Ks. prof. Wacław
Hryniewicz: „Nie ma grzechów, które nie mogłyby być odpokutowane (...)” Tu mały
niuansik - w tekście podkreślono, że ów ksiądz jest kontrowersyjny! Mnie się
osobiście taka interpretacja podoba, choć na nią nie liczę. Jestem przecież
ateistą. Aby było śmieszniej, ks. prof. odwołuje się do tekstu Bertranda Russella,
który w eseju „Dlaczego nie jestem chrześcijaninem” tak pisze o słowach Jezusa
na temat grzechu przeciw Duchowi Świętemu: „ten fragment był źródłem
nieprzebranej ilości cierpienia na tym świecie (...) Doprawdy nie sądzę, żeby
ktoś, kto rozsiewa w świecie taki strach i przerażenie miał w swojej naturze
odpowiednią miarę dobrotliwości.” Ks. prof. stwierdza, że filozof oskarża
Jezusa! I chyba ma rację, bo trudno ten fragment odebrać inaczej jak oskarżenie.
Tekst wywołał burzę w komentarzach. Praktycznie wszystkie są przeciw, jak
przystało na frondowców. Grzesznikom się przecież nie wybacza. Przeżyłem szok,
bo z tych komentarzy wynika, że frondowcy popierają Russella, stając jednym
szeregiem przeciw ks. prof. Hryniewiczowi!
Jest, a jakże, abp
Nycz. Stawia dwa pytania: „Czym jest świętość?” oraz „dlaczego warto i trzeba
być świętym?” Na pierwsze nie odpowiada, bo jak długo żyję, jeszcze sensownej
odpowiedzi na to pytanie nie słyszałem. Na drugie już owszem: „Odpowiedź o sens i cel życia
zawiera się w dwóch słowach[?]: człowiek chce być szczęśliwy i człowiek chce,
żeby jego życie było sensowne, komuś służyło. Sensem naszego życia powinno być
nieustanne życie dla większej chwały Boga we wszystkim tym, co robimy”. Z
pierwszą częścią odpowiedzi całkowicie się zgadzam. O ile pod pojęciem „komuś”
rozumiemy siebie lub kochaną inną (bliską nam) osobę. Druga część, jest już wręcz
ekwilibrystyką. Każdy ma w sobie jakiś pierwiastek altruizmu. Tylko dlaczego
poświęcać go dla jakieś bliżej nieokreślonej i niepojętej Istoty? I w zamian za
co? Za cierpienie, którego na tym padole nam nie brakuje? Mało to jest na Ziemi
istot realnych, czujących i cierpiących, tak jak my sami, dla których nasze
życie staje się sensem? Dopóki nie jesteśmy w stanie określić jednoznacznie,
czym jest owa „świętość”, już ja wolę być nawet w jakimś stopniu egoistycznym
dupkiem, oczywiście w ograniczonym zakresie. Dopóki religie same między sobą
nie ustalą, która z nich jest tą prawdziwą, dopóki któraś z nich nie udowodni
swej prawdziwości, a to mi za mojego życia już raczej nie grozi, dopóty dla
mnie sensem życie będzie moje pięć minut na tym padole. Bo jeśli pozostanę w
czyjeś pamięci po mojej śmierci, to nie będę oceniany za to, w co wierzyłem,
ale za to, co zrobiłem - tu na Ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz