W wolnej
amerykance wszystkie chwyty są dozwolone. Okazuje się, że nie tylko. Kościół
katolicki posługuje się takimi samymi metodami, tylko nie bardzo wiadomo w
stosunku do kogo. Oto znalazłem krótki fragment homilii (?) niejakiego
arcybiskupa Fultona J. Sheena. Był płomiennym mówcą i doczekał się nawet
polskiego bloga z tłumaczeniami jego światłych przemyśleń.
Pozwolę
sobie przytoczyć obszerne fragmenty jednej z jego wypowiedzi: „Na krzyżu nasz
Pan przemówił do ateistów, do komunistów, do agnostyków, do niewierzących, do
odszczepieńców, do tych wszystkich, którzy przeżywają wewnętrzne piekło - w
szczególności do tych, którzy mieli Wiarę i ją utracili. Piekło nie zaczyna się
w przyszłym świecie. Zaczyna się ono tutaj. W jaki sposób ateista, agnostyk lub
niewierny mógłby zostać zbawiony, jeśli Pan na krzyżu nie podjąłby środków, aby
odkupić ich wszystkich? Nasz Zbawiciel podjął się zatem cierpieć ową samotność,
izolację i oddzielenie od Boga, które są udziałem wszystkich ateistów [podkreślenie moje]. (...)
Nasz Pan doświadczył piekła Voltaire'a, Camusa, Sartre'a, Juliana Apostaty i
tych wszystkich, którzy wyparli się swego Boga.”
Jestem
skonsternowany. Z kilku powodów. Jak przypuszczam, abp F. J. Sheena po prostu
poniosło w nienawiści do wszystkich, których wymienił. Do wszystkich tych, którzy
nie akceptują jego prawd, choć sam nie przestrzega kilku. Na przykład tych
mówiących o nieosądzaniu bliźnich, o miłości do bliźniego swego, o grzechu
pychy. Ja wiem, że jego słowa to metafora, ale innych komunistów, poza
pierwszymi chrześcijanami w tamtych czasach nie było. Ateiści pojawili się jako
sprzeciw wobec nadużyciom Kościoła osiemnaście wieków po śmierci Jezusa. A tak naprawdę,
Chrystus cierpiał na krzyżu przede wszystkim za wszystkich wierzących, namiętnie grzeszących każdego dnia, o czym
już abp F. J. Sheena nie wspomniał.
Mnie
najbardziej zdumiewa stwierdzenie, że piekło zaczyna się na ziemi (sic?) Odpowiem
z sarkazmem: naprawdę eureka! Ja nigdy o tym piekle nie słyszałem, nigdy go nie
doznałem, moje życie na tej ziemi to jedno wspaniałe pasmo szczęścia i
powodzenia. I aż chciałoby mi się powiedzieć arcybiskupowi, że to wewnętrzne
piekło, dotykało mnie najbardziej wtedy, gdy wierzyłem. Pytania bez odpowiedzi,
nigdy niespełnione nadzieje, wewnętrzne rozdarcie z powodu panującej wokoło
niesprawiedliwości, czy kompletna pustka niezrozumienia w połączeniu z głębokim
poczuciem winy za coś niewiadomego. Gdy się od tego uwolniłem, piekło prysło
jak mydlana bańka, choć przecież świat na zewnątrz nic się nie zmienił. Nie
jestem niczemu winien, a już na pewno nie za winy prarodziców, dobro i zło są
wciąż dla mnie takim samym udziałem, jak tych, którzy bezgranicznie wierzą. Nie
muszę też dziękować żadnej niematerialnej istocie, za piekło tu na ziemi z
krótkimi przerwami na przypadkowe chwile szczęścia. I zapewniam, że nie cierpię
żadnych katusz z powodu oddzielenia od Boga, nie czuję się w żaden sposób tragedii samotności. To tylko ty, abp F. J. Sheen, w
swej nienawiści do innych, chciałbyś aby tak było. Jeśli odczuwam już jakieś piekło, to tylko to, spowodowane przez takich jak on, wręcz z diabelską pasją, piętnujących takich jak ja.