Ostatnio
znalazłem artykuł1, w którym nawiedzony autor „rozprawia się” z całą
wiedzą medyczną jaką udało się do tej pory zebrać na temat nowotworów. Główna
teza brzmi: wszystko na temat raka to kłamstwo, za którym stoi onkologia i
firmy farmaceutyczne, aby zachować nieprzerwany strumień pieniędzy do swych
kieszeni. (sic!) Ponieważ autor tej
tezy podpisuje się nic nieznaczącym nickiem „daug”, można wysnuć tylko jeden
wniosek. Jest świadom własnej indolencji i szkody jaką może uczynić. Zdumiewające
jest jednak to, że tych „sensacji” nie publikuje w piśmie medycznym lub z
medycyną związanym, a na katolickim
portalu.
Nie będę
streszczał wszystkich dwadzieścia prawd o raku (mowa jest o kłamstwach, które
demaskuje autor), którymi „błyszczy” ów nawiedzony. Wybiorę ledwie kilka.
Onkolodzy w poszukiwaniu przyczyn powstania raka stosują voo-doo i magię.
Najbardziej kuriozalna „prawda” – nasze ciało wie jak sobie poradzić z rakiem i
potrzebuje tylko odpowiednich środków (sic!),
którymi nie są ani chemioterapia,
ani naświetlania, ani żadna inna metoda lecznicza. Kolejna teza, chemioterapia
służy tylko zatruwaniu organizmu, aby... zmniejszyć naszą odporność właśnie na
raka i stąd nawroty. Istnieje tysiące składników przeciwrakowych, wystarczy
tylko wejść do sklepu z żywnością nieprzetworzoną (sic!) Onkolodzy zarabiają takie krocie na chemioterapii, operacjach
i radioterapii, że w ich interesie leży, aby rak powracał. Firmy farmaceutyczne
chcą utrzymać swoją „dojną krowę”, więc nie mają interesu likwidować tak
dochodowego biznesu. Rak to w gruncie rzeczy nasze osobiste komórki, więc
próbując zabić raka próbujesz zabić samego siebie (sic!) Mastektomia to wątek seksistowski w onkologii. Lepsza od niej
jest witamina D, nawet w nadmiarze. Wystarczy? Jeśli nie, odsyłam do
artykułu...
Pierwsze,
co mi przyszło na myśl, to refleksja, że w gruncie rzeczy cała profesjonalna
medycyna działa podobnie, czyli zamiast leczyć, aplikuje nam choroby, bo to
przecież dla niej biznes. Im więcej chorych tym większe pieniądze dla lekarzy.
Jeszcze większe dla farmaceutów, więc te wszystkie leki, jakimi się
faszerujemy, właściwie służą tylko temu, abyśmy nigdy nie wyzdrowieli. Więc co
nas wyleczy? Tylko zioła i naturalne witaminy, pozyskane z jedzenia
odpowiednich produktów, ale uchowaj panie – z apteki. Tu mi się przypomina
pewna zasłyszana „oczywistość”. Kilkanaście tysięcy lat temu ludzie jedli tylko
zdrową żywność, pili tylko zdrową wodę, oddychali super czystym powietrzem
i..., żyli przeciętnie trzydzieści, góra czterdzieści lat. Idiotów nie sieją i
w zasadzie nie byłoby się czym przejmować gdyby... Ano właśnie to gdyby.
Oto już
poważniej, podpierając się „badaniami naukowymi” na portalu pch24.pl2
Bogna Białecka udowadnia, że przy stanach depresyjnych i ciężkich uzależnień (alkoholizm,
narkomania) wcale nie trzeba szukać
pomocy u psychoterapeuty??? (wyjaśnię: psychoterapeuta to nie zawsze
profesjonalny psychiatra czy psycholog). Podobną pomocą służy przewodnik
duchowy, jako podręcznik a nie osoba. Może nawet jest skuteczniejszy, jeśli
połączy się go z rachunkiem sumienia (nie mylić z szukaniem usprawiedliwienia),
poznaniem grzechu (nie mylić z szukaniem przyczyn) i spowiedź generalna (nie mylić z lekarstwem). Byłbym
niesprawiedliwy, słyszałem, że przy parafiach istnieją grupy odwykowe i mogą
się pochwalić sukcesami. Słyszałem, choć przypadku wyleczenia ze wspomnianych
nałogów osobiście nie znam wcale, tak jak mało znam, ale już znam, wyleczonych
w odwykach przy szpitalach psychiatrycznych. Tyle, że ten przewodnik duchowy
jest terapią stricte indywidualną.
Poniższa
konkluzja może wydawać się bez związku, ja jednak go dostrzegam. Jeśli dziś
propaguje się naprotechnologię jako metodę skutecznego leczenia niepłodności (sic!), jeśli dziś w MEN na eksperta ds.
wychowania seksualnego i wychowania w rodzinie powołuje się kogoś, kto
twierdzi, że antykoncepcja wywołuje hedonizm, instrumentalne traktowanie
człowieka i skłonność do zdrady, a prezerwatywa pozbawia kobietę dobroczynnego
wpływu nasienia, jeśli dziś pewne kręgi próbują nas przekonać, że cierpienie
jest błogosławieństwem i przez to uszlachetnia, to ten oszołom od spiskowej
teorii dziejów onkologów i farmaceutów, wcale taki dziwny się nie wydaje.
Generalnie mnie ten artykuł tak nie śmieszy jak Ciebie. Nie będę wyłuszczał tu różnych kolejnych prawd i półprawd o raku. Ale przytoczę słowa Noblisty:
OdpowiedzUsuń„Każdy powinien wiedzieć, że większość oficjalnych badań przeciw rakowi to wielkie oszustwa" – dr Linus Pauling (1901-1994), dwukrotny laureat Nagrody Nobla.
Lepiej brzmi niż jakiś daug?
Nowotwór to istotnie zmutowane komórki Twojego własnego ciała.
Chemioterapia niszczy raka, ale nie ma wizjonerskiej właściwości odróżniania go od komórek niezarażonych. Dr Hardin B. Jones, nie jest anonimowym blogerem i na podstawie 25 letnich badań doszedł do takich samych wniosków, że skuteczność chemioterapii jest niska.
Krebs z kolei dowodził, że wyodrębniona przez niego amigdalina likwiduje raka, lecz tu z kolei wycofano ją z rynku tłumacząc brakiem stwierdzonej skuteczności. Amigdalina występuje w przyrodzie w stanie naturalnym. Nie wiadomo jak wygląda jej skuteczność, bo nie mogę się doszukać kto i kiedy obalił tezę Krebsa. Trudno jest wskazać skuteczność naturalnych składników na walkę z rakiem, bo nikomu nie zależy na takich badań, które dowiodłyby, że można olać onkologię i wyleczyć się samemu. Co do przeszłości, to krzywa zachorowalności na raka szybuje wraz z kolejnym rokiem w górę. Pomimo szybszego zdiagnozowania i nowoczesnych metod leczenia. Lata kiedy ludzie dożywali 30 lat, to chyba średniowiecze jakieś? No i jeszcze w czasach późniejszych warto by zbadać przyczyny śmierci, bo mogła to być byle grypa, czy infekcja. Co ciekawe, badania wykazują, ze wtedy nie istniało coś takiego jak nowotwór. Więc nie genetyczne uwarunkowania a środowiskowe (zanieczyszczenie, także żywności - różnymi glutaminianami i E-sraliśmazgaliś) są tu determinantą.
To że korporacje produkujące leki tworzą je tak, by pacjent je zażywał a nie wyzdrowiał to powie Ci co uczciwszy lekarz. Przemysł farmaceutyczny to przemysł zarabiający na chorych i nie należy o tym zapominać. Nigdy.
Szczerze mówiąc nie podejrzewałem, że tak blisko Ci do takiej spiskowej teorii dziejów onkologii. Prawdą jest, że zachorowalność na raka rośnie, na co bez wątpienia ma wpływ nasze środowisko i sposób życia. Prawdą jest też, że liczba umierających na tę chorobę rośnie, co wynika z rosnącej liczby zachorowań, ale jednocześnie znacząco wzrosła liczba wyleczeń. Umieralność procentowo maleje(!), co wiąże się z naszą większą świadomością i wcześniejszą możliwością wykrycia tej choroby. Tyle, że ten wzrost uleczalności nie jest spowodowany większą ilością spożywanych ziół, czy jedzenia tylko zdrowej żywności – to efekt działania onkologów i przemysłu farmakologicznego, to także efekt propagowania metod wczesnego wykrywania tej choroby. Tylko w ciągu ostatniej dekady wskaźnik przeżywalności w Europie wzrósł u mężczyzn o cztery procent i wynosi blisko 40 proc. a u kobiet o trzy i wynosi ponad 50 proc. (to efekt popularyzacji mammografii). Czy bez onkologii i farmaceutyki w ogóle moglibyśmy mówić o przeżywalności?
UsuńA tak już na marginesie. Linus Pauling był noblistą w dziedzinie chemii i wiązań atomowych, i za to nagrody mu się należały, ale to ma bardzo luźny związek z onkologią. Ten noblista zasłynął tym, że począwszy do przeziębienia, a na raku skończywszy, wszystkim aplikowałby…, witaminę C. Zainicjował niechcący badania nad właściwościami tej witaminy i wyszło, że nie ma żadnych właściwości zapobiegawczych, nawet przy przeziębieniu, a jedynie minimalnie wspomaga inne środki farmaceutyczne podczas jego leczenia. Wiesz, ja bym nie chciał, aby z grypy leczył mnie fizyk jądrowy... :)))
Ja tylko mówię że ten artykuł mnie nie śmieszy. I że nie tylko anonimowe oszołomy wątpią w skuteczność terapii przeciw nowotworom.
UsuńNie podoba Ci się Pauling? Masz onkologa:
Peter Nelson z Fred Hutchinson Cancer Research Center w Seattle, Washington:
Chemioterapia mobilizuje zdrowe komórki do uwolnienia białka, WNT16B, które karmi komórki nowotworowe.
„WNT16B, gdy jest wydzielane, współpracuje z okolicznymi komórkami nowotworowymi powodując ich wzrost, rozprzestrzenianie się i co najważniejsze oporność na dalsze późniejsze leczenie. Nasze wyniki wskazują, że uszkodzenie łagodnych komórek, może prowadzić do zwiększenia się tempa wzrostu guza.”
A ten wskaźnik umieralności to jak się ma do wzrostu zachorowań? Wprost proporcjonalnie może?
Przyznaję, Peter Nelson to ktoś zdecydowanie bardziej poważny w dziedzinie onkologii niż Pauling. I nie zamierzam podważać badań jego zespołu oraz wniosków jakie wyciągnęli. A jednak, to nie jest dowód na spiskową teorię dziejów. Nelson wykazał, że druga chemioterapia przynosi odwrotny skutek do zamierzonego i znalazł tego przyczynę. Teraz przed onkologami konieczność znalezienia antidotum. I to nazywa się ogólnie p o s t ę p w medycynie. Bo czy ktoś twierdzi, że onkolodzy od zawsze odnosili same sukcesy? W końcu transplantolodzy też potrzebowali sporo czasu by uporać się z problem odrzucania przez organizm przeszczepów.
UsuńTylko mi teraz nie napisz, że odwracam kota ogonem, aby było na moim, ja odnoszę się do teorii oszołomów negujących onkologię i jej zdobycze. Ten przykład świadczy o tym, że wypacza się sens badań nad tą chorobą, bo ja jestem przekonany, że odkrycie Nelsona nie miało na celu ośmieszenie tej dziedziny medycyny, było próbą znalezienia przyczyny nieskuteczności drugiego zabiegu chemioterapii.
Ten wskaźnik jest procentowym opisem ilości osób, które wyleczono i nijak ma się do wzrostu zachorowań na raka. Procent, gdybyś nie wiedział, odnosi się do wszystkich przypadków w danym czasie. ;)
Ale to żadna spiskowa teoria. Coraz bardziej otwarcie mówi się o sposobie działania korporacji, nie tylko farmaceutycznych, więc dlaczego uważasz, że akurat ta branża nie jest nastawiona na zysk? Ja nie twierdzę, że onkolodzy to oszuści, natomiast czy faktycznie forsowana ogólnie terapia antynowotworowa jest bardziej skuteczna niż inne, to już jest inna sprawa. Tak samo mam wrażenie, że lobby stojące za produkcją leków może celowo blokować badania nad alternatywnymi sposobami leczenia, ma na to narzędzia i ma takie możliwości. Przykładem choćby ten Krebs, powodem może być fakt, że naturalnie występujących w przyrodzie czynników eliminujących raka NIE DA SIĘ OPATENTOWAĆ, co za tym idzie zarabiać. Krebs zaczął swoje badania od społeczność, gdzie nowotwór nie występuje, wcale, więc zależność według mnie istnieje.
UsuńNo myślę że ma. Jeżeli jest wzrost zachorowań to i jest wzrost liczby ludzi, którzy z raka zostają wyleczeni, bądź umierają. Generalnie też wydaje mi się że ma to więcej wspólnego z wcześniejszą diagnostyką i działaniami zapobiegającymi, a nie jakimś progresem onkologicznym w dziedzinie leczenia, bo o ile wiem, od lat niczego nowego nie wymyślono. Albo skalpel, albo chemia, albo radioterapia.
Ba!, pokaż mi już nawet nie tyle korporację, ale jakąkolwiek firmę, która nie jest nastawiona na zysk. Gdzie ja napisałem, że farmaceutyka to najbardziej altruistyczna dziedzina związana z medycyną? Nie potrafię zrozumieć, dlaczego takie działanie zasługuje na potępienie i podejrzenia o najgorsze? Przecież nawet za pogrzeb trzeba zapłacić i to wcale nie małe pieniądze. A przecież ten farmaceuta też ma szanse zachorować, i co? Będzie się leczył u znachora, bo sam produkuje truciznę (sic!) Albo skorzysta z konkurencji, choć wie, że ci też trują. Wyjaśnijmy sobie, od czasu gdy po raz pierwszy zastosowano chemioterapię było wiadomo, że daje tylko szansę na wyleczenie. Nawet dziś, żaden onkolog nie powie choremu, że daje gwarancję pełnego wyleczenia, bo takiej metody jeszcze nikt nie wymyślił i nie dlatego, że ktoś blokuje jakieś badania. To jest właśnie największa zbrodnia wobec chorych, snuć i rozpowszechniać chore teorie o spisku farmakologii. Jednym z warunków powodzenia kuracji jest przekonanie chorego, że szansę na wyleczenie ma, i o tym już chyba dyskutowaliśmy przy okazji placebo.
UsuńJeśli chodzi o amigdalinę proponuję Ci: http://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,amigdalina--witamina-b17----rak-leczony-niewiedza,artykul,1702507.html Tam jest info o tym kto i dlaczego wycofał ją z onkologii.
My tu mówimy o oszustwie. Nie wiem jak leczą się farmaceuci, generalnie nawet mając świadomość nieskuteczności terapii nie mają wyjścia raczej. Natomiast miałem okazję od lekarzy dowiedzieć się jak działają leki na tak zwane choroby przewlekłe. Otóż nie leczą! Podtrzymują pacjenta w stanie względnej stabilizacji, ale gdy już raz zacznie brać leki, musi je brać do końca życia. I to usłyszałem o dwojga różnych lekarzy.
UsuńCzytałem ten artykuł. Ta sama organizacja - FDA stwierdziła że zupełnie nieszkodliwy jest stosowany powszechnie wzmacniacz smaku - glutaminian sodu. Badania dowodzą, że jest to trujący narkotyk, a żremy (przepraszam za określenie) to wszędzie. Pomimo badań przeprowadzonych w instytutach w różnych punktach kuli ziemskiej FDA nadal twierdzi, ze glutaminian jest spoko, więc jak uważasz, jak można ich nazwać i dlaczego tak jest? Pecunia non olet.
No taaak, generalnie nie mają wyjścia raczej :)))
UsuńWiesz, ja mam już trudności z odczytywaniem małych literek, dlatego do sklepu zabieram zawsze okulary i czytam skład. Jeśli jest tam glutaminian sodu, o właściwościach którego dowiedziałem się dziesięć lat temu na kursie kucharskim, nie kupuję!
Na tej zasadzie, ktoś kto nie ma zaufania do lekarzy i medycyny ogólnie, nie powinien korzystać z ich usług. Jeśli choroba jest przewlekła, to już z samej nazwy wynika, że jej się wyleczyć nie da. Wiem coś o tym, sam choruję, ale gdybym nie brał leków, mógłbym się bez oporów poddać eutanazji.
A inni kupują, bo nie mieli kursu kucharskiego na którym byłeś 10 lat temu. I czego to ma dowodzić, bo nie kapuję za bardzo?
UsuńA gdyby była możliwość wyleczenia Twojej choroby to też byś brał swoje prochy dalej, czy się poddał eutanazji?
Sprawa glutaminian sodu nie jest dziś tajemnicą, ale z nim jest tak jak z paleniem papierosów. Wszyscy wiedzą, że szkodzi a i tak część pali. Na dobrą sprawę prawie wszystko dziś szkodzi. Chyba nie w tą stronę powinna iść dyskusja.
UsuńNie lubię gdybać, póki co jest nieuleczalna, ja przypadku wyleczenia nie znam. Za to znam przypadki wyleczenia z raka, i gdyby był chociaż cień szansy całkowitego wyleczenia mojej choroby, na pewno bym spróbował o ile nie wiązałoby się to ze znachorstwem (o takich przypadkach słyszałem), ba! przynajmniej raz do roku słyszę o jakim cudownym leku! To właśnie ci, którzy te cudowności proponują, żerują na chorych jak hieny cmentarne.
No i co z tego że nie jest tajemnicą, jak jest dopuszczony do produkcji? Pewnie jego obecność na rynku w co drugim produkcie tłumaczy się tym, że uświadomione o szkodliwości społeczeństwo go wcale nie kupuje? Na paczce papierosów masz choć napis czym grozi palenie, natomiast na pudełku z bulionem w kostce nie widać podobnego. Zresztą, jak nie glutaminian to inne dziadostwo, równie skuteczne. Możesz wziąć swoje okulary, przeczytać etykiety i wyjść ze sklepu najwyżej z chlebkiem (bez spulchniacza) i wodą, bez szkodliwych składników.
UsuńDyskusja idzie w tym kierunku, żeby Ci uzmysłowić że liczy się kasa, a nie leczenie chorób, i ciężkie boje naukowców w walce z rakiem możesz sobie włożyć między bajki, a przynajmniej dopuszczenie skutecznego leku do ogólnego dostępu. I być może hiena laboratoryjna niczym się nie różni od hieny znachorskiej.
Zresztą, porównaj sobie inne gałęzie przemysłu. Ile w jeansach, chodziłeś 10 lat temu ile teraz? Ile mikser działa, ile działał zelmer sprzed 30 lat. Otóż mój działa do dziś, nowy do końca gwarancji.
I jeszcze by można sporo wymieniać faktów - np. Fabryk potentatów z Zachodu uruchomianych w krajach trzeciego świata które masowo trują ludzi i środowisko, bo nikt nie opracował tam dopuszczalnych norm emisji substancji szkodliwych do środowiska.
Ale łudź się Asmodeuszu dalej, że przemysł farmaceutyczny bieży chorym na ratunek, a Ci którzy sądzą inaczej to oszołomy. Złudzeń Ci nikt nie dobierze. :)
Radku, czy ktoś Ci wmawia, że glutaminian sodu leczy? Na dobrą sprawę skutków jego działania do końca nie znamy (nikt bezpośrednio z jego powodu nie umarł, dlatego jest dopuszczony) poza tym, że uzależnia Twój smak.
UsuńWiesz, za czasów komuny faktycznie sprzęt działał zdecydowanie dłużej niż dziś. Tylko aby kupić sobie telewizor Rubin musiałem na niego oszczędzać pół roku, drugie pół wystać w kolejkach i jeszcze zapłacić łapówkę, a i tak mi groził wybuchem w domu. A w domu miałem zapas lamp na pięć telewizorów. Kupiłem nowego malucha, takiego spod igły i w ciągu roku stałem się dobrym mechanikiem samochodowym, bo prywaciarze brali krocie za wymianę świecy, a na naprawę w serwisie czekać trzeba było tygodniami. Takie Atari 65 było nie do zdarcia, tylko szybko wyszło z mody. Pierwsze IBM-ki (miałem XT) były też bardzo trwałe, tyle, że w pół roku już się do niczego nie nadawały ze względu na..., nowe oprogramowanie. Tak więc, z tą mityczną oceną trwałości, byłbym bardziej niż ostrożny.
Wolę się łudzić przemysłem farmaceutycznym, którego o czysty altruizm nie posądzam, niż zdawać się na znachora lub cuda. :)
Ale usiłuje wmawiać, że nie szkodzi. Do końca nie znamy, naukowcy wymieniają szereg odkrytych działań ubocznych, a nadal wiążąca jest decyzja FDA. Zresztą dwa komenty wyżej stwierdziłeś że po swoim kursie kucharskim go nie używasz, więc po co znów sobie przeczyć?
UsuńJa sobie przypominam czasy bliższe niż komuna, choć faktycznie sprzęt był droższy, pewnie dlatego, że lepszy. Kupowałeś jeden na lata, a zużyte części mogłeś wymienić. Obecnie nie wymienisz części w telefonie, bo stanowi on jeden moduł i naprawa jest nieopłacalna. To jest powszechna polityka.
Pewnie, choć kiedyś rękę mojej żonie uratował znachor, a nie lekarz, który chciał wywichniętą i opuchniętą kończynę załadować w gips. Taki niuansik. Choć obecnie jak też ufałbym lekarzowi niż znachorowi, przez wzgląd na powszechne hochsztaplerstwo.
Dlaczego nie ma być wiążąca, skoro groźnych skutków nie stwierdzono? Moja decyzja, choć uważam ją za lekko przesadzoną, wynika z chęci pozostawienia sobie receptorów smaku w doskonałym stanie a nie ze strachu przed niebezpiecznym działaniem. To jest moja i tylko moja decyzja. Nie będę tworzył akcji uświadamiającej... innych. Gdybym miał się wszystkiego bać, faktycznie został bym na wodzie i chlebie, bez środków spulchniających. Ale chyba mnie zrozumiesz, dlaczego nigdy nie sięgnąłem po narkotyki, co też jest tylko moją decyzją.
UsuńPodoba mi się to: „sprzęt był lepszy a zużyte części mogłeś wymienić.” ;) No to wyobraź sobie to grzebanie w skomplikowanych podzespołach, często mikro, w płytkach scalonych czy mikroprocesorach, kiedy trzeba szukać uszkodzonego podzespołu. Wysiadła mi matryca w laptopie i ile by trwała jej naprawa (jeśli w ogóle możliwa)? Poszedłem do speca, ten zamówił matrycę w hurtowni i z dnia na dzień mi ją wymienił za dwieście złociszów. A jak mi wysiadł programator w pralce, musiałem kupić nową, bo tego modelu już nikt nie produkował. Zepsuł mi się router, na szczęście na gwarancji, oddałem do punktu, punkt do serwisu, serwis do producenta (to trwało ponad tydzień), a ci przysłali mi nówkę (po dwóch dniach). Trochę to dziwne ale czy aż tak bardzo?
Ja tam bym znachorce już nawet zadrapania nie powierzył. Jako dzieciak skaleczyłem kolano, przykładała mi jakieś zielsko i do dziś mam zieloną szramę. Po chirurgu też mam szramę, ale ta wygląda przynajmniej na szramę. Ale każdy wyrabia sobie opinię na bazie własnych doświadczeń (choć nie tylko, patrz ostatnie doniesienia prasowe o znachorach).
Tu bosman zaklął szpetnie....Bo już nie mogę inaczej. Cały czas mówię o tym, że je stwierdzono w kilku niezależnych badaniach w różnych miejscach kuli ziemskiej. Nawet czynniki rakotwórcze. Miałbym chwilę więcej to wyłuszczyłbym Ci kiedy i jakie badania przeprowadzono i jakie były wyniki.
UsuńWiesz, wyobrażam to sobie, bo na początku swojej kariery informatyka zajmowałem się serwisem sprzętu i z całą odpowiedzialnością za swoje słowa mogę powiedzieć że gadasz bzdury. Nikt nie grzebał się w skomplikowanych płytkach ani mikroprocesorach, urządzenie miało konstrukcję modułową, dało się więc wymienić poszczególne części. Ba dało się też je naprawiać, lutując na przykład kondensatory.
Obecnie większość urządzeń ma budowę zintegrowaną. Nawet do tego stopnia, że nierozbieralna jest obudowa, żeby zajrzeć do środka. Takie urządzenie musisz wyrzucić. Co więc byś zrobił, gdyby matrycy nie dało się wymienić? Router masz opłacony w abonamencie za internet jak sądzę, chyba że nie brałeś go od dostawcy internetu. Więc nic w tym dziwnego, że dali nowy, tak samo jak nie dziwi, że się zepsuł. A przykład z pralką potwierdza to co napisałem.
Nie rozumiesz o co mi chodzi. Ja nie twierdzę, że teraz wszyscy powinni latać do znachorów olewając lekarzy, po prostu uważam, że współczesna medycyna nie kieruje się tylko dobrem pacjenta i ma swoje ciemne strony. Do jednych z nich należą mało skuteczne kuracje za grubą kasę.
To ja poczekam na tę chwilę Twojego wolnego czasu, bo mnie się nigdzie nie spieszy ;)
UsuńCzyli mamy podobne zdanie na temat urządzeń mechaniczno-elektronicznych i nie bardzo wiadomo o co się spieramy. A propos pralki, gdyby w hurtowniach były te programatory, nie musiałbym kupować nowej. Ale nie było. Tu potwierdza się teza, że producenci idą na zysk. Tylko wciąż nie rozumiem, co w tym nagannego... W końcu też sprzedajesz swoją pracę i nie sądzę abyś był zadowolony, gdyby brakło na nią zapotrzebowania.
Też uważam, że medycyna ma swoje ciemne strony i tu mam za klasyczny przykład prof. Chazana, który ucieka się do "ciemnych" zagrywek, by zmusić pacjentki do czegoś, na co się nie zgadzają.
To po sylwku się umawiamy na notkę o glutaminianie :)
UsuńWiesz, pójście na zysk jest celem producenta. Ale niepokojące jest, jak ten zysk jest kosztem konsumenta i jego zdrowia. To jest naganne.
No nie wiem o co się kłócimy, ty zacząłeś o grzebaniu w podzespołach... :)
Chazan to małe piwo i mała skala rażenia w porównaniu z działaniami, że tak powiem rozleglejszymi.
Umawiamy się, ale to Ty ją piszesz ;)
UsuńZgoda, to jest naganne, niemniej to i nam, konsumentom i pacjentom czasami brakuje rozsądku. Bez popytu nie byłoby podaży. Jednak w przypadku onkologii te oczekiwania wobec farmakologii i medycyny mają zupełnie inny wymiar. Tu już nie tylko grozi realnie utrata życia, tej utracie towarzyszy straszliwy ból i cierpienie. Działania tych dziedzin nie są nastawione tylko na zysk, inaczej nie prowadzono by badań nad udoskonalaniem dotychczasowych metod (chemioterapia) oraz szukanie nowych, które są poddawane ostrym testom, by uniknąć podobnych skutków jak we wspomnianej, drugiej chemioterapii. To, że jeszcze medycyna jest częściej bezradna wynika z niewiedzy, a nie z chęci „produkowania” kolejnych chorych.
pewnie że ja.
UsuńNo i tu nie jestem przekonany do końca. Myślę że niektóre gałęzie przemysłu medycznego są nastawione wyłącznie na zysk - weźmy te szczepionki.
Rak daje tu poważne pole do popisu - pacjenci tak czy siak mogą wyzdrowieć albo umrzeć.
Asmodeuszu to jest jeden z mądrzejszych artykułów na Frondzie.Oczywiście,że z tymi faktami można polemizować ale w większości z tego co napisał ów oszołom to prawda.
OdpowiedzUsuńTak samo jest ze szczepionkami.Można polemizować czy dają więcej złego czy dobrego.
Ale jak nie wiadomo o co chodzi,to chodzi o kasę.Grubą kasę.Myślisz,że ktoś się przejmuje ludźmi?Tyle nas jest,że w dupie to mają czy szczepionki czy inne lekarstwa pomogą.
Anastazja
Chciałoby się krzyknąć: i Ty Brutusie (Anastazjo)!!!
UsuńJa naprawdę takiej postawy nie zrozumiem. Nikt nie twierdzi, że onkologia daje pełną gwarancję wyleczenia, ale to jest po stokroć lepsze niż bezczynne czekanie na śmierć. Takich defetystów jak ten oszołom powinno się skazywać na dożywotnie odosobnienie, bo odbierają chorym jakąkolwiek nadzieję. A ja jestem przekonany, że gdy tylko taki jeden z drugim zaczyna kichać, pierwszy leci do apteki po krople na katar. To tak jak ci arcybiskupi, którzy mówią o szlachetności cierpienia a sami, gdy zajdzie konieczność, wybierają najlepsze kliniki i proszą wiernych o wstawienniczą modlitwę.
Dlaczego Brutusie?Jak się ma w głowie mózg to się go używa:D Możemy zacząć rozprawiać o tym jak ważne jest nastawienie pacjenta do walki z chorobą,a i to nie daje gwarancji wyleczenia.Nie od dziś wiadomo,że jesteśmy tym co jemy i piejmy.Tyle wiemy o genetyce.Możemy zacząć rozprawiać o marihuanie leczniczej,ale po co?Ty masz już swoją wiedzę i nie przyjmujesz innych(często prawdziwych informacji) do wiadomości.Także po co ta polemika?Jak zwykle wiesz swoje ale moja rada - bądź bardziej obiektywny.
UsuńA.
Byłem przekonany, że nie wierzysz w żadną spiskową teorię dziejów. Zawiodłaś mnie jak Brutus Cezara.
UsuńJa wiem jedno. Choroby są utrapieniem ludzkości i dobrze, że medycyna podejmuje próby, jeśli nie całkowitego od nich nas uwolnienia, to przynajmniej wyleczenia. Prawdziwa, profesjonalna medycyna jest bardzo ostrożna w stosunku do nowości farmakologicznych, czasami jednak musi wybierać między złem a gorszym złem, ale na gębę nie przyjmuje rewelacji nawiedzonych. Mogłoby się to dla nas kończyć jak działania znachorów. Te „prawdziwe” informacje są czasami „pobożnym życzeniem”. Może więc pozostańmy na błagalnej modlitwie o wyzdrowienia? Podobno cuda się zdarzają...
Uuuuułłłłaaa zawiodłam Cię?No będziesz musiał z tym jakoś żyć:)
UsuńMastektomia jako objaw seksizmu - tu oplułam monitor.No taki poważny temat a oszołom sobie jaja robi.A propos jaj - jest rak jądra i wiadomo co się wtedy robi;)
To również wiemy wszyscy,że lepiej zapobiegać niż leczyć.
I gdzie ta spiskowa teoria dziejów?
Pisząc tą notkę,mogłeś zestawić swoją wiedzę z wiedzą ów oszołoma.To tylko 20 punktów.Ty kontra on.
I kpij ale cuda się zdarzają.Ale trzeba wierzyć i to niekoniecznie w Boga.
A.
Nawet przeżyję ten zawód :)
UsuńNie jestem jak Łukasz z zaprzyjaźnionego blogu, by wszystko naukowo wyjaśniać :) Wskazuję na oszołoma, który bredzi, i pozostawiam Czytelnikom prawo oceny tych bredni, tak jak Ty przy mastektomii :). Jeśli trzeba, próbuję wyjaśnić.
Spiskowa teoria dziejów onkologii ma udowodnić, że onkolodzy i farmaceuci oszukują chorych by wyłudzić od nich jak najwięcej kasy, a dobre i skuteczne leki są w sklepach...
Kpię i będę kpił. Znasz taką starą przyśpiewkę: „Stał się cud pewnego razu (...)”? ;)
A ten Łukasz to jakiś naukowiec?Zresztą - mniejsza o to.Ja i Radek nie jesteśmy naukowcami ale mamy na tyle wiedzy,żeby uczciwie powiedzieć że ten artykuł po części jest prawdziwy.A Ty nazywasz gostka oszołomem,a nie potrafisz obalić jego prawdy?Hmmmm ciekawe:)
UsuńNie wydaje Ci się to dziwne,że naukowcy potrafią klonować ssaki,zapładniać in vitro i wiele wiele innych "cudów",a nie potrafią znaleźć lekarstwa na raka?Tak samo jest z wirusem HIV.Tyle lat badań i nic?No naprawdę dziwne...
Podam Ci prosty przykład - masz grypę a lekarz przepisuje Ci antybiotyk.Po jakiego grzyba,żeby nie powiedzieć dosadniej?I bierzesz ten antybiotyk i robisz sobie kuku.Ale przecież lekarze są uczciwi,nie dostają żadnych profitów,dbają o zdrowie i życie pacjenta - bo pacjent najważniejszy...
No i widzisz - kpisz i będziesz kpił.To się później nie dziw,że Ci coś zarzucam.I nie znam starej przyśpiewki.Znam życie:)
A.
Nasti, ja też nie jestem onkologiem, też potrafię obalić prezentowane brednie. Ale nie o to w tej notce chodzi, bo to nie blog szalonego naukowca (Leszka nie obrażając).
UsuńNie, nie wydaje mi się dziwne, bo owo klonowanie nie do końca jest doskonałe, zapłodnienie in vitro też ma wiele wad a z HIV, choć wciąż groźne, da się podobno już żyć. Tak, tyle badań, ale nie na tyle by nic. Jest stały, choć powolny postęp.
Masz rację, antybiotyki miały być rewolucją, a taką się nie okazały, co ma właśnie kapitalne odzwierciedlenie do onkologii. Nie wiem jak teraz jest w wielkim świecie, ale u mnie na tej peryferii lekarze nie przypisują antybiotyków na lekką grypę bez komplikacji, ale chyba sama przyznasz, że to nie jest wcale taka sobie choroba, skoro co roku umiera na nią kilka tysięcy osób i nie zawsze da się ją wyleczyć zimnym kompresem i dawką podobno zbawczej witaminy C.
Zacytuję Ci jedną zwrotkę:
Stał się cud pewnego razu, oj!
Chłop przemówił do obrazu, oj!
Obraz doń ani słowa, oj!
Taka była ich rozmowa oj, oj, oj…
To jest moja definicja cudu;)
Na grypę się nie umiera.Powikłania są groźne,zwłaszcza dla osób starszych i przewlekle chorych.
UsuńHmmmm nie mogę się doczytać tego cudu...
A.
To ja też zapodam rymy, a co...
UsuńAsmodeusz tak ciągle woła:
"Ufajcie memu oku i szkiełku,
Nic tu nie widzę dokoła.
W mojej myśli jest tyle sensu,
że nikt i nic mnie nie przekona.
Czytałem o tym i owym
W gazetach i internetach
więc na temacie rakowym
znam się jak wybitny erudyta.
Tak się wszyscy zasłuchali
że aż z wrażenia się potykali
Od nadmiaru mądrości
łamiąc sobie kości.
Hahahahaha:D bywasz okrutny :D;)
UsuńRadku:
UsuńJuż gdzieś dałeś próbkę swoich rymów i tu poddaję się w przedbiegach, ja takich talentów niestety nie mam, choćby szukać ze szkiełkiem ;)
Inna sprawa, że nie przypuszczałem, że:
z powodu mojej upartości,
a swojej na nią wściekłości,
można sobie łamać kości...
Chyba już zacznę pić, ale spoko, zacznę od piwa ;)
Nasti: grypa pociąga za sobą corocznie setki śmiertelnych ofiar. A przypomnij sobie liczby po hiszpance, czy po ptasiej grypie.
UsuńNie możesz się doczytać cudu, bo go tam nie ma. Tak jest ze wszystkimi cudami ;)
Ty chyba juz pijesz...Ptasia grypa czy tez swinska jeden chuj.Grypa jak kazda inna.Pamietasz jak chcieli "spalić" Ewę Kopacz za to że nie zamówiła szczepionek?Jedna mądra.
UsuńA.
Cóż, przyznam, że sam się przeciw grypie nie szczepię, ale nie ze względu na szkodliwość tych szczepionek, ile na błędną ideę. Wirus grypy ulega mutacji i te szczepienie wydaje mi się musztardą po obiedzie. W tym przypadku kieruję się własną mądrością (ha, ha, ha!), do której nikogo nie zmuszam.
UsuńZaczynam piwo przed obiadem. Wzmacnia apetyt ;)
No i sam widzisz jak to jest.
UsuńA jeśli tak wierzysz lekarzom,farmaceutom i naukowcom to poczytaj sobie w wolnej chwili o ADHD.
A.
I co ja mam się na temat tego ADHD dowiedzieć? Jakoś tak za bardzo mnie nie interesuje, ale próbuj mnie zaciekawić...
UsuńW skrócie - bujda na resorach,wymyślona na potrzeby wielkiego koncernu farmaceutycznego.Szkoda tylko że nikt nie pomyślał o tych dzieciach faszerowanych prochami...
UsuńA.
Po części się z Tobą zgadzam. ADHD to bujda na resorach, ale nie wywołana na potrzeby przemysłu farmaceutycznego, ile na potrzeby rodziców, którzy za własne błędy wychowawcze każą płacić dzieciom. Przemysł farmaceutyczny wyczuł tę potrzebę i ją wykorzystał, wspierany przez zbzikowanych psychiatrów (niektórych). To mi przypomina działania Elbanowskich, na fanaberiach których, PiS zbierał punkty w kampanii wyborczej.
UsuńDo tej bujdy przyznał się "odkrywca" ADHD.Wyczuł świetny interes.A jak umierał to go sumienie ruszyło...
UsuńA.