Mam
świadomość, że jako człowiek już wieku poprodukcyjnym, bliżej mi do zakonnika
żyjącego w celibacie niż do kogoś, kto mógłby uchodzić za eksperta w sprawach
miłości i seksu, lecz w odróżnieniu od wspomnianego zakonnika - doświadczenie mam. Bez kozery powiem, nawet
bogate.
Opowiem Wam
pewną miłosną historię. Spotkali się na niwie towarzyskiej. On, przystojny trzydziestoośmioletni, wysoki, wysportowany i wykształcony. Ona, zgrabna
trzydziestolatka z długimi włosami, z boskimi nogami do samej pupy, również wykształcona. I
choć od razu przypadli sobie do gustu trudno mówić o miłości od pierwszego
wejrzenia. Osobiście w takie nie wierzę. Nie pamiętam już kto to powiedział,
że: należy strzec się pierwszego wrażenia, bywa zawodne. Minęło więc trochę
czasu zanim oboje zrozumieli, że czują się w swoim towarzystwie doskonale, że
zaczynają tęsknić za swoim widokiem, za niekończącymi się rozmowami o
wszystkim, a nawet o niczym. Spotykają się niemal codziennie, ale i tak mija
jeszcze sporo tygodni nim ona zaprasza go do siebie, by mógł skosztować
wytworów jej umiejętności kulinarnych i ocenić jej gusta. Ta kusząca propozycja
zostaje oczywiście przyjęta, a ponieważ kolacja przy świecach jest udana,
potrawy smaczne, nastrój romantyczny, finał jest oczywisty – nazajutrz oboje
budzą się w jednym łóżku.
Tu już
pokuszę się o bardziej ogólne spojrzenie na to, co ich połączyło. Dla nich było
jasne, że urodziła się miłość, uczucie, za którym tęskni niemal każde z nas.
No, może poza tymi, co za życiem konsekrowanym, ale oni uciekają się wtedy w
miłość do Boga, lub purytanami, dla których seks jest tylko obowiązkiem i tylko
w ramach uświęconego sakramentem związku małżeńskiego. To jednak zdecydowana
mniejszość. Pozostali będą tęsknić, wzdychać, przeżywać wewnętrzne rozterki,
jeśli tylko to uczucie jest im akurat niedostępne. Miłość zawiera w sobie pierwiastek erotyczny,
bo przecież ofiarujemy siebie nie tylko duchowo ale i cieleśnie. Tak stworzyła
nas natura, i co ciekawe, dla człowieka seksualność jest elementem niemal
nieodłącznym przez cały czas sprawności fizycznej, co wyraźnie odróżnia nas od
zwierząt, dla których dostępny jest tylko czas rui. Oczywiście, nie sposób
traktować tej seksualności jako elementu, od którego jesteśmy całkowicie
zależni. Miłość to nie tylko seks, to również całkowita wspólnota życia
osobistego, to radość życia w tej najmniejszej wspólnocie, to dzielenie się
również troskami, wspieranie się w sytuacjach trudnych, to wreszcie wzajemny
szacunek do siebie, traktowanie partnera/-ki na równi z sobą. Płeć w tym
przypadku stanowi podstawowy aspekt osoby ludzkiej: przez nią każdy wyraża i
zaświadcza o swojej indywidualności, o związku, jaki tworzy soma (ciało) i psyche
(dusza). Bo kiedy cielesność i płeć drugiej osoby nie są w pełni przyjęte,
trzeba zastanowić się nad sensem samego związku. Nie ma pełnej miłości do
partnera/-ki, jeśli nie obejmuje ona także jego ciała. Tyle o samej miłości.
Wróćmy na
chwilę do tej pary, która obudziła się pewnego ranka w jednym łóżku. Było im ze
sobą na tyle dobrze, że i następnego ranka obudzili się w tym samym łóżku. I
następnego, i następnego... Oboje na tyle dojrzali, że z czułością wspólny
związek starannie pielęgnowali, nawet wtedy, gdy pierwsze zauroczenie minęło.
Nie, nie zapomnieli o seksie, ale ten już nie miał tego samego wymiaru, choć
wciąż był niemal zawsze udany. Choć już nie każdej nocy i nie o każdej porze
dnia, zawsze sprawiał im przyjemność. Zdarzały się wprawdzie problemy w postaci
„złych” dni, kiedy to przychodziło się zderzyć z realiami życia doczesnego, ale
ponieważ potrafili ze sobą szczerze rozmawiać, nigdy to nie trwało długo i nigdy nie kończyło się czymś groźnym. Aż
stało się coś, co wszystkim poważnie wstrząsnęło. Gdy zapragnęli mieć dziecko
po trzech latach związku, okazało się, że jest to niemożliwe, on był bezpłodny.
Rozczarowanie, z którym trudno było się pogodzić. Uratowała ich ta miłość, bo
choć zawiedzeni, doszli do wniosku, że w takiej sytuacji są już tylko dla
siebie. Po kilku latach kolejna „afera”. Postanowili, po dziesięciu latach kupić nowe, już własne mieszkanie. I tu napotkali na przeszkodę wręcz
nie do pokonania. W tamtych czasach dostać kredyt bez formalnego aktu
małżeńskiego, nie miało szans. Bo zapomniałem dodać na wstępie , że oni nie
żyli w żadnym formalnym, ani tym bardziej uświęconym związku małżeńskim. I tu
mogę ich historię zakończyć. Pobrali się dla tego kredytu i po półtora roku ich
drogi się rozeszły... Swoisty rock & roll, gdyż każdy, nawet najbardziej upojny, najbardziej szalony, kiedyś się kończy.
Nie chcę
sprawy przesądzać, mam jednak wrażenie, że ten epilog wielu zaskoczył, może nie
dlatego, że się skończył rozstaniem, ale że ten związek trwał tak długo jako
nieformalny. Z chrześcijańskiego punktu widzenia konkubinat jest grzechem, i to
właśnie uświęcony związek małżeński powinien ich dodatkowo scalić. Ale mój
Czytelniku, przyznaj się, że dopóki nie wiedziałeś o tym konkubinacie, ta
historia miłości mogła Ci się wydawać przepiękna. I w tym miejscu przyznam się
bez bicia, wszystko, co napisałem o miłości w trzecim akapicie jest niemal
żywcem zerżnięte z pewnego artykułu1, umieszczonym na katolickim
portalu, który gloryfikuje miłość i... seks , choć celowo i z premedytacją
pominąłem wszystkie odniesienia do małżeństwa sakramentalnego, a takie są intencje artykułu. Bo tak między
Bogiem a prawdą, co się w tej definicji, w tym opisie miłości mogło zmienić?
Ano zmieniło się, tyle że na gorsze, w odniesieniu do małżeństwa, które w końcu
zawarli. Ach, co to był za ślub! Tych dwoje nie kochało się już z potrzeby serca, między nimi zaczęło
dominować przekonanie, że teraz bycie razem jest już bezpiecznym przymusem. Nie musieli dbać o własne relacje, byli na nie skazani. To
oczywiście nie zawsze tak działa, nie będę twierdził, że akt małżeński zabija
miłość, śmiem tylko twierdzić, że nie jest gwarantem trwania miłości na wieki.
Żadna wiara, żaden Bóg, żaden formalny związek nie zagwarantuje Ci, że miłość w Tobie nie wygaśnie.
Przypisy:
1 - http://www.deon.pl/religia/w-relacji/rodzina/art,10,katolickie-malzenstwo-to-nie-tylko-sprawy-duchowe.html
1 - http://www.deon.pl/religia/w-relacji/rodzina/art,10,katolickie-malzenstwo-to-nie-tylko-sprawy-duchowe.html
Skusiłam się na ten artykuł...Stwierdzam że coś ze mną nie tak,bo nie rozumiem tego co przeczytałam ale może dlatego,że jak czytam takie perełki jak - "seksualność genitalna","(...)daleko przewyższa czysto erotyczną skłonność,która nastawiona egoistycznie dość szybko i żałośnie znika"."(...)dochowując wierności nawet w obliczu małej i wielkiej zdrady dając wszystko bezinteresownie,stając się darem i ofiarą"(?!),"Jezus ukochał człowieka,jego wolność i godność" to mi się odechciewa.Ale postanowiłam mimo wszystko przebrnąć przez te mądrości ale odpadłam po przeczytaniu tego - "Ciało w swoim wymiarze płciowym powinno być rozważane jako "świątynia Ducha Świętego".No ja pierdole...Aż mi słów zabrakło...Dalej jestem w szoku...
OdpowiedzUsuńW sumie końcówka tej historii wcale mnie nie zdziwiła,bo takie jest życie.Wydaje mi się,że ludzie bardziej dbają o siebie w nieformalnym związku.Chociaż teraz rozwód to też pikuś.
Znam również takich,którzy przed ślubem zero seksu,no bo jak to tak i w ogóle,a po ślubie okazywało się że on impotent albo ona nie mogła...I unieważnienie małżeństwa.Ale przecież nie seks jest najważniejszy ale niemożność spłodzenia dziecka daje prawo do unieważnienia małżeństwa.To jest chore.Przypomniał mi się dzień w którym spisywaliśmy protokół przedmałżeński czy jak to się tam nazywa.Mój mąż jako były ministrant prosił mnie żebym siedziała cicho i nie zadawał zbędnych pytań.Mógł mi lepiej podać leki na uspokojenie;)
"należy strzec się pierwszego wrażenia, bywa zawodne" Ja się mam na baczności zwłaszcza jeśli to pierwsze wrażenie jest za dobre.
Wiek poprodukcyjny?To był chyba żart?
Anastazja
Przyznaję, że i ja miałem spore trudności z tym artykułem, między innymi z powodu tego określenia „seksualność genitalna” – to faktycznie powala. Inne określenia i tezy również. W pierwszym odruchu miał być felieton, ale uznałem, że musiałby być bardzo obraźliwy, a wtedy uznany bym został już definitywnie za antychrysta. ;)
UsuńNatomiast zdumiał mnie Twój protokół przedmałżeński. Nie jestem na czasie, bo w czasach gdy ja brałem ślub czegoś takiego nie było. W sumie trzy godziny nauk i koniec. Pomyślałem, że masz na myśli intercyzę, ale postanowiłem sprawdzić. Dopiero doznałem szoku!!! Najpierw pełny tekst tego protokołu (i tu się nie dziwię Twojemu mężowi) a później pewne forum, które Ci szczerze polecam: http://f.kafeteria.pl/temat/f13/protokol-przedslubny-no-i-mamy-problem-p_3241763 Mogę się zgodzić z założeniem, że skoro ktoś chce ślubu katolickiego powinien się do pewnych reguł dostosować, ale ten protokół to już jawna ingerencja w czyjąś prywatność, a przecież to nie jest spowiedź! Dobrze, że tego nie przechodziłem, bo choć byłem wierzącym, na coś takiego bym się nie zgodził.
Z tym „wiekiem poprodukcyjnym” miałem na myśli li tylko wiek emerytalny. Ale masz rację, wstęp miał być żartem ;) Wiesz, że mi się od tego trudno uchronić.
Łączę pozdrowienia ;)
Ufff jak to dobrze,bo już myślałam,że jetem głupia;)Antychryst?Hahaha nie ale jest z pewnością parę osób które chętnie by Cię spaliły na stosie:)))
UsuńJak to miło,że możesz się czegoś dowiedzieć ode mnie:)Wiesz jaką ja miałam spuchniętą kostkę po tym spisywaniu protokołu;)Dzisiaj pewnie bym nie odpuściła.Było minęło,ksiądz przeżył.Zajrzę na forum ale muszę dojść do formy:)
Hmmmm dziwne porównanie ale ok,nie wnikam;)
Pozdrawiam Anastazja
PS.słodka woda cierpi...
Się przyznam, to, co ja miałem na myśli z "wiekiem poprodukcyjnym" to moje, jednak ja wiedziałem, niemal na sto procent, że Czytelnikom będzie się to kojarzyć zupełnie inaczej :))))
UsuńNie ma czegoś takiego jak wiek poprodukcyjny dla faceta, więc ja założyłem że brak reprodukcji wynika z Twojej niechęci a nie możliwości. To kobitom mija "przydatność do użytku", gdzieś w okolicach 50 lat, lub nawet wcześniej.
UsuńA tą historię to już między wierszami chyba zdążyłeś powiedzieć.
Radku:
UsuńWpadłeś w tę samą pułapkę, co Nasti :))) Słowa o poprodukcyjnym wieku należało odczytać dosłownie, wszak jestem emerytem. Gdym miał na myśli to, o czym piszesz napisałbym wiek poreprodukcyjny ;)
Oj chyba sam w swoją pułapkę wpadasz, bo wszak w dalszej części zdania jest mowa o celibacie i eksperctwie w sprawach seksu. Chyba że seksuologiem nieczynnym zawodowo jesteś. :D
UsuńA słyszałeś coś kiedyś o prowokacji? Sprawa z mojego punktu widzenia jest prosta. Jako człowiek samotny, który nigdy nie korzystał z usług prostytutek, i nigdy z nie będzie korzystał, moje życie erotyczne jest w tej chwili ubogie. Wiek mocno niedoszacowałeś. Skoro czasami odnoszę do lat pięćdziesiątych, jako tych, które znam z autopsji, a '68 mnie pałowano między innymi za wiek...
UsuńTak po sposobie wypowiedzi i na podstawie wspomnień plasuje Cię jako jegomościa koło siedemdziesiątki.
UsuńKiedyś u mnie w mieście była afera, bo okazało się, że pewnej szatniarce dzieciaka skombinował 92 latek. Dziadek był sprawny i coś tam dostarczał jeszcze do pewnej instytucji, po czasie wyszło że romansował z panią w szatni. :D Więc nic nie przeszacowałem :D
Ciekawe ile lat miała owa szatniarka, jeśli ze sobą romansowali? ;) Nie wiem dlaczego, chce mi się śmiać, bo mam wrażenie, że on ten stosunek płciowy wspierał starczym delirium :)))
UsuńNie mam jeszcze siedemdziesiątki, ale biorąc pod uwagę fakt, że w tym wieku czas biegnie już zdecydowanie (za) szybko, jest mi blisko.
Asmodeuszu nie mów hop...Taki Mick Jagger został po raz ósmy ojcem w wieku 73.lat.Także nie wiesz co Cię czeka:))))))
UsuńAnastazja
Nasti, ale ja nie jestem tak szpetny jak on ;) (czytaj: tak szpetnie bogaty jak on)
UsuńHahaha ale gdybym musiała wybierać między bogactwem Jaggera a Trumpa to wybieram tego pierwszego.
UsuńI ja Ci mówię - uważaj;)
Anastazja
nie miałem Cię aż za taką materialistkę ;)
UsuńA to "uważaj" bardziej zabrzmiało mi jako groźba, niż jako ostrzeżenie :)))
Groźby są karalne.Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?:))))
UsuńOczywiście miało być "bogactwo';)
Anastazja
Z Twej opowieści wynika, że to Ona zarzuciła tę sieć i potem już oboje razem w jednym łóżku co rano. Nie wiem jakich czasów dotyczy opowieść. Teraz to normalne. Kiedyś nie do pomyślenia. Jestem jednak zwolennikiem małżeństwa i marzy mi się Ślub Kościelny :) Pewnie dlatego, że takowego nie brałam. Nie będę Ci tu pisała o swych doświadczeniach z poprzedniego związku ale wspomnę tylko iż historia była podobna do historii owej pary.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że rzucisz się na tego księdza w swej wypowiedzi, a Ty go tak łagodnie potraktowałeś tym razem. Asmo czy to znak, że się starzejesz? ;)
Ta para pochodzi z okresu przejściowego, między tym, gdzie taki związek był nie do pomyślenia, a kiedy już pojawiały się takie nieformalne związki. Zapewniam Cię, że kolejna notka będzie o ślubie kościelnym, a przynajmniej o pewnym jego elemencie.
UsuńZaś co się dotyczy księdza. Faktycznie mogłem go potraktować ostrzej, ale myślę, że on na tyle się skompromitował, że już moja interwencja nie była potrzebna. Inna sprawa, że faktycznie się starzeję ;) Czas jest nieubłagany
Pięknie pozdrawiam :)
PS. Jeśli nie tu, możesz opisać u siebie. Chętnie przeczytam