wtorek, 10 października 2017

Ludzie listy piszą



  Fragmenty listu kobiety niepracującej (zawodowo):
 
  „Jestem szczęśliwą kobietą. Rano wstaję z moim mężem i gdy on się goli w łazience, przygotowuję mu pożywne kanapki do pracy. Później budzę naszą piątkę dzieciaczków, robię im zdrowe śniadanie, po czym starsze wysyłam do szkoły a młodsze odprowadzam do przedszkola.
   Po powrocie zaczynam sprzątanie. Odkurzam, robię pranie w najlepszym proszku na jaki nas stać dzięki pracy mojego męża, nucąc wesołe piosenki. Gdy już pranie jest rozwieszone i skończę sprzątanie, co daje mi wiele przyjemności i poczucie spełnienia, dzwonię do mamusi mojego męża. To pobożna kobieta, katoliczka i znaleźliśmy wiele wspólnych tematów. Po tej rozmowie przygotowuje smaczny obiad dla naszej rodziny, szczególnie zaś dla naszego ciężko pracującego męża i ojca, który jest podporą naszej rodziny. Gdy już garnki wesoło pyrkoczą na gazie, pozwalam sobie na chwilę relaksu słuchając ulubionego Radia Matyja. Nie włączam telewizji, gdyż płynące z niej bezeceństwa i jad mogłyby zatruć wspaniałą atmosferę naszej katolickiej rodziny.
   Kiedy moje dzieci wracają ze szkoły wraz z przedszkolakami, które odbiera najstarsza córka, opowiadają mi czego nauczyły się w szkole, również o tym, czego dowiedziały się na lekcjach przygotowania do życiu w rodzinie, których udziela im bardzo miła pani z parafialnego kółka różańcowego. Córki proszą mnie abym nauczyła je szyć, ponieważ chcą być prawdziwymi kobietami, nie zaś wynaturzonymi grzesznicami z okładek kolorowych magazynów, natomiast chłopcy szepcą mi do ucha, że na pewno nigdy nie popełnią tego strasznego grzechu dotykania samego siebie, ani nie będą oglądać zdjęć podsuniętych przez samego Szatana. Karcę ich lekko za samo wspomnienie o rzeczach obrzydliwych.
   Mój mąż wraca z pracy po południu i witamy go wszyscy w progu. Siadamy wszyscy do obiadu, a ja podsuwam mu najlepsze kąski, aby zachował siłę do pracy. Później włącza telewizor i zasiada przed nim w poszukiwaniu relaksu. Ja mam czas na zmywanie talerzy słuchając z uśmiechem odgłosów meczu sportowego w telewizji. Później mam czas na reperację odzieży dzieci i cerowanie skarpetek oraz robię na drutach sweterki i śpioszki dla naszej szóstej latorośli, która jest w drodze, a którą Pan Bóg pobłogosławił mimo przestrzegania kalendarzyka, co jest jawnym znakiem Jego woli.
   Wieczorem kąpię nasze najmłodsze dzieci i kładę je spać. Kiedy wykąpiemy się już wszyscy, mój mąż szybko spełnia swój małżeński obowiązek, ja zaś przeczekuję to w milczeniu, z godnością prawdziwej katoliczki, modląc się w myślach o zbawienie tych nieszczęsnych istot, które urodziły się kobietami, ale którym lubieżność Szatana rzuciła się na mózg. Zasypiam po długiej modlitwie z satysfakcją kolejnego szczęśliwego dnia mojego życia”.

  Ja już słyszę to larum: „Asmo, coś ty cholera znowu wymyślił za brednie?! Ciebie już kompletnie pogięło na punkcie nienawiści do wiary katolickiej. Idź się leczyć…!” I tu żałuję, szczerze żałuję, że moja wyobraźnia nie jest tak szczodra. Po prostu tego bym nie wymyślił. Spieszę więc wyjaśnić, to jest fragment podręcznika „Przygotowanie do życia w rodzinie” autorstwa Marii Ryś, zaakceptowanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej w... 2014 roku! Spieszę też uspokoić, to jest tylko parodia, to znaczy, cały list został opracowany na podstawie wybranych treści z tego podręcznika. Ja go tylko znalazłem i spieszę się podzielić swoim odkryciem. Przypuszczam, że na podstawie nowych wytycznych  programowych, dotyczących tego zagadnienia, pewnie tak spreparowany list byłby jeszcze bardziej ciekawszy, lub jak chcą niektórzy, bardziej bulwersujący.

  Wyjaśnię jeszcze jedno. Jeśli wymyślona autorka tego listu czuje się szczęśliwa i spełniona, jakkolwiekby ten list śmiesznie nie zabrzmiał, nie można mieć żadnych zastrzeżeń do jej szczęścia. Przynajmniej ja takowych nie mam, choć w życiu bym się z nią nie zamienił.



43 komentarze:

  1. Dobry psychiatra by się przydał tej pani. " mój mąż szybko spełnia swój małżeński obowiązek, ja zaś przeczekuję to w milczeniu, z godnością prawdziwej katoliczki, modląc się w myślach o zbawienie tych nieszczęsnych istot, które urodziły się kobietami, ale którym lubieżność Szatana rzuciła się na mózg" Rozkłada nogi dla męża i jednocześnie się modli? No bo jak inaczej zrozumieć to zdanie?
    Ale jest postęp - to mąż spełnia swój obowiązek:D No i miło jest się dowiedzieć, że nie jestem prawdziwą kobietą, bo przyszycie guzika raczej się nie liczy?:D
    Pozdrawiam Anastazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Nasti :)
      To wyimaginowana pani-żona, ale nie da się zaprzeczyć, że na podstawie „podręcznika do wychowania w rodzinie” ma to być wzór idealnej żony. Przyznam szczerze, że sam bym się załamał, gdyby w takiej sytuacji, po pierwsze, traktował seks jako obowiązek, po drugie, gdyby żona w tym czasie się modliła. Pewnie sam musiałbym się leczyć u psychiatryka, bo w dodatku nigdy nie lubiłem oglądać po pracy telewizji i to w dodatku meczów sportowych ;)

      Nie, przyszycie guzika się nie liczy, sam potrafię przyszyć, a jednak nie czuję się kobietą, tym bardziej prawdziwą.

      Usuń
    2. Ale takie żony istnieją naprawdę. Nie pozostaje mi nic innego jak zacząć się uczyć szyć zanim córka pójdzie do szkoły. W której klasie są te lekcje, bo nie wiem czy mam się spinać?:D
      Anastazja

      Usuń
    3. A która kobieta dziś szyje? Ja znałem dwie, obie były moimi ciotkami, ale to pokolenie już odeszło na tamtą stronę ;) Ucz się lepiej robienia na drutach – to przyda się, jeśli nie Tobie to córce, gdy Bóg obdarzy Cię kolejnym dzieckiem lub wnukiem :D

      Usuń
    4. Krawcowa szyje?:D Na drutach coś tam kiedyś umiałam robić.

      Ejjjj nie denerwuj mnie!
      Anastazja

      Usuń
    5. Lepiej denerwować niż pozostać beznamiętnym. Tych drugich się szybko zapomina ;)
      W takim razie będziesz miała łatwiej, wystarczy sobie tylko przypomnieć o tych zdolnościach. Mnie też za młodu uczono, ale ja już potomków się nie spodziewam :D

      Usuń
  2. To jest w końcu fragment podręcznika, czy spreparowana z jego części parodia, bo już nie wiem, p co w tej notce chodzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spreparowany list na podstawie fragmentów podręcznika. I czy zawsze musi o coś w takiej notce chodzić? ;)

      Usuń
    2. Żeby w pełni móc docenić wartość takiego zabiegu należałoby znać oryginał. Ale jak się trochę poszuka to się znajdzie.

      http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1867

      Okazuje się nagle że tekst owszem jest parodią rzekomego podręcznika, ale post jest z roku 2002, a źródło pochodzi z roku 2000. (Tekst został wysłany przez Saddie (Małgorzata Lewicka) na grupę usenetową pl.rec.hihot w styczniu 2000]), więc nie ma on nic wspólnego z podręcznikiem „Przygotowanie do życia w rodzinie” autorstwa Marii Ryś, zaakceptowanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej w... 2014 roku, jak za takim ukontentowaniem tu obwieściłeś.

      Znane Ci są słowa takie jak powiedzmy... niedoinformowanie, albo manipulacja? Które Ci się bardziej podoba? :D

      Usuń
    3. Ok, nawet jestem wdzięczny, że chciało Ci się szukać. ;) Ale czy to cokolwiek zmienia? Ja oparłem się na książce (papierowej) pewnego satyryka, Krzysztofa Daukszewicza, który podał takie, a nie inne źródło tego listu, i który pokusił się o sprawdzenie treści listu z tamtymi wytycznymi. Jak wynika z „Racjonalisty” jest to tekst oparty na cytatach z Biblii i treści religijnych, które... nic nie straciły na wartości ;) Założę się, że na nich jest też oparta nowa podstawa programowa przedmiotu „wychowanie w rodzinie”, zamierza nabyć ten podręcznik, bo tam są podobno jeszcze ciekawsze rzeczy. ;)

      Ponieważ sam zaznaczyłem, że jest to list sfabrykowany, nie widzę powodów aby szukać w mojej notce manipulacji lub niedoinformowania. Kiedyś czytałem blog, w którym autor zajmował się tzw. legendami miejskimi i dyskryminował rzekomo prawdziwe historie. Gdybym więc usiłował Czytelnikom wmówić, że ten list jest autentykiem, Twoje zarzuty byłyby w pełni uzasadnione.

      Usuń
    4. Też trochę źle napisałem. Chodziło mi o to, że ten podręcznik jest stary (chyba z lat 90) był zatwierdzony już dawno i w użyciu od lat kilkunastu.

      Usuń
    5. W 2014 roku wydano podręcznik „Ku dorosłości” wraz z ćwiczeniami „Wychowanie do życia w rodzinie” autorstwa Teresy Król i Marii Ryś, na ten powołuje się Daukszewicz.
      Niejako przy okazji proponuję Ci dzisiejszy artykuł z portalu natemat.pl:
      http://natemat.pl/219725,kolejny-absurd-ze-szkolnego-podrecznika-przygotowano-odpowiedzialne-zadania-inne-dla-chlopcow-inne-dla-dziewczynek
      Dokładnie o tym, czym powinny się zajmować dziewczynki w odróżnieniu od chłopców. Aż się chce zapytać, czy coś się zmieniło?

      Usuń
    6. Mówimy o "Tuskolandzie"? Swoją droga Daukszewicz lubi odgrzewać jakieś stare kotlety, w "Szkle" też błyszczał takimi odkryciami sprzed lat.

      No to niezły kretynizm. Ale chyba w kwestii tej edukacji mamy wyjątkowo zgodne zdania - jest to posunięcie z cyklu "co by tu jeszcze spieprzyć".

      Usuń
    7. Ależ tak, mówimy o „Tuskolandii”, tylko błagam (!) nie czyń Tuska odpowiedzialnym za treść podręczników „Wychowanie do życia w rodzinie”. Czym posługuje się Daukszewicz w swojej satyrze jest jakby mało ważne, istotne jest to, że śmieszy (przynajmniej mnie – lubię jego humor).

      Ja od początku byłem przekonany, że w tej kwestii, skrzywionego wychowania w patriarchacie, się zgadzamy.

      Usuń
    8. Nie no, przecież nie on je pisał. Co do Daukszewicza nie mogę sobie przypomnieć nic co by mnie jakoś szczególnie śmieszyło, w "Oku" wcale. Książki nie czytałem żadnej, ale może skusze się na ten "Tuskoland".

      Patriarchacie? :D To się stereotyp nazywa.

      Usuń
    9. Mnie się zdecydowanie lepiej czytało "Pamiętnik IV Rzepy", a może to tylko efekt zbyt szybkiej lektury "Tuskolandii" zaraz po?

      Niech się nazywa jak chce - wiadomo o co chodzi ;)

      Usuń
    10. Znów odkryłem małą manipulację. Ten podręcznik z Kolumbem jest sprzed pięciu lat. Podaję cytat.

      "Jestem factcheckerem i mam obowiązki factcheckingowe. Kiedy więc zobaczyłem załączony fragment podręcznika szkolnego, to wprawdzie najpierw ręce mi opadły, ale potem zadałem sobie pytanie: czy faktycznie to „Pisowska Polska przygotowuje młode Polki do ważnych zadań”, jak napisał bez żadnego źródła popularny scenarzysta Andrzej Saramonowicz (2 tys. polubień, 1 tys. udostępnień)?
      I oczywiście okazuje się, że nie, to nie żadna „pisowska Polska”, a przynajmniej nikomu nic o tym nie wiadomo. Według fanpage’a „Seksizmu naszego powszedniego”, który nagłośnił sprawę, źródłem zdjęcia jest „Podręcznik dla szkół polonijnych «Klasa 5: W radosnym kręgu – Czytanka» autorstwa Małgorzaty Pawlusiewicz” [1]. Zgodnie z danymi Google Books książka została wydana w 2011 roku [2]. Czyli nie okres rządów PiS, lecz PO i PSL, i nie Polska, tylko Polonia. (Swoją drogą czy na sali jest ktoś, kto wie, jak przebiega wybór podręczników dla szkół polonijnych? Osobiście nie przypuszczam, aby polskie rządy miały tutaj kluczowy głos, niezależnie od kadencji)."

      Usuń
    11. Wyjaśnijmy. Nie chodzi o to pod jaką ideologię przypisać tę czytankę, a jeśli już, jest ona zdecydowanie dyskryminująca kobiety. I tylko o to w tym wszystkim chodzi. Sugestie portalu NaTemat.pl (że to niby teraz i obecna Komisja Edukacji) zawsze należy przyjmować z należytym dystansem, choć jest tam wzmianka, że chodzi o podręcznik polonijny, za to brak daty wydania. Z biografii M. Pawlusiewicz wynika, że od 20 lat mieszka w Chicago, więc na pewno nie redagowała podręczniki dla dzieci mieszkających w Polsce.

      Usuń
    12. Dla mnie jest to bardzo istotne pod co to przypisać, choćby z tego względu, że potwierdza to moją tezę o postępującej od kilku lat degradacji, ze świadomością której niektórzy się obudzili dopiero dziś.

      Usuń
    13. Za degradację uważasz równouprawnienie czy trwanie w tradycji patriarchatu?

      Usuń
    14. W tym wypadku zdecydowanie to drugie. Dlaczego dziewczynki nie mogą się sprawdzić jako organizatorki zamorskich wypraw?

      Usuń
    15. Cóż, w moim mniemaniu patriarchat to nie tyle degeneracja ile kurczowe trzymanie się tradycji, a co o niej myślę, to chyba wiesz :D

      Nie wiem czy czytałeś komentarz Piotra, ale polecam Ci link, który mi podsunął. Rewelacja :D

      Usuń
  3. To prawie jak mój dzień gdy byłam na przedłużonym, bezpłatnym urlopie wychowawczym, na szczęście przy jednym dziecku.Po kilkunastu latach pracy zawodowej nawet mi się podobała taka odmiana.Śmichy, chichy, a do dziś w kilku miejscach na świecie żyją mennonici i zaczynam podejrzewać, że dobra zmiana byłaby zachwycona gdyby polskie kobiety były takie jak mennonitki. Primo- mąż to istota pierwsza po bogu. Secundo - żadnego wydawania forsy na ciuchy- wszystko ma być szyte przez żonę.Żadnych wymyślnych fryzur- warkoczyki od chwili gdy tylko się je uda spleść, aż do śmierci.Żadnego włóczenia się po mieście, zero rozmów z obcymi bez zgody męża.Oczywiście zero antykoncepcji, jeśli potrzebna jakaś porada lekarska lekarzem musi być kobieta i w trakcie każdej wizyty żonie towarzyszy mąż.Pomijam takie drobiazgi jak zakaz posiadania samochodu, telefonu komórkowego i wszelkich zdobyczy technologicznych. Dziewczynki koczą nauczanie w wieku lat 10, chłopcy w wieku 12 lat. Głównie dzieci uczą się czytania i pisania, trochę liczenia.Jedyna lektura- BIBLIA, która wyznacza jak należy żyć.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne! :D
      Śmieję się, ale w gruncie rzeczy, jeśli te kobiety, menonitki, czuły się w takich związkach szczęśliwe ? Przypuszczam, że w Polsce jest wiele rodzin funkcjonujących na podobnych zasadach, jak te opisane w liście. Powiem szczerze, żal mi zarówno tych żon jak i dzieci, ale byłbym ostatnim, który chciałby ich świat zburzyć.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Powiedzmy sobie szczerze- jeżeli zupełnie nie znasz innego życia to za nim nie tęsknisz. Rozmawiałam kiedyś z pewną sportsmenką, której zadałam głupie pytanie- dlaczego akurat wybrała tę, a nie inną dyscyplinę sportu i czy ją lubi. Odpowiedz była prosta-nie ja wybrałam ale mój ojciec, a lubię? - ja po prostu żadnej innej nigdy nie uprawiałam, więc nie wiem, czy lubiłabym coś innego robić.Ja to robię od 4 roku życia.
      Mennonici to bardzo zamknięta grupa i np. w Boliwii zaczyna się ich degeneracja, bo są zbyt blisko spokrewnieni ze sobą.A wybrali Boliwię, bo tam nie ma obowiązkowej służby wojskowej, oni są nastawieni bardzo pacyfistycznie, poza tym nie są żądni władzy, bo to też forma przemocy.
      Co prawda podobno niektórzy młodzi w sekrecie palą papierosy, popijają i nawet mają telefony komórkowe, ale dopóki żyją w swym małym światku przynajmniej poza progiem swego mieszkania, żyją w zgodzie z Biblią.
      Miłego;)

      Usuń
    3. Rodzi się we mnie pytanie, czy ktoś z tych Mennenitów uciekał z tej sekty? Jeśli nie, kto wie jak im tam było. Ale masz rację, jeśli nie znamy innego życia, trudno o nim marzyć i śnić ;)

      Usuń
    4. a ja słyszałem, że w Stanach w niektórych okolicach w czasie niektórych świąt policyjne dołki pełne są amiszów /to coś podobnego do tych menelitów/, a policyjne parkingi pełne bryczek i koni, bo chłopaki urządzają sobie zawody w stylu "szybkich i wściekłych", tyle że bardziej ekologiczne...

      Usuń
  4. Przede wszystkim, mi się bardzo podoba ostatni akapit: skoro kobieta jest szczęśliwa, to super! Dopóki tego typu osoba nie zaczęłaby wkraczać w moją strefę komfortu, to niech robi co chce :D Dzieci trochę szkoda, ale teoretycznie mają wolną wolę. Oczywiście dla mnie taki światopogląd to jest coś całkowicie obcego i nienormalnego, ale już nie chcę narzekać na destrukcyjny wpływ Kościoła Katolickiego na ludzkość, bo po co sobie nerwy psuć...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że przeważnie dzieci z chorych układów i tak wyrastają, czego masz klasyczny przykład w mojej osobie ;)

      Usuń
    2. No to w takim razie jestem już zupełnie spokojny :D

      Usuń
  5. Ludzie listy piszą, więc...napisał i Asmodeusz. A co? nie wolno? Wolno. Mnie treść tego listu skojarzyła się z kawałem [dowcipem] o Jasiu. Pani w szkole zadała zadanie. Dzieci miały napisać na temat; jak wygląda dzień w twojej rodzinie? Jasiu [patentowany leń] zatytułował; "O Matko Boska - jeszcze Ty" i ograniczył się do napisania jednego zdania; "do naszej rodziny co wieczór przychodzi Matka Boska".
    Prawda, że to budzi ciekawość? Jasiu musiał objaśnić pani i całej klasie, jak to wygląda, ale nie mam potrzeby opisywania tutaj tego. Wystarczy wstawić treść spreparowanego listu Asmodeusza z notki, a kawał [dowcip] opisany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. muszę dodać, że ten kawał ma tak długą brodę [chyba z 50 lat albo i więcej], jest takim sucharem, że można sobie na nim połamać wszystkie zęby.
      Takie odgrzewane kotlety może są i dobre dla Daukszewicza, lecz mnie już nie śmieszą. To było dawno i nieprawda.

      Usuń
    2. Mnie z kolei nie śmieszą żadne, nawet te nowe dowcipy o Jasiu, ale o gustach się nie dyskutuje, gusta się ma... Już niejednokrotnie usiłowano mi obrzydzić Daukszewicza, nikomu do tej pory się nie udało. Swoją drogą nie bardzo rozumiem, komu przeszkadza mój uśmiech na twarzy? Miałbym być tytułowym Świętoszkiem czy Zrzędą?
      Uśmiech posyłam :)

      Usuń
    3. Za uśmiech dziękuję. Nie tylko o gustach się nie dyskutuje :) Zaś poczucie humoru każdy ma... swoje. Nie było moim zamiarem Ci obrzydzić Daukszewicza.
      Kim miałabyś być? Tytułowym Świętoszkiem czy Zrzędą - to już Twój wybór.
      Na potrzeby bloga możesz być jednym i drugim - a co? Mnie to ani ziębi ani parzy, bo i tak nie widzę Twojej twarzy. A z niej można wyczytać wiele.
      pozdrawiam :)

      Usuń
    4. Może kiedyś Ci tę moją twarz udostępnię? Muszę jednak być bardziej stary, abyś za mną nie szalała :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    5. https://www.youtube.com/watch?v=_Ck-nkwWpbE

      Usuń
    6. https://www.youtube.com/watch?v=xsfqzz_rBSI

      Usuń
    7. Nie wierz nigdy chłopakowi;
      choć ci słówko powie;
      bo oni tak umieją;
      tu całują- tam się śmieją.
      Siedzi taki, niby zamyślony;
      mówi, że go miłość truje;
      a gdy ona się odwróci,
      to jej język pokazuje.

      Usuń
  6. najpierw skojarzyło mi się z tym:
    https://youtu.be/rbh-FQV1uzc
    przy okazji ze z "Żonami ze Stephord" Ira'y Levina...
    okay, ale co dalej?...
    no cóż, można sobie westchnąć mniej lub bardziej empatycznie: "żałosne, nieszczęsne androidy", zwłaszcza, że ta satyra, czy też parodia za bardzo od prawdy nie odbiega, bo jest całe mnóstwo takich dziwacznych osobników...
    nadal jednak nie ma co tworzyć zagadnienia...
    zagadnienie zaczyna się kroić, gdy okazuje się, że normalny człowiek posyła dzieciaka do szkoły, w której wbijają mu do głowy różne bzdury na temat "jedynego słusznego" stylu, modelu życia i potem w domu trzeba tracić czas, by mu te bzdury w głowie odkręcać... pominę już kwestię /choć nie wiem, czy słusznie/ podatków, pieniędzy, które ten człowiek wyrzuca w błoto, bynajmniej niedobrowolnie, płacąc za tak zwaną "edukację"...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem dobrze się przy tym wideo ubawiłem :D Aż nie mogę odżałować, że wcześniej, przed napisaniem tej notki, tego nie słyszałem. Ten facet jest po prostu niezastąpiony :D

      Ja gdzieś czytałem, że dziecko powinno się wychowywać w rodzinie, szkoła jest zaś tylko od edukacji (to teza jakiegoś nauczyciela) i ja bym się pod tym podpisał obiema rękoma. Dodałbym tylko, że religia (ta w szkole) nie jest ani od jednego, ani od drugiego. To typowa indoktrynacja, dobitniej: pranie mózgu!!!

      Usuń
    2. ten monolog o "partnerstwie" w małżeństwie słyszałem już dość dawno /2006 r.?/, jakoś tak przypadkiem skądś... potem się z nim zetknąłem w archiwum radia FiM, gdy istniała strona tego pisma... w YT odkryłem go stosunkowo niedawno, również przypadkiem...
      ...
      ja też nieraz artykułuję pogląd, iż od wychowywania są rodzice /lub jakieś ich odpowiedniki/, zaś szkoła /publiczna = państwowa/ jest tylko od edukacji... oczywiście biorę poprawkę na to, że czasem granica pomiędzy wychowaniem i edukacją nie zawsze jest wyraźnie nakreślona, bo taka być nie może siłą rzeczy, druga zaś poprawka jest taka, że regulamin szkolny również jest forma wychowywania, ale on jest akurat konieczny, by szkoła w ogóle mogła funkcjonować, jednak również powinien być zredukowany do pewnego niezbędnego minimum...
      zaś co do zajęć w tej szkole potocznie zwanych "religią" tym bardziej jestem im przeciwny, bo to jest właśnie wychowywanie, wręcz indoktrynacja właśnie... są jeszcze inne powody mojego sprzeciwu, począwszy od kwestii samego konkordatu, po kwestie jego praktyki, niezgodnej z literą tejże umowy...
      ...
      problem wychowywania w szkole /które de facto jest tą indoktrynacją właśnie/ istnieje od bardzo dawna i niestety duży udział mają w tym rodzice /"rodzice" w sensie statystycznej większości ich populacji/, którzy po prostu nie potrafią wychowywać swoich dzieci i oczekują od systemu /państwa/, że zrobi to za nich... rodzice /ta statystyczna większość/ rzecz jasna, gdy się im to wytknie, zwalają winę na brak czasu, bo zabiera im go praca konieczna, by tym dzieciom zapewnić pewne minimum sensownej egzystencji na poziomie materialnym... po części mają rację, po części nie, zwłaszcza, że państwo w rzeczy samej nie jest zainteresowane dobrobytem mentalnym obywateli, lecz ich posłuszeństwem... dla wyjaśnienia: frazę "dobrobyt mentalny" ukułem teraz na biegu i rozumiem pod nią wolność jednostki /wolność osobistą, obyczajową, światopoglądową/ oraz warunki korzystne dla rozwoju tej jednostki... no, i rzecz w tym, że dla większości ludzi owa wolność, tudzież wspomniany rozwój nie są de facto wartościami, można by rzec, że kolaborują oni z systemem, mniej lub bardziej świadomie, a raczej przede wszystkim podświadomie... zaś od obecnego systemu podłej zmiany z pewnością nie można oczekiwać, że ma na celu ów wspomniany dobrobyt mentalny obywatela...
      to powyższe rzecz jasna nie oznacza, że przed podłą zmianą system /a raczej ciąg systemów, płynnie przechodzących jeden w drugi w miarę zmian kadencji opcji politycznych/ dbał o ten mentalny dobrobyt, bo przecież wcale nie dbał, ale podła zmiana wprowadza system diametralnie gorszy, porównywalny z peerelem i do tego tym wczesnym, przedgierkowskim jeszcze...
      ...
      ...
      tak sobie teraz szerzej wypłynąłem myślą, że niedługo murowanie granic przed tzw. "uchodźcami" wcale nie będzie temu reżimowi potrzebne... pewna część imigrantów znalazła się Europie uciekając przed totalitarnym /w pewnym sensie/ islamskim systemem społecznym, tymczasem w Polsce budowana jest alternatywa tego systemu, która różni się detalami jedynie... o ile Polska nie była i nie jest atrakcją dla imigrantów ekonomicznych, to niedługo przestanie być też atrakcją dla imigrantów "wolnościowych"...

      Usuń
  7. Mi przyszła na myśl Opowieść Podręcznej.... ech za dużo książek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znałem, ale sprawdziłem. Chyba jednak pokuszę się o lekturę tej książki :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń