Pokazywanie postów oznaczonych etykietą abp. F. J. Sheen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą abp. F. J. Sheen. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 14 sierpnia 2016

Słowo do ateistów



  W wolnej amerykance wszystkie chwyty są dozwolone. Okazuje się, że nie tylko. Kościół katolicki posługuje się takimi samymi metodami, tylko nie bardzo wiadomo w stosunku do kogo. Oto znalazłem krótki fragment homilii (?) niejakiego arcybiskupa Fultona J. Sheena. Był płomiennym mówcą i doczekał się nawet polskiego bloga z tłumaczeniami jego światłych przemyśleń.

  Pozwolę sobie przytoczyć obszerne fragmenty jednej z jego wypowiedzi: „Na krzyżu nasz Pan przemówił do ateistów, do komunistów, do agnostyków, do niewierzących, do odszczepieńców, do tych wszystkich, którzy przeżywają wewnętrzne piekło - w szczególności do tych, którzy mieli Wiarę i ją utracili. Piekło nie zaczyna się w przyszłym świecie. Zaczyna się ono tutaj. W jaki sposób ateista, agnostyk lub niewierny mógłby zostać zbawiony, jeśli Pan na krzyżu nie podjąłby środków, aby odkupić ich wszystkich? Nasz Zbawiciel podjął się zatem cierpieć ową samotność, izolację i oddzielenie od Boga, które są udziałem wszystkich ateistów [podkreślenie moje]. (...) Nasz Pan doświadczył piekła Voltaire'a, Camusa, Sartre'a, Juliana Apostaty i tych wszystkich, którzy wyparli się swego Boga.”

  Jestem skonsternowany. Z kilku powodów. Jak przypuszczam, abp F. J. Sheena po prostu poniosło w nienawiści do wszystkich, których wymienił. Do wszystkich tych, którzy nie akceptują jego prawd, choć sam nie przestrzega kilku. Na przykład tych mówiących o nieosądzaniu bliźnich, o miłości do bliźniego swego, o grzechu pychy. Ja wiem, że jego słowa to metafora, ale innych komunistów, poza pierwszymi chrześcijanami w tamtych czasach nie było. Ateiści pojawili się jako sprzeciw wobec nadużyciom Kościoła osiemnaście wieków po śmierci Jezusa. A tak naprawdę, Chrystus cierpiał na krzyżu przede wszystkim za wszystkich wierzących, namiętnie grzeszących każdego dnia, o czym już abp F. J. Sheena nie wspomniał.

  Mnie najbardziej zdumiewa stwierdzenie, że piekło zaczyna się na ziemi (sic?) Odpowiem z sarkazmem: naprawdę eureka! Ja nigdy o tym piekle nie słyszałem, nigdy go nie doznałem, moje życie na tej ziemi to jedno wspaniałe pasmo szczęścia i powodzenia. I aż chciałoby mi się powiedzieć arcybiskupowi, że to wewnętrzne piekło, dotykało mnie najbardziej wtedy, gdy wierzyłem. Pytania bez odpowiedzi, nigdy niespełnione nadzieje, wewnętrzne rozdarcie z powodu panującej wokoło niesprawiedliwości, czy kompletna pustka niezrozumienia w połączeniu z głębokim poczuciem winy za coś niewiadomego. Gdy się od tego uwolniłem, piekło prysło jak mydlana bańka, choć przecież świat na zewnątrz nic się nie zmienił. Nie jestem niczemu winien, a już na pewno nie za winy prarodziców, dobro i zło są wciąż dla mnie takim samym udziałem, jak tych, którzy bezgranicznie wierzą. Nie muszę też dziękować żadnej niematerialnej istocie, za piekło tu na ziemi z krótkimi przerwami na przypadkowe chwile szczęścia. I zapewniam, że nie cierpię żadnych katusz z powodu oddzielenia od Boga, nie czuję się w żaden sposób tragedii samotności. To tylko ty, abp F. J. Sheen, w swej nienawiści do innych, chciałbyś aby tak było. Jeśli odczuwam już jakieś piekło, to tylko to, spowodowane przez takich jak on, wręcz z diabelską pasją, piętnujących takich jak ja.