niedziela, 10 marca 2019

Słowo na niedzielę - znów o modlitwie


  Może nie powinienem, bo to i Post, i niedziela, ale co ja mogę za to, żem grzesznik i łatwo ulegam pokusie? Nawet w Post. A piękne (czytaj: ciekawe) i nieoczekiwane teksty, są jak piękne i powabne kobiety – nie sposób im się oprzeć, chętnie dają się czytać i ponieść fantazji. Kiedyś już pisałem o swoim stosunku do wszelkich modlitw, za co spotkała mnie  n i e z a s ł u ż o n a  krytyka i oburzenie, choć paradoksalnie brak tej skuteczności modłów, był jedną z przyczyn mojego ateizmu. I oto z pomocą przyszedł mi pewien mniej znany święty, niejaki Beda Wielebny (w imieniu nie połknąłem literki „i” na drugim miejscu).

  Apostoł, ewangelista św. Jan wspomina słowa Jezusa: „O cokolwiek poprosicie Ojca w imię moje, będzie wam dane” [16, 23], a tu nawet św. Paweł trzykrotnie prosił  Pana o odsunięcie dręczącego go szatana i..., i nic. A sprawę wytłumaczyli już ojcowie Kościoła. Pana można prosić tylko o zbawienie. Jezus po prostu w swej wypowiedzi przesadził, albo myślał, że ludzie tylko o to zbawienie będą prosić. Teraz można mieć śmiało pretensje do św. Jana, bo strasznego zamieszania z tą modlitwą narobił. Mało precyzyjny był, a niedomówienia się mszczą. Może ja bym o tym nie pisał, gdyby nie to, że znów głośno o szturmie modlitewnym w związku z wystawą pani Abramović. I tu może wszystkich zdziwię, tym razem intencje tego szturmu są prawidłowe. Szturmujący modlą się o zbawienie artystki, i to nie ważne czy ona tego chce, czy nie. Choć nie do końca rozumiem. Bo nawet gdyby Bóg tych modłów wysłuchał, to zbawić ją może dopiero po śmierci, więc ona teraz tej wystawy nie zwinie. Nie chcę posądzać tych szturmujących o podwójną grę, to znaczy, że proszą Pana o jej zbawienie, spełniając warunek natychmiastowej śmierci, czyli od razu i na miejscu.

  Warto się zastanowić, jak to wygląda, gdy modlący prosi o coś innego niż to zbawienie. jak ten św. Paweł? On sam sobie odpowiedział, i znów się z tym zgodzę. Bóg nie mógł spełnić tej prośby, gdyż tym samym wyniósłby go nad innych, inaczej mówiąc, byłby to przejaw protekcjonizmu. Tu mi się podoba fragmencik jego listu: „(...) dany mi jest bodziec ciała mego, anioł szatana, który by mnie policzkował” [2Kor 12,7]. Ja to rozumiem tak: masz w darze policzkowanie (by nie napisać życiowe manto), proś o łaskę, której i tak nie otrzymasz. Dzięki temu niespełnieniu Ojciec nasz wykazuje się wyjątkowym dobrodziejstwem i sprawiedliwością. Mogę się mylić, więc jeśli ktoś ma inne wytłumaczenie, chętnie poczytam. Niestety, jest jednak gorzej. Może być tak, że ta nasza modlitwa jest w intencji właściwa – prosimy o zbawienie (po śmierci). Niestety, z powodu naszego niewłaściwego prowadzenia nie możemy być wysłuchani przez Sprawiedliwego Sędziego. I tu przyznam, porobił mi się mętlik w mózgu, właśnie za sprawą tej Abramovic. Niech mi dziób rozerwie, jeśli ona pod wpływem tego szturmu modlitewnego nagle zacznie się właściwie prowadzić. Oni nawet się o to nie modlą, gdyż taka modlitwa nie może być skuteczna, ale w takim razie jak ją Sędzia Sprawiedliwy ma zbawić? Specjalny kącik dla ateistów i okultystów w niebie będzie tworzył? Szamanki w Czyśćcu też nie widzę. Zrobi swoje czary-mary hokus-pokus i tyle ją widzieli.

  Sam św. Beda pisze autorytatywnie: „(...) gdy się modlimy o łaskę nawrócenia i opamiętania dla grzeszników, choć prosimy o rzecz zbawienną i ze swej strony godni jesteśmy wysłuchania, jednak przewrotność grzeszników stoi na przeszkodzie do zadośćuczynienia naszej prośbie”. Ja się z tą opinią w pełni zgodzę, ale modlący się – nie popadajcie z tego powodu w zwątpienie. Modlitwa za ateistów i wszelkiej maści szarlatanów ma ten plus, że „(...) gdy modlimy się za grzeszników, a nie możemy uprosić ich zbawienia, bynajmniej nie jesteśmy pozbawieni zgoła wszelkiego skutku swej prośby, albowiem choć oni nie są godni zbawienia, to jednak my za miłość, którą ku nim żywimy, otrzymamy nagrodę” (sic!). Innymi słowy: nie ma lepszej (czytaj: bardziej interesownej, wliczyłbym też w to bezpiecznej) modlitwy, niż o modlitwa o zbawienie niewiernych. Spokojnie, Bóg ich i tak nie zbawi, przez co nie będą zawadzać w niebie, ale ile łask za to można zyskać. Mimo to mętlik staje się coraz gorszy. Czytam: „(...) prosząc Ojca, prosimy o rzeczy przeciwne zbawieniu naszemu, dlatego, że opanowani przez własną namiętność mało baczymy na wolę Bożą”. Znów może czegoś nie rozumiem, ale skoro nie modlimy się o nasze, alle innych zbawienie, sprzeciwiamy się woli Bożej (?), bo może akurat ta Abramovic żyje i tworzy z woli Boga? Tenże, wspomniany wcześniej św. Jan pisał, że nic się bez Niego nie stało, co się stało...

  Przydałaby się na koniec jakaś refleksja, ale o nią bardzo trudno. Ze słów św. Beda wynika jasno, żadna modlitwa o coś na ziemi w życiu doczesnym nie ma sensu. Niepowodzenia, smutek, rozpacz a nawet niewymowne cierpienie jest tym, co Bóg wiernym (i nie tylko) przeznaczył, a co powinni przyjmować z pełną pokorą i bez kręcenia nosem na swój los. Czasami tylko, tak jak pan psu rzuci ochłap, tak spotyka nas coś, co nazwamy radością. Tak, to tylko ochłap, bo jak mówi Pismo, prawdziwa radość jest możliwa tylko po zbawieniu, którego i tak żadnej pewności nie ma.


PS. Tak mi się skojarzyło. Wczoraj Kamili zawalił skok. Żadne katolickie media nie podają wieści o interwencji Boga. Kamil w wywiadzie też nic nie wspominał o wierze w Boga.
 




8 komentarzy:

  1. Zawsze mnie zadziwia ta troska innych o moje zbawienie.
    Bo w moim rozumieniu świata to troska o moje zbawienie jest tylko i wyłącznie moją sprawą.Chyba byłoby lepiej gdyby każdy zajął się swoimi sprawami bytu pośmiertnego a nie cudzymi. A może to takie katolickie podbudowywanie swego ego powoduje, że inni martwią się o cudzy byt pośmiertny? Trochę na zasadzie - patrzcie jaki jestem szlachetny, furda moje grzechy, modlę się o cudze zbawienie.
    W dzieciństwie uczęszczałam na lekcje religii i zapamiętałam jedną rzecz- uczono nas by modlitwa nie była prośbą o coś, ale tekstem dziękczynnym - za to że żyjemy, nie chorujemy, mamy co na talerz położyć, mamy mamę i tatę. I nikt nie kazał nam modlić się o cudze zbawienie, a jeśli idzie o własne, to uczono nas by idąc przez życie pamiętać o Dekalogu.Religii uczyłam się w kościele Jezuitów, bez zeszytów, klasówek i stopni.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam swoją, dość oryginalną tezę, skąd ta troska o zbawienie innych, szczególnie zaś niewierzących, się bierze. Z Biblii wynika dość jasny przekaz: miłuj [każdego] bliźniego swego jak siebie samego. Bądźmy jednak szczerzy i racjonalni – taka postawa jest zupełnie nierealna, nawet dla świętych, o żyjących kaznodziejach i hierarchach nie wspomnę. Czego więc wymagać od zwykłego wiernego? Owa troska o zbawienie jest więc doskonałym erzacem na to żądanie. Smaczku dodaje fakt, że ta prośba nie może być spełniona, jeśli ktoś sam z własnej woli (a nie za sprawą modlitwy), nie zechce, czego ci proszący są w pełni świadomi. A mimo to proszą, co jest przykładem prawdziwej hipokryzji.

      Mnie ćwiczyli z religii franciszkanie. Jedynie, co zapamiętałem to, że mam się Boga bać, bo On nie daruje. Aha, jeszcze to, że mnie zawsze i wszędzie podgląda, a i tak każe mi się spowiadać ;)

      Udanej niedzieli :)

      Usuń
  2. Ostatnio chłopiec przeszkadzający na lekcji religii w szkole, zapytany dlaczego to robi, odpowiedział: bo te lekcje są takie nudne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżbyś sugerowała, że ta moja notka też jest strasznie nudna? ;)))

      Usuń
    2. Nie, raczej sugeruję, że chłopak powinien pomodlić się o lepszego katechetę ;-)

      Usuń
    3. Z tym może być problem ;)

      Usuń
    4. jak widać jest problem ze zrozumieniem przekazu:"miłuj(każdego?) bliźniego ,jak siebie samego". Kiepscy byli ci nauczyciele(?),albo nieuważni uczniowie...
      Podstawowym błędem ,to przekonanie że słowo "miłować" oznacza uczucie.Otóż nie.
      Św.Paweł jako najbardziej doniosłą normę życia etycznego podaje miłość.To miłość kształtuje przebywanie w stanie "baptisma".
      "Istota miłości nie polega na uczuciu ,lecz na podstawie rozumu nakazującego czyny(działanie),mające na celu dobro drugiego człowieka,bez względu kim on jest-poganinem ,czy chrześcijaninem".
      Pytaniem jest ,kto dla chrześcijanina jest jego bliźnim,niektórzy są przekonani ,że drugi chrześcijanin i nie koniecznie nadstawiają z pokorą drugi policzek.
      sobie a muzom ...
      przy okazji wspomnę o Niepokalanowie -tam też religii uczyli franciszkanie i NIGDY nie straszyli dzieci panem Bogiem...,ale wtedy nie opowiadano o jakimś judeo-chrześcijanizmie...
      często ludzie modlą się o zbawienie duszy bliźniego ,mniej widać o rozum -zresztą pan Bóg ma tyle spraw na głowie ,że zwykły śmiertelnik nie jest w stanie ogarnąć jego myśli ,nawet prześwietny filozof-ateista z Myszykiszek ...
      pozdrowionka dla muz (nie ma miłości bez MUZY)

      Usuń
    5. wskazana jest również jakaś refleksja-Kamil zapewne jest na takim poziomie intelektualnym i posiada na tyle wiedzy ,że wie czym jest wiara ,a czym modlitwa...
      cytata:
      "Dla mnie racjonalne jest ,że jak się nauczysz na klasówkę ,to dostaniesz piątkę.Tymczasem ona uważała ,że jak się dobrze pomodli ,to piątka przychodzi od Boga"-i jak to się ma do Kamila...
      pozdrawiam -moja Muza szuka guza...

      Usuń