Jak podaje brytyjski The Independent,
badania amerykańskich uczonych na Ohio
University wykazały, że osoby wierzące żyją przeciętnie cztery lata dłużej niż
agnostycy i ateiści. To znaczy jeszcze nie wykazały – na razie postawili taką
hipotezę. Według nich za dłuższe życie może odpowiadać wsparcie wspólnoty
(szczególnie stan małżeński), modlitwa i unikanie nałogów. Tę hipotezę
postawiono po przeanalizowaniu 1500 nekrologów, stanu cywilnego zmarłych oraz
ich religijności. I biorąc pod uwagę tylko ostatni czynnik – religijność – można wydłużyć
sobie życie aż o sześć lat!
Mój wrodzony sceptycyzm podpowiada mi,
że z tych trzech aspektów mających wydłużać życie, tak naprawdę liczy się tylko
unikanie nałogów, ale ja tam nie jestem amerykańskim
uczonym, mogę się mylić. Udowodniono ponad wszelką wątpliwość szkodliwość
palenia (choć i tu znalazłoby się jakieś „ale”). Natomiast z tym piciem bywa
też różnie. Wprawdzie nie mam już wśród znajomych żadnego nałogowego alkoholika będącego moim
rówieśnikiem, ale sam nie stronię od piwka i okazjonalnie – kieliszeczka czego
mocniejszego. Niemniej nie protestuję, gdy mi ktoś mówi, że nałogi szkodzą. Jak
wspomniałem powyżej, nie prowadziłem badań, które miałyby wykazać, że jest
inaczej. Mam wątpliwości, co do tego wsparcia wspólnoty. Nie żebym negował
znaczenie tego zjawiska, ale tak jakoś, na bazie nie tylko własnych doświadczeń,
wiem że to wsparcie jest bardzo intensywne do czasu osiągnięcia samodzielności,
później jakby od nas oczekuje się wsparcia, by wreszcie na starość (również w
kalectwie) wręcz o to wsparcie żebrać. Tu dygresja, jeszcze o wsparcie nie
błagam i mimo zaawansowanego wieku trudno mi mówić o takiej starości. Wszystko
przede mną...
Najtrudniej pojąć mi ten zbawienny wpływ modlitwy na
długowieczność. Znów opieram się li tylko na bazie własnych
doświadczeń, więc nie ma mowy o dowodach naukowych. Nie modlę się tak około
czterdzieści lat i... żyję, czego już w żaden sposób nie może powiedzieć liczne
grono moich modlących się rówieśników. Tak gdzieś od ćwierćwiecza chodzę na pogrzeby
coraz częściej i nigdy jeszcze nie miałem okazji być na pogrzebie agnostyka czy
ateisty. Prędzej trafiłbym na mniej praktykujących, mniej modlących się, więc
trudno mi jednoznacznie orzec, że brak modlitwy wydłuża życie. W jednej z notek
wspomniałem o litanii do św. Huberta, czy Duchowej Adopcji Piłkarzy reprezentacji
Polski, co okazało się totalnie bezskuteczne, więc tym bardziej mnie ten
argument nie przekonuje. A przecież modliły się tuzy polskiego katolicyzmu...
Miałem za sąsiada faceta starszego od
siebie o trzydzieści lat z małym okładem. Miałem, gdyż przed dwoma laty był jego pogrzeb.
Kiedyś go zapytałem, jakie jest jego największe marzenie. Odparł, że chce dożyć
stu lat, co w jego przypadku akurat nie było takie niemożliwe. Cieszył się
doskonałym zdrowiem, nawet na trzy miesiące przed śmiercią. Zmarł w przededniu 99
rocznicy swoich urodzin. Tu lojalnie przyznaję, był człowiekiem wierzącym, nie
opuścił żadnej niedzielnej czy świątecznej mszy świętej. Na dodatek się modlił,
choć jak mi wyznał, tylko w kościele, gdyż w domu działy się czasami, jak to
określił – „bezecne rzeczy”, więc nie chciał obrażać Boga modlitwą w takim
miejscu. Ja tej jego filozofii nie rozumiałem, ale też nie muszę wszystkiego
rozumieć. Mówił do mnie synku, choć już byłem grubo po pięćdziesiątce, ale
jakoś mi to nie przeszkadzało. To od niego usłyszałem czym jest życie. Dzieciństwo
i młodość to wspinanie się na szczyty Karkonoszy, wiek średni to piękna
wycieczka szlakiem tych szczytów, starość to schodzenie w niziny. Jest dobrze,
jeśli możesz zejść o własnych siłach. Na nieszczęście nie wszyscy mogą i wtedy
żadna modlitwa nie pomoże. Albo cię zniosą na noszach, albo spadniesz w
przepaść. Niemniej, jakakolwiek by to była wersja z tych trzech i tak kończy
się jednym – dojdziesz, doniosą cię, spadniesz – do kresu życia. Tu przypomina mi się fraszka Sztaudyngera:
"Dotąd spędzamy czas
Aż on w końcu spędzi nas."
"Dotąd spędzamy czas
Aż on w końcu spędzi nas."
Dodałbym od siebie, bo już mam uprawnienia
do filozofowania z racji wieku, że i
tak wszystko zależy od szczęścia. Albo będziesz miał szczęście i w zdrowiu
dożyjesz stu lat, albo tego szczęścia mieć nie będziesz. Czasami temu szczęściu
możesz pomóc, i może Cię zdziwię mój czytelniku, jeśli uważasz, że temu pomoże modlitwa,
nie będę ci tego mieć za złe, o ile nie modlisz się o nieszczęście
bliźniego, lub nie odczyniasz jakichś czarów...
A badania innych uczonych, socjologów nie amerykańskich wykazały, że żonaci żyją dłużej niż rozwiedzeni lub kawalerowie.I ponoć na domiar dobrego/złego mają lepsze samopoczucie.I, być może, bo tego nie badano , umierają wcześniej od kobiet by nie cierpieć samotności;)))))))
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Te badania amerykańskich uczonych raczej mi pachną zakładem Pascala niż rzetelną wiedzą.
OdpowiedzUsuńnie wnioski są tu ciekawe, lecz przesłanki... na przykład taka właśnie "religijność"?... po czym ją rozpoznawano u nieboszczyka?... po religijnym pogrzebie?... tiaaa... np. taki generał Jaruzelski...
OdpowiedzUsuńteraz stan cywilny... w jakim państwie (stanie) prowadzono badania?... pewnie Ohio, bo najbliżej... pytam pod kątem prawnej łatwości uzyskania rozwodu w danym rejonie, którą trzeba uwzględnić przy takim badaniu...
jedziemy dalej: zła, bo niereprezentatywna jest próbka statystyczna, gdyż obejmuje tylko tą cześć populacji, których krewni lub znajomi mieli czas i hajc, by opublikować nekrolog...
pytanie puentujące, to kto finansuje Ohio University, że pracownicy takie yellow mellow produkują?... akurat wiem, że gen. Jaruzelski nie umarł w Ohio, ale nie jestem taki pewien, czy oni wiedzą...
p.jzns :)...
Nie wiem, jak to jest dokładnie z nałogami, bo sama żadnego nie praktykuję, jednak znam osobę, która jak zaczęła poważnie pić (wręcz "chlać") i to alkohol raczej marnej jakości, tak robi to do dziś (a ma jakieś 81-81 lat). czyli jednych alkohol przedwcześnie zabija, innych konserwuje i odstrasza "złe" - wspomniana osoba nigdy po pijaku nie wpadła po auto, czy też nie zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Zawsze też znalazł się "dobry kumpel", który dotransportował ją do domu w stanie skrajnego upojenia
OdpowiedzUsuńPS Osoba, o której mowa pije odkąd skończyła lat 40, czyli przez połowę swojego zycia
Usuń