wtorek, 4 sierpnia 2020

Samotność upadłego anioła

  Amerykańscy uczeni odkryli, że człowiek na łożu śmierci, nawet jeśli nieprzytomny, co ustawia go w sytuacji najbardziej samotnego jak można to sobie wyobrazić – jednak słyszy (sic!) „W ostatnich godzinach przed spodziewaną naturalną śmiercią wiele osób wchodzi w okres braku reakcji. Nasze dane pokazują, że umierający mózg może reagować na dźwięk nawet w stanie nieświadomości, do ostatnich godzin życia1 – mówi niejaka Elizabeth Blundon. Te badania są podobno niezwykle ważne nie tyle dla umierających w samotności (umierasz zawsze sam), ile dla rodzin umierających. Dzięki odkryciu mogą mieć pewność, że najbliżsi słyszą ich tuż przed śmiercią.

  I w tym miejscu przypomniał mi się pewien dowcip, pozornie luźno związany z tematem:
Na łożu śmierci ocknął się facet, taki, co to już ma godziny policzone, i zauważył prze łóżku swoją żonę odmawiającą różaniec. Prawie szeptem mówi do niej:
- Gdy złamałem rękę byłaś przy mnie i mnie karmiłaś. Gdy złamałem nogę byłaś przy mnie i woziłaś mnie na wózku. Gdy straciłem pracę, byłaś przy mnie i zmuszałaś mnie do szukania nowej pracy. Gdy moja firma zbankrutowała, byłaś przy mnie, i znalazłaś mi nowy biznes. Gdy ciężko zachorowałem, też jesteś przy mnie i się za mnie modlisz...
- Bo cię kocham mój mężu - Odparła ze łzami w oczach żona.
- A ja myślę, że po prostu przynosisz mi pecha...

Jeszcze bardziej zabawna w tym odkryciu amerykańskich uczonych jest ostatnia konkluzja: „Nie wiadomo, czy ludzie są świadomi tego, co słyszą. Ich mózgi zareagowały na bodźce słuchowe, ale nie wiemy, czy pamiętają, identyfikują głosy lub rozumieją język2.  

  Inni amerykańscy uczeni, a raczej badacze przewidują, że za kolejne dziesięć lat grozi nam katastrofa, którą można nazwać epidemią samotności. „Kult narcyzmu”, jak określa się trend do bycia singlem, będzie skutkować upadkiem wartości rodzinnych i tradycyjnych wartości społecznych. Wszystkiemu winien jest indywidualizm i konsumpcjonizm, dwie największe plagi współczesności. Jan Paweł II nazwał to „kulturą śmierci”. To zrozumiałe, bo choć on sam był człowiekiem w jakimś stopniu samotnym (bez rodziny), nie mógł tego ścierpieć u innych. Owieczki powinny się żenić, powinny płodzić dzieci, i zapomnieć o swoich ambitnych pragnieniach lepszego życia, gdyż cierpienie przybliża nas do Boga. Inne postawy temu Bogu się po prostu nie podobają. Czytam: „Możemy się zastanawiać, w jakim stopniu do samotności w obecnych czasach przyczyniła się nasza współczesna kultura konsumpcjonizmu, narcyzmu, wydajności technologicznej i – co najsmutniejsze – śmierci. W świetle ogromnej ilości danych naukowych, trudno zaprzeczyć faktowi, iż żyjemy za­nurzeni w „kulturze samotności”2. Człowiek staje się samotnym, upadłem aniołem.

  Zastanawia mnie w tym wszystkim ów tak silnie przez katolicki konserwatyzm deprecjonowany konsumpcjonizm i kult narcyzmu. De facto sam jestem dziś takim upadłym, samotnym aniołem, nie tylko ze względu na nick. Szczęśliwym trafem od dziesięciu lat nie ma przy mnie stale gderającej żony, córkę mam jedną, singielkę, więc i wnukami mnie nie obarcza, a i sobą się nadmiernie nie narzuca. I jakby na to nie patrzeć – nigdy w życiu szczęśliwszy nie byłem, choć gnębią mnie już choroby. A ten mój konsumpcjonizm? Czasami pozwalam sobie na książkę, czasami chodziłem do opery, czasami spotykam się z przyjaciółmi lub znajomymi. Z luksusów kupiłem sobie w tym roku nowy smartfon, a w kończącym się już sezonie, co drugi dzień kupuję kilogram czereśni. Jedyne, co mi się marzy, a czego nikt mi w stu procentach nie zapewni, to tak sobie pożyć jeszcze minimum półtora dekady, innymi słowy – żadna tam kultura śmierci – wręcz przeciwnie, jestem za życiem. Za swoim życiem, a innym nie zamierzam go odbierać. Jak to w ogóle można nazwać kulturą śmierci, zaiste nie pojmuję.

  Tymczasem moje poczucie indywidualizmu, jako upadłego i samotnego anioła jest mocno krytykowane przez środowiska religijne. Od niejakiej dr Kingi Wenklar, publicystki katolickiej, dowiedziałem się, że jedyny racjonalny indywidualizm, to ten, który „w imię uznanej odpowiedzialności przed Bogiem potrafi sprawować władzę nad samym sobą, kto umie kontrolować własne pragnienie wolności według przyjętych przez siebie [? – znak zapytania mój] zasad. To dlatego oparta na indywidualizmie bez Boga kultura Zachodu nie umie ukształtować przyszłych ojców i matek, opiekuńczych córek i synów, a w konsekwencji również szczęśliwych starców i dzieci. Najlepszym środowiskiem zdolnym ukształtować człowieka do autonomii, czyli indywidualizmu opartego na silnie zakorzenionym w sumieniu prawie, jest rodzina4. Cóż, pani dr Kinga widać nie dopuszcza do siebie możliwości istnienia rodzin już nie tyle patologicznych, ale nawet tych, którym się najzwyczajniej nie udało. A przypomnę, kiedyś rodzina była tak powszechnym zjawiskiem, że pojęcia stary kawaler, czy stara panna były wręcz obelgą. Co się więc takiego strasznego stało, skoro w Polsce dziewięćdziesiąt procent ludzi bezwzględnie uznawało odpowiedzialność przed Bogiem?  

 

 

Przypisy:
1 - https://deon.pl/inteligentne-zycie/zdrowie/naukowcy-udowodnili-ze-umierajacy-slysza-do-ostatnich-chwil-swojego-zycia,949609
2 - ibidem
3 - https://deon.pl/wiara/wiara-i-spoleczenstwo/czy-stworzylismy-kulture-samotnosci,858830
4 - https://www.pch24.pl/rodzina-albo-odpowiedzialnosc--samotnosc-albo-niewola,77403,pch.html

 

64 komentarze:

  1. Wiele się stało, że jest tak, jak jest. Czy dobrze się stało? Nic nie jest do końca dobre i nic nie jest do końca złe. Ale wszystko jest po coś.
    Wiem jak to brzmi :) Ale to nie żaden spławik - od pewnego czasu dużo myślę na ten temat i żeby sobie myśli uporządkować stosuję taki schemat. Chciałabym o tym napisać notkę, ale temat musi mi się uleżeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę myślisz, że wszystko jest po coś? Mam spore wątpliwości. Tak naprawdę nasze życie ma tylko jeden cel – przedłużenie gatunku – przy czym, to wcale nie musi być cel nadrzędny, ani tym bardziej powodowany zrozumiałym sensem. Życie, w sensie ogólnym, chce być wieczne, ale nie dla konkretnej jednostki, tylko dla samego życia. Paradoksem jest to, że nie ma w tym żadnego przymusu. Oto życie dało sobie narzędzie (samoświadomość), które może ten cykl przerwać. Nikt po tym nie będzie płakał.

      Pisz, pisz, chętnie poczytam, jakie masz na ten temat zdanie.

      Usuń
    2. Wszystko jest po coś...ma rację bytu, gdy rozpatrujemy powiązania międzyludzkie i zachodzące relacje ( bliskim lub dalszym otoczeniu). Tak mi się wydaje i tu zgadzam się z Szarąbajką. A że życie toczy się dla samego Życia to inna sprawa i zgadzam się tu też z Tobą iż samoświadomość tak jak i nieświadomość( z różnych przyczyn) są władne ten cykl przerwać.

      Usuń
    3. Naprawdę myślisz, że życie świadomie wybrało „powiązania międzyludzkie i zachodzące relacje”? Temat na dłuższą dysputę, bo ja jestem przekonany, ten sposób kontynuacji, powielania siebie (życia) nie powstał wcale ze względu na ludzi.

      Usuń
    4. Ty podchodzisz do sprawy z wysokiego C, a życie jest bardziej przyśpiewką, niż arią ;) Ja się skupiam raczej na jednostkach, związkach między nimi, relacją ze zmieniającym się światem. A te są nieciekawe ostatnio...I już nie jednostkowe. Coś się porobiło w tej sferze niedobrego i staram się dociec, co.
      Kryzysy są potrzebne, żeby powstała nowa jakość, jeśli stara się przeżyła. I to jest to "po coś". Żadna tam mistyka :)

      Usuń
    5. Owo wysokie C, jest tu metaforą, podłożem do szczegółowego podejścia. Bo ja Cię rozumiem, choć nie do końca. Bo ja też widzę, że coś się złego porobiło. Tyle, że przeze mnie przemawia antyklerykalizm (nie myl z nienawiścią do wiernych i ich wiary) i wyjątkowe niezrozumienie naszych miłościwie nam panujących. Ładnie to ujął Gajos. Bo czy tego chcemy, czy nie, na nas zawsze działa mistyka, zarówno ta dotycząca sacrum, jak i ta polityczno-gospodarcza. Od tego trudno uciec.

      Usuń
    6. Asmodeusz:
      Życie( jako procesy zachodzące we Wszechświecie) traktuje człowieka jako jeden z jego elementów, bynajmniej nie wyróżnia człowieka jako coś lepszego lub gorszego. Traktuje wszystkich i wszystko jednakowo...hi,hi... z góry :)
      Szarabajka:
      Wg. mnie jednostkowe relacje nie istnieją ( jako takie), bo wszystko jest ze sobą powiązane...Z punktu widzenia osobowego ja- mamy z pewnością odrębne relacje, rodziny i kręgi znajomych... Z punktu widzenia Energii wygląda to z pewnością zgoła inaczej. Tak myślę...i że nie ma żadnego odrębnego bytu jako takiego...

      Usuń
    7. Asmo

      "Życie, w sensie ogólnym, chce być wieczne, ale nie dla konkretnej jednostki, tylko dla samego życia. Paradoksem jest to, że nie ma w tym żadnego przymusu. Oto życie dało sobie narzędzie (samoświadomość), które może ten cykl przerwać. Nikt po tym nie będzie płakał."

      Kurcze , jakos tak ... no nie wiem Jakbys cos o pczatku napisal... wiem wiem... przypadek i inne bla, bla, bla. Ja ci zas odwroce i napisze , ze to nie przypadek i inne bla, bla, bla.... Ty ze cel to prokreacja i przetrwanie i inne bla, bla bla, ja ci odpisze , ze splaszczasz i to nie tylko prokreacja, ale jeszcze "jakosc".... ogolnie jednak , skoro zahaczasz o owa samoswiadomosc ( niech bedzie ze to tylko narzedzie) ... jest to COS, nieprawdaz?

      Usuń
    8. Katasta, życie jako zjawisko nie ma świadomości, więc i kierowanie „z góry” nie wchodzi w rachubę ;)

      Usuń
    9. Asmo

      "Naprawdę myślisz, że życie świadomie wybrało „powiązania międzyludzkie i zachodzące relacje”?"

      Zycie sie doswiadcza, a te doswiadczenia przychodza poprzez relacje. Zawsze sie nawzajem doswiadczamy. Ty innych, inni ciebie...w to wmontowany jest proces wzajemnego uczenia sie ( nauczania) . Mlody czlowiek to pusta ksiega, starszy to pelne zapisane tomy.

      Usuń
    10. Aniu:

      Właśnie jakoś tak, trudno to przełknąć, prawda?
      Odsuń na chwilę pojęcia przypadku i te bla, bla, bla. Przenieś się wyobraźnią do czasów dinozaurów i spróbuj zapytać jakieś zwierzę, czy mają świadomość istnienia tego CZEEGOŚ? Ze zrozumiałych względów odpowiedzi nie dostaniesz, ale czy owym dinozaurom przez to przestało się chcieć żyć? Trzeba było katastrofy kosmicznej, aby je wytępić i..., i nikt po nich dziś nie płacze. ;)

      Relacje międzyludzkie wynikają z drogi, jaką wybrała ewolucja w poszukiwaniu najbardziej wydajnego i bezpiecznego procesu reprodukcji życia, przy czy nie było w tym żadnego sensownego działania, gdyż ewolucja sama w sobie nie kieruje się „ludzkim rozsądkiem”. Ludzki rozsądek to efekt ewolucji i chwała jej za to.

      Usuń
    11. Asmo

      Do Katasty napisales cos takiego :
      "Katasta, życie jako zjawisko nie ma świadomości, więc i kierowanie „z góry” nie wchodzi w rachubę ;)"
      Mowisz tez cos takiego, ze dalo se owe zycie samoswiadomosci. Okresl to z ta samoswiadomoscia - swiadomoscia - ciut konkretniej, bo ... jakos tak krazysz i bladzisz... wydaje mi sie:)))

      Usuń
    12. "(...) ale czy owym dinozaurom przez to przestało się chcieć żyć? Trzeba było katastrofy kosmicznej, aby je wytępić i..., i nikt po nich dziś nie płacze. ;)"

      Tak, przez przypadek chcialo im sie zyc... taki przypadkowy naped na zycie dostaly:) Rozmnazanko, polaczone z zacheta zwaca sie "przyjemnosc". Marcheweczka... potem kijek, bo porod bolal:)) A moze to nie przyadek... i to jest to nasze bleblanie Asmo, ty strzyzono, ja golono:))

      Usuń
    13. Skutkiem ewolucji jest powstanie samoświadomości w gatunku zwanym ludzkość. Owa samoświadomość to możliwość zadania pytania: kim jestem? Życie sobie takiego pytania nie zadaje.

      Usuń
    14. "Relacje międzyludzkie wynikają z drogi, jaką wybrała ewolucja w poszukiwaniu najbardziej wydajnego i bezpiecznego procesu reprodukcji życia, przy czy nie było w tym żadnego sensownego działania, gdyż ewolucja sama w sobie nie kieruje się „ludzkim rozsądkiem”. Ludzki rozsądek to efekt ewolucji i chwała jej za to."

      Co ty nie powiesz? :)) Chwalisz ja za skutki uboczne tyu "ludzki rozsadek"? Gniesz kolanka w podziwie ... no , no... jak "Chwala Panu" zabrzmialo:))

      Usuń
    15. Asmodeusz:
      Nikt tu nie pisze o kierowaniu ...z góry. Jest to raczej odwieczne perpetuum mobile. :) Tak myślę...

      Usuń
    16. Asmo: Lub może lepiej użyć sformułowania 'odwieczne continuum" :)na które nie mamy większego wpływu - sądząc po rozmiarach Wszechświata :)

      Usuń
    17. Asmo, Katasta
      " Bo ja Cię rozumiem, choć nie do końca" :))))
      Myślę, że różni nas podejście metodologiczne. Rzeczywistość można poddać analizie lub syntezie. Albo jednemu i drugiemu. Ja staram się uparcie trzymać środka. Można go nazwać złotym ;) Omawianie zjawiska trzymając się kurczowo jednostkowych przypadków nie mam sensu, bo umknie nam gdzieś jego istota. Natomiast szukanie nadmiernych uogólnień i tworzenie z nich teorii czy przekonań, grozi z kolei zgubieniem po drodze realnego, nieraz dotkliwego problemu, który pozostanie nierozwiązany, ba, nawet nie ruszony. I tego już u siebie nie zmienię. Jeśli ktoś przenosi na wysokie tony temat realnych, w sumie prozaicznych :) problemów, staram się ściągnąć temat na ziemię; i odwrotnie - gdy lekceważy się wagę zjawiska, staram się go pokazać w szerszym kontekście. To taki wyuczony odruch, nie przekora.

      Usuń
    18. Aniu, bo to miało tak zabrzmieć – ironicznie. Ludzie klękają przed wyobrażeniem Boga, choć w żadnej mierze Go nie doświadczają (poza osobistą percepcją wyobrażenia sobie tego działania). Ewolucja, choć też jej do końca nie znamy (choć już w znacznym stopniu znamy), nie jest Kimś, nie jest Czymś, jest li tylko zjawiskiem bez własnej woli. Wszyscy powinniśmy się cieszyć z tego zjawiska, tak jak po zimie, cieszymy się z wiosny ;)

      Usuń
    19. Katasta, to drugie sformułowanie mi się zdecydowanie bardziej podoba ;)

      Usuń
    20. Szarabajko, w tym temacie (oceny życia poszczególnych osobników) nie ma złotego środka. To zawsze będzie subiektywna ocena, choćby się ktoś zaklinał, że jest obiektywny. Jedynym sposobem, aby uniknąć konfliktów jest pozwolić żyć każdemu tak, jak sobie „pościeli”, byle to nie było sprzeczne z prawem. Faktem jest, że czasami ktoś inny obrywa, za takie czy inne decyzje, ale tu zawsze masz prawo domagać się sprawiedliwość, cokolwiek przez nią rozumieć.

      Usuń
    21. I to jest właśnie ten ten poziom ogólności/ konkretności, który moim zdaniem pcha sprawę do przodu :)
      Zgadzam się z Tobą. Nie ma czarno-białych i jednocześnie sprawiedliwych ocen. Wbrew Twoim odczuciom nikogo nie osądzam. Dla siebie też staram się nie być surowa w ocenie. Ale fakty, to fakty i z nimi trudno dyskutować, bo zwyczajnie się wydarzają, a nie wszystkie są pożądane. Jasne, że można szukać sprawiedliwości. Najlepiej w słowniku pod literą "s" ;)

      Usuń
  2. "Owieczki powinny się żenić, powinny płodzić dzieci, i zapomnieć o swoich ambitnych pragnieniach lepszego życia, gdyż cierpienie przybliża nas do Boga." - To strasznie absurdalne zdanie gdyż: założenie rodziny nie umożliwia "ambitnych pragnień", ani nie oznacza żadnego cierpienia. Natomiast skoro wszyscy uznają wyższość swoich "ambitnych pragnień", to można będzie za parę lat zacytować dowcip o mamutach, wymieniając je na ludzi i określenie kultura śmierci wydaje się nad wyraz adekwatne. Sugeruje też - że wszyscy, którzy się zdecydowali na rodzinę to jacyś bezmózgowi rozpłodowcy, w przeciwieństwie do tych "realizujących się ambitnie" (co by to nie znaczyło, może tylko onanizowanie się w samotności?)

    Nigdy być może szczęśliwszy nie byłeś, ale nigdy też nie dowiesz się czy byłbyś szczęśliwszy, gdybyś wiódł inne życie... Taki paradoksik...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znasz takie określenie, jak skrót myślowy? Zdanie, które tak bardzo cię zbulwersowało, jest właśnie czymś takim, odpowiedzią na zarzut o konsumpcję i indywidualizm nienakierowany na Boga. W olbrzymi skrócie katolicyzm daje nieuprawniony prymat małżeństwu, najlepiej uświęconemu, którego celem ma być prokreacja, im wydajniejsza tym lepiej. Czy tu coś pomyliłem? Nie powinieneś też gonić za sukcesem, który odciągnie każdego od nadrzędnego celu, jakim jest droga do zbawienia. Czy tu też coś pomyliłem? I w tym wątku zapytam ironicznie: czy ktoś dziś tęskni za mamutami, o dinozaurach już nawet nie wspomnę? Może, ale tylko za muzealnymi eksponatami.
      Natomiast ja niczego nie sugeruję. Kto pragnie mieć rodzinę, nawet na wzór katolicki, ma pełne prawo realizować to pragnienie. Niemniej wara od narzucania tych pragnień tym, którzy ich nie mają, albo nawet deprecjonowania ich postaw.
      Znam takich, co się onanizują w małżeństwie, więc sobie daruj ten lekko nie na miejscu przytyk.

      Uważasz, że życie pantoflarza (lub pana i władcy) w małżeństwie, albo rola niewolnika jakieś religii w społeczeństwie, to szczyt szczęśliwości? Możesz mi doprecyzować, jaki sens ma fragment zdania: „gdybyś wiódł inne życie”?

      Usuń
    2. Ja, ja, panimaju. Tyle, że Każdy konsumpcjonizm (nie wiem o jaki indywidualizm nienakierowany chodzi?) jest postawą negatywną społecznie - bo oznacza zachłanność ponad miarę. Prymat dla małżeństwa jest w pełni usprawiedliwiony - i nie chodzi tylko o chrześcijaństwo - bo oznacza rozwój. Nie adopcja dzieci przez pary homoseksualne, nie dyrdymały o jakimś tajemniczym indywidualizmie, tylko para ludzi, dzięki którym powstają kolejni ludzie, przy czym para żyjąca w konkubinacie również zbudowana jest według tego modelu, nawet jeżeli na brak jego usankcjonowania kościół krzywo patrzy.

      Dalej gmatwasz sprawę jeszcze bardziej, używając określenia "gonitwa za sukcesem" - bo niby czym jest ta gonitwa, co tak naprawdę daje temu goniącemu? Gonitwą za sukcesem można nazwać chęć samo ułożenie sobie życia, czy chodzi raczej o osiągnięcie go za wszelką cenę i kosztem otoczenia? Tworzysz przerysowaną wizję krytyki zjawiska to raz - i starasz się go bronić choć nie ma czego.

      Za człowiekiem też nikt nie będzie tęsknił, wiesz?

      A to już naprawdę jesteś tak zgorzkniały, że nie widzisz nic innego?

      Usuń
    3. Wyraziłem dość jasno, jakie stanowisko w sprawie indywidualizmu i konsumpcjonizmu ma katolicki konserwatyzm. I ten krytykuję. Konsumpcjonizm, jak sama nazwa jest nadmiernym przywiązywaniem wagi do zdobywania dóbr materialnych (pełna zgoda), co ma być pochodną indywidualizmu nienakierowanego na Boga. Rozumiesz teraz ten przekręt ideologiczny? Mój, i nie tylko mój indywidualizm nie ma nic wspólnego z Bogiem i ja zapytam, gdzie tu jest nadmierne pragnienie zdobywania dóbr?
      I teraz pytanie zasadnicze: czy postawa nakierowana na Boga chroni przed konsumpcjonizmem, lub czy w ogóle go wyklucza? Być może w teorii, która całkowicie rozjeżdża się z praktyką, nawet w stosunku do ortodoksów. Niestety, nawet rodzina przed tym nie chroni, więc stawianie takich zarzutów wobec „kultury narcyzmu” jest po prostu propagandowym przegięciem, szczególnie wtedy, gdy równa się ją jednocześnie z „kulturą śmierci”.

      Gonitwa za sukcesem, w rozumieniu pejoratywnym, jaki serwują nam te same środowiska, też jest takim samym przegięciem. Ludzie, którzy jakiś tam sukces w wymiarze osobistym osiągnęli, próbują nam wmówić, że jest w tym coś złego i niebezpiecznego. Czysta hipokryzja.

      Znam całe spektrum od cierpiętnictwa, przez szarą codzienność, aż po dobre, nawet szczęśliwe chwile, ale skoro uważasz, że nigdy nie byłem szczęśliwy, masz to, co sam chciałeś. A co z tym: „gdybyś wiódł inne życie”? Chyba palnąłeś coś, czego sam nie rozumiesz.

      I co takiego się stanie, że za człowiekiem nikt tęsknić nie będzie?

      Usuń
    4. Prawdę mówiąc nie rozumiem. Znaczy rozumiem tylko Twoją alergię na słowo konserwatyzm -- z tym że dla pewnych rzeczy nie ma alternatywy w jakiejś serwowanej przez tzw. postępaków wizji nowoczesności. Jedną z nich jest konstrukt zwany tradycyjną rodziną - bo od niej startują wszystkie inne tzw. "alternatywy". Masowa fabrykacja ludzi z próbówek i inżynieria społeczna? A jak pierdolnie w fabrykę ludzi piorun? Więc naprawdę - jak by nie patrzył takie trochę głupio-mądre te Twoje dywagacje.
      .
      Generalnie z pewnością moja postawa w stosunku do Boga znajduje się również w obrębie krytyki kościoła i ja to rozumiem, ale nic na to nie poradzę, że wizja KK mnie nie przekonuje. Nie mam jednak pretensji by KK przyjął mój punkt widzenia w tej kwestii, bo to byłoby bez sensu.
      Sama rodzina nie chroni, to prawda - ale przecież zalecenia takie czy inne, albo promocja jakichś zachowań same w sobie nie mają jakichś właściwości ochronnych, więc nie wiem o co masz pretensje. Natomiast nie widzę nic złego w promowaniu życia rodzinnego, które wymaga jednak skupienia się na czymś innym niż czubek własnego nosa.

      Naprawdę? Nie wydaje mi się. Spotykam ludzi wręcz zakochanych w swoich laptopach, samochodach itp. Ich utratę traktują jak tragedię. Kobiety które potrafią rozprawiać o tym jak to kochają swoje torebki - przy czym znamienne jest że słowo "kochać" używane jest w stosunku do przedmiotów nader często. Niby można to uznać za taką przenośnię, ale nie mniej jednak i tak widać przesadne przywiązanie do przedmiotu. Widać to zresztą po cenach - kto przy zdrowych zmysłach płaci 1000 zł za buty, tylko dlatego, że go na to stać, a buty są markowe? A ile osób na coś nie stać, a staną na głowie, łącznie z oddawaniem się za pieniądze by to zdobyć? To nie przegięcie serwowane przez jakieś tam środowiska, to suche fakty. Przegięciem zaś jest nazywanie indywidualizmem czystego egoizmu.

      Przecież nie mam podstaw by tak uważać. Tylko zauważam, że fakt, że Ci w małżeństwie nie zatrybiło, nie oznacza, że to jakaś tragedia, która dotyka wszystkich. I tyle.

      Nic absolutnie.

      Usuń
    5. Nie mam alergii na konserwatyzm, jeśli już mam alergię to na narzucanie jedynie słusznej ideologii innym. Strasznie upraszczasz i manipulujesz. Nigdzie nie napisałem, że alternatywą dla rodziny jest fabryka in vitro. Uparcie będę twierdził, że taki model życia (rodzinnego) jest, powinien być sprawą wyboru i guzik komuś do tego, jeśli go nie wybieram. Może więc nie dorabiaj mi swojego katastrofizmu?

      Wiesz, gdyby Kościół realnie nie maczał palce w nie swoje sprawy, wszystko byłoby ok. Tymczasem Jego narracja, potępianie w czambuł indywidualizmu niezwiązanego z ideą Boga, jest podłożem coraz bardziej narastającej nienawiści w narodzie, który tak sobie podobno cenisz. Dlaczego promocja życia rodzinnego nie kończy się na samej promocji, a roztacza się nienawiścią do innych? Bo lament o rzekomym zagrożeniu rodziny nie jest jej promocją, jest szukaniem wrogów w sytuacji, gdy nie ma się argumentów na promocję. Skoro wspomniałeś o in vitro. Akcja NaPro kosztuje miliony, z skutki są praktycznie żadne, tymczasem zamiast temu zaradzić, piętnuje się in vitro. Rozumiesz sens tej propagandy? Bo ja nie. I tak jest niemal w każdej dziedzinie życia. Jak to opisał pewien katolicki publicysta (i wśród niech trafiają się realiści) Kościół dziś nie głosi „dobrej nowiny”, Kościół szuka wrogów.

      Mój laptop ma już chyba cztery lata. Też jestem w nim „zakochany”, wypełnia pewne luki w życiu realnym – i Ty to nazywasz konsumpcjonizmem? Tak są buty za tysiąc i więcej złotych, są kobiety, które o nich marzą. Są też faceci, gotowi kupić ferrari dla szpanu (jednemu właśnie taki ukradli), tylko w czym problem? Są też kapłani, którym marzy się kardynalska czapka, a jako dodatek do niej pałac kardynalski, choć pewnie wyżej proboszcza nie podskoczą. Też uznasz, że kardynałowie, którym się udało, zawdzięczają to oddaniu siebie, i wcale nie mam tu na myśli oddaniu się Bogu?

      Znasz metodę, aby każdemu w małżeństwie zatrybiło? Wynieśliby Cię na ołtarze ;))) Czterdzieści procent małżeństw się rozwodzi, połowa z tych, które się nie rozwiodły, żyje na granicy wytrzymałości, a Ty mi mówisz: „nie oznacza, że to jakaś tragedia, która dotyka wszystkich”?

      Usuń
    6. Przecież jest kwestią wyboru. Tobie się nie podoba, że ktoś to krytykuje, choć ma do tego pełne prawo, tak jak i Ty.

      Nie jestem zwolennikiem umiejscawiania źródła owej nastającej nienawiści w kościele. To efekt wieloczynnikowy - umiejscawianie go w jednym punkcie jest manipulacją, w której celują politycy i dziennikarze, więc darujmy to sobie w dyskusji prywatnej.
      Sprzeciwu wobec in vitro też nie bardzo umiem pojąć, więc nie odpowiem Ci na pytanie.
      Naprawdę uważasz, że Kościół nie ma wrogów i tak bardzo musi ich szukać?

      Przytul go. :)
      A czy to co powiedziałem, usprawiedliwia chciwość, bo ktoś jest kardynałem? Chyba przyznasz że przez to nie stanie się wada zaletą, a o tym gadamy w końcu?

      No i jaka tego przyczyna się zastanówmy?


      Usuń
    7. Kiedy ja uwielbiam każdą krytykę. Gdyby nie krytykowano takich postaw jak moje, nie miałbym o czym pisać, odpowiadać krytyk na krytykę. Różnica jest jednak kolosalna. Za moją krytyką nie idą czyny. Nikogo nie namawiam do przyjęcia mojego punktu widzenia, nie agituję za ateizmem a już tym bardziej nie próbuję przymuszać innych wpływem na prawo stanowione.

      Aż zapytam, to gdzie umieścisz owe źródła nienawiści w dzisiejszej rzeczywistości? W „kulcie narcyzmu”? A może w kulturze Zachodu? Zaznaczam, mówimy o źródłach, a nie skutkach.
      Jeśli Kościół ma wrogów, a bez wątpienia ma, to tylko dlatego, że sam ich sobie wyhodował.

      A tak, czasami tulę, gdy trzeba mi go wyczyścić.
      Więc było pisać o chciwości, a nie o konsumpcjonizmie, bo to jednak dwa różne pojęcia.

      Wprawdzie nie jestem socjologiem, ale akurat trafiłem na artykuł nawiązujący do miesiąca trzeźwości. Mowa oczywiście o alkoholizmie (niekoniecznie jedyny, ale jeden z ważniejszych powodów rozpadu rodziny). Autorka szuka przyczyn, i choć znajduje wiele, nawet biologiczne, i tak jej wychodzi, że to efekt – tradycji (sic!)

      Usuń
    8. konserwatyzm /rozumiany jako ideologia/ zawiera w sobie narzucanie owej ideologii innym, co oznacza, że jest pro-autorytarny i pro-totalitarny, więc trudno nie mieć nań alergii...

      Usuń
    9. Piotrze, gdybym nie był liberałem, mógłbym mieć alergię, ale jestem, więc uważam, że konserwatyzm ma prawo istnieć. Przynajmniej do czasu, kiedy faktycznie wprowadzi autorytaryzm ;)

      Usuń
    10. konserwatyzm jako "konserwatywność", cecha osobnicza, prywatny styl życia jak najbardziej tak, każdy człowiek jest mniej lub bardziej konserwatywny w takich, czy innych zachowaniach... ale gdy zaczyna być ideologią, to tolerancja dlań już się kończy... liberalizm, który zezwala na wprowadzanie w życie konserwatyzmu /ideologii - podkreślam/ jawi mi się jako samobójczy liberalizm...
      pierwsi hipisi byli takimi samobójczymi liberałami, którzy dawali sobie wszystkim wchodzić na głowę... i Ruch upadł z tego powodu /akurat nie tylko z tego, ale to osobna sprawa/, przetrwała tylko jakaś znikoma garstka pojedynczych ludzi, w których tlił się jeszcze instynkt samozachowawczy i poddali ten swój typ liberalizmu gruntownej rewizji...

      Usuń
    11. Nie chodzi o wprowadzanie w życie idei konserwatyzmu, lecz o samo istnienie takich idei.

      Usuń
  3. "nie ma przy mnie stale gderającej żony"
    No masz, to po jakiego grzyba było się żenić z gderającą babą? :)
    Ale jeśli się tak rozgderała z powodu swojego męża, to nie najlepiej niestety o tym mężu świadczy, oj nie! :)

    No i ładny mi ten Twój konsumpcjonizm - na miarę kilograma czereśni co drugi dzień (dodajmy w sezonie- sic) …. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziesięć lat żyliśmy bez ślubu i trudno było o szczęśliwszy związek. Rok po ślubie (cywilnym) wszystko się rozsypało jak domek z kart. Gdym wiedział, do dziś nie brałbym z nią ślubu, i pewnie byłoby dobrze ;)))

      Nic na to nie poradzę, że to mój najbardziej uwielbiany owoc. Mógłbym kupować tyle codziennie, ale bym sobie obrzydził. Dzień postu mnie przed tym uchronił ;) Dodam w sekrecie, że wstępowałem do sklepu, ekspedientka od razu pytała: „tradycyjnie kilogram?”

      Usuń
    2. Który więc z wymienionych w notce powodów - konsumpcjonizm, narcyzm, wydajność technologiczna - przyczynił się do upadku Waszej rodziny? ;)

      A jednak jakieś cierpienie (jak ten post od czereśni) jest w życiu potrzebne. Ważne, żeby było świadomym wyborem.
      Tyle, że to raczej jest konsumpcja ulubionych świeżych owoców w sezonie. Konsumpcjonizm byłby wtedy, gdybyś te czereśnie chciał jeść przez cały rok poświęcając na to wszystkie swoje środki i siły, zaniedbując przy tym inne sprawy (kontakty z bliskimi, opery, książki, nas (wirtualnych?) itd.). :)
      Czereśnie ponad wszystko!

      Usuń
    3. Mógłby rzec, że żaden z wymienionych, ale w jakimś sensie będzie to indywidualizm osoby z przerostem ambicji. Dodam tylko, że ja czegoś takiego nie miałem ;)

      Post nie był cierpieniem! Post jest narzędziem do pobudzenia apetytu. Już za kilka dni pewnie będę śpiewał jak Michnikowski: „Addio czeresienki, addio ulubione, słoneczka zachodzące...” ;)

      Usuń
  4. " Jan Paweł II nazwał to „kulturą śmierci”. To zrozumiałe, bo choć on sam był człowiekiem w jakimś stopniu samotnym (bez rodziny), nie mógł tego ścierpieć u innych."

    On nazywal "cywilizacja smierci", czy tez "kultura smierci" wiecej spolecznych sympotomow niz popadanie jednostki w narcyzm i samotnosc.
    Kto Asmo za czasow mojej babci slyszal termin: "sieroctwo starych"? To symptom powstaly w zwiazku z rozwijajaca sie tak, a nie inaczej cywilizacja. Bylo sieroctwo dzieci, ale zeby i starzy ludzie stawali sie osieroceni?
    Niestety.. opuszczani przez rodziny, zapominani, oddawani do domow starcow aby tam dotrwac w owej przechowalimi i wytworzyl sie symdrom samotnosci , bardzo bolesny i uciazliwy, u ludzi starych.
    No ale... trzeba ludziom tluc we lby, ze singielstwo to bajka i super uklad. Poniewaz czlowiek , nazwe to nie po bozemu, zwierze stadne, wiec samotnosc nie jest mu wpisana przez nature, jako norma. Bywa, ze ktos sie w tym odnajduje, realizuje i nawet moze udowodnic, ze ma ciekawe z tego powodu zycie, ale na Boga, to nie dla wszystkich i smiek twierdzic, ze nie dla wiekszosci.
    Ja znam te singielki , ktore nocami rycza w poduchy. Znam tez singielki, ktore sie juz wyryczaly i przyzwyczaily do sytuacji. I znam kilku panow singli, ktorym po prostu nie wyszlo byc z kobieta. Czy se chwala? Moj wuj singiel, byl niesamowicie zaradny, dom prowadzil tak, jakby kobieta w nim tez byla, ale jednka byl to facet otwarty do konca na zwiazek:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przy tym fragmencie:

      "Szczęśliwym trafem od dziesięciu lat nie ma przy mnie stale gderającej żony, córkę mam jedną, singielkę, więc i wnukami mnie nie obarcza, a i sobą się nadmiernie nie narzuca."

      To juz chyba kondolencje wypada zlozyc (p) :)))

      Usuń
    2. Racja, JP II nie tylko singielstwo nazwał kulturą śmierci. Pod to podciągał również antykoncepcję i odchodzenie od Boga. Coś to zmienia?

      Nie, wcześniej nie znano terminu „sieroctwo starych”, ale to w żaden sposób nie dowodzi, że takiego zjawiska nie było. Po prostu termin nie był znany. Radek chwali chrześcijaństwo za przytułki i ja w tym miejscu zapytam Ciebie, dla kogo one były, jeśli nie dla starych i wykluczonych? Dziś w miejsce owych przytułków wprowadzono hospicja czy domy spokojnej starości i nagle okazuje się, że to, choć bardziej humanitarne niż przytułki, jest be?! Fakt, problem narasta, bo życie się wydłuża, więc i ludzi starych, czasami wykluczonych przybywa, ale to nie wynika ze źle rozumianego indywidualizmu.

      Aniu, kompletnie nie rozumiem tego wywodu o singlach. Owszem, jest wśród nich grupa takich, którym coś się nie udało, i owo singielstwo tworzy dramaty. Tylko jak chcesz temu zaradzić? Pogotowie ratunkowe z „wybrakowanym towarem”, z którego można wybrać życiowych partnerów? To, że ktoś nie radzi sobie w samotności nie jest efektem tego, że ktoś singielski tryb życia zachwala. To, że człowiek jest zwierzęciem stadnym nie wyklucza samotności. Znasz powiedzenie: „samotność w tłumie”, czasami w rodzinie? Jestem przekonany, że to bardziej powszechne zjawisko niż tendencja do bycia singlem.

      Z tymi kondolencjami to się na razie wstrzymaj. ;))) Nie potrafisz się wyzwolić z myślenia patriarchalnego, myślenia, bo do singielstwa Cię nie namawiam, jeśli to nie jest Twój wybór.

      Usuń
    3. Okrucienstwo na swiecie istnialo zawsze. Instnieje nadal, jest to okrucienstwo na nasza miare, czyli ucywilizowane. Tak, jak my postrzegamy ten swiat.
      Kiedys zrzucalo sie starcow i kalekie niemowleta ze skal w przepasc. Tych nieprzydatnych spoleczenstwu. Tak, a nie inaczej, jakas tam starozytna cywilizacja ustalila rozwiazywanie danego problemu.

      "Radek chwali chrześcijaństwo za przytułki i ja w tym miejscu zapytam Ciebie, dla kogo one były, jeśli nie dla starych i wykluczonych? "
      Co bys wolal? Zrzut ze skaly, przywiazanie do drzewa zima w lesie ( czasy okolo reymontowskie) , bo zdarzalo sie , ze i tak rozwiazywano problem z dodatkowa "geby do wyzywienia" ( przepraszam za zwrot) , ktora juz na siebie nie mogla zarobic; wyslanie cie z kijem i niewielkim trzoskiem na zime z gospodarstwa precz (poczytaj "Chlopow" Reymonta, bo zimna roboty mniej bylo i trza sie bylo zbednych domownikow pozbyc), czy chrzescijanski przytulek?
      Owe przytulki w pewien sposob ( niech bedzie nawet, ze w minimalny) rozwiazywaly problem z okrucienstwa w zwiazku z niepotrzebnymi ludzmi. Nie idzie wyrobic w ludziach tak sumienia, aby zrezygnowali z okrucienstwa, ale przynajmniej ta chrzescijanska cywilizacja podjela proby, aby skutki naszej niedojrzalosci i egizmu, objac pomoca.

      "Dziś w miejsce owych przytułków wprowadzono hospicja czy domy spokojnej starości i nagle okazuje się, że to, choć bardziej humanitarne niż przytułki, jest be?! "
      Na nasze czasy, na nasz poziom wiadomosci , chociazby z zakresu psychologii, na nasz poziom ucywilizowania, nie jest to szalowe rozwiazanie, ale zawsze jakies jest, nieprawdaz?
      Wzrasta poziom zycia w takowych osrodkach, ale dopoki ludzie maja bliskich , to moje osobiste zdanie, nikt nie powiniem w owym miejscu sie znalezc.

      "Aniu, kompletnie nie rozumiem tego wywodu o singlach. Owszem, jest wśród nich grupa takich, którym coś się nie udało, i owo singielstwo tworzy dramaty. Tylko jak chcesz temu zaradzić? Pogotowie ratunkowe z „wybrakowanym towarem”, z którego można wybrać życiowych partnerów?"
      No nie, sa przeciez portale internetowe dla samotnych, ale ogolnie cos dzieje sie nie tak. Cos z tym nadmiernym konsumpcjonizmem jest na rzeczy. Jezeli ludzie nie decyduja sie na dziecko, bo w przeliczeniu lepiej jest utrzymac psa, kota ...to wybacz. Pies, kot jako alternatywy na samotnosc i potrzebe bliskosci , nie wymagaja takiego zabiegania jak dzieciak, takiego zaangazowania, takiego wkladu finasowego. Poza tym nie psykuja, nie przechodza glupiego i trudnego okresu dojrzewania, a na starosc nie bedziemy zawiedzeni, kiedy sie nikt nami nie zajmnie .... cos jest nie tak.

      "Znasz powiedzenie: „samotność w tłumie”, czasami w rodzinie? "
      Oczywiscie, ze tak... okresy samotnosci sa nam potrzebne, ale nie moga to byc stany zachwalane kazdemu i nie moze to byc stan ciagnacy sie w nieskonczonosc, bo samotnosc staje sie choroba i przyczyna depresji.

      Singielka to ja dlugo Asmo bylam. Znam ten stan. Z prespektywy czasu nawet zachwalam pewne jego aspekty, ale nie ... to nie bylby moj swiadomy wybor na zycie

      Usuń
    4. Niestety, wzywają mnie miłe "obowiązki" towarzyskie (lekarstwo na samotność) ;))) Odpowiem później bo materiał jest obszerny.

      Usuń
    5. Czy „ucywilizowane okrucieństwo” jest lepsze od nieucywilizowanego? Śmiem wątpić. W tym temacie po prostu popłynęłaś za daleko. Wynika to z błędnego założenia, że opieka społeczna jest czymś złym (porównywalnym do zrzucania ze skał – sic?!) Weźmy ową skrajną ewentualność – dzieci oddają rodzica do hospicjum. Te dzieci mają swoje obowiązki, czasami swoje dzieci, a taka osoba potrzebuje całodobowej kontroli i opieki. Oczywiście, można się poświęcić, ale wtedy zamiast jednej cierpiącej osoby, mamy dodatkowo cztery (przy modelu dwa plus dwa). W dodatku nie zawsze zdolne do zapewnienia lepszej opieki niż w hospicjum. To takie patrzenie na świat przez pryzmat gloryfikacji cierpienia. Zarzut, że takie postępowanie to egoizm, wybacz, jest przerysowany. Nie chcę przez to powiedzieć, że opieka w domu jest bezzasadna, nie mniej nie masz prawa nikogo za takie postępowanie osądzać, jeśli nie znasz wszystkich okoliczności. Bo co, jeśli owe dzieci są tak małe, albo również chore, że też wymagają wzmożonej opieki?

      Znów przesadzasz. Posiadanie psa czy kota nie jest równoważne chęci posiadania dziecka. Coś kompletnie pomyliłaś pisząc, że pies czy kot jest za dziecko. To argument, gdybyś nie wiedziała, guru Rydzyka, który zarzucił parom małżeńskim (a nie singlom), że zamiast dzieci wolą mieć zwierzaka w domu. Zahaczamy o najważniejszy aspekt – odpowiedzialność. Otóż śmiem twierdzić, że to jest właśnie absolutny brak odpowiedzialności – chcieć mieć, najlepiej dużo dzieci, nie bacząc na to czy jest się im w stanie zapewnić chociażby minimum dobrego życia w sensie materialnym, ale również emocjonalnym. Sama pisałaś mi kilka razy o nieodpowiedzialnych rodzicach.
      Zwierzak, jako antidotum na samotność? Wybacz za szczerość – to kolejny absurd. Zwierzak może wypełnić Ci czas, ale samotności, jeśli ją ktoś negatywnie odczuwa, nie wyeliminuje. Żaden zwierzak, nawet najbardziej przymilny nie zastąpi kontaktu z człowiekiem, chyba że zaczniesz go traktować jako bożka. Ale to się akurat leczy...

      Samotność przyczyną depresji? Znów żartujesz, prawda? Za depresją stoją przede wszystkim inni ludzie, którzy w jakiś sposób wyrządzili nam krzywdę (abstrahując od faktu, że możemy się tu mylić).

      Znów problem singli sprowadzasz do siebie. To, że to nie był Twój wybór, w żadnym razie nie dowodzi, że bark takich, którzy ten stan wybrali świadomie.

      Usuń
    6. Jezeli ja poplynelam, to ty cwalujesz :) Jakos mnie to nie dziwi, ze opacznie zrozumiales to , co sie napisalo.:))
      Weszlam w opowiesc o okrutnym postepowaniu ze starcami i zaczelam od stwierdzenia, ze okrucienstwo bylo, jest ( coby mi nikt nie zarzucil, ze idealizuje wspolczesne czasy) i dopisuje teraz , ze niewatpliwie bedzie... tylko w innej odslonie , takiej bardziej ucywilizowanej.
      Wiesz co dla mnie jest okrutne? Na nasze wspolczesne czasy okrutne jest dla mnie gledzenie babci, aby poszla do domu starcow, bo tam jej bedzie lepiej. Bo tam sie nia zaopiekuja , tam bedzie wsrod ludzi, ktorzy wiekowo beda do niej dopasowani, bedzie po prostu wsrod swoich. Ok, kiedy nie ma sie rodziny , to jak najbardziej. Ale kiedy owa rodzina istnieje i babcia moze jeszcze w miare radzic sobie, to takie spychanie czlowieka do domu spokojnej starosci jest wedlug mnie okrutne. A kiedy chodzi o owe bycie wsrod swoich, to nie oszukujmy sie, owi swoi to sa wlasnie najblizsi, a nie obcy, z ktorymi wspolzycia trzeba uczyc sie od poczatku. Pracowalam krotko, co prawda, w takowym przybytku i z mojej perspektywy, patrzac na to moimi oczami, zaden to luksus. Nic sie tam zlego nie dzialo od strony personelu, ale... owego personelu jest przede wszystkim za malo. Starsi ludzie siedza cale dnie i czekaja od posilku do posilku... potem mycie zabkow i lulu. I tak dzien podobny do dnia. Pamietam, ze bylo trzech, czetrech staruszkow regularnie odwiedzanych przez rodzine. Do pewnej pani syn zachodzil codziennie, tak, jakby wracajac z pracy wdepnal do matki na kawe. Byly jeszcze dwie panie majace regularne wizyty dzieci w weekend, poza tym dzieciaki wpadaly od wielkiego dzwonu. Czlowiek powinien dozywac starosci w otoczeniu bliskich, ale zdaje sobie rowniez sprawe, ze kazdy z nas swoj los kuje sam. Bywaja tez wredni, pochrzanieni staruszkowie i .... skoro dzieciaki nie dowiedzaja to calkiem mozliwe , ze se takowy senior zasluzyl.
      Piszesz o hospicjum, ze to dobre rozwiazanie. Pewnie ze dobre, ale nie dla kazdego moj drogi. Ludzie chorzy na raka i na dodatek dreczeni demencja nie maja tam czego szukac. Tam jest miejsce dla ludzi swiadomie odchodzacych. Tam sa toczone rozmowy o smierci wiec , nie dla kazdego jest ow poziom pt.: hospicjum. Nie taka prosta to sprawa. Jakbys nie patrzyl , wszedzie selekcja.:)))

      "Posiadanie psa czy kota nie jest równoważne chęci posiadania dziecka. Coś kompletnie pomyliłaś pisząc, że pies czy kot jest za dziecko."

      Ja mam dziecko i psa. Pies nie byl za dziecko, pies jest dlatego, ze dziecko chcialo, ale wedlug badan zachodnich model wspolczesnej rodziny to on, ona oraz pies lub kot. Ludzie nie chca dzieci tak wczesnie jak nasze matki, co zle nie jest. Dopiero po trzydziestce zaczynaja sie nad danym tematem zastanawiac. Ale, no wlasnie, jezeli wykreslimy jakies hormonalne jazdy u kobiet na macierzynstwo, takie jazdy, ktore cisna i ona musi sie jako matka zrealizowac, to raczej obecni mlodzi da niechetni. Najpierw chca ustawienia ekonomicznego ( nic w tym zlego), zawodowego ( tez nic w tym zlego), chca sie wyszalec, pojezdzic, pozwiedzac.... no i przychodzi moment, ze zaczyna sie wygodnictwo, wiec trzeba sie zastanowic czy oby pomysl z dzieckiem jest wlasciwy.

      " Za depresją stoją przede wszystkim inni ludzie, którzy w jakiś sposób wyrządzili nam krzywdę (abstrahując od faktu, że możemy się tu mylić)."
      Wez sie zastanow co gadasz. Nie ma ludzi nie porzywdzonych przez innych. Wez se na wstrzymanie.

      "Znów problem singli sprowadzasz do siebie. To, że to nie był Twój wybór, w żadnym razie nie dowodzi, że bark takich, którzy ten stan wybrali świadomie."
      Oczywiscie, kazdy ma tak ciekawe i urozmiacone zycie, te wyjazdy, rozjazdy, wypady do teatrow, kina, opery, bale karmawalowe, te sympozja, wyklady, wolontariat w DPS ... drugi czlowiek to tylko przeszkoda w tak cudownym i wypelnionym po brzegi zyciu.

      Usuń
    7. Moje zastrzeżenia budzi porównanie oddawania osoby starej pod opiekę hospicjum z pozbywaniem się ich w faktycznie okrutny sposób, pozostawiając np. na pastwę losu. Musimy sobie wyjaśnić znaczenie dwóch słów: hospicjum i dom starości. To pierwsze jest przeznaczone dla osób nieuleczalnie chorych, którzy nie potrafią w ogóle już samodzielnie funkcjonować. Wyobraźmy sobie, że w myśl fałszywie pojętej solidarności rodzinnej, stać kogoś na dochodzącą opiekę w domu. Przecież taka opiekunka/opiekun nie będzie w Twoim domu całą dobę. To nie Niemcy, gdzie i taka forma opieki jest dość popularna, ale to się dzieje przede wszystkim w domu osoby wymagającej takiej opieki, a nie w domu rodzinnym. Na to potrzeba mieć dużo kasy, a to nie jest wszystkim dostępne, chyba nawet w Niemczech.

      Co innego dom spokojnej starości. Tam decydują się iść przeważnie sami zainteresowani. Też mam taki plan dla siebie, gdy już nie we wszystkim będę sobie radził. Standard zależy od wysokości dochodów, ale to zawsze jakieś wyjście, według mnie lepsze niżbym miał angażować córkę, która mieszka 50 km ode mnie, a która nie ma warunków do zakwaterowania dodatkowej osoby.

      Ależ mnie czarujesz ;) Pies czy kot nie jest w żadnej mierze powodem decydowania się (lub nie) na dziecko, a te badania, na które się powołujesz też takiej tezy nie potwierdzają, właśnie dlatego, że mając dziecko możesz mieć zwierzaka i na odwrót. Sama piszesz o zasadniczym powodzie, ludzie najpierw chcą mieć odpowiednie warunki i ustabilizowaną pozycję, na to by móc się na dziecko zdecydować. I ja zdecydowanie takie podejście do macierzyństwa popieram. To skutkuje mniejszą ilością dzieci, tylko w czym problem? Nikt, albo prawie nikt już nie marzy o posiadaniu drużyny piłkarskiej. Chyba, że starsze dzieci będą nam służyły do wychowywania młodszych dzieci, co w dzisiejszych czasach jest po prostu chore.

      Skoro nie ma dziś osób nie pokrzywdzonych przez innych, to dlaczego insynuujesz, że za depresją stoi samotność?

      To prztyczek w moim kierunku? A co w takim razie powiesz o facecie, który płodzi dzieci w wieku pięćdziesięciu lat i więcej? No tak, według Twojej mentalności, powinienem zajmować się wnukami, no, ewentualnie różaniec i do kościółka... (sic!) – to mi chciałaś polecić?

      Usuń
    8. "To prztyczek w moim kierunku? A co w takim razie powiesz o facecie, który płodzi dzieci w wieku pięćdziesięciu lat i więcej? No tak, według Twojej mentalności, powinienem zajmować się wnukami, no, ewentualnie różaniec i do kościółka... (sic!) – to mi chciałaś polecić?"

      Juz sama nie wiem co ci chcialam powiedziec... wywracasz wszystko bebechami do gory, ze niby ja chcialam ci powiedziec konkretnie to, co napisales?
      Wez daj spokoj i przestan dreczyc.
      Moj maz zostal ojcem w wieku 46 lat, to blisko twojego przykladu o piecdziesiecioletnim facecie, ktory , jak to okresliles; wedlug "mojej" mentalnosci powinien zajmowac sie wnukami. Niedobrze mi sie robi .

      Usuń
    9. Wymieniłaś wszystkie te elementy mojego życia po pięćdziesiątce, które sobie cenię, w sposób zdecydowanie pejoratywny. Spodziewałaś się innej reakcji? Miałem się zawstydzić tym, że jestem taki samolubny? Nie przyszło Ci na myśl, że mnie takie, nawet jeśli nie do końca przemyślane insynuacje, też mogą sprawiać wrażenie dręczenia?

      Rozumiem, że Twój ojciec miał młodą żonę, dzięki temu stać go było na taką beztroskę, bo ja uważam ojcostwo w tym wieku za pewną nieodpowiedzialność (nie bierz tego do siebie, bo myśl jest ogólna). Mnie jakoś nie zachęcała perspektywa ojca emeryta, który bierze udział w wychowywaniu własnego niemowlaka i jednocześnie wnuków swojej starszej córki (gdyby je miała). Jest wiek na ojcostwo, jest wiek na starość i ja bym tych okresów w żadnym razie nie mieszał.

      Usuń
    10. Wiem tylko ze grywasz w szachy, czasami z mlodymi, i jezdzisz do opery, jak moglam wiedziec, ze to wszystko to elementy twojego zycia?
      Z drugiej strony nie kazdego na taki wypasiony model zycia stac. Samotni ludzie w mniejszych miastach gdzie aby skoczyc na spektakl do oery, teatru, filharmonii musza sie niezle logistycznie natrudzic i jezeli juz to czynia to moze raz do roku. Tam gdzie kina zamykaja... co im pozostaje? Korzystanie z miejskiej biblioteki? A ty rozwodzisz sie, ze singielstwo i ojej ... jak to dobrze , ze corka cie nie obarcza ani swoja obecnoscia ( dziwne to ciut, naprowadzasz mysli czytelnika o waszych relacjach), ani nie posiada pociech, ktore by cie nawiedzaly ( a calkiem mozliwe, ze corka podrzucala by tobie od czasu do czasu szkrabow do opieki:))
      Takie niby swiatowe, nosowe "ą" i "ę". Francja, elegancja i blichtr....

      "Rozumiem, że Twój ojciec miał młodą żonę, dzięki temu stać go było na taką beztroskę, bo ja uważam ojcostwo w tym wieku za pewną nieodpowiedzialność (...)"

      Ciezko sie z toba gada kolego, bo mylisz, nie czytasz chyba... po tzw. lebkach lecisz. Nie szlo o mojego ojca...
      A dalej to juz mi sie nawet nie chce korygowac.

      Usuń
    11. Powiem Ci, że znów mnie zadziwiasz tym „Takie niby światowe, nosowe "ą" i "ę". Francja, elegancja i blichtr”. Naprawdę uważasz, że skoro unikam wulgaryzmów, w języku potocznym tym bardziej, że lubię takie rozrywki a nie inne, to jest to zadzieranie nosa? Weź małą poprawkę. Wulgaryzmów, awantur, telewizji, jako jedyna forma spędzania wolnego czasu, i nasiadówek mocno zakrapianych alkoholem, to ja miałem aż nadto dość, gdy byłem dzieckiem i młodzieńcem w rodzinie stricte katolickiej. Na samo wspomnienie robi mi się niedobrze. Chciałem być inny ponad ten powszechny wtedy stereotyp, i jestem, i nie ma w tym żadnego zadzierania nosa. Owszem, czasami rodzina z siostrą na czele, ma mi za złe, że nie „godom” tylko mówię, wyzywając mnie od „gorola”, ale ponieważ nawet w najmniejszym calu nie jestem od nich zależny, mam to gdzieś.
      Dziś znów widzę górników emerytów zbierających się na placyku przy ciągu sklepików, którzy wciąż „fedrują” przy piwku lub mamrocie, i jak pomyślę, że mógłbym być taki sam, to się zastanawiam, czy mógłbym patrzeć na siebie w lustrze za tak „ambitne” życie. A przecież nie chodzę między nimi z ateistyczną ewangelią i nie namawiam do swojego stylu życia mówiąc: patrzcie na minie, jak można pięknie żyć.

      Specjalnie użyłem sformułowania „Twój ojciec”, aby nie „tykać” bezpośrednio Ciebie. Chciałem tylko abyś na to spojrzała od strony dziecka ojca-emeryta. Mówić do niego tato, czy dziadzio? Miałem taką dziewczynę, która gdy chciała dokuczyć ojcu śpiewała pod nosem piosenkę „Dziaku, drogi dziadku, nie chcemy jeszcze spać...”. Aby była jasność, mnie nie obchodzi z kim ułożyłaś sobie życie, odparłem tylko na zarzut, że uciekłem w singielstwo, bo nie chciałem mieć dzieci. Wyszło jak wyszło, ale przecież nie wypytuję Cię o intymne strony Twojego życia.

      Usuń
    12. Jak zwykle nie zrozumiales, pocwalowales w jakims dziwnym kierunku.... zaskoczona jestem twoim wyodem, bo mi w ogole nie szlo o taki kierunek rozmowy. Nawet nie wiem , gdzuei my obecnie zawedrowalismy i .... odpuszczam.
      Ty i twoje singielstwo?

      Usuń
    13. Jeśli chodzi o kierunki polemik, w ich nadawaniu mają udział przede wszystkim moje czytelniczki i czytelnicy ;)

      Polecam Ci najbliższą notkę. Jak nic, znów będziemy tworzyć protokół rozbieżności...

      Usuń
  5. rzecz w tym, że konserwatyści /tacy na gruncie katolickim/ uwikłani w swoje rodziny /w rozumieniu "jedynym słusznym": katolickim/ sami często są niesamowitymi konsumpcjonistami...
    co do indywidualizmu, to wcale nie musi ono oznaczać singlowstwa... indywidualiści też wchodzą w związki i to nieraz bywają nader udane związki... tu sprawa polega na tym, że jedni indywidualiści potrafią działać "pospołu", inni nie potrafią, zaś utożsamianie jedynie tych drugich z indywidualizmem jest błędem..
    zaś permanentne mylenie samotności z "samością" /byciem samej/mu/ to jest trochę problem natury językowej(?), wynikającym z błędnego przeświadczenia, że człowiekowi żyjącemu samej/mu koniecznie musi doskwierać samotność, uczucie dość przykre ponoć...
    ...
    oczywiście nie ma żadnych przesłanek, aby określić Cię jako "konsumpcjonistę", ale większość konserwatystów /chodzi o ideologię, a nie prywatny styl życia/ to debile i jeśli ktoś nie jest lękowy i widzi świat inaczej, niż oni, to nawet jeśli jest czystym heterykiem, to i tak nazwą go "pedałem"...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda: „co do indywidualizmu, to wcale nie musi ono oznaczać singlowstwa”, ale akurat mówimy o singlach, a nie o całej gamie samotności.
      Nie jest też prawdą twierdzenie, że single z wyboru to osoby nieszczęśliwe, lub takie jest o nich mniemanie. Nie o to chodzi, nawet jeśli takie przekonanie istnieje. Główny zarzut wobec singli to ten, że mają czelność uważać się za osoby szczęśliwe. To owo nadawanie sensu życia samemu, jest dla tych środowisk zagrożeniem, bo burzy ich świat.

      Właśnie o to chodzi. Definicja konsumpcjonizmu nie definiuje, kiedy zaczyna się nadmiar chęci posiadania dóbr. Równie dobrze może to być zapas w lodówce, jak i zakup ferrari, bo przecież mogłeś sobie kupić hulajnogę.

      Usuń
    2. Proszę o doprecyzowanie - zapas czego w tej lodówce? Kilograma czereśni w sezonie co drugi dzień? :))

      Akurat Wiki jakoś ten "nadmiar chęci posiadania dóbr" określa.
      Jako nieusprawiedliwiony (!) rzeczywistymi potrzebami oraz kosztami ekologicznymi, społecznymi czy indywidualnymi, na dodatek, co chyba najważniejsze uznawany za najważniejszą lub jedyną wartość w życiu.

      Usuń
    3. Pełna lodówka czereśni? ;) Ja nie sądzę, aby lodówka służyła czereśniom. Byłyby dostępne cały rok, a nie są. Na początku mojego singielowania też byłem taki „mądry” ;) Zapełniłem lodówkę na ful pewny, że moje wizyty w sklepie ograniczą się do piekarni. Gdy wyrzuciłem połowę produktów, już mnie takie pomysły nie dopadają. Niemniej fakt jest taki, że dziś kilka dni bez zakupów jest normalką.

      Ale narzuca się pytanie w związku z zarzutem Radka, czy taki laptop jest przedmiotem nadmiernego konsumpcjonizmu? Gdybym miał dwa, tak by było. I był taki okres, ale zdecydowałem się go wypożyczyć nieodpłatnie znajomym. I tu też trudno mówić o konsumpcjonizmie. I teraz pytanko: czy, skoro czułbym się dziś bez laptopa jak bez ręki, to też ktoś uzna, że to moja najważniejsza wartość?

      Usuń
    4. konsumpcjonizm - postawa życiowa polegająca na nieustannym tworzeniu sobie potrzeb (materialnych) i braku /przynajmniej częściowo/ kontroli nad sobą w ich zaspokajaniu...
      źródła nie podam, bo to moja definicja naprędce wymyślona, ale widzę, że z wikipedyczną nie koliduje...
      akcent leży tu na słowie "materialnych", bo w innych razach można jedynie mówić o pasji lub /w skrajnych przypadkach/ o uzależnieniu...
      w tym momencie pojawia się pytanie, czy /np./ namiętny kolekcjoner dzieł sztuki jest konsumpcjonistą?... to zależy, co on z nimi robi... o konsumpcjonizmie można mówić, gdy będzie te dzieła tylko magazynował, nie zaglądał do nich, nie "był" z nimi, a jedynie budował swoją wartość na samym ich posiadaniu...
      kwestia laptopa tu poruszona... chęć posiadania laptopa i jej realizacja to nie jest żaden konsumpcjonizm, ale:
      jeśli mój (sprawny) laptop zaspokaja moje potrzeby, ale mimo to kupię sobie nowy, bardziej wypasiony, to można by mnie podejrzewać o konsumpcjonizm...
      inna sprawa, że ja akurat mam dwa laptopy, ale ten drugi, który dostałem zupełnie przypadkiem w prezencie niedawno, bardzo skromny zresztą jeśli chodzi o parametry, leży sobie tam gdzieś jako rezerwowy, na wypadek awarii tego pierwszego... czyli to nie jest konsumpcjonizm...
      zapełnienie lodówki po brzegi również nie jest konsumpcjonizmem, to jest jedynie wynik obawy o zaopatrzenie w przyszłości... ile w tym rozsądku, a ile lęku /czyli urojeń/, to już trzeba by rozpatrywać indywidualnie... znałem jednak kiedyś gościa, który za czasów PRL miał pełną spiżarnię wypasionych produktów z PEWEX-u i bazaru na Polnej /stać go było/, których ani nie jadał, ani nikogo nikogo nimi nie częstował... one nawet nie były na "specjalną okazję", tylko po to, aby tam leżały... nie wiem, co o on w końcu tym zrobił, bo znajomość się jakoś urwała, ale wtedy jawił mi się on jako konsumpcjonista właśnie...
      są też przypadki mieszane i dość złożone... weźmy sobie na ten przykład podróżnika, który zatrzymuje się jedynie w najdroższych hotelach... jest to objaw konsumpcjonizmu, czy nie?...
      reasumując na takim najogólniejszym poziomie, konsumpcjonista to taki ktoś, u którego "mieć" wybitnie przeważa nad "być"...

      Usuń
    5. Wszystko ok, nawet się z Tobą zgadzam, ale mam za to jedno zasadnicze pytanie: czy owo „mieć” ponad potrzeby jest w jakimś znaczeniu moralnym złem, jeśli realizujesz to „mieć” własnym, uczciwym sumptem?

      Usuń
    6. singlowi z wyboru może ten stan się kiedyś znudzić, tak jak może się też znudzić bycie w związku... nieszczęście może być tylko wtedy, gdy taki singiel będzie chciał to zmienić, ale z takich, czy innych powodów nie będzie mu się to udawać i wtedy dopiero można mówić o "samotności"...
      bo /powtórzę/ samotność to nie jest "samość" jako stan fizyczny, tylko stan umysłu, dość przykry ponoć, który może wynikać z owej "samości", ale też niekoniecznie, bo samotność może też odczuwać osoba w związku i prowadząca nawet bujne życie towarzyskie...
      ale generalnie chodzi o to, że dość powszechne jest przypisywanie singlom samotności, mimo że wcale jej nie doświadczają... pierwsza przyczyna to mylenie pojęć, zaś druga to jest to, co wspomniał Asmo, że "szczęśliwy singel" wielu nie mieści się w głowie, zaburza ich koncepcję widzenia świata i wywołuje lęk...
      ...
      tak w ogóle, to pojęcia "singel z wyboru" i "singel z przypadku" to taki podział trochę laboratoryjny... mam sporo doświadczeń przechodzenia z fazy "związkowej" na "singlową" i na odwrót /obecnie jestem w "związkowej"/, ale nie potrafię dokładnie określić, ile w tych zmianach było przypadku, ile świadomej decyzji, to się jakoś działo "samo"... nigdy jednak nie doświadczyłem samotności, być może dlatego, że nigdy się jej nie bałem? :)

      Usuń
    7. at Asmo...
      postawę "mieć" uważam za pewną słabość w porównaniu do "być", ale nie jest to ocena stricte moralna, że to jest "złe"... aczkolwiek być może powinienem, skoro niszczenie Ziemi i Natury oceniam jako (moralne) zło, bo wynika ono właśnie z postawy "mieć"...

      Usuń
    8. Niszczenie Ziemi i Natury wynika z nieodpowiedzialność, a nie z postawy "mieć".

      Usuń
    9. at Asmo...
      robimy gównoburzę, czy od razu podpisujemy pokojowy protokół rozbieżności zdań? :)

      Usuń
  6. Kościół musi być za rozrodem i małżeństwami, ponieważ na tym zarabia to jest jego biznes, aby jednak zarabiać musi do tego na wszelkie sposoby zachęcać używając różnych manipulacji to jest biznes, Pytanie, dlaczego ludzie ulegają tej manipulacji? Ano ulegają, bo zawsze boją się śmierci i przeraża ich myśl, że ich życie się skończy, znikną lub ewentualnie pozostaną w pamięci najbliższych
    Drugą sprawą, która nakłania ludzi do związków i posiadania dzieci są ludzie wokół nas. Zmuszają nas do tego posredniuo i bezpośrednio. Ja osobiście zauważyłam głównie mocną nagonkę na kobiety, ciągłe pytanie, kiedy wyjdziesz za mąż, kiedy będziesz miała dziecko i to nękanie kobiet jest o dziwo spowodowane przez inne kobiety zazwyczaj takie, które raczej w szczęśliwych związkach nie żyją, i i wiele przełknąć musiały, aby te ich związki przetrwały. Kobiety w miarę szczęśliwych związkach nie są tak namolne. To nękanie dotyczy głównie kobiet, rzadko mężczyzn, po prostu do mężczyzn nie mają odwagi pytać wielokrotnie o to samo. Więc jako mężczyzna Asmodeuszu jesteś w uprzywilejowanej sytuacji, w życiu realnym raczej nikt cię nękać nie będzie ;-))
    Dobrze, że odeszłaś od kościoła to zła doktryna, która raczej szczęścia i oświecenia oraz radosnego życia nie daje. Może wynika to z tego, że nie ma tam niczego mistycznego i nie opiera się ona na słowach Boga czy Jezusa, ale na podstawie słów apostołów ludzi żyjących w dawnych epokach i tak a nie inaczej wyobrażających sobie świat i rzeczywistość, Ludzi, którzy wcale nie byli dobrzy Św. Paweł Był mordercą, wszyscy apostołowie opuścili swoje rodziny zostawiając ich na śmierć głód, brak warunków do życia, brak pieniędzy a kobiety w tamtych czasach nie zarabiały i były zależne od mężczyzn, można byłoby ich nazwać alimenciarzami; -))) Jak widać złoczyńcy, zdrajcy, mordercy nie mogą dać nikomu oświecenia, mogą jedynie zmarnować życie innym głosząc swoją filozofię,
    PS nie prowadzę, żadnego bloga, linki na profilu to tylko żartobliwy i prowokacyjny opis siebie;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że to nieuzasadniony stereotyp na temat instytucjonalnego Kościoła. Owszem jest za małżeństwem i rozrodczością, ale to nie jest motywowane kasą. Prędzej ideologią. To jest też biznes, ale nie oszukujmy się, majątku z tego nie będzie, inaczej Rydzyk nie żebrałby o dotacje i datki.

      Faktem jest, że otocznie wciąż jeszcze naciska na dzieci, ale ta presja też odchodzi powoli do lamusa. Stare ciocie wymierają, młodych to już tak bardzo nie interesuje. Prawdą jest, że mnie nie nagabywano o dzieci (gdy był ku temu czasu), otoczeniu wystarczało, że mam jedno dziecko, zaś żona się nie skarżyła, że ktoś ją nagabuje na drugie i więcej. Problem stał się polityczny (malejąca dzietność i chory system emerytalny), więc teraz częściej politycy (poza Kościołem) naciskają.

      Wydaje mi się (chyba, że się mylę), że idea Boga pojawiła się na długo przed apostołami ;))) Właściwie nic nie wiemy o twórcach Boga Jahwe, poza tym, że byli to ludzie starożytni. I tu muszę wyjaśnić, że nie odchodziłem z Kościoła z powodu apostołów. Sama idea Boga stała się dla mnie niedorzeczna. Pomogli mi w tym wierzący z mojego otoczenia ;) Mało kto się Bogiem przejmował, choć co tydzień chodzili do kościoła, do spowiedzi i do komunii świętej.

      Dzięki za wyjaśnienia odnośnie blogów ;)

      Usuń