Źle się poniedziałek zaczął. A może
fantastycznie kończy się Stary Rok? Trudno mi orzec jednoznacznie, bo oto w
poniedziałkowy poranek zaparzam kawę, przez co w maleńkiej kuchni roznosi się
przyjemny i intensywny aromat. Odpalam laptop i..., i już przy pierwszym artykule nie mogę
powstrzymać się od głośnego śmiechu. Sąsiedzi wiedzą, że mieszkam sam, a głos
się tu roznosi niczym śpiew Aniołów w Boże Narodzenie. Ciekawe, co sobie pomyślą o starym facecie, który w poniedziałkowy
ranek pęka ze śmiechu?
Guzik mnie ci sąsiedzi obchodzą. Często
muszę słuchać głośne disco-polo, szczególnie przez pierwsze dni po wypłacie, a
i w Sylwestra przyjdzie mi odpokutować za grzechy, których nie popełniłem.
Mniejsza z tym, pewnie przeżyję. Wracam więc do artykułu, którego tytuł już
sugeruje sensację: „Siedem kolędowych porad, jak przeżyć wizytę
duszpasterską i nie stracić wiary”. Coś w tym jest na rzeczy, bo jak sobie
przypominam, zawsze było z tą wizytą duszpasterską coś nie tak, i nawet nie o
pieniądze mi tu chodzi. Gdy byłem młody czekał mnie musowy egzamin z lekcji
religii, gdy byłem już na swoim, kojarzyło mi się to ze spisem ludności,
któremu towarzyszyły zbyt intymne pytania. Nigdy księdza nie zatrzymywałem kolacyjką
czy flaszeczką, tym bardziej rozmową. Wiedziałem, że sąsiedzi czekają z
niecierpliwością, by tę kolędę mieć już wreszcie za sobą.
Pierwsze zdanie artykułu z tym poradami też
jest fantastyczne: „Ojcowie
Kościoła mawiali, że prawdziwy pasterz powinien „cuchnąć owczarnią”, ponieważ
inny (obcy) zapach rodzi strach albo niedowierzanie”.
Kiedyś byłem w prawdziwej owczarni i tam nie tyle cuchnie, ile wręcz paskudnie
śmierdzi. Na szczęście ja się już z tej owczarni wypisałem i dbam o to, aby
zapach w mieszkaniu był przyjemny.
Przejdźmy
jednak do porad, które być może moim czytelnikom się przydadzą.
1. Zestaw kolędowy. Tu właściwie nie ma o czym dywagować, nawet letni katolik wie, że to kropidło, woda święcona, krzyż, lichtarz i koniecznie biały obrus. Jeśli jakimś cudem czegoś nie masz, bo się zawieruszyło, zawsze można iść po doraźną pomoc do sąsiada, byle nie tego najbliższego, aby był czas oddać.
2. Wystrój wnętrza. Koniecznie trzeba przynieść z piwnicy (albo strychu) święte obrazy, odświeżyć i wymienić wszystkie te abstrakcje wiszące na ścianach naszych mieszkań, o aktach nie wspomnę. Trzeba nam jeszcze jeden krzyż, który ma wisieć na ścianie w centralnym punkcie. Jeśli mamy biblioteczkę dobrze jest schować te książki, które mogą wzbudzić niepokój duszpasterza. Trzeba też usunąć wszystkie figurki (drzewko szczęścia, posążek Buddy itp.), liczą się tylko dewocjonalia, nie ważne czy szmirowate. To w końcu tylko na chwilę... Aha, jeśli mamy w domu Pismo Święte, dobrze byłoby je oczyścić z kurzu. Taki ksiądz po kolędzie ma bardzo wyostrzony wzrok na takie detale.
3. Ważnym elementem kolędy jest wyczekiwanie na wizytatora. Najlepiej wyasygnować jednego z członków rodziny na czaty. Żeby kolęda nas nie zaskoczyła, choć to enigmatyczne, bo i tak wszyscy czekają siedząc jak na gwoździach. Ale możemy się wcześniej dowiedzieć, czy przyjdzie stary wyjadacz, czy też jakiś młodzik, któremu można od biedy wcisnąć każdy kit, nawet ten, że facet, co siedzi przy córce to dopiero narzeczony, a nie ktoś, kto żyje z nią od kilku lat na kocią łapę.
4. Najgorszy problem to: czy dać, czy nie dać, a jeśli dać to ile. Miejmy jednak litość dla tego księdza. Do jego obowiązków należy nie tylko odwiedzić nasz dom i zostawić błogosławieństwo, on też musi, jak nakazuje prawo kanoniczne, zbierać ofiary na parafię. Ale tu taryfy nie ma, tu obowiązuje „co łaska”. W artykule czytam sensacyjną informację: „Bywa również i tak, że napotkana sytuacja bytowa jest tak dramatyczna, że duszpasterz decyduje się zostawić pieniądze, zamiast je brać”. Osobiście nie znam takich przypadków, ale nie będę się upierał.
5. O czym rozmawiać z księdzem w czasie kolędy? Okazuje się, że najbezpieczniejszy temat to nasze zdrowie, a raczej jego brak. Podobno taki ksiądz służy radą. Jak znachor. Tylko trzeba wiedzieć, że on jest doktorem duszy, a nie naszego ciała, więc lepiej żalić się tylko na jej choroby. Osobiście odoradzam. Może się to skończyć skierowanie do egzorcysty.
6. Ostatni dylemat: wpuścić czy nie wpuścić? Jeśli jesteś nawet tylko letnim katolikiem, lepiej wpuścić. Może się zemścić i w ramach rewanżu nie wpuści twoich zwłok na katolicki cmentarz, albo odwali taką mowę pogrzebową, że żałobnikom w pięty pójdzie. Pozwól mu odbębnić obowiązki, pięć dych w kopercie to nie majątek, a wtedy wilk syty i owca cała. Aby nie śmierdziało owczarnią przecież możesz się wykąpać, a mieszkanie wywietrzyć.
1. Zestaw kolędowy. Tu właściwie nie ma o czym dywagować, nawet letni katolik wie, że to kropidło, woda święcona, krzyż, lichtarz i koniecznie biały obrus. Jeśli jakimś cudem czegoś nie masz, bo się zawieruszyło, zawsze można iść po doraźną pomoc do sąsiada, byle nie tego najbliższego, aby był czas oddać.
2. Wystrój wnętrza. Koniecznie trzeba przynieść z piwnicy (albo strychu) święte obrazy, odświeżyć i wymienić wszystkie te abstrakcje wiszące na ścianach naszych mieszkań, o aktach nie wspomnę. Trzeba nam jeszcze jeden krzyż, który ma wisieć na ścianie w centralnym punkcie. Jeśli mamy biblioteczkę dobrze jest schować te książki, które mogą wzbudzić niepokój duszpasterza. Trzeba też usunąć wszystkie figurki (drzewko szczęścia, posążek Buddy itp.), liczą się tylko dewocjonalia, nie ważne czy szmirowate. To w końcu tylko na chwilę... Aha, jeśli mamy w domu Pismo Święte, dobrze byłoby je oczyścić z kurzu. Taki ksiądz po kolędzie ma bardzo wyostrzony wzrok na takie detale.
3. Ważnym elementem kolędy jest wyczekiwanie na wizytatora. Najlepiej wyasygnować jednego z członków rodziny na czaty. Żeby kolęda nas nie zaskoczyła, choć to enigmatyczne, bo i tak wszyscy czekają siedząc jak na gwoździach. Ale możemy się wcześniej dowiedzieć, czy przyjdzie stary wyjadacz, czy też jakiś młodzik, któremu można od biedy wcisnąć każdy kit, nawet ten, że facet, co siedzi przy córce to dopiero narzeczony, a nie ktoś, kto żyje z nią od kilku lat na kocią łapę.
4. Najgorszy problem to: czy dać, czy nie dać, a jeśli dać to ile. Miejmy jednak litość dla tego księdza. Do jego obowiązków należy nie tylko odwiedzić nasz dom i zostawić błogosławieństwo, on też musi, jak nakazuje prawo kanoniczne, zbierać ofiary na parafię. Ale tu taryfy nie ma, tu obowiązuje „co łaska”. W artykule czytam sensacyjną informację: „Bywa również i tak, że napotkana sytuacja bytowa jest tak dramatyczna, że duszpasterz decyduje się zostawić pieniądze, zamiast je brać”. Osobiście nie znam takich przypadków, ale nie będę się upierał.
5. O czym rozmawiać z księdzem w czasie kolędy? Okazuje się, że najbezpieczniejszy temat to nasze zdrowie, a raczej jego brak. Podobno taki ksiądz służy radą. Jak znachor. Tylko trzeba wiedzieć, że on jest doktorem duszy, a nie naszego ciała, więc lepiej żalić się tylko na jej choroby. Osobiście odoradzam. Może się to skończyć skierowanie do egzorcysty.
6. Ostatni dylemat: wpuścić czy nie wpuścić? Jeśli jesteś nawet tylko letnim katolikiem, lepiej wpuścić. Może się zemścić i w ramach rewanżu nie wpuści twoich zwłok na katolicki cmentarz, albo odwali taką mowę pogrzebową, że żałobnikom w pięty pójdzie. Pozwól mu odbębnić obowiązki, pięć dych w kopercie to nie majątek, a wtedy wilk syty i owca cała. Aby nie śmierdziało owczarnią przecież możesz się wykąpać, a mieszkanie wywietrzyć.
Osobiście nie przyjmuję, w pełni świadom
konsekwencji. Nie cierpię magii, nawet Harrego Pottera nie czytam i nie oglądam, a przecież ta wizyta duszpasterska obfituje w
magiczne formułki z kredą i wodą, podobno magicznie święconą. Jeszcze mi na
domiar wszystkiego jakiś magiczny obrazek świętego lub bóstwa zostawi, który
nawet na zakładkę do książki się nie nadaje. A co najważniejsze, z tej wizyty
nic nie wynika.
Przypisy:
całość na podstawie: https://www.fronda.pl/a/siedem-koledowych-porad-czyli-jak-przezyc-wizyte-duszpasterska-i-nie-stracic-wiary-1,138401.html
całość na podstawie: https://www.fronda.pl/a/siedem-koledowych-porad-czyli-jak-przezyc-wizyte-duszpasterska-i-nie-stracic-wiary-1,138401.html