niedziela, 21 sierpnia 2022

Podobno diabeł boi się dzikich koni

 

  Jak bardzo trzeba mieć zainfekowany mózg, aby głosić światu brednie o osobowym diable? Chyba bardzo. Jak mówi pewna świecka historyjka, wystarczy jedno zgniłe jabłko, aby cały kosz jabłek się zepsuł. „Podobnie jest czasem z ludźmi. Wystarczy jedna osoba we wspólnocie, która żyje w grzechu, zawiści, nienawiści, do której diabeł ma dostęp, żeby zatruć życie całej wspólnoty1. To jest święta prawda, której to ja nie wymyśliłem. Wystarczy popatrzeć na katolicki kler, który w obliczu trwającego kryzysu pierdzieli takie farmazony, że głowa boli. Ledwie kilku oddało się sodomo-pedofilskim uciechom cielesnym, aby reszta się psuła i to niekoniecznie w sferze seksualnej. Czytam: „Czego[ś] jednak boi się diabeł? Prawdy, pokory, posłuszeństwa, pokuty, świętości. Na starożytnych obrazach diabła malowano bez kolan, bo on nigdy się nie uniży, nie uzna pokory, nie uklęknie przed majestatem Boga2. Czytam i nie wierzę, że takie brednie opowiada wykształcony podobno człowiek i to innym dorosłym ludziom, którym chyba rozumu nie brakuje. On w ten sposób psuje całą wspólnotę rozsiewając mity i zabobony o rzekomych demonach niczym tymi zgniłymi jabłkami. Aby użyć jego, ks. Chodakowskiego słów – taki ksiądz otwiera furtkę dusz wiernych, aby wszedł w ich serce szatan. I czyta wiernym przypowieść z życia św. Franciszka, taką w sam raz dla przedszkolaków na lekcji religii. Bo tak się składa, że owi kapłani bardzo lubią straszyć, a widok zlęknionej owieczki, napawa ich radością i dumą, co widać na wideoklipie. Rzeknę nie bez kozery – to takie ich skrzywienie zawodowe...

  Nie inaczej jest z ks. Teodorem Sawielewiczem. Ten z kolei tłumaczy, że „noszenie szkaplerza nie jest zabobonem, on strzeże przed ogniem piekielnym i wybawia z czyśćca już w pierwszą sobotę po śmierci3. Podobno Matka Boska to obiecała (sic!) Wprawdzie samo noszenie szkaplerza nie wystarcza, bo trzeba jeszcze: przestrzegać przykazań, codzienni się modlić (modlitwą zadaną przez kapłana), zachować czystość i świętość w swoim życiu. Nie jest dopowiedziane, na czym ta czystość ma polegać, ale chyba nie chodzi o codzienną toaletę(?) Tak się zastanawiam, skoro dochowam tych dodatkowych warunków, po co mi w ogóle ów szkaplerz, skoro i tak w butach do nieba mnie zaprowadzą w asyście pobożnych kapłanów? Czyżby chodziło o ten czyściec...? Nie wiem, bo nie byłem, pewnie ten ks. Teodor był – był się zaczytywał literaturą o zabobonach – a powinien Biblią. Na dobrą sprawę na jedno wychodzi.

  Wczoraj spodobała mi się inna historia, tym razem opowiedziana nie przez świętego za życia kapłana, a przez dr Elżbietę Wróblewską i to zaszczytne „dr” przed imieniem i nazwiskiem chciałbym podkreślić. Napiszę tak: połączenie psychologii z seksuologią nie powinno dziwić, tak samo jak bycie nauczycielem akademickim, ale jeśli łączy się to dodatkowo z ortodoksją katolicką, może być różnie, przy czym niczego jeszcze nie sugeruję. Czytam: „Odkrycie w sobie myśli nieuczesanych, pożądliwych, erotycznych, powoduje czasem frustrację. Mężczyzna wraca do domu z kilkudniowych rekolekcji. Jest szczęśliwy. Odzyskał poczucie sensu życia, chce żyć z Bogiem, zmienić tyle rzeczy. Ma plan, pomysł na siebie, chce mu się żyć! Przychodzi wieczór. Odprawia medytację, rachunek sumienia, kładzie się do łóżka i zasypia, pełen pokoju. Nagle w środku nocy budzi się i… z niepokojem stwierdza, że nie jest sam. Znowu przyszło ONO. Pożądanie. Ono sprawia, że znowu czuję się nieczysty i bezbronny. Mężczyzna jest przekonany, że nie ma szans. Bo wróg jest silniejszy, przebiegły; bierze myśli, uczucia i ciało w posiadanie4. Mnie jest trudno sobie wyobrazi taką sytuację, ale przyznaję, że ja tam na kilkudniowe rekolekcje nie chodziłem, i w związku z tym nigdy nie miałem problemów z myślami nieczystymi. Bywały dni, kiedy wręcz za nimi tęskniłem. A teraz puenta pani dr, godna złotej czcionki: „Mężczyzna rezygnuje z dalszej walki. Wstaje z łóżka i włącza komputer5. Cóż, ja w takich przypadkach budziłem żonę, a gdy jeszcze nie było żony, umawiałem się na „balety” z pannami.

  Pani dr Wróblewska pisze dalej: „I tutaj dotykamy największego nieporozumienia, które jest prawdziwym źródłem kłopotów. Pożądanie nie jest pokusą. Jest darem od Boga, jest Jego pomysłem i środkiem, by wyrazić miłość. Ten ogień, który czujesz w ciele, ma sens. Jest siłą miłości6. Wnet bym się zgodził z panią dr, ale miłość do komputera?! Bez przesady. Niestety, zazwyczaj w takich wywodach jest gorzej. Od razu uprzedzam, że jakiekolwiek skojarzenia wynikają z treści naukowych wywodów pani dr. nie są mojego autorstwa: „Pewnie powiesz, że kiedy pojawia się pożądanie, rozum i wola nie mają nic do powiedzenia. Dzieje się tak tylko wtedy, kiedy nie potrafisz się nim posługiwać. Pożądanie jest jak dziki koń, który zrzuca z grzbietu każdego, kto się go boi lub jest do niego wrogo nastawiony. Jeśli koń zostanie mądrze oswojony, pozwala pokierować sobą i wiernie służy swojemu panu7.

 

Przypisy:
1 - https://deon.pl/wiara/czego-szuka-diabel-co-jest-dla-niego-furtka-do-naszego-serca,2210882
2 - ibidem
3 - https://deon.pl/wiara/jak-diabel-reaguje-na-szkaplerz-czy-warto-go-nosic-ks-teodor-sawielewicz-wyjasnia,2161934
4 https://www.katolik.pl/mysli-nieuczesane--czyli-o-klopotach-z-pozadaniem-,33653,416,cz.html
5 - ibidem
6 - ibidem
7 - ibidem

 

15 komentarzy:

  1. Dobre :) Pani dr wymiata :) Ja nie wiem, co ona tak naprawdę chciała przekazać, ale gdyby używała mniej symbolicznego języka, byłaby płaszczyzna do dyskusji, a tak wyszedł z tego symbolizmu kabaret.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam używanie z tego tekstu o tym rodeo na dzikim zachodzie, niemniej ogarnia mnie przy okazji smutna refleksja. Co ten Kościół, szczególnie polski, zrobił z ludzką seksualnością, że wykształcona seksuolog musi pieprzyć takie głodne kawałki?

      Usuń
    2. Kościół musi się zmienić. Zacząć traktować wiernych poważnie. I to się dzieje, choć wolno.

      Usuń
    3. Próbowałem coś znaleźć na temat tego poważnego traktowania wiernych. Bożesz, ileż ja się naczytałem niestworzonych rzeczy. Nawet dziś mnie żuchwa boli... Się zastanawiam czy napisać coś o "rachunku sumienia"? Temat rzeka a mimo to zabawny.

      Usuń
  2. Ale DeLu mącisz. Otóż puenta pani dr nie brzmi tak jak napisałeś, że mężczyźnie pozostaje tylko ten "komputer" ... A w nim niechybnie pornografia, może samozaspokojenie czy nawiązywanie niewłaściwych kontaktów. Czyli takie życie w grzechu, w dłuższej perspektywie prowadzące do samotności i upadku. Niegodziwe dla katolika.

    Ona brzmi tak: taki mężczyzna, w którym "obudziła się pożądliwość" "Wstaje z łóżka, robi sobie herbatę, włącza muzykę, relaksuje się. Poczyta książkę, potem idzie spać. Spokojny i szczęśliwy." ;)
    Nie traktuje żony (bo o innych kobietach w przypadku katolika mowy być nie może) jak przedmiotu.
    Bo czym innym jest postawa: "Cóż, ja w takich przypadkach budziłem żonę, a gdy jeszcze nie było żony, umawiałem się na „balety” z pannami."
    Taka decyzja, "by zrealizować pożądanie wbrew miłości, nie biorąc pod uwagę prawdy o sobie, o drugim człowieku, o relacji i o kontekście sytuacyjnym."
    Tylko Twoje "ONO" (pożądliwość z art. p. dr) się liczyło i musiało być zrealizowane. Nieważne, że może żona była zmęczona, niewyspana i akurat nie miała ochoty na współżycie.
    Wyśmiałeś argumenty pani dr, a przecież albo ich nie zrozumiałeś albo zrobiłeś to celowo. Tylko po co? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mącę? Wersja z książką i muzyką w radio jest jej propozycją z gatunku tych „zamiast”. Coś jak szklanka zimnej wody – też zamiast i też tak samo skuteczna, czyli wcale. Przypuszczam, że ona dużo wie o seksualności, tylko religia ją „skrzywiła”. Zdrowy, młody, nieżonaty człowiek, którego dopadają kosmate myśli niczym wataha wilków ma na to proste wyjście – masturbacja – po której może się spokoje położyć spać i będzie to wyjątkowo zdrowy sen. To właśnie tłumienie pożądania, które ona proponuje jest niezdrowe i prowadzi do różnych wypaczeń a nawet zboczeń (patrz: celibat).

      He, he, dałaby mi żona gdybym ją wykorzystał, jeśli ona nie chciała. Ale primo, spróbować nie zaszkodzi i nie jest to w żadnym razie traktowanie jej przedmiotowo, secundo, są sposoby aby przy jej zmęczeniu też się jednak zachciało. Chyba, że jest oziębła (a to też się leczy). Kiedy małżonkowie w takich sytuacjach odwracają się do siebie plecami, jak to mówił Natanek: wiedz, że coś się złego dzieje.

      Tak, przyznaję, celowo wyśmiałem argumenty pani dr. Wiesz za co? Ano za wstęp do tej historii: „Mężczyzna wraca do domu z kilkudniowych rekolekcji. Jest szczęśliwy (...)” Komu ona tę ciemnotę wciska? Co to „niby szczęście” ma wspólnego z seksualnością?

      Usuń
  3. Oj DeLu trochę ściemniasz,że niby ksiażka, dobra muzyka, kieliszek dobrego wina... nie poradzi z odwróceniem uwagi meżczyzny w momencie, kiedy mu się chce?
    Słyszałam coś takiego>
    Facet budzi się w nocy rozochocony. Wstaje zakłada kapcie, w międzyczasie rozbudza sie żona i dopytuje : " Co się dzieje?"
    -Jakoś tak... zachciało mi się i mnie męczy.
    -W takim razie zapraszam.- Żona ponętnie sie układa , rozchyla kołdrę.
    Mężczyzna przygląda się... przez moment waha - Wiesz? Niepotrzeba. Rozchodzę to.

    A ty teoryje wielkie układasz, że się nie da... i co ta psycholog gawędzi. Silny chłop da radę nie ulec pokusie:)
    Widocznie nie nalezales do silnych chopow i wszystkich oceniasz podlug wlasnej miarki (p) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, „Żona ponętnie się układa , rozchyla kołdrę” – cóż bywały chwile, że też wolałem rozchodzić..., szczególnie zaś wtedy, gdy przed pójściem do łóżka robiła awanturę o maseczkę, której najważniejszym elementem był ogórek, a który na kolację zjadłem.

      Nie zrozumiałaś intencji pani dr., która ewidentnie namawia do celibatu po „ekscytujących” rekolekcjach ;))

      Usuń
    2. Zdecyduj sie DeLu, bo uwazasz, ze dla faceta wyjsciem w danej sytuacji jest tylko masturbacja , inaczej pokusa nie ustapi...a potem chwalisz sie, ze jednak bywaly chwile, w ktorych poradziles...
      Zaprzeczas wlasnym teoriom:))

      Z drugiej strony miales dbajaca o siebie zone:) Musiala byc ponetna, iles ty musial wysilku wlozyc w to, aby rozchodzic zamiast.... :)
      Nie , nie bede wchodzila w twoje opisy intencji pani doktor... wraca sie po takich rekolekcjach nalodowanym pozytywnie a tu nocka i dzieje sie ( mysle, ze mamy do czynienia z facetem, ktory nie moze spelnic "po bozemu" nachodzacego go pociagu) ... no i jak teraz polaczyc ta wiedze z zyciem?
      Ty mowisz, ze czasami rozchodziles, czyli ... chocby czasami "da sie":))

      Usuń
    3. Zdajesz się nie rozumieć prostej rzeczy. Masturbacja dotyczy sytuacji, gdy obok nie ma partnerki (sytuacja opisana przez panią dr). Gdy partnerka jest, może dojść do sytuacji, szczególnie wtedy, gdy „się ponętnie układa”, tak ponętnie, że się człowiekowi odechce prędzej niżby zadziałała szklanka zimnej, wręcz lodowatej wody...

      Raczej (skutecznie) unikałem kontaktu z nieponętnymi kobietami. Niestety, bywały chwile, kiedy ta ponętność przypominała kły rozwścieczonej lwicy. Nawet gdybym nie chciał, w takich sytuacjach moja namiętność znikała jak kamfora.

      Usuń
    4. Czyli czasami brzydsza lepsza niz taka namietna kocica co to kly pokazuje:)

      Usuń
    5. A może jednak ani brzydsza, ani lwica z kłami? Jest całe spectrum urody i charakterów pośrednich. Nic tylko wybierać i przebierać ;)

      Usuń
    6. No tak, nic tylko wybierać i przebierać jak "zabawki" czyli przedmioty. Bo przecież nie chodzi w tym o miłość, odpowiedzialność, dłuższą relację itd. Tylko zabawę i upust pożądliwości.
      Jak to nie jest przedmiotowe traktowanie drugiej osoby, to co nim jest??? ;)

      Usuń
    7. Nie sądzisz Mario, że aby kogoś pokochać, trzeba tego kogoś wybrać i poznać? Im większy wybór tym lepiej. Aby była jasność, współczesne kobiety też mają prawo wyboru, więc tak do końca nie wiem o co masz pretensje? ;))

      Usuń
    8. E tam od razu pretensje, jakby to mnie w najmniejszym stopniu dotyczyło .... ;)
      Kontekst był taki: "Cóż, ja w takich przypadkach (przypominam, chodzi o pojawienie się myśli nieuczesanych, pożądliwych, erotycznych - przyp. mój) .... umawiałem się na „balety” z pannami."
      Gdzie tu jakakolwiek myśl o poznaniu kogoś do "miłości na zawsze"?
      "Balety" to nic innego jak chwilowa zabawa i wykorzystanie drugiego dla własnego dobrego samopoczucia tu i teraz, czyli właśnie to przedmiotowe traktowanie. Nie można wykluczyć, że być może z wzajemnością.... ;)

      Usuń