widziałam ani nie słyszałam i.....chyba nie mam czego żałować. A tak nawiasem rzecz ujmując- ponoć katolicyzm to taka religia miłości, więc nie rozumiem czemu w historii krzewienia owej wiary ciągle było i jest nadal tak wiele cierpiących ofiar?
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można by rzec, że cel uświęca środki. Nic dziwnego, że katolicyzm dziś wszędzie tarci na znaczeniu, poza Afryką. Tam przybywa wiernych w tempie geometryczny, Żeby choć za tym szła poprawa ich bytu...

      Zenka Martyniuka nie żałuj, zawsze możesz znaleźć i posłuchać na YouTube ;))

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  7. Miłość bliźniego widać na każdym kroku...
    Co więc zmieniło się od czasów Wielkich Zdobywców, chyba tylko choroby inne i sposoby wyzysku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to tylko nowa forma kolonializmu katolickiego ;)

      Usuń
  8. Sądziłam, że napisałeś tekst, pod którym komentarze będą skromne i jednoznaczne. Bo w czym tu wynokwiać? ;) ...syn z tego byłego Dominikanina i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też przypuszczałem, że będą tylko komentarze potępiające. A tu masz, trochę się porobiło. Ale to dobrze Szarabajko, bo wniosek stąd taki, że nasze opinie i poglądy nie zawsze są jednoznaczne. Warto je czasami skonfrontować z innymi.

      Usuń
    2. Może zanim się zbyt pochopnie w drugiego ...synem rzuci samemu spróbować tego chleba? Będzie uczciwiej, bo będzie się "z realu" wiedzieć o czym się mówi!

      Usuń
    3. Mario, ocena Szarabajki jest subiektywna, podobnie jak Twoja, nie wiem, czy Ty sama spróbowałaś „tego chleba”, że się na niego powołujesz. To nie jest argument. Mamy prawo wymagać od lekarza skutecznego leczenia, choć nigdy lekarzem nie byliśmy, ani nim nie będziemy.

      Usuń
    4. Mario, a skąd wiesz, że nie spróbowałam? Przez 30 lat pracowałam z dziećmi i to nie tymi najszczęśliwszymi na świecie. Kto krzywdzi dziecko jest skurwysynem. A jak masz jeszcze wątpliwości, to przytoczę: " cokolwiek uczyniliście najmniejszym spośród was, mnie uczyniliście". Gdyby ten pożal się Boże "ojciec" potraktował Jezusa, jak te dzieci, też byś go broniła?

      Usuń
    5. Byłaś Szarabajko w Afryce z tymi biednymi dziećmi na okrągło dzień i noc? Czy może tylko 8 godzin dziennie pracowałaś z dziećmi, a potem wracałaś do swojego domu. Nie martwiąc się co te dzieci będą jeść, bo od tego był zaopatrzeniowiec a w kuchni kucharka, zaś za porządek odpowiadała sprzątaczka. Zaś za wszystko, także Twoje wynagrodzenie płaciło państwo.
      Więc się dziwię temu co napisałaś. Bo Godawa nie miał niczego z tego co Ty miałaś, o wszystko musiał zabiegać sam przy zapewne niewielkiej (zawsze za małej) pomocy ze strony organizacji misyjnej.
      I w czym tak ciężko Godawa krzywdził te dzieci? Bo z relacji tej studentki kameruńskiej nic takiego nie wynika. To my próbujemy nakładać na tamte warunki nasze klisze i się oburzamy, że tak się od siebie różnią.

      Usuń
    6. Ja też znajduję sens w działaniu tego misjonarza.
      Te dzieci dorosną i wyjdą z misji, i co?
      Najlepiej dla nich żeby się łatwo zintegrowały z lokalnym społeczeństwem i misja tak właśnie je wychowywała.

      Usuń
    7. Lechu:
      Nie zamierzam podważać znaczenia sierocińców na tamtych terenach, niemniej wystarczy porównać warunki w innych sierocińca prowadzonych również przez misje, z warunkami sierocińca Godawy.

      Usuń
    8. Jeszcze jeden taki komentarz jak Marii i zacznę współczuć Godawie :) No, święty człowiek wprost! Tylko czemu jego bracia z zakonu tego nie zauważyli?

      Usuń
    9. Bo jednak trzeba mu trochę współczuć - za to co dobre pochwalić, za to zo złe zganić, ale nie tak w czambuł wszystko potępiać.
      Trochę chyba jednak zauważyli, skoro się kłócą między sobą, na dodatek na łamach GW... Kłótnia nie jest chyba znakiem jednomyślności ….

      Usuń
    10. Rzecz w tym, że ja nie widzę niczego, za co mógłbym go pochwalić. Jeśli coś jest w tym sierocińcu do przyjęcia, nie jest to zasługa Godawy. Nawet szukanie sponsorów miało charakter hochsztaplerski, bo w ten sposób przed wszystkim gwarantował sobie swój byt i zysk.

      Nie tylko na „Wyborczej”, kłócą się na Deonie i Więzi. Nawet w tygodniku Gość Niedzielny znajdziesz echa tej kłótni.

      Usuń