poniedziałek, 23 grudnia 2019

Profesór


  Błąd w tytule zamierzony, bo choć nie lubię Pietrzaka, to to jego ironiczne określenie idealnie pasuje do prof. Tomasza Szlendaka, który zaprezentował na portalu Niezależna.pl swoje pseudonaukowe, socjologiczne wywody. A rzecz dotyczy religii w Polsce, szczególnie zaś jej zaniku. Już stwierdzenie, że Polska miała się zlaicyzować w latach 90’ (sic!) jak Czechy i Niemcy, chyba się temu socjologowi przyśniło, bo o ile dobrze pamiętam właśnie wtedy w Polsce Kościół stawał się prawdziwą potęgą, co Mu nawiasem mówiąc, odbija się dziś czkawką.

  Czytam: „(...) w Polsce mamy do czynienia nadal z silnym przywiązaniem w dużej mierze do konserwatywnego systemu wartości, który jest związany z Kościołem katolickim, nawet jeśli nie wszyscy uczestniczą w coniedzielnej mszy. Raczej w Polsce mamy do czynienia z prywatyzacją religii niż z laicyzacją. Wiara w osobowego Boga nie odchodzi w zapomnienie, ale Polacy wybierają sobie takie wartości chrześcijańskie, które aktualnie pasują do ich życia, a odrzucają takie, które im nie pasują”. Cóż, w mojej ocenie, to przywiązanie bierze się stąd, że już tak gdzieś od połowy listopada nie pozwala nam się o świętach bożonarodzeniowych zapomnieć. Przede wszystkim przez handel, jak i medialnie, a nawet politycznie. Tylko, co to ma wspólnego z religią? Wprawdzie księża dwoją się i troją, aby o religijnym wymiarze nie zapomnieć, ale bądźmy szczerzy, to trafia tylko do tych, którzy już i tak w ten sposób święta traktują. Tyle, że ich ubywa. Sekularyzacja, rozumiana jako sprywatyzowanie wiary, zatacza coraz szersze kręgi i choć pewnie wieki miną, nim w Polsce nastąpi taka ateizacja jak w Czechach, jest to proces nieodwracalny i nieuchronny. Kościół, jako wspólnota wiernych, traci rację bytu i to na własne życzenie.

  Tymczasem optymizm nie opuszcza profesóra Szendlaka. Konkluduje: „Być może nastąpi pewien odwrót od tego komercyjnego chaosu świąt, z którym dzisiaj mamy do czynienia, w kierunku bardziej tradycyjnej wersji ich obchodzenia. Już są zresztą sygnały takiego sposobu postępowania”. Gdzie on te sygnały widzi? W medialnym imperium dyrektóra (błąd też zamierzony) Rydzyka, gdzie konserwatywni politycy prześcigają się w hołubieniu pazernego kapłana? Zresztą, cóż to za socjolog, który trafnie oceniając rzeczywistość, opiera tę ocenę na fałszywych przesłankach i prawi mrzonki o świetlanej przyszłości religijnego wymiaru świąt Bożego Narodzenia. Pozwolę sobie z czeska: to se już nie wrati..., gdyż komercja, jako nowa religia na to nie pozwoli.

  W jednym z komentarzy padło stwierdzenie: „Jak widać, Polska Bogiem silna, nawet najbardziej zatwardziali ateiści tolerują tradycję (znam takich, co choineczkę co roku muszą mieć w światełkach przed domem). Mamy wpojone w narodowe DNA pewne kwestie związane jeśli nie z wiarą, to choćby z tradycją mającą korzenie w chrześcijaństwie”. Taaa, Polska Bogiem silna, choć tylko dlatego, że rządzą nami konserwatyści, którym się wydaje, że jest jakieś narodowo-chrześcijańskie DNA. Autor widać zapomniał, że w tych chrześcijańskich korzeniach jest też moralne zepsucie, prawdziwa degrengolada. Jest też zaślepienie i hipokryzja, skoro ktoś czyni zarzut ateistom, że tolerują święta. Zapytam się w tym miejscu: czy da się w ogóle inaczej? Mnie jest łatwo, jestem sam, i moja niechęć do świątecznych szaleństw nikomu nie przeszkadza, ale jeśli taki ateista ma rodzinę, to czy jego tolerancję należy piętnować, tak jak wierzący katolicy w te dni nie tolerują praw ateistów? Już ogarnia mnie stres przed włączeniem telewizora w święta, bo a nóż – widelec trafię na Kevina, lub jemu podobnych... Nie chce mi się wychodzić na wieczorne spacery, gdyż te wszechobecne migające światełka przyprawiają mnie o ból głowy. Nie chce mi się chodzić do marketów, gdzie bombarduje się mnie setki razy słyszanymi christmas songami. Unikam jak ognia spotkań z znajomymi, by nie słuchać tradycyjnej, a niewiele znaczącej formułki życzeń zdrowych i wesołych świąt...








7 komentarzy:

  1. na wstępie zwierzę się z dobrego humoru, w który jak zawsze wprawia mnie nazwa "niezależna.pl", która być może jest niezależna w temacie finansowania, ale niezależnego myślenia to nie idzie tam znaleźć :D
    ...
    oczywiście mowy nie ma o jakimś odreligijnieniu się ludzi w Polsce tak jak się to szacuje np. w Czechach... religia ma się świetnie, procent osób bezwyznaniowych, areligijnych /tzw. "ateistów"/ pozostaje z grubsza ten sam, a jeśli się zwiększa, to niezmiernie powoli... natomiast zmianie ulega sama struktura religii... z grubsza wygląda to tak:
    religia rodzima i inne religie naturalne - lekki wzrost, ale ostatnio się stabilizuje...
    religie Wschodu - zdecydowana stabilizacja od wielu lat...
    islam - drobny wzrost...
    judaizm - generalnie w zaniku, niemniej jednak jeszcze coś tam dycha...
    chrześcijaństwo - tu generalnie katolicyzm jest w odwrocie, ale raczej niewiele na tym zyskują inne odmiany chrześcijaństwa i inne religie, a także "bezwyznaniowość"... główny trend to owa "prywatyzacja" /masz u mnie lajka za to trafne słowo/, czyli rosnące grono własnowierców, wyznawców w pewnym sensie "niezrzeszonych", ale większość jednak chrystianocentrycznych...
    natomiast trochę osobną sprawą jest sprawa katolików "selektywnych", którzy choć odrzucają pewne nakazy i zakazy natury obyczajowej, to nadal identyfikują się kościołem zwanym w skrócie "K.Rz-kat."...
    to jest dość skomplikowane do zbadania, nawet gdy jako podstawę weźmiemy deklaracje respondentów... niejeden własnowierca, który położył [censored] na kościół K.Rz-kat. i wszelkie inne zadeklaruje "katolik" z braku znajomości terminologii religioznawczej, zaś każdy kościół /szczególnie K.Rz-kat./ wszelkie wątpliwości rozstrzyga na swoją korzyść...
    ...
    nie uważam, by praktykowanie świątecznych /chodzi o Xmas/ rytuałów typu choinka, czy dobór potraw na stole podczas kolacji wigilijnej było jakąkolwiek przesłanką do szacowania, czy ktoś jest "wierzący" /w rozumieniu katolickim/... tu mi się przypomina, jak kiedyś chadzaliśmy na tzw. "pasterkę"... kontekst religijny guzik kogokolwiek obchodził, nikt nawet nie zaglądał do kościoła pod którym się spotykaliśmy... to było wydarzenie społeczne, ale nie religijne... sensem było tylko samo spotkanie, impreza towarzyska...
    można by rzec, że rytuały kiedyś zbazowane religijnie uległy asymilacji stając się elementem różnych świeckich tradycji...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem na czym to polega, że tak trudno odejść od religijnego myślenia? To fakt, laicyzacja niekoniecznie musi się wiązać z nagłym wzrostem dobrobytu, gdyż większość problemów nie zniknie jak za pstryknięciem palców. Być może najmłodsze pokolenie zrozumie, że konserwatyzm religii jest hamulcem postępu? Naprawdę przydałoby się religioznawstwo, szczególnie z uwzględnieniem ostatnich dziesięcioleci.

      W pełni się zgodzę, choinka czy karp nie jest żadnym wyznacznikiem religijności, to raczej wyznacznik religijnego konsumpcjonizmu. I w tym kontekście Kościół musi się martwić, bo apele o umiar nie skutkują. Masz też rację, jeśli chodzi o skutek tych świąt: bardziej stają się wydarzeniem towarzyskim a nie religijnym, co paradoksalnie też jest „zasługą” Kościoła.

      Usuń
    2. no tak, tylko wiesz jak to jest z tym religioznawstwem w obecnych realiach... tak samo jak z edukacją seksualną... gdy spróbujesz je wprowadzić do programu szkolnego, to tłuszcza zawyje, że to jest promowaaanie (na przykład) wycinania ludziom serc na żywca /co w pewnych religiach ponoć faktycznie praktykowano/...

      Usuń
    3. Tak myślę, że Kościół pewnie szybciej by się zgodził na tę edukację seksualną, niż na religioznawstwo ;) Wyobrażasz sobie przed lekcją religii edukowanie, że religia to zbiór mitów, dogmatów i kanonów opartych na Księgach spisanych przez ludzi, którym się wydawało, że są natchnieni? To już w dziełach Marksa były bardziej realne przesłanki do tworzenia komunizmu.

      Usuń
  2. "Unikam jak ognia spotkań z znajomymi, by nie słuchać tradycyjnej, a niewiele znaczącej formułki życzeń zdrowych i wesołych świąt..." :)))
    No to, jako ta wirtualna znajoma Cię jednak dopadnę i: "zdrowych i wesołych po-świąt" Asmodeuszu. Może być ??? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe jest to, że ciąge tyle zachodu się czyni, żeby na tej wieczerzy wigilijnej było a to 12 potraw, a to, żeby były postne …
    Tymczasem Kościół już odstąpił od tych wymogów "postności", bo co do ilości to nigdy ich nie było. Zaś naród jak Polska długa i szeroka nadal katuje się tymi śmierdzącymi błotem karpiami czy kluskami z makiem. I "travisto" czy inny specyfik musi dla ratunku zażywać.
    A Pilitico straszy jaki to ekologiczny kataklizm te święta generują. I prawda!
    Dobrze, że już prawie po! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za życzenia dziękuję i je odwzajemniam, choć jak niedawno gdzieś wyczytałem, jako ateista nie mam do nich prawa ;)

      Tradycja mówi, że wigilia ma być postna, i choć Kościół (ten teologiczny) mówi inaczej, ludzie jednak nie przestają w okrutny sposób mordować karpi, co wcale nie jest dobre dla smaku. Tak a propos i z przymrużeniem oka z tym smrodem błota chyba nie jest tak. Moja matka zaszlachtowanego karpia obkładał cebulą na jedną dobę. Mało, że nie śmierdział, to jeszcze smakował inaczej, na pewno nie mułem, choć nie wiem jak smakuje muł ;)

      Mnie jest teraz obce to po-świętach, skoro świąt nie obchodzę. Może tylko w sprawie sklepów, bo nie lubię zbyt czerstwego pieczywa i pewnie jutro kupię świeży.

      Usuń