wtorek, 27 grudnia 2016

Degeneracja



  Nie powinienem czytać tekstów sprzecznych z moim poglądami. Ale to jest silniejsze ode mnie, coś jak uzależnienie od używek, wyłączając narkomanię, bo narkotyku nigdy nawet nie spróbowałem. A jak zgadnąć, że tekst jest sprzeczny z moimi poglądami? Właściwie nie powinienem i z tym mieć problemów, wystarczy sprawdzić kto jest jego autorem. Problem w tym, że sam tytuł działa jak bodziec, na który nie potrafię nie zareagować. I czytam... Tak było i tym razem.

  Tytuł zawierał stwierdzenie: „Kościół na Zachodzie poddał się. Czy Polskę ominie kryzys?”* Autorem jest abp Jędraszewski, już po nominacji na metropolitę diecezji krakowskiej. Wiedziałem, że będzie kontrowersyjnie. Oto krótki fragment: „Nie wolno nam zapomnieć o tej fundamentalnej prawdzie, (...) jeśli w demokracji zabraknie odniesienia do trwałych wartości, to może stać się ona jawnym lub zakamuflowanym totalitaryzmem [wszystkie cytaty pochodzą z omawianego artykułu].” Rozumiem, faszyzm, komunizm to bez wątpienia systemy totalitarne, natomiast monarchia i to, co dziś proponuje nam PiS wspierany przez Kościół, to autorytaryzm, któremu bardzo blisko do totalitaryzmu. Zdecydowanie bliżej niż liberalizmowi, który ma na myśli abp Jędraszewski. I stawia diagnozę, że np. taki faszyzm zrodził się i doszedł do władzy w wyniku odrzucenia wartości (sic!) Arcybiskupie, faszyzm doszedł do władzy dzięki kreowaniu wartości i tożsamości narodowej, czyli dokładnie na tym, na czym Pan chce budować jakąś ideę „dobra wspólnego” Aby nie być gołosłownym przytoczę jeszcze jeden fragment: „Nasz spór, który jest bardzo zacięty i niedobry, wynika bardzo często z tego, że brakuje w nim – w moim przekonaniu – dwóch podstawowych elementów: spojrzenia na dobro wspólne, za które wszyscy są odpowiedzialni, a jest nim Rzeczpospolita Polska, oraz odniesienia do wartości (…) są podstawowe kryteria, dzięki którym można to dobro wspólne właściwie zdefiniować. Na przykład kwestia obrony każdego życia ludzkiego, tożsamość naszego narodu, jego kultura, sprawne państwo, jego obronność.”. Wystarczy w tym opisie zmienić dwie podkreślone przeze mnie kwestie na: „Trzecia Rzesza” i „obrony każdego niemieckiego życia”, a wszystko idealnie się zgadza w odniesieniu do niemieckiego nazizmu.

  Powinienem w tym miejscu wyjaśnić. Ja żadnej z tych „wartości” nie neguję pod warunkiem, że nie odnoszą się do jakiegoś wyimaginowanego dobra wspólnego. Dobrem wspólnym można nazwać jakiś majątek, z którego wszyscy korzystamy (zdobycze kultury i nauki, piękno krajobrazów i cuda przyrody), ale już na pewno nie jest nim etyka, religia czy dążenie do ideologicznej jedności i świadomej wspólnoty. O tym decyduje jednostka i jej dobro, takie, jak je sama postrzega. Jakiekolwiek naciski na te sfery życia jednostki noszą znamiona autorytaryzmu a w szczególnych przypadkach – totalitaryzmu.

  Czytam, że według arcybiskupa Jędraszewskiego najważniejsze dziś to porozumieć się, co do świętości ludzkiego życia, co do historii i przyszłości naszego narodu, odpowiedzialności za Polskę. Ja bym w tym miejscu chciał wiedzieć, co arcybiskup rozumie pod pojęciem „świętości życia”. I gdzieś podświadomie przychodzi mi na myśl życie poczęte, ale jeszcze nienarodzone, a w najlepszym razie... nieochrzczone. Później z tą „świętością” bywa bardzo różnie, to znaczy, już za bardzo nikogo nie obchodzi. Idee fixe jest próba porozumienia się w sprawach historii, przyszłości i odpowiedzialności. Ostatni wiek udowodnił, że to nie jest możliwe. Co ekipa rządząca to zmiana i niewyobrażalne wręcz zidiocenie, czego klasycznym przykładem jest na dziś katastrofa smoleńska i obchody dziesiętnicy... pogrzebu (sic!) Tego ostatniego nie było w żadnej, nawet najbardziej religijnej tradycji. Ta dziesiętnica staje się równie ważna jak rokrocznie obchodzone Święta Wielkanocne i to już arcybiskupom nie przeszkadza.

  Jeszcze jeden wątek. Abp Jędraszewski stwierdza: „Współczesna Europa odeszła od swoich korzeni, zarzuciła Europę poetów, malarzy, wspaniałych muzyków, wielkich idei. Odwróciła się od nich.” Tu już mnie specjalnie nie zdziwił, bo on tę tezę lansuje od lat. Naprawdę nie wiem czemu ma służyć to oczywiste kłamstwo? W końcu są gusta i guściki, ale niech arcybiskup, już jak zwykły, szary człowiek spróbuje się dostać w sezonie do Luwru bez odbębnienia kilku godzin w kolejce. Niech w ten sam sposób spróbuje znaleźć się wśród widzów Koncertu Noworocznego w Filharmonii Wiedeńskiej, gdzie już nawet zasobny portfel nie wystarczy, niech mi powie, której klasycznej powieści nie jest w stanie kupić lub wypożyczyć by sobie poczytać, kto mu wreszcie broni wyznawać jakąkolwiek wielką ideę? Jest tylko jeden mały szczegół, który arcybiskupowi bardzo nie odpowiada. Ta Europa jest również otwarta na nowe trendy, na nowe idee, ale co może zdumiewać, nikogo na siłę do nich nie przymusza. Owszem, istnieje pojęcie mody, nie tylko w sensie ubioru, ale każda moda ma to do siebie, że szybko lub bardzo szybko przemija. Ale ja rozumiem, o co naprawdę arcybiskupowi chodzi. On ubolewa nad tym, że ta Europa odchodzi od wiary, szczególnie tej katolickiej. Tylko bądźmy szczerzy. Winę za to nie ponosi Europa, ze swoimi, czasami zwariowanymi ideami i nowinkami, winien temu zjawisku jest sam Kościół, nawet nie tyle przez swój konserwatyzm, bo taki był zawsze, ile przez afery zarówno obyczajowe jak i finansowe, i przez próbę ich nieudolnego tuszowania. Kościół okazał się nie taki „święty” na jaki się kreuje. A najbardziej zdumiewające jest to, że papież Franciszek, próbujący przywrócić  „dobre” oblicze Kościoła, napotyka ze strony hierarchów (w Polsce szczególnie) na zdecydowany opór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz