niedziela, 11 września 2016

Znak pokoju?



  Na drugim blogu pisałem o burzy, jaką w sferze polityczno-społecznej wywołał list Zbigniewa Hołdysa. Niestety, na niwie etyczno-moralnej jest równie, jeśli nie bardziej tragicznie. Wszystko przez, zdawałoby się najbardziej chrześcijański gest wobec bliźniego, jaki można sobie wyobrazić – przekazywanie sobie znaku pokoju.

  I się porobiło niemal jak na wojnie, przy czym to dotyczy przede wszystkim, jeśli nie tylko, środowisk katolickich w Polsce. Przywołuje się przy tym największe autorytety świata katolickiego, które pewnie nie chciałby brać w tym udziału. Fakt, wołanie o ów chrześcijański gest dobiegło ze strony środowisk LGTB, co samo w sobie jest być może kontrowersyjne, ale czy naganne? Kościół boi się tych środowisk, choć podobno jest w jakiś sposób je uznać, jeśli nie czynią „zamachu” na tradycyjne wartości chrześcijańskie jaką jest rodzina i jeśli nie uprawiają seksu. Tu mi się nasunął symptomatyczny dowcip z blogu Jarosława Makowskiego: „Kiedy prostytutka przychodzi do spowiednika, chce rozmawiać o Bogu. Gdy do spowiednika przychodzi ksiądz, chce rozmawiać tylko o seksie .”

  Dla konserwatywnych ośrodków katolickich głównym wrogiem są jednak nie tylko środowiska LGTB, ale również ci bardziej liberalni katolicy, skupieni wokół Kościoła otwartego, reprezentowanego przez „Tygodnik powszechny” czy „Więzi”, oraz podobno wokół niekatolickiej „Gazety Wyborczej” (sic!). Na tym Kościele otwartym nie pozostawia się suchej nitki i gdy czytam artykuł Marzeny Nykiel w wPolityce.pl, mam wrażenie, że nawet ateiści nie byli tak obsmarowani jak właśnie ten otwarty Kościół. Jest w tym artykule nawet nawoływanie by „Tygodnikowi powszechnemu” odebrać przymiotnik „katolicki”. Przyznam, że zdumienia przecierałem oczy, bo o tak ksenofobiczny i obrazoburczy portal jak Fronda.pl (też katolicki) nikt z tych kręgów Kościoła konserwatywnego nie ma pretensji. Za to „Tygodnik powszechny” uważa się za siedlisko słabszych i nieuformowanych katolików, lubieżników, zdrajców i gorszycieli (sic!). Przypomnę, wszystko to z powodu jednego zawołania do przekazania sobie znaku pokoju.

  Jest gorzej. Oto nie kto inny jak sam kardynał Dziwisz zabrał głos w sprawie. Człowiek, który przeciwstawił się woli samego św. Jana Pawła II potępia ten gest, jakby pochodził od samego diabła. Stwierdził, że akcja przekazywania sobie znaku pokoju ma na celu przykrycie osiągnięć ŚDM, choć ja tu żadnego związku nie widzę. Jeśli już, to na ŚDM też akcentowano pojednanie ze środowiskami LGTB choć oczywiście bez przyzwolenia na małżeństwa i seks. A jeśli tak bliżej przyjrzeć się kapłanom, przedstawicielom Kościoła, których dał poprzez powołanie, podobno sam Bóg, to może się okazać, że istnieje tam całkiem spora grupka, mająca inklinacje homoseksualne. Że wspomnę abp. Petza, reszty nie będę wymieniał z nazwiska, by nie być posądzony o nadmierny antyklerykalizm. Ale na tym samym portalu wPolityce.pl znalazłem artykuł „Homoseksualizm w Kościele”. Polecam, bo krótki i dość jednoznaczny w swej wymowie. Tu tylko nadmienię, że tę liczhomoseksualistów szacuje się w granicach 25 – 40 procent (sic!)

  W świetle ostatnich wydarzeń, owo sakramentalne „przekażmy sobie znak pokoju” brzmi wręcz ironicznie i szyderczo. Oby tylko nie doszło do jawnego rozłamu w polskim Kościele jak kiedyś w Niemczech, za czasów Lutra, choć tam chodziło o coś zupełnie innego.


20 komentarzy:

  1. Uważam,że rozłam istnieje od dawna , niemniej jego wyrazistsze kształty wcale mnie nie zdziwią, ale i nie zasmucą. Wiem jedno, kto dzieli narody ma na celu ich zniszczenie, a czyż KK.nie dzieli nas jako narodu? Czyż nie przedkłada uczestniczących w swoich spektaklach...nad uczciwych , ale nie biorących udziału w tych szopkach? Na szczęście społeczeństwo trzeźwieje, zaczyna zauważać fałsz zachłanność i obłudę, która jest cechą urzędników pana B.
    Pozdrawiam Cię serdecznie Asmodeuszu, Twoje notki inspirują do rozważań i dociekania prawdy,a tym samym do trzeźwienia...po kilkusetletnim aplikowaniu nam kadzideł w KK..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miła Dag, trudno się z Tobą nie zgodzić w ocenie przyczyn rozłamu w KK, bo to właśnie kler, sam z siebie generuje te rozłamy, co miało miejsce już od pierwszych lat po Chrystusie.
      Dziękuję za uznanie, choć chyba odrobinę przesadzasz z tym „dociekaniem prawdy”. Te dociekania są w gruncie rzeczy tylko moimi osobistymi spostrzeżeniami i mimo wszystko zawsze mam świadomość tego, że mogę się mylić.
      Pozdrawiam pięknie.

      Usuń
    2. chyba pan nie zrozumiał.Pani Daglezja napisała ,że notka inspiruje do rozważań i dociekania prawdy;nie,że pan dotarł do prawdy

      Usuń
    3. Pan/Pani z kolei nie zrozumiał/-a mojego komentarza. Gdzie użyłem sformułowania, że dotarłem do prawdy? Sam wyjaśniam, że te dociekania są tylko moim osobistymi spostrzeżeniami, w dodatku uwarunkowałem to możliwością popełnianie błędu. Dociekanie prawdy byłoby czymś w rodzaju „naukowych” badań, a takich aspiracji nie mam, stąd mowa o przesadzie. Ale to tylko kwestia słownictwa, więc żadnych pretensji o uwagę nie mam. Za to pozdrawiam :)

      Usuń
  2. I oto pojawiam się ja, bez cukrowania o inspiracji do trzeźwienia. :)

    Najbardziej ciekawi mnie, jak ks. Prusak oszacował liczbę homoseksualistów w kościele, którą tak skwapliwie podchwyciłeś, skoro problem z jej oszacowaniem jest w społeczeństwie, nawet przy tych słynnych coming outach. Czyżby jakieś badania wśród kleru był prowadzone, a księża tak ochoczo rozmawiali o swojej orientacji seksualnej? A może to tylko znajomi ks Prusaka zawyżają średnią?

    Nie istnieje coś takiego jak "Kościół otwarty", ale znam takie pojęcie jak 5 kolumna. Pod płaszczykiem miłosierdzia, znaku pokoju Kościół ma dać przyzwolenie na wszystko co jest sprzeczne z jego nauką, bo do tego właśnie te umizgi prowadzą? Kościół ma strukturę hierarchiczną, co za tym idzie nie ma miejsca w nim na jakieś widzimisię poszczególnych kapłanów, więc co w tym dziwnego, że takie rycie jest wyjątkowo źle odbierane przez tradycjonalistów?

    "Jeśli już, to na ŚDM też akcentowano pojednanie ze środowiskami LGTB choć oczywiście bez przyzwolenia na małżeństwa i seks."
    Ciekawe z jakimi konkretnie środowiskami oprócz "Wiary i Tęczy", bo chyba uczucie platoniczne nie jest wśród nich powszechne. Zresztą i tej organizacji bardziej zależy na zmienianiu świadomości wewnątrz kościoła, a nie przywdzianiu szat zbłąkanych owieczek. W sumie dziwi mnie, że nie zarejestrują własnej religii, tym bardziej że jest im wsio rawno, czy ktoś jest katolikiem, buddystą, czy muzułmaninem, ważne żeby był gejem albo lesbijką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie pytaj skąd ks. Prusak wziął te dane, choć jak sądzę mogą być bardziej niż uśrednione. Chyba o tym też pisał ks. Isakowicz-Zalewski, u którego to wyglądało jeszcze gorzej. Pisali też inni (chociażby w związku z abp. Petzem) Ostatnimi czasy była dość głośna sprawa o lobby homoseksualnym w samym Watykanie, ale nie chciało mi się już tego tematu zgłębiać. Swoją drogą mnie te liczby ani dziwią, ani martwią. W końcu to zupełnie inne środowisko, bo zdominowane tylko przez mężczyzn. Gdyby problem był tylko marginalny, nie powstała by dyrektywa o warunkach przyjmowania do seminariów, o ile się nie mylę, autorstwa Benedykta, te warunki zaostrzająca (również w kwestii pedofilii).

      Kościół otwarty – to nie mój wymysł. Tym terminem posługuje się sam kler w stosunku do zbyt liberalnych katolików. Też nie ja będę oceniał, czy taka postawa jest słuszna czy nie, ale w samym Kościele wciąż na ten temat trwa spór, na ile taka postawa jest dopuszczalna. I to wśród samych hierarchów, niekoniecznie tylko w polskim Kościele.

      W ostatnim temacie się z Tobą w znacznej części zgodzę. To środowisko LGTB bardziej dobija się do drzwi Kościoła niż Kościół chciałby ich przygarnąć, choć już w kwestii rozwiedzionych jest inaczej. I pewnie coś w tej propozycji utworzenia własnego Kościoła byłoby na rzeczy, gdyby nie fakt, że tu nie chodzi o tworzenie nowych Kościołów.

      Usuń
    2. Można pisać o dużej skali, o problemie, ale już rozbieżności w jej oszacowaniu dają do myślenia. Dyrektywa może być wynikiem wcale nie jakiejś potężnej ilości homoseksualistów, tylko temu, że ogólnie dostrzeżono problem i zaczęto go piętnować.

      Ja tu nie bawię się w nomenklaturę, tylko samo zjawisko. Na co niby ten kościół ma być otwarty? Jest to problem, a jakże, ale ja wychodzę z założenia, że skoro ktoś ma się mienić katolikiem, to nie neguje zasad. Dlatego też sam za niego się nie uważam, ze swoimi agnostycznymi odchyłami.

      Usuń
    3. Ok, niech będzie to duża skala, w końcu te liczby i tak nic nie znaczą, bo są mało precyzyjne. Ale samo określenie „duża skala” jest jeszcze mniej precyzyjne i mógłbym być posądzony o jeszcze większą przesadę. Zauważ, że ja nie podpieram się szacunkami ludzi spoza Kościoła, które mogłyby być (i są) jeszcze bardziej przejaskrawione.

      I tu jest problem, bo należałoby bardziej uściślić pojęcie „letnich katolików”, a to wcale nie jest łatwe, nawet w ujęciu samych doktrynerów religii. Pewnie nie siedzisz w temacie, ale skoro jest dziś nawet spór wokół ustaleń II Soboru watykańskiego, to co ma powiedzieć zwykły, szary katolik, zupełnie zagubiony w tych tematach? To jest nawet gorzej niż zwykły obywatel nierozeznany w niuansach polityki.

      Usuń
  3. O tempora, o mores! Albo śnię, albo to wpływ prochów, jakie lekarz zalecił mi zażywać??? Ateiści doszukują się przyczyn rozłamu w KK ??? Bez ironii i bez cynizmu- jestem tym bardzo zaskoczona, bo chciałoby się rzec; "co komu do domu, jak dom nie jego?". Jawi się jednak pytanie - skąd to zainteresowanie? Rozumiem, że mnie jako katoliczce ten problem może spędzać sen z oczu, ale dlaczego to boli ateistów? Przepraszam- nie rozumiem.
    A co do tematu. Znak to tylko ZNAK, ważne jest co kryje serce. Czy mi ktoś poda rękę czy nie poda, to i tak z tego nie zawsze wynika zgoda. Można to uczynić także od oka, albo dla świętego spokoju, albo bo tak wypada, albo...
    Inne pytanie; czy dzieli naród KK czy może bardziej polityka? Kościół jest jeden Chrystusowy, tylko poszczególne [decyzyjne] Osoby mogą siać ferment i usiłować od środka go rozsadzać. Wspomniałeś o Lutrze. Żył mniej więcej w tym samym czasie co św. Franciszek, a jak odmienne działania, co do naprawy Kościoła. Skutkiem działań reformatorskich Lutra, to podział protestantyzmu na tyle odłamów, że teraz już trudno połapać się; kto jest kto ? Zaś Franciszek obierając drogę pokory i miłości bliźniego otrzymał laur świętego. Widzicie różnicę? Podobno na stolicy Piotrowej zasiadała także papieżyca, oraz papieże o różnych skłonnościach, a mimo to Kościół trwa już ponad 2 tysiące lat. Spełniają się słowa Jezusa; "Piotrze, ty jesteś opoka i na tej opoce zbuduję Kościół MÓJ, a bramy piekielne nie przemogą go". Może i w kościele są podziały pomiędzy zarządcami,[dziś ten, jutro inny], ale Chrystus jest nie podzielony. Czy się mylę? może...
    pozdrawiam jak zwykle życzliwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Aisab, to, że jestem ateistą nie eliminuje mnie z możliwości wyboru tematów, które mogłyby mnie zainteresować. Niczego Ci nie wypominając, sama często odnosisz się do postaw ateistów. Tym bardziej, że ja w tym zainteresowaniu ani nie próbuję nikomu cokolwiek narzucać, ani tym bardziej popierać którąkolwiek ze stron sporu. Bo czy mam prawo opisywać zachwyt lub niesmak związany z przyrodą, skoro nie jestem biologiem? Mam nie oglądać filmów i wypowiadać opinii na ich temat, bo nie mam żadnego związku ani wpływu na ich powstawanie? Też mi zabronisz bo: „co komu do domu, jak dom nie jego?” Ale rzecz w tym temacie ma się trochę inaczej, bo ja, jako ateista, jestem podobno najgorszym gatunkiem na ziemi, w opinii tegoż Kościoła. Skoro tak, mam pełne prawo bronić się tak, jak uważam za stosowne.

      Pytasz, kto dzieli bardziej naród? Nie będę oceniał, ale gdy słucham, co niektórych homilii naszych duchownych jestem przekonany, że jeśli KK nie bardziej, to przynajmniej na równi jest w tym dobry. Fifty – fifty. Sama czytasz Frondę.pl, więc siebie zapytaj. A jest jeszcze kilka ważnych portali, Telewizji Trwam czy Radia Maryja nie wyłączając.

      Taaak, KK trwa dwa tysiące lat, ale ja nie znam okresu by był we wszystkim jednomyślny. W całej Jego historii pojawiały się odmienne nurty, czasami zwalczane mieczem i stosem, czasami określane mianem schizmy lub herezji. To, że Chrystus jest niepodzielny nie chroni przed tym, by sami ludzie chcieli Go podzielić i ta notka jest właśnie o ludziach Kościoła, a nie o Chrystusie.

      Usuń
  4. Asmodeuszu> na swoim blogu możesz pisać o czym rzewnie Tobie się podoba. Mnie tylko zdziwiło owo zatroskanie o podział w KK :) Nie wszyscy katolicy przywiązują do tego wagę, gdyż większość do Kościoła uczęszcza na spotkanie z Chrystusem [Eucharystia] a nie dla księdza i jego interpretacji zasad ustalonych przez zarządców. Mam ten luksus, że mój Proboszcz jednakowo szanuje wszystkich [praktykujących i nie praktykujących] jako dzieci Boże. Szacunek i poważanie dla każdego [katolika, ateisty, świadka Jehowy - w pobliżu ich sala królestwa] sprawia, że u nas nie dostrzega się podziału tego, o jakim tu wspominacie.
    Nie ma nagonki na ani na człowieka ani na grzesznika. Nasz ksiądz odróżnia grzech, który należy wzorem Chrystusa -potępić, od grzesznika, którego umiłował sam Zbawiciel [jadał z grzesznikami i celnikami]. Skoro dostrzegacie w KK podziały [współcześnie], to by oznaczało, że ten problem nie jest Wam obcy.
    Z jakichś przyczyn się nad nim pochylacie. Tylko co mnie do tego, że o.Rydzyk inaczej postrzega rolę Kościoła niż Dziwisz, albo inny arcy... Inaczej patrzy na sprawy Papież a inaczej niektórzy kardynałowie. Przecież nawet wśród uczniów Jezusa nie było jednomyślności. Czyż jeden z uczniów nie dobył miecza, gdy kohorta przyszła po Jezusa? Każdy z nas jest indywiduum; każdy ma inne widzenie spraw nie tylko w kwestii wiary. Przywołam cytat o ograniczonych możliwościach ludzkiego widzenia i postrzegania, co ma wpływ na podziały nie tylko religijne;
    "Kochani, teraz jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze nie okazało się w pełni, czym będziemy; wiemy jednak, że gdy Chrystus znów się objawi, staniemy się podobni do niego, bo ujrzymy go, jakim jest w istocie".
    Kluczowe jest tu słówko ujrzymy - teraz nie widzimy, bo nasze zmysły nam na to nie pozwalają, nie pozwalają dotknąć istoty Jego bytu. Po ludzku sobie to interpretujemy i każdy wedle swego punktu widzenia. Podziały były, są i będą. Sztuką jest odnaleźć to, co łączy a nie to co dzieli, tak w zyciu politycznym, religijnym i ...codziennym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie Ty widzisz moją troskę? :) Spostrzegam ciekawe zjawisko i je opisuję. Martwić powinni się raczej sami wierzący, bo choć to ich jeszcze w tej chwili nie dotyka, za niedługa może się okazać trudne do zrozumienia. Twoja parafia jest dziś dla Ciebie oazą, ale co, gdy zabraknie takiego proboszcza, a na jego miejsce pojawi się „heretyk” przymykający oko na homolobby, albo pieniacz w rodzaju ks. Międlara. Tego Ci oczywiście nie życzę, ale chyba wiesz, że szczęście bywa ulotne, a na pewno nie jest tu na ziemi wieczne. A skądinąd wiem, że nie wszystkie postawy kleru Ci się podobają.

      Usuń
    2. O tak> zdarza się, że postawy niektórych księży mi się nie podobają. Mam na to swój sposób - omijam ich dalekim łukiem, a gdy się nie da to... [walę prosto w oczy ] wyrażam swoje zdanie. Mnie już teraz jest trudno zrozumieć np. niektóre poczynania Papieża [ a to nie heretyk] w kwestii uchodźców czy komunikowania osób rozwiedzionych, a żyjących [nadal] w nowych związkach partnerskich-konkubinacie. Brak możliwości spełnienia warunku poprawy; owego "idź i więcej nie grzesz".
      Tylko... to nie ja ustalam, co winien zawierać Katechizm Kościoła Katolickiego. Nie ja będę za to odpowiadać i nie ja będę z tego rozliczana. Jakie to ma znaczenie - czy ja będę rozumieć czy nie?
      Nie będę się martwić na zapas o to, co uczynię, gdy mój obecny Proboszcz otrzyma polecenie zmiany parafii. A kto wie, może pojawi się drugi taki - równie godny swego Mistrza kapłan??? Podobno trzeba myśleć pozytywnie :)
      Mnie tam nie przychodzi z trudem podanie komuś reki - znaku pokoju, gdyż nie mam do nikogo wątów. A jeśli komuś z tego powodu miałaby korona z głowy zlecieć, to niech się powstrzyma. Szkoda korony :) :) :)

      Usuń
    3. Trafiłem, chyba specjalnie dla Ciebie pewien artykuł na katolickim portalu o komunikowaniu osób rozwiedzionych. Mocno polecam z zapewnieniem, że nie jest obszerny :)
      http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,4796,papiez-o-tym-ze-amoris-laetitia-dopuszcza-komunie-dla-rozwodnikow.html

      Usuń
    4. Dziękuję za link. Przeczytałam. KK już teraz dopuszcza komunię dla rozwodników pod pewnymi warunkami; nowy związek to tzw. "białe małżeństwo" czyli bez "cudzołożenia" [seksu]. Jest to jednak różnie interpretowane przez spowiedników, tak dowodzi życie. Póki co, mnie to nie dotyczy. Zetknęłam się również z tym, że wielu katolików po rozwodzie nie jest świadoma swych praw. Zdarza się, że po rozwodzie nie wiążąc się z innym partnerem sami pozbawiają się prawa przystępowania do komunii św. przekonani, że Kościół im tego zabrania. Potem pretensje do Kościoła o rzekomą krzywdę, bo nie czują się winni rozpadowi małżeństwa. Każdy musi sam w swej sprawie być zorientowanym. Jak łatwo jest zalecać kapłanom "indywidualne" prowadzenie rozwodników, w sytuacji kiedy powołań coraz mniej, a obowiązków coraz więcej. Obserwuję rolę i zadania [obowiązki] swego Proboszcza aby mieć rozeznanie, że chłop wije się jak piskorz aby sprostać wyzwaniom. Dla niego doba ma za mało godzin; prawie wcale nie sypia, bo dzień nie starcza na spotkania z ludźmi i służenie im, zaś noc nie starcza na papierkową robotę. A przecież przede wszystkim powinien służyć Bogu - modlitwa i medytacja. To już odbywa się kosztem jego zdrowia. Jeśli więc miałby jeszcze indywidualnie prowadzić rozwodników, to kosztem czego? To tylko takie dywagacje, gdyż dostrzegam w tym pewien paradoks. Coraz większa krytyka kleru i coraz większe wymagania, oczekiwania i poszerzane zadania, czy nie dziwi, że spadają powołania? Czy to moja albo Twoja sprawa; to Papież za to odpowiada.
      pozdrawiam życzliwie :)

      Usuń
    5. Tylko gdzie ja Ci karzę rozwiązywać problem powołań czy pracy kapłanów? Pomyliłaś powołanie kapłana. On ma służyć przede wszystkim ludziom w drodze do zbawienia – to jest jego służba Bogu. Problemy z komunią rozwodników mnie też nie dotyczą i nie mam zamiaru ich rozwiązywać za Kościół, śmiem jednak twierdzić, że nie wszystkich da się wrzucić do jednego worka. A ponieważ to wcale nie mała grupa wierzących, nie sposób udawać, że problemu nie ma (dla Kościoła).

      Usuń
  5. "wSieci" to jedna z najgorszych gadzinówek, chyba tylko niezalezna.pl i Fronda są gorsze. A to, że plują na innych katolików, bo odważyli się wesprzeć coś słusznego tylko pokazuje, jak zakłamane jest środowisko katolickie głównego nurtu. Dlatego trzeba wspierać to "otwarte". Oczywiście wspierać choćby mówiąc pozytywnie o takich ludziach. A co do samych środowisk LGBT, to z jednej strony jest to trochę masochizm, przymilanie się do Kościoła, który odrzuca, z drugiej strategicznie dobra akcja, wspieranie właśnie tych otwartych katolików. Żyjemy w Polsce, sporo znam katolików, Ci z którymi się zadaję nie mają nic przeciwko małżeństwom jednopłciowym. Szkoda, że tacy nie są większością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardziej opieram się na artykułach wPolityce.pl, choć na Frondę też zaglądam, ale tylko w celach „rozrywkowych”.

      Nie, nie zamierzam wspierać „Kościoła otwartego”, w gruncie rzeczy zgadzam się z opinią, że jest zbyt „letni”, przez to niekonsekwentny. A poza tym jestem ateistą :)

      Przyznam, że też nie do końca rozumiem środowiska LGTB, przynajmniej w tej części, która usiłuje coś wymóc na Kościele. Kościół, niejako z definicji, jest instytucją konserwatywną, skoro już tak niby prozaiczna sprawa jak komunia dla rozwiedzionych jest wręcz nie do przełknięcia. Przypuszczam, że gdy tylko Franciszek zniknie z areny, konserwatyzm się umocni. Sprawa małżeństw jednopłciowych jest przede wszystkim sprawą świecką i w tym kierunku powinny iść te działania, bo Kościół potępia nawet konkubinaty, więc nie ma tam szans na uznanie takich małżeństw. A problem jest kontrowersyjny, bo samemu mi się trudno określić. Z jednej strony nie mam nic przeciw homo małżeństwom, z drugiej, nie odnajduję w sobie żadnej akceptacji do adopcji dzieci, choć nie potrafię tego logicznie uzasadnić.

      Usuń
    2. Z definicji to jest mejoza, drogi Asmodeuszu.

      Usuń
    3. Zwał, jak zwał, dobrze że wiesz, o co chodzi :)

      Usuń