Jestem w
trakcie lektury książki rabina, Abrahama J. Heschela „Bóg szukający człowieka”.
Radzę zwrócić uwagę na tytuł, bo to nie o człowieku, który szuka Boga.
Pozornie jest akurat odwrotnie, w tej książce niemal wszystko dotyczy
Boga „widzianego” oczyma człowieka, ale nie to autor ma na myśli.
Jeszcze nie
dobrnąłem do końca, w końcu to opasłe tomisko, w dodatku wymagające wytężonej
uwagi, ale już mi się nasunęła pewna dziwna refleksja. Gdybym miał się nawrócić
na wiarę, wybrałbym judaizm, i to nie dlatego, że Żydzi to naród wybrany. Nigdy
nie będę Żydem, nawet gdybym się dał obrzezać. Rzecz w tym, że ta religia jest
zdecydowanie bardziej dla ludzi myślących. Opiera się na trzech filarach.
Pięcioksięgu (Tora), filozofii religii i na wierze wynikającej z własnych
rozmyślań i spostrzeżeń. W niej jest tylko jeden dogmat: Bóg jest. Cała reszta
podlega dyskusji i interpretacji. Szczególnie interpretacji i jeśli masz mocne
argumenty, możesz swoją interpretację szerzyć i jej bronić. Nikt nikomu nie
zarzuci herezji tylko dlatego, że jest niezgodna z ogólnie przyjętą linią.
Dowodem jest Talmud, dzieło mędrców, rabinów, wprawdzie nie posiadający statusu
pisma natchnionego, ale stanowiący zbiór interpretacji Tory. Coś jak katolicki
katechizm, choć nie do końca. Brak dogmatów czyni tę religię bardziej żywą niż
chrześcijaństwo. Wprawdzie ortodoksja judaistyczna też istnieje, ale nie ma
takiego znaczenia, jak w każdej innej religii, bardziej ogranicza się do obrzędowości.
A
ciekawostka? Zawsze, gdy omawiałem przykazania Dekalogu w odniesieniu do
ludzkiej moralności, starannie pomijałem pierwsze trzy (w wersji katolickiej).
Trudno je bowiem uznać za uniwersalne, bo mogą się odnosić tylko do wiary i
wierzących. Katolicyzm je zresztą zmanipulował tak, że daleko im do
pierwowzoru. Nie będę jednak wnikał w szczegóły. Rabin A. J. Heschel zwrócił mi
uwagę na dość znamienny fakt wynikający z całego Dekalogu. Nigdzie w nim nie
jest napisane, że należy, że trzeba czcić Boga (sic!) Jest: „Jam jest Pan (...)”1; „Nie będziesz miał
bogów cudzych przede mną”; „Nie uczynisz sobie obrazu...”; „Pamiętaj dzień
święty święcić”, ale ani słowa o oddawaniu Mu czci. O tym jest dosłownie mowa
tylko w jednym przykazaniu i tylko w stosunku do ojca i matki swojej. Nawiasem
mówiąc w katolickiej wersji Dekalogu jest podobnie.
Pozwolę
sobie przytoczyć część trzeciego przykazania z oryginalnej wersji Dekalogu:
„Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny tego, co jest na niebie
w górze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał ani służył
[podkreślenie moje]. Ja jestem Pan,
Bóg twój, mocny, zawistny, karzący nieprawość ojców na synach do trzeciego i
czwartego pokolenia (...)” Przyczyna usunięcia tego fragmentu z Dekalogu
katolickiego wydaje się oczywista. Cała kultowość i obrzędowość
chrześcijaństwa, ze wskazaniem na katolicyzm, musiałaby zostać poddana
strasznym ograniczeniom. Nie znalibyśmy dziś pojęcia katolicyzmu ludowego,
musiałby zniknąć tabuny świętych i błogosławionych, świętych obrazów, nikt nie
święciłby wozów strażackich i pomników, zakładów przemysłowych ani autostrad.
Wiele cudów (jeśli nie wszystkie) przestałoby być cudami, bo według judaizmu,
cały świat jest cudem. Według tego samego judaizmu Bóg jest Tajemnicą, której
nie należy poznawać przez znaki (cuda?), bo to jest niemożliwe. Tej Tajemnicy
nigdy nie da się poznać, ją należy przyjąć, bo gdybyśmy ją poznali, przestałaby
być Tajemnicą.
To ma
większy sens niż czczenie obrazów, odbywanie pielgrzymek, szukanie cudów czy
zachwyt nad nieśmiertelnością, której tu na ziemi i tak nikt nie pozna. Kulty i
dogmaty paradoksalnie odwodzą wiernych od istoty wiary. Jeszcze bardziej
szukanie cudów Bożych, bo dla wierzącego cały świat powinien być cudem samym w
sobie. To nawet dla mnie, ateisty, jest jakby oczywiste, choć ja tę cudowność
nie personifikuję z niematerialnym bytem. Czymże jest ów świat, lub bardziej
Kosmos, jeśli nie piękną ale bezduszną i nieczułą formą istnienia? Kosmos nie
zna poczucia litości, nie rozróżnia dobra od zła, nie interesuje go przeszłość
ani przyszłość. Jest zależnością przyczyny i skutku, ale nie szukaj w niej
sensu. To Kosmos jest przyczyną naszej możliwość
abstrakcyjnego myślenia, i jak w myśli greckiej, „jest sumą i substancją
wszystkiego, co istnieje, nawet bogowie są raczej jego częścią niż przyczyną.”2
To dopiero religia uznała, że Bóg przekracza to, co dane jako rzeczywistość,
nie jest ostateczne. Nawet Biblia nie kwestionuje faktu realności wszechświata.
Nasza duchowość tej realności podlega, pozwala już rozróżniać dobro od zła, ale
z tego wynika prosty fakt, wbrew twierdzeniom religii, że jeśli brak realności
istnienia – duchowość jednostki też przestaje istnieć.
Że trudno
się z tym pogodzić? A kto nam powiedział, że będzie łatwo i przyjemnie?
Przypisy:
1 – Wszystkie fragmenty Dekalogu pochodzą z Wikipedią.
2 – za „Bóg szukający człowieka”, A. J. Heschel,
1 – Wszystkie fragmenty Dekalogu pochodzą z Wikipedią.
2 – za „Bóg szukający człowieka”, A. J. Heschel,
Myślę że pochodzenie religijne to bardzo płynna granica która się zaciera
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie bardzo rozumiem, co masz na myśli w owym stwierdzeniu „pochodzenie religijne”, ale zwalam to na karb lekkiego przyćmienia jakie mi dziś towarzyszy;)
UsuńPozdrawiam.
W sumie ewolucja przykazań, zasad itd. religijnych na tym polega, by zmieniać interpretację. Gdyby była dosłowna, jak w przypadku tego przykazania, to katolicyzm mógłby być dziś dużo groźniejszy, niż jest obecnie. Z czasem to w ogóle zasady religijne będą miały się nijak do Biblii czy Koranu i oby jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńJa mam wątpliwości czy ta ewolucja religii idzie w dobrym kierunku. Zamiast racjonalności proponuje coraz większą utopię. Patrz dogmat o niepokalanym poczęciu Matki Boskiej, coraz częstsze doszukiwanie się cudów uzdrowień za WSTAWIENNICTWEM coraz większej ilości świętych, wciąż szerzący się mistycyzm wraz z objawieniami. Nad tym już de facto nikt nie panuje i coraz mniej ludzi to ogarnia. Jeśli do tego dodać Inteligentny Projekt, W końcu sprzeczny z Biblią, zaczyna być ciekawie z zabarwieniem horroru.
Usuń„Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny tego, co jest na niebie w górze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał ani służył [podkreślenie moje]. Ja jestem Pan, Bóg twój, mocny, zawistny, karzący nieprawość ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia (...)”. Otóż to. Ostatnie zdanie- sama prawda realizująca się w otaczającej nas katolickiej rzeczywistości. Czyż Bóg nie karze odbierając rozum purpuratom KK i ich "poddanym" katolickim? Za to, że nie przestrzegają pierwszej części przykazania. Księża tracą rozum, czego przejawem jest ogromna pycha, pogarda dla człowieka, wiara w swoja nieomylność i doskonałość. "Poddani" (wierni) KK tracą rozum, czego przejawem jest przyzwolenie na to, co wyprawiają ich księża. Wszyscy zaś tym samym grzeszą i wydaje im się, że te grzechy zostaną na sądzie ostatecznym odpuszczone, a oni dostąpią łaski wejścia do raju. To, że fragment ten został usunięty z Dekalogu, nie znaczy, że go nie było. Był na tablicach mojżeszowych i gdzieś we wszechświecie te słowa "krążą". Jeżeli katolicki Bóg istnieje, to On swoich słów nie zapomniał i swoich nakazów przekazanych człowiekowi również nie zapomniał. KK wycinając ten fragment stosuje metodę strusia. Łeb w piasku, ale zadek mu widać i w ten zadek kiedyś Bozia wymierzy sprawiedliwość.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się u Żydów możliwość dyskutowania na temat Biblii. To sprawia, że wiara jest jakby wzmacniana, no i "żywa". Nie kostnieje, ciągle coś się w niej dzieje.
Poruszyłaś istotny problem rozgrzeszenia i zbawienia. W moim odczuciu to taki haczyk, usprawiedliwiający wszelkie działania, którym da się manipulować zależnie od okoliczności. A skoro jestem przy metaforze wędkarskiej, owo zbawienie jest właściwie na drugim końcu długiej wędki. Niby jest tuż przed nami, ale...
UsuńJeśli mowa o dyskusji na temat Boga, był (jest?) nurt w judaizmie, który stwierdza, że Bóg umarł. Umarł w Auschwitz.