wtorek, 31 lipca 2018

Oto jest pytanie


  Rzecz o chrzcie niemowląt, pytanie raz za razem wywoływane również przez katolików: chrzcić czy nie chrzcić? Sam już kiedyś o tym pisałem. Mam świadomość, że nawet tak zwani zsekularyzowani katolicy nad tym się nie zastanawiają i chrzczą swoje potomstwo na potęgę, bo ani to szkodzi, ani nie boli, ani rodzina czy sąsiedzi nie będą im suszyć głów. I trudno tym argumentom odebrać rację. Nawet fakt, że Kościół katolicki w sztuczny sposób podwyższa sobie statystyki liczby wiernych, też nie ma tu żadnego znaczenia, choć nie tak zupełnie do końca.

  Hierarchowie i kaznodzieje dzięki tym statystykom mogą się powoływać na rzesze wiernych, które nie zawsze wiedzą czego chcą, ale oni wiedzą i śmiało mogą mówić o katolickiej Polsce, która chce Boga, nawet jeśli nie do końca mocno. Kościół mówi i dzięki temu ma tak gdzieś w granicach półtora miliarda złotych rocznego dochodu – tylko w Polsce. Kwota tak zawrotna, że trudno ją sobie wyobrazić. O ile nigdy Jego dochody mnie nie bulwersowały, tym razem jednak, bo nam się służba zdrowia wali, a jakoś nie wierzę, aby nawet gorliwa modlitwa wespół z święconą wodą mogła nas uchronić przed chorobami lub z nich wyleczyć. Czy to ma związek z chrzczeniem niemowląt? Ano ma, bo im więcej katolików nieświadomych tego, że katolikami się stają, tym Kościół ma silniejsze argumenty na dojenie państwowej kasy.

  Wróćmy do tego chrztu tym razem z innej perspektywy. Sami katolicy mają wątpliwości, czy ten sakrament nie jest przypadkiem narzucanie na siłę wiary w sytuacji, kiedy człowiek, a człowiek brzmi dumnie, nie ma pojęcie, w co się go wrabia, odbierając mu jednocześnie prawo wolnej woli, o której przecież nie ma jeszcze pojęcia. Sprawa jest jeszcze poważniejsza, gdyż okazuje się, że nie wszyscy wierzący rodzice rozumieją dogmat o tym akcie wiary. To, że mają pełne zaufanie do Kościoła nie jest tu żadnym argumentem, skoro nie rozumie się w czym rzecz. W efekcie sakrament chrztu staje się właściwie elementem karności wobec dogmatów. Jedna z matek postanowiła sprawę rozstrzygnąć na łamach portalu Deon.pl1. i znalazła trzy argumenty za chrztem niemowląt.

  Argument próżni, z którego ma wynikać, że ponieważ człowiek rodzi się grzesznym za sprawą grzechu pierworodnego, trzeba go jak najszybciej od niego uwolnić. Jak twierdzi nauka Kościoła: „dzieci, rodząc się z upadłą naturą, potrzebują nowego narodzenia w chrzcie, aby zostały wyzwolone z mocy ciemności i przeniesione do Królestwa wolności dzieci Bożych2 [KKK 1250]. Tyle, ze to jest jakby sprzeczne z Ewangelią, z której ma wynikać, że Jezus uwolnił nas od tego grzechu przez męczeńską śmierć na krzyżu. Sam akt chrztu Jezusa właściwie nie ma tu znaczenia. Raz, że nie był to chrzest sakramentalny, dwa, On takiego nie potrzebował. Był to akt symbolizujący przynależności do pewnej wspólnoty w dodatku dokonany w wieku, kiedy ta przynależność ma charakter w pełni świadomy. Tego o chrzcie niemowląt nie możemy powiedzieć.

  Argument o wolności, którą daje Tylko Bóg. Otóż istnieje w Kościele pojęcie katechumen, które określa człowieka dorosłego i świadomego, a który chce przyjąć chrzest. Ta opcja wydaje się w pełni zrozumiała. Ją poprzedza okres katechumenatu, przygotowania do tego sakramentu, co jest niezmiernie istotne. Dlaczego pomija się to w stosunku do nowonarodzonych? To oczywiste – niemowlę nic z tego nie pojmie, więc odwraca się naturalną kolej rzeczy, najpierw chrzest, a później przygotowania (sic!). I tu mnie naprawdę zaskakuje argumentacja wspomnianej matki. Dzięki chrztu dziecko zyskuje prawdziwą, pochodzącą od Boga wolność. Może nie ja, ale na pewno zdecydowana większość wspomina dzieciństwo jako okres szczęśliwości, tylko nie dam sobie wmówić, że dziecko jest wtedy prawdziwie wolne. Pod bacznym okiem rodziców, nauczycieli i katechetów, to okres przede wszystkim zakazów i nakazów. Wprawdzie dziecko jest wolne od konieczności dbania o swoje utrzymanie, ale chyba nie o taką wolność Bogu chodzi. Tak, wiem, wiem, podobno bez tego sakramentu jesteśmy w niewoli szatana, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, aby Bóg tak bez niczego oddawał swoje stworzenie temu demonowi. Katolicy wymyślili sprytny sposób, ale co mają powiedzieć dzieci innych wyznań, gdzie nie praktykuje się tego obrzędu? Bóg je powołał do życia i tak beztrosko oddał we władanie szatana?

  Argument miłości dotyczy nieteologicznej miłości matki do własnego dziecka. Owa matka pisze: „chcę dla swojego dziecka czegoś innego niż maksimum dobra, miłości, wolności (...) Tak jak się dziecko chroni i ostrzega przed niebezpieczeństwem, tak samo przecież kieruje się je we właściwe i pożyteczne strony, działania, okoliczności, z racji większego doświadczenia życiowego i z racji... miłości. Bo przecież kocham3. I w tym miejscu przypomina mi się matka z filmowego serialu „Ballada o Januszku”. Zastanawia mnie też pytanie: czy ona równie mocno kochałaby swoje dziecko bez tego sakramentu? Nieodparcie narzuca mi się myśl, że Bóg dał dziecku wolność, ale jej (matki) miłość tę wolność mu odbiera. I piszę to z pełnym szacunkiem dla matczynej miłości.

  Muszę się jeszcze odnieść do pewnego wideoklipu4 dwóch zakonników, którzy też argumentują potrzebę chrzczenia niemowląt. Nie będę przytaczał z powodu rozwlekłości notki. Ta potrzeba chrztu ma wynikać z obowiązku wychowywania potomstwa po katolicku, co niejako potwierdza przysięga małżeńska. Niby w tej argumentacji też jest sporo racji, a jednak znów zapytam: dlaczego niby nie da się wychować dzieci po katolicku bez sakramentu chrztu? Praktyka pokazuje, że ten sakrament nie chroni w żaden sposób przed złym wychowaniem. Więzienia, szczególnie te w Polsce, pełne są więźniów wychowanych według zasad religii katolickiej A iluż jest tych, również wychowanych po katolicku, którzy wprawdzie do więzień nie trafią, ale swoją postawą i czynami zaprzeczają tej wierze? Jeśli popatrzeć z tej perspektywy na Kościół katolicki, można odnieść wrażenie, że nie liczy się jakość, ale ilość – patrz wstęp i pierwszy akapit.




19 komentarzy:

  1. Większość ludzi chrzci dzieci nie z powodu wiary,ale takiej polskiej tradycji.
    Kościół na tym korzysta bo nie ma możliwości skreślenia z ksiąg.
    Ja uważam ,że przyjmując chrzest powinno się być człowiekiem świadomym.
    Dzieciom można by udzielać błogosławieństwa,które nie skutkowałoby wpisaniem do akt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł błogosławieństwa doskonały, ale hierarchów nie przekona. Samo błogosławieństwo nie wystarczy do wpisania w księgi parafialne, a nawet gdyby, trzeba by wpisywać również budynki, mosty, samochody irp., itd.

      Usuń
  2. Wałkowany ten temat był już do "bulu".

    Nie wiem tylko skąd masz informacje, że dofinansowanie KK katolickiego ma związek z liczbą ochrzczonych. (sic!) Prowadzi się pełne spisy duchowieństwa, spisy parafii oraz powszechne liczenie wiernych uczestniczących w niedzielnej Mszy św., niezbędne do corocznego ustalania wskaźnika dominicantes i communicantes.
    Badania GUS nie korzystają jedynie z kościelnych ksiąg parafialnych, tylko prowadzą własne badania korekcyjne uczestnictwa obywateli w związkach wyznaniowych, albo ich identyfikacji z określoną religią. Wychodzi im coś koło 92% tych drugich.
    A samo dofinansowanie zależy bardziej od liczby księży i katechetów, oraz obiektów sakralnych, bo są to pensje, dopłaty do uczelni i dofinansowania do renowacji zabytków, a nie od liczby ochrzczonych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie wałkowany do „bulu”, ale nie mam sobie nic do zarzucenia. To katolicy i księża stale się tłumaczą.

      Poruszasz problem, do opisania którego właśnie się przymierzam, więc teraz bez szczegółów. Państwowe dotacje do Kościoła to obszerny problem, ten o którym Ty wspominasz, liczba księży i katechetów, w tej dotacji wynosi – ledwie 160 mln złotych, czyli tak gdzieś 10 proc. wszystkich pieniędzy, które idą na Kościół w Polsce. Tak na marginesie, tyle samo dostał Rydzyk w jednym 2017 roku.

      Usuń
  3. 160 mln? Skąd te dane wytrzasnąłeś?
    Dostają grubo ponad bańkę, powiedzmy że 1,5 mld na rok. reszta, około 500 mln idzie na te renowacje. To tak opierając się na różnych statystykach. Daje to około 2 mld, choć zawyżyłem w górę, bo stare statystyki sprawdzałem.

    Rydzyk z tego co wiem, dostał w ciągu dwóch lat 80 mln. część na geotermię, część na Lux Veriatis. Ma jeszcze dostać na jakieś muzeum ale dopiero w 2019. główną transzę, teraz dorzucają mu 5 mln.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między innymi z portalu money.pl, ale pewien katolicki portal o tym pisze, więc to nie są dane wyssane z palca. Omówię w notce ze wskazaniem na źródła. Finanse Rydzyka też.

      Usuń
    2. Nigdzie nie znalazłem takiej sumy, nawet na money.pl. wedle to którego portalu w 2013 pensje katechetów wynosiły 1,1 mld z budżetu. Skurczyły się nagle do 160 mln? Chyba na miesiąc.

      Usuń
    3. Pieniądze na katechetów (zarobki, ZUS i składka emerytalna) pochodzą w całości z tzw. Funduszu Kościelnego, który w roku 2016 wyniósł 160 mln zł. (za TVN24, a Newsweek podaję 145 mln). Ale zobacz tu:
      https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2016/Przewodnik-Katolicki-2-2016/Wiara-i-Kosciol/Fundusz-Koscielny-w-nowym-budzecie

      Usuń
    4. A właśnie że nie, właśnie się doczytałem, że płaci im MEN, za pośrednictwem samorządów. I to by się zgadzało.

      Usuń
    5. Rzecznik EP tłumaczył, że wynagrodzenie dla katechetów nie powinno być rozumiane jak dotowanie Kościoła, dlatego te kwoty jedni dodają do nakładów na Kościół, inni nie. Sam mam wątpliwości. Bo z jednej strony niby jest to wynagrodzenie za pracę, z drugiej rodzi się pytanie za jaką? Nawet jeśli to świecki katecheta, w misję Kościoła wpisane jest głoszenie ewangelii przez każdego chrześcijanina, tym bardziej przez księży i zakonników, ale nigdzie nie jest napisane, że ma to być odpłatne, bo to byłoby sprzeczne z nauką tegoż Kościoła. Stąd kategoryczny zakaz pobierania opłat za każdą posługę kapłańską, może być mowa jedynie „co łaska”. Na domiar wszystkiego, na lekcjach religii nie szerzy się wiedzy, a jedynie pogłębia wiarę.

      Usuń
  4. Owa pani nie podała jeszcze jednego powodu, który skłania wiele rodzin do chrzczenia niemowląt- brak uroczystej oprawy aktu nadania imienia w świeckich urzędach.
    Dziwi mnie, że do tej pory nikt nie wpadł na pomysł urządzanie tego typu uroczystości w Urzędach Stanu Cywilnego.
    Wielu osobom zależy na tym, by nadanie dziecku imienia było uroczystością, na którą mogą zaprosić rodzinę i przyjaciół. Dziwne, ale prawdziwe.
    Znam również całkiem sporo małżeństw, które właśnie z tego powodu brały ślub w kościele- brzmi to może śmiesznie, nie mniej tak właśnie bywa.
    Jest jeszcze i jeden powód, głównie na prowincji - "co ludzie powiedzą" i.... tylko nie chichaj- obawa, że ksiądz nie pozwoli na pochówek na miejscowym cmentarzu- bo na prowincji wiele cmentarzy jest w gestii kościoła (wszak gdy idziesz zamówić pogrzeb i co tam jeszcze chcesz, to pierwsze pytanie zadane przez księdza brzmi -
    czy zmarły to katolik i czy dostał ostatnie namaszczenie.
    Asmo, nie ma lekko w tym kraju.A spróbuj z kolei ochrzcić dziecko, gdy nie masz ślubu kościelnego. Moja rodzina przeżyła horror, choć może rzecz się nie działa na głębokim zadupiu ale w Trójmieście. Równie dużo kłopotów jest gdy zmarły był protestantem, a grób rodzinny jest na cmentarzu katolickim, będącym w gestii kościoła.
    To jest chory umysłowo naród, więc większość woli uniknąć różnych perturbacji, chrzcić dzieci i posyłać je do komunii lub brać ślub kościelny nawet niezgodnie ze swymi przekonaniami.
    No i co z tego, że Ciebie i mnie ochrzczono- my tylko zamulamy statystykę a kościół nie ma z nas żadnego pożytku.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poruszyłaś strasznie dużo aspektów, więc teraz mi tak trudno odnieść się do wszystkich, tym bardziej, że już muszę wyjść. Obiecuję się do wszystkich odnieść, no prawie wszystkich, jeszcze dziś wieczorem.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. To,że nas ochrzczono nie jest winą Kościoła,taka była wola rodziców.
      Nie sądzę,żeby chrzest wynikał z braku oprawy nadania imienia urzędach.Część ludzi traktuje chrzest jako nadania pewnej formy ochronnej nad dzieckiem.Znałam kobietę,która do chrztu nie wychodziła z dzieckiem z domu-bo złe moce mogłyby maleństwo dopaść.Ale to tylko taki jeden przypadek mi się trafił.

      Chrzest jeszcze jakiś temu miał miejsce w dzień urodzenia,albo w następny -a to wszystko,żeby dzieci przed limbusem ochronić.Teraz to już nieaktualne

      Usuń
    3. @Anabell

      Zgodzę się, że owo przyjęcie sakramentów dodatkowo wzmacnia uroczysta oprawa, ale to jest zbyt dalekie uproszczenie. Zdecydowana większość wiernych przyjmuje sakramenty dla ich wartości sakralnych. Uroczysta oprawa jest dodatkiem (czytaj: gratisem, za który trzeba słono zapłacić).

      Nie tylko na wsi. W szkołach miejskich dzieci nieochrzczone też nie mają łatwo, stanowią minimalny odsetek w stosunku do ochrzczonych. To się szczególnie uwidacznia podczas sakramentu I Komunii.

      Jeśli zaś chodzi o cmentarze, już żaden nie jest stricte kościelny. Ksiądz ma prawo odmówić posługi kapłańskiej, ale nie może zabronić samego pochówku.
      Jak to jest z chrztem dziecka, gdy nie ma się ślubu kościelnego, nie do końca jestem zorientowany. Ale coś mi się o uszy obiło, że wtedy można wykorzystać funkcję rodziców chrzestnych. Chyba w interesie Kościoła nie leży odmowa chrztu?

      O celu owego „zamulania statystyk” ;) już pisałem w notce. Wydaje mi się, że jeszcze jest za małe parcie na apostazję, stąd jej warunki może stawiać Kościół. Tu się z Tobą zgodzę – to jest chore, ale w takim kraju przyszło na żyć. Mnie osobiście cieszy młodzież, która nagminnie odwraca się od instytucjonalnego Kościoła, co świadczy o jej mądrości.

      Usuń
    4. @Greta

      Ta wola rodziców wynika z nauk Kościoła katolickiego, choć masz rację, oficjalnie Kościół nie może potępić za nie-ochrzczenie, choć praktyka jest trochę inna.
      Natomiast zgadzam się, co do motywów. Przykładem jest Aisab, która wielokrotnie opisywała, dlaczego ochrzciła swoje dzieci.

      Usuń
  5. Jeśli idzie o szkoły miejskie, to w szkole, do której chodziło moje dziecko nie było żadnej dyskryminacji z tego powodu, że nie chodziła na religię.Ochrzczona to ona nawet jest,bo teściówka by nas chyba zabiła- i tak udało mi się to przesunąć o rok, żeby nie taskać do kościoła na ten spęd noworodka.Weż pod uwagę fakt, że to było 40 lat temu, a też nie było łatwo;) Nie wiem jak jest teraz, bo mnie to nie interesuje, ale wtedy to rodzice dziecka, a nie chrzestni musieli załatwiać formalności związane z chrztem i wiem, że nie chciano ochrzcić dziecka mego kuzyna, bo jego rodzice nie mieli ślubu kościelnego. W końcu znalezli jakąś podmiejską parafię i za odpowiednim "co łaska" dziecko ochrzczono. I wiesz co, ja osobiście ani trochę nie wierzę w te oświadczenia, że chodzi o te wartości sakralne chrztu. Polacy to naród który wierzy, że wierzy a co naprawdę mają w głowach to jest mocno ukryte. Tak na wszelki wypadek, żeby było i Bogu świeczkę i Diabłu ogarek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chrzciłem, kiedy byłem jeszcze wierzący i to rodzice chrzestni trzymali dzieci na rękach do tego sakramentu (lata 70-te).
      Opowiem krótką anegdotkę z chrztu mojej siostry. Braciszek franciszkanin pyta o imię dla dziewczynki brata mojego ojca (to był chrzestny). Wisia – odparł stryj, bo tak chciał mój ojciec. Ale nie ma takiej świętej – odparł braciszek franciszkanin. Nastąpiła chwila konsternacji i wymiana groźnych spojrzeń. Mój stryj był porywczy, moją siostrę włożył pod pachę i wysyczał przez zaciśnięte zęby do mojego ojca, tak aby wszyscy słyszeli: Teoś, idziemy do Jehowów, tam ci ją ochrzczą jak chcesz. Braciszek franciszkanin nie mógł do tego dopuścić, więc ją ochrzcił, choć się zemścił w księdze parafialnej, gdzie napisał Wiesława, skojarzenie ze znienawidzonym przez wszystkich tow. Wiesławem było oczywiste.

      Usuń
    2. Fajne. Wisia jest zdrobnieniem od Jadwigi, a taka święta ponoć była. Braciszek zakonny jakiś niedoinformowany był, skoro zapisał Wiesława.
      Gdy nasza była chrzczona weszło akurat w modę zbiorowe chrzczenie dzieciaków. Raz na miesiąc był spęd i działy się prześmieszne rzeczy.
      W naszej parafii dziecko trzymali biologiczni rodzice, chrzestni stali obok. Ty nawet sobie nie wyobrażasz co by się działo gdyby ją wziął na ręce ktoś inny niż własna matka lub ojciec- byłby taki ryk, że chyba sufit by się zawalił, bo kościół był stary.

      Usuń
  6. Moje zdanie na temat chrztu niemowląt znasz...więc może jedynie pozdrowienia zostawię
    :)

    OdpowiedzUsuń