Nie
powinienem czytać tekstów sprzecznych z moim poglądami. Ale to jest silniejsze
ode mnie, coś jak uzależnienie od używek, wyłączając narkomanię, bo narkotyku
nigdy nawet nie spróbowałem. A jak zgadnąć, że tekst jest sprzeczny z moimi
poglądami? Właściwie nie powinienem i z tym mieć problemów, wystarczy sprawdzić
kto jest jego autorem. Problem w tym, że sam tytuł działa jak bodziec, na który
nie potrafię nie zareagować. I czytam... Tak było i tym razem.
Tytuł
zawierał stwierdzenie: „Kościół na Zachodzie poddał się. Czy Polskę ominie
kryzys?”* Autorem jest abp Jędraszewski, już po nominacji na metropolitę
diecezji krakowskiej. Wiedziałem, że będzie kontrowersyjnie. Oto krótki
fragment: „Nie wolno nam zapomnieć o tej
fundamentalnej prawdzie, (...)
jeśli w demokracji zabraknie odniesienia do trwałych wartości, to może stać się
ona jawnym lub zakamuflowanym totalitaryzmem [wszystkie cytaty pochodzą z
omawianego artykułu].” Rozumiem, faszyzm, komunizm to bez wątpienia systemy
totalitarne, natomiast monarchia i to, co dziś proponuje nam PiS wspierany
przez Kościół, to autorytaryzm, któremu bardzo blisko do totalitaryzmu.
Zdecydowanie bliżej niż liberalizmowi, który ma na myśli abp Jędraszewski. I
stawia diagnozę, że np. taki faszyzm zrodził się i doszedł do władzy w wyniku
odrzucenia wartości (sic!) Arcybiskupie, faszyzm doszedł do władzy dzięki
kreowaniu wartości i tożsamości narodowej, czyli dokładnie na tym, na czym Pan
chce budować jakąś ideę „dobra wspólnego” Aby nie być gołosłownym przytoczę
jeszcze jeden fragment: „Nasz spór, który jest bardzo zacięty i niedobry,
wynika bardzo często z tego, że brakuje w nim – w moim przekonaniu – dwóch
podstawowych elementów: spojrzenia na dobro wspólne, za które wszyscy są
odpowiedzialni, a jest nim Rzeczpospolita Polska, oraz odniesienia do
wartości (…) są podstawowe kryteria, dzięki którym można to dobro wspólne
właściwie zdefiniować. Na przykład kwestia obrony każdego życia ludzkiego,
tożsamość naszego narodu, jego kultura, sprawne państwo, jego obronność.”.
Wystarczy w tym opisie zmienić dwie podkreślone przeze mnie kwestie na: „Trzecia
Rzesza” i „obrony każdego niemieckiego życia”, a wszystko idealnie się zgadza w
odniesieniu do niemieckiego nazizmu.
Powinienem
w tym miejscu wyjaśnić. Ja żadnej z tych „wartości” nie neguję pod warunkiem,
że nie odnoszą się do jakiegoś wyimaginowanego dobra wspólnego. Dobrem wspólnym
można nazwać jakiś majątek, z którego wszyscy korzystamy (zdobycze kultury i
nauki, piękno krajobrazów i cuda przyrody), ale już na pewno nie jest nim
etyka, religia czy dążenie do ideologicznej jedności i świadomej wspólnoty. O
tym decyduje jednostka i jej dobro, takie, jak je sama postrzega. Jakiekolwiek
naciski na te sfery życia jednostki noszą znamiona autorytaryzmu a w
szczególnych przypadkach – totalitaryzmu.
Czytam,
że według
arcybiskupa Jędraszewskiego najważniejsze dziś to porozumieć się, co do
świętości ludzkiego życia, co do historii i przyszłości naszego narodu,
odpowiedzialności za Polskę. Ja bym w tym miejscu chciał wiedzieć, co
arcybiskup rozumie pod pojęciem „świętości życia”. I gdzieś podświadomie
przychodzi mi na myśl życie poczęte, ale jeszcze nienarodzone, a w najlepszym
razie... nieochrzczone. Później z tą „świętością” bywa bardzo różnie, to
znaczy, już za bardzo nikogo nie obchodzi. Idee
fixe jest próba porozumienia się w sprawach historii, przyszłości i odpowiedzialności.
Ostatni wiek udowodnił, że to nie jest możliwe. Co ekipa rządząca to zmiana i
niewyobrażalne wręcz zidiocenie, czego klasycznym przykładem jest na dziś
katastrofa smoleńska i obchody dziesiętnicy... pogrzebu (sic!) Tego ostatniego nie było w żadnej, nawet najbardziej
religijnej tradycji. Ta dziesiętnica staje się równie ważna jak rokrocznie
obchodzone Święta Wielkanocne i to już arcybiskupom nie przeszkadza.
Jeszcze
jeden wątek. Abp Jędraszewski stwierdza: „Współczesna
Europa odeszła od swoich korzeni, zarzuciła Europę poetów, malarzy, wspaniałych
muzyków, wielkich idei. Odwróciła się od nich.” Tu już mnie specjalnie nie
zdziwił, bo on tę tezę lansuje od lat. Naprawdę nie wiem czemu ma służyć to
oczywiste kłamstwo? W końcu są gusta i guściki, ale niech arcybiskup, już jak zwykły, szary człowiek spróbuje
się dostać w sezonie do Luwru bez odbębnienia kilku godzin w kolejce. Niech w ten sam
sposób spróbuje znaleźć się wśród widzów Koncertu Noworocznego w Filharmonii
Wiedeńskiej, gdzie już nawet zasobny portfel nie wystarczy, niech mi powie,
której klasycznej powieści nie jest w stanie kupić lub wypożyczyć by sobie
poczytać, kto mu wreszcie broni wyznawać jakąkolwiek wielką ideę? Jest tylko
jeden mały szczegół, który arcybiskupowi bardzo nie odpowiada. Ta Europa jest
również otwarta na nowe trendy, na nowe idee, ale co może zdumiewać, nikogo na
siłę do nich nie przymusza. Owszem, istnieje pojęcie mody, nie tylko w sensie
ubioru, ale każda moda ma to do siebie, że szybko lub bardzo szybko przemija.
Ale ja rozumiem, o co naprawdę arcybiskupowi chodzi. On ubolewa nad tym, że ta
Europa odchodzi od wiary, szczególnie tej katolickiej. Tylko bądźmy szczerzy.
Winę za to nie ponosi Europa, ze swoimi, czasami zwariowanymi ideami i
nowinkami, winien temu zjawisku jest sam Kościół, nawet nie tyle przez swój
konserwatyzm, bo taki był zawsze, ile przez afery zarówno obyczajowe jak i
finansowe, i przez próbę ich nieudolnego tuszowania. Kościół okazał się nie
taki „święty” na jaki się kreuje. A najbardziej zdumiewające jest to, że papież
Franciszek, próbujący przywrócić „dobre”
oblicze Kościoła, napotyka ze strony hierarchów (w Polsce szczególnie) na
zdecydowany opór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz