niedziela, 13 stycznia 2019

Grzech pierworodny


  Rozdział trzeci Księgi Rodzaju opisuje dość dokładnie, jak to człowiek spaprał sobie papiery prawie na całą wieczność. Ziemską wieczność, bo ta podobno będzie skończona, chyba  że człowiek znajdzie sposób, by przenieść się w inny układ słoneczny z nową ziemią. Na dziś to czysta futurologia, więc w zasadzie nie ma się czym zajmować. Jedyny szkopuł takiej wizji to fakt, że nasi potomkowie zostawią na tej ginącej planecie szczątki swoich przodków, w tym nas. Jak wierzą wyznawcy Boga jedynego, żaden problem, wszak wszyscy zmartwychwstaną, nic to, że w innej rzeczywistości, czy może w innym wymiarze czasoprzestrzeni.

  Ale ja nie o tym, nie za bardzo mi się ta koncepcja podoba, nawet jeśli obiecują, że ani cierpienia, ani żadnych innych problemów nie będzie. A może właśnie dlatego? Ostatnio natrafiłem na kilka artykułów, z których wynika, że niepostrzeżenie wiara zaczyna mieć i z tym problem. Wszystko przez tę ewolucję, którą obmyślił i przekazał światu niejaki Darwin. On i jego następcy odebrali wierze jedną z najpiękniejszy, ale i najbardziej dramatycznych baśni, jaką jest stworzenie pierwszych ludzi. Wraz z nimi zatraca się pojęcie grzechu pierworodnego. Nie było raju, nie było drzewa z zakazanym owocem, nie było szatana, który skusił Ewę i nikt nikogo nie pokarał śmiercią, ta istniała od momentu zaistnienia życia. Co żyje to umiera, i człowiek nie był tu nigdy żadnym wyjątkiem. Jeszcze niewielu zdaje sobie sprawę, jakie konsekwencje ta oczywista prawda niesie, ale też już nikt rozsądny, nie zaprzeczy faktom istnienia ewolucji, choć wciąż obarcza się ją pierwiastkiem boskim. Ale nawet ten pierwiastek, z którym i tak trzeba będzie się kiedyś rozstać, bo nauka nie jest sentymentalna, nie zmienia jednego – grzech pierworodny nie istnieje. Człowiek nie miał okazji go popełnić. To wręcz przewraca do góry nogami pewne aspekty wiary, szczególnie zaś religii katolickiej.

  Chrzest niewiniątek, sorry,  chodzi oczywiście o nowonarodzonych, zatraca swój obecny sens. Staje się tylko i wyłącznie aktem przypisania do katolicyzmu na zasadzie – nie chcę, ale muszę, bo nie mam prawa głosu. Tyrania rodziców i kapłanów nakłada, na niczego nieświadomego obywatela świata,  przynależność do Kościoła na wieki wieków. Możesz robić obywatelu, co chcesz, nikt nigdy naprawdę z tej organizacji cię nie wypisze. Najwyżej w księdze parafialnej, przy twoim nazwisku, pojawi się adnotacja o dokonanej apostazji, co też niczego właściwie nie zmieni, po za tym, że w majestacie prawa boskiego, odmówią ci katolickiego pochówku. Na zasadzie niezrozumiałego dogmatu, przez całe życie będziesz naznaczony stemplem, który miał cię uwolnić od grzechu – grzechu, którego nigdy nie miałeś. Przy okazji, jeśli się nie odgrodzisz, będą ci wmawiać, że jesteś niegodnym stołu pańskiego, złym z natury, i tylko bezgraniczna pokora może ci pomóc, choć nie musi. Bo tej pokorze musi towarzyszyć jeszcze bardziej bezgraniczna miłość do niewidzialnej Istoty, która podobno na trzydzieści lat z niewielkim hakiem, przybrała postać ludzką, by ci przynieść wiadomość, że jak nie będziesz kochał tak jak On tego wymaga, czekają cię męki piekielne, też na wieki wieków.

  Teolodzy próbują coś z tym brakiem grzechu pierworodnego zrobić, bo przecież nie może być tak, aby dobrowolnie pozbyli się jednego z najważniejszych argumentów za tak wczesnym aktem przypisania do Kościoła, a który zapewnia miano najliczniejszej religii świata. Z kolei ta wielkość ma dowodzić, że tylko ta religia jest słuszna. Inaczej mówiąc, tworzy się wielkość za pomocą rytuału, który odbiera człowiekowi prawo samostanowienia, i tą wielkością tłumaczy się konieczność tego rytuału. Proste jak amen w pacierzu. I właśnie taką próbę zastąpienia czymś grzech pierworodnego podejmuje ks. Włodzimierz Zatorski OSB. Dowodzi, że człowiek jest już z natury grzeszny i to nim uświadamia sobie swoje „ja”. To może mieć swoje logiczne uzasadnienie, wystarczy że zrobisz coś, co drugiemu człowiekowi nie będzie się podobać. Wystarczy, że ten drugi będzie zaprogramowany na jakąś wiarę i już masz pojęcie grzechu w danym systemie moralnym. Ks. Zatorski wyjaśnia to prosto i dobitnie: „(...) musimy pamiętać jednocześnie o prawdzie naszego upadku, o tajemnicy nieprawości w nas istniejącej. Konieczna jest konfrontacja z własnym grzechem, z bardzo przykrą prawdą o swojej głupocie, małości i nieprawości1. Ja mam jednak z tym problem, o którym poniżej, bo aby to była prawda, trzeba by zdefiniować, czym jest ta tajemnica nieprawości. Mamy tu bowiem do czynienia z tak popularnym w chrześcijaństwie uciekaniem się do jakieś niesprecyzowanej tajemnicy. Jeszcze jeden fragment zdania tego autora: „Jednak kiedy już poznamy swój grzech (...)2. Zadam w tym miejscu proste pytanie: a co to jest grzech? Od razu też dodam, że nie satysfakcjonuje mnie odpowiedź, że co jest grzechem objawił nam Bóg. Skoro cała Biblia jest zbiorem pism autorstwa ludzi, żadna opinia Boga nie ma tu znaczenia, bo my jej nie znamy. Z tej Księgi dowiemy się li tylko tego, jak z wieloma, i jak z wielkimi problemami moralności musiał zmierzyć się człowiek.

  Aby moje wątpliwości wyjaśnić, odniosę się do kilku przykładów. Czy w świecie przed Mojżeszem, mając wzgląd na historię Abrahama, morderstwo było grzechem? Dodajmy morderstwo na własnym dziecku? Kłamstwo też, bo Bóg oszukał Abrahama. Czy łupienie innych (czytaj: kradzież) zawsze było grzechem?  Cały Stary Testament jest pełny takich przykładów w sensie pozytywnym. Czy cudzołóstwo zawsze było grzechem? Ten sam Abraham spółkuje z niewolnicą i to podoba się Bogu. A może odbieranie godności innym (patrz: niewolnictwo i poddaństwo)? A może czynienie zła bliźniemu (patrz: przypowieść o Hiobie)? A może rozwód lub wielożeństwo? Zabijanie dzieci (patrz: plagi egipskie)? A weźmy inne kultury. Pedofilia ma się dobrze w islamie, prostytucja była praktykowana w świątyniach, kazirodztwo było przywilejem władców, kupowanie żon, niemal we wszystkich kulturach, nawracanie na siłę, nierzadko ogniem i mieczem, itp., itd. A wszystko pod płaszczykiem różnych religii, gdyż innej moralności, jak religijna nie było, o co zresztą do nikogo nie można mieć pretensji. Rzecz w tym, ze pojęcie grzechu jest pojęciem enigmatycznym, niemożliwym do określenia, a już tym bardziej do sprecyzowania, w pełni zależnym od istniejącej, zarówno wiary, jak i kultury.

  Nie mam zamiaru gloryfikować, tym bardziej usprawiedliwiać tych elementów naszej moralności, które dziś uznajemy za amoralne. Moralność ewoluowała podobnie jak życie na tej ziemi, ale wbrew temu, co pisze ks. Zatorski, człowiek nie jest naznaczony żadną grzesznością, wręcz przeciwnie, decyduje w nas pierwiastek, który zbliża nas do dobra, choć pewnie jego absolutu nigdy nie uda się osiągnąć. Żadna religia nam w tym nie pomoże bardziej..., niż własne zrozumienie etyki.






42 komentarze:

  1. Ło rany kazanie niedzielne normalnie...

    Powiem szczerze - dla mnie też jest tajemnicą, skąd w człowieku wzięło się tyle nieprawości. Jeżeli dla Ciebie jest to jasne, to szacun. Nie wiem skąd twierdzenie, iż "decyduje pierwiastek, który zbliża nas do dobra", bo gdyby tak było, wielkie masakry XX wieku nie miały by miejsca. Dla mnie dobro i zło to wartości niezbalansowane. No ale - czemu nie być optymistą... :)

    Dalsze rozważania są kuriozalne. Wszelkiego rodzaju przypowieści, mity itd mają funkcję dydaktyczną, nie opisują żadnej rzeczywistości. A Ty nagle odkrywasz Amerykę, że Adam i Ewa mogli nie istnieć i pewnie nie istnieli (sic!).
    Ale tak naprawdę - czy to że część norm moralnych, wzorców postępowań, została przedstawiona ludziom za pomocą bajek z morałem - czyni je zdewaluowanymi? Nie sądzę.
    Druga sprawa - odkrywasz nagle, że mentalność ludzkości jako ogół zmienia się wraz z rozwojem społeczeństw - a co za tym idzie ewolucji ulegają normy moralne. Co w tym dziwnego? I dlaczego to odkrycie traktujesz tak wybiórczo?

    Całe zresztą te dywagacje - gdybym miał zbijać je argumentami teologicznym - odniósłbym do sensu przyjścia Chrystusa, którego nauki system moralny - nie da się tego zanegować w żaden sposób, - zmieniły w kulturze łacińskiej całkowicie. Ogólnie nadal w dużej mierze są aktualne - do dziś. Więc nie jest to tylko "własne rozumienie etyki".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedzielna notka (słowo na nidzielę) to jest przecież kazanie ;)

      A skąd Ty wiesz, że pewne działania są nieprawością? Jezus Ci powiedział? Gdybyś był muzułmaninem, ani by ci na myśl nie przyszło, że pedofilia to zło. To ludzie, w zależności od kultury, określili czym jest zło lub dobro. A, że jest tak jak jest (np. w naszej kulturze) to czysty przypadek. Każda masakra, nie tylko z XX wieku, ale nawet i XXI znajdzie swoje uzasadnienie – inaczej by do nich nie dochodziło. Ważne, co się z takim doświadczeniem robi. Powojenna Europa poszła w pokojowy liberalizm, ale dziś już niektórzy zdają się zapominać, jakie są przyczyny zła, czym grozi autokratyzm i pewne skrajne ideologie. Na szczęście są jeszcze tacy, którzy mają wpływ na to, aby takie zło się nie odrodziło, bo w nich istnieje ów „pierwiastek dobra”.

      Nie ja odkrywam Amerykę, a ci, co w te bajki jeszcze do wczoraj wierzyli (niektórzy wierzą i nadal będą wierzyć). Nawet cytowany przeze mnie ks. Zatorski, mimo że szuka innego wyjaśnienia grzechu, wciąż musi się odwoływać do mitycznego raju – bo po prostu inaczej nie potrafi.
      Radku, nigdzie nie napisałem, że bajki z morałem były złe. Napisałem za to wyraźnie, że innego sposobu, jak za pomocą bajek pewnych postaw moralnych nie było można wtłoczyć w ludzkie postrzeganie. Problemem jest czy każdy z tych morałów był rzeczywiście dobry?
      Kiedy mnie nic w zmianach moralnych nie dziwi, tylko nie wszyscy chcą to dostrzec. I to nie ja traktuję je wybiórczo, a ci, co powołują się na Biblię, że wspomnę znany wstęp do rozważań: „Bo w Biblii jest napisane (...)”.

      Na pewno nie da się zanegować nauk Jezusa? Mój koronny argument o zbawieniu za miłość – przecież to kupczenie, by nie napisać szantaż. I ja śmiem wątpić, czy ta nowa moralność była Jezusowa. Nie ma ani jednego pisma napisanego Jego ręką, a Jego rzekome słowa: „Nie przyszedłem znieść prawa, ale je wypełnić. (...) Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” [Mt 5, 17 i 20]? One odnoszą się do narodu wybranego, to dopiero św. Paweł, nie bez oporów innych apostołów, przeniósł je na pogan. Więc kto: Jezus czy św. Paweł uczynił je uniwersalnymi na owe czasy?

      Usuń
    2. Ale nie jestem. Natomiast Jezus powiedział o różnych zachowaniach, że nie są dobre, albo są i przyjęło się że nie są lub są. Muzułmanie także - co paradoksalne przejęli część założeń biblijnych i Jezus nie jest im nieznany - jego historia powtarza się w Koranie.
      Natomiast gdzieby sobie czego ludzie nie określili, ZAWSZE podłoże do tego stanowiła wola boga, lub bogów.
      Co do pedofilii - to pojęcie narodziło się dopiero pod koniec XIX w. Tego typu stosunki nie wynikając z pedofilskich upodobań arabów, tylko z ich kultury.

      W jaki liberalizm poszła powojenna Europa? :DD Pokojowy? Dobre. Sam takie rzeczy wymyślasz? Gratuluję bujnej wyobraźni.

      No i dobrze, że wierzą. Nie o wiarę w bajki zresztą chodzi, lecz o odczytanie z nich woli Boga i odniesienie jej do rzeczywistości. Nie widzę nic złego w koncepcji raju, tylko niekoniecznie widzę w nim boży ogródek, do którego Adam chodził zrywać jabłka.

      Żeby coś zanegować, trzeba coś w pełni zrozumieć. Nie interesuje mnie Twoje zwątpienie, świadczy za Jezusem fakt, że nawet jeżeli nie był pierwszy - udało mu się, czy też jego uczniom rozpropagować zupełnie nową mentalność.
      Nawet słowa o wypełnieniu praw sugerują, że prawa nie były wcześniej wypełniane, albo opatrzenie rozumiane. Dalej brniesz dalej w swoje prywatne rozumienie słów Chrystusa, bo tak naprawdę nie wiadomo o jakie prawa tam chodzi, ani do jakiego narodu są one kierowane. Może św Paweł wiedział lepiej nawet od Ciebie?

      Usuń
    3. Normalnie nie wierzę w to, co piszesz. Wola Boga lub bogów stanowiła podłoże moralności (sic!) Widziałeś tego Boga, lub jakiegokolwiek innego? Radku zrozum – nie bogowie, a ludzie, którzy podpierali się rzekomymi bogami. I tak jest do dziś. To powinno być dla Ciebie oczywiste, skoro jest w Tobie dawka deizmu. Chyba, że się jej już pozbyłeś ;)

      No właśnie, udało się Jego uczniom, przy czym dopiero wtedy gdy podporządkowali się św. Pawłowi. Jezus nie tworzył żadnej nowej religii ani moralności, to św. Paweł tę ostatnią uczynił jeszcze bardziej rygorystyczną. Jezus opierał się na judaizmie, dodając do niego element zbawienia (a co to ma wspólnego z moralnością – nie wiem), wykluczając z niego elementy rozdmuchanego ponad miarę kapłaństwa. Zresztą nieskutecznie, takie faryzeuszowskie kapłaństwo odrodziło się ze zdwojoną siłą już cztery wieki później.

      Się zdecyduj. Jest ten raj, czy tylko jego koncepcja? Obie wersje i tak nie mają racji bytu. To tylko i wyłącznie alegoryczny, w pełni poetycki opis wyobrażeń o stworzeniu. Grzech pierworodny jest potrzebny religiom monoteistycznym tylko jako narzędzie dyscyplinujące. Rzekłbym: dobry wierny – to grzeszny wierny.

      O liberalizmie i jego dążeniach już dyskutowaliśmy. Dyskusja z Tobą jest tu zupełnie bez sensu, gdyż Ty już na samo słowo liberalizm dostajesz szczękościsku :D Pozostańmy więc przy wersji, moralność ewoluowała i to jest ten pierwiastek dobra. Racja, gdybym był islamistą nie przyszło by mi na myśl, że pedofilia to zło. Czy ja przypadkiem nie napisałem, że moralność jest kształtowana przez religię i kulturę?

      Usuń
    4. Owszem. A to dlatego, że wszelkie zapisy prawne były sankcjonowane przez prawodawców wolą bożą. Czy kodeks babiloński, czy prawa innych narodów - nigdy nie powstały w oderwaniu od religii.

      Mylisz, się i to strasznie. Zapoczątkowane przez Jezusa nauki zapoczątkowały nową moralność, w której istniało coś takiego jak przebaczenie. Owszem - zostały przytoczone przez uczniów, nie osobiście przez niego. Nie mniej jednak - w tych najważniejszych kwestiach są spójne. Były bardzo skuteczne, bez względu na kapłaństwo, bo zapoczątkowały długi proces nowych relacji Boga z człowiekiem.
      Ludzie nigdy nie mieli powodu kochać Bogów - nie mieli też za bardzo za co. Bogowie byli mściwi i kapryśni, przebłagać ich trzeba było darami, ofiarami itp. Nawet judaistyczny Jahwe w pewnym stopniu nie odbiegał od tego obrazu.

      Według mnie koncepcja, służąca przekazaniu pewnego systemu wartości. Czy od samego początku chodziło o dyscyplinowanie? Trudno mi odpowiedzieć w tej chwili.

      Zależy kiedy, bo zmieniasz zdanie twierdząc dla odmiany, że na te wartości ma wpływ tylko rozum, ewolucja, czy nie wiem co tam jeszcze.
      Tak, dostaję szczękościsku, jak widzę jak bardzo udało się liberalne założenia spokraczyć i sprowadzić do pomarksistowskiego bełkotu i że typy za to odpowiedzialne nadal nazywają się szumnie liberałami. Tacy z nich liberałowie, jak z koziej dupy trąba, zwłaszcza banda, która panoszyła się w Europie po II Wojnie.

      Usuń
    5. A jak się ta wola boża objawiała? Alfabetem morsa? Kamienne tablice Bóg grwerował rysikiem? Nie rób sobie ze mnie jajeczek. Religia to nie Bóg, religię tworzyli ludzie.

      Chcesz mi powiedzieć, że przed Chrystusem nie było wybaczania? Mam na myśli ludzi. Jezusowemu wybaczaniu daleko do ludzkiego. On stawiał warunki, człowiek potrafi wybaczyć bezwarunkowo.
      A co to są relacje z Bogiem, poza tym, że to działa tylko w jedną stronę człowiek – Bóg?
      Jezus, jeśli uznać Go za Boga, też jest mściwy, więc z kolei Ty nie odkrywasz Ameryki.

      Przecież w tej bajce o raju jest tylko jeden przekaz – nie będziesz posłuszny Bogu, czeka cię kara. Widzisz tam inny system wartości?

      Wszystko ma wpływ na rozwój moralności. Nawet nasze potrzeby egzystencjonalne. Więc nie pisz mi, że ja zmieniam zdanie. Niemniej najważniejszy czynnik to rozum, bez którego nie mielibyśmy nawet pojęcia o tym, że moralność w ogóle istnieje. To on pozwala nam coraz dogłębniej rozumieć pewne aspekty i zawiłości moralności.

      A znasz system polityczno-społeczny, w którym nie tworzą się szumowiny?

      Usuń
    6. Religię, a potem prawa, które były jej częścią. Na jajeczka trochę za wcześnie, mamy dopiero styczeń.

      No właśnie, dlaczego człowiek potrafi wybaczyć bezwarunkowo?

      To tylko Ty w zaślepieniu swoim widzisz jeden... Piotr dostrzegł w nim coś więcej, więc możesz sobie poćwiczyć spostrzegawczość i czytanie ze zrozumieniem.

      Tak, tak rozum... Tylko co on ma wspólnego z moralnością, skoro z reguły podpowiada co innego?

      Nie znam, tylko to nie ja uważam, że to taki cudowna sprawa ten liberalizm.

      Widzę.

      Usuń
    7. Ani religia, ani prawo nie są bogami, w sensie osobowym.

      Człowiek, pewnie w genach, odziedziczył po (pra)przodka altruizm. Bóg, bogowie – nie mają zielonego pojęcia, co to jest.

      Akurat nie ze wszystkim z Piotrem muszę się zgadzać. Każda bajka, w tym ta o raju, ma tylko jeden wiodący morał. Reszta ma charakter: a co poeta miał na myśli? „(...) proces powstania nadmiaru szarej substancji nerwowej w mózgu”, sam w sobie nie jest moralnością. Procesy zachodzące w mózgu mają charakter zero-jedynkowy, a zło ma z reguły atrakcyjną ofertę. Ale się mylisz, gdyby rozum przeważnie podpowiadał zło, tkwilibyśmy w epoce kamienia. Dobro nie zawsze jest atrakcyjne, ale w konsekwencji zawsze się opłaca. Rozum potrafi wykalkulować tę opłacalność, dlatego nie poprzestaliśmy na instynkcie.

      Nie wierzę abyś miał ograniczone horyzonty. Powiedz, że Ci się nie chce szukać tych plusów, a ta niechęć wynika z tego szczękościsku. To tak jak ze mną w dziedzinie poezji. Gatunek literacki, jak gatunek, ale nawet nie próbuję odnaleźć w niej nic atrakcyjnego. Też dostaję szczękościsku :D

      Usuń
    8. czy ja ten przekaz dostrzegłem, czy tylko go sobie ubzdurałem racjonalizując ten mit to ja tak tego dokładnie nie wiem...
      być może zracjonalizowałem też owo słynne "nadstawianie drugiego policzka", które brane wprost dosłownie jest nie do przyjęcia... wymyśliłem bowiem interpretację polegającą na tym, by nie tworzyć sobie problemu z faktu, że /przykładowo/ ktoś nam da łokciem po żebrach zatłoczonym autobusie pozytywnie zakładając, że nie zrobił tego po złości z premedytacją...
      natomiast jeśli wbijemy sobie jako schemat postępowania wybaczanie takim ptysiom w autobusie to faktycznie można mówić o jakiejś moralności, bo czym jest tak naprawdę moralność?... niczym innym, jak systemem schematów funkcjonowania w typowych sytuacjach z określonym w nim zbiorem wartości {be, cacy}... piszę w "typowych", bo w mniej typowych nie działamy zwykle aż tak automatycznie, tylko rozwiązujemy "dylemat moralny"...
      z kolei zaś K.Rz-kat. nie wnika za bardzo w to, o co Jezusowi chodziło, tylko manipuluje jego (domniemanymi?) przekazami, by wymóc na owieczkach posłuszeństwo ze szczególnym uwzględnieniem wkręcania ich w poczucie winy...

      Usuń
    9. p.s. na najwyższym etapie rozwoju osobistego człowiek żadnej moralności nie potrzebuje, bo zawsze działa "właściwie"... ale to już wynika z innych nauk, niż jezusowe...

      Usuń
    10. Piotrze:

      Przekaz ewangeliczny w odniesieniu do moralności jest taki, że w zależności do sytuacji wybiera się odpowiedni fragment, przy czym z reguły jest tak, że na całkiem podobną okoliczność wybiera się inny „paragraf”. Jezus mówi o nadstawianiu drugiego policzka, a spróbuj obrazić Ducha Świętego. Jezus mówi o miłowaniu nieprzyjaciół swoich, ale jednocześnie gwarantuje ci piekło, jeśli go nie pokochasz. Jezus leczy chorych, ale tylko wybranych.

      Oczywiście, można mówić, że Jezus kombinował z moralnością, i to jest adekwatne słowo do Jego spojrzenia na moralność, w sposób odpowiedni dla danego czasu, ale to dowodzi, że nie jest Bogiem, nie zna bowiem wszystkich aspektów etyki. Ta Jego rzekoma innowacyjność obraca się tylko wokół zagadnień, które dziś nazwalibyśmy teologicznymi. Najgorsze jest jednak to, że z tych nauk nic nie wynikło poza skierowaniem się na pokorę, deprecjonowaniem indywidualnej osobowości i przejaskrawionym posłuszeństwie (czytaj: poddaństwie). Do dziś, w wielu kręgach religijnych, indywidualizm jest postrzegany pejoratywnie, jeśli nie jest skierowany na ascetyczną i religijną świętość.

      Czy reguły moralne kiedyś okażą się zbyteczne? Mam wątpliwości, bo jak zauważył Radek, w człowieku istnieje pierwiastek zła. Ja bym go nie przeceniał, ale on jest niezbędny, abyśmy wiedzieli czym jest dobro.

      Usuń
    11. PS. Oczywiście, można (czasami trzeba) korzystać z moralności w sposób intuicyjny. Nie będziesz przecież rozstrzygał jakieś dylematu moralnego za każdym razem od nowa. To tak jak z chodzeniem. Nauczyłeś się jako dzieciak, i teraz się nad tą czynnością nawet nie zastanawiasz. Ale..., zawsze możesz się potkną przez nonszalancką nieuwagę.

      Usuń
    12. A kto tak mówił?

      I znów mogę zapytać po kim altruizm odziedziczyli przodkowie. Mało tego, dlaczego uznali za stosowne go propagować. CZy Bogowie (vel Bóg) mają o tym pojęcie to nie wiem. Ale nagle użyłeś retoryki, jakby istnieli. Wstyd.

      Doprawdy? Czyli może oznaczać ten morał co innego, niż sobie założyłeś?

      Nie dlaczego. Ma swoje plusy niewątpliwie i zawsze miał. Obecnie żyjemy w epoce wymieszanych pojęć i wartości. Liberalizm zboczył za bradzo w lewą stronę... po prostu.

      Usuń
    13. Radku:

      Nie ja napisałem o sankcjonowaniu prawa wolą bożą.

      A chociażby od zwierząt. Znane są w ich świecie przypadki altruizmu, choć bez wątpienia opierające się na instynkcie, a nie rozumie. O jakim Ty propagowaniu altruizmu piszesz? Idź dziś do psychiatry, jak masz nadmierne altruistyczne ciągoty – zaleci Ci asertywność. Mnie zalecił.
      Gdy podkreślam swój ateizm – dopiero Ci to przeszkadza.

      Opowiedz żarłokowi bajkę o psie i wilku, uzna, że puenta jest ironią. Znasz inny morał bajki o raju? Aż jestem ciekaw...

      Bardziej lewicuje nam dziś w kraju prawicowy konserwatyzm. Powiedziałbym nawet, że jemu tylko krok do bolszewii. W tym ujęciu liberalna demokracja europejska jest faktycznie tyranią, bo zakłada możliwość istnienia (i to stosuje) innych nurtów społeczno-politycznych, nawet przeciwnych sobie. Mam wrażenie, że mylisz liberalizm z wolną amerykanką struktur gospodarczych (kapitalizmem), a to jakby dwie różne sprawy, choć nie przeczę, wzajemnie na siebie oddziaływujące.

      Usuń
    14. Bo tak ją uzasadniano, co nie znaczy, że Bóg o tym wiedział.

      Dobra nie dogadamy się, w tym temacie, nie mam zamiaru drobić w miejscu i tłumaczyć jak dziecku, którego zrozumienie pewnych rzeczy najwyraźniej przerasta.

      No i nawet takich które ją wyniszczają. Genialne, mało kto by na to wpadł.

      Usuń
    15. Oczywiście, że się nie dogadamy. Od wczesenego dzieciństwa przestałem wierzyć w bajki ;)

      Usuń
    16. Doprawdy? Jakoś tego nie widać.

      Usuń
  2. jednym z powodów dla którego religia lansowana przez K.Rz-kat. jest odstręczająca to postawienie głównego akcentu na moralność, która tak naprawdę jest efektem ubocznym (każdej) religii... zaprawdę wolę wersję "olimpijską" /chodzi o znaną nam przemiłą Olimpię/, gdzie mimo pewnych zasadniczych ograniczeń jest przesunięcie akcentu, bardziej istotny jest pewien luz, haj, wręcz transcendencja umysłu, niż wbijanie komuś do głowy schematów, jak ma oceniać i jak ma działać...
    mit o Adamie, Ewie i owocu "drzewa wiadomości" bez wątpienia jest narzędziem manipulacji ze strony szamanów "jedynej słusznej" religii, ale można na ten mit spojrzeć z nieco innej strony... ten mit opisuje moment powstania moralności, ale nie moralności jak takiej, bo moralność ma każde żywe stworzenie, ale MYŚLENIA o moralności, tego nadmiarowego myślenia, które tworzy swoje oceny zagłuszając spontaniczne działanie... toć właśnie to myślenie jest przyczyną wielu cierpień, które naga małpa sama sobie funduje... ten mit opisuje proces powstania nadmiaru szarej substancji nerwowej w mózgu, z którym naga małpa sobie nie radzi...
    co do Jezusa to nie uważam, by jego nauczanie było nauczaniem moralności... co prawda wytykał co poniektórym hipokryzję, ganił też pewne wykoślawienia związane z religią (scena z przekupniami świątynnymi), ale jakoś dziwnym trafem do tej pory w kościelnych katechizmach nie uświadczysz zakazu hipokryzji, ani zakazu zarabiania na religii...
    aha... seksem Jezus też się nie zajmował, nie polemizował z zasadami przyjętymi przez wyznawców judaizmu... ale to już osobna sprawa...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, zawsze się zastanawiałem, na co ludzie dla których moralność, będąca tym efektem ubocznym religii K. Rz-kat stawiają. I wychodzi mi, że albo czerpią z tej moralności, albo lądują w pierdlu z wyrokami... ;).

      Natomiast seksem faktycznie się nie zajmował, jakby w ogóle ta sfera nie była najważniejsza. KK go wyręczył aż nadto gorliwie w tej kwestii.

      Usuń
    2. wylądowanie w pierdlu nie jest żadną przesłanką dla oceny moralności wylądowywującego... toć niekoniecznie ktoś ląduje w pierdlu, bo jest "zły", ale za nieposłuszeństwo wobec bezsensownego prawa...

      Usuń
    3. Wszystko jest względne :D

      Usuń
    4. Piotrze:

      Każda, bez wyjątku religia, kładzie nacisk na moralność. Zielonoświątkowcy nie są od tego wolni. Tam jest taki schemat: kochaj Jezusa – nie będziesz grzeszył – żadne nieszczęście cię nie dopadnie. Jezus w Ewangelii jest dla nich zbiorem zasad do przestrzegania, więc dosłownie na niej się opierają. Nie ma więc żadnego luzu, jest tylko inne spojrzenie na przymus – masz bezwarunkowo kochać ten przymus.

      Zapomniałeś dodać, że w Biblii nie ma też zakazu okłamywania. ;)

      Się z Tobą zgodzę, Jezus tworzył bardziej podwaliny nowej religii, choć ja wątpię, aby przewidział jaki ona przyjmie kształt i charakter. Gdyby wiedział..., zostałby po ojczymie stolarzem.

      Usuń
    5. nie adresuję, bo zakładam, że ma miejsce trialog:
      jest nieco węższy zakaz, bo "dawania fałszywego świadectwa" ekstrapolowany na inne sytuacje... to trochę tak, jak z "nie cudzołoż", które katechizm ekstrapoluje na wszelkie aktywności seksualne, poza "jedyną słuszną"...
      ...
      skoro padło gdzieś w dyskusji słowo "altruizm", tedy napomknę, że altruizm jako cnota nie był ani jezusowym, ani postjezusowym (chrześcijańskim) wynalazkiem, choć nie można zaprzeczyć, iż na terenach, na których działał mogło być to pewną nowinką... zaś sam altruizm jako pozytyw wykoncypował ktoś inny, bardziej na wschód około pół tysiąca lat wcześniej, do tego wyprowadzając to z naukowych przesłanek, a nie żadnych "boskich" chceń...
      ...
      na temat (nie)boskości Jezusa nie będziemy się spierać, skoro mamy identyczne zdanie /znaczy ja i Asmo/...
      ...
      tak, wszystko jest względne, ale wyznawcy raczej nie podzielają tego zdania, wierzą w istnienie bezwględnego "zła" i "dobra", i rzecz jasna tylko ich ocena co jest "be" lub "cacy" jest jedyną prawidłową... "absolutyzm moralny" się to naukowo nazywa :)...
      ...
      aha, jeszcze ten liberalizm, a raczej słowo "liberalizm" jako określenie pewnej ideologii polit-społ... ja całkiem zrezygnowałem z używania tego słowa (w tym sensie), gdyż oznacza już tak wiele, że aż prawie nic nie oznacza... swoje poglądy polt-społ nazywam "wolnościowość" /albo "myśl wolnościowa", jakoś ładnej brzmi/, choć niesmak mnie nawiedza, gdy widzę, jak słowem "wolność" wycierają sobie gęby fani autorytarnego, totalitarnego porządku świata, zarówno komuniści z lewej strony, jak konserwatyści z prawej...

      Usuń
    6. odnośnie tytułu
      "Człowiek nie rodzi się ani prawy moralnie ,ani też moralnie nieprawy,przynajmniej zasadniczo chociaż bywa nasycony dziedzicznymi skłonnościami ,z których jedne są pomocne ku budowaniu moralnego dobra,a inne nie.Ponadto można dostrzec w człowieku jakąś skazę naturalną ,ujawniającą się w wewnętrznej dysharmonii,co katolicka teologia tłumaczy grzechem pierworodnym.Mimo to człowiek z natury jest przyporządkowany poznaniu prawdy,jak i umiłowaniu dobra(co nie jest jeszcze "dobrem moralnym"!)".(str.258-Człowiek jako podmiot moralności,)
      M.A.Krąpiec-"Ja -człowiek.Zarys antropologii filozoficznej.

      Usuń
    7. Piotrze:

      Odrzucenie pewnych dogmatów katolickich jest dziełem Lutra, a nie zielonoświątkowców. O ile Luter pozbywał się z religii fałszywej rytualności i do pewnego stopnia hipokryzji, o tyle nie był w stanie pozbyć się rygoryzmu. Inkwizycja protestancka była bardziej gorliwa od katolickiej. Zielonoświątkowcy wyśmiewają dogmatyzm, sami zaś uciekają w mistycyzm graniczący z obłędem. A co najgorsze, ów obłęd uznają za niezaprzeczalny dowód kontaktu z Bogiem. Bo jak nazwać dialog swojego wyobrażenia Boga z samym sobą? To ma nawet jakąś definicję w psychiatrii, ale nie chce mi się szukać.

      Najprostszym przykładem altruizmu na co dzień, nawet w tamtych czasach, jest przykład matki, poświęcającej się swemu dziecku, rzadziej mężowi ;). Problem w tym, że nie wszystkie zachowania altruistyczne mają jakikolwiek sens, więc ja bym altruizmu cnotą nie nazywał. W pewnych przypadkach zasługuje na pozytywną ocenę, ale czy zawsze?

      Zarówno narodowcy jak i nawet Kościół też nazywają siebie wolnościowcami, więc i tu się zgadzamy. W mojej ocenie lepiej stosować bardziej precyzyjne określenie, co nie znaczy, że liberalizm da się zdefiniować kilkoma przymiotnikami.

      Usuń
    8. Gwidoniuszu:

      A satysfakcjonuje Cię opinia, że człowiek rodzi się ateistą? Ja bym dziedziczenia w znaczeniu moralnym nie przeceniał. Nawet jeśli ono istnieje (a tego do tej pory nie udowodniono) nie ma żadnej siły obrony przed indoktrynacją, i nie mam tu na myśli tylko religijnej.

      Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę. W mojej ocenie dyskusja na blogu nie powinna mieć charakteru „dyskusji akademickiej” w jej pejoratywnym znaczeniu. Innymi słowy, nie ma konieczności podpierania się pracami naukowymi, chyba, że zaistnieje taka konieczność, to znaczy, ktoś poprosi, na czym opierasz swój pogląd. Bądźmy świadomi, że nasze poglądy i tak opierają się na poglądach innych. To, że do swojej wypowiedzi dodasz tytuł pracy naukowej, nie uczyni Cię bardziej wiarygodnym, tak się bowiem składa, że w dzisiejszym świecie, każda niby nowatorska teza, i tak spotyka się z natychmiastową krytyką. Aby być prawdziwie wiarygodnym, do prezentowanych tytułów, powinieneś dodać tytuły prac krytycznych – na tym polega pejoratywność, a czasami i śmieszność dyskusji akademickiej. Jeśli jakiś temat z pracy naukowej Ci się podoba, traktuj go jako swój. Nikt o to do Ciebie pretensji mieć nie może.

      Usuń
    9. at Asmo...
      to nie ja oceniam altruizm jako cnotę, wspomniałem tylko, że jest on tak oceniany w różnych religiach, czy ideologiach... dla mnie altruizm jest jedną z realizacji egoizmu, nie wartościuję zresztą ani altruizmu, ani egoizmu... można oceniać jedynie indywidualne przypadki, każdy z osobna...
      ...
      co do zielonoświątkowców to dokonałem jedynie porównania z katolicyzmem pod kątem akcentów, u tych pierwszych jest on położony na mistycyzm, u tych drugich na moralność... natomiast z faktu, że mistycyzm jako taki mnie kręci nie wynika bynajmniej jakiś szczególny entuzjazm dla tej konkretnej formy mistycyzmu... oczywiście moja wiedza na ich /zielonoświątkowców/ temat jest marna, zaś jedno doświadczenie wizyty na ich obrzędzie to mało, zwłaszcza, że z braku czasu zabrakło pogadania z kimś z nich, tak więc nie było to pełne doświadczenie... ale abstrahując od treści obrzędu, to sam klimat oceniam jako pozytywny, luzacki, nie czułem też przesłodzonej sztuczności /sztucznego przesłodzenia?/ klimatu, którą czułem podczas podobnego doświadczenia u mormonów...
      ...
      nie wykluczam, że ta sprawa ze słowem "liberalizm" to mój osobniczy problem, jako że już dawno się pogubiłem w tych przymiotnikach...

      Usuń
    10. Myślisz, że przypadki spontanicznego altruizmu to egoizm? Przypadki wyrachowanego altruizmu może się i zdarzają, ale je wtedy trudno uznać za altruizm, skoro towarzyszy im pewna interesowność. Klasycznym przykładem jest tu WOŚP, choć nic przeciw tej akcji nie mam. Jestem natomiast autentycznie przekonany, że ta akcja wszystkim robi „dobrze”. Zarówno organizatorom (nie mam nic przeciw, jeśli coś uszczkną dla siebie), zbierającym i dającym zapewnia dobre samopoczucie, wreszcie adresatom daje nadzieję.

      Wiesz, gdyby wszystkie religie działały na tych samych zasadach i dogmatach – byłaby tylko jedna. Zielonoświątkowcy kładą największy nacisk na relację (miłość nie tyle dobrą, ile doskonale poddańczą, co według mnie powoduje niezrozumiałą radość), i wszystko jest temu podporządkowane. Paradoksalnie mamy tu większy rygoryzm niż w religii katolickiej, gdzie też masz kochać Jezusa, ale możesz i grzeszyć, bo po odprawieniu pewnych rytuałów, On ci odpuści. Zielonoświątkowcy zaś uznają, że Jezus umarł na krzyżu za ich przyszłe grzechy, więc niejako a priori grzechu już nie ma, byleś tylko wciąż ponad wszystko Go kochał. A skoro kochasz, nie masz prawa grzeszyć, w ogóle o grzechu nie myślisz. Niejako ginie pojęcie zła, co w mojej opinii jest wręcz niebezpieczne. O mormonach się nie wypowiem, owszem czytałem, że tam rygoryzm jest posunięty do absurdu, ale nie wiem nic konkretnego.

      Też bym się pogubił, gdybym ulegał takim krytykom jakie wysnuwa np. Radek. Trzymam się jednej, ogólnej definicji, reszta jest kwestią interpretacji.

      Usuń
    11. być może jest to kwestia szerszej definicji egoizmu, według której altruizm również jest realizacją swoich interesów, bo jakby nie było, altruista też ma coś z tego swojego altruizmu, tylko na głębszym poziomie...
      ...
      jeszcze raz powtórzę, być może inaczej formułując, że skupiałem się na samym klimacie, nie wnikając w detale doktrynalne... ale gdy tak mi je wyjaśniasz, to chyba już wiem, skąd ten luz, który sensowałem, a którego nie ma wśród katolików i mormonów... zielonoświątkowcy po prostu pozbyli się poczucia winy, tak kluczowego w innych odłamach chrześcijaństwa... w sumie niegłupie, bo poczucie winy to coś destrukcyjnego, całe mnóstwo zabiegów psychoterapeutycznych polega na leczeniu z poczucia winy...
      ale podkreślę też, że ja ich wcale nie znam, miałem jedynie powierzchowne z nimi doświadczenie i nie wykluczam, że głębiej kryje się jakieś grubsze nieszczęście...
      ...
      ja już nawet nie wiem, która jest ta jedna, ogólna definicja... ale szczerze mówiąc, to pozbycie się ze słownika słowa "liberalizm" wcale mi życia nie utrudnia... oczywiście mowa o znaczeniu jako nazwie ideologii, bo z przymiotnikiem "liberalny" i "liberalizmem" ("liberalnością") w rozumieniu common mam relacje bezproblemowe...

      Usuń
  3. bardziej odpowiada mi człowiek, jako tabula rasa...
    Gospodarzu, cóż znaczy tzw.doświadczenie życiowe,oczytanie itd(na które ,tak często się powołujesz) wobec przemyśleń i wiedzy wybitnych myślicieli.....
    swoją wiedzę oparłeś na art. z Frondy,która od czasu ery Terlikowskiego przynosi więcej szkody wierzącym niż korzyści....
    dałem zatem inny przykład "grzechu pierworodnego" i tylko tyle-może trudniej to zrecenzować niż szanownego Zatorskiego z Frondy-kto to w ogóle jest dopiero sprawdzę
    to ,ciekawe myślenie ,że człowiek staje się bardziej wiarygodny ,przedstawiając swoje przemyślenia ,które i tak "ściągnął" od innych,ale nie ma potrzeby podawać od kogo...
    ta każda nowatorska teza ,która spotka się z krytyką -jak to rozumieć -jest"hamulcowa", czy to scjentyzm,czy dogmat,aksjomat ...
    w końcu nikogo nie zmuszam ,aby sięgnął do innych źródeł ,które podaję-myślę ,że taka forma informacji poszerza naszą wiedzę...
    jeżeli cytatę wykorzystałbym,jako swoje przemyślenie czułbym się niekomfortowo...
    dzięki za informacje -chodzi o przemyślenia...jasne.
    p.s.kto udowodnił ,że człowiek urodził się ateistą ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto udowodnił, że człowiek rodzi się teistą? Sam określiłeś umysł nowonarodzonego tabula rasa, której po stokroć bliżej do ateizmu niż teizmu. Niestety, owa tabula rasa jest skłonna przyjąć każdą bajkę za prawdę, stąd indoktrynacja religijna ma się tak dobrze.

      A skąd Ty wiesz, że moje przemyślenia nie są tak samo wybitne, jak owych sławnych myślicieli? Ja tylko nie mam skłonności głoszenia ich całemu światu, ograniczając się tylko do blogu, mając pełną świadomość ograniczoności jego poczytności. Popełniasz też kolosalny błąd w ocenie mojej osoby. Ja swoich poglądów i przemyśleń nie opieram na Frondzie (tytuł netowy tego blogu – antyfronada), ja je tylko z piszącymi na Frondzie (i nie tylko tam) konfrontuje i poddaję ostrej nieraz krytyce.

      To jest nie tylko ciekawe , to jest ogólnie stosowana praktyka. Jeśli zaczniesz analizować skąd się biorą czyjeś poglądy, co kogo inspirowało, dojdziesz w końcu do praojców filozofii: Arystotelesa i Platona. Pewnie wcześniej byli inni, ale „nie ostał ci się po nich nawet sznur”. Oczywiście, myśl tych pierwszych ulegała stałej modyfikacji, więc ja nie mam żadnych wyrzutów sumienia, że moje myślenie też temu procesowi podlega. To jednak dowodzi, że Twoja insynuacja, iż tworzę własne aksjomaty oparte na scjentyzmie jest mylna i ma charakter próby zdeprecjonowania , pozbawienia mnie komfortu pozytywnej oceny mojego własnego myślenia (ciekawe czy swoje poglądy oceniasz tak samo?). Na szczęście jestem na to odporny.

      Nie, informacja, że gdzieś tam ktoś, coś napisał niczego nie wnosi do dyskusji, bo jak napisałem wcześniej, zaczyna przypominać dziwną szermierkę na tytuły książek (coś jak kryptoreklama). Znasz jaką światłą myśl, przedstaw ją, podaj kto to powiedział (jeśli się czuje zobligowany), i na tym koniec, chyba, ze ktoś zechce dowiedzieć się, skąd się to wzięło.
      Jeśli powiem, ze dwa dodać dwa równa się cztery, nikt ode mnie nie będzie wymagał, abym podał autora tego twierdzenia, ani tym bardziej źródła (książkowego) gdzie to twierdzenie zostało umieszczone. Nie popadajmy w paranoję, tym bardziej u mnie na blogu.

      Usuń
    2. świetne
      jestem u Gospodarza ,bo czytam te wybitne przemyślenia krytykujące- pisane ,np.we Frondzie ,lub czasopismach..... .To działa na mnie na tyle inspirująco ,że szukam innych źródeł wiedzy ...
      Najchętniej skorzystałbym z jakiegoś podręcznika ,czy przewodnika dla ateistów -ale widać uniwersalnym dziełem zarówno dla wierzących i pozostałych jest BIBLIA.
      Uważam ,że Twoje pisanie i przemyślenia są równie wybitne ,jak Marksa ,Bakunina ,Żiżki(?) ,Lyotarda,Huntingtona,Wallersteina,Lafarguea,Engelsa,Bernsteina,Veblena,Lenina,
      Reicha,Freuda,Fromma,Adlera,Horkheimera,Spinelliego,Adorno,Kinseya,de Beauvoira,Marcusa,Kuronia,Rortyego,Habermasa,Moscoviciego,Feurbacha(?)i pewnie pominąłem jeszcze wielu myślicieli ,których teorie wsączane są do większości umysłów ludzi 20 i 21 wieku....
      Na razie spotykam się tylko z Twoją twórczością krytyczną względem Frondy,nie nazywaj zatem ,że to mój błąd -ja nadal mam nadzieję ,że wyjdziesz z tej strefy "portali katolickich",czy jak je tam zwał(złogi mowy nienawiści)i ogłosisz swoje credo(?) -taka niby życiową kwintesencję zwykłego a zarazem nietuzinkowego myśliciela....
      Gospodarzu ,nie ośmieliłbym się oceniać Twojej osoby(nie dorosłem intelektualnie do takiej próby),a nawet Twoich poglądów -nie nadążam po prostu.Stąd moje powroty do podstawowych lektur z dziedziny filozofii,socjologii,etyki ,moralności itd-minęło bowiem parę lat i sporo zapomniałem.Jestem pełen wdzięczności ,bo tę inspirację zawdzięczam pośrednio właśnie Tobie,a raczej Twoim wywodom -nieraz tak bardzo oryginalnych i logicznych,że rzeczywiście wymyśleć to przeciętny umysł by nie dał rady,a kto wie ,czy godnym przeciwnikiem w dyskusji byłby Bauman ,czy Dawkins.No przecie,dzięki Tobie sięgnąłem po "The Selfish Gene"-i liznąłem zaledwie koniuszkiem jego teorię dotyczącą najmniejszej jednostki informacji nazwanej memem i teorii ewolucji kulturowej nazwanej memetyką.Wiadomo ,jak pojęcie memu weszło do języka potocznego-i to bez żadnego powiązania z teoriami Dawkinsa i memetyką?I czego to jest przykład ? Wiem,że wiesz-bo często spotykam się z takim fenomenem i tu.Jest to wręcz idealny przykład (ten z memem w internecie)behawiorystycznego pre-formatowania ludzkich mózgów.Wiesz o tym na pewno,że mechanizm ten powoduje ,że w przypadku oceny teorii antropologicznych mózg przyzwyczajony do posługiwania się pojęciem memu MUSI teorię socjobiologiczną za bliską i zrozumiałą ,bo pasującą do utrwalonego(mojego ,Twojego?) stereotypu....
      rzeczywiście 2 plus 2 może być 5 -ale nie będę podawał ani autora ,ani źródła-bo to komuś może się wydać niemożliwe ,nie wpadajmy w przesadyzm akademicki ,wystarczy intuicja,przeczucie i wydaje mi się ,że.....-dzięki za arcyciekawy wpis....

      Usuń
    3. p.s. za wyrazem MUSI winno być UZNAĆ-ale to bagatelka
      salut

      Usuń
    4. moja matematyka:
      0=0
      16-12-4=20-15-5
      4(4-3-1)=5(4-3-1)likwidujemy nawias
      4=5
      2+2=5
      pre-formatowanie,czy brak podstawowej wiedzy?

      Usuń
    5. Nie wiem czy chciałbym się znaleźć w takim panteonie filozofów, wszak napisałem Ci, że w pełni satysfakcjonuje mnie mój blo, a nawet dwa. Właśnie!. Drugi blog wskazuje na to, że nie ograniczam się li tylko do Frondy i powinieneś to wziąć pod uwagę, zanim wydajesz na mnie „wyrok”.

      Widzisz, mnie nie jest potrzebna żadna teoria memów, aby zrozumieć to, jak funkcjonuje nasz mózg. Bardziej odpowiadam mi teoria samolubnego genu (też Dawkinsa), która jednocześnie tłumaczy, dlaczego jesteśmy tak różni.

      A propos owego dowodu na to, że 4 = 5:
      Od kiedy to,
      mój uczony kolego,
      dzieli się przez zero?

      Usuń
    6. podałem przykład behawiorystycznego pre-formatowania ludzkiego mózgu na podstawie "matematyki" -myślę ,że wielu dałoby się na to nabrać ,gdyby byli uczeni w ten sposób-przykład znalazłem w necie,jako coś w rodzaju rebusu.Rzeczywiście ,wiedza to ogromna wiedzieć jak funkcjonuje nasz mózg(ale chyba nie cały,bo któraś z półkul jest trochę leniwa,ciekawe ,czy u wszystkich ta sama -bo mnie interesują anomalie)
      Chyba trzeba przetłumaczyć tytuł "The Selfish Gene"...

      Usuń
    7. no, nie całkiem chodzi w tej teorii o przyczyny różnic między nami(w jakim sensie?genetycznym,umysłowym,czy jakim?). Mnie bardziej odpowiada tłumaczenie:że gen jest podstawowym elementem ewolucji, a selekcja naturalna odbywa się na poziomie genetycznym.Geny oczywiście nie są "samolubne"w znaczeniu potocznym (używając ,jak to mówisz normalnego języka),ale wykazują naturalną skłonność do replikacji i traktują organizm wyłącznie jako środek realizacji celu przetrwania.Ale może mamy na myśli to samo zjawisko (proces?),tylko przedstawiamy to inaczej -z racji tych różnic ,właśnie a może...
      Gospodarzu ,jaki wyrok do licha -daleki jestem od takich prób -drugi blog świadczy o Twoich szerokich horyzontach-a przecież piękne jest to co nas RÓŻNI właśnie -i stąd ta przyjemna pogwarka nasza... salut.

      Usuń
  4. at Asmo...
    miałem dać znać, więc daję... zresztą samo się dało znać w linkowni na "Zrzędzie"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z powodu coraz gorszego widzenia musiałem tak powiększyć obraz przeglądarki, że nie widzę linkowni, co „uwalnia” od jej śledzenia. Inne blogi, ze względu na grafikę, czyta mi się już tak źle, że po pierwszych odwiedzinach, patrzenie w ogóle, sprawia mi ból. Stąd była moja prośba.

      Usuń
    2. okay, rozumiem... swojego czasu, gdy reformowałem bloga, uwzględniłem postulaty gorzej widzących znajomych i wydaje mi się, że jest on przyjazny dla osób z takimi kłopotami... co prawda system pozwala na jeszcze większy krój fontów, ale wtedy (paradoksalnie) utrudni to percepcję tekstu, jako że tekst to nie tylko pojedyncze litery, ale konstrukcja, które tworzą...

      Usuń
    3. To nie kwestia wielkości liter, a kontrastu. Na dziś mam tylko drobne problemy z białym tekstem na ciemnym tle. Odwrotność czyni tekst zupełnie nieczytelnym, nawet gdybym wybrał czcionkę rozmiar 64.

      Usuń
    4. tak, kontrast też ma duże znaczenie... przypomniały mi się w tym momencie tablice drogowe w byłej Czechosłowacji: żółte litery na niebieskim i w efekcie po zmroku ni cholery nie było wiadomo, gdzie się jest...

      Usuń