piątek, 23 listopada 2018

Anielska czystość


  I znów kogoś pogięło. Na maksa. Od razu wyjaśnię, że chodzi o bliżej mi nieznanego J. Evarta, którego książkę „Jak naprawdę mnie kochasz. 100 pytań na temat randek, związków i czystości seksualnej” wydano w Krakowie w 2012 roku, czyli całkiem niedawno. Jej fragment, gdyż całości nie czytałem, opublikowano na portalu, a jakże, katolickim. Tak się teraz zastanawiam, czy sobie jej nie kupić, wszak uwielbiam literaturę niewyszukanego, czasami zalatującego rubasznym erotyzmem humoru. Dawno minęły czasy, gdy z kumplami przy piwie opowiadaliśmy sobie sprośne (seksistowskie) dowcipy.

  Autor książki, magister na Uniwersytecie Franciszkańskim, promujący cnotę czystości, odnosi się w tym fragmencie do francuskiego pocałunku, choć mi żal, że nie do francuskiej miłości, dopiero miałbym ubaw. Gdyby ktoś nie wiedział, czym jest francuski pocałunek, to wyjaśnię: namiętny pocałunek z naprzemiennym wpychaniem sobie języka do ust. Niby niehigienicznie, ale za to jak namiętnie cudowny, przy czym owej cudowności proszę nie mieszać z cudami. Małe palce u stóp się prostują... I chyba o te prostujące się palce ów Evart ma pretensje pisząc: „Zatem francuskie pocałunki drażnią ciało pragnieniami, które nie mogą być w sposób moralny zaspokojone poza małżeństwem1. W tym miejscu od razu narzucają się dwa pytania. Pierwsze, według jakiej moralności? Sam sobie odpowiem: chyba według zakonnej. Drugie, jak sprawdzić przed ślubem, czy partner/partnerka w ogóle potrafi się namiętnie całować, co jest niezbędnym warunkiem udanej gry przedwstępnej? Przynajmniej ja bym kota w podwójnym worku nie kupował. Diabli wzięli już ten akt seksualny przed śubem – patrzenie sobie w oczy, w sposób nabożny, niczego nie gwarantuje. Oczy kobiety potrafią kłamać. Oczy faceta też.

  Evart autorytatywnie stwierdza: „Anielska czystość jest łatwiejsza do przeżywania niż czystość połowiczna, ponieważ w tym drugim przypadku nieustannie drażnisz samego siebie. Ja tam się mogę nie znać, ale podobno człowiek nie został stworzony na podobieństwo bezpłciowych aniołów. Ba!, tak został stworzony, aby targały nim namiętności i żądze za życia na ziemi. Dopiero po śmierci ma być inaczej, to znaczy, ma być jak anioł. Na ziemi ma szybko stworzyć parę i płodzić, płodzić, płodzić..., o czym zaświadcza chrześcijańska religia. O ile na początku nie trzeba zbyt wiele, czasami wystarczy ciut odsłonięte udo partnerki, o tyle później potrzeba atrakcyjniejszych bodźców – a co, jeśli on/ona nie zna francuskiego pocałunku? Podnietą ma być wspólna modlitwa przy starannie zasłanym łóżku? Nie wiem jak kogo, mnie to akurat w ogóle nie rusza, wręcz przeciwnie, czyniłoby mnie zakonnym ascetą. Jakoś sobie seksu po modlitwie nie wyobrażam. Powala mnie też inna argumentacja. Najważniejszy ma być szacunek do swojego ciała, a francuski pocałunek ewidentnie ten szacunek obniża. Ich, pocałunków, wartość i znaczenie Evart sprowadza do wdzięczności za udaną randkę i podziękę za możliwość ucieczki od samotności (sic!) Jak Bozię nie kocham, nigdy by mi nie przyszło na myśl, że pocałunek jest zapłatą za randkę czy zapewnienie towarzystwa. Takie traktowanie intymnej oznaki bliskości i czułości, tu sorry za wyrażenie, byłoby formą czystej prostytucji.
 
  W końcu się wszystko wyjaśnia, choć nie dla mnie. Okazuje się bowiem, że ów szacunek dla własnego ciała czemuś konkretnemu służy. Kto zgadnie? Odpowiedź jest banalnie prosta. Nasze ciało ma wychwalać Boga. Mamy czynić tylko „(...) te rzeczy, co do których z przekonaniem wiesz, że chwalą Pana (…) Twoja seksualność ma odzwierciedlać Twoją miłość do Boga”. Im seksualności  mniej, tym ta miłość do Boga jest większa. Aż się zastanawiam, jak to się przekłada na relacje małżeńskie? Nie wiem dlaczego, ale mnie się to skojarzyło z prawem pierwszej nocy, co potwierdza Evaet fragmentem dłuższego zdania: „(...) każdy uczynek wynikający z uczucia odzwierciedlał fakt, że to On jest pierwszy2. Będę sarkastyczny. Fakt, Bóg mojej dziewczyny nie pozbawi cnoty, ale gdyby miała urodzić drugiego Jezusa, mogłoby się to tragicznie skończyć dla świata. 

  Dlatego ja proponuję młodym przed ślubem: całujcie się namiętnie nawet po francusku, uprawiajcie petting na potęgę, co uchroni was przed przedwczesną i niepożądaną ciążą, a w jakimś sensie pozwoli wam zrozumieć i poznać swoje ciała oraz potrzeby z nim związane, które będzie można wykorzystać w związku małżeńskim. Przy okazji zaspokoi waszą pożądliwość seksualną, którą podobno obdarzył nas sam Bóg. Dywagacje nawiedzonych, którzy nie czerpią z seksualności żadnej satysfakcji, traktujcie jako nic nieznaczące majaki i brednie. Seks, niemal w każdej formie, jest wspaniały.




Przypisy:
1 – ten i pozostałe cytaty z: http://www.fronda.pl/a/jak-sie-calowac-przed-slubem-konkretne-porady-2,118565.html
2 – to jest drobna manipulacja przez skrócenie zdania, ale co mi tam, wszak przyznaję się bez bicia. Każdy wyłapuje z kontekstu, to co chce. 


34 komentarze:

  1. Heh...Bóg stworzył człowieka, a więc także i seks. Seks jest magnesem przyciągającym ludzi. Tak myślę sobie, że gdyby nie przyjemność cielesna związana z uprawianiem seksu, to z naszą prokreacją byłoby naprawdę słabo. Jak czytamy w Ks. Rodzaju 1:27 seks był pomysłem Boga i Jego planem dla mężczyzny i kobiety. Od samego początku błogosławił proces rozmnażania, który wiąże się przecież z seksem..
    Nie sposób nie wspomnieć o poezji miłosnej zawartej w Biblijnej "Pieśni nad Pieśniami" opiewającej miłość, także w wymiarze erotycznym. Ukazuje, a nawet celebruje ekstazę, na którą pozwala nam nasza seksualność.
    Nie kapuje o co chodzi tym wszystkim, którzy wierzą, że im większa seksualność, tym mniejsza miłość do Boga...Heh...Nie rozumiem mechanizmu...
    Pozdrawiam :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bazowa teoria na ten temat sugeruje, że wszystko zaczęło się od Saula z Tarsu, którym sam ze sobą miał problem w temacie seksu...
      druga sugeruje, że Saul miał okay pod deklem, tylko czytelnicy go źle zrozumieli...
      trzecia z kolei bazuje na tym, że twórcy Kościoła Rz-kat. ostro namącili w tym temacie, aby przez kontrolę ludzkiej seksualności rządzić tymi ludźmi...
      jak było naprawdę, nie wiadomo...
      p.jzns :)...

      Usuń
    2. Olimpio:

      Gdyby Bóg był, w pełni popierałbym wersję katolików w idei: im więcej seksualności, tym mniej miłości do Boga. To wierzący zostali postawieni przed dylematem, jak uzasadnić istnienie Boga w kontekście seksu. Bo Bóg, mało że nie znał i nie zaznał tego stanu, to sam seks jest mu do niczego potrzebny. Przypomnę, że Adama stworzył z gliny, a Ewę przez tak zwany podział, pożyczając żebro Adama. Znając Jego możliwości, mógłby tak dalej tworzyć ludzi. Zastępy aniołów też powstawały (a może i dalej powstają), za pomocą hokus-pokus. Ewolucja mówi, że pierwsze organizmy żywe powstawały przez podział, coś jak Ewa z Adama. Tylko okazało się to mała przydatne i wydajne, więc natura „wymyśliła” inny sposób – jajeczko i plemniki, czyli właśnie seks – wprawiając Boga w zakłopotanie. Nie bardzo wie, co z tym fantem zrobić ;)))

      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Piotrze:

      Ta wyliczanka teorii – dla mnie bomba! ;)

      Usuń
    4. tak w ogóle, to wypowiedź Olimpii ma u mnie lajka, nawet dwa /p.jzns :)/... nie jest akurat w tym momencie ważny wariant bozi, w której istnienie wierzy... ważne jest, że ten Jej wariant jest nader pozytywny, wspierający seks jako pozytywną wartość, a nie jako coś "brudnego"...
      ...
      skoro o boziach mowa, to rzućmy np. okiem na koncept bozi w rodzimych religiach hinduistycznych... bez wnikania już w detale konceptu "omniboga" /Brahma, Sziwa, Wisznu i takie tam inne byty bez wnikania w teologię tegoż/, to oceną faktu bliskości cielesnej pomiędzy wyznawcami ów Bóg się nie zajmuje, a jeśli już, to generalnie ów seks jest pozytywną wartością, kładąc nacisk na sam fakt zaistnienia pozytywnych wibracji w gronie ów seks uprawniającym, zaś kwestia ewentualnego poczęcia jest czymś ważnym, ale niejako jedynie przy okazji tworzenia pewnych pozytywnych wibracji współgrających z (fikcyjnym) bytem zwanym "Bóg" /lub coś w tym stylu/...
      ...
      zupełnie osobną sprawą jest, jaki seks, jaką formę, tudzież kiedy (i gdzie) kanony takiej, czy innej religii dopuszczają... można takie, czy inne kanony poddać pod dyskusję, niemniej jednak chyba zgodność jest w gronie np. Olimpia, Ty, ja /i może jeszcze ktoś/, że podejście do seksu zaprezentowane w zalinkowanym przez Ciebie artykule jest po prostu CHORE...
      ...
      i w tym momencie, tak przy okazji, nie ma sensu wchodzić z Olimpią w spór, czy Jej bozia zwana "Bóg" istnieje, czy nie... to akurat nie ma znaczenia, ważne jest, że ma Ona z grubsza podejście do seksu podobne do naszego, odmienne, niż katolickie...
      p.jzns :)...

      Usuń
    5. Piotrze:

      Cóż, teoretycznie Olimpia niewiele mówi o seksie i jego skutkach, poza tym, że jest dany od Boga, że ma służyć prokreacji, a przy tym jest przyjemny. I tylko z tym ostatnim nie mam problemów, to znaczy mogę się z Olimpią zgodzić ;))) Pomińmy pierwszy aspekt, bo dotyczy sporu ideologicznego, ale jak rozumieć jego, seksu, przeznaczenie? Nie wiesz, co Olimpia myśli o seksie, który nie służy prokreacji, albo jest pozamałżeński, a to w tym jest największy problem.

      Usuń
    6. at Asmo...
      to fakt, że Olimpia nie precyzuje który rodzaj seksu i w jakich okolicznościach jest okay /lub nie/, nie mówi/pisze/ też nic o technikaliach, detalach na poziomie prywatnego gustu, nie wspomnę już o jakichś intymnościach... generalnie jednak ton, ogólny przekaz Jej wypowiedzi wyraźnie wykazuje pozytywne nastawienie do tego sportu, nie wydaje się być kolidujący z Jej deklaracjami natury religijnej...
      niemniej jednak przyznam Ci rację, gdybyś stwierdził, że ekstrapoluję zbytnio, nadinterpretuję Jej wypowiedzi...
      no cóż... sytuacja jest nieco kłopotliwa, bo jakoś nie wydaje mi się zbyt taktowne dopytywać na forum Olimpii o Jej gusta... ale tak na najogólniejszym poziomie?... hm... kwestia tylko sformułowania pytania...
      może sama Olimpia nam coś podpowie?...

      Usuń
    7. Nie chodzi o żadne szczegóły. Wystarczy jedno proste pytanie: jakie jest jej zdanie na temat seksu nieprokreacyjnego i niemałżeńskiego. To, jakie techniki preferuje, nie ma tu żadnego znaczenia. Ale jakoś ie sądzę, aby zechciała teraz zajrzeć i odpowiedzieć. Zajrzałby, gdybym u niej zostawił komentarz. Ja zaglądam do niej, ale raz, nie potrafię przeczytać jej treści, dwa, skomplikowane techniki czytania niektórych blogów też nie zawsze i nie wszędzie dają zadawalający rezultat. Między innymi również u Ciebie, ale to nie Twoja wina. Może jeszcze z miesiąc będę „niegrzeczny” i nie będę komentował notek moich niektórych Czytelników. ;)

      Usuń
    8. toć właśnie o tym mówię... postrzegam Olimpię jako niegłupią osobę, która domyśli się, że nie chodzi o jakieś techniczne szczególiki, tylko o ogólne podejście do sprawy... jednak z drugiej strony uważam, że jako że jest Ona kobietą, to trzeba rozmawiać o tym taktownie... bardziej rubasznie to my dwaj możemy ze sobą pogadać przy piwie i faji ze świętym zielem...
      chociaż nie powiem, są też wyluzowane kobiety, które nie robią problemu z rubasznego stylu rozmowy, ale nie można zakładać z góry, że tak jest z Olimpią... o zachowanie proporcyji Mociumpanie chodzi...

      Usuń
    9. Olimpia jest chrześcijanką, a więc w tych sprawach jej podejście jest "regulowane" przez wytyczne zawarte w Piśmie św. To chyba jest jasne jak słońce na pogodnym niebie. :)
      Więc raczej nie będzie za seksem pozamałżeńskim.

      Dla wyjaśnienia podpowiem (chociaż to już wiele razy było tu pisane ale PKanalia jakby nie zauważał), że seks "nieprokreacyjny" można bez większych przeszkód uprawiać także w katolicyzmie. Oczywiście pod pewnymi warunkami, tj. przy wykorzystaniu metody naturalnych okresów niepłodności kobiety, w małżeństwie, z nastawieniem przyjęcia ewentualnego nowego życia, gdyby mimo wszystko takie ze współżycia się pojawiło. A i chyba jeszcze to, że współżycie powinno się kończyć "nasieniem w pochwie". Cała reszta zależy tylko od fantazji kochanków. :)

      Usuń

    10. Piotrze:

      Jak słusznie zauważyła Maria, Olimpię obowiązuje pewien chrześcijański „regulamin” Nie znam na tyle protestantyzmu, aby wiedzieć, czy któryś odłam zezwala na seks przed lub pozamałżeński. A ponieważ Ona jest orędowniczką miłości do Jezusa, śmiem wątpić, czy traktuje seks inaczej niż ogół chrześcijan.

      Usuń
    11. Mario:

      Jestem przekonany, ze Piotr dobrze zna ten, jak to ładnie ujęłaś, „regulamin”, on raczej chce dzielić włos na czworo. A może o nieskrywaną sympatię do Olimpii tu chodzi *czego za złe mu nie mam)? ;)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nieskromnie - rozumiem, że się podobało? ;)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. A najbardziej majak pana mgr.Mam w odstawce prawy nadgarstek,więc krótki rozwód z pisaniem u mnie.

      Usuń
  3. jestem entuzjastą /aczkolwiek nie obsesyjnym/ czystości zwłaszcza w temacie seksu, bo higiena to podstawa... natomiast żargon, w którym słowo "czystość" oznacza powstrzymywanie się od okazania komuś co najmniej sympatii w cielesnej formie kwalifikuje się do rozważań natury historyczno - lingwistyczno - psychiatrycznej z naciskiem na to ostatnie...
    umyślnie nie używam teraz słowa "seks", bo to jest osobna zabawa polegająca na pytaniu otwartym od którego momentu zaczyna się ten cały seks?...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czystość w rozumieniu religijnym – to tylko psychiatria. W rozeznaniu tematu natknąłem się na elaborat Ratzingera w tym temacie i aż mnie kusi się do niego odnieść, bo mnie się wydawało, że to psychiatryczne podejście do czystości dotyczy tylko niższych i średnich warstw wierzących.

      Tu seks ewidentnie zaczyna się od momentu nabożnego patrzenia w oczy wybrance. No, może nie tylko w oczy... ;)

      Usuń
    2. czy pamiętasz taki film "Barbarella" z najlepszą /moim zdaniem/ aktorką wszechczasów: Jane Fondą?... tam jest motyw takiej techniki seksu, która polega na patrzeniu sobie w oczy i kontakcie dłoni w formie statycznej fląderki po uprzednim połknięciu jakiejś piguły... zresztą według scenariusza filmu bohaterka odkrywa, że do bani z takim seksem, że lepsza jest bardziej oldskulowa forma tegoż...

      Usuń
    3. Pamietam, pamiętam. Tylko ja wolę gdy prostują mi się małe palce u nóg, niżby włosy miały stawać mi dęba...

      Usuń
  4. "Czystość połowiczna" to jest coś takiego jak półbulimia? Wpieprzasz, a nie rzygasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, czystość połowiczna to wzajemne podniecanie się bez aktu płciowego. Jak to ładnie ujęłaś, możesz się nawet „wyrzygać”, byle to nie był akt płciowy ;)))

      Usuń
    2. "czystość połowiczna" może oznaczać /w normalnym języku/, że do wykonania szybkiego numerku w warunkach polowych nie jest konieczne np. dokładne wyszorowanie nóg, ba, nawet zmiana butów, wystarczy ograniczyć się zabiegów higienicznych w zakresie kluczowych rejonów...

      Usuń
    3. I to jest zdecydowanie przemawiająca do mnie odpowiedź - wyjaśnienie PKanalii! W tej sytuacji muszę przyznać, że optuję za czystością totalną, stając tym samym po stronie franciszkanina :))) Warunki polowe mnie nie kręcą :)

      Usuń
    4. @Frau Be...
      tu już wkraczamy w sferę gustu, a o gustach się nie dyskutuje... nie mniej jednak zbyt przesadna wybredność i czekanie na super komfortowe, wyrafinowane warunki, okoliczności - to nie wydaje się być zbyt zdrowe...

      Usuń
    5. Muszę Was skarcić ;)))
      Mowa jest w notce o czystości duchowej, a nie higienicznej!!! Czystość duchową uzyskuje się po sumiennej spowiedzi świętej i pojednaniu z Bogiem przez sakrament Komunii świętej. W nagłych wypadkach wystarczy rachunek sumienia, postanowienie poprawy i gorliwa modlitwa, najlepiej dziesiątka różańca...

      Usuń
    6. PKanalio - nie należy popadać w skrajności. Między totalnym syfem a szczytem luksusu jest jeszcze cała paleta możliwości. A ja tak mam, że brzydliwa jestem, więc z brudasem i w byle jakich warunkach miąchać się nie będę i koniec.

      Usuń
    7. Asmo, czuję się skarcona jak łobuz w zerówce.
      Z Twojej wypowiedzi biją same świętości, mógłbyś stawać w szranki z najbardziej zatwardziałymi dewotkami - z tych, co to bliźniemu w imię boże nie przepuści, ale wszystko w ich ustach jest święte, od chrztu, komunii i mszy po ojca i kościół.
      Nic to, nie rozpisuję się - pora mi się brać za różaniec. Święty oczywiście.

      Usuń
    8. Frau Be:

      Ja bym te dewotki na święty ateizm nawrócił ;) Powoli nabieram wprawy...

      Miałem już sporą część notki w temacie różańca dla Ciebie. Taki, co to leczy Twoją dolegliwość. Potknąłem się na tym, że temu bliżej było do szerzenia szamaństwa. Tak się zapętliłem, że sam omal za różaniec nie chwyciłem ;)))

      Usuń
    9. @Frau Be...
      no tak, tylko z Twojej wypowiedzi wychodzi, że to Ty nie widzisz tej palety możliwości, tylko od razu wyskakujesz z syfem i jakimiś brudasami, o których ja słowem nawet nie wspomniałem...

      at Asmo...
      faktycznie po tych zabiegach higienicznych typu te całe sakramenty i takie tam inne gusła można mieć umysł tak czysty, że aż za czysty... to ja już wolę spędzić nieco czasu w pokracznej pozycji, albo pojechać rowerem do lasu lub na siłkę, żeby pomachać jakimś żelastwem...
      różnica jest taka, że te moje sposoby działają jak /przykładowo/ program CCleaner lub Wise Registry Cleaner na twardy dysk komputera, podczas gdy te "sakramenckie" ten dysk formatują /w żargonie komputerowców się na to mówi "zaorać dysk"/ :)...

      Usuń
    10. Piotrze:

      Przyznam, że ja już po pierwszej zdrowaśce (w nagłych przypadkach) miałbym problem chuci z głowy na 24 godziny. Ze śmiechu...

      Usuń
    11. Ależ PKanalio, nie bij - wspomniane przez Ciebie warunki polowe (wraz z nieumytymi nogami) to syf przecież...

      Usuń
    12. @Frau Be...
      niepotrzebnie się przywiązałaś do tych brudnych nóg, zafiksowałaś sobie na nich umysł i zgubiłaś całościowy ogląd sprawy... tymczasem wyobraź sobie taką przykładową sytuację: romantyczne leśne bara-bara na kocyku, dla pewności poprzedzone kąpielą w jeziorze... mowy nie ma o zbyt czystych nogach, bo na ten kocyk trzeba jakoś dojść, tak?... ale nazywanie tej całej akcji "syfem" to jakaś co najmniej gruba przesada...

      Usuń
    13. Frau Be:

      Ok, na Twoją odpowiedzialność ;) Za dwa, trzy dni na blogu Zrzędy.

      Usuń