(wersja uwspółcześniona i skrócona na potrzeby notki)
Olbrzymią salę w kształcie półkuli oświetlał
blask, którego źródła nie sposób dostrzec. Ściany, zakrzywione z precyzją komputerowej animacji i płaskie podłoże są idealnie przezroczyste, co sprawia wrażenie,
że wszyscy i wszystko zawisło w bezgranicznej przestrzeni. I tylko podwyższenie
z olbrzymim fotelem, na którym wygodnie rozsiadła się Bóg Ojciec, daje poczucie
stabilności, bez której można by stracić świadomość pionu określającego górę i
dół. Zaś On sam, mimo, że na pierwszy rzut oka wydaje się starcem, ma piękne,
jaśniejące dziwnym blaskiem oblicze. Luźno okrywająca Go szata nie pozwala
określić Jego postury, wszak On i tak jej nie ma, jak przystało na istotę
niematerialną.
Nico niżej, na schodku do tego podwyższenia siedzi
młodzieniec, jakby znajomy, z niezbyt bujnym zarostem na twarzy i długimi włosami, wspierający
zamyśloną głowę na ręce, łokciem mocno osadzonym na kolanie. Między
obiema postaciami toczy się bezgłośny dialog, o czym świadczy latająca od
jednej postaci do drugiej, biała gołębica, pełniąca rolę messengera. Tylko co
bardziej wtajemniczeni mogą odczytać treść tego dialogu. Dla mnie, jako
narratora, rolę tłumacza pełni bliźniacza gołębica siedząca na moim ramieniu.
Jak mówi Katechizm, tylko za sprawą Ducha Świętego da się zrozumieć ten
święty przekaz. Nie znam początku rozmowy, więc potrzebuję trochę czasu, którego tu i
tak jest nadmiar, aby zrozumieć na jaki temat się toczy. W końcu łapię wątek.
- Ojcze, nie możemy już dłużej czekać. Obiecałem rzeszom wyznawców Paruzję z Apokalipsą niemal zaraz po wniebowstąpieniu, a tu już zaczęło się trzecie tysiąclecie i nic. Są tacy, co to nie potrafią się doczekać.
- A po co Ty chcesz tam wracać? Młode laski teraz takie, z pępkami na wierzchu, z nogami jak gazele, że nawet Ciebie zbałamucą. Sami mogą sobie Apokalipsę zrobić. Kilka bombek A, może odrobina więcej smogu i plastiku, i Apokalipsa jak się patrzy. Tych, co ocaleją i tak będzie więcej niż zbawionych przeze mnie.
- Nie żartuj sobie mój Ojcze w Trójcy jedyny, im chodzi również o ten Sąd Ostateczny. Dobrze wiesz jak ludzkość lubi oglądać takie widowiska.
- Oby się nie zdziwili, przecież wiedzą, że niezbadane są moje wyroki. Będę miał zły humor, a w taki dzień będę miał na pewno, źle im to wróży.
- Gotowi są przyjąć każdy Twój wyrok, przecież wiesz.
- Jeeezuuu! Byłeś na ziemi, a wciąż jesteś naiwny jak dziecko. Każdy jest przekonany, że uniknie piekła, a przecież ciężko będzie uzbierać nawet tylko te sto czterdzieści cztery tysiące.
- Przecież jesteś miłosierny, więc mógłbyś przymknąć oko na niektóre grzechy.
- Jestem też sprawiedliwy, co wyklucza miłosierdzie. Zresztą już przeprowadziliśmy ze sto symulacji tej Apokalipsy i wiesz, że obaj dostajemy strasznych mdłości na skutek tych wrzasków, lamentów i smrodu palących się ciał. Nawet to Gloria!, Gloria! mnie wytrąca z równowagi, a Duch Święty traci orientację w przestrzeni i porozumieć się nie można. Aniołowie rzygają na potęgę tak, że pióra ze skrzydeł im odpadają, co tylko potęguje zamęt. Jak wtedy rozpoznać, kto do piekła, a kto do nieba? W swej mądrości takich pomyłek muszę unikać jak ognia piekielnego. Tfu...
- Ojcze, nie możemy już dłużej czekać. Obiecałem rzeszom wyznawców Paruzję z Apokalipsą niemal zaraz po wniebowstąpieniu, a tu już zaczęło się trzecie tysiąclecie i nic. Są tacy, co to nie potrafią się doczekać.
- A po co Ty chcesz tam wracać? Młode laski teraz takie, z pępkami na wierzchu, z nogami jak gazele, że nawet Ciebie zbałamucą. Sami mogą sobie Apokalipsę zrobić. Kilka bombek A, może odrobina więcej smogu i plastiku, i Apokalipsa jak się patrzy. Tych, co ocaleją i tak będzie więcej niż zbawionych przeze mnie.
- Nie żartuj sobie mój Ojcze w Trójcy jedyny, im chodzi również o ten Sąd Ostateczny. Dobrze wiesz jak ludzkość lubi oglądać takie widowiska.
- Oby się nie zdziwili, przecież wiedzą, że niezbadane są moje wyroki. Będę miał zły humor, a w taki dzień będę miał na pewno, źle im to wróży.
- Gotowi są przyjąć każdy Twój wyrok, przecież wiesz.
- Jeeezuuu! Byłeś na ziemi, a wciąż jesteś naiwny jak dziecko. Każdy jest przekonany, że uniknie piekła, a przecież ciężko będzie uzbierać nawet tylko te sto czterdzieści cztery tysiące.
- Przecież jesteś miłosierny, więc mógłbyś przymknąć oko na niektóre grzechy.
- Jestem też sprawiedliwy, co wyklucza miłosierdzie. Zresztą już przeprowadziliśmy ze sto symulacji tej Apokalipsy i wiesz, że obaj dostajemy strasznych mdłości na skutek tych wrzasków, lamentów i smrodu palących się ciał. Nawet to Gloria!, Gloria! mnie wytrąca z równowagi, a Duch Święty traci orientację w przestrzeni i porozumieć się nie można. Aniołowie rzygają na potęgę tak, że pióra ze skrzydeł im odpadają, co tylko potęguje zamęt. Jak wtedy rozpoznać, kto do piekła, a kto do nieba? W swej mądrości takich pomyłek muszę unikać jak ognia piekielnego. Tfu...
Nastąpiła chwila przerwy. Gołębica
zdyszana i wyczerpana usiadła na ramieniu Jezusa. Święci starcy w pobożnym
milczeniu głaskali swoje długie i siwe brody, a święte niewiasty cichutko
zaintonowały pieśń pochwalną swoimi sopranowo anielskimi głosami. Niestety, z powodu próżni, dźwięk się
nie rozchodził, a jego piękną barwę i koloraturową skalę można się było li tylko domyślać z ruchu
warg i... głębokości gardeł.
- Ale Ojcze, w końcu coś z tym musimy zrobić. - Jezus znów uruchomił gołębicę, choć jeszcze jej nie wróciło normalne tętno.
- Nic nie musimy. Sami zrobili sobie piekło na ziemi. Niech cierpią skoro uznali, że cierpienie uszlachetnia. Nawet ja bym tego nie wymyślił.
- A co z przepowiednią?
- Dalej nią będzie. Przecież tak nawet jest lepiej. Nic nie jest tak pożądane jak to, czego nie można osiągnąć. Marzy im się szczęście, a przecież na Boga Wszechwiedzącego zaprawdę sam nie wiem, co ich może zadowolić. Jakieś siedemdziesiąt dziewic na łebka? Skąd ja ich tyle nabiorę? Dziś to chyba z przedszkoli. Już nawet nie próbuję myśleć, czego mogą chcieć kobiety. Tego nawet sam Lucyfer nie wie...
- Ojcze, nie wymawiaj imienia tego diabła nadaremno.
- Wybaczam sobie w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
- Na wieki wieków.
- Ale Ojcze, w końcu coś z tym musimy zrobić. - Jezus znów uruchomił gołębicę, choć jeszcze jej nie wróciło normalne tętno.
- Nic nie musimy. Sami zrobili sobie piekło na ziemi. Niech cierpią skoro uznali, że cierpienie uszlachetnia. Nawet ja bym tego nie wymyślił.
- A co z przepowiednią?
- Dalej nią będzie. Przecież tak nawet jest lepiej. Nic nie jest tak pożądane jak to, czego nie można osiągnąć. Marzy im się szczęście, a przecież na Boga Wszechwiedzącego zaprawdę sam nie wiem, co ich może zadowolić. Jakieś siedemdziesiąt dziewic na łebka? Skąd ja ich tyle nabiorę? Dziś to chyba z przedszkoli. Już nawet nie próbuję myśleć, czego mogą chcieć kobiety. Tego nawet sam Lucyfer nie wie...
- Ojcze, nie wymawiaj imienia tego diabła nadaremno.
- Wybaczam sobie w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
- Na wieki wieków.
Znów zapanowała cisza, co było złudne,
bo tu zawsze, z powodu tej próżni panuje cisza. Nawet w uszach od niej nie
dzwoni. Bóg zmienił pozycję w fotelu, a Jezus rękę, którą podpierał
podbródek. Dopiero bezszelestne pojawienie się Matki Bożej wprowadziło ożywienie
w tę scenę. Teraz gołębica musiała już latać ze zdwojoną prędkością między
trzema postaciami.
- Ojcze, wszak obiecałeś mi i światu, że zdepczę głowę węża, który skusił Ewę do grzechu.
Bóg Ojciec spojrzał na Maryję beznamiętnie choć przenikliwie, ale szybko Jego czoło zmarszczyło się gniewem, a Jego ręka zaczęła nerwowo szarpać brodę.
- Nie przypominaj mi tej najgłupszej obietnicy z mojego wiecznego istnienia. Dość się nudziłem przed wymyśleniem wszechświata. Zdepczesz węża i moje istnienie znów będzie nudne jak flaki z olejem. Wiesz ile musiałem się nakombinować, aby niektóre Anioły się zbuntowały? Aby wymyślić wolną wolę, za którą mogę kogoś ukarać, nie wystarczy, ot tak, po prostu pstryknąć palcami.
Na te słowa Maryja zwróciła się błagalnie do Syna - Jezusie, Synu mój umiłowany, może wykombinuj kilka antałków mszalnego wina, aby Twój Ojciec się tak nie denerwował, bo znów jakieś tsunami uśmierci tysiące osób.
- Niewiasto, chcesz upić mojego Ojca? Tak jakbyś zapomniała, że po pijaku ma głupie pomysły, jak z tym moim ukrzyżowaniem. Tyle się nacierpiałem, a tam się nic nie zmieniło. Jeśli już to na gorsze, bo jakąś sektę wymyślili. Ostatnim razem jak się spił to jakiegoś Mahometa wymyślił, dopiero się namieszało.
Wyrzuty Jezusa do Matki przerwał Bóg Ojciec.
- Faktycznie bym się napił. Tą Apokalipsą tak mnie nagabujecie, że mi się wątroba przewraca.
- Ojcze, wszak obiecałeś mi i światu, że zdepczę głowę węża, który skusił Ewę do grzechu.
Bóg Ojciec spojrzał na Maryję beznamiętnie choć przenikliwie, ale szybko Jego czoło zmarszczyło się gniewem, a Jego ręka zaczęła nerwowo szarpać brodę.
- Nie przypominaj mi tej najgłupszej obietnicy z mojego wiecznego istnienia. Dość się nudziłem przed wymyśleniem wszechświata. Zdepczesz węża i moje istnienie znów będzie nudne jak flaki z olejem. Wiesz ile musiałem się nakombinować, aby niektóre Anioły się zbuntowały? Aby wymyślić wolną wolę, za którą mogę kogoś ukarać, nie wystarczy, ot tak, po prostu pstryknąć palcami.
Na te słowa Maryja zwróciła się błagalnie do Syna - Jezusie, Synu mój umiłowany, może wykombinuj kilka antałków mszalnego wina, aby Twój Ojciec się tak nie denerwował, bo znów jakieś tsunami uśmierci tysiące osób.
- Niewiasto, chcesz upić mojego Ojca? Tak jakbyś zapomniała, że po pijaku ma głupie pomysły, jak z tym moim ukrzyżowaniem. Tyle się nacierpiałem, a tam się nic nie zmieniło. Jeśli już to na gorsze, bo jakąś sektę wymyślili. Ostatnim razem jak się spił to jakiegoś Mahometa wymyślił, dopiero się namieszało.
Wyrzuty Jezusa do Matki przerwał Bóg Ojciec.
- Faktycznie bym się napił. Tą Apokalipsą tak mnie nagabujecie, że mi się wątroba przewraca.
Jezus nawet nie drgnął, a już Bóg
Ojciec trzymał w dłoniach spory antałek najprzedniejszego mszalnego wina. Wypił jednym haustem i
od razu pojaśniało Jego boskie oblicze. Maryja rozpostarła ręce ukazując w
podzięce Synowi swoje miłujące Go serce. Jezus skrył twarz w dłoniach, by ukryć grymas niesmaku. Miał już serdecznie dość oglądania wnętrzności Matki...
- Mam świetny, by nie rzec święty pomysł. - Odezwał się Bóg i na chwilę zamilkł dla suspensu. Gołębica skorzystała z okazji, by z Jego brody spić kilka kropel tego wina, gdyż strasznie zaschło jej w gardle od tego latania.
- Co się będziemy męczyć. Powołamy jakichś sprawiedliwych mężów z grona oddanych nam wiernych. Damy im wytyczne i niech oni sami sądzą swoich bliźnich, a my tego nie będziemy musieli oglądać.
- Ba!, ale skąd ich wziąć? W Sodomie nie znalazłeś nawet dziesięciu. - Odparł Jezus filozoficznie.
- Znam takich, Synu mój. - Pokornie wtrąciła się Maryja. - Jest taki piękny kraj, który uczynił mnie swoją królową. I jest tam człowiek sprawiedliwy, który znalazł dużo równie sprawiedliwych sędziów. A wszyscy głęboko wierzący i bogobojni.
- Niech się więc tak stanie! - gromkim, choć niesłyszalnym głosem rzekł Bóg, ucinając jednocześnie dalszą dyskusję. A od tego głosu rozszedł się próżni aromat dobrego wina...
- Mam świetny, by nie rzec święty pomysł. - Odezwał się Bóg i na chwilę zamilkł dla suspensu. Gołębica skorzystała z okazji, by z Jego brody spić kilka kropel tego wina, gdyż strasznie zaschło jej w gardle od tego latania.
- Co się będziemy męczyć. Powołamy jakichś sprawiedliwych mężów z grona oddanych nam wiernych. Damy im wytyczne i niech oni sami sądzą swoich bliźnich, a my tego nie będziemy musieli oglądać.
- Ba!, ale skąd ich wziąć? W Sodomie nie znalazłeś nawet dziesięciu. - Odparł Jezus filozoficznie.
- Znam takich, Synu mój. - Pokornie wtrąciła się Maryja. - Jest taki piękny kraj, który uczynił mnie swoją królową. I jest tam człowiek sprawiedliwy, który znalazł dużo równie sprawiedliwych sędziów. A wszyscy głęboko wierzący i bogobojni.
- Niech się więc tak stanie! - gromkim, choć niesłyszalnym głosem rzekł Bóg, ucinając jednocześnie dalszą dyskusję. A od tego głosu rozszedł się próżni aromat dobrego wina...
I tak nastał czas Apokalipsy, straszniejszy niż
przewidział to św. Jan w swej proroczej Księdze. (Tu ów konieczny skrót). Bo choć trudno w to uwierzyć,
piekło tego dnia pękało w szwach, zaś do bezgranicznego w swojej wspaniałości nieba
trafiła ledwie garstka prawdziwie bezgrzesznych Słowian, Polakami lepszego
sortu zwanymi. Bogu Ojcu z wrażenia, że tak mało zbawionych, gęste brwi stanęły dęba i tylko się
cicho przeżegnał:
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ale się porobiło...
Jezus dodał:
- Na wieki wieków. A ostrzegałem..., nie pij.
Zaś Maryja zakończyła pokornym i sakramentalnym:
- Bogu niech będą dzięki.
Duch Święty mógł wreszcie dłużej odpocząć, podobnie jak rzesze zmaltretowanych Aniołów, broniących dostępu do nieba grzesznikom, skazanym na wieczne męki i potępienie przez sędziów Prawych i Sprawiedliwych.
PS. Jeśli się komuś to skojarzy z grafomanią, pewnie się nie myli...
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ale się porobiło...
Jezus dodał:
- Na wieki wieków. A ostrzegałem..., nie pij.
Zaś Maryja zakończyła pokornym i sakramentalnym:
- Bogu niech będą dzięki.
Duch Święty mógł wreszcie dłużej odpocząć, podobnie jak rzesze zmaltretowanych Aniołów, broniących dostępu do nieba grzesznikom, skazanym na wieczne męki i potępienie przez sędziów Prawych i Sprawiedliwych.
PS. Jeśli się komuś to skojarzy z grafomanią, pewnie się nie myli...
(wszelkie prawa do tekstu zastrzeżone)