Może
nie powinienem, bo to i Post, i niedziela, ale co ja mogę za to, żem grzesznik
i łatwo ulegam pokusie? Nawet w Post. A piękne (czytaj: ciekawe) i
nieoczekiwane teksty, są jak piękne i powabne kobiety – nie sposób im się oprzeć, chętnie dają się
czytać i ponieść fantazji. Kiedyś już pisałem o swoim stosunku do wszelkich
modlitw, za co spotkała mnie n i e z a s ł u ż o n a krytyka i oburzenie, choć
paradoksalnie brak tej skuteczności modłów, był jedną z przyczyn mojego
ateizmu. I oto z pomocą przyszedł mi pewien mniej znany święty, niejaki Beda Wielebny
(w imieniu nie połknąłem literki „i” na drugim miejscu).
Apostoł,
ewangelista św. Jan wspomina słowa Jezusa: „O
cokolwiek poprosicie Ojca w imię moje, będzie wam dane” [16, 23], a tu
nawet św. Paweł trzykrotnie prosił Pana
o odsunięcie dręczącego go szatana i..., i nic. A sprawę wytłumaczyli już
ojcowie Kościoła. Pana można prosić tylko
o zbawienie. Jezus po prostu w swej wypowiedzi przesadził, albo myślał, że
ludzie tylko o to zbawienie będą prosić. Teraz można mieć śmiało pretensje do
św. Jana, bo strasznego zamieszania z tą modlitwą narobił. Mało precyzyjny był,
a niedomówienia się mszczą. Może ja bym o tym nie pisał, gdyby nie to, że znów
głośno o szturmie modlitewnym w związku z wystawą pani Abramović. I tu może
wszystkich zdziwię, tym razem intencje tego szturmu są prawidłowe. Szturmujący
modlą się o zbawienie artystki, i to nie ważne czy ona tego chce, czy nie. Choć
nie do końca rozumiem. Bo nawet gdyby Bóg tych modłów wysłuchał, to zbawić ją
może dopiero po śmierci, więc ona teraz tej wystawy nie zwinie. Nie chcę
posądzać tych szturmujących o podwójną grę, to znaczy, że proszą Pana o jej zbawienie, spełniając warunek natychmiastowej śmierci, czyli od razu i na miejscu.
Warto się
zastanowić, jak to wygląda, gdy modlący prosi o coś innego niż to zbawienie. jak
ten św. Paweł? On sam sobie odpowiedział, i znów się z tym zgodzę. Bóg nie mógł
spełnić tej prośby, gdyż tym samym wyniósłby go nad innych, inaczej mówiąc,
byłby to przejaw protekcjonizmu. Tu mi się podoba fragmencik jego listu: „(...) dany mi jest bodziec ciała mego,
anioł szatana, który by mnie policzkował” [2Kor 12,7]. Ja to rozumiem tak:
masz w darze policzkowanie (by nie napisać życiowe manto), proś o łaskę, której
i tak nie otrzymasz. Dzięki temu niespełnieniu Ojciec nasz wykazuje się
wyjątkowym dobrodziejstwem i sprawiedliwością. Mogę się mylić, więc jeśli ktoś ma inne
wytłumaczenie, chętnie poczytam. Niestety, jest jednak gorzej. Może być tak, że
ta nasza modlitwa jest w intencji właściwa – prosimy o zbawienie (po śmierci).
Niestety, z powodu naszego niewłaściwego
prowadzenia nie możemy być wysłuchani przez Sprawiedliwego Sędziego. I tu
przyznam, porobił mi się mętlik w mózgu, właśnie za sprawą tej Abramovic. Niech
mi dziób rozerwie, jeśli ona pod wpływem tego szturmu modlitewnego nagle
zacznie się właściwie prowadzić. Oni
nawet się o to nie modlą, gdyż taka modlitwa nie może być skuteczna, ale w
takim razie jak ją Sędzia Sprawiedliwy ma zbawić? Specjalny kącik dla ateistów
i okultystów w niebie będzie tworzył? Szamanki w Czyśćcu też nie widzę. Zrobi
swoje czary-mary hokus-pokus i tyle ją widzieli.
Sam św.
Beda pisze autorytatywnie: „(...) gdy się modlimy o łaskę nawrócenia i opamiętania dla
grzeszników, choć prosimy o rzecz zbawienną i ze swej strony godni jesteśmy
wysłuchania, jednak przewrotność grzeszników stoi na przeszkodzie do
zadośćuczynienia naszej prośbie”. Ja się z tą opinią w pełni zgodzę, ale modlący się
– nie popadajcie z tego powodu w zwątpienie. Modlitwa za ateistów i wszelkiej
maści szarlatanów ma ten plus, że „(...) gdy
modlimy się za grzeszników, a nie możemy uprosić ich zbawienia, bynajmniej nie
jesteśmy pozbawieni zgoła wszelkiego skutku swej prośby, albowiem choć oni nie
są godni zbawienia, to jednak my za miłość, którą ku nim żywimy, otrzymamy
nagrodę” (sic!). Innymi słowy:
nie ma lepszej (czytaj: bardziej interesownej, wliczyłbym też w to bezpiecznej)
modlitwy, niż o modlitwa o zbawienie niewiernych. Spokojnie, Bóg ich i tak nie
zbawi, przez co nie będą zawadzać w niebie, ale ile łask za to można zyskać.
Mimo to mętlik staje się coraz gorszy. Czytam: „(...)
prosząc Ojca, prosimy o rzeczy przeciwne zbawieniu naszemu, dlatego, że opanowani
przez własną namiętność mało baczymy na wolę Bożą”. Znów może czegoś nie
rozumiem, ale skoro nie modlimy się o nasze, alle innych zbawienie, sprzeciwiamy się woli
Bożej (?), bo może akurat ta Abramovic żyje i tworzy z woli Boga? Tenże, wspomniany wcześniej św. Jan pisał, że nic się bez Niego nie stało, co się stało...
Przydałaby się na koniec jakaś refleksja, ale o nią bardzo trudno.
Ze słów św. Beda wynika jasno, żadna modlitwa o coś na ziemi w życiu doczesnym nie
ma sensu. Niepowodzenia, smutek, rozpacz a nawet niewymowne cierpienie jest
tym, co Bóg wiernym (i nie tylko) przeznaczył, a co powinni przyjmować z pełną
pokorą i bez kręcenia nosem na swój los. Czasami tylko, tak jak pan psu rzuci
ochłap, tak spotyka nas coś, co nazwamy radością. Tak, to tylko ochłap, bo jak
mówi Pismo, prawdziwa radość jest możliwa tylko po zbawieniu, którego i tak
żadnej pewności nie ma.
PS. Tak mi się skojarzyło. Wczoraj
Kamili zawalił skok. Żadne katolickie media nie podają wieści o interwencji
Boga. Kamil w wywiadzie też nic nie wspominał o wierze w Boga.
Przypisy:
Cytaty pochodzą z: http://www.pch24.pl/skutecznosc-modlitwy,66717,i.html#ixzz5hff863pd
Cytaty pochodzą z: http://www.pch24.pl/skutecznosc-modlitwy,66717,i.html#ixzz5hff863pd
Zawsze mnie zadziwia ta troska innych o moje zbawienie.
OdpowiedzUsuńBo w moim rozumieniu świata to troska o moje zbawienie jest tylko i wyłącznie moją sprawą.Chyba byłoby lepiej gdyby każdy zajął się swoimi sprawami bytu pośmiertnego a nie cudzymi. A może to takie katolickie podbudowywanie swego ego powoduje, że inni martwią się o cudzy byt pośmiertny? Trochę na zasadzie - patrzcie jaki jestem szlachetny, furda moje grzechy, modlę się o cudze zbawienie.
W dzieciństwie uczęszczałam na lekcje religii i zapamiętałam jedną rzecz- uczono nas by modlitwa nie była prośbą o coś, ale tekstem dziękczynnym - za to że żyjemy, nie chorujemy, mamy co na talerz położyć, mamy mamę i tatę. I nikt nie kazał nam modlić się o cudze zbawienie, a jeśli idzie o własne, to uczono nas by idąc przez życie pamiętać o Dekalogu.Religii uczyłam się w kościele Jezuitów, bez zeszytów, klasówek i stopni.
Miłego;)
Mam swoją, dość oryginalną tezę, skąd ta troska o zbawienie innych, szczególnie zaś niewierzących, się bierze. Z Biblii wynika dość jasny przekaz: miłuj [każdego] bliźniego swego jak siebie samego. Bądźmy jednak szczerzy i racjonalni – taka postawa jest zupełnie nierealna, nawet dla świętych, o żyjących kaznodziejach i hierarchach nie wspomnę. Czego więc wymagać od zwykłego wiernego? Owa troska o zbawienie jest więc doskonałym erzacem na to żądanie. Smaczku dodaje fakt, że ta prośba nie może być spełniona, jeśli ktoś sam z własnej woli (a nie za sprawą modlitwy), nie zechce, czego ci proszący są w pełni świadomi. A mimo to proszą, co jest przykładem prawdziwej hipokryzji.
UsuńMnie ćwiczyli z religii franciszkanie. Jedynie, co zapamiętałem to, że mam się Boga bać, bo On nie daruje. Aha, jeszcze to, że mnie zawsze i wszędzie podgląda, a i tak każe mi się spowiadać ;)
Udanej niedzieli :)
Ostatnio chłopiec przeszkadzający na lekcji religii w szkole, zapytany dlaczego to robi, odpowiedział: bo te lekcje są takie nudne...
OdpowiedzUsuńCzyżbyś sugerowała, że ta moja notka też jest strasznie nudna? ;)))
UsuńNie, raczej sugeruję, że chłopak powinien pomodlić się o lepszego katechetę ;-)
UsuńZ tym może być problem ;)
Usuńjak widać jest problem ze zrozumieniem przekazu:"miłuj(każdego?) bliźniego ,jak siebie samego". Kiepscy byli ci nauczyciele(?),albo nieuważni uczniowie...
UsuńPodstawowym błędem ,to przekonanie że słowo "miłować" oznacza uczucie.Otóż nie.
Św.Paweł jako najbardziej doniosłą normę życia etycznego podaje miłość.To miłość kształtuje przebywanie w stanie "baptisma".
"Istota miłości nie polega na uczuciu ,lecz na podstawie rozumu nakazującego czyny(działanie),mające na celu dobro drugiego człowieka,bez względu kim on jest-poganinem ,czy chrześcijaninem".
Pytaniem jest ,kto dla chrześcijanina jest jego bliźnim,niektórzy są przekonani ,że drugi chrześcijanin i nie koniecznie nadstawiają z pokorą drugi policzek.
sobie a muzom ...
przy okazji wspomnę o Niepokalanowie -tam też religii uczyli franciszkanie i NIGDY nie straszyli dzieci panem Bogiem...,ale wtedy nie opowiadano o jakimś judeo-chrześcijanizmie...
często ludzie modlą się o zbawienie duszy bliźniego ,mniej widać o rozum -zresztą pan Bóg ma tyle spraw na głowie ,że zwykły śmiertelnik nie jest w stanie ogarnąć jego myśli ,nawet prześwietny filozof-ateista z Myszykiszek ...
pozdrowionka dla muz (nie ma miłości bez MUZY)
wskazana jest również jakaś refleksja-Kamil zapewne jest na takim poziomie intelektualnym i posiada na tyle wiedzy ,że wie czym jest wiara ,a czym modlitwa...
Usuńcytata:
"Dla mnie racjonalne jest ,że jak się nauczysz na klasówkę ,to dostaniesz piątkę.Tymczasem ona uważała ,że jak się dobrze pomodli ,to piątka przychodzi od Boga"-i jak to się ma do Kamila...
pozdrawiam -moja Muza szuka guza...