No to mamy dwie wiadomości, jak zwykle w takich
przypadkach – złą i dobrą. Zła to fakt, że rozprzestrzenia się zabójczy wirus.
Nie bardzo wiem, co o tym myśleć, choć podobno najbardziej narażeni na
śmiertelne konsekwencje są faceci, i to w moim wieku! Dżuma to jeszcze nie
jest, nawet nie ma co porównywać do „hiszpanki” z połowy XX
wieku, a jednak panika rośnie.
Największa panika na portalach katolickich.
Święta Wielkanocne się zbliżają, jak tu się gromadzić w kościołach? Już
odwołują Msze święte we Włoszech, a w takim Hongkongu to nawet spowiadać nie
chcą. A co, jeśli apogeum zarazy w Polsce przypadnie w same święta? Tak nie do
końca rozumiem tej paniki, skoro zarówno Bóg, jak i Matka Boska oraz rzesze
świętych mają nas nie tylko strzec przed zarazą, ale i pomagać z niej wyjść.
Wystarczy paciorek, najlepiej różaniec, czasami post i pokuta, o czym
niejednokrotnie zapewniali nie tylko wierni, ale wielcy tego Kościoła. A zamiast
ochronnej maseczki na twarz, wisiorek z medalikiem Matki Bożej na szyi. Działa
najskuteczniej. Nie, nie szydzę, nie wykpiwam, choć może odrobinę ironizuję – o
tym po prostu przeczytałem.
Niejaki Roberto de Mattei, włoski historyk, wykładowca
historii chrześcijaństwa i historii Kościoła na Uniwersytecie Europejskim w
Rzymie pisze w związku z epidemią koronawirusa: „Wiemy jednak, że pandemie
zawsze uznawano za karę Bożą; a jedyne lekarstwa Kościoła na nie stanowiły
modlitwa i pokuta”1. Ponieważ de Matteia jest historykiem, w dodatku
katolikiem, trudno mu zarzucić kłamstwo. W latach 589-590 Italię
nawiedziła dżuma. Chrześcijanie od razu dostrzegli w tym Bożą karę za zepsucie
moralne w mieście*. Papież Grzegorz I wezwał Rzymian
do podążania za przykładem skruszonych i pokutujących mieszkańców Niniwy mówiąc:
„rozejrzyjcie się wokół siebie – oto
miecz gniewu Bożego wymierzony w całą ludność. Nagła śmierć wyrywa nas ze
świata, dając nam ledwie sekundę”2. Zarządził kilka procesji, nie
pomny na to, że w tłumie zaraz rozprzestrzenia się jakby bardziej, ale bądźmy
sprawiedliwi, wtedy o tym nie wiedziano. Medycyna nie należała do nauk
chwalebnych, godnych chrześcijanina. Na skutek tych procesji od razu zmarło
kolejnych osiemdziesiąt osób. Niemniej stał się cud. Przyniesiono obraz Matki
Bożej i tam gdzie z nim trafiła procesja, powietrze od razu stawało się
czystsze i zdrowsze. Nawet Aniołowie przestali się bać tej zarazy i pokazali
się papieżowi oraz wiernym.
Roberto de Matti pyta: „Czy szerzenie się koronawirusa wiąże się w
jakiś sposób z wizją trzeciego sekretu?”. I odpowiada: „Przyszłość pokaże. Jednak wezwanie do pokuty
pozostaje sprawą niecierpiącą zwłoki dla naszych czasów i podstawowym
środkiem gwarantującym nasze ocalenie [podkreślenie moje] w czasie i
wieczności”3. Cóż mam napisać? Należy się dziwić, że Watykan
zalecił w tych Włoszech zaniechania odprawiania Mszy świętych, a to przecież
jedyne lekarstwo na powstrzymanie zrazy, skoro do tej pory nikt nie znalazł
antidotum. Znalazłem inny artykuł o znamiennym tytule: „Epidemia – czas na
nawrócenie!”4. Okazuje się, ze wszystkie zarazy przed ostatnią wojną
światową straciły swoją śmiertelna moc dzięki modlitwom, postom, a przede
wszystkim za sprawą Cudownego Medalikom św. siostry Katarzyny Labouré. Inny papież, choć też Grzegorz, ale XVI, nadał oficjalnie cudowną moc temu
Cudownemu Medalikowi, którego wzór opracowano w 1832 roku. Polecam szczególnie ten
drugi artykuł, który zaświadcza o mocy świętych rytuałów w walce z zarazami.
Teraz czas na dobrą wiadomość, choć cuda też są w końcu dobrą wiadomością. Podobno jest już skuteczny
lek na koronawirusa. Tylko, niejako przy okazji, jest drobny problem. Wymyślili
go komuniści (ateiści?) w Wietnamie. Według zapewnień tamtejszej
służby zdrowia, mimo licznych zachorowań, nikt w Wietnamie na tę chorobę nie
umarł, choć tych Wietnamczyków jak mrówek. Jak tu wierzyć bezbożnikom i brać od nich szczepionki? Byłbym jednak niesprawiedliwy. Moja
ulubiona „Wyborcza” też podsyca panikę. Komunikaty o rozprzestrzenianiu się
zarazy pojawiają się częściej niż prognoza pogody, a ta ostatnia jest
codziennie. To tam dowiedziałem się, że wczasy w rejonie Morza Śródziemnego, Włoch
nie wyłączając, staniały o połowę. Do odważnych świat należy i zastanawiam się,
czy nie skorzystać z okazji? Choć z
drugiej strony, wczasy w tym okresie tanieją nawet bez koronawirusa. Za ciepło
na narty, za zimno na plażowanie i kąpiel.
W tej mojej „Wyborczej” są też i optymistyczne wieści
(za to zresztą ją lubię): wyzdrowiało już 28 tys. chorych na tę szpetną chorobę. W
dodatku giełdy oszalały, bogaci stracili przez tę chorobę już 1,7 biliona
dolarów. Dobrze im tak, bo ja tu w kraju, już nie w związku z pandemią, a przez
inflację, czuję się coraz biedniejszy. Wprawdzie będzie trzynasta emerytura, w
kwietniu, ale tę już wydałem na nowy smartfon w promocji.
* - tak przy okazji. Nie mogę się nadziwić tym złotym wiekom chrześcijaństwa. Taka bogobojność i tak przykładne, święte życie chrześcijan, a tyle tych zaraz i pandemii, tyle polowań na czarownice i heretyków...
Przypisy:
1 - https://www.pch24.pl/roberto-de-mattei--papiez-grzegorz-i-koronawirus-jego-czasow,74182,i.html
2 - ibidem;
3 - ibidem;
4 - https://www.pch24.pl/epidemia-czas-na-nawrocenie-,74202,i.html
1 - https://www.pch24.pl/roberto-de-mattei--papiez-grzegorz-i-koronawirus-jego-czasow,74182,i.html
2 - ibidem;
3 - ibidem;
4 - https://www.pch24.pl/epidemia-czas-na-nawrocenie-,74202,i.html